sty 272021
 

Myślałem, że jedenaście ponad lat istnienia tego bloga odniosło jakiś efekt w postaci nowych standardów komunikacji. Wczoraj przekonałem się, że niestety jest odwrotnie. Ludzie nie zwalczą nigdy pokusy, by prowadzić dyskusję w ramach narzuconych, całkowicie fikcyjnych formuł, którymi nie da się opisać niczego, poza bardzo prostymi i pretensjonalnymi szajbami.

Jak wszyscy pewnie zauważyli mało tu rozmawiamy o sztuce, a dzieje się tak dlatego iż wszystko co wokół sztuki się rozgrywa, śmierdzi na odległość zgniłym mięsem, co do którego nie ma pewności czy nie należało kiedyś do jakiegoś człowieka.

Nie będę tu mnożył metafor i prowadził jakiegoś zawiłego bardzo wywodu. Powiem o co mi chodzi. Oto wczoraj okazało się, że krakowska kuria ukradła obraz Agnieszki Słodkowskiej i rozkolportowała go na zaproszeniach, reklamujących pasterkę celebrowaną przez arcybiskupa Jędraszewskiego. Nie wiadomo właściwie co powiedzieć. Gdyby ktokolwiek z tej kurii zadzwonił do autorki i zapytał czy może wykorzystać ten projekt z pewnością dostałby zgodę bez żadnych warunków. No, ale po co to robić, kiedy reprezentuje się tak ważną i potrzebną instytucję jak krakowska metropolia. Kto by się tam przejmował jakimś obrazkiem, który wisiał na stronie gdzie coś piszą, jacyś nieważni całkiem blogerzy? Po co się tym zamartwiać, kiedy są rzeczy ważniejsze, na przykład organizacja dni islamu w Kościele katolickim. No i wszystko co związane jest z covidem.

Nie sądzę byśmy przekonali kogokolwiek do przeproszenia autorki za ten wybryk, choć napisałem wczoraj list do biura prasowego kurii. Pozostanie on, jak wiele innych listów, bez odpowiedzi. Znajdujemy się bowiem, my wszyscy, którzy mamy cokolwiek wspólnego z tym miejscem, poza spektrum widoczności zjawisk, istotnych dla hierarchii i dla duchownych w ogóle. Wyjąwszy z tego naszych kolegów w sutannach i habitach, którzy przychodzą tu całkiem prywatnie.

Uważam, że psychologiczne podłoże tej kradzieży jest bardzo głębokie. Oto ktoś, nie byle kto zapewne, decyduje, że na zaproszeniu ma być taki a nie inny obrazek. Ściąga go z naszej strony, albowiem sądzi, że skoro on wisi na SN to znajduje się w wolnej domenie. Tak nie jest i złodziej dowiedziałby się tego, gdyby sprawdził co jest na stronie samej autorki. Nie zrobił tego jednak, bo gdyby zrobił cofnąłby rękę. Tam wszystko podpisane jest nazwiskiem. Tak mniemam, choć mogę się mylić i być może przez swoje wrodzone frajerstwo próbuję go tu jakoś usprawiedliwić. Po co w ogóle umieszczać na zaproszeniu współczesny obraz autorki, której tak zwany świat artystyczny nie zauważa? Można przecież wziąć z publicznej domeny dowolny obraz „starego mistrza” i zrobić w ten sposób projekt zaproszenia. Można, ale lepiej żeby obraz był współczesny. Komuś, być może temu złodziejowi, przyszło do głowy, że wobec całkowitego wypłukania przestrzeni sakralnej z malarstwa tablicowego, rzeźby i fresków, dobrze będzie pokazać ludziom, że coś się jednak dzieje i ktoś jeszcze maluje religijne obrazy. To nie musi być prawda, ale ja przyjmuję takie założenie. W dodatku maluje te obrazy ładnie, bez głupiej maniery i bez kokieterii wobec różnych bałwanów, odzianych w purpurę. To miła świadomość, jak przypuszczam, odkryć, że powstają takie obrazy, a do tego jeszcze, że ludzie chcą je oglądać i odnajdować na nich siebie. Niewątpliwym walorem cyklu stworzonego przez Agnieszkę, jest to, że opowiada on historię św. Józefa, a nie historię Polski poprzez św. Józefa, nie historię walki Kościoła z komuną poprzez św. Józefa i nie historię Jana Pawła II i jego osobistych relacji ze św. Józefem.

To podnosi wartość tych obrazów, mimo że wiele osób usiłuje je krytykować. Zanim przejdę do dalszych rozważań, mała dygresja. Unieważniam niniejszym wszelkie toczące się na SN dyskusje o jakości tego, namalowanego przez Agnieszkę, cyklu, a jak ktoś będzie próbował coś niepochlebnego o tych obrazach pisać, wyleci natychmiast. Powody są następujące – ludzie nie potrafiący namalować kotka nie mogą zabierać głosu w sprawie warsztatu malarskiego i jakości. To jest jedna z wielu pułapek, w które wpadamy, bo nam się wydaje, że jak coś powiemy o jednym czy drugim obrazie, to zrobimy dobre wrażenie. Nieprawda. Będzie na odwrót. Zrobimy złe wrażenie, bo – o czym wspomniałem na początku – dyskusje o sztuce śmierdzą trupem. Nie można krytykować cyklu Radości i smutki św. Józefa, albowiem nie istnieje żaden współczesny materiał porównawczy, który pozwoliłby stwierdzić czy obrazy te są odeń lepsze czy gorsze. Uwagi o tym, że światło jest nie takie jak trzeba, padające z ust ludzi nie potrafiących namalować niczego, są jakimiś pretensjami jedynie, kierowanymi nie wiadomo do kogo. Dyskusja o malarstwie możliwa jest wtedy kiedy jest malarstwo, tymczasem tego malarstwa nie ma. Nie istnieje sztuka, o której można by dyskutować albowiem wszystko, co zalicza się do działalności artystycznej wysokiej klasy, znajduje się poza dyskusją. Zostało już dawno temu zapakowane do zbioru zamkniętego przedmiotów, którym oddaje się cześć i które się wielbi, ale nie podważa się ich jakości i sensu. Jeśli ktoś próbuje, ufając, że to ma znaczenie, malować coś na rynek współczesny, z przeznaczeniem do przestrzeni sakralnej, naraża się po pierwsze na ostracyzm i w zasadzie staje się podwójnie niewidoczny, a także naraża się na głupie uwagi istot, którym się zdaje, że dyskusja o sztuce w kanonach propagowanych niegdyś przez komunistyczne wydawnictwa albumowe, to walor. Uprzejmie donoszę, że taki kanon – problem światła u Ribery i Rembrandta – nigdy nie miał żadnego znaczenia, został wyprodukowany przez historyków sztuki, po to, by zafałszować i ukryć istotną funkcję malarstwa. Ta zaś polega na tym, że należy zwizualizować treści sakralne, a następnie kontrolować ich obrót. Ma to bowiem rolę wychowawczą i misyjną. Tak zwany rozwój sztuki, polega na banalizowaniu tematów i odbieraniu Kościołowi monopolu na dystrybucję treści religijnych. I to jest sprawa bardzo poważna, której nie rozumie żaden biskup i żaden papież. Tego jestem pewien. I nie radzę wpisywać tu pełnych oburzenia komentarzy dotyczących tego osądu, bo może się zdarzyć, że następnej szansy na wpisanie czegokolwiek już nie będzie.

Finałem tego, przebiegającego w różnym tempie przez setki lat procederu, jest wyczyszczenie kościołów z jakichkolwiek wizualizacji poza podstawowymi, z jakichkolwiek narracji poza drogą krzyżową i z jakiejkolwiek treści poza homilią. Nie martwcie się jednak, na te elementy też przyjdzie pora i nie obronicie ich. Nie ma o tym nawet mowy, a poznajemy to właśnie po takich wydarzeniach jak kradzież przez kurię krakowską obrazu Agnieszki. Istnieje zapotrzebowanie na takie malarstwo i złodziej to zrozumiał albo wyczuł. Nie ma jednak zgody hierarchii na umieszczanie programowo nowych obrazów o oczywistej treści i prostej redakcji w świątyniach, bo to jest estetyczna zbrodnia. Tak właśnie, gdyby do tego doszło, Kościół zostałby natychmiast oskarżony o zaniżanie standardów estetycznych, a głos podnieśliby wszyscy najważniejsi znawcy i najważniejsi artyści, których dzieła znajdują się we wspomnianej wyżej sferze kultu bałwochwalczego, poza wszelką krytyką. Zawracam uwagę na to, że kuria nie ukradła żadnego obrazu współczesnego, uznanego malarza. Strach im na to nie pozwolił i dobrze wiedzieli, jaką aferę by to wywołało. Poza tym trzeba by było zapłacić. Jak się coś ukradnie nieznanej autorce, pracującej dla jakiejś tam, podrzędnej parafii, to wszystko rozejdzie się po kościach. Dlatego każdy kto podejmuje „poważną dyskusję o sztuce” jest albo głupi albo nasłany. Tak wygląda z grubsza opis realiów. Hierarchia lekceważy najważniejszy problem jaki ma do rozwiązania, czyli wizualizację treści religijnych. Dotyczy to nie tylko malarstwa, ale także filmu i wszelkiej wizualizacji. Hierarchia usuwa się w ogóle ze sfery dyskusji na ten temat, pozostawiając ją po prostu satanistom kręcącym filmy o księżach pedofilach, albo o tym, że Joanna d’Arc była nawiedzona przez diabła. Jeśli zaś już powstają jakieś filmowe dzieła religijne są one programowo pretensjonalne, zleca się ich wykonanie ludziom, którzy nie rozumieją czym jest wrażliwość i czym jest sztuka, albo wręcz wątpią w jej istnienie. Ja mam zawsze dla takich ancymonów jedną odpowiedź – narysujcie kotka.

Opisałem właśnie jeden z najważniejszych mechanizmów pułapki, w której znajduje się Kościół, teraz wspomnę o drugim. Nigdy nie zapomnę, jak arcybiskup Marek Jędraszewski podawał rękę do pocałowania Mary Wagner, nieszczęśliwej wariatce, wystawionej przez grupę cwaniaków na odstrzał. Odbyło się to przy okazji premiery filmu Grzegorza Brauna Nie o Mary Wagner. Ta nieszczęśliwa kobieta istnieje dokładnie po to i po to się o niej mówi, by odwrócić uwagę od bezradności i strachu w jakim żyje hierarchia próbując bronić życia poczętego. Jej obecność to zwalanie odpowiedzialności za ochronę życia na wiernych i umywanie rąk, albowiem nienarodzone dzieci morduje się w majestacie prawa. I jeszcze nie słyszałem, by jakikolwiek biskup głośno powiedział, co to za prawo, kto je ustanowił i dlaczego je egzekwuje. Mary Wagner jest półśrodkiem, za pomocą którego szatan przedstawia hierarchii ofertę porozumienia się, dla wspólnego dobra, rzecz jasna. Biskupi zaś, popadłszy w zamyślenie, ważą decyzję. I nie przypuszczam, by byli tak głupi aby tego nie rozumieć. Dobrze, pora na jakąś syntetyczną formułę. Mamy dwie czarcie zapadki. Pokusę kradzieży obrazów promujących treści religijne, która dokonuje się wobec bezradności hierarchii, nie umiejącej podjąć decyzji o tym, by wypełnić świątynie narracjami z życia świętych. Druga zaś czarcia zapadka to łączenie demografii z polityką, co się wyraża w bardzo problematycznej, jeśli idzie o skuteczność, ochronie życia poczętego. Jeśli Kościół chce trwać na Ziemi, musi zrobić, w mojej ocenie dwie rzeczy – zainwestować w szkolnictwo artystyczne i nie łączyć ochrony życia poczętego z polityką lokalną. Tym bardziej, że hierarchia nie łączy owej ochrony z polityką globalną. Nie można mówić ludziom, że jak będzie nas 70 milionów, to się postawimy Niemcom. Nikomu się nie postawimy, będziemy nawozem historii. Trzeba chronić życie dla życia, a nie dlatego, że ma to jakieś inne sensy.

Jeśli zaś idzie o tak zwaną wielką sztukę religijną, to jest ona już tylko łupem, który instytucje wrogie Kościołowi przejęły za darmo. Sztuka zaś współczesna, o której nie dyskutujemy, bo nie wolno, a jeśli próbujemy to sami się degradujemy, bo na niczym się nie znamy, a najmniej na problemach światłocienia, to rytualny gwałt zbiorowy w chińskich koszarach. To jest opis sytuacji rzeczywistej i nie radzę z nim polemizować. Przynajmniej pod tym tekstem.

  55 komentarzy do “Czym gwałt rytualny różni się od religijnego malarstwa?”

  1. Dokładnie! Znakomity tekst.

    Do tego by dodał przykład 1050 rocznicy chrztu i bylejakość celebracji. Przecież episkopat w ramach tej rocznicy zorganizował przedstawienie „Jezus Christus super star”. Że niby dla młodzieży. Przecież to hipisowska szmira o wiadomym celu.

  2. Dzień dobry. Ano tak to jest… Ale ja w kwestii formalnej. Kiedy pierwszy raz pojechałem do Ameryki i nocowałem w podrzędnym hotelu, zaskoczył mnie napis na naczyniu na stoliku; „to jest popielniczka, nie pluj do tego”. Potem miejscowi wytłumaczyli im, że u nich pełno jest takich pozornie oczywistych informacji. Ich „ezopowa” istotna treść brzmi „nawet nie próbuj, skończysz w pudle”. Szczególnie w kraju, w którym wszelkiej maści urzędnicy, świeccy, kościelni i mundurowi, są na elementarnym poziomie rozwoju. Każdy, kto miewa kontakty z jakimś US, ZUS, itp wie o czym mówię. To jest polityka celowa. I w Kościele jest nie inaczej. Dlaczego – to jest temat na osobną dyskusję, która tu od czasu do czasu się objawia. Ja bym w każdym razie pod każdym takim publikowanym obrazkiem pisał jednoznaczną informację z powołaniem się na artykuły. Czytelną czcionką. Byłoby mi potem łatwiej pozawstydzać Eminencje, choć nie wiem, czy warto… Nie, jednak warto.

  3. Pięknie. Ten jeden z tych tekstów, tych kurtek, które pozwalają mi wierzyć w indywidualność i  w wolność jednostki (cytuję z pamięci). Gratuluję.

  4. ” Nigdy nie zapomnę, jak arcybiskup Marek Jędraszewski podawał rękę do pocałowania Mary Wagner, nieszczęśliwej wariatce, wystawionej przez grupę cwaniaków na odstrzał.” 

    Mary Wagner nie jest „nieszczęśliwą wariatką”. Mary Wagner jest świadoma tego co robi i po co to robi. Jej przesłanie ma głęboko ewangeliczny sens: „miłość aż do bólu”.

  5. Nie zgadzam się z panią. Mary Wagner jest osobą, która poświęca się po to, by episkopat Kanady mógł spać spokojnie w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku. Do swojej roli została wyznaczona w wyniku selekcji, a prawdopodobnie wskazana przez własną rodzinę. Jeśli dziewczyna idzie siedzieć, a jej ojciec i bracia stoją i patrzą, to coś tu jest nie tak, prawda?

  6. W kanadyjskich więzieniach funkcjonuje lekarz aborcjonista, tam Mary robi to samo, co na wolności. Nie wiem, co robi episkopat Kanady, pewnie pojękuje tak samo jak nasz i myśli, że wszystko można pozamiatać pod sutannę, albo siedzi cicho,bo mają na nich niezłe haki.

    Faustynę Kowalską też uważano za wariatkę. Pan Bóg często wybiera maluczkich, by poskromić pychę wielkich.

  7. Nie zrozumiała Pani, to nie Pan Bóg ją wybrał, ale episkopat Kanady, żeby mieć święty spokój. To co robi Mary w więzieniu nie ma najmniejszego znaczenia. Nie będzie miało nawet, jeśli ją tam zamordują. Hierarchowie to zamilczą.

  8. W Kurii Krakowskiej musi być niezły bajzel. Potrzebna tam stalowa miotła, zwykła nie da rady.

  9. Zrozumiałam, ale nie podzielam Pana pesymizmu. Jeśli jest tak jak Pan pisze, to czeka nas los helotów w Sparcie.

  10. Najprawdopodobniej. Tyle, że heloci uważali iż kokieteria wobec Spartan może im pomóc, ja nie mam takich złudzeń i służył nie będę.

  11. W filmie Brauna są dwa ważne motywy, które nasuwają pewne wątpliwości : trzy lata nowicjatu we Francji i biała róża.

  12. Agnieszka Slodkowska jest profesjonalnym malarzem. Sztuka jest przez Kościół niedoceniana. Jest kilka dobrych filmów, ten o Escrivie, no i dzieło Gibsona. Dla niektórych kontrowersyjne. Taka szkoła powstanie.

  13. No, ale nic z tego nowicjatu nie wyszło, ciekawe czemu

  14. Może chodziło o formację, a może Mary była rozczarowana postępowością francuskich zakonnic?

    Kwiaty Matki Boskiej : lilia, czerwona róża ale nie biała. Biała róża to kwiat Yorków.

  15. No rzeczywiście, to teraz można rozpocząć jakąś dyskusję

  16. Nie wiem. Ktoś musi założyć nowe zgromadzenie, jakiś artystą. Tylko u artystów to się kończy bohemą i domem wariatów. Ale w Kościele większość robią zgromadzenia, mniej biskupi.

  17. Borzym z ,,Pamiętnika podlaskiego szlachcica” mieszkał obok Hodyszewa.

  18. Ja też myślę, że kiedyś się przeleje, ponieważ żaden pojemnik nie potrafi być nieskończenie pusty. Nawet pojemnik na pychę (choć ten jest chyba dość duży) ani na szmirę. A w związku z tym przelaniem parę osób się potopi, jednak powstaną nowe (czyli stare) zapotrzebowania. Niemniej pytanie: kiedy to nastąpi jest chyba najważniejsze, a odpowiedź na nie chyba nie istnieje, póki co.

  19. Ładnie pisze ten pan Mickiewicz, zastanawia mnie tyko, czemu Dantego umieścił jako jeden ze wzorów, z którego czerpał lud? Przecież Dante, to już „nowa fala”, przynajmniej tak mi się zdawało.

  20. Już wiem co trzeba zrobić. Napisać do Pio Baldi, który szefuje Pontifica Akademia Dei Virtuosi i nawiązać z nim przynajmniej rozmowę. Jest spełnionym zawodowo architektem. Akademia skupia artystów w tym filmowców i pisarzy. Może się facet zainteresuje. Czasy  są trudne, może go natchnie.

  21. Mickiewicz wychylił się ,rozpoczął dyskusję o malarstwie religijnym i zaraz dostał w łeb za Dantego. Kto odważy się ocenić malarstwo z Hodyszewa ?

  22. Nie rozumiem tylko dlaczego czyn w zasadzie nie wiadomo kogo, jakiegoś pracownika kurii albo jakiejś firmy wykonującej zaproszenia dla kurii nazywa Pan „kradzieżą krakowskiej kurii”?  Może wkrótce dostanie Pan odpowiedź na wysłany list z wyjaśnieniem, a być może i z przeprosinami oraz propozycją ugody od „krakowskiej kurii” na której podpisze się nie tylko osoba odpowiedzialna za ten cały casus pascudeus , ale kto wie, może sam Arcybiskup.

  23. Takie przykłady jak Hodyszew były już tu pokazywane. One czerpią z tradycji wschodnio-cerkiewnych i realizowane są przez artystów zza wschodniej granicy. Sztuka pisania ikon jest kontynuowana. Pani Słodkowska reprezentuje tradycję zachodnią nawiązuje do malarstwa zachodniego, katolickiego. Tradycja starych mistrzów zachodu nie jest kontynuowana, są tylko dewocjonalia. Tu jest problem. Ale czy taka sztuka będzie potrzebna skoro Europa Zachodnia już wyprzedaje swoje kościoły? No i gdzie się jej uczyć skoro można skończyć ASP nie umiejąc rysować kotka?

  24. Hodyszewo to pierwotnie parafia unicka, Oskar Sosnowski projektując obecny budynek w międzywojniu nawiązał do tej tradycji. Wydawało mi się że kontynuacja wystroju wnętrz w tym duchu jest rzeczą właściwą chociaż nieoczywistą. Byłem nawet dumny z tego że mamy takich zdolnych młodych malarzy, z ich odwagi i techniki. Młodych bo trzydzieści lat temu nie było nikogo kto by odważył się i potrafił malować na tynku. Oczywiście poza, no właśnie, pisarzem Jerzym Nowosielskim.

  25. Czynię tak albowiem to kuria zapraszała wiernych na tę pasterkę. A pan z Krakowa czy z tej kurii?

  26. Wygląda na to że dołączyłem do Mickiewicza.

  27. Pisarzem Nowosielskim to nawiązanie do pisania ikon, czy ironia? Warto wspomnieć o zdaniu prawoslanych teologów na temat upadku pisania ikon w XVII w. i kontekstu sztuki nowoczesnej związanego z jej odrodzeniem. Evdakimowa, Florenski.

  28. Szanowny Panie Coryllusie,

    współczesne problemy ze sztuką, które Pan poruszył w powyższym artykule mają swoje źródło w kryzysie rozumowania (problemie filozoficznym), którego Kościół Katolicki nie potrafi obecnie rozwiązać. Żeby sztuka mogła być nośnikiem jakiejś treści (czy to propagandowej, czy religijnej lub ideowej) to najpierw trzeba mieć jakąś treść do przekazania. A trudno mieć taką treść, jeżeli samemu nie rozumie się na czym polega problem. W skrócie: Kościół Katolicki z takich czy innych względów przyzwyczaił się do radzenia sobie z takimi czy innymi mutacjami gnozy. Jednak to, co atakuje obecnie to nie gnoza, to coś innego, dlatego i Kościół Katolicji i inni popierający cywilizację chrześcijańską miotają się bezsilnie. Gdyby to była „nowa” odsłona tego samego, to by sobie poradzili. Jaka jest Pana propozycja co z tym zrobić ?

    Odnośnie Pani Mary Wagner. Takie intencje można przypisać każdemu. Czy nie jest to przypadkiem znaczna nadinterpretacja ? Skąd pomysł, że jest to zaplanowana akcja i celowa kreacja, a nie skorzystanie z okazji, skoro się trafiła ? Proszę o dowody.

  29. Dante to jest jak najbardziej średniowiecze, choć jego piekło kształtowało wyobraźnię dziesiątków kolejnych pokoleń.

    Z Mickiewiczem mógłbym polemizować w sprawie Rafaela Sante („wrażliwszy i czulszy, ale też słabszy i bardziej zmysłowy, zachwycił się Apollinami i Wenerami”) , który podziwiał antyk i walczył, by nie rozbierano marmurów na pałace i świątynie. Do jego arcydzieł należy m.in. Szkoła Ateńska, a na swój pochówek wybrał rzymski Panteon. Także stwierdzenie o nowoczesnych fabrykantach obrazów, nie jest dobrym przeciwstawieniem różnych wieków, bo wielcy włoscy artyści nie pracowali sami lecz w zespołach firmowanych przez mistrza, a finansowali ich bankierzy, kardynałowie, papieże i możne rody.

  30. Wydaje mi się, że to co dziś atakuje, to również gnoza co do istoty, natomiast gnoza potrafi zapożyczać idee z zewnątrz, aby wyzyskać dynamizm, tkwiący w tych ideach. W ten sposób kreuje różne szkoły synkretyczne. Jest to potrzebne do celów taktycznych wyłącznie, bo po osiągnięciu tych celów, te szkoły będąc hybrydami rozpadają się. Natomiast cel główny gnozy jest niezmienny, jak to pokazał Huxley. Jest nim totalitaryzm. Nic innego nie są w stanie wymyślić. Socjalizm to była przygrywka.

  31. Szanowny Panie Miki,

    Bez uszczerbku dla Pańskich wywodów odnośnie gnozy, to nie wyjaśnia po co potrzebny jest ten totalitaryzm oraz w jaki sposób on – przepraszam za kolokwializm – sam się przed sobą uzasadni. Skoro zatem ktoś chce zdobyć władzę w taki sposób, to i cel, do którego realizacji chce takiej władzy użyć musi być dla tego kogoś bardzo istotny.

    Ponadto odnośnie gnozy. Na tyle, na ile znam temat to rzeczywiście gnoza występuje w różnych mutacjach, jednak jej podstawowe założenia są takie same. To znaczy, każda forma gnozy (w bardzo szerokim sensie) zakłada, że człowiek może stać się bogiem takim czy innym sposobem: czy to przez illuminację, czy przez wiedzę tajemną czy w jakiś inny sposób. Na takie dictum Kościół Katolicki swego czasu opracował całkiem skuteczną broń: tomizm, który w tym przypadku oznacza bardziej metodę filozoficzną (w tym metodę scholastyczną) oraz metodę teologiczną niż filizoficzny system syntetyczny. Jednakowoż jego twórca zaprojektował tę broń jako bardzo sprofilowaną, dlatego próba zwalczania tego, co jest obecnie za pomocą tomizmu jest nieskuteczna. Stąd problemy. A podstawowy problem to tzw. „pytanie muła”.

    Jeżeli jest Pan dalej zainteresowany wątkniem mogę go rozwinąć jutro. Przepraszam, ale teraz już muszę kończyć.

  32. Nie wiem, jak Miki, ale ja jestem zainteresowany tym wątkiem, dlatego proszę o jego rozwinięcie jutro, to znaczy dzisiaj.

  33. też czeka na rozwinięcie tematu

  34. Proszę rozwinąć myśl.

  35. Nawiązując do mojego poprzedniego wpisu.
    Najpierw tytułem wstępu:
    1.    To długi wpis więc rozbijam na mniejsze porcje.
    2.    UWAGA: Z faktu, że przedstawiam pewne poglądy i je znam, nie oznacza, że ja takie poglądy podzielam !!!
    Generalnie można w filozofii wyróżnić dwie podstawowe metody wnioskowania o otaczającej rzeczywistości. Na potrzeby tej dyskusji (na razie odkładając na bok różnice i zmiany nazewnictwa) można je nazwać dedukcja oraz indukcja.
    Te metody są zawodne, bo nie zawsze pozwalają dojść do prawdy. Jedyną niezawodną metodą jest indukcja zupełna, ale ona się nie nadaje bo ma zbyt wąskie zastosowanie praktyczne.
    Z tego wykształciła się jeszcze tzw. metoda scholastyczna (dlatego właśnie tomizm jest bronią). Metoda scholastyczna polega na tym, że (na razie udaję), że nie „robię” pod z góry założoną tezę tylko dobieram (trochę tendencyjnie) przykłady ze świata i udaję przed oponentem w dyskusji, że to tylko „niewinna” indukcja czyli „obiektywne” wnioski z rzeczywistości. Czyli to taka zamaskowana dedukcja, ale jeżeli jest przeprowadzona rzetelnie (tak jak to zrobił Akwinita), to bardzo trudno jest ją podważyć. Dobrym tego przykładem są dyskusje z udziałem Pana Krzysztofa Karonia – nie wybitny ale poprawny tomista, rozkłada oponentów niczym karateka z czarnym pasem amatorów (dopóki nie trafi się ktoś z przysłowiowym „drugim danem”, co tylko świadczy o jakości dyskutantów.
     
    Akwinita wymyślił tomizm jako broń do zwalczania konkretnej herezji (nie wszystkich herezji), czyli do zwalczania gnozy. Gnozna jako oparta na dedukcji, przede wszystkim na założeniu, że człowiek może stać się Bogiem (a w praktyce tylko wybrani) posługuje się dedukcją. W starciu z metodą tomistyczną (scholastyką) po prostu nie wytrzymuje starcia z rzeczywistością, a nie może zaryzykować podważenia podstaw tomizmu, bo w ten sposób podważy podstawy własne. U podstaw gnozy leży pewne podstawowe założenie (zresztą nie tylko gnozy). Jest to różnie nazywane i może ktoś zna tę kwestię pod inną nazwą. Ja to znam pod określeniem „transfiguracja duszy”, czyli założenie, że możliwa jest zmiana istotowa ludzkiej duszy. Upraszczając jest to założenie, że dusza ludzka, po śmierci (lub nawet za życia) może zmienić istotę swojego bytu tzn. stać się istotowo innym bytem, np. archaniołem, serafinem, herubem, bogiem etc.. 
    koniec częsci 1 z 4.

  36. Powyższy przykład odzwierciedla jak kusząca jest pułapka gnozy, jeżeli posługuje się ona dedukcją. Jest to – znów upraszczając – założenie, że jeżeli prawdziwe jest to, co jest robione pod z góry założoną tezę, to znaczy, że wszelkie operacje w myślach (na bytach idealnych) są tożsame z operacjami na bytach w rzeczywistości. Tak niestety nie jest. Z faktu, że ja wskaże żyrafę i powiem (wywnioskuję dedukcyjnie), że to jest słoń, to dedukcja (i za nią gnoza) oczekuje, że tej żyrafie wyrośnie trąba, skróci się szyja itp. Jeżeli się komuś wydaje to kuriozalne, to proszę zauważyć, że cały tzw. gender obecnie na tym bazuje. Z faktu, że jakiegoś pana ubranego w sukienkę wszyscy będą nazywać (i traktować) jak panią, ma wynikać zmiana w rzeczywistości tego rodzaju, że ten Pan będzie kobietą.
    Tomizm jednak – jako broń musiał poświęcić pewne kwestie, żeby być bardziej skuteczny. Dlatego ze swoją metodą scholastyczną nie nadaje się do zwalczania tego co jest teraz.
    To co jest teraz nazwę (z braku lepszego określenia) UBERJAHWIZM, a wstępem do niego jest tzw. trans-humanizm.
    W uproszczeniu: Jeżeli jest Bóg (nie w rozumieniu filozoficznego „bytu boga jako takiego”, tutaj chodzi o bardzo konkretnego Boga, tzn. Boga Ojca w trójcy jedynego w rozumieniu religii rzymskokatolickiej) i ten Bóg stworzył człowieka, a człowiek jest „Bogiem” (dotąd gnoza), to jeżeli człowiek stworzy coś lepszego od człowieka (używam dalej, dla jasności, określenia ubermensch, bo jest najbardziej znane) to przecież dzieło nie może być lepsze od swojego stwórcy. Jeżeli zatem człowiek-bóg stworzy ubermenscha, czyli kogoś, kto będzie lepszy od tego człowieka-boga, to tym samym z tego wynika, że ten, kto stworzył ubermancha będzie lepszy od tego, który stworzył człowieka. Bo ubermenscha mógł stworzyć tylko Uber-Jahwe.
    Jakie zatem cechy miałby mieć ten ubermensch ? Przede wszystkim oczywiście różne ulepszenia (przeszczepy, modyfikacje genetyczne itp. – dotąd trans-humanizm), ale ten ubermensch będzie mieć jeszcze jedną cechę: będzie mieć wszystkie atuty człowieka, bez jego – by tak rzec – ograniczeń teologicznych. To znaczy, obiektywnie będzie poza dobrem i złem w znaczeniu rzymskokatolickim. 

    koniec częsci 2 z 4

  37. Żeby to uzmysłowić zadam tzw. „pytanie muła”. W tym miejscu przepraszam wszystkich zainteresowanych, ale nie jest moim celem obraza uczuć i przekonań religijnych nikogo, a tym bardziej sarkazm lub bluźnierstwo czy głoszenie herezji etc… Po prostu na innym przykładzie nie umiem tego pokazać, bo nie chodzi tu o fantastykę naukową lub dywagacje archeologiczne. Dlatego też proszę każdego, kto się zdenerwuje o to, żeby ochłonął i na poważnie się nad tym zastanowił.
    Oto pytanie: Wyobraźmy sobie na chwilę, że Jezus Chrystus przychodzi zbawić nie ludzi tylko konie. „Słuchajcie wszystkie konie” – ogłasza – „Każdy, kto we mnie uwierzy będzie zbawiony”. Na to wychodzi z tłumu muł i pyta: „A czy ja także ?”.
    I odpowiedź na to pytanie wcale nie jest taka prosta jak się wydaje. Tym bardziej, że przecież Akwinita orzekł, że człowiek jest jednością duchowo-cielesną. Szach-mat…..
     
    Dlatego Kościół Katolicki jest w kryzysie a tomizm nie nadaje się do obrony przeciwko temu, co właśnie się dzieje. Dlatego miotają się od ściany do ściany. Nie są w stanie zakwestionować, koncepcji transfiguracji duszy ludzkiej.
    koniec części 3 z 4 

  38. Po to właśnie jest potrzebny ten system totalitarny, bo badania nad stworzeniem takiego ubermenscha to konieczność korzystania z zasobów całej planety. To drogie badania naukowe w różnych dziedzinach i na bardzo szeroką skalę. Toczą się równolegle i ci którzy je prowadzą nie mają czasu na użeranie się z takim czy innym lokalnym rządem, żeby zdobyć np. 100 ton platyny czy czego im tam potrzeba. Nie mają czasu na „machinacje finansowe” gdzieś tam na drugim końcu świata, żeby obalić doktryną szoku koalicję rządzącą, by uchwycić wydobycie boksytów. Oni potrzebują pójść, wziąć i zużyć, a to mogą osiągnąć tylko jeżeli będzie jeden totalitaryzm i jeden rząd światowy, a jeżeli zasobów planety nie wystarczy, to polecą w kosmos. Tak oto ma powstać ubermensch – istota, która będzie miała wszystkie przymioty człowieka ale będzie poza dobrem i złem i przede wszystkim dlatego będzie lepsza, no bo nie grozi jej ani niebo ani piekło po śmierci (badania nad nieśmiertelnością są także częścią tego programu). Bo w końcu jeżeli to nie będzie dusza ludzka to nie stanie na sądzie ostatecznym. W końcu, jak wiadomo, cel uświęca środki, więc jeżeli ktoś chce stworzyć ogólno-planetarny totalitaryzm to i cel musi być poważny i jak widać jest.
     
    Rozumiem, że to szokujące i wydaje się szaleństwem. Rozumiem także, że z faktu, że Kościół Katolicki, póki co, nie jest w stanie odpowiedzieć sobie na takie pytanie, nie oznacza, że odpowiedź nie jest w ogóle niemożliwa. Tej odpowiedzi można udzielić, tylko oni nie wiedzą jak to zrobić.
    koniec części 4 z 4 

  39. Dziękuję za wykład. Kim są „oni” w tym wykładzie? Rozumiem, że odpowiedź nie jest możliwa, ale pytam, bo cóż pozostaje?

  40.  
    Odwróciłbym tok pana rozumowania. Zadałbym pytanie nie o to do czego totalitaryzm gnostykom jest potrzebny, ale dlaczego jest w ich systemie konieczny. Potem przeszedłby do pytań dalszych , czy cały świat jest podatny na gnostycką logikę, czy mity. Po pierwsze, idąc za Voegelinem, możemy stwierdzić, że dzisiejszy gnostycyzm wynika z sekularyzacji idei religijnych, która nastąpiła w oświeceniu i kontynuowana jest do dziś. Sekularyzacja ta doprowadziła , to już za Levi-Straussem, do swoistej inwersji mitologicznej. I tak, negacje świata materialnego zastąpiła negacja kultury tradycyjnej, Boga transcendentnego, a idee reinkarnacji i oświecenia, wyzwolenia wybranego gnostyka, zastąpiła idea emancypacji ze świata tradycji. Tak więc gnostycy wychodzą od negacji i na niej kończą. Ich dynamizm polega wyłącznie na tym, że mają co negować i trwać będzie dotąd, aż tą zanegowaną rzeczywistość zniszczą. Wówczas osiągną wyzwolenie, czyli pożądany stan bierności. Gnostycyzm bazuje na determinizmie, negacji wolnej woli, transcendentnego Boga, który tę wolę dał, na negacji dobra i zła. I to z tego powodu dąży do totalitaryzmu, gdyż tak został od początku zaprogramowany. Inwersja mitologiczna dała gnostycyzmowi tylko pozornie inny kierunek i tylko pozornie dynamizm. Gnostycyzm jest i musi być symbiotyczny, czy raczej pasożytniczy. Czy wszystkie dzisiejsze systemy, kultury mają wbudowany gnostycyzm? Otóż nie. Nie mają go cywilizacje o podłożu semickim ( kabała jest rzeczą wtórną, podobnie sufizm). Nie ma przede wszystkim cywilizacja chińska? Czy jest dziś komunistyczna, w takim sensie, że zależna od gnostyckiego projektu? Nie jest. Komunizm w Chinach był powrotem do legizmu z czasów dynastii Qin, legizmu oficjalnie zwalczanego, a nieoficjalnie będącego zawsze podstawą władzy, czyli systemu przemocy. Istotne napięcie w Chinach nie jest między materią a ideą jak u Greków, ale między kulturą ( konfucjanizm) a naturą (taoizm). Obie te szkoły nie uważają natury, materii za zło, wręcz przeciwnie. Inaczej są też rozłożone akcenty, ruch emancypacyjny idzie od dołów społecznych (sekty taoistyczne), gdy w cywilizacji europejskiej emancypacja szła od elit intelektualnych (humanizm, gnostycyzm). Projekt gnostycki w Chinach nie ma ani podstaw ideowych, ani społecznego napędu. Władze Chin mogą co najwyżej kokietować współczesne, gnostyckie elity Zachodu, że nadają na tej samej linii. W istocie, jeśli chodzi o transhumanizm, sztuczną inteligencję itd., przyświecają im całkiem inne cele. NWO dla nich to po prostu Państwo Środka. Właśnie wychodzimy z ery walczących królestw (Feng Youlan). Uebrmensch jest im potrzebny wyłącznie jako wojownik, robotnik, kosmonauta, czyli w zasadzie Unteremsch. To też oczywiście bajka. A co uratuje chrześcijan w dzisiejszych czasach próby? Między innymi pycha elit i niemożność realizacji gnostyckiego projektu.     

    Normal
    0

    21

    false
    false
    false

    PL
    X-NONE
    X-NONE

    /* Style Definitions */
    table.MsoNormalTable
    {mso-style-name:Standardowy;
    mso-tstyle-rowband-size:0;
    mso-tstyle-colband-size:0;
    mso-style-noshow:yes;
    mso-style-priority:99;
    mso-style-parent:””;
    mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt;
    mso-para-margin-top:0cm;
    mso-para-margin-right:0cm;
    mso-para-margin-bottom:8.0pt;
    mso-para-margin-left:0cm;
    line-height:107%;
    mso-pagination:widow-orphan;
    font-size:11.0pt;
    font-family:”Calibri”,sans-serif;
    mso-ascii-font-family:Calibri;
    mso-ascii-theme-font:minor-latin;
    mso-hansi-font-family:Calibri;
    mso-hansi-theme-font:minor-latin;
    mso-bidi-font-family:”Times New Roman”;
    mso-bidi-theme-font:minor-bidi;
    mso-fareast-language:EN-US;}

    What do you want to do ?
    New mailCopy

    What do you want to do ?
    New mailCopy

  41. Kim są „oni” tego nie wiem. To co wiem, to fakt, że to nie są gnostycy. Dlatego napisałem,  że gdyby to była gnoza w takiej czy innej postaci. to Kościół by to szybko zidentyfikował.

    Wątek gnozy był tu poruszony by pokazać, że to, o czym piszę, to nie gnoza. Dlatego nie wiem, po co gnostykom potrzeby jest totalitaryzm. Wiem po co on jest potrzeby tym, o których piszę.

    A jeżeli ktoś uważa, że to o czym piszę to kolejna mutacja gnozy, to niech powie dlaczego ?

    Odnośnie odwróconego toku myślenia, to nadmieniam, że był tu poruszany wątek, bezradności Kościoła. Jeżeli ktoś uważa, że są inne tego powody – nie widzę przeszkód do dyskusji.

    Odnośnie filozofii chińskiej. Bez uszczerbku dla tez o tej filizofii stawianych, należy zauważyć, że chińczycy – jeżeli trzeba – potrafią czerpać pełnymi garściami z dorobku filozoficznego czy kulturowego innych krajów.  Filozofie bowiem zawsze i wszędzie mają charakter – oględnie mówiąc – użytkowy. Kto lepiej potrafi używać takiej pani, ma przewagę.

    A bez względu na filozofię przyjętą, to raczej ma znaczenie kto co robi i jakie będą tego skutki. Taki sam czyn można popełnić z różnych pobudek filozoficznych a skutek będzie ten sam.

  42. Nie bardzo ten sam skutek. Może niech pan powie czy jest pan wrogiem gnostycyzmu, czy też stronnikiem. W drugim przypadku będzie to bardziej zrozumiałe, bo oni co innego robią i mówią, nie muszą się więc zbytnio rozliczać z tego co głoszą. Ale cokolwiek panowie będzie interesujące.

  43. Cokolwiek pan powie

  44. Odnośnie skutku na przykładzie. Są zawody strzeleckie. Startują: katolik, muzułmanin, gnostyk, kabalista, satanista, buddysta, teozof, marksista (niepotrzebne skreślić/brakujące dopisać). Który wygra ? Ten, który lepiej strzela, ten który więcej ćwiczył.

    To tak jakby pytać, czy ktoś jest wrogiem używania młotka ?

  45. Dzisiejszą sytuację obrazuje inny przykład. Zebrano grupę: zelota, hinduista, buddysta, spinozista, katolik. Ostatni mówi: to nie turniej a obrzęd. Nie biorę udziału.

  46. Idąc tym tokiem myślenia, wychodzi na to, że prywatny stosunek do takiej czy innej ideologii, religii czy filozofii powinien determinować fakt, czy się ją zna czy nie. Można przyjąć i takie stanowisko, aczkolwiek konsekwencją będzie świadoma niewiedza, która może okazać się zgubna w skutkach. Można także przyjąć z pokorą, że świat jest skomplikowany, pełen różnych religii, filozofii i systemów etycznych i dobrze jest je znać, chociażby po to, żeby nie brać udziału w obrzędach – jak sam Pan zauważył. To tak jak z językami obcymi w PRL-u. Większość Polaków programowo nie uczyła się rosyjskiego, albo dostawała (ze względów świeżej pamięci historycznej) wściekłości gdy słyszała niemiecki. Można mieć do tych dwóch języków taki czy inny stosunek, ale rozsądek podpowiada znać obydwa.

  47. Panie Gabrielu. A może by tak zapostulować zniesienie praw autorskich.

    Znany na świecie Szekspir ale też lubiani przez Pana autorzy tworzyli bez osłony tzw. praw  autorskich.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.