paź 272022
 

Mogłem ten tekst nazwać – o skuteczności dyskretnej i niedyskretnej propagandy – ale niech już tak zostanie. Liczne są przykłady na to, jak człowiek – pojedynczo i w masie – usiłuje zaklinać rzeczywistość. Niektóre z nich opierają się na przekonaniu, że można oszukać innych ludzi, a te skrajne wprost na tym, że można oszukać naturę. Są jeszcze tacy, którzy próbują oszukiwać Pana Boga, ale pozostańmy lepiej przy tej naturze. Najpierw podam taki właśnie przykład. Oto pułkownik Scott, uważał, że może oszukać Antarktydę i dojść do południowego bieguna szybciej niż Amundsen. Popełnił wszystkie możliwe błędy, a jego postawa została przez ówczesne media przedstawiona jako właściwa, piękna i godna naśladowania. Być może ktoś tam go krytykował, sugerując, że kuce islandzkie nie będą jadły śniegu i lepiej zabrać na Antarktydę psy, jak to czyniono zawsze. No, ale Scott nie posłuchał, wiedział bowiem lepiej.

Jak działa mechanizm takiej propagandy? Nie jest on łatwy do rozszyfrowania, albowiem, kiedy próbujemy to czynić, wpadamy w kolejną pułapkę – pokazujemy głupotę Scotta i sami się mądrzymy, jakbyśmy kiedyś byli na Antarktydzie. Tymczasem nasze doświadczenia z zimnem ograniczają się do dwudziestu minut oczekiwania na autobus przy temperaturze -12 stopni Celsjusza. Otóż propaganda oparta na założeniu, że ludzi lub naturę da się oszukać musi mieć sponsora. Ten nic nie ryzykuje, ale ma coś do wypróbowania. Nie wiem kim był i co miał do wypróbowania sponsor Scotta, ale upieram się, że ktoś taki musiał istnieć. Inaczej – z samej tylko pychy – pułkownik nie porwałby się na takie szaleństwo. I tak jest w każdym podobnym przypadku. Na przykład w przypadku toczącej się właśnie wojny na Ukrainie. Wszyscy wiedzieliśmy, że armia rosyjska jest drugą armią świata. Nikt nam jednak nie powiedział, że chodzi o trzeci świat. Tego w sondażach zabrakło. Skuteczność tej armii mierzona była ilością odsłon pod nagraniami pokazującymi zawody czołgistów, a także sondażami przeprowadzanymi w Niemczech na temat konieczności porozumienia się z Moskwą. Innych wskaźników skuteczności armii rosyjskiej nie było. No może jeszcze cała propaganda filmowa, którą przez ostatnie dwie dekady Rosja karmiła świat. Wszystkie te brednie o Stalingradzie, Rżewie i białych tygrysach. Teraz rzec trzeba kilka słów o naturze gwarancji udzielonej Rosjanom. Pierwszy raz udzielili im jej Niemcy, którzy wmówili światu, że będą jak treser Tygrysa, który sprawi, że bestia zamieni się w łagodnego kotka. Niemcy produkowali i powielali takie komunikaty trzęsąc się jednocześnie ze strachu przed Rosją i nie widzieli w tym żadnych sprzeczności. Ich doktryna bowiem opiewała na pokonanie tego przeciwnika, którego się nie bali i którego znali lepiej – Amerykanów. Dlaczego oni to wymyślili? Nie wiem, może też mieli jakiegoś sponsora? W każdym razie wyszli na tym, jak pułkownik Scott na kucach islandzkich zabranych na Antarktydę. I nie chce mi się wierzyć, że skorzystają na wojnie, albowiem ich demoniczna inteligencja da im przewagę nad innymi. Scholz dłubał w nosie w czasie przemówienia Morawieckiego. I nie robił tego z pewnością po to, by ukryć swoją bezbrzeżną przenikliwość.

Drugiej gwarancji udzielili Rosjanom Ukraińcy oddając im Donbas i Krym, w 2014 roku, a trzeciej społeczność międzynarodowa, która nie dość mocno protestowała przeciwko tym aneksjom i zbrodniom tam dokonywanym. Przy takiej ilości tak dobrych prognostyków druga armia trzeciego świata uwierzyła już nawet w to, że biały tygrys istniał naprawdę. Oni zaś, naprawdę mogli go pokonać. Siła bowiem tkwiąca w narodzie rosyjskim jest nie do przełamania. Skąd się w ogóle bierze w Rosji taka mitomania? Ona ma swoje źródło w średniowieczu, a konkretnie w tym momencie kiedy Moskwa zrzuciła jarzmo tatarskie. To jest oczywiście fikcja, bo jarzmo to spadło samo, Moskwa zaś odpowiedzialna była jedynie za ponowne zdewastowanie Kijowa. Kiedy trzeba było walczyć z Mongołami, księstwa północnej Rusi zgodziły się grzecznie płacić trybut i z uwagą przyglądały się, jak Mongołowie dewastują Europę. Ten mit, spleciony z całkowicie obłąkanym mitem trzeciego Rzymu pozwala w zasadzie tylko na jedno – na totalne rozkradanie wszystkich gromadzonych w Rosji aktywów. Po cóż one bowiem skoro jest propaganda i gwarancje? Po cóż one skoro jest „ruska siła” reprezentowana przez miliony ogłupiałych i pijanych mużyków. Po co wreszcie jakieś aktywa, skoro są radzieccy uczeni, którzy jak wiemy wymyślili pastę do butów, sztucznego satelitę, Internet i plastelinę.

Przejdźmy teraz do omówienia propagandy dyskretnej, której demaskacja jest zarazem ostatecznym końcem demaskującego. Nie ma na jej działanie zbyt wielu przykładów, ale ten który tu od kilku dni omawiamy jest bardzo wymowny. Dyskretna propaganda opiera się na budowaniu w sercu ofiary fałszywej nadziei. To w zasadzie jest podstawowe zadanie takie propagandy. Działa ona bowiem dzięki temu jeszcze długo po tym, jak trawa porośnie groby ofiar. Ich potomkowie pamiętają, że kiedyś tam słyszało się, że wróg nie jest taki zły i można go było obłaskawić. Chętnie też potomkowie ci, dla świętego spokoju przerzucają odpowiedzialność na przodków, bo coś się tam komuś pochrzaniło, potem popełnił jakieś błędy w polu i koniec końców wyszło jak wyszło – przegraliśmy. Nigdy jednak – tak działa na dłuższą metę propaganda dyskretna  – nie należy rezygnować z podjęcia negocjacji i nigdy nie należy odtrącać wyciągniętej ręki. My właśnie znajdujemy się w takiej sytuacji – groby ofiar porosła trawa, a w kraju trwa dyskusja z potomkami zbrodniarzy, którzy zapewniają, że teraz już będą grzeczni, ale sami rozumiecie, że należy posprzątać ten bałagan, który tu został stworzony. Mimo zewnętrznych demaskacji, kompromitacji i bankructwa sponsora, który przegrał wszystkie rozdania, które sam przecież ustawił, w Polsce mongolska propaganda triumfuje. I zwróćcie uwagę, że nie opiera się ona na strachu i nadziei. Ona karmi się wyłącznie nadzieją, bo strach został uśpiony, albo wręcz stał się atrybutem władzy rządzącej teraz – tak mówią o niej mongolskie media reprezentujące wielkiego chana – TVN i Polsat. To my sami jesteśmy zagrożeniem dla siebie, a oni chcą nam tylko pomóc. I to – podkreślam – mimo bankructwa sponsora. To zaś może oznaczać, że istnieje inny sponsor i inny gwarant ich sukcesu. No, ale tego nie można sprawdzić inaczej, jak przez konfrontację. W naszym przypadku, na szczęście, przy urnach.

Książki o najeździe mongolskim na Europę – „Niebieski sztandar” i „Anglik tatarskiego chana” już wkrótce w naszej księgarni

  8 komentarzy do “Druga armia trzeciego świata”

  1. Dzień dobry. „Nie paktuje się z szatanem”. To nie jest może odkrywcze, ale przez swą oczywistość jakby zapomniane. Zły oczywiście próbuje tą zasadę przysypać swoimi różnymi wynalazkami jak „racjonalizm”, „pragmatyzm” i inne -zmy, które przytomnemu człowiekowi na milę zalatują kłamstwem, ale człowiek jest słaby, boi się, a już najbardziej boi się stanąć w prawdzie. Ja to widzę na codzień i mnie to martwi, bo moja wiara w to, że się kiedyś wyleczymy – maleje. To się wzięło jeszcze z czasów komuny i wbijanej do nieodpornych głów zasady wymyślania alternatywnej rzeczywistości, alternatywnej logiki i tak dalej. Kiedy jakaś centrala handlu zagranicznego sprzedała jakimś Arabom całe masło z Polski cały aparat propagandy głosił dzień i noc szkodliwość masła. I ten mechanizm pokutuje w ludziach zwących się Polakami do dziś. Cała ich siła idzie w zaciskanie powiek. Żeby nie daj Bóg nie zobaczyć rzeczywistości. I siebie w niej. I sobie i współplemieńcom powiedzieć bez ogródków; Ha, znowu nas, k-wa, wyruchali.

  2. propaganda dyskretna była np w stanie wojennym – mniejsze zło-  czyli że dzięki WRON-ie Rosjanie nie wejdą, potem ta -gruba kreska- agentura to też ludzie mają rodziny, mają dzieci , po Smoleńsku na Krakowskim od razu pojawiły się polonistki o wyglądzie kucharek czyli tłuste zwyczajne baby o przeciętnym kuchennym wyglądzie i z kartki czytały żebyśmy się         -różnili ładnie- niby taki element uspokajania , PO z Komorowskim to już jechali z propagitką europejskości i przjażni z ruskimi jak na saniach itd

    itd, szereg takich obrazków ,

  3. poza tematem   …   ale kiedy słyszę sondaż Kantar , to zupełnie nieoczekiwanie pojawia mi się skojarzenie  z   – jakby aktualnym-   dowcipem czyli

    na czym Hitler oparł Mein Kampf,

    otóż na Kancie i Niczem

  4. oznacza to, że mamy poczucie humoru, jesteśmy błyskotliwi, może i inteligentni no bo ostatnio ten Emanuel (Kant) i Emanuel Macron nam się tak nienachalnie kojarzy z pokojową inicjatywą

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.