maj 282023
 

We wczorajszych komentarzach pojawiły się dwa ważne spostrzeżenia. Pierwsze dotyczyło jakości okładek, które są nagradzane, a drugie postawy mędrców, którzy zarządzają emocjami tłumów w Polsce. Dodajmy od razu – tłumów mężczyzn i wyrośniętych chłopców, bo kobiety tylko czasem nabierają się na produkowane przez tych ludzi dyrdymały. Jak zauważyła jedna z komentatorek, Bartosiak Jacek od dłuższego czasu podawał w wątpliwość kompetencje ministrów, służb i armii. Coś takiego jest w ogóle niedopuszczalne w czasie wojny i myślę, że można by prześledzić, a także opisać długą tradycję procedur jakie się stosuje wobec osób siejących publiczny defetyzm. Ten zaś – przypomnę – był wyśmiewany zawsze przez agentów sił państwu wrogich. Takich jak komunista Jarosław Haszek. I nie ma tu doprawdy znaczenia czy lubimy Austro-Węgry czy nie. Taki jest schemat. W Polsce dziś takie wybryki służą zgromadzeniu publiczności pełnej deficytów, która „widzi”, że coś jest w tym rządzie nie tak. No i ktoś powinien to zmienić, albo przynajmniej wskazać. I w tym momencie pojawiają się na scenie różni mistrzowie słowa. Co ich wszystkich łączy? Pogarda dla odbiorcy treści, które lansują. Oni wiedzą, że to kłamstwa i każdy kto im wierzy, albo ich popiera jest w oczach tych złotoustych istot kretynem, frajerem, osłem, a może jeszcze czymś gorszym. W skrajnych przypadkach jest narzędziem, które można wykorzystać. Żeby relacja pomiędzy „złotoustym”, a jego ofiarami miała właściwy wymiar, potrzebne są specjalne atrybuty podkreślające autentyczność tej relacji. Oraz prawdę, którą ona zawiera. Najważniejszym atrybutem jest zawsze skromność. Nasi mistrzowie są niezwykle skromni i zawsze występują w imieniu ludu. Jeśli już się gdzieś spotykają, w jakimś miejscu gdzie nie ma gołych ścian, portretu mistrza duchowego na ścianie i krzesła, które wygląda jakby zginęło z dworca w Otwocku, w roku 1962, to jest to salonik Moniki Jaruzelskiej. Tam urocza gospodyni, zadaje naszym surowym dla siebie i otoczenia gwiazdom pytania, które utwierdzają wszystkich w przekonaniu, że oto przemawia do nich sama prawda. A jeśli ktoś ma jakieś wątpliwości, to z pewnością nie wyrazi ich otwarcie, ale powie – hej, nie możesz być taki surowy, daj człowiekowi szansę. Ja nie mam takiej mocy, żeby dawać i odbierać szansę. Żyję już jednak na tyle długo, żeby głośno wyrażać opinie zgodne ze stanem naocznym. Ponieważ mam mało złudzeń i trudno mnie oszukać, choć niektórym się to udało, opinie te są takie, jakie są.

Ujmując rzecz syntetycznie – jesteśmy wszyscy, jak ten Diogenes z Synopy, do którego przyszli ateńscy wtajemniczeni, którzy zaproponowali mu, żeby się też wtajemniczył, a oni załatwią mu lepsze miejsce w piekle. Tyle, że Diogenes ich wyśmiał, a wielu z nas rozważa tę opcję całkiem serio.

Nawet teraz, kiedy Bartosiak został skompromitowany, a wraz z nim cała nisza specjalistów od wojskowości i geopolityki.

Stąd właśnie, ze względu na uwiarygodniającą wszystkich kanciarzy, widowiskową skromność, kojarzoną z salkami katechetycznymi czy wręcz katakumbami pierwszych chrześcijan, my będziemy się spotykać w pałacach. A także w nowoczesnych salach domów kultury, które teraz są w całej Polsce.

Kolejny komentarz dotyczył jakości okładek. Zajrzyjcie tam i sami sprawdźcie, jak wyglądają nagrodzone okładki, które lansowane są na łamach tygodnika „Polityka”. Ja nigdy bym takiej okładki nie zaakceptował, bo to jest urągowisko i szyderstwo z czytelnika, a przez to nie mogę liczyć na żadne nagrody. Nie chcę ich zresztą, albowiem tak, jak geopolitycy uważają swoich wielbicieli za głupków, tak samo nagradzani wydawcy zajmują się wyłącznie stępianiem wrażliwości. Po to, by potem sprzedawać swoim ofiarom szajs wyprodukowany przez sztuczną inteligencję, siebie samych, albo zaprzyjaźnionych kanciarzy. Uczestnictwo więc w tym procederze jest czymś absolutnie wykluczonym. Pozostaje tylko budowa świata alternatywnego. I tym się właśnie zajmujemy. Hubert ostatnio powiedział mi, że w środowisku komiksowym krąży na temat jego komiksu o Batorym następująca opinia – jest on za dobry. A takie komiksy nie mogą się ukazywać, bo robią konkurencję tym, którzy na tym rynku mają uchodzić za zdolnych. Kapujecie? Oszuści nie potrzebują już nawet tła, na którym mogliby się uwiarygadniać. Przychodzą i mówią wprost – kup pan cegłę.

I są ludzie, którzy w ten kant wierzą, a pewnie i tacy, którzy będą walczyć jak lwy w jego obronie, albowiem ma on gwarancje środowisk opiniotwórczych. Właśnie dlatego, by oddzielić się wyraźną i nieprzekraczalną granicą od tego szajsu wydajemy książki w ładnych okładkach. One już za chwile staną się niezrozumiałe dla odbiorcy z rynku, który przyzwyczajony będzie do dzieł takich jak te pokazane tu wczoraj, w jednym z komentarzy. No, ale nie zrezygnujemy z tego.

Teraz opowiem o tym, jakie jeszcze elementy w mojej postawie wywołują największe zdumienie. Oto wstawiam do sklepu książki publikowane przez wydawnictwa akademickie. Ludzie zajmujący się propagandą, nie potrafią tego zrozumieć. Myślą, że to jest wynik jakiegoś deficytu może, albo że nie mam innego wyjścia, ale to jest przyjmowane z niedowierzaniem, bo jak tu można coś zarobić na takich książkach? Ja ten proceder będę uprawiał nadal, albowiem wiem, że może przyjść taki czas, kiedy dokumenty źródłowe, czy opracowania interesujących nas kwestii, zostaną usunięte z pola widzenia. Przypomnę, że Acta Tomiciana, są dostępne w wersji łacińskiej jedynie, nikt nie przetłumaczył ich nigdy na rodzime narzecze, a co za tym idzie świadomość tego co rzeczywiście działo się w Polsce na początku XVI wieku jest zerowa. Wszelkie informacje na ten temat pochodzą z książki „Paziowie króla Zygmunta”. I nie ma mowy, żeby było inaczej, bo nie ma na to zezwolenia. I te opasłe tomiska leżą sobie w bibliotekach, a czasem są sprzedawane na allegro. Jeśli więc znana krakowska oficyna bierze się za edycje dokumentów polskich z archiwów królestwa Węgier to ja nie mam wahań. Dlaczego? Albowiem analogiczne dokumenty z polskich archiwów nigdy nie zostaną wydane po polsku. Trzeba więc brać to, co jest i gdzieś skrzętnie ukryć, bo nie wiadomo co wymyślą jeszcze luminarze nauki. Rozumiecie więc, mam nadzieję, że wszyscy razem i każdy z osobna, traktowani jesteśmy jak barany, które można zapędzać z kąta w kąt. Ponieważ jednak uniwersytety i ich wydawnictwa muszą prosperować i czymś się zajmować, żeby stworzyć przekonujące tło dla popularyzatorów i speców od geopolityki, czasem coś się wydaje. Nie wszystko bowiem da się podciągnąć pod gender.

Podsumowując – „autoryteci” medialni zapędzają swoją trzódkę do piwnicy i wołają – robaki nędzne i hołoto!!! Otom się wam objawił, żebyście wreszcie poznali prawdę przedwieczną, której jestem depozytariuszem!!!! Na kolana i słuchać!!!! I większość opuszcza takie zgromadzenie pełna satysfakcji. Utwierdzili się oni bowiem w przekonaniu, że są gorsi, sami niczego nie zrozumieją, a jak zrozumieją to źle, dostali narzędzia i garść cytatów potrzebnych w dyskusji ze szwagrem i kokietowaniu kuzynek, no i chwatit. A jakieś tam plagiaty, zbiory dokumentów? Kogo to obchodzi? Otóż obchodzi to mnie. Ja zaś, dopóki będę mógł chodzić, nie zejdę z drogi, którą podążam. To znaczy z podnoszenia sobie i Wam samooceny, nie poprzez jakieś umysłowe elukubracje, jak Warzecha, czy popisywanie się tym kogo znam, a kogo nie znam, ale poprzez okoliczności spotkań i nie kwestionowaną jakość produktów. I tego się trzymajmy. I nie czekajmy na żadną jutrzenkę swobody, bo to my nią jesteśmy.

Jeśli ktoś ma ochotę zajrzeć i zapoznać się z dokumentami wystawianymi przez panów małopolskich, samego biskupa Tomickiego czy starostę z Bardejowa, ma taką okazję.

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/dokumenty-polskie-z-archiwow-dawnego-krolestwa-wegier-tom-v-dokumenty-z-lat-1521-1530/

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/dokumenty-polskie-z-archiwow-dawnego-krolestwa-wegier-tom-vi-dokumenty-z-lat-1531-1540/

Dokumenty dotyczą najbardziej interesującego nas okresu, czyli tak zwanego złotego wieku, który, podobnie jak demokracja ateńska i mądrość Bartosiaka, był jedynie złudzeniem.

  11 komentarzy do “Dlaczego spotykamy się w pałacach i wydajemy książki z obrazkami”

  1. Pitoń przy Bartosiaku jest profesorem. Pewnie wkrótce będzie umiał czytać po chińsku.

  2. Pałac w Ciechanowicach funkcjonuje. Na stronie nie było dokładnej informacji, ale właściciel oddzwonił do mnie. Sprawia wrażenie sympatycznego człowieka. Dostał srebrną odznakę „Za opiekę nad zabytkami”. Tytus de ZOO dostał bodajże złotą w księdze o Fromborku.

  3. Niech pan handluje książkami z wydawnictw akademickich. Kiedyś były nawet w empiku, a ostatnio zachodze do księgarni naukowej przy PTPN w Poznaniu, a tam kawiarnia. Dobrze, że samego PTPN i jego biblioteki nie sprzedali. Lub spalili, a są tam i dokumenty.

  4. Niemcy tak robili z polską kulturą w czasie okupacji, a dzisiaj… chyba też Niemcy. Mówi o tym doktor Artur Bartoszewicz.

    Dobrze,  że zbędnego personelu PTPN nie postawili pod mur.

  5. Górale mówią językami. Na wzmożeniu alkoholowym.

    Znana jest historia kooperacji ekipy Trebunie Tutki z Twinkle Brothers z Karaibów (?). Na początku były problemy językowe, zanikające w miarę spożycia. Tłumacze przestali być potrzebni, muzycy rozumieli się doskonale, powstało świetne nagranie.

    Można przyjąć, że Pitoń już potrafi mówić po chińsku, z czytaniem – nie wiem.

  6. Nie. Piton nie zna znaków. Uczyłem się ich trochę, więc wiem co mówię.

  7. Nie postawili. Bo emerytury wypłacać  będzie RP. Osłabili nas, można stwierdzić rozbudowując pana obraz

  8. Podejrzewam, że po dobrej śliwowicy Pitoń by wyrezał kozikiem sentencję Mao na belce stropowej, ale jest nieśmiały i się nie chwali. Śliwowicę pili z Tomaszem Sommerem, żeby redaktor lepiej skręcał na nartach.

  9. Panie Maciejewski. Bez Pana ten świat byłby do d***. Nuda, nuda i jeszcze raz nuda. Po polsku nie czytał bym zupełnie nic. Tylko gapiłbym się w telewizor a z gęby leciała by mi ślina. Jak tym, którym nie dane było jeszcze odnaleźć strony Klinika Języka. Piszę całkiem poważnie. I dziękuję, że się Pan, mimo tego spadającego gruzu nie zniechęca.

  10. No dobra, uznam, że nie widzę iż to prowokacja

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.