kw. 152025
 

Zacząłem oglądać wczoraj ponownie  jeden z moich ulubionych filmów czyli Moneyball. Jest to fil o sporcie nakręcony tak, jak powinien być, moim zdaniem, nakręcony film o sporcie. Czyli pokazane jest tam, że sport to pewien sposób prezentowania dramatycznych zdarzeń, które jednak nie dadzą się przewidzieć do końca. Pointa zaś zawsze jest zagadką. No chyba, że ją ktoś opłacił, wtedy nie. No, ale przyjmijmy, że jest. W filmie tym chodzi o to, że wszyscy budują napięcie i prezentują tę swoją dramaturgię w pewien ujednolicony sposób. Główny zaś bohater, grany przez Brada Pitta chce zmienić sposób przygotowania narracji   – nie łamiąc zasada gry – ma zamiar zwyciężyć. Nie powiem Wam jak to się kończy, choć niektórzy wiedzą.

Przyjmijmy więc, że do zwycięstwa konieczna jest zmiana narracji, ale tylko wtedy kiedy chodzi o prawdziwą grę, w nie grę ustawioną, czy też grę, w której widownia spodziewa się stałych fragmentów i tych samych popisów, czyli jakiś wrestling.

Zmiana zasad w prawdziwej grze może się odbywać na dwa sposoby – w zgodzie z zasadami i przeciw tym zasadom. I w jednym i w drugim przypadku jest dla przeciwnika tajemnicą, choć w tym pierwszym obserwator może coś niecoś zrozumieć ze zmiany.

W Polsce, by osiągnąć sukces w polityce nie dokonuje się żadnych zmian narracji lub dokonuje się ich wbrew zasadom. Udając jednocześnie kogoś kim się w istocie nie jest, albowiem takich przemian domaga się publiczność i to ją przede wszystkim należy brać pod uwagę. Czy publiczność wie jak wygrywać? Nie, tylko jej się tak zdaje. Najważniejszą i najbardziej tragiczną w dziejach zmianą, która miała Polsce przynieść sukces, a przyniosła katastrofę, była wizerunkowa zmiana socjalisty Pisłudskiego w Piłsudskiego hetmana, stojącego na czele bojowej szlachty. Ani on nie był hetmanem, ani szlachta nie była szlachtą. Tę podmianę, czysto gazetową, ktoś zdemaskował w końcu i zakończyło się to dla nas tragicznie.

No, ale przejdźmy do czasów współczesnych, bo zaraz się tu zacznie dzika dyskusja o Piłsudskim, z której nie wyjdziemy. Jak wyglądają narracje polityczne dzisiaj i jak wyglądaj zasady kampanii? Tak, jak napisałem w tytule – to jest konfrontacja Dudusia Fąferskiego z Poldkiem Wanatowiczem. Jeśli ktoś nie wie o co chodzi, niech obejrzy serial „Podróż za jeden uśmiech”.

Takie wrażenie można odnieść obserwując poczynania wszystkich kandydatów. To znaczy wszyscy oni chcą być jak Poldek Wanatowicz, a do tego większość z nich chce wrobić jednego w rolę Dudusia. Tym Dudusiem ma zostać Trzaskowski, który do tej roli pasuje jak mało kto, zwłaszcza, że zagrał, jako dziecko w kompletnie sfingowanym filmie dla dzieci, którego celem było chyba wyłudzenie pieniędzy z TVP. bo nie mogę sobie wyobrazić, że mogłoby nim być coś innego. No, ale wracajmy do naszej metafory. Poldków Wanatowiczów, opartych na pierwowzorze, który został brawurowo zagrany przez Henryka Gołębiewskiego mamy aż nadto. Duduś zaś jest jeden i wszystkich to niesamowicie bawi. Głównie dlatego, że Trzaskowski sam się podkłada, napisał nawet książkę, w której relacjonuje swoje przygody podwodne oraz różne niebezpieczeństwa, będące rzekomo jego udziałem. I przypomina w tym nie Dudusia, ale Stefka Burczymuchę, co słusznie zauważył szef grupy Poldków Wanatowiczów czyli Stanowski, zachowujący się dokładnie według scenariusza serialu „Podróż za jeden uśmiech”.

My zaś musimy się zastanowić, co by powiedział na to Brad Pitt z filmu Moneyball, który gra w tym filmie prawdziwego menedżera, prawdziwego klubu baseballowego. Otóż on by powiedział tak – kampania to nie film. Kampania jest sposobem dramatyzowania zdarzeń, których finał pozostaje zagadką, no chyba, że został opłacony. Niekoniecznie pieniądzem. Następnie zaś Brad Pitt przeszedłby za kulisy i zaczął tłumaczyć sprawy w sposób następujący: wszyscy znacie serial Podróż za jeden uśmiech i każdy chciałby być Poldkiem, bo jest on wesoły, zaradny, potrafi o siebie zadbać. No, ale kampania to nie film. Heniek Gołębiewski zaś, który grał Wanatowicza skończył na dnie. I trzeba go było z tego dna wyławiać, a kiedy to zrobiono okazało się, że jest istotą godną pożałowania. I nic w nim nie zostało z Poldka Wnatowicza. Filip Łobodziński, grający Dudusia Fąferskiego też nie miał lekkiego życia, ale ostatnio, jak można było sprawdzić, pracował chyba w Najwyższej Izbie Kontroli. Tego żaden kampanijny scenarzysta nie zauważył, bo i po co? Dla niego bowiem kampania to scenariusz serialu, gdzie bohaterowie prezentują się w sposób kokieteryjny, by uwieść publiczność.

Powtórzmy więc raz jeszcze – kampania to nie film, ale taka sekwencja zdarzeń, która przypomina mecz w prawdziwej lidze, gdzie liczą się pieniądze, a finał tej rozgrywki nie jest znany.

Jeden zaś z bohaterów serialu, który koniecznie chcą odegrać przed naszymi oczami spindoktorzy kampanii, pracuje dziś w NIK, albo pracował do niedawna. Szefem zaś NIK jest Banaś. Człowiek, którego ci spindoktorzy próbują wrobić w rolę Dudusia, zatrudniał za to do niedawna panią, oskarżoną o zamordowanie księdza Blachnickiego. Kampania to naprawdę nie film.

Wczorajsza debata miała wskazać, że wszyscy zebrani w TV Republika grają w jednej drużynie, zaś jedynym dla nich zagrożeniem jest Trzaskowski, który udaje Stefka Burczymuchę, jak to powiedział Poldek Stanowski. Otóż nie jest to prawda. Wszyscy zebrani w tym studio, o czym informowali nas wcześniej, w dodatku wielokrotnie, dziennikarze TV Republika, grają przeciwko Karolowi Nawrockiemu. Grają imając się wszystkich żywych w polskiej tradycji nieczystych i nieskutecznych chwytów, jakie udało im się poznać i opanować. Można więc założyć, że wesoła zabawa, którą momentami przypominała wczorajsza debata, była nieco udawana. Jak bardzo to się okaże w czasie dalszej kampanii i samych wyborów. Na razie wskazano na Trzaskowskiego, jako tego, który najbardziej się wyróżnia, albowiem nie pojawił się w studio, i z niego Poldek Stanowski szydzi najbardziej.

Po co przyszli na debatę panowie Mentzen i Hołownia trudno dociec, ale wiadomo po co przyszedł tam poseł Braun. Po to, by udawać hetmana szykującego się do decydującej rozprawy ze zbuntowanymi kozakami. Czyli odegrać raz jeszcze całkiem fałszywy, historyczny format, zdemaskowany po wielokroć, choćby na tym blogu. To nie jest jednak ważne, albowiem chodzi o pewien rodzaj przedstawienia i zdobycie głosów publiczności. Moje zaś domaganie się wskazania istoty zjawiska, jako podstawy sukcesu realnego jest śmieszne, albowiem w żaden sposób nie łączy się z tą kampanią. I tu po raz kolejny wskażmy, co powiedział by Brd Pitt z filmu Moneyball – kampania to nie film. Z całą zaś pewnością nie jest to taki film, który pozostaje w sferze marzeń, nie został nigdy zrealizowany, bo nie było budżetu. Poseł Braun zaś właśnie w takim filmie gra. I trudno przypuszczać, by o tym nie wiedział. Jeśli ktokolwiek bowiem na tym boisku jest świadomy okoliczności, to właśnie on. Przeciwko komu gra poseł Braun? Tak jak wszyscy przeciwko Karolowi Nawrockiemu. Jakie zagrywki stosuje? Wskazuje na problemy, których ani w kampanii, ani prawdopodobnie później prezydent nie rozwiąże. One pozostaną nierozwiązane nawet wtedy kiedy sam Braun zostałby prezydentem. Podnosi się zaś te problemy po to, by prócz istniejącego już dziś, trwałego podziału w narodzie, wykopać pomiędzy ludźmi kolejny rów. Ten zaś będzie nie do zasypania, albowiem w grę wchodzić będą emocje stale podsycane i bardzo głębokie. Owo podsycanie dokonuje się za pomocą aranżacji takich, jak ta niedzielna, w której posłowi Braunowi wręczono atrapę szczerbca, puszczono sztuczne ognie, zaś bractwo kurkowe przebrane za szlachtę wznosiło okrzyki. Za zapleczu zaś całej imprezy siedział Olszański, który później nagrał takich speech, gdzie namawiał Mentzena, by przekazał swoje głosy Braunowi. Na widowni zaś siedział Pitoń, a na scenę, czy co tam było na środku, wyszedł Rola przebrany – chyba – za Irenę Kwiatkowską z serialu „Czterdziestolatek”. I tu po raz kolejny przywołajmy Brada Pitta – kampania to nie film.

Wszyscy uśmiechali się zagadkowo, jak ludzie w coś wtajemniczeni. W co? W robienie w bambuko publiczności. Oni wszyscy wiedzą, że to takie jaja, ale tej ciemnocie trzeba coś pokazać. To znaczy przekonać ją, że oto za chwilę rozegra się bitwa pod Beresteczkiem. Jeśli rozegra się jakakolwiek bitwa, to będzie to bitwa pod Mątwami. I o tym Grzegorz Braun powinien wiedzieć. Jego kolegów nie podejrzewam o takie subtelności, albowiem przemożne pragnienie oglądania siebie samych w lustrze odebrało im rozum już dawno.

Ta narracja – serialowo-filmowa – przeniesiona została do studia TV Republika, które to studio zadbało w ten sposób o wyniki własnej oglądalności. Ponoć Karol Nawrocki wygrał w tej debacie, ale to są oceny ludzi, którzy uważają, że kampania to jednak film. A tak nie jest.

Ktoś mi zaraz zarzuci, że Brad Pitt, wcale nie powiedział tego, co ja tu powtarzam. Oczywiście – ja to powiedziałem – właśnie dlatego, że kampania to nie film i rządzi się ona innymi prawami. Przeciwnikami zaś posła Brauna i jego kamaryli nie są ani Żydzi, ani Ukraińcy, którym ludzie ci, pardon, gówno mogą zrobić, ale my. To znaczy Polacy, którzy nie godzą się na popkulturowe rozwiązania w polityce i którzy usiłują się dowiedzieć, czy kandydaci na prezydenta w sposób odpowiedzialny podchodzą do historii. Na razie żaden z nich poza Nawrockim tego nie czyni. Wszyscy zaś uważają, że mecze, także wyborcze wygrywa się za pomocą gwiazd. Nie, wygrywa się je za pomocą zdobywanych punktów. Na dziś to tyle. Dziękuję za uwagę.

Miłego dnia. Przypominam, że można się jeszcze zapisać na konferencję w Gniewie.

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/udzial-w-12-konferencji-lul/

 

Targi Książki i Sztuki w Ojrzanowie odbędą się w dniach 5-6 lipca

 

W sklepie zaś jest nowa książka

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/zeszyty-do-historii-narodowych-sil-zbrojnych/

 

Postaw kawę autorowi! 10 zł 20 zł 30 zł

  5 komentarzy do “Duduś Fąferski vs Poldek Wanatowicz”

  1. Dzień dobry. Otóż to – robienie w bambuko publiczności. Nie społeczeństwa czy elektoratu, ale – publiczności właśnie. Bo, parafrazując znanego nam Króla Juliana, jesteśmy jeno… publicznością. I na publiczność jesteśmy od małego wychowywani. Każdy, kto ma pilota do telewizora wie, że w „polskich” telewizjach najczęściej nadaje się tak zwane kabarety. Mało śmieszne scenki powtarzane do porzygu, wykonywane przez osoby pozbawione tak zwanej vis comica – z nielicznymi wyjątkami. Ale – skoro jest budżet, to grzechem byłoby się nie załapać. A chodzi o ukształtowanie wrażliwości inkryminowanej publiczności. Po paru latach oglądania tej młócki można już przestawić kanał na TV Republika i zobaczyć bardzo podobnych ludzi – mało atrakcyjnych, ale umiejących „się załapać”. A Poseł Braun – odkąd stworzył sobie to nowe emploi jakiś czas temu – prym wiedzie. Ja biorę żonę, kijki i idziemy na powietrze…

  2. Ta kampania to nie jest jakiś filmowy wrestling.
    Dylemat więźnia z teorii gier preferuje wrestling tylko do ostatniej rundy w której jeden z graczy stawia wszystko na wygraną – tak jak Tusk obecnie 😉 😉

  3. No nie, ktoś zginie na końcu, to pewne

  4. Najlepszy sportowy film jaki widziałem to ten….. https://youtu.be/kTt4ZOc-SpE   Jest jak najbardziej to o czym pan pisze czyli  „wszyscy budują napięcie i prezentują tę swoją dramaturgię w pewien ujednolicony sposób”……Po latach wyszło że WSZYSCY aktorzy filmu jechali na oszustwie (doping) ale się zestarzałem i coraz więcej spraw  i ludzi wydaje mi się „na niby”, więc wcale mi to nie przeszkadza. Może być że reaguje tak jak ci starszawi recenzenci na balkonie w Muppet Show to znaczy  uważam że jeśli bajerują w filmie , książce , w sporcie itp jednym słowem w branży rozrywkowej to jest naturalne ,akceptowalne i czasami bywa sympatyczne……..Polityka to inna bajka bo tam szyją nam ubranka w których MUSIMY chodzić i dlatego należy demaskować i tępić tych którzy obstalowują wdzianka z wiskozy i na watolinie ,a wmawiają że to autentyczne Burberry ze 100%bawełny Sea Island……………………………………………………….A ten link z fimikiem naprawdę warto obejrzeć…….tylko 13 min a co za dramaturgia no i ta oprawa muzyczna !!!! .  Oczywiście zapominamy że widzimy” niby herosów”,tak czy owak ci którzy lizneli trochę kolarstwa poczują „great spirit”

 Dodaj komentarz

(wymagane)

(wymagane)