paź 232022
 

Niczym. Ta odpowiedź jest porażająca, prosta i prawdziwa. Brytyjska marynarka, a mam na myśli marynarkę nowoczesną, stworzoną przez admirała Johna Fishera, działa na tym samym paradygmacie, co średniowieczna armia mongolska stworzona przez Czyngis Chana.

Seria podobieństw zawiera w sobie podobieństwa głębokie i powierzchowne. Oto szydzono skrycie z Fishera, nazywając go „żółtym niebezpieczeństwem”, podwładni i dziennikarze uważali, że był on pół krwi Malajem, albo, że urodziła go syngaleska księżniczka. Przyszedł bowiem na świat na wyspie Cejlon, nazywanej dziś Sri Lanka. W rzeczywistości Fisher przeszedł bardzo ciężko malarię i kilka razy dyzenterię, bądź to, co w jego czasach za te choroby uważano. Zmienił się na twarzy i pożółkł. Miał charakterystyczny wygląd i charakterystyczny styl dowodzenia. W zasadzie znał tylko jedną komendę – cała naprzód! Inne go nie interesowały. Określano też go czasem wyrazami takimi jak „przebiegły i nieszczery Azjata”. Na samym szczycie swoich celów stawiał admirał niekwestionowany sukces, a światowy pokój mogła według niego zapewnić tylko Royal Navy i jej całkowita dominacja na oceanach. Kiedy niemieckie zbrojenia były już w zaawansowanym stadium, Fisher złożył królowi propozycje następującą – podpłyniemy po cichu do Wilhelmshaven i rozwalimy wszystkie krążowniki, jakie tam stoją, zanim ktokolwiek zdąży w ogóle krzyknąć – wojna! I będzie po sprawie. Król się nie zgodził, choć przecież podobne operacje były już przeprowadzane. Nelson załatwił w ten sposób flotę duńską stojącą w porcie kopenhaskim. Michel de Ruyter rozprawił się tak z flotą brytyjską, a w XVI wieku Duńczycy zlikwidowali tak gros kaperskiej floty Zygmunta Augusta, blokując port w Pucku i porywając wszystkich kapitanów. Był to więc stały element gry, dokładnie tak stały, jak wszelkie stałe i niezmienne elementy taktyki armii mongolskiej operującej na wielkim stepie. Fisher w sposób niezwykle syntetyczny ujmował problemy dowodzenia i konsekwencje niezrozumienia tych problemów. Powiedział kiedyś na przykład coś takiego – jeśli generałowie są idiotami, ale mają żołnierzy, którzy walczą jak lwy, kampania będzie uratowana. Jeśli admirał jest idiotą, nie pomoże nawet sto tysięcy lwów. Jego polityka personalna była bez przerwy krytykowana, nie miał litości dla słabych, wątpiących, okazujących niezdecydowanie i wahania. Nie stosował kar cielesnych, ale usuwał z szeregów bez jednego słowa wszystkich, których uważał za nieprzydatnych. – Nieudacznicy – mówił o nich. Podczas swojej służby w królewskiej flocie, przez cały jej początkowy okres spotykał wyłącznie samych nieudaczników. W końcu zaczął wychowywać midszypmanów, żeby mieć kim dowodzić. Powszechnie uważa się, że Fisher stworzył okręt typu Dreadnaught, ale lista jego zasług dla marynarki królewskiej jest znacznie dłuższa. Sam przeszedł trudną bardzo drogę, choć jak wielu rozpoczynających karierę w marynarce chłopców był czyimś protegowanym. Niewiele mu ta protekcja pomogła, choć jego matką chrzestną była żona gubernatora Cejlonu. Rozpoczął służbę jako trzynastoletni chłopiec na starym okręcie, wśród posiwiałych już midszypmanów, których od razu sklasyfikował jako nieudaczników. Była to typowa kariera, która w dodatku rozwijała się bardzo powoli. Już jako admirał, Fisher usunął z marynarki wiele znanych sobie dobrze patologii. Przede wszystkim zmienił system żywienia marynarzy. Na każdym okręcie znajdowała się za jego czasów piekarnia, która wypiekała świeży chleb dla załogi. Wcześniej marynarze żywili się sucharami, które były pełne robaków i trzeba było pukać nimi w stół, żeby usunąć – jak pisał Fisher – te najtłustsze. Woda na okrętach nie nadawała się do picia, była pełna żywych organizmów, zatęchła i śmierdząca. Dziwne więc wydaje się to, że załogi nie marły masowo na dyzenterię.

Można powiedzieć, że Fisher pozbawił królewską flotę ostatnich atrybutów romantyzmu. Za jego czasów ostatecznie zniknęły z Royal Navy żagle, drewniane kadłuby, obijane blachą i armaty ładowane od lufy. A były one stosowane jeszcze w latach osiemdziesiątych XIX wieku.

Fisher był wielkim pasjonatem okrętowej artylerii. Można powiedzieć, że całą swoją służbę poświęcił temu, by zmodernizować, usprawnić i wdrożyć do służby nowe wzory uzbrojenia. Nie było to łatwe, głównie ze względów kompetencyjnych. Dziś trudno w to uwierzyć, ale w XIX i XX wieku o tym, jakie armaty będą montowana na okrętach królewskich i ile ich będzie decydowała armia, a nie admirałowie. Jaka była opinia Fishera o generałach mniej więcej już wiemy. Kłopot polegał na tym, że oni też mieli swoich protektorów, także byli zaangażowani politycznie, a ze względu na stałą dysproporcję pomiędzy armią a flotą w Wielkiej Brytanii, byli bardzo drażliwi na tle swoich kompetencji. Odebranie im możliwości wpływania na uzbrojenie floty zajęło admiralicji ponad dwadzieścia lat.

Fisher, podobnie jak Czyngis był, w dobrym rozumieniu tego słowa, personalnikiem. To znaczy stawiał na konkretnych ludzi. Tyle, że nie szukał ich po wszystkich służbowych pionach i wszystkich pływających pod brytyjską flagą jednostkach, a sam wychowywał.

Przez większość swojej kariery Fisher przygotowywał się do wojny z Francją. Jego głównym zmartwieniem były francuskie torpedowce. On sam uważał, że torpedy są przyszłością wojny na morzu, podobnie jak okręty podwodne. Nie pomylił się. Wymyślił jednak i wdrożył do produkcji klasę okrętów, bez których dekadę później nikt nie wyobrażał sobie prowadzenia wojny na morzu – Fisher wymyślił niszczyciele. Zrobił to z obawy przed francuskimi torpedowcami ukrytymi w Hawrze i Tulonie.

Los zdecydował jednak inaczej i Fisher musiał stanąć przeciwko Niemcom, o których miał bardzo wysokie mniemanie. Uważał oczywiście, że trzeba zniszczyć ich flotę,, zablokować porty, zagłodzić ich, jeśli zajdzie taka potrzeba, ale cesarza Wilhelma, uważał za równego gościa. Towarzysko Fisher był świetny. Przede wszystkim znakomicie tańczył i śpiewał. Na rautach, balach i wieczorkach był zawsze duszą towarzystwa. I trudno przypuścić, znając nawet pobieżnie jego biografię, że się do tej roli nie przygotowywał. Obycie towarzyskie było częścią jego wielkiej strategii, tak jak były jej częścią nowe armaty, ładowane od tyłu, pancerne kadłuby i piekarnie na okrętach czyniące życie marynarzy znośnym. Fisher potrafił, na nudnym raucie, za zgodą króla – a był już poważnym i dość schorowanym panem – zabawiać gości śpiewaniem kupletów, nie wyszukanych bynajmniej. Wszystko mu uchodziło, albowiem admirał każde swoje działanie poprzedzał bardzo dobrym rozpoznaniem. Wiedział też, że flota królewska to bardzo niewielka – na tle populacji imperium – grupa ludzi, która rozpoznaje się nawzajem dobrze, zwalcza lub popiera w zależności od okoliczności, a osobiste talenty, jakie by one nie były, są tam bardzo cenione. Fisher został więc przede wszystkim dobrym marynarzem. Potem nauczył się astronomii i został dobrym artylerzystą, a kiedy już go zauważono, co nie równało się bynajmniej awansowi, bo do tego, jak w armii mongolskiej, potrzebne było wskazanie wielkiego chana, pokazał, że umie tańczyć i śpiewać.

Na tym zakończę dzisiejszy tekst, choć mógłbym napisać jeszcze drugie tyle. Siedziałem wczoraj nad zapomnianą już całkiem, potężną książką pod tytułem „Dreadnought”, którą podarował mi kiedyś wierzący sceptyk. Do biografii Fishera, o wydanie której poprosił mnie król w swoim liście, nawet nie zajrzałem. Zostawiam ją sobie na później. Mam nadzieję, że ukaże się ona jeszcze w listopadzie, albo w grudniu, jeśli sprawy się trochę obsuną. I tworzy przed nami nowy, interesujący obszar dociekań.

  10 komentarzy do “Czym brytyjska marynarka różni się od armii mongolskiej?”

  1. Władca osiągnie sukces, kiedy stosuje selekcję pozytywną nie negatywną. Przy negatywnej (słaby ale wierny) otoczy się głupkami, którzy dodatkowo pociągną go na dno. Admirał postawił na jakość i tyle

  2. A propos żywienia marynarzy, na okrętach Cooka jedzono kapustę kiszoną. Z tego co słyszałem nie udaje się ona na wyspach brytyjskich. Skąd więc była, jeśli to prawda?

  3. Ja gdzieś czytałem że cytrynami.Z tego powodu marynarzy angielskich nazywano ,,Lemons,,.Przez starych wilków morskich traktowane to było jak obelga.Woleli nie jeść cytryn i nie mieć żadnych zębów ,jak na marynarzy przystało niż spożywać witaminy i znosić hańbę pełnego uzębienia.

  4. Niestety zgadzam się, partie wodzowskiej tak robią PiS, PO, PSL i tyle w temacie

  5.  

    tak trochę żartując

    te Angole to jakieś dzieci szczęścia, jak chcieli być piratami to byli i posła królewskiego /Działyński/ przetrzymali ile chcieli chyba ze dwa tygodnie, zanim przed oblicze swojej królowej postawili i na skargi na jej ręce wniesione zdaje się że nie reagowali, także nikt im kaprów w żadnej zatoce nie unicestwił, żaden statek przez mistrzów włoskich budowany im nie zatonął np tak pechowo że  już przy wodowaniu, jak chcieli przejechać się przez ziemię moskiewską do Buchary to jeszcze dostali baaardzo silną eskortę, jak Sobieski chciał budować port w Połądze to od razu miał angielskiego lekarza, który bardzo się starał ale król niestety nie wydobrzał,  itd …. a kiedy im pilotów zabrakło to od razu mieli harcowników z przyjaznego polskiego kraju — nie chce mi się wymieniać ich wprost cudownych sukcesów także w tzw myśli technicznej , ale powtarzam Angole są to dzieci szczęścia im się wszystko udaje …

    aż nie wiadomo jak to się stało że ktoś im imperium rozmontował

  6. „aż nie wiadomo jak to się stało że ktoś im imperium rozmontował”

    Jak to „nie wiadomo”, skoro wiadomo i to nie jest tajemnica.

    Otóż bankier Mayer Amschel von Rothschild miał pięciu synów, którzy dorobili się dużych fortun na finasowaniu Rewolucji Francuskiej i wojen napoleońskich(finansowali wszystkie strony konfliktów wojennych).

    Trawestując strofy Ballady litewskiej Adama Mickiewicza pt. „Trzech budrysów” można napisać:
    Stary Rothschild pięciu synów, sprytnych jak sam lichwiarzy
    Na dziedziniec przyzywa i rzecze:
    Wyprowadźcie rumaki i narządźcie kulbaki,
    A zabierzcie swe sakwy i złoto.
     Bo mówiono w Londynie, że otrąbią niemylnie
    Pięć wypraw na świata pięć stron:
    Salomon Mayer  do Wiednia, Nathan Mayer w Londynie

     

     Karl Mayer pojedzie do Włoch a James Mayer do Francji

    Amschel Mayer przy ojcu zostanie we Frankfurcie

    Kiedy majątek rodziny Rothschildów urósł do takich rozmiarów, że był o większy o rząd wielkości innych najbogatszych bankierów W Europie, wtedy ruszyli kapitałowo podbijać Amerykę, która po Deklaracji niepodległości Stanów Zjednoczonych od Wielkiej Brytanii w 1776 roku zaczęła rosnąć na gospodarczą i militarną potęgę a Rothschildowie za radą ojca korumpowali polityków, by w końcu przejąć kontrolę nad państwem.

    „Przecież wiesz, drogi Nathanie — pisał do brata Salomon w październiku 1815 roku — co ojciec zwykł mawiać o trzymaniu się swojego człowieka w rządzie”.

    W innym zaś miejscu precyzował:

    „Pamiętaj o zasadzie ojca, że trzeba być gotowym na wszystko, byle tylko uzyskać dostęp do takiej znaczącej postaci w rządzie”.

    Mayer Amschel nie ograniczał się zresztą do takich ogólnych rad, ale pokazywał im wprost, jak można wykorzystać współpracę z wysoko postawionymi politykami:

    „Nasz świętej pamięci ojciec uczył nas, że jeśli jakiś wpływowy człowiek uzależni się finansowo od Żyda, wówczas należy już on do tego Żyda [gehört er dem Juden].

    Pierwsza wojna światowa pokazała, ze USA pod kontrolą żydowskich bankierów wyrasta na konkurenta Wielkiej Brytanii do roli globalnego hegemona a II WŚ całkowicie zdetronizowała Wielką Brytanię na rzecz USA.

    Rewolucje, wojny, kryzysy- to odwieczne narzędzia żydowskich bankierów używane do zdobywania kontroli nad światem, czego celem jest Wielki Reset kapitalizmu i NWO.

    Wszystkie większe rewolucje, wojny i kryzysy,  począwszy od Rewolucji francuskiej, są dziełem i w interesie żydowskiego banksterstwa(obecna wojna na Ukrainie jest jedną takich ich wojen).

    Tak było, że finansowali Lenina i Trockiego a potem Hitlera, potem Chiny, potem Putina, by stwarzać warunki do rewolucji i wojen.

    Te historie opisywał w swych książkach  Antony Cyril Sutton, który był brytyjsko-amerykańskim pisarzem, badaczem, ekonomistą i profesorem.

    https://youtu.be/Avr6OgC8H4E

  7. Sergiusz Piasecki w którejś ze swojej książek o półświatku przemytniczym , napisał zeznania jakiegoś Urki że nie ma takiego frajera który by nie spotkał większego od siebie … no i tak jakoś do imperium ta =maksyma= jakiegoś szubrawca bardzo idealnie pasuje

  8. a balladę o 5 finansistach/budrysach postaram się znajomym -sprzedać-

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.