mar 262020
 

Dyskusja jaka rozwinęła się pod wczorajszym tekstem, nie zadowala mnie wcale. Jasno zostało bowiem wykazane, i to nie przeze mnie, a przez Monikę Jaruzelską, jakie są istotne sprężyny poruszające kukiełkami polskiego teatru politycznego i gdzie przebiega horyzont ich myśli. Nikt na to nie zwrócił uwagi, albowiem wygodniej jest ekscytować się wszechświatowym spiskiem, który pozbawi nas gotówki i doprowadzi do śmierci najstarszych, którzy umrą od szczepionek. Pojawił się tam jeden komentarz, który mnie zainteresował i zainspirował. Oto na poczcie leżą książki pana Szczerskiego zatytułowane „Dialogi o naprawie Rzeczypospolitej”. Trudno nazwać to inaczej jak wykwitem zidiocenia. Nie da się niestety wytłumaczyć ludziom z polskiej klasy politycznej dlaczego to jest z zidiocenie, albowiem większość z nich, słysząc słowa: dialog, naprawa Rzeczpospolita, popada w stupor i traci zdolność komunikowania się z otoczeniem. Jeśli byśmy próbowali o tych książkach Szczerskiego porozmawiać z opozycją, byłoby jeszcze gorzej, albowiem tamci są po prostu nakręcani i jedyne co ich interesuje, to udawanie klasy próżniaczej. A propos, nie wiem czy słyszeliście, ale Kidawa powiedziała, że służbie zdrowia są potrzebne inspiratory. Ja sądzę, że te inspiratory są potrzebne wszystkim politykom w Polsce, a nawet szerzej – wszystkim ludziom aspirującym do elity. Niestety zamiast inspiratorów ich przydomowe składziki zostały dawno temu zaopatrzone, przez nieznanych sprawców, w inne urządzenia – w konspiratory. I dlatego mamy to co mamy.

Dlaczego formuła „naprawa Rzeczypospolitej” jest kretyńska? To proste – albowiem nie było i nie ma czego naprawiać. Reforma zaś, co było tu już wyłożone, jest pułapką, która poprzedza jawną lub tajną okupację. Ta zaś może się wiązać, albo z degradacją ludu zamieszkującego nad Wisłą i jego ograbieniem, albo ze sprzedażą temu ludowi nadwyżek magazynowych, które leżą już stanowczo zbyt długo i coś trzeba z nimi zrobić. Innych sensów słowo reforma nie ma. Zakładam, że źródłem owego naprawiania Rzeczypospolitej są czasy Kochanowskiego i Reja, dwóch królewieckich propagandystów, którzy uznali – po kolei, najpierw Rej, a potem ten drugi – że istnieje gdzieś tam ideał państwa, które musi odnieść sukces. Polska zaś i Litwa powinny to państwo naśladować, a jeśli im się nie uda, powinny się rozlecieć i nakarmić swoim, żywym ciałem innych. Cóż to za państwo idealne? No, to które sobie wymyślił Modrzewski, a w praktyce to po prostu państwo Albrechta H., znanego nam już od dawna promotora humanizmu, który w zasadzie powinien nosić nazwę jumanizm i być odczytywany z hiszpańska.

Po co Szczerski pisze takie rzeczy? Czyni to, albowiem jest aspirujący i chciałby uchodzić za człowieka renesansu i jumanistę. W praktyce oznacza to, że chciałby nie chodzić a kroczyć, nie siadać, a zasiadać, nie myśleć, a rozumować. A wszystko to z tym charakterystycznym dla jumanistów wyrazem twarzy, znamionującym mądrość jakąś przedwieczną.

Proszę Państwa, jeśli ktoś słyszał o tym, by jakieś inne państwo poza Rzeczpospolitą, ciągle się próbowało reformować w duchu jumanizmu, niech mi o tym koniecznie da znać. Albowiem ja tej tendencji nie dostrzegam nigdzie. Przeciwnie, widać wyraźnie, że lokalne elity innych krajów, zwanych czasem przez Stanisława Michalkiewicza, państwami poważnymi, czynią wszystko, by nie dopuścić do żadnych zmian i żadnych głębokich napraw. Te bowiem oznaczają tyle, że ich panowanie lada chwila się skończy. Wszelkie zaś reformy i naprawianie, to inna nazwa dewastacji.

Jak wiemy, nie było sensu reformować państwa po roku 1989, ale tego nie dało się wytłumaczyć nikomu. Nawet partyjny beton chciał reform, a to dlatego, że wreszcie miał nadzieję, pożyć pełnią życia. To jest z kolei druga strona medalu, który wieszają sobie na piersi polskie elity polityczne – ta pełnia. Musi być reforma, bo wreszcie chcemy, żeby było jak na zachodzie. Ten sposób rozumowania jest płytki jak kałuża, ale nikt nie potrafi się od niego uwolnić. Dobrze to widać w czasie tych nagrań, co je pani Monika urządza u siebie w domu i dobrze to było widać wczoraj w linkowanych tekstach. O czym marzyły partyjne elity? I te betonowe i te luzackie? O tym, żeby wysłać dzieci do Ameryki. Potem zaś, by zrobić Amerykę tutaj. Co nie było możliwe, ze względu na to iż wolność „odzyskana” została po to właśnie, by tej Ameryki nigdy tu nie było. Oczywiście, nasz świat różni się od tego z lat siedemdziesiątych, ale przecież nie aż tak bardzo. Gdyby w latach 70 był internet nie byłoby żadnej różnicy.

Dyskusje polityczne prowadzone w Polsce, określane wyrazami takimi jak – poważne czy głębokie – toczą się pomiędzy pociotkami Urbana a kolegami Szczerskiego. To znaczy jeden myśli o nieletnich prostytutkach, a drugi o gabinetowej polityce reform.

Podrzucę teraz zwolennikom obydwu opcji pewien poważny problem do rozważenia. Pojawiło się tu dawno temu słowo wektor. Użyte zostało w sensie politycznym. Jeśli więc mamy wektory polityki, to mają one swój kierunek. Gdzie skierowane były wektory polityki Rzeczpospolitej, o której wielkości marzy Szczerski? Na wschód, to jasne. Jaki warunek musi być spełniony, żeby można było prowadzić politykę wschodnią, to znaczy wymierzoną w Moskwę, wroga najstarszego? W zasadzie musi być jeden – trzeba mieć sojusznika po drugiej stronie Moskwy. Czy taka okoliczność istniała? Rzecz jasna nie. Mieliśmy przez jakiś czas sojusznika po drugiej stronie Turcji, czyli Persję, ale spróbujcie dziś o tym porozmawiać z historykami. Popatrzą na Was, jak na idiotów, którzy nie rozumieją realiów. Politykę robi się bowiem z Rusią, Czechami, Mołdawią i Szwecją, a nie z Persją. To jest horyzont polskich elit. Tych z sejmu i tych z akademii. Lepiej nie będzie.

Rozwińmy jeszcze tę myśl, dotyczącą odległych sojuszników. Trzeba się jakoś z nimi komunikować. Jeśli nie ma floty, konieczne jest tam stałe przedstawicielstwo dyplomatyczne zaopatrzone w miliony oraz narzędzia propagandy. Najlepiej zaś, by powstał tam uniwersytet, albo jakaś placówka badawcza. W dawnych czasach było to niemożliwe, albowiem najświatlejsi myśliciele doby jumanizmu – Rej i Kochanowski – stawiali wszystkim za wzór państwo Albrechta. Dziś zaś badacze ich podejrzanej twórczości, zwalają winę za prowincjonalny charakter tych pism, na przyrodzone ograniczenia umysłowe szlachty. Tak, jakby nie było pism Starowolskiego.

No dobrze, ale co zrobić jak nie ma tego sojusznika, albo jest on gdzieś głęboko w Azji i nie sposób tam dotrzeć. Trzeba, niczym wspomniany tu niedawno kardynał Alberoni, prowadzić politykę faktów dokonanych. Czy taka polityka była prowadzona? Przez moment, za króla Stefana i króla Zygmunta, ale prowadzono ją bez zrozumienia doktryny. Próbowano odepchnąć Moskwę od morza, ale nie rozumiano po co się to czyni. Za to Szwedzi, będący w stałym kontakcie z Paryżem, doskonale te kwestie pojmowali.

W jakim kierunku zwrócone były wektory polityki innych państw, do których pozycji Rzeczpospolita aspirowała? Od pewnego momentu głównie na zachód. To zaś co było na wschodzie mogło posłużyć tym organizacjom jedynie jako pożywka dla ich dalekosiężnych planów. Ewentualnie jako zaplecze, które można wykorzystać w charakterze irredenty.

Jak rozumiano reformy w Polsce XVIII wieku i jak rozumie się je dzisiaj? Tak jak to widzi Urban Jerzy mniej więcej – jako doganianie zachodu w ilości skonsumowanych hot dogów i zaliczonych nieletnich prostytutek. No, może trochę przesadziłem, ale to gonienie jest najistotniejsze. Nikt, a na pewno ja nic o tym nie wiem, nie zadał sobie trudu, by zbadać jak powinny wyglądać okoliczności prowadzenia polityki przez państwo kierujące swą misję na wschód i czym one – dla dobra tego państwa – muszą się różnić o okoliczności prowadzenia polityki przez państwa, zorientowane na zachód. To jest za trudne. Zamiast tego mamy dialogi Szczerskiego. Nie wiadomo dokładnie z kim on te dialogi prowadzi. Mam nadzieję, że nie z Urbanem czy Michnikiem.

Na dziś to tyle. Jeszcze ogłoszenie

Proszę Państwa w związku z pandemią koronawirusa i zarządzeniami administracyjnymi konferencja, która miała się odbyć w Kazimierzu Dolnym w dniu 28 marca zostaje przesunięta na dzień 14 listopada 2020 roku. Informację do wykładowców już wysłałem, będę ją także wysyłał do Państwa, ale zajmie mi to trochę czasu, dlatego też do 27 marca będę umieszczał tu takie ogłoszenia. Uwaga – przesunięte zostały także wszystkie rezerwacje pokoi, które Państwo opłacili. Niech nikt nie jedzie do Kazimierza w dniu 27 i 28 marca.

  13 komentarzy do “Degeneraci albo durnie. Charakterystyka polskich elit czyli jumanizm w natarciu”

  1. Kidawa za suflera ma doktora Alzheimera,  to dlatego wibratory na  inspiratory zamienia ☺

  2. Myśli jeszcze nie uczesane:

    Tak ” na zewnątrz” – bez zastanawiania się można powiedzieć, że nie ma przyjaznej współpracy między państwami, nie ma sojuszy, cały czas obowiązuje zasada ” kto kogo ?”

    Tak „wewnątrz” – nie istnieje doktryna uwzględniająca  homeostazę, doktryna atrakcyjna dla społeczeństwa zawiera treści: „marsz po nowe osiągnięcia (polityczne, społeczne, gospodarcze)”.

    A jeszcze w doktrynie ważne jest, żeby ujednolicić społeczność wokół celu. Z „Nadberezyńców” utkwił mi w głowie opis najścia „mużyków” na polski folwark Rogi. Najście miało jeden cel: zrabować, zdewastować,  żeby zniszczyć osadników, którzy byli inni kulturowo, żeby w końcu się stali prawosławni. Już nie wspomnę o ujednolicaniu przez  Hakatę czy rzeź na Wołyniu.

    No i wokół procesów ujednolicania swoich społeczeństw imperia (vide przed I WŚ) zostają dyskretnie zaatakowani przez agenturę , chyba to można określić jako odśrodkowa dewastacja poprzez zdemoralizowany aparat urzędniczy.

    Kto zdewastował aparat urzędniczy cara i dwóch cesarzy?

    Robota stara jak świat.

    No i jakie wnioski dla nas?

  3. jumanizm czytany po hiszpańsku, haha

  4. w sumie to powinienem napisać „jaja”

  5. Czyli co? Nasza polska strategia to „jakoś to będzie”?

  6. może nie „jakoś to będzie”, ale niech nam nie przeszkadzają. Już się sędzia Tuleya dowiedział z TSUE, że był w błędzie, że nie jest nieomylny i że ma prawo chować się za immunitet. Być może TSUE uspokoiło się pod wpływem epidemii, nie wiemy ale okazali   przychylność zmianom sądowym w Polsce

  7. sorry

    że nie ma prawa Tuleya chować się za immunitet – powinno być

  8. Opowiadanie o wektorach polityki I RP to chyba przerost formy nad treścią. Ci którzy mieli majątki na dzisiejszej Białorusi myśleli nad ekspansją na wschód, ci którzy mieli majątki na podolu czy wolyniu myśleli nad rekonkwistą bałkanów. A większość myślała żeby w następnym roku spokojnie spławić zboże do gdańska, a więc nie pakować się w żadne awantury. I pod tym kątem myślano o sojuszach. I dlatego ciągle trzymaliśmy z Habsburgami. Bo sojusz z Francją nawet chwilowy to zagrożenie dla wolności handlu na bałtyku.  Każdy myślał o sobie i nikt nie chciał się w tym reformować.

  9. Kupcy Ormiańscy byli wykorzystywani jako ambasadorowie szachów perskich do królów RON i odwrotnie. Tylko nie mogę sobie przypomnieć gdzie o tym czytałem.

  10. >Trzeba, niczym wspomniany tu niedawno kardynał Alberoni, prowadzić politykę faktów dokonanych…

    >Za to Szwedzi, będący w stałym kontakcie z Paryżem, doskonale te kwestie pojmowali…

    Pod koniec 1716 roku kardynał Alberoni wysłał szwedzkiemu „wielkiemu wezyrowi” Goertzowi do Paryża milion liwrów, by uruchomić „fakty dokonane”. Walter K. Kelly, The History of Russia, London 1854

  11. Polityka jako całość  dzieli się na skuteczną i bynajmniej.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.