sie 172020
 

Nawet nie wiem, jak to się stało, ale 2 sierpnia minęło 11 lat odkąd prowadzę bloga, a ja nawet tego nie zauważyłem. Myślę, że to dobry objaw – lekceważenie upływającego czasu. No, ale do rzeczy. Wielokrotnie poruszałem tu kwestię nieautentyczności ruchu ludowego, który został stworzony przez masonów socjalistów, po to, by kreować stale pewne bardzo destrukcyjne złudzenie. Polega ono z grubsza na tym, że edukacja mieszkańców wsi ma podnieść jakość ich życia. Nie wiem dlaczego akurat edukacja mieszkańców wsi ma podnieść jakość życia, po wyedukowani mieszkańcy miast żyli i żyją często bardzo nędznie. Wręcz istnieje prawidłowość wskazująca, na to iż im więcej taki ma za sobą edukacji, tym gorzej mu się żyje. Na wsi, według socjalistów, miałoby być odwrotnie. Idea oświecania mas ludowych jest uwodzicielska, ale przy bliższym zapoznaniu się z nią, okazuje się, że demaskuje ona oświecających. To trochę tak, jak ze świeckimi garnącymi się do posługi kapłańskiej – wielu z nich, nie wszyscy, ale wielu, idzie do tego ołtarza, albowiem myli powołanie z deficytami emocjonalnymi. No i chce przeżywać co niedziela jakiś wzniosły moment. To samo było w XIX i na początku XX wieku z oświatą ludu. Garnęły się do niej próbujące stymulować własne emocje niewiasty, związane z węzłem małżeńskim z działaczami socjalistycznymi. Takie, jak na przykład Maria Wysłołuchowa z domu Bouffał, założycielka pisma Przodownica, wyklętego przez hierarchię i wyszydzonego przez konserwatywne środowiska Krakowa i Lwowa. Zadałem sobie trud, by do tego pisma zajrzeć. Przodownica ma dwie odsłony – starszą, redagowaną przez Wysłołuchową i nowszą, wydawaną w latach trzydziestych, która była po prostu organem propagandy państwowej.

Kiedy przejrzymy materiały drukowane w tej pierwotnej wersji, uderzy nas ich infantylność i głupota. Jak na pismo, które miało szerzyć oświatę wśród ludu, wydaje się to trochę dziwne. Można tam znaleźć na przykład opowiadanie o szklanej górze, na której bije źródło wody życia. Po tę wodę idą trzej bracia, chcąc ulżyć w cierpieniach starej matce. Obok mamy laurkę, ciągnącą się przez trzy kolumny, a poświęconą Marii Konopnickiej. No i koniecznie opowiadanie „z życia wzięte”, na tematy damsko męskie – Baśka ma już 29 lat i nie ma kawalera, ale wyjeżdża na Saksy i tam zarabia całą stówkę, a także poznaje Wawrzka, cztery lata od niej młodszego. Wszyscy się z nich śmieją, ojce nie mogą się dogadać w sprawie posagu, ale miłość zwycięża wszystko. Takie treści zawierało pismo Przodownica, które biskupi określili jako masońskie. Takie treści, zawierały i nadal zawierają wszystkie pisma kobiece, które zwyczajnie drą łacha z emocji pań w każdym wieku, ale bazują na dobrze wszystkim znanym mechanizmie, który znają także oszuści matrymonialni. Może trochę kantował i ściągnął mi bransoletkę, ale jaki był przy tym miły i grzeczny.

Chcę zwrócić uwagę na jedno – mimo oderwania tego i innych, podobnych pism od realiów, one ciągle były wydawane i ciągle znajdowali się ludzie, którzy uważali, że to ma sens, mimo oczywistego absurdu i zafałszowywania okoliczności w jakich żyła ludność wiejska. Nie po to, bowiem pisma te wydawano, by pomóc ludności wiejskiej, ale po to, by integrować środowiska oświeconych, którzy mają tej wsi pomagać. Mąż pani Wysłouchowej z domu Bouffał, Bolesław, był inicjatorem ruchu ludowego w Galicji. To jest oczywiste, bo sam z siebie, żaden chłop do żadnego ludowego stronnictwa by się nie zapisał. Ktoś musiał go tam wprowadzić, wcześniej namąciwszy mu w głowie. Mógł to być tylko szlachcic socjalista, należący do tajnych stowarzyszeń i wrogi Kościołowi, taki, który występował w imię wolności osobistej, która w czasach Wysłouchów, na wsi, wymykała się jeszcze definicjom i opisom. Trzeba ją było dopiero nazywać i określać wyraźnie za pomocą przykładów. Takich, jak ta historia o Baśce i Wawrzku, co na saksy jeździli.

Jak wyglądały realia i jak wyglądała rekrutacja do tego grona wybrańców, którzy nieśli kaganek oświaty na wieś? To ciekawe, nawet bardzo. Realia wyglądały następująco – Wysłouch nie mogąc dogadać się ze Stapińskim założył własną partię ludową we Lwowie. Była to organizacja zmierzająca wprost do komunizmu. Stapiński zaś nazywany był ugodowcem, bo chciał współpracować z administracją galicyjską, a przez to nie dość wyraźnie podkreślał przywiązanie do idei wolnej, socjalistycznej Polski. W gazetach z epoki możemy jednak przeczytać, że Stapiński mógł owo przywiązanie do idei wolnej Polski porzucić z innych przyczyn. Był ponoć zamieszany w handel żywym towarem, czyli tymi wiejskimi Baśkami, wywożonymi przez żydowskie gangi do burdeli w Argentynie. Administracja galicyjska zaś nie była tworem jednolitym, wiernym cesarzowi, ale konglomeratem podzielonym na strefy wpływów, każda z tych stref miała własne kreatury, którym zlecała różne zadania. Po zwycięstwie zaś socjalistów w wyborach do parlamentu, nie można było ich tak po prostu usunąć, wsadzając do więzienia za różne brzydkie rzeczy. Wygodniej było ich szantażować.

Teraz o werbunku. W jednym z tomów Baśni socjalistycznej, poświęciłem sporo miejsca Marii Kleniewskiej, żonie Jana Kleniewskiego, prowadzącego wzorowy majątek na powiślu lubelskim. Maria Kleniewska, zostawiła wspomnienia, którch nie można wydać. Opisała w nich rzeczy niezwykłe, a mianowicie pomoc, jaką dla wsi i pracownic majątku zorganizowała ona sama, jej mąż i synowie, w oparciu o miejscowych lekarzy i zatrudniane, przeszkolone bony i pielęgniarki. To jest niezwykły i sugestywny opis. Oczywiście nie ma mowy o tym, by jakiś portal współczesny, którego autorzy i autorki ekscytują się dokonaniami XIX wiecznych siłaczek, zająknął się słowem na temat Marii Kleniewskiej. Jest nawet lepiej. Większość stron i portali, a także autorek, które czują się spadkobierczyniami Wysłołuchowej, wymienia nazwisko kobiety, która była inicjatorką albo jedną z inicjatorek, wiejskiej oświaty – Kasyldy Kulikowskiej. Jest nawet książka, zawierająca wspomnienia tych wszystkich wariatek, utrzymana w tonie rzewnym i podniosłym, która nosi tytuł „Kufer Kasyldy”. No i teraz spróbujcie znaleźć choć pół zdania w sieci na temat Kasyldy Kulikowskiej. Kim była, co robiła, prócz tłumaczeń prozy i poezji obcej na polski, kiedy umarła. Może jestem ślepy i słabo szukałem, ale zmarnowałem na to pół dnia. Bez skutku.

Wygląda więc na to, że lista kanoniczna zawierająca nazwiska najbardziej walecznych siłaczek jest zamknięta i nie ma na niej miejsca ani dla Kleniewskiej ani dla Kulikowskiej. Jest za to miejsce dla Zuzanny Rabskiej, córki Aleksandra Kraushara, pisarki, miłośniczki książek, która położyła wielkie zasługi….etc, etc. Kiedy zaglądamy do ciotki wiki i czytamy biogram pani Rabskiej, coś nam, przepraszam, za wyrażenie, nie sztymuje. Oto znajdujemy tam informację, że została ona odznaczona Orderem Króla Leopolda II. Tak, tak, Leopolda II, rzeźnika z Kongo, zbrodniarza wojennego, przy którym bledną Hitler, Stalin i reszta. A za co? Łatwo do tego dotrzeć, ciotka wiki podaje, że ordery te wręczano za

służbę dla panującego monarchy i wyraz jego osobistej życzliwości, także za wybitne zasługi w służbie cywilnej i wojskowej oraz za długoletnią służbę. Może być nadawany obywatelom belgijskim lub cudzoziemcom.

Leopold umarł w 1909 roku, a to oznacza, że Zuzanna Rabska musiała ten order dostać wcześniej, jako młoda bardzo osoba – urodziła się bowiem w 1888. Za co dokładnie go otrzymała? Nie za długoletnią służbę, to pewne. Może za wybitne zasługi w służbie cywilnej i wojskowej? Sam doprawdy tego nie odkryję. Musicie mi pomóc.

Wniosek z dzisiejszego tekstu jest następujący – jeśli chcesz pomagać słabszym i potrzebującym i liczysz z tego tytułu na jakiś rozgłos lub wynagrodzenie tu, na ziemi, musisz postarać się najpierw o certyfikat, albo wejść do odpowiedniego środowiska. Jeśli tego nie zrobisz, całe twoje poświęcenie pójdzie na marne, nikt go nie doceni i wspominał nie będzie.

Jest jeszcze jedna kwestia – rozminięcia się z realiami. Konserwatyści Krakowa i Lwowa szydzili z Przodownicy i uważali Wysłouchową za egzaltowaną wariatkę, bo żyli w świecie realnym. Nie rozumieli jednak, że świat ten został skazany na zagładę. Ten zaś, który nadchodzi cechował się będzie właśnie takimi właściwościami – każdy będzie musiał wierzyć w to co napisze jakaś wzmożona emocjonalnie pańcia, albo wyszkolony agitator. Wbrew swoim własnym spostrzeżeniom i swojemu własnemu rozumowi.

I teraz – uwierzmy na chwilę w ewolucje, bo idee postępowe bez wątpienia temu procesowi podlegają – mamy człowieka, która każe mówić o sobie Margot. Jest to facet, któremu zza koszulki wystają kłaki tak czarne, że ja o takich mogę tylko pomarzyć. A jednak natężenie postępowych idei w naszym świecie jest tak wielkie, że jeśli ktoś usiłuje prostować jego kłamstwa i roszczenia, wylatuje z pracy. Jeśli ktoś, nawet z tak zwanych „naszych” powie coś, co nie spodoba się środowiskom, z których ten osobnik się wywodzi, musi się zaraz z tego tłumaczyć, jak ostatnio Ilona Łepkowska. I mowy nie ma, by ktoś się uśmiechnął. Postęp bowiem polega na tym, że trzeba przede wszystkim wyłączyć ironię w dyskursie publicznym. Potem zaś można już wszystko.

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/basn-jak-niedzwiedz-socjalizm-i-smierc-tom-iii/

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/basn-jak-niedzwiedz-socjalizm-i-smierc-tom-ii/

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/basn-jak-niedzwiedz-socjalizm-i-smierc-tom-i/

  22 komentarze do “Dlaczego biskupi nienawidzą feministek?”

  1. podstęp ☺

  2. „Postęp bowiem polega na tym, że trzeba przede wszystkim wyłączyć ironię w dyskursie publicznym. Potem zaś można już wszystko.” – kolejny dzień, kolejne retoryczne cacko. Dzięki.

  3. W 1894 roku zorganizowano we Lwowie Zjazd Pedagogiczny. Sekcja pedagogiczna KKOL brała udział w opracowaniu dezyderatów wygłaszanych na zjeździe. Sekcja biblioteczno-katalogowa zaangażowała się w opracowanie Bibliografii Wydawnictw Ludowych. Do Lwowa przybyło kierownictwo KKOL, angażując się w konferencje i zebrania. Na jednej z takich prelekcji śmiertelnego ataku serca doznała Kasylda Kulikowska. Jej śmierć doprowadziła do reorganizacji żeńskiego Koła Oświaty. (Kobiece Koło Oświaty Ludowej)

    Współpracowała z Cecylią Niewiadomską.

  4. Ordery nie umierają z władcami.

    Zaborcza Kochanka.

    Order zdecydowanie się należał.

  5. Rabska dostała order Leopolda w 1929. Była założycielką towarzystwa Przyjaźni Polsko-Belgijskiej i tłumaczką poezji. Co to znaczy, ja nie wiem, ale po wojnie w epoce stalinowskiej radziła sobie nieźle, mimo, że przed wojną tłumaczyła opowiadania Mussoliniego. Oboje rodzice narodowości prawniczej. Najwyraźniej dobrze umocowana w każdym czasie i miejscu

    https://www.ipsb.nina.gov.pl/a/biografia/zuzanna-rabska-z-domu-kraushar-1882-1960-pisarka-poetka

  6. Nikt jeszcze nigdy nie udowodnił, że feministka jest kobietą.

  7. A właściwie co znaczy to pojęcie?

  8. jak od urodzenia jest ktoś naznaczony do wielkości (np. medali, nagród różnych) to się nie będzie, denerwował medal go nie minie, choćby się w PeGieeRze wychowywał .

  9. jakie  wojny szły w PRL,  o krzyże i odznaczenia „chlebowe”, najwyższy „chlebowy” sięgał 3 tys. zł co dawało wtedy 41 dolarów USA (no to były dwie pensje ludu roboczego), warto się było lać o te ordery, a dzisiaj emeryturka 2000 zł czyli 542 USD po kursie 3,69 zł i część narodu który  przecież (po siwiźnie włosów oceniając) pamięta tamte peerelowskie przeliczenia robi uliczne bardachy i woła że mało.

    n

  10. Czy one wiedzą, co im siostry towarzyszki szykują?

  11. Budowy cierpią na brak chętnych do pracy feministek.

  12. Z uporem zawsze koryguję te przeliczenia.

    Znajomy kiedyś mi opowiadał, że w komunie za 50 dolarów miesięcznie mógł utrzymać w dobrobycie rodzinę, samochód i dom. Po kursie oficjalnym te 50 dolarów to było ca 500 dolarów w przeliczeniu na tzw koszyk. Oczywiście te przeliczenia się wahały, ale pod koniec lat 80-tych budowa domu kosztowała ca 10 tysięcy dolarów, za dolara można było kupić chyba około 10 litrów benzyny, 20 litrów mleka itd. Polskie jeansy kosztowały 1-2 dolary, w Pewexie 10-20 dolarów. Czyli tyle samo co polskie po kursie rządowym.
    Ktoś kto zarabiał w dolarach miał fantastyczne przeliczenie, zauważali to obcokrajowcy, nawet John Porter wspominał, że trzymał go tutaj też kurs dolara.

    Podsumowując – te przeliczenia nie były najgorsze, najgorsze było przymusowe odcięcie od świata, ograniczenue wolności, i za to tym sk……m powinno się robić procesy.

    Tylko czy my jesteśmy teraz wolni? Ktoś chciał jechać za granicę kilkanaście lat temu na ostatnią wycieczkę, bo był chory na raka, przy składaniu wniosku o paszport okazało się, że na nowy czeka się miesiąc i nie ma metody, żeby to przyspieszyć. Okazja przeleciała , wycieczka się nie odbyła …

    Dlatego nie szanuję urzędników, a polityków ograniczających wolność … ech, szkoda gadać, żeby się nie ubrudzić.

    Za to szanuję i popieram ludzi ujawniających absurdy przepisów. Mój znajomy systemowo obalał różne zakazy, nakazy, mandaty i okazało się, że prawie zawsze urzędy bluffują i z założenia przekraczają granice naszych praw.

    Więc jak denerwują nas dawne czarnorynkowe kursy dołka, to tym bardziej powinnismy się przejmować bieżącymi patologiami w sumie jednak powoli modernizującego się państwa. Po to, żeby ono było nasze, a nie oddane pod chwilową dzierżawę jak pastwisko, na którym ny wypaść się przed strzyżeniem…

    Zjechałem w dygresję, sorry.

  13. Skąd mam wiedzieć, u mnie na wsi takich nie ma.

  14. W Norwegii, gdy po piętnastu chyba latach podumowali wdrażnie programu na rzecz równouprawnienia kobiet, wyszły im gorsze statystyki niż te sprzed lat. Poziom życia się podniósł. Praca kobiet poza domem, to w wielu przypadkach przymus ekonomiczny. Daj Boże, by w Polsce kobiety nie musiały zostawiac dzieci obcym ludziom po żłobkach i przedszkolach, a mogły je normalnie wychowywać.

    Gdybym miała możność tworzenia prawa, zaproponowałabym ustawę: ta która deklaruje się jako feministka, losuje pracę w zawodach cierpiących na brak feministek. Chcą niech mają.

  15. A czy ktoś na świecie wie? Przypomniał mi się taki dowcip Ojców Pustyni. Jak to dobrze, że to Pan Bóg pisał XX Przykazań, a nie my, bo nam wyszłoby 10 tomów.

  16. w PRL było strasznie, jakoś mi się tak wydaje, że znakomicie tamtą beznadziejną aurę (40 lat) oddaje film „Pan T”, a szczególnie sceny, gdzie jest widok z okna pokoiku który przyznano Tyrmandowi w YMCE – szara byle jaka perspektywa za oknem, okno zastawione rusztowaniami a po tych rusztowaniach chodzi ciągle budowlaniec w gumofilcach. Cały widok. (a w tle PKiN) miał  pocieszać, być nadzieją jutra, ale nie … I tak było – beznadziejnie smutno.

    najlepszy jest dystans ale widzi Pan

  17. wyobraża sobie Pani taką feministkę przy piecu martenowskim ??

  18. Skoro chcą poganiać kobiety do  prac dla nich niewłaściwych, niech próbują same. Mniej jazgotu będzie w przestrzeni publicznej. Uszy odpoczną i może mniej donosów będą słały do Brukseli?

  19. dobra rada, ale one mają inne dyrektywy , te feministki, działają wg jakiś innych (nie kobiecych) instrukcji, zauważ , że kiedy były te feministyczne awantury, to ustawy sejmowe, które one oprotestowywały były opracowane w jakiejś fundacji która mieściła się na Górnośląskiej, tymczasem cały feministyczny atak nie lokował swojego protestu na Górnośląskiej tylko na Nowogrodzkiej . Niby spontan ale reżyserowany. Trochę to taka cywil banda , działająca na polecenie i atakująca adresy/instytucje wskazane przez …

    W tym sezonie schowały się (feministki) za młodzież, której akurat skończyło się 500+, przed młodzieżą dorosłe decyzje do pracy albo na studia ….

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.