Wczoraj w oko, nomen omen, wpadła mi informacja sprzed lat, którą opublikował portal OKO Press. Oto noblistka w swojej mowie, wygłoszonej po otrzymaniu nagrody wyznała iż: „Całe życie fascynują mnie wzajemne sieci powiązań i wpływów, których najczęściej nie jesteśmy świadomi, lecz odkrywamy je przypadkiem, jako zadziwiające zbiegi okoliczności, zbieżności losu. (…) Fascynuje mnie kojarzenie faktów, szukanie porządków”
Informacja jest stara, ale ktoś ją puścił ponownie, a ja zacząłem się zastanawiać czy też noblistka Tokarczuk nie odkryje zaraz przypadkiem, w zadziwiającym zbiegu okoliczności, różnych rewelacji, które my tu kolportujemy, a następnie nie nasyci nimi swojego przepastnego brzucha. Eksperci zaś, zawsze gotowi do usług, nie poprą jej „przypadkiem” odkrytych teorii.
Myśl ta naszła mnie, albowiem jeden z czytelników podrzucił mi nagranie Jacka Bartosiaka, w którym omawia on, w jakże niechlujnej formie, dzieła jakichś rosyjskich neomarksistów. I moim zdaniem wygląda dokładnie tak, jakby za chwilę miał przypadkiem odkryć coś niezwykłego, o czym wcześniej nie słyszał. Na przykład całą historię handlu indygo i uprawy urzetu. Czy też może co innego, na przykład oczom jego objawi się prawda o wojnach opiumowych…Na razie nie dojdziemy tego, ale popatrzcie na to nagranie. I ja się martwię, że moje nagrania są mało profesjonalne?
https://www.youtube.com/watch?v=1v-pe-1MSAU&t=210s
Wróćmy do Tokarczukowej, która w mowie wygłoszonej po Noblu rzekła iż wymordowanie Indian miało wpływ na inwazję szwedzką na Polskę, zwaną Potopem. Nie chcę wchodzić w szczegóły, ale sami wiecie, jak trudno jest wytłumaczyć ludziom, że Szwecja to zbrojne ramię Paryża służące do dewastacji państw katolickich na wschodzie. To jest wręcz niemożliwe. No, ale kiedy noblistka mówi coś o wymordowaniu Indian, to już cała populacja lemingów strzyże uszami. Bo to jest coś w sam raz dla nich, szczególnie, że w dyskusję włączają się inni specjaliści, tacy jak Adam Wajrak. My zaś widzimy gołym okiem co noblistka miała na myśli mówiąc o odkrywaniu przypadkiem zadziwiających zbiegów okoliczności. Chodzi mianowicie o to, by wyciągnąć, pardon, z tyłka, jakieś hipotezy, możliwie nieprawdopodobne, ale zgodne ze współczesnym paradygmatem, rzekomo naukowym i mącić tym ludziom w głowach. Tym samym odciągać ich uwagę od kwestii widocznych, oczywistych, mierzalnych i po trochu banalnych, a także łatwo dających się przeanalizować, nawet przez umysły niezbyt wyrafinowane. Przy lekkiej tylko pomocy z zewnątrz. Problemem noblistki, ale nie tylko jej, bo pana Jacka chyba także, jest jednak to, że publiczności ubywa. I to niestety wyraża się w liczbach bezwzględnych. Najwięcej zaś liczb bezwzględnych, a nawet wręcz okrutnych i nieludzkich, możemy odnaleźć w portfelu. One są tam wymalowane na tych dziwnych papierkach, do których większość populacji czuje wielki bardzo sentyment. No więc liczby bezwzględne mówią wyraźnie i bezwzględnie – dyrdymały o wymordowaniu Indian i wpływie tego na Potop Szwedzki nie poprawią sytuacji. Trzeba coś wymyślić. I tu pojawiają się różne opcje. Zanim je przedstawię, wspomnę może raz jeszcze, że zawsze, o ile się o tym pamięta i o ile człowiek jest uczciwy, trzeba mówić kto jest autorem tego czy innego konceptu. A jeśli się nie pamięta, wystarczy powiedzieć – nie ja jestem autorem tego pomysłu. I już się robi przejrzyściej. Tego nawyku nasi luminarze literatury i popularyzacji nie posiadają, albowiem wierzą, niczym bohater jednej z piosenek Jacka Kaczmarskiego, że co nie jest ich, jest niczyje. To nieprawda. Dlatego ja zawsze podkreślam, że nazwę „Szkoła nawigatorów” wymyślił kolega onyx, a nazwę „memiks”, mój kolega Kuba. Nasz wspólny znajomy zaś ojciec dyrektor napisał tu ostatnio, że wojny z Indianami prerii prowadzone przez rząd USA, były w istocie wojnami z koroną brytyjską o dostęp do Pacyfiku. To jest jeden z tych opisów, które zapierają dech. Bo myślę, że gdyby była możliwość odnalezienia rachunków w kompaniach angielskich czynnych w Kanadzie i za ich pomocą udowodnienia, że duże ilości broni i amunicji przekazywano Indianom właśnie, sprawa byłaby oczywista. No, ale tak, jest równie nieoczywista jak kwestia wpływów francuskich w Polsce, po porwaniu Jana Kazimierza i podporządkowanie sobie tej Polski na zasadzie protektoratu. Wszystko jest w papierach, ale akurat na te papiery nikt nie zwraca uwagi.
Wrócę na chwilę do tych Indian, wszyscy wierzyliśmy i wierzymy nadal, że w broń zaopatrywali się oni w faktoriach i miasteczkach, albo u wędrownych handlarzy. Postaci wędrownych handlarzy obecne są w każdej książce o Indianach jaką czytałem. Nikt jednak nigdy nie wyjaśnia tam skąd się ci wędrowni handlarze wzięli. Są to zwykle jacyś poczciwcy nie mający złych zamiarów i stanowiący tło dla poczynań głównych bohaterów. Takim samym tłem są w historii Polski XVII wieku francuscy oficerowie i doradcy, a także damy z fraucymeru królowej Marii Ludwiki. Nie mają oni złych zamiarów i stanowią tło dla poczynań głównych bohaterów, których opisują ze swadą historycy i popularyzatorzy.
No, ale wracajmy do liczb bezwzględnych i okrutnych. Noblistka co prawda jest zabezpieczona finansowo, ale jako noblistka nie może milczeć, musi wygłaszać jakieś rewelacje, bo po to właśnie wręcza się nobla ludziom słabym na umyśle. Stanowi ona wierzchołek piramidy uwierzytelnień całej post michnikowskiej formacji intelektualnej i jest żywym dowodem jej sukcesu. Wszystkie wziątki zostały w jednym ręku, ale okazało się, że nie przybyło od tego nic. Jak ktoś w ogóle mógł pomyśleć, że przybędzie? No jakoś tak wyszło. Trzeba się więc rozglądać, wraz z tym stadem ekspertów, za jakimiś rewelacjami, które zostaną przypadkiem odkryte. Dlatego tak ważne jest pisanie i wydawanie książek. Bo jak coś jest napisane i wydrukowane, trudniej udowodnić, że tego nie ma. Oczywiście można próbować. GW ze dwadzieścia lat temu ogłosiła, że wydaje po raz pierwszy (ona lub zaprzyjaźniona jakaś oficyna) „Opowieści chasydów” Bubera. Zdziwiłem się, bo miałem akurat w ręku wcześniejsze wydanie, bardzo niechlujne. No, ale z jakichś powodów trzeba było ogłosić, że będzie nowa edycja i to w dodatku pierwsza. No, ale to taka anegdota z przeszłości.
Piszę o tym także dlatego, że wczoraj GW ukazująca się w Katowicach opublikowała dość dziwny tekst o tym, że odbyły się tam jednodniowe Targi Książki Wartościowej, które zorganizowali – według GW – ludzie o najgorszych przekonaniach. To znaczy kto? No środowisko skupione wokół Stanisława Michalkiewicza czyli koledzy z wydawnictw Multibook i Capital. Poszli po rozum do głowy i robią to co my, czyli organizują kiermasze i konferencje w hotelach. Tylko niech mi tu nikt nie wyskakuje z propozycjami bym się do nich przyłączył, to będziemy silniejsi razem i pokonamy gazownię, bo prawica wreszcie się zjednoczy. Jak ktoś ma takie pomysły, niech zajrzy do portfela i zastanowi się nad liczbami bezwzględnymi. Nie o to zresztą chodzi. Mamy ludzi, którzy wynajmują sobie hotel i urządzają tam imprezę targową, całkiem prywatnie. I nikomu nic do tego. Takich imprez o różnym charakterze jest w kraju masa, gromadzą one też przeważnie więcej ludzi niż jakieś prawicowe bieda targi, takie jak nasze. I jakoś nikt tego powodu nie rozdziera szat. No, ale tu mamy wyraźne nękanie. Tak to chyba można ująć. Niech się grudeq wypowie. Nie jest sprawą GW co prywatne osoby robią ze swoim czasem i pieniędzmi i nie jest też jej sprawą to, kto im wynajmuje powierzchnię wystawienniczą. Prócz nękania dostrzegam tu także lęk o to, że obszar do zagospodarowania emocjonalnego znacznie się skurczył i to, co proponuje GW obchodzi coraz mniej osób. Tym gorzej sprawy wyglądają, że we Francji prawica wygrała wybory i podniosło to falę zainteresowania treściami konserwatywnymi. A skoro takimi, to również pochodnymi od nich czyli obecnymi na portalu SN oraz w książkach wydawnictwa „Klinika Języka”. Powtórzę więc to, co napisałem na początku: może się okazać, że niektóre z naszych pomysłów zostały „przypadkiem” odkryte przez noblistkę lub osoby z nią zaprzyjaźnione, albowiem z rachunku liczb bezwzględnych wyszło, że nie ma się co opieprzać. Kiedy zaś ktoś, nie mówię, że od razu my, wniesie jakiś protest, zacznie się walenie na oślep i prześladowanie takie jak to wskazywanie Targów Książki Wartościowej jako zagrożenia dla czegoś istotnego, ale właściwie nie wiadomo dla czego. Pewnie dla demokracji. Taka sobie przestroga mi wyszła z tego pisania o poranku. Bądźmy czujni.
Jak zwykle ostatnio, przygotowałem trochę książek z rynku
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/polska-tysiac-lat-temu/
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/historia-i-literatura-o-rodzinie-ks-wladyslaw-kadziolka/
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/trzecia-wladza/
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/toksofilos-szkola-lucznictwa/
Dzień dobry. Tak, czujność niewątpliwie trzeba zachować, może nie „proletariacką”, ale trzeba. Myślę że nobliści, że ich tak zbiorowo potraktuję, niczego przypadkiem nie odkryją, dysponują bowiem od dawna strukturą dostarczającą im syntetyczne raporty o tym co się pisze tu i tam, ze Szkołą Nawigatorów włącznie. Ja tylko ciekaw jestem jakiż to przeogromny „wdzięk prestidigitatora” byłby potrzebny, żeby tu ukradzione wątki połączyć z ich „mądrością epoki”. Podobno nie ma rzeczy niemożliwych, ale do tego musieliby zatrudnić kogoś mocniejszego na umyśle, ergo – więcej zapłacić. Raczej więc się zawahają, te papierki z liczbami lubią bowiem chyba jeszcze bardziej niż ich podwykonawcy i żywią szlachetną wiarę, że obejdzie się bez ich wydawania. Albo lepiej – że same ofiary zapłacą za swą kaźń, tym razem intelektualną, jak to już nie raz bywało.
„Nikt jednak nigdy nie wyjaśnia tam skąd się ci wędrowni handlarze wzięli.”
– Przecież noblistka Tokarczuk to wybitna specjalistka od „Biegunów” – ona wie skąd 😉
całe życie fascynują mnie … itd
jakie ładne zdanie, takie bardzo pojemne, obiecujące dużo treści, ciekawe czy noblistka przeczytała je z kartki czyli przygotowywała swoja wypowiedź, zastanawiała się nad każdym wyrazem tego zdania, czy w powierzonym jej przez organizatorów czasie , wygłosiła je po prostu z głowy…
nie mam tv, więc nie oglądałam tej noblowskiej uroczystości, jeśli jednak wygłosiła to bez przygotowania czyli z głowy to czekam na kolejną książkę pokroju Ksiąg Jakubowych
Purpura tyryjska?
noblistkę fascynuje także -zestawianie faktów- , no i moje oczekiwanie na nową książkę noblistki zwieńczone sukcesem, właśnie na szkole nawigatorów jest wzmianka o nowej książce noblistki, a za wzmianką sugestie komentatorów z SN, namawiające Piotera do książkowego wydania swoich tekstów.
Panie,
Proszę sprawdzić, kiedy USa zyskały dostęp do pacyfiku i kiedy zaczęły się wojny z tzw. Plain indians. Przecież to kompromitujace pisać takie rzeczy.
„Fascynuje mnie kojarzenie faktów, szukanie porządków” – ale oni raczej muszą tak kojarzyć fakty, żeby znajdować porządki ideologicznie słuszne, po linii i na bazie (to się chyba dialektyka nazywa, czy inne dwójmyślenie). A te niesłuszne – to u wrogów ludu wskazują.
Nie wiem, jak ta masakra Indian, ale była wtedy tzw. mała epoka lodowcowa (Bałtyk zamarzał), przez co w Szwecji mieli często nieurodzaj.
Sam pan jesteś kompromitacja
Albo kompletnego jełopa
No tak, nie pomyślałem, to wszystko byli bieguni
Oni tam zdaje się w ogóle nie znali wyrazu – urodzaj
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.