maj 242020
 

Na początek słów kilka o wczorajszej, wieczornej ekscytacji związanej z przyznaniem mi trzymiesięcznego stypendium przez ministerstwo kultury. Jeśli ktoś uważa, że ja, jak Stieńka Riazin perską księżniczkę, wyrzucę do stypendium do rzeki i jeszcze nawymyślam urzędnikom, ten się niestety pomylił. Nie miałem ochoty składać wniosku o to stypendium, ale jak zobaczyłem bełkocącą przed kamerą Sylwię Chutnik i przypomniałem sobie, że ja prócz swoich książek promuję także produkty innych wydawnictw, całkiem za darmo, z tego tylko powodu, że uważam je za ciekawe, to się zdecydowałem. I okazało się, że dobrze zrobiłem, albowiem stypendia dostali wszyscy, którzy to podanie do ministerstwa wysłali, oczywiście poprawnie napisane. Miało to być stypendium półroczne, ale kandydatów było tylu, że każdy dostał je tylko na 3 miesiące. No i dobrze, przez trzy miesiące będę opowiadał o swoich książkach wspomagany przez ministra. Jeśli kogoś to oburza, musi się niestety przyzwyczaić, albo zmienić portal. Jasne jest, że na nic poza takimi niewielkimi grantami liczyć nie mogę. I też za bardzo nie chcę, poradziłbym sobie bez tego stypendium, ale nie rozumiem dlaczego ma je brać ktoś taki jak Jakub Ćwiek, a nie mogę go wziąć ja? Bo co? Bo powinienem szarżować z jednym granatem na dywizję czołgów, wszystkie rozbić i wrócić do okopu, a wtedy wszyscy mi pogratulują i zostanę w nagrodę poklepany po plecach? W tym czasie zaś wszyscy inni wydawcy odpiorą swoje coroczne haracze od ministra z przeznaczeniem na wydanie książek, których oni nie potrafią sprzedać, a czytelnik nie chce przeczytać? A to niby czemu? Stypendium od ministra ma jeszcze tę zaletę, że nie muszę wykonywać w związku z nim żadnych dodatkowych czynności, ponad te, który i tak wykonywałem, a to znaczy, że jest bezpieczne. Przybliżam teraz istotę problemu tym, którzy nie rozumieją znaczenie wyrazu „bezpieczne”. Oto ostatnio rozmawiałem z kilkoma kolegami, którzy robią różne zlecenia dla państwowych i prywatnych instytucji. Sam podjąłem się w zeszłym roku takiego zlecenia, ponieważ poprosiła o to jedna ze stałych czytelniczek. Powiem jedno – nigdy więcej. Żadnemu grafikowi, ani autorowi nie życzę, by musiał – za pieniądze – pracować dla instytucji, w której zasiadają ludzie posiadający wiedzę o tym, jak coś narysować i pozbawieni całkowicie umiejętności rysowania. Moje zlecenie, które dotyczyło wydania książki, zostało wykonane i ja się nawet nie musiałem przy tym napracować. No, ale książka była trudna i trzeba było podejmować jakieś decyzje. Wczoraj zaś odmówiłem wykonania podobnego zlecenia. Odmówiłem napisania książki dla państwowej instytucji, bo wiem, jak to się skończy. Dlatego, jeśli w związku z pandemią ministerstwo rozdaje jakieś grosze autorom, w ramach ich stałej działalności, chętnie się po nie schylę. Nie będę natomiast robił niczego dodatkowego, poza tym co sobie zaplanowałem. Już kiedyś próbowałem, to się zawsze kończy źle. Moje plany zaś, w większości, kończą się dobrze, to znaczy wzrostem sprzedaży.

Teraz wracajmy do tytułu notki. Koledzy namawiali mnie ostatnio, żebym obejrzał serial o Wikingach. Ja się trochę przed tym bronię, bo mamy tu różne poważne przemyślenia na temat działalności kupieckiej tych ludzi, a poza tym – o czym młodsi nie pamiętają – Wikingowie są ulubieńcami Hollywood. To jest dziwne w mojej ocenie i podejrzane, że tyle filmów poświęcono morskim rozbójnikom, o których źródła piszą same najgorsze rzeczy. O splądrowanych zaś przez nich klasztorach, kościołach i miastach nie ma chyba ani jednego filmu, jeśli nie liczyć animowanej produkcji pod tytułem „Book of Kells”. W skrócie – nie ma filmu o kulturalnej misji klasztorów, a jest masa filmów i seriali o niekulturalnej misji Wikingów. Z tego co mi opowiadano, te filmy epatują coraz większą makabrą. Przypuszczać należy, że nie jest ona zmyślona, ale znajduje jakieś potwierdzenie w źródłach. Ciekawe jest jeszcze także to, skąd się -w sumie dość nagle – ci ludzie wzięli. Na ten temat jednak niech się wypowie Szymon. Jak powstała ta kultura i w jakim mniej więcej czasie? Chyba rekordowym. No, a to rodzi pytanie – czy nie odbyło się to bez jakiegoś wspomagania?

Na północnych, jałowych terenach nagle rozkwita cywilizacja handlowców, którzy prowadzą swoje transakcje wyjątkowo brutalnie i bezwzględnie. Ich przewaga opiera się na zastosowaniu nowych technologii transportowych, czyli na użyciu drakkarów. Te zaś są zbudowane z drewna. Drewno jest materiałem szczególnym i jego obróbka i zastosowanie to seria głębokich wtajemniczeń. Bardzo łatwo zepsuć drewniany materiał. Jego używanie w sposób poprawny i gwarantujący sukces, łączyć się więc musi z głęboką tradycją. Czy ta tradycja rzeczywiście powstała w Skandynawii? Być może tak, może ja się czepiam, ale to nie zmienia faktu, że cywilizacja ludów północy zwanych Wikingami nie była znana w czasach późno rzymskich, pojawiła się nagle i równie nagle zniknęła.

Nikt nie kręci także filmów o Wizygotach. A jaki to jest wdzięczny materiał. Wielkie królestwo, położone po obydwu stronach wysokich gór, posiadające flotę – tak zakładam – bo inaczej nie można by było chyba wymieniać niczego pomiędzy Tuluzą, a miastami Hiszpanii. Elita tego królestwa, pochodząca z obcego, wędrownego ludu, dokonująca konwersji z pogaństwa na arianizm i z arianizmu na katolicyzm, ze wszystkimi tego konsekwencjami, czyli przewrotami pałacowymi, mordowaniem władców w nocy, okaleczaniem ich i upokarzaniem. To jest przecież coś, czego w Hollywood nie widziano od bardzo dawana. No, a ja śmiem jeszcze przypuszczać, że zwyczaje i tradycja Wizygotów, to było coś tak niezwykle oryginalnego, że pokazanie tego z dużą pieczołowitością w serialu, wbiłoby widzów w fotele. No, ale jednak nie. Po hiszpańsku jest pewnie sporo popularnych publikacji na ten temat, ale po polsku nie ma nic, z wyjątkiem zapomnianej książki Parnickiego – Hrabia Julian i król Roderyk, o której wielokrotnie wspominałem i no książki prof. Strzelczyka. Książka Parnickiego jest wymyślona i nieprawdziwa. Autor wziął się za tę tematykę jako młody bardzo człowiek i, nie rozumiejąc, że powieści historyczne nie są pisane dla rozrywki, od tematu odpadł. Jest tam, wodewilowa całkiem, egzegeza upadku państwa Wizygotów, której podłożem miałby być rzekomo spór o cześć córki jednego z arystokratów. Parnicki czegoś nie zrozumiał, ale mu to wyjaśniono i już nigdy więcej do tematu Wizygotów nie wrócił.

Ja zaś chciałem przypomnieć, w jakich okolicznościach on ten temat chwycił. Zanim to jednak zrobię musimy pamiętać o jednym – Teodor Parnicki do 15 roku życia nie mówił po polsku. Posługiwał się językiem niemieckim i rosyjskim. Jego decyzja, by zostać polskim pisarzem, wydaje się być więc niesłychanie ekstrawagancka. Równie ekstrawaganckie są okoliczności, w których wpadł na pomysł, żeby zająć się historią upadku państwa Wizygotów. Oto po ucieczce z domu znalazł się, jako młody bardzo człowiek, w Harbinie. Tam poszedł do kina na film o przygodach Robin Hooda, z Douglasem Fairbanksem w roli głównej. Po seansie, wprost na ulicy, doznał olśnienia i rzeczywistość filmowa, przeniosła go wprost do obozu króla Roderyka, gdzieś pod Pirenejami. Tak o tym sam opowiadał. I stąd pomysł na powieść z tamtych czasów.

Przypuszczam jednak, że mogło być trochę inaczej. Młody Parnicki, przebywający w środowisku harbińskiej Polonii, którą stanowili ludzie wykształceni, dynamiczni, przedsiębiorczy i dobrze pamiętający czasy niedawnej przecież rewolucji, usłyszał od kogoś to jakże znaczące porównanie – pomiędzy upadkiem królestwa Wizygotów, a upadkiem carskiej Rosji.

Mamy oto elitę i dynastię, panującą nad ludem, który jest jej obcy. Elitę, w której tradycją są pałacowe przewroty i skrytobójcze mordy, elitę o obyczajach tak dziwnych, że w zasadzie nadają się one tylko do szyderczych komentarzy. Kraj, w którym religia jest połączona z doktryną państwa i państwo to uważa się za właściwy organ porządkujący sprawy religijne. Państwo to prowadzi w dodatku politykę, która wywołuje sprzeciw innych państw, usiłujących zredukować jego wpływy. Jeśli idzie o królestwo Wizygotów, jego wpływy za Pirenejami zlikwidowali Frankowie, zostawiając Wizygotom jedynie Septymanię, czyli to co potem zostało nazwane Langwedocją.

Ktoś może powiedzieć, że porównania są naciągane i nieadekwatne. Moim zdaniem są one bardzo adekwatne, a historia Wizygotów nigdy nie trafi do kin, albowiem nawet ślepy zauważy różne analogie, z późniejszymi, a często także bardzo współczesnymi, metodami likwidacji dużych i rzekomo silnych państw.

Jedna jeszcze kwestia łączy wyraźnie carską Rosję z królestwem Wizygotów, to oczywiście polityka wobec żydów. Osiemnaście synodów toledańskich wydawało coraz bardziej restrykcyjne prawa wymierzone w żydów. Były one naprawdę drakońskie i dziś różni filosemicko nastawieni badacze lubią sobie nad tym popłakać. Jakoś nie przypominam sobie, nikogo kto zapłakałby nad niszczonymi przez Wikingów klasztorami. Wszyscy uważają, że ta historia to brutalne co prawda, ale jakże malownicze dzieje śmiałych i bardzo energicznych ludzi. I nikt nie rozlicza dziś Wikingów z ich okrucieństwa, które było naprawdę wielkie i zostało potwierdzone w źródłach. Co innego dekrety toledańskie i ograniczenia jakie car wprowadził dla działalności kupców żydowskich. To jest powód do popadania w zadumę nad brutalnością władzy. Koniec carskiej Rosji i koniec królestwa Wizygotów przebiegały bardzo podobnie. Władca zaangażował się w przewlekłą wojnę, której nie dało się wygrać. W tym czasie jego kraj najechany został przez nowego wroga, całkiem niespodziewanie. Armia Wizygotów została najprawdopodobniej wytruta, a w przypadku carskiej Rosji wytruta ideologicznie, przez komunistycznych agitatorów. Władzę w Rosji po rewolucji objęli Trocki z Leninem, a wkraczającego do Toledo Tarika witali szczęśliwi żydowscy kupcy, którzy wreszcie mogli odetchnąć. Już to pisałem, ale jeszcze powtórzę – gdyby jedna trzecia choćby, drakońskich, uchwalanych przez synody i samych władców, praw przeciwko żydom w Hiszpanii, została naprawdę wprowadzona w życie, nie byłoby tam – w czasie przybycia Arabów, żadnego kupca wyznania mojżeszowego. Wszyscy zostaliby bowiem zgładzeni, albo ochrzczeni. Tak się jednak nie stało. I podobnie, żeby nie rzec identycznie było w carskiej Rosji.

Jeśli zaś ktoś uważa, że porównanie jest naciągane, niech sobie przypomni, co tu ostatnio pisaliśmy na temat archeologii i koneksji rodzinnych Ludwika Krzywickiego. Jego żona, pochodząca z narodu wybranego, miała brata, a ten zaś był osobistym laryngologiem cara. Ludwik Krzywicki, prowadzać swoje badania archeologiczne na Litwie, korzystał z gościny hrabiego Włodzimierza Zubowa, który nie dość, że należał do partii robotniczej Proletariat, nie dość, że wielokrotnie gościł w swoim majątku Waryńskiego, przed jego zesłaniem, to jeszcze miał bardzo dobre koneksje u dworu. Jego matka była damą dworu carowej. Za tegoż Zubowa wyszła ciotka Józefa Piłsudskiego. Nie wiem, jak to będzie za tysiąc lat, ale być może wtedy, ktoś wyprodukuje jakieś dzieło, podobne do tego, które napisał młody Parnicki, o przyczynach upadku Rosji – że tak naprawdę chodziło o obronę czci niewieściej. Do wyboru będzie matka Włodzimierza Zubowa, albo może żona Krzywickiego, to już nieważne. Ciekawe jaką rolę w tej historii autor przypisze Piłsudskiemu, którego brat miał być przecież powieszony w związku ze spiskiem na życie cara? No, ale mu to w końcu zamieniono na pół roku w zawieszeniu i badania etnologiczne na Syberii w towarzystwie tego pana

https://pl.wikipedia.org/wiki/Lew_Sternberg Trochę oczywiście szydzę, ale opisane tu fakty są przecież prawdziwe. Autentyczny hrabia był członkiem jednej z pierwszych partii robotniczej w Polsce, a za przygotowanie zamachu na życie cara, dzieciaka wysłano gdzieś daleko co prawda, ale miał on tam gromadzić materiał badawczy dla uniwersytetu.

Że też nigdy nie możemy usłyszeć o żadnym zesłańcu, skazanym przez brytyjską koronę na osiedlenie się w Australii, który dokonałby tam jakichś wiekopomnych badań etnograficznych wśród Aborygenów. No, a może po prostu nieuważnie słuchamy, sam nie wiem…Nie słyszałem też, by ktoś, przygotowujący zamach na życie króla czy królowej, został wysłany dalej niż do piwnic Tower.

Nie mam co prawda już na składzie książki „Kredyt i wojna”, ale jeśli ktoś chce poszukać innych podobieństw pomiędzy carską Rosją i jej polityką wewnętrzną a królestwem Wizygotów może zajrzeć do wspomnień i publicystyki Hipolita Milewskiego, gdzie znajduje się wiele spostrzeżeń, w które trudno nawet uwierzyć. No i do Baśni socjalistycznych rzecz jasna.

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/hipolit-korwin-milewski-wspomnienia-tom-ii/

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/co-zrobic-ze-wschodem-europy/

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/smiertelne-niebezpieczenstwa-rewolucji-rosyjskiej/

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/basn-jak-niedzwiedz-socjalizm-i-smierc-tom-i/

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/basn-jak-niedzwiedz-socjalizm-i-smierc-tom-ii/

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/basn-jak-niedzwiedz-socjalizm-i-smierc-tom-iii/

  12 komentarzy do “Czym Rosja carska różniła się od królestwa Wizygotów?”

  1. @Coryllus stypendystą ministra Glińskiego!!! Hip,hip HURA !!!
    Stypendia, każde w łącznej wysokości 9 tys. zł [brutto], otrzyma 2 223 twórców. Z literatury zostało przyznanych 160 stypendiów. GM na miejscu 1042 • 
    Stypendyści są przy kasie, opnij teraz każdemu jedną książkę to potroisz stypendium ☺

  2. Brać i nie kwitować!

    Jak mawiał Andrzej Hrabia Zamoyski.

  3. Za mojej młodości stypendia przyznawano starającym się do 35 roku życia. Proszę uważać na te przynęty…

  4. W zasadzie to wszyscy Nawigatorzy – Blogerzy powinni o te dotacje wystąpić.

    Wtedy uzyskany milion zamieniłby Szkołę Nawigatorów w Szkołę Aligatorów

  5. Kasy gratuluję, ten kawałeczek ministerialnego tortu stypendialnego właśnie trafił w dobre ręce.

    Wikingów miało opanować „prawo pastorału” i chyba jakoś opanowywało.

    Tak się zastanawiam czy z prawa pastorału nie skorzystał Luter, jako podwójny morderca wpadł do klasztoru augustianów,  narzucił na siebie habit zakonny i póki nie opuszczał klasztoru władza świecka mogła się jedynie o bandytę upominać. Chyba tak to wykorzystał.

     

    Co do reszty tekstu to może warto na YT zobaczyć filmik Z. Dylewskiego o rewolucji październikowej, ja nawet zaczęłam notować kwoty jakie Niemcy rzucali na rosyjski rynek  żeby zrewoltować społeczeństwo. Najpiękniejsze jest to że dezerter dostawał 25 rubli za dezercję, 1,5 marki za dzień strajku dla robotnika itd. W tej pięknej rewolucji 5 mln umarło z głodu a 1 mln zamęczony po więzieniach i tak to jest kiedy jedno państwo drugiemu państwu

    Gdyby to podskórne finansowanie przeciw własnemu państwu zauważyć dzisiaj to analogiczna sytuacja jest właśnie…

  6. może taki milion starczłby na coś filmowego

  7. Tak to ☺

    Tylko noblistki podatku nie płacą ☺

  8. Załączam kilka prawie barwnych wycinków o Parnickim i kilka barwnych zdjęć z irańskiego serialu o proroku Józefie (można oglądać na kanałach satelitarnych lub youtube).

    Jak wyglądała żona Putyfara

  9. Najwazniejsze,  że minister oraz my możemy być pewni,  że te pieniądze nie zostaną zmarnowane.

  10. Czym się różnią? Wizygoci nie mieli jajek Faberge.

  11. Na serial „Wikingowie” szkoda czasu, nie ma w nim nic ciekawego, a nawet jak są jakieś warte odnotowania minuty, to ilość niczego jest tak przytłaczająca, że nie warto sobie zaśmiecać głowy.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.