lis 052022
 

Dostałem wczoraj link do stron promujących targi książki w Katowicach, które się właśnie odbywają. Nawet nie myślałem, żeby tam pojechać, a jak już wspominałem, nie wybieram się także na targi warszawskie. Przyznam, że moment, w którym targi się zmieniły wskazałem dobrze i bez pudła. Oto w zeszłym roku, na tych warszawskich, pojawiło się stoisko tygodnika Przegląd. Na nim zaś stał i promował swoje książki prof. Witold Modzelewski. Cała seria jego publikacji dotyczyła normalizacji stosunków z Rosją. Był koniec listopada, a trzy miesiące później wybuchła wojna. Nie wiem jak Wam, ale mnie to przeszkadza. Występy posła Brauna były tylko uzupełnieniem tej żenady. Ostatnia edycja targów historycznych dokładnie pokazała kierunek, w którym impreza będzie zmierzać. Potwierdzeniem tych przypuszczeń są trwające właśnie targi w Katowicach organizowane przez Bibliotekę Śląską i Fundację Historia i Kultura, która organizuje wszystkie imprezy targowe związane z książką, jakie się w kraju odbywają. A przynajmniej te największe.

Gościem specjalnym imprezy jest Ukraina, bo taka jest potrzeba chwili. Pokazują tam jakieś młode ukraińskie poetki i ktoś czyta ich wiersze. Gwiazdą prawdziwą tej imprezy jest pani, która przetłumaczyła na nowo Lizystratę Arystofanesa. Nazywa się ona Olga Śmiechowicz, a tutaj jest link do spotkania, które się wczoraj odbyło na targach. https://www.facebook.com/BibliotekaSlaskaKatowice/posts/pfbid0rSaDNA4CAZxcbGsWDckLUGUajamKQAuhGUuH6PhSzLsQeVPgzPS8zHyzc532msrbl

Nie chcę zachowywać się jak wujcio wariatuńcio i wyrażać oburzenia chamstwem tego wystąpienia, ale wskazać jedynie na pewną okoliczność. Kiedy brzydkie wyraz i nieprzyzwoite sugestie używane są przez ludzi młodych i w pewien sposób usprawiedliwionych, już to pijaństwem, już to temperamentem, jestem w stanie to jakoś znieść i nie odzywać się wcale. Sam byłem młody i miałem różne wyskoki. Jeśli jednak gromadka starszych państwa, siedząc w dodatku przed publicznością, ekscytuje się wyrazem – dupa – uważam, że nie sprzyja to promocji książek. I na pewno nie spowoduje zainteresowania Arystofanesem. Można się łudzić, że będzie inaczej, ale tylko wtedy kiedy ma się zabezpieczone dochody i nie trzeba się martwić o jutro. Ja jestem w innej sytuacji jako wydawca i jako autor, a przez ten właśnie wzgląd, nie mogę uczestniczyć w imprezach promujących ten rodzaj ekscytacji. Bo mnie to ostatecznie zatopi. Podobnie nie mogę stać za blisko prowokacji posła Brauna, które uważa on za promocje książek i swojej osoby, bo będzie to miało ten sam skutek. Niestety wobec coraz bardziej agresywnych metod promocji treści, coraz bardziej wulgarnych i głupich, możemy tylko milczeć i zejść do podziemia. Nie będziemy się z nimi ścigać, bo meta wskazana wydawcom startującym na tych i wszystkich innych targach, jest inna niż meta, do której mają dobiec organizatorzy. To znaczy o co innego chodzi organizatorom, a o co innego wydawcom i autorom. Nagrody dla tych pierwszych też są trochę inne, w zasadzie ich nie ma, albo leżą w gestii samych zainteresowanych – jak sobie zarobią to mają. Meta organizatorów i ich sukces, to przekonanie jak największej ilości naiwniaków, że należy brać udział w tej fantastycznej imprezie, to zaś oznacza wykupowanie kawałków podłogi za niemałe pieniądze. Najbardziej zdumiewa mnie to, że promocja imprezy targowej jest przede wszystkim promocją organizatorów. Ci zaś nie robią nic, poza tym, że podpisują kontrakt na wynajęcie sali i umowę z firmą rozstawiającą stoiska. Potem już tylko przyjmują pieniądze od chętnych. O tym, żeby imprezy były promowane jak trzeba, w mediach, na ulicach, w tramwajach i autobusach, nie może być nawet mowy, albowiem to kosztuje. Przeważnie organizatorzy poprzestają na wywieszeniu bannera, czyli kawałka pomiętego brezentu, informującego o targach. W tym roku uznali, jak wszyscy inni, którzy nie mają już na nic pomysłu, że najlepszą promocją będzie skandal. No, ale skandal także trzeba przygotować. Nie można się łudzić, że słowo – dupa – wypowiedziane publicznie zrobi ten skandal, a nie wywoła żenady. Ostatnio po sieci krąży bardzo wulgarny wierszyk, który na swoich spotkaniach autorskich wykonują Jan Peszek i jego córka Maria. Nie będę tego nawet linkował, jak ktoś chce to sobie znajdzie. Jest to jeden z tych najbardziej obscenicznych kawałków, które dawniej młodzież deklamowała sobie paląc papierosy w toalecie. Dziś Peszkowie, promując książkę o sobie, bo nic poza sobą już nie mają, podnieśli rangę tego utworu i sprzedają go publiczności, która nie miała okazji wcześniej tego słyszeć. Wszyscy są zachwyceni. Raz jeszcze to powtórzę – wskazują w ten sposób jaki będzie kierunek promocji kultury. Jeśli jednak ktoś myśli, że na tym zarobi, ten jest błędzie. Eskalacja będzie koniecznością, ale ten kto jej pierwszy spróbuje przegra, albowiem eskalować mogą tylko wyznaczeni do tego ludzie. Oni to właśnie zostali powołani do zamknięcia budy z napisem „Handel książką” jako czegoś niepotrzebnego i przeszkadzającego w zasadzie w swobodnej wymianie myśli i emocji. Kto może zapytać – jako można wymieniać emocje? Odpowiadam – w pakiecie z myślami. Jako sprzedawca jestem naprawdę niezły, sami przyznacie.

Ze sposobem promocji Arystofanesa ostro kontrastuje oficjalny charakter imprezy, albowiem zarówno przedstawiciele samorządu, jak i fundacji chcą się zaprezentować po staremu – w krawatach i garniturach, opowiadając jakieś dyrdymały o misji i powadze tej imprezy. Zdalną konferencję prasową znajdziecie sobie poniżej na stronie FB, którą zalinkowałem. Wszyscy opowiadają o sobie. To jest naprawdę niesamowite. Ludzie organizujący imprezę dla wydawców i autorów, pobierający opłaty za tę imprezę, ludzie, którzy powinni gwarantować promocję, zaczynają od słowa – dupa, a następnie ględzą już wyłącznie o tym, jacy są świetni. Książkę zaś traktują jak kolejną belkę na pagonach otrzymaną w czasie odbywania tak zwanej unitarki. Jeśli już promują jakiegoś wydawcę, to także przede wszystkim siebie. Tego nieszczęsnego Arystofanesa wydała przecież Biblioteka Śląska. No więc jak – wytłumaczcie mi – mam płacić za to, żeby oni się lansowali na moim garbie, na mojej ciężkiej pracy i pomysłach, całkowicie je przy tym lekceważąc? Tak samo jak innych wydawców.

Tak wygląda struktura organizacyjna tych imprez i ona ewoluuje w kierunku coraz większych uogólnień, to znaczy takich formuł, które mają w założeniu przyciągnąć jak najwięcej czytelników. I program ten został wyrażony już na samym początku w zdaniu – każdemu chodzi tylko o dupę. Bardzo przepraszam, ale to jest hasło pasujące do targów proktologicznych, gdzie sprzedaje się specyfiki na hemoroidy, bo nawet nie do targów bielizny erotycznej. Tam by wymyślili coś bardziej interesującego. W żaden sposób nie pasuje to do targów książki, albowiem wydawcy przyjeżdżają na tą imprezę po to, by zarobić na sprzedaży książek, a nie na prostytuowaniu się. No chyba, że organizatorzy chcą ich wrobić w to drugie i tak ich właśnie traktują. Tym bardziej nie można się tam pokazywać, choćby wszyscy oni choćby nie wiem jak miło się do nas uśmiechali i nie wiem jak ciepło patrzyli na nas zza swoich rogowych okularów. Jeśli mówią, że chodzi im tylko o dupę, to stawiają się w jednym rzędzie z alfonasmi. To chyba logiczny wniosek? Czy nie?

Nie możemy się prześcigać w wulgarności, albowiem zawsze wygrają zawodowcy – Jan Peszek, Maria Peszek i Wojciech Olszański.

Najważniejszą cechą rynku książki jest jego różnorodność. Rynek ten jest jak rafa koralowa, jeśli więc koś chce go promować za pomocą odnalezionych na tej rafie części garderoby intymnej, w dodatku zanieczyszczonej, bo wydaje mu się, że to jest akurat najciekawsze, ten błądzi. Istnieje zaś tylko dlatego, że jest przez kogoś finansowany. Jeśli tak, należałoby zapytać o cele statutowe i realne ludzi, którzy te imprezy dotują.

Co nam zostaje? Sporo i niewiele – taki paradoks. Z książką można bowiem zrobić bardzo wiele, można ją promować na sto sposobów, można ja wydać tak, by była intersująca poprzez treść, ilustracje, osobę autora, dołączone do niej gadżety. Nie można jednak jej sprzedać, jeśli publiczność jest zdeprawowana i jej nie chce. Targi zaś zajęły się właśnie deprawacją publiczności i albo się temu przeciwstawimy, albo będzie po nas. Kiedyś tam, za 50 lat, jacyś ludzie zauważą nasze wysiłki i zaczną się zastanawiać na tym, że proszę, proszę, to jednak było można…Nas to jednak już nie będzie obchodzić.

Najgorsze co można zrobić to ograniczyć książkę do jednego tylko aspektu. W naszej sytuacji jest to zwykle kontrowersyjna treść lub kontrowersyjny autor. I zauważcie, że motywy te nigdy nie występują razem. Kontrowersyjny autor ukrywa bowiem zwykle słabą treść, a takaż treść, ma zasłonić nędzę warsztatową autora. I to wszystko.

Któż to jest ten kontrowersyjny autor? Jaki on jest?  To ktoś, kto powtarza treści już dobrze znane, ale jako przerywnika używa wyrazu dupa, albo tego drugiego, na literę k…Żadne inne rodzaje kontrowersji nie maja szans, albowiem deprawacja poszła już za daleko. Ubrano ją  w garnitur, koszulę, krawat, wsadzono na nos okulary w grubej oprawce i mianowano dyrektorem. I wszyscy mają zachować powagę, bo jak nie dostaną solidnego kopa w dupę. I dopiero wtedy mogą się roześmiać, nie wcześniej.

Powróćmy do problemu – co powinniśmy zrobić? Zmienić ofertę, to po pierwsze, przygotować jakąś niewielką ofensywę, której celem będzie zarobienie pieniędzy i spokojnie czekać aż tamci się wywalą i padną na ryj. Ja się tu nie boję używać tak drastycznych wyrazów, bo niby dlaczego nie? W końcu idziemy w stronę prowokacji. Miłego dnia życzę wszystkim. Jeśli się gdzieś spotkamy, to na prywatnej, organizowanej przeze mnie imprezie, gdzie nie każdy będzie mógł wejść. Do zobaczenia.

A propos promocji – Tomek zaprezentował wczoraj swój nowy album, który wydał własnym sumptem w niewielkiej bardzo ilości. Niewiele osób chyba to zauważyło

https://sklep.bereznicki.pl/produkt/zamach-2-czyli-poczatek/

  8 komentarzy do “Dupa i kamieni kupa – słów kilka o targach książki”

  1. Organizatorom pomylił się Arystofanes z Anakreontem : rzeczona dupa, wino, już nawet nie śpiew. Natomiast frukty tak. Przy takim upadku pojęć, nawet upadek obyczajów traci na znaczeniu.

  2. Powiwm tylko że pan Bereznicki jest mistrzem w swoim fachu. Życzę panom sukcesów.

  3. Właśnie wróciłem. Chyba dobrze pan zrobił, że nie pojechał. Ludzi mnóstwo, dominowały nastolatki i studentki ustawiające się w długich kolejkach po podpis kogoś tam. Bonda chyba była. Oferta to nuuuuudy takie, że zacząłem żałować, że nie poszedłem na targi ślubne, które odbywały się zaraz obok. Kupiłem coś od Wydawnictwa Sejmowego, chyba się zdziwili, że ktoś w ogóle coś od nich chciał, bo pod stoiskiem pusto i od Wydawnictwa Biblioteki Śląskiej, ci serdeczni i zaskoczeni klientem. Jak kogoś interesuje historia regionu, to coś tam mógł znaleźć, ale też nie za dużo. Ogólnie to bieda straszna, nie polecam.

  4. jutro sąsiad ma klasówkę z Antygony, przygotowuje sie do udowodnienia czym sie kierować  prawami i boskie czy prawami  ludzkimi …

    taka licealna podgotowka do kontrowersyjności

  5. Chodzi tylko o to, żeby tych facetów na czymś wypromować

  6. Sejmowe miało wydać w tym roku książkę prof. Anny Filipczak-Kocur „Skarbowość Rzeczypospolitej” Rok się kończy, a książki nie ma

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.