wrz 092019
 

Herman Zdzisław Scheuring w swojej, raz tylko w Polsce wydanej, książce „Czy królobójstwo? Krytyczne studium o śmierci króla Stefana Batorego”, zwraca uwagę na pewien dobrze nam znany, ale nie do końca zrozumiały sposób fałszowania faktów. Nazywa to drukowaną kurtyną, a chodzi o to, by kontrowersyjne wydarzenia obudować taką ilością komentarzy, żeby nikomu nawet nie śniło się dotarcie do prawdy. Ja od siebie dodać mogę tyle, że drugie imię drukowanej kurtyny to popularyzacja, która ma różne piętra i warstwy, a jej charakterystyczną cechą jest podkreślanie rozrywkowego charakteru omawianych zdarzeń i ich interpretacji. Jak wiemy istnieje pewna, bardzo silna tradycja drukowania kurtyn. Nie potrafię jej zdefiniować jednym zdaniem, ani nawet dwoma, ale pozwolę sobie na ilustrujący rzecz przykład. Już o tym kiedyś wspominałem, ale nie zaszkodzi powtórzyć. Oto dawno temu stałem na targach w Krakowie, było to wtedy kiedy zaczynaliśmy sprzedaż „Świętego królestwa”, a ja zachwalałem ten komiks wszystkim, którzy podchodzili do stoiska. W pewnej chwili pojawiła się tam trójka grubasów – dwóch facetów i jedna dziewczyna. Wyglądali na zainteresowanych, więc zacząłem opowiadać o upadku Węgier, o kopalniach Fuggera i Jana Turzo, o najeździe tureckim. Oni patrzyli na mnie jak na martwego ptaszka i jeden w końcu powiedział – wie pan, nas to nie interesuje, bo my jesteśmy redaktorami portalu „Ciekawostki historyczne” i nas właśnie interesują te ciekawostki. Myślicie, że się załamałem, dałem mu po gębie odruchowo, albo coś podobnego? Nic z tych rzeczy. Zacząłem tłumaczyć jeszcze raz. Oczywiście bez skutku. Pożegnali się i poszli. No więc drukowana kurtyna to, z grubsza rzecz biorąc, owe ciekawostki historyczne. Z grubsza, bo nie chodzi bynajmniej o żadne ciekawostki, ale o takie rozdrobnienie narracji i takie namnożenie kierunków absurdalnych zupełnie zainteresowań, żeby główny przedmiot dociekań zniknął nam z oczu. Scheuring wskazuje wyraźnie jak to się odbyło w przypadku śmierci króla Stefana Batorego. Zaczęło się od opublikowania polemiki pomiędzy lekarzami królewskimi – Mikołajem Bucellą i Simonem Simoniusem – zbioru wzajemnych oskarżeń idących w tysiące stron i rozproszonych po różnych miejscach. Tekstu, którego nikt nigdy nie zgromadził w jednym miejscu i nie podjął się jego krytycznej analizy, połączonej z orzeczeniem o jego autentyczności, bo ta wcale nie jest pewna. Drugim filarem drukowanej kurtyny był tak zwany protokół sekcji, który znany jest jedynie w XVIII wiecznym odpisie, powstałym na polecenie biskupa Naruszewicza. Protokół ten jest najprawdopodobniej fałszerstwem mającym wykazać, że nic ani nic we wnętrznościach króla nie znaleziono. Nie sposób też zrozumieć dlaczego Adam Naruszewicz sporządzał sobie jego odpis, zamiast odkupić oryginał. Nie wiadomo od kogo, bo właściciel owego protokołu, pozostaje nieznany. W tekście stoi jak byk, że sekcję wykonano na rozkaz senatorów. Scheuring zaś wskazuje, że w czasach Batorego sekcje były nielegalne, zakazane przez Kościół, senatorowie zaś nie mogli mieć żadnych wiadomości na temat przydatności takiej sekcji do rozpoznania przyczyn śmierci króla. Wiedza medyczna nie było tak popularna jak dzisiaj, a do czasów Leonarda, ludzie wierzyli w to, że serce i płuca są połączone tajemniczą rurką. Serce zaś jest elementem aparatu oddechowego człowieka. Otwarcie królewskich zwłok, to była raczej ekstrawagancja, niż standardowa procedura, no a poza tym nie ma oryginalnego dokumentu, uchodzącego za protokół tego zdarzenia.

Drukowane kurtyny to, jak już wspomniałem, pewna tradycja. Im dalej od wypadków, które są przedmiotem zainteresowania autorów owych kurtyn, tym radośniejszego i bardziej rozrywkowego charakteru one nabierają. Myśmy się już do tego przyzwyczaili i nawet nie próbujemy z tym walczyć. Chodzi o to, że historia jest – w pewnym obszarze dystrybucji – sformatowana na sztywno. W obszarze zaś tak zwanych badań poważnych całkowicie niezrozumiała albowiem nikt poza autorem i recenzentami nie ma dostępu do źródeł. Wnioski zaś płynące z ich analizy nie dają się połączyć z tym, co za historię uważają jej popularyzatorzy i konsumenci produkowanych przez nich treści. Zestawienie tych dwóch rodzajów optyki powoduje, że nie ma żadnych szans, by dowiedzieć się jak było naprawdę. Pozostaje jeszcze tylko przyjąć doktrynę, która mówi, że nie sposób poznać historii ze względu na przyrodzone wady proponowanych metod i można już kłamać do woli, a także zająć się skupowaniem i gromadzeniem źródeł, które następnie zostaną ukryte przed oczami profanów, a wyciągane będą tylko z okazji wielkich politycznych promocji. Takich jak promocja humanizmu w Krakowie na przełomie XIX i XX wieku, albo promocja socjalizmu obecnie, odbywająca się pod pretekstem promocji niepodległości. Oczywiście takie sztuki może wykonywać ktoś odpowiednio zamożny, a nie my tutaj.

Dla zachowania równowagi i wiarygodność, a także utrzymania widza w napięciu, do tego sosu dodaje się elementy sensacyjne i humorystyczne. Takie, prawda, ciekawostki historyczne. Jeśli idzie o śmierć Stefana Batorego, była ona w ten sposób opisywana wielokrotnie, a spektrum jednostek chorobowych za nią odpowiedzialnych miało swoją szerokość i głębię. Poczynając od przeziębienia na syfilisie kończąc, z uremią pośrodku. Oczywiście o truciźnie nie wspomniano ani razu, albowiem – o co zadbali już popularyzatorzy z XIX i początku XX wieku – Polska była krajem bez królobójców i trucicieli. Ponoć tę no, Barbarę Radziwiłłównę otruli, ale to nic pewnego….dowodów na to nie ma.

Jak wiemy, popularyzacją i ciekawostkami historycznymi nie może się zajmować byle kto, wtedy nie spełniałyby one swojej funkcji. I tak tezę o tym, że król Stefan zmarł na syfilis rozpropagował Emir Wyrobek. Zaczął od artykułu w krakowskim IKC, czyli Ilustrowanym Kurierze Codziennym, gdzie w roku 1929 wydrukowano jego tekst z całkiem nieprzekonującymi wywodami dotyczącymi rzekomego zarażenia się króla lues. Dlaczego te dowody są nieprzekonujące, każdy może sobie doczytać w książce Hermana Zdzisława Scheuringa https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/czy-krolobojstwo-krytyczne-studium-o-smierci-krola-stefana-wielkiego-batorego/

Kim był Emil Wyrobek? Proszę bardzo, oto jego biogram https://pl.wikipedia.org/wiki/Emil_Wyrobek Sławny lekarz firmujący swoim nazwiskiem oczywiste niedorzeczności. Kolejnym popularyzatorem wiedzy o chorobach króla Stefana był Franciszek Giedroyć. Oto jego biogram https://pl.wikipedia.org/wiki/Dowmont_Franciszek_Giedroy%C4%87 To byli ludzie o ugruntowane pozycji, a Wyrobek wręcz zaczął sobie tę pozycję umacniać od artykułu na temat syfilisu króla Stefana.

Ja pragnę tylko zwrócić uwagę na to, że syfilis, jak też inne choroby weneryczne jest nieodzownym narzędziem w produkowaniu drukowanych kurtyn i nieodłączną częścią nurtu zwanego ciekawostkami historycznymi. Kolejnym ważnym elementem jest kwestia kto był, a kto nie był gejem. To się trochę wyjałowiło dzisiaj, w dobie parad równości, ale bywa często stosowane. Chodzi z grubsza o to, by nadać ludzkim słabościom i tragediom wymiar rozrywkowy, jeśli kto woli błazeński, który po tylu latach nikogo już nie zirytuje i nikogo nie zaboli, bo wszyscy zainteresowani, protagoniści i współudziałowcy dawno nie żyją. Jak żywy jest ten nurt niech zaświadczą wszystkie obecne dziś na YT popularyzacje z udziałem ludzi przeszkolonych aktorsko na podstawowym poziomie i serwujących treści lekko i łatwostrawne, z takimi minami, jakby odkrywali po raz kolejny groby faraonów. Jeśli ktoś sądzi, że to są sprawy przypadkowe, wynikające z indywidualnych upodobań prowadzących je osób, niech tę myśl porzuci i przyjrzy się ile wysiłku włożono w wykreowanie Radosława Koterskiego, ile kłamstw i przeinaczeń emituje ten człowiek i jak bardzo podkreśla fakt, że odniósł sukces. To jest, w świecie współczesnym, w mojej ocenie, najwyraźniejszy przykład „drukowanej kurtyny”, która nie jest już drukowana ale zwizualizowana. Najciekawsze są moim zdaniem nagrania z publicznych wystąpień Koterskiego w wielkich salach z widownią. Moim zdaniem on za każdym razem mówi do pustej sali.

Czy to jest w ogóle to pokonania i do złamania? Ja sądzę, że jest. Nie za pomocą uporczywego wskazywania błędów i oszustw, a także nie za pomocą protestów i lamentów. Trzeba podjąć trud stworzenia nowych sposobów opowiadania i dystrybuować powstałe w ten sposób treści gdzie się da i jak się da. Nie troszcząc się za bardzo o poziom tak zwanego profesjonalizmu uwidocznionego w wyglądzie autora, bo ten zwykle demaskuje oszustów.

Chcę teraz zwrócić uwagę na naszą księgarnię i na nasz flagowy produkt, czyli serię Baśń jak niedźwiedź. To jest, o czym wielokrotnie już wspominałem, seria, które powinna być poza sprzedażą. Według kryteriów, które lansują popularyzatorzy i redaktorzy z portalu ciekawostki historyczne, to jest produkt z wadą, nie nadający się do dystrybucji. Nie ma dobrego tytułu, nie ma wyraźnych bohaterów, składa się z dygresji i wątków pobocznych i ani razu nie występuje tam żadna gotowa do wszelkich poświęceń dziewoja z piersiami jak melony. A jednak – on się nie tylko sprzedaje, ale jeszcze zdobywa wyznawców, czego się Koterskiemu nie udało zrobić w żadnym razie, choć oczywiście upiera się, że jest inaczej. Dlaczego tak jest? Otóż dlatego, że nie da się produkować drukowanych i zwizualizowanych kurtyn posługując się metodami z XIX wieku. Być może nie da się dlatego, że one zostały – z pychy i przekonania, że już można, bo ludzie są całkiem sprymitywizowanym bydłem – oderwane od studiów psychologicznych. To znaczy nikt się już dziś nie zastanawia dlaczego ludzie interesują się jakimś zagadnieniem, a innym już nie chcą. Mam na myśli ludzi z pretensjami do ilorazu. Oni zostali pozostawieni sami sobie, a popularyzacja wjechała parowozem ciągnionym przez siwe koniki wprost do Biedronki i ogłosiła tam swój powszechny i ostateczny triumf. A nie! Takiego wała! Że posłużę się metodami popularyzacji rodem z portalu „Ciekawostki historyczne”, wcale tak nie będzie, bo pomiędzy omawianymi tu kurtynami, a odbiorcą – którego psychika i emocje są przecież celem najważniejszym tych działań – zieje coraz głębszy dół. Nie da się go zasypać produkcjami Koterskiego ani tego drugiego, co ma wytrzeszcz. Nic nie pomogą wojenne dziewczyny, ani Szyc- Hałabała w roli Piłsudskiego. O tym wszystkim już wkrótce nikt nie będzie pamiętał. A nasze książki zostaną. Jestem o tym przekonany.

Teraz ogłoszenie – w dniach 19 – 22 września trwa w Lublinie zjazd historyków, będzie tam także targ z książkami i ja na tym targu będę. Zapisałem się jeszcze wiosną.

Zapraszam do księgarni www.basnjakniedzwiedz.pl do sklepu FOTO MAG, do księgarni Przy Agorze i na stronę www.prawygornyrog.pl

 

 

Tak się niestety składa, że dynamika rynku (a nie mówiłem, a nie mówiłem) w związku z okrągłymi rocznicami politycznych sukcesów Polski, jest tak słaba jak nigdy chyba do tej pory. Mamy wielkie plany dotyczące tłumaczeń, które od kilku lat są realizowane z budżetów, generowanych bieżącą sprzedażą. Niestety budżety te nijak nie pokryją dalszych, będących w trakcie realizacji projektów. Jeśli więc ktoś ma taki kaprys, żeby wspomóc mnie w tym dziele i nie będzie to dla niego kłopotem podaję numer konta. Ten sam co zwykle

 

47 1240 6348 1111 0010 5853 0024

i pay pal gabrielmaciejewski@wp.pl

Jestem tą koniecznością trochę skrępowany, ale ponieważ widzę, że wielu mniej ode mnie dynamicznych autorów nie ma cienia zahamowań przed urządzeniem zbiórek na wszystko, od pisania książek, do produkowania filmów włącznie, staram się odrzucić skrupuły. Jak nic się nie zbierze trudno, jakoś sobie poradzę…

  10 komentarzy do “Drukowana kurtyna czyli syfilis w służbie popularyzacji”

  1. Jedziemy na urodziny Stefana Batorego. Miejscowi szykuja juz pono miesiwa i wina na kilkudniowy festyn, a my organizujemy muzyke, tance i polskie akcenty. Nie lubimy przesiadywac w szkolych lawach i mamy zbyt niezgrabne rece do ksiazek, wiec zdobedziemy wiedze na miejscu. Ponadto wesprzemy kulturowo i szablami Szeklerow biorac udzial w separatystycznej hecy we wschodniej Transylwanii. Jezeli wiesc o tym dotrze do Bukaresztu, to bedzie goraco…  Erdély nem Románia és Székelyföld Erdélyben van!

  2. >drugie imię drukowanej kurtyny to popularyzacja, która ma różne piętra i warstwy…

    Ignorancja czy zła wola profesora?

    „Istotnie, po śmierci Batorego dwaj lekarze królewscy, a mianowicie Mikołaj Bucella (arianin) i Szymon Symoniusz (konwertyta-katolik, zbliżony chyba do wolnomyślicielstwa) wszczęli gwałtowną polemikę, w której oskarżali się nawzajem o spowodowanie śmierci pacjenta. Uczeni mężowie zarzucali sobie ignorancję, ale nie świadomą złą wolę; warto też przypomnieć, iż ówczesny poziom wiedzy medycznej był tak niski, że wystarczyło słuchać jednego lekarza, aby zostać wyprawionym na tamten świat”.

    Janusz Tazbir Stefan Batory,  Cyt. za: Poczet królów i książąt polskich, red. A. Garlicki, Warszawa 1998, s. 353-361.

    Bucella

  3. W Polsce lekarze sa nazywani, nie wiedziec czemu, „bogami”, jak w filmie Piotra Staraka, moze dlatego, ze przedmioty kultu maja w garazach. Medycyna powoduje tyle samo cierpien i zgonow, prawdopodobnie nawet wiecej, niz ratuje i leczy, wiec per saldo gdyby nie bylo medykow, to swiat na tym by nie stracil i nasza jakosc zycia by sie nie obnizyla. Ci dwaj, co leczyli Batorego, to byli zapewne jacys „lekarze bez granic”.

  4. Dzisiaj…

    … coraz  czesciej ci  niedouczeni  „bogowie” od 7 bolesci – zwlaszcza mlodzi – zwani sa  KONOWALAMI  !!!

  5. Oglądałem parę lat temu wywiad z Kotarskim w którym mówił że jego wzorem do naśladowania jest Bogusław Wołoszański, to może wiele wyjaśniać

  6. Po wczorajszej ilustracji, którą obejrzało nie wiedzieć czemu ponad 220 osób, powrócę do ilustracji w temacie zjednoczenia Włoch, w kontekście „drukowanej kurtyny”. Otóż we włoskim historycznym programie telewizyjnym profesor Gilles Pecout przyznał, że przez 150 lat o Garibaldim nie można było powiedzieć nic złego (z wyjątkiem przyczynków i ciekawostek), a to że Anglicy mu pomogli, potwierdził sam Gramsci. Ten profesor ma zwyczaj składania rąk jak do modlitwy, w odróżnieniu od profesora Alessandro Barbero, który wyciąga jedną lub obie ręce do Opatrzności. O Barbero wspomniał wczoraj bloger ZW w SN. Barbero to naprawdę fajny popularyzator. Pecout nie ma takiego talentu, a na dodatek jego język włoski pozostawia jeszcze trochę do życzenia. Kluczowym momentem w programie z udziałem Pecout było pytanie do trzech absolwentów historii na TAK lub NIE. Dwójka była na TAK, a jedna dziewczyna na NIE. Tylko nie wiadomo, czy miała Garibaldiemu za złe, że na Sycylii korzystał z „elementu” czy to, że porzucił republikanizm.

    Temat Anglików i Garibaldiego pozostawiam na lepsze czasy. Ten wpis ma tylko zaznaczyć, że historycy, tak jak aktorzy, lubią popisywać się wrażeniem z tego, co przeczytali na każdy temat i wcale nie są autorytetami poza źródłami, do których dotarli lub nie.

    Historycy

  7. Otwieram wspomniany portal i widzę artykuł zatytułowany „To był jeden z najbardziej makabrycznych pogrzebów w dziejach. Ciało Elżbiety I… eksplodowało” To jest bezrefleksyjna pornografia.

    Jajcarze Fajansiarze z „Ciekawostek” mają irytująco lewostronną wrażliwość, a na ich portalu tyle ciekawego ile przeflancują z poważnych autorów. Historia posiada swój warsztat jako nauka i wymaga pewnego intelektualnego aparatu, nade wszystko zmysłu krytycznego. Niektórym studia go nie zastąpią, inni mają go sami z siebie.

    W pańskiej działalności, przyznaję to otwarcie, imponuje mi, że nie posiadając gotowych kluczy sporządził Pan sobie znakomity zestaw wytrychów, z których jedne może się kruszą, ale inne pozwalają otwierać zamki nie ruszane od dawna i zaglądać w treści niepopularne. To tworzy naprawdę potrzebny ferment.

  8. Wystarczy mieć cechy króla Stefana Batorego  i pełnić tak odpowiedzialną funkcję żeby mieć na siebie  „wydany wyrok”: atak serca, otrucie lub uremia.

    z J. Besali ” Batory to bez wątpienia wybitny wódz, strateg, znakomity organizator, i wyśmienity oficer…Z jego (Batorego) szkoły wychodzi całe pokolenie dowódców najwyższych i rotmistrzów decydujących przez następne dziesiątki lat o świetności staropolskiej wojskowości … wojna stała się najsurowszym sprawdzianem sprawności i żywotności ówczesnego państwa . Wojny batoriańskie ukazały szlachcie i Europie na co Rzeczypospolitę stać  …świadomość tej potencji  bardzo przydała się niebawem szlacheckiemu społeczeństwu i władzom Rzeczypospolitej… Zawsze starał się pilnie wysłuchać senatorów bo to oni „urabiali” sejmiki (dzięki wysłuchaniu mógł je kontrolować),  itd. itd. Plany Batorego nie wydają się fantastyczne bo to nie był typ marzyciela. Śmierć uniemożliwiła mu wyprawę po czapkę Monomacha, znając jego energię i i umiejętności rzetelnych przygotowań wojskowych, odbyłaby się ona z szerszym rozmachem niż za ostrożnego, upartego  Zygmunta III.

    W 1789 roku Stanisław August Poniatowski ufundował pomnik króla Stefana  Batorego w Padwie na którym wyryto napis tyczący się studiów króla na tamtej uczelni…

  9. Mi lekarze uratowali życie…

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.