kw. 232016
 

Dziś przypada Międzynarodowy dzień książki i praw autorskich. Miałem co prawda, nie robić już żadnych promocji, ale pomyślałem, że skoro jest taka okazja, to może ostatni raz. Jedna, weekendowa promocja na niektóre tytuły. Nie na Edwarda Woyniłłowicza rzecz jasna, bo jest on zbyt świeży, ale na kilka innych. Będą o 10 zł tańsze. Dzień ten jest też wyjątkowy z tego względu, że gazownia wydała coś, co się nazywa gazeta pisarzy. I to jest rozpacz prawdziwa oraz przypieczętowanie klęski, która nadchodzi. Żeby wskazać czytelnikom pisarzy nie wystarczy już recenzja, nie wystarczy witryna księgarska czy internetowa, nie wystarczy dobra okładka i ciekawa treść. Całą gazetę trzeba zrobić, żeby ci biedni, nikomu nieznani ludzie mogli się polansować przez chwilę. Jeszcze raz więc powtórzę – system dystrybucji i promocji książek, z którego wyeliminowano moment zysku – poprzez dotacje i moment sławy – poprzez nachalną promocję nie może się utrzymać. Czytelnicy nie przyjdą. Jesteście w teatrze wypełnionym klakierami, a i oni wkrótce uciekną. To, że macie pełne kieszenie nic nie znaczy. Pokazują tam tych pisarzy rzekomych i na pierwszym planie jest oczywiście uśmiechnięty Kuczok. Do tego jakaś pani, która mówi, że jest pisarką trójjęzyczną. Pisze po polsku, po niemiecku i trochę po angielsku. To jest naprawdę fantastyczne, polska pisarska, która pisze po angielsku. Jesteśmy w przeddzień jakiejś kosmicznej katastrofy, jakiejś rewolucji w kubku z serkiem homogenizowanym. Pisarze piszący jednocześnie w trzech językach!!! Już to chyba pisałem, ale jeszcze powtórzę. Kiedy mieszkałem w internacie miałem różnych dziwnych kolegów. Byli to w większości mitomani, którzy swoje mrzonki i iluzje nazywali planami życiowymi albo marzeniami. Co drugi chciał pisać książki, a jeden nawet chwalił się, że pisze trzy książki naraz, wszystkie o Dzikim Zachodzie. Jedna z punktu widzenia kowbojów, druga z punktu widzenia Indian, a trzecia bez punktu widzenia. Nigdy w życiu bym nie przypuścił, że świat zejdzie na taki poziom infantylizmu, jaki w roku 1985 reprezentował mój kolega Fazi, kompletnie oszalały mieszkaniec internatu Technikum Leśnego w Biłgoraju. No, ale jak widać świat tam właśnie się znajduje, a Fazi, gdyby pozostał przy swoich literackich planach miałby dzisiaj spore szanse jako autor lansowany przez gazownię obok Kuczoka i reszty. Zostawmy ich samym sobie, nie wspomagają sobie tę twórczość i innowacyjność nie wspomagają i niech tłumaczą jeden drugiemu, że czytelnik nie dorósł do konsumpcji ich dzieł. My musimy robić swoje.

Tak więc dzisiaj i jutro na stronie www.coryllus.pl mamy promocję na niektóre tytuły. Musicie sprawdzić na jakie, bo ja jadę zaraz na jarmark Radia Wnet. Tam także książki będą tańsze. Zapraszam.

Mam jeszcze niespodziankę. Oto kolejny fragment wspomnień Edwarda Woyniłłowicza, znowu o tym, jak wolna Polska obeszła się z Kresami w roku 1921.

4 kwietnia 1921 roku. List z domu od mego rządcy Zmitruka. Gdy go doszła wiadomość, że odbierają od nas Puzów, który nam linją rozejmową był odstąpiony, i że cała jego praca ku przygotowaniu gospodarki na wiosnę, wszystkie niewygody, trwogi i zabiegi, poszły na marne, wziął rewolwer, aby sobie życie odebrać. Na szczęście wchodząca panna służąca p. marszałkowej go powstrzymała. Przedtem pisał o śmierci matki swojej, dawniejszej praczki naszej Pauliny, osoby prawie 90-letniej, która na łaskawym chlebie w Sawiczach mieszkała, aż bolszewicy zabrali jej krowę, wieprza i ją samą wypędzili do wsi Bratkowa, też przez bolszewików zajętej, gdzie u córki zmarła, a syn o parę wiorst od niej mieszkający nie mógł nawet być na jej pogrzebie, jako kordonem oddzielony. Znowu zgarnianie niedobitków mienia i uchodzenie gdzieś w głąb terytorjum Polsce przysądzonego. Otrzymałem wezwanie do Warszawy na 8 kwietnia, może uda się nawiązać rokowania o sprzedaż akcyj rzeźni miejskich, co by nam warunki egzystencji dalszej ułatwiało. Warunki traktatu ryskiego z dnia 18 marca dokładnie w „Rzeczypospolitej” podane, nie pozostawiają żadnej wątpliwości, że moje Sawicze i Puzów odchodzą do Białorusi sowieckiej.

W Warszawie trafiłem na ogólne zebranie „Związku Polaków z Kresów Białoruskich”, któremu, jak zazwyczaj przewodniczyłem (10 kwietnia). P. Barylski, przewodniczący w jakimś komitecie, mającym na celu sprawy więźniów polskich w Moskwie, zdawał sprawę z warunków bytu tych nieszczęśliwych u bolszewików i z własnego kilkumiesięcznego w więzieniu butyrskiem zamknięcia. Ponieważ rzadko kto z obecnych nie miał w rodzinie własnej osób, które przez to samo przechodziły, sprawozdanie jego niezbyt wielkie wzbudziło zajęcie; ciekawszem było zestawienie warunków, w których się znaleźli powracający więźniowie, gdy się znaleźli na kresach i w Warszawie. Sprawozdawca z wielkiem rozrzewnieniem wspominał przyjęcie więźniów w Baranowiczach, które, jak się wyraził, zniewoliło ich zapomnieć o przeżytej niedoli wśród tej serdecznej atmosfery, wśród tej pieczy o najmniejszych potrzebach, któremi ich otoczyli kresowcy. W Warszawie pociąg ich zatrzymano o dwie wiorsty od dworca, nikt ich nie spotkał, ani o nich się nie zatroszczył. Matki, niosące dzieci, musiały iść pieszo do dworca, dźwigając tobołki; chorzy przystawali w drodze. Prosił więc zebranych, aby swojemi wpływami u władz i społeczeństwa miejscowego postarali się wyrobić lepsze warunki przyjmowania powracających więźniów, przeważnie kresowców, w Warszawie. Podziękowaliśmy mówcy za sprawozdanie, lecz podkreśliliśmy, iż, jako świeżo przybyły, nie orjentuje się w jakiem środowisku przemawia. Gdyby kresowcy mieli jakie wpływy w sferach rządzących lub poparcie w społeczeństwie polskiem, nie widziałby on w zebraniu tylu twarzy wymęczonych, beznadziejnych, które się tylko spotyka u ludzi bezdomnych. Gdyby mówca pożył w Warszawie, przekonałby się, jak kresowiec jest tu niechętnie spotykany, jak go unikają, tak, jak się unika tych, którym się krzywdę wyrządziło. Warszawa chciałaby o kresach, rzuconych dobrowolnie na żer bolszewikom, zapomnieć, Warszawa cieszy się pokojem, kosztem kresów osiągniętym i tylko rachuje zyski, jakie z otwartej granicy rosyjskiej osiągnąć potrafi. Jeżeliby np. niespodzianie wyszedł dekret, usuwający kresowców z Warszawy, nikogo by to nie zadziwiło przy panującym nastroju. Na trybunę wszedł prezes Komitetu Obrony Kresów, Wasilewski, i z ciężkiem uczuciem zaznaczył, że organizacje kresowe miały fundusze i chciały urządzić dla wracających punkt obiadowy, urządzić dla nich czytelnię i t. p., ale otrzymały od władz formalne oświadczenie, że jest na to organizacja rządowa „Jur” i że organizacjom kresowym do tego wtrącać się nie należy.

Ponieważ na zebraniu był obecny mecenas Porębski, który jako delegat kresowców jeździł do Rygi, podjąłem sprawę traktatu pokojowego z dnia 18 marca, w którym interesy kresowców zupełnie zaniedbane zostały, a specjalnie tych, którzy na terytorjum Kongresówki się schronili, czyli prawie wszystkich, albowiem § VI głównie tyczy się tych, którzy znajdują się na terytorjach Białorusi i Ukrainy. Mecenas Porębski naprzód protestował, że źle interpretuję tekst traktatu, a gdy odczytaniem tekstu słowa swoje potwierdziłem, dowodził, że w „Rzeczypospolitej” omyłkowo było wydrukowane. Nie chcąc pogłębiać i tak ciężkiego i beznadziejnego nastroju zebrania, odłożyłem wyjaśnienie do bytności mojej w prezydjum naszych organizacyj na Długiej. I tam jeszcze spotkałem się z zarzutem pesymistycznej interpretacji, aż dopiero interpelacja posła Seydy na posiedzeniu komisji sejmowej spraw zagranicznych w dniu 11 kwietnia, mojemi prawie słowami wypowiedziana, oprzytomniła zainteresowanych, a rzecz znamienna, rząd przyznał się do niemożności wyjaśnienia sprawy i polecił ks. Sapieże przyśpieszyć dochodzenie. Z tego jednego faktu wywnioskować można, jak dalece Joffe wiedział, czego chce, jak dalece delegacja ryska polska stała niżej od rosyjskiej, skoro nie rozumiała, co podpisuje i jak jej sprawy, tyczące się kresów, były obojętne. Niewyjaśniona też i dotychczas pozostała sprawa, czy nam kresowcom, dla obrony naszych spraw majątkowych, wskazane jest lepiej brać świadectwo w odnośnych urzędach, że jesteśmy obywatelami polskimi, czy też raczej uważać siebie za poddanych Bolszewji i, korzystając z praw opcji prosić o przyjęcie do poddaństwa polskiego, ponieważ optanci mają zastrzeżone traktatem pewne prawa majątkowe, zaś obywatele polscy korzystają w Bolszewji tylko z praw najbardziej uprzywilejowanych narodowości. Jaki w ogóle nastrój panował dla kresowców w Warszawie, dosyć będzie stwierdzić, że, gdy w komisji sejmowej była podjęta sprawa obrony mienia kresowców w Bolszewji i omawiano, azali nie należy przed ratyfikacją pokoju sprawy tej poruszyć, większością jednego głosu interpelacja zamierzona upadła i co dziwniejsza, jakoby tym jednym głosem był poseł Kamieniecki, widocznie antykresowym duchem zarażony. Więc też z wielkim aplauzem sprawa pokoju w Sejmie przeszła: zgrzytem tylko było, wyrzucone przez obecnego na galerji sejmowej hr. Henryka Grabowskiego, prawnuka po kądzieli Reytana, słowo „hańba” i wyrzucone przez niego na głowy posłów sejmowych proklamacje. Demonstrant został przez milicję zatrzymany, a pisma warszawskie zajście zbagatelizowały, jako tylko niewłaściwe zakłócenie porządku obrad sejmowych. Traktat był trzy razy odczytany i ratyfikowany. Cześć wam, posłowie suwerenni, za 4 rozbiór kraju! Zaiste, dziwne to jest niezrozumienie całej ważności kresów dla Polski, tak ze strony władzy, jak społeczeństwa w Warszawie i ciągłego lekceważenia interesów kresowych, graniczące nieraz z niesumiennością, że się powołam chociażby na fakt następujący: 3 listopada 1918 r. był wydany dekret o pierwszej pożyczce państwowej, która miała być wypłacona dłużnikom 1 listopada 1919 r. „w takiej walucie, w jakiej wydana została, a jeśli będzie ustalona inna waluta w państwie, to w takiej walucie”. Koroniarze i wielkopolanie subskrybowali naturalnie w markach; galicjanie w koronach; kresowcy w rublach. Ponieważ państwo gwałtownie potrzebowało pieniędzy, a myśmy jeszcze nie wiedzieli, że będziemy, jako „wrzód białoruski’’ operowani, szła między nami silna propaganda możliwie usilnej subskrypcji i chude kieszenie białoruskie wypróżniały się do dna. Nie będę mówił już o tem, że kwestja walutowa i dotąd nierozstrzygnięta. Nie o to nawet chodzi, że gdyśmy, wracając chwilowo do siedzib naszych w jesieni 1919 roku i, licząc na sukurs w zwróconej według dekretu 3 listopada 1918 r. pożyczce, pomocy tej nie otrzymali, bo może Skarb nie był w możności wypłaty, ale niesprawiedliwość w tem nie do darowania, że ta niesłowność tyczyła się tylko kresów. Kto wniósł pożyczkę w markach, ten mógł ją otrzymać w terminie ogłoszonym 1 listopada 1919 r. Więc pomocy pozbawieni byli tylko ci, którzy jej najwięcej potrzebowali, zatem kresowcy. I rzecz znamienna; gdy chciałem tę sprawę podjąć w prasie, żadne pismo nie chciało przyjąć mej interpelacji i nawet p. Niemojewski, niby w sądach swoich niezależny, nie chciał iść przeciw ogólnemu prądowi lekceważenia spraw kresowych. Nie bardzo świetnie dzieje się i na tych kresach, które objęte zostały przez Najjaśniejszą Rzeczpospolitę. Przy ordynacji nieświeskiej pozostały jeszcze dwa klucze, albański i radziwiłłmontowski, zniszczone kompletnie. Zarząd główny wydał z górą siedem miljonów na kupno uprzęży, nasion i t. p., aby z całą siłą na wiosnę warsztat rolny uruchomić. Podczas mego pobytu w Warszawie wpadł przysłany urzędnik ordynacki po informacje, czy warto orać i siać, czy może lepiej nakłady zlikwidować. Czemu? Bo wskutek dekretu sejmowego z dnia 17 stycznia o kolonizacji kresów żołnierzem polskim, oddziały wojskowe samorzutnie zajmują majątki, nota bene te, które są najlepiej zagospodarowane, dzielą „stante pede” pośród szeregowców, a że ci nie mają ani czem urabiać, ani ochoty do pracy, więc od siebie poddzierżawiają miejscowym włoscianom. Losowi temu uległy zdrenowane, zirrygowane Szczorse chreptowiczowskie, Zamirze ks. Światopełk-Mirskiego, Korelicze hr. Puttkamera na Białorusi, majątki hr. Stanisława Czackiego na Wołyniu i wiele innych. Wprawdzie jakoby posłano instrukcję z Warszawy zaprzestania tych eksproprjacyj, ale dekret sejmowy pozostaje dekretem i czeka odpowiedniej chwili dla wprowadzenia w życie.

  51 komentarzy do “Dzień książki i praw autorskich”

  1. Jak najwięcej na otrzeźwienie ludzi, którzy okłamani w swej nieświadomości myślą, że RP 20-lecia była „fajna”.

  2. Nie mam ostatnio czasu dzisiaj też mnie nie będzie na necie więc nie odpowiem już później, ale chciałem tylko wyrazić, że jestem w ciężkim szoku, że szanowny autor robi promocję w związku z uchwałami kominternu, a tak dla śmiechu wrzucę nawet linka który mnie nieco rozbawił z rana ale to chyba jednak poważna sprawa: https://pl.wikipedia.org/wiki/%C5%9Awiatowy_Dzie%C5%84_Ksi%C4%85%C5%BCki_i_Praw_Autorskich

  3. Rany boskie co się działo i co się dzieje, panie dzieju 😉

  4. Była fajna, bo jej nie było 123 lata, ale że realizowano jakiś inny plan nie Polski, to teraz najlepiej widać.
    Woyniłłowicz nic nie wiedział o procedurze podpisania traktatu Wersalskiego, jakie były jego zakulisowe warunki, jak pod ścianę postawiono delegację polską. Teraz wiemy.
    A warunki podpisania Traktatu Ryskiego? Nie zdajemy sobie sprawy z grozy jaką budziła bolszewia.
    Likwidację Polski i możemy rozpisać na etapy.
    Dziś nasza własnością jest już tylko mieszkanie w „wielkiej płycie” o pow. 45 – 55 m2. Wielka płyta rozpadnie się niebawem i stajemy się klientami banków. Nie ma własności i jak widać o to chodzi.
    Zastanawiam się na ile przykładem likwidacji Polski może być rodzina Wańkowiczów. Granica Traktatu Ryskiego odcięła od Polski ich majątek Kałuża, przeprowadzka rodziny na Żoliborz, budowa domów, p.Melchior Wańkowicz utrzymywał rodzinę z pisania, w Powstaniu Warszawskim ginie jedna córka, druga emigruje do Kanady.
    W mojej rodzinie wydłużył się ten proces o jedno pokolenie i teraz to 25 – 30 letnie emigruje do Londynu bo w Polsce nie ma pracy.
    I po kresach. A wygląda na to że chyba ma być i po Polsce.

  5. Jesteś komuś coś dłużny to go unikasz jak ognia, szczególnie kiedy nie możesz lub nie chcesz oddać długu.

  6. Co do Kałużyc, to sprawa dotyczy braci, a właściwie jednego z braci Melchiora, Tola. Bowiem Czesław, pierwszy dziedzic majątku, został za nieroztropność wykupiony przez radę sąsiedzką. Tol zaś, po traktacie ryskim, usiłował coś tam klepać bodaj w Wielkopolsce. Mel całkowicie wyonaczył się z ziemiaństwa. W Kałużycach był tylko gościem. Napisał łajdacką książkę „Szczenięce lata”. Właśnie czytam ją po raz drugi i normalnie dałabym po pysku.

  7. Dopiero w nocy obejrzałem, drogi Coryllusie, Twoje spotkanie poświęcone szlachcie i ziemiaństwu w zaborach. Mój wniosek jest jeden – my to wszystko mieliśmy przed oczami w szkole, w lekturach i na co dzień. Nie było tylko klucza, Twojego klucza, który otwiera perspektywę. Oto dwie lektury z liceum: „Ziemia obiecana” i „Chłopi”. W „Ziemi…” ziemiański syn, najlepszy kolorysta bawełny w Łodzi (= były dochody w majątku pozwalające kształcić syna zagranicą) sprzedaje ojcowiznę by zamienić ją na fabrykę w Łodzi. Oto społeczność wiejska, której głównym motorem jest walka o ziemię (również z dworem o serwituty), bo przecież nie o Jagnę. W tej powieści najdziwniejsze jest, że choć z Lipiec(w realu) widać dymy z kominów w Łodzi, żaden bandos/komornik nie wybiera się tam za pracą, krążą jedynie wieści o Hameryce i ziemi do wzięcia. No i krąży socjalista wędrowny podburzający miejscowych. Oto Wańkowicz i jego opowieści (chyba w Szczenięcych latach lub Zielu na kraterze) opisujące jak ziemianie broniąc się przed parcelacją, w II RP, rąbią lasy do gołego piachu i wyręby oddają urzędnikom do parcelacji zaś chłopi bronią się rękami i nogami przed szczerym piachem. Oto Tworzywo, które opisuje jako motyw ucieczki z Galicji do „kanadzkiego powiatu” ucieczkę przed branką syna na wojnę w Bośni ale tle jest to pragnienie ziemi po horyzont, którą dają tam za darmo.
    Super, że wydajesz te pamiętniki kresowian oby otworzyły one właściwą perspektywę i klucz do czytania, nawet zakłamanych, lektur szkolnych.

  8. Kossobor, nie pamiętam tych „szczenięcych lat”, ale tak jak w rodzinie opowiadano to chyba w latach XX lecia RP, można było szydzić z tych pozostających w majątku, nie ma tego u Jałowieckiego, może on tego nie zauważył, ale społecznie we wspomnieniach i dowcipach rodzinny często ziemianin czyli „hreczkosiej” to było passe, czyli taka jak Coryllus zacytował Kossaka (radio Wnet), że nikomu w II RP już nie przychodziło do głowy pracować na roli.
    Wyzucie ze zdrowego rozsądku i nikt tego nie rozumiał, ale to było trendy.

    Dziś (eska)wiemy że ta ziemia będzie dla związków wyznaniowych.

  9. Pani Nebrasko, na byłych najdalszych północnych kresach I Rzeczypospolitej (gdzie mieszkam) podobnie wiele się zmienia prawie z pokolenia na pokolenie.
    Majątek Szkilbeni pewna polska rodzina traci za udział w powstaniu styczniowym. Ziemię i dwór otrzymuje oficer rosyjski.
    W sąsiednim ogromnym majątku Marienhausen (obecnie Vilaka) rodzina Lippe-Lipski po pewnym czasie buduje wielki kościół, ale w kolejnym pokoleniu miejscowi bolszewicy palą pałac. Wojsko polskie wyzwala Łatgalię z rąk bolszewików, a wojsko łotewskie idzie w drugiej linii, nie walczy, lecz zajmuje miejscowości i węzły komunikacyjne dla siebie. Pisze o tym pewien polski oficer w swoich pamiętnikach. Zresztą wiedział, że Polacy nie wyzwalają Polaków dla Polski, że gdzieś tam zdecydowano, że teraz tutaj będzie Łotwa. Po wyzwoleniu reforma rolna likwiduje majątek Marienhausen. Następuje łotyszyzacja wszystkiego, na fundamentach pałacu buduje się wielką szkołę.
    Potem wojna, najlepsi gospodarze z rodzinami wywiezieni na Syberię, a na miejscu wszyscy prawie wszystko tracą na rzecz kołchozów. Łotwa staje się kolonią sowiecką.
    Obecnie została tylko garstka mieszkańców, młodzi masowo wyjeżdżają za granicę, małe gospodarstwa rolne (produkujące na własne potrzeby) upadają, a rozwijają się gospodarstwa wielkoobszarowe, gdzie towarzystwo jest całkiem międzynarodowe.
    Wielu ludzi nosi nazwiska polskie i czasem wspomina polskie pochodzenie.

  10. > Nebraska -To była czarna propaganda by ograbić ziemian, z tymi gadkami, że rolnictwo jest passe.
    Także, by grabież usprawiedliwić. (Czyn, który ma znikomą szkodliwość nie jest przestępstwem).

    Proszę zestawić „nikomu nie przychodziło do głowy pracować na roli” – ze stwierdzeniami, że był głód ziemi i ziemię trzeba było rozdawać, by zachować polityczne wpływy.
    Przecież tę ziemię „rozdawano” nie po to, by małorolni sprzedali działki developerom, tylko żeby mieli swoje do uprawy. Więc ewidentna sprzeczność – co wskazuje na propagandowy bełkot, a nie naturalną tendencję. Tendencja była kreowana sztucznie.

    W PRL było identycznie – „miastowi” uważali (bo tak ich uczyła partia ) że praca na wsi nie ma przyszłości – przyszłość to praca w fabryce.
    Ten kto się oparł propagandzie i został na wsi i powiększał areał – dzisiaj jest wygrany.

    Skoro II RP „wiedziała”, że rolnictwo nie ma przysżłości – to skąd wiedziała, że rolnicy (jak Woyniłlowicz, Jałowiecki) mają pieniądze.

  11. No nie wiem, dla jakich związków wyznaniowych… Kilka lat temu proponowałam jednemu z naszych zgromadzeń zakonnych, by wykupili nasz majątek /nie był rozparcelowany, a ja miałam prawo pierwokupu, co nam właśnie odebrał patriota Duda, prezydent/. Zakon nie wyraził zainteresowania. A krótko potem zlikwidował fundację narodową /!/, którą zarządzał w Anglii. I przeniósł całą kasę ze sprzedaży nieruchomości i ruchomości do Polski.
    :Hreczkosiej” nie było tak obraźliwe i piętnujące za komuny, jak „obszarnik”. Naprawdę.
    Jeszcze jedno: jednym z najważniejszych postulatów farmazoństwa jest pozbawienie ludzi własności, w tym własności najważniejszej – ZIEMI /”Mickiewicz hermetyczny” Kępińskiego/.

    „Szczenięce lata” czytane uważnie i okoliczności, w jakich Wańkowicz to pisał są straszne, wstrząsające. Lata temu już to zauważył Coryllus. Poza historią – są wstrząsające dla rzeczywistej oceny Wańkowicza. Jak napisałam – dałabym po pysku. I podtrzymuję.

  12. Coraz mniej mogę czytać. To nie jest źle, wbrew pozorom. Tony lektur z przeszłości dają szerokie pole do całościowej analizy, czy oglądu. Plus to co czyta i nam tu opisuje Gabriel. Oczywiście jakieś rzucanie okiem na wydarzenia bieżace. W zasadzie mogę napisać, że nawet gdybym nic poza Gabriela blokiem i komentarzami tu i na s24 nie czytała, była bym dostatecznie zorientowana. Bo zawsze ktoś doda nowinę, poza głównym wątkiem, ale ważną.
    Pewnie z czasem coraz bardziej ograniczona przez oczy, na tym poprzestanę. Plus nagrania.

    Ale ja o tych refleksjach po latach czytania, po latach też jednak uczestniczenia w różnych wypadkach historycznych. Uczestnictwo mojego lub najbliższych, przodków bezpośrednich. Rodziców, dziadków.

    Jak się wydaje, po rozbiorach pierwszych, nigdy już Polski suwerennej nie było.
    Rózne przyczyny, co widzimy nawet tu, czytając Coryllusa, powodowały migotanie niepodległej…
    Że po to by łatwiej, rękami tutejszych, uzyskiwać korzyści, których w sposób totalnie okupacyjny nie dało by się osiągnać? Tak…
    Czy nam to jako Polakom coś jednak dawało? Myślę, że pamięć. O tym, że jesteśmy.
    Tę pamięć zachowuje coraz bardziej elitarna grupa. Zachowuje nie bez kosztów. Nie bez trudu. Pamięć jednak nie jest dana sama z siebie. Kazde pokolenie musi o nią zabiegać, od nowa odkopywać rzeczy zapomniane.

    Teraz zdaje się mamy znowu czas 'piosenki i chorągiewki’. Nie od nas to zależy, jak się zdaje.
    Ale od nas, pojedynczo, zależy czy w tym najmniejszym, osobistym zakresie swobody ocalimy co się da. Z tożsamości.

    Tak sobie myślę. Jezus, nauczając w przypowieściach, mawiał: teraz jeszcze nie rozumiecie…. Ale siał SŁOWO…

    O naśladowaniu…

    Może nasze dzieci czy wnuki nie rozumieją teraz. Brak im doświadczenia by wybrać ziarno z plew którymi świat ich karmi. Ale musimy tworzyć tę żyzną glebę i siać w niej ziarno, by kiedyś, gdy młodzi dojrzeją, mieli pokarm. W obfitości.

    Może przyjdzie czas gdy i 'piosenka i chorągiewka’ znowu będa zakazanie. Gdy znowu to co gromadzimy w domowych archiwach, wymiotą. Trzeba siać szeroko by coś z naszej pracy, odkryć, przemysleń, zachowało się.
    By choć pojedyncze egzemplarze naszych dokumentów, wspomnień, przetrwały i kiedyś były…

    Mamy chwilowo wolną przestrzeń internetu. Należy z tego jak najszerzej skorzystać.

    Wielkie dzięki Gabrielowi, dzięki Valserowi, dzięki każdemu z nas kto w swoim nawet wąskim zakresie dorzuca najmniejsze ziarenko do tego zbioru, który chcemy zachować.

    Spieszmy się pamiętać o przyszłych pokoleniach.

    .

  13. proszę wszystkich ludzi dobrej woli o przeklejanie gdzie się da tego krótkiego zestawienia faktów na temat aktualnie obowiązującego prawa oraz inicjatyw ustawodawczych „patriotów” z PiS:

    https://www.youtube.com/watch?v=si9JQaeHcpo&feature=youtu.be

  14. Ho ho tak tak. A dlaczego akurat dzisiaj jest tenże międzynarodowy dzień książki? A kogo on ma upamiętniać? A Wilhelma Szekspira. Niby obok niego w pokorze stoją Michał de Cervantes i Inca Garcilaso de la Vega. Ale to niby i tylko dlatego, że akurat tego samego dnia zmarli. Bo pan google nam mówi kto tak naprawdę się liczy. „świętujemy twórczość Williama Szekspira” naucza nas googl

  15. Jaki oficer napisał to w swoich pamiętnikach?

  16. W Paryzu tez nie ma pracy… i nie bedzie. Ani w Londynie ani w Berlinie… pokolenie przeznaczone
    na wyniszczenie i smierc… musi wreszcie to dotrzec do rodzicow tej mlodziezy i do samej mlodziezy tez.

    Czeka ich tylko poniewierka.

  17. Jeszcze nie zdazylam obejrzec ostatniej pogadanki, ale napewno obejrze.
    To cale oswiecenie, pozytywizm czy okres miedzywojnia to byla dla mnie „czarna magia”.
    Lektury szkolne byly przeze mnie ledwo co „zaczete”… po parunastu, czy po kilku rozdzalach
    „nie szlo czytac” dalej. To byla dla mnie straszna katorga.

    Dzis dopiero zrozumialam dlaczego? Nie bylo klucza, klucza Gospodarza, ktory otwiera
    perspektywe. „Ziemie obiecana” czy „Chlopow” znalam z filmow… jako filmy nawet mi sie podobaly
    glebszy moral, glebszy sens z nich wynikajacy – to bylo… praktycznie zero moralu i zero sensu…
    dopiero dzis, po tylu latach pojawil sie ten MAGICZNY KLUCZ w postaci wspomnien szlachty
    kresowej i ziemian, wydawanych przez Gospodarza.

    … i automatycznie przychodzi skojarzenie… akcesja do UE do eurokolchozu, otwarcie granic, mozliwosc podrozowania, poznawania ludzi, obcych kultur… kolorowy zawrot glowy… i wreszcie
    „uchodzcy”, potem emigranci na Lesbos z mamiacymi ulotkami od filantropa Sorosa, sponsora
    licznych organizacji, asocjacji, stowarzyszen, fundacji…

    Naprawde super, ze Gospodarz wydaje te pamietniki !!!

  18. wyzbywanie z wlasności to jest doktryna wdrażana przez całą administrację państwa, lecz są także grupy beneficjentow tego wyzbywania i nie tylko banki; powstaja lokalne środowiska kumulujące kapitał i wladzę wykonawczą – takie quasi państwo, jest faktem, że na końcu jest zawsze bank

  19. tworzenie fikcyjnych długow i ech egzekwowanie – to jest obraz funkcjonowania RP na dziś i wszelkie dotychczasowe doświadczenia nie mają odniesienia do tego co się obecnie rozgrywa w Polsce

  20. Tak bylo, jak pan napisal. Pamietam tylko pozny PRL… pamietam jaka „moda”
    zapanowala na bycie „miastowym”. Ciagle w domu i dziadkowie i rodzice ciezko
    pracowali… i nigdy do dzis nie mowili, ze „nie oplaca sie”.

    Do dzis w uszach mi dzwieczy… i pewnie tak zostanie, ze:

    Ziemia to jest ziemia… to matka i zywicielka, zawsze sie wyplaci, a… sprzedaje sie
    w ostatecznosci.

  21. Tadman się tu chyba odniósł do tekstu Woyniłłowicza. Unikano i wyganiano Kresowiaków, bo ich sprzedano…coś niby obiecali …ochronę i rekompensatę…. Widać w powyzszym opisie – jak ich załatwiono.

    .

  22. Znane mi rodzxiny ze wsi…. korzenie chłopskie, ale dzieci wszystkie kształcone i miastowe… a ziemia oddana za rentę/emeryturę…. Lub jeśli nie – coś sprzedano, coś odrolniono i tyle , ze po dorobieniu się w mieście – pobudowali się i wrócili na wieś… ale już nie na rolę, bo jej nie ma…. tylko jsko rentierzy… Ciekawe co zrobią , gdy emerytury pasdną???

    Ja piszę o konkretnych , choć licznych przypadkach…

    Nie konieczxnie dziedziczxnych chłopów …. Często wżenionych w ziemię… która uprawiali… az dało się dzieci wypchać do miasta.

    Lub na Ziemiach Odzyskanych…. dochód z przydzielonego gospodarstwa …. na kształcenie dzieci …i uciekać… bo Niemcy wrócą….

    .

  23. Wspomnienia ks. Tokarzewskiego, sp. Woynillowicza – od Gospodarza, targi od Valsera
    to najlepsze i najcenniejsze podarunki dla calego polskiego narodu i przyszlych pokolen !!!
    Te wspomnienia powinny sie znalezc w kazdej polskiej rodzinie.

  24. PARIS

    Napisałaś, że się młodzi szykuja do buntu na MAJ …w Paryżu.????

    Czyli wszystkie białe europejskie dzieciaki są nma straty …. W każdym kraju w/g jego specyfiki… Nas na powstania i patriotyzm …innych na cioś tam …..

    Ma nie być młodych? <Maja ich zasbić po prostu ?

    A starzy moga zostac , jak w Niemczevh….. starzy obsługuja jeszcze co tam sie da i potrzeba …ale brak specjalistów ..młodych…. sporo o tym pisza…. maja dociągnać do momentu az się muzułmanie jakoś zasiedlą i urządza po swojemu?????

    ????????????

  25. Mnie tam nie obchodzil i nadal nie obchodzi zaden Szekspir… i z tego co widze wokol siebie
    to wiekszosci ludzi on tez nie interesuje.

  26. Tego fragmentu się czytać nie daje za jednym razem. Żygać się chce też. „inteligencja” warszawska złodziejskie gnoje.

  27. Czytałem to już dość dawno, więc nie pamiętam. Postaram się poszukać w bibliotece. Ale to jest w Rydze i będę tam nie wcześniej, jak za miesiąc.

  28. Bedzie placz i zgrzytanie zebow. Za naiwnosc trzeba bedzie zaplacic… To o czym pani
    dzis napisala wiedzialam wiele lat temu.

    Owszem wiedza jest wazna, ale w parze z nia musi isc zdrowy rozsadek, wyobraznia
    i myslenie… niestety wielu przestalo myslec – wbrew posiadanej wiedzy i wbrew logice!

    To sa ludzie wyksztalceni, inteligentni !!!??? To sa kretyni z „duplomami”… niebezpieczni
    dla otoczenia… i ich nalezy jak najszybciej odsunac od podejmowania jakichkolwiek decyzji.

  29. Tak pani Marylko… mlodzi sa praktycznie… „na mieso armatnie” – to sa takie ich „wszawe
    zalozenia”, tylko czy ta mlodziez jest juz wystarczajaco „odmozdzona”, to sie dopiero okaze
    i wedlug mnie… jednak ta mlodziez ma jeszcze „przeblyski myslenia”.

  30. Jeżeli Piłsudski i cała reszta Ojcòw Dających twarz II RP są socjalistami, to ja się pytam, co to oznacza w aspekcie gospodarczym i społecznym? Jeżeli w ZSRR od Lenina wdrażany jest marksizm, to co to oznacza w aspekcie społecznym, gospodarczym i politycznym? Oni się aż do dziś nie obudzili i nie wiedzą gdzie żyli i żyją. Wałęsa nie przypadkowo poruwnuje się do Piłsudskiego. Jednego służby niemieckie przywiozły, drugiego WSW przerzuciło najprawdopodobniej. Jeden i drugi póścił ludzi w skarpetkach.

  31. Tak samo nas zalatwiaja nasze „kochane wladze, kochane panstwo”.
    O tym jak to robili drzewniej dowiedzielismy sie w duzej mierze od Gospodarza,
    wczesniej byly to przekazy rodzinne, sasiedzi, nauczyciele… w co czesto
    nie chcialo nam sie wierzyc albo mowilismy, ze to… niemozliwe… to nieprawda…
    tak nie moglo byc…

    … mowie sama po sobie… nie chcialo mi sie czasami wierzyc, myslalam, ze
    moze cos ubarwiaja. Moi sasiedzi, ktorzy przezyli Ravensbrück nawet nie
    chcieli mi opowiadac „szczegolow”, pomimo usilnego nalegania z mojej strony…
    mowila: „dziecko daj spokoj, lepiej zebys nie wiedziala… dziekowac Bogu, ze
    zyjemy”, dziadek tez troche opowiadal jak ruscy ich „oswobodzali”, tesciowa
    tez opowiadala.

    Teraz tez nas sprzedaja ta resortowa holota i czerwony, koszerny pomiot…
    Przeciez to widac jak na dloni… pseudopolitycy, wszystkie presstytutki,
    artysci, etelygencja… to naprawde widac jak na dloni.

  32. @Maryla Sz.
    Tak.

    Dzisiaj w Gdańsku aktorzy Teatru Szekspirowskiego wyszli w miasto. Dyrektor powiedział, że to na pamiątkę trupy angielskich aktorów, którzy pojawili się nad Motławą w XVII w. i poprosili władze o wyrażenie zgody na założenie teatru.
    Po lekturze bloga i Miśków wiem, że w wolnym czasie chodzili do portu i liczyli statki i ładunki. :-]

  33. Oczywiście, a potem przekazywali raporty na wyspę

  34. Czyli: na wakacje do Polski, twój czołg już tu jest.
    Poważne informacje – o ustawie Hastings – przekazane z żabiej perspektywy.

  35. W linku od parasolnikova najgrubszy jest LUTER z podpisem Kant.
    Czy ktoś wie jak to wreszcie jest z tymi „autografami” WS ?

  36. Dziś przypada Międzynarodowy dzień książki i praw autorskich.
    ===============================================
    Szanowny Gospodarzu czy jest Pan za stosowaniem tzw. „praw autorskich”?
    Pozdrawiam

  37. Pan sie pyta o Pilsudskiego i „ojcow II RP”…ok…, a ja sie zapytam o tych
    dzisiejszych cwaniakow tzw. „naszych patriotow”, tych wszystkich wzmozonych
    od ruchu narodowego… co to dzisiaj tak pieknie napie.dalaja sie na naszych
    oczach… o ZASADY!… te rozne mendy winnickie, bosaki, zawisze, grajki
    od 7 bolesci… no i ci publicysci… ten fachmen RAZ… tlumok skonczony
    i narodowy endek!

    To jest granda, ze to qr.estwo siedzi tam na Woronicza i bezczelnie drze ryja
    do nas narodu o kase, bo one robia „narracje”…

    Caly czas wdrazany jest marksizm… a w aspekcie spolecznym, gospodarczym
    i politycznym oznacza to, ze rzadzi nami Q.WA I ZLODZIEJ… I TARGOWICA!

    Oni sie nie obudzili i sie nie obudza, bo to ciagle ta sama sprzedajna holota…
    ich trzeba jak chwasta wyrwac z korzeniami albo… wypalic rozzarzonym
    zelazem !!! Tak bylo w II RP, tak jest teraz,… ale wcale tak nie musi byc nadal.

  38. W RM Polacy z Białorusi i nie tylko – teraz

  39. Panie Gabielu…, dzisiejszy wpis znowu ge-nial-ny !!!

    „… Jakas pani, ktora mowi, ze jest pisarka 3-jezyczna. Pisze po polsku, po niemiecku i troche
    po angielsku.
    To juz jest kosmiczna katastrofa jakiejs rewolucji… w kubku z serkiem homogenizowanym!…”

    Tak, to jest katastrofa rewolucji w kubku z serkiem homogenizowanym. Taka sama jest juz
    we Francji…, ale Francja sie bawi… wlasnie idzie mecz PSG, stadion pelen ludzi… w przerwach
    muzyczne wstawki oczywiscie z Prince, jutro w samym centrum Paryza, wokol „mauzoleum
    Bonaparte” odbedzie sie… wyscig F1 !!! Pomimo stanu wyjatkowego, nikt sie niczego nie boi,
    zagrozenia terrorystycznego tez nie ma… szafa gra i tout va bien.

    O prawdziwych problemach, zagrozeniach w merdiach nawet slyszec nie chca… Tytanik tonie,
    ale orkiestra gra do konca… i choc to malo pocieszajace, to my jednak z zelazna konsekwencja
    robmy swoje i na nic i nikogo nie ogladajmy sie.

  40. A co to pana obchodzi za czym jestem? Pisze pan książki? Wydaje je?

  41. To rzeczywiście słabo to wygląda

  42. À le to naprawde Panie Gabrielu slabo wyglada… widzialam reportaz
    przygotowujacy do tej jutrzejszej grandy – to jednak straszna lipa
    i prowizorka, ale przekaz pojdzie „cud-miod”… no i pojawilo sie kilka
    glosow krytycznych… prawdopodobnie jutro bedzie tam duzo ludzi, zwlaszcza
    mlodych, biedoty multi-kulti i troche turystow.

    W tiwi beda zrobione „z igly widly”.

    Reportaz byl nadany po 13-tej, a wiec w porze obiadowej, a raczej robienia
    zakupow… po 20-ej nie bylo zadnej wzmianki.

  43. Dzieki Bogu, nie ma przedstawiciela „Polonii francuskiej” w studio… bo bym
    sie chyba przezegnala lewa reka.

  44. źle – pomyłka – zalinkowałem pod JP z Wr, to było do wpisu wiodącego.

    Mnie zdarzyło się zasalutować lewą ręką, bo w prawej miałem kałacha… chorążego skręciło ze śmiechu, mnie też… chwilę potem.

  45. Kiedy słyszę lub czytam przedstawicieli ruchu obrony „praw autorskich” to mi się pistolet sam repetuje.

  46. Bycie dywersantem USA oznacza zachowanie fasadowości państwa prawa, minimum własności oraz rządy agentury, ktòra będzie się inaczej nazywała. Czyli utrzymanie nadal tego, co jest. A te bzdury Morawieckiego o inowacyjnych i wysokich technologiach. Ja się pytam kto na to pozwoli, USA? W jakich sektorach?
    II RP nawet ta socjalistyczna, jak zaczeła produkować i budować coś konkurencyjnego w przemyśle – został wówczas projekt II RP rękami Niemiec i ZSRR – zakończony. I zaczął się projekt PRL.
    My produkować to będziemy mogli na potrzeby Chin. Oczywiście USA, JKM i Niemcy będą robili wszystko aby to storpedować, wszelkimi sposobami.
    Proponuje zobaczyć jakie nazwy regionów pojawiają się w projekcie Rosji na ziemiach obecnej Ukrainy i Białorusi i co to oznacza dla Polski i kto broni obecnych nazw i projektów oraz co to oznaczają wczorajsze słowa Obamy – USA i JKM się pogodziły.

  47. Dziś o godz 15 w kościele pw Św. Karola Boromeusza – pogrzeb ppłk Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki”.
    Boże jak ciężko żyć w Polsce.

  48. Pamiętam jak dziś rozmowę z bratem mojej babci. Gdy jako dziesieciolatek zapytałem dlaczego jeszcze to robimy przecież nikt już tu nie sieje i nie zbiera bo to się nie opłaca… powiedział że ziemia jest od tego żeby rodzić… Zapamiętałem do dziś, było w tym coś co mnie przejęło.

  49. Prosze pana, ziemia dzisiaj to czarne zloto… nawet diament.

    W calej Francji, w Beneluxie ziemia jest tak zdewasowana, ze zeby
    w to uwierzyc to… trzeba to zobaczyc na wlasne oczy!
    Zadne nawozy, zadne zabiegi nie sa w stanie jej zrewitalizowac!
    Ta ziemia jest strasznie wyjalowiona… po prostu martwa!
    Tu tylko… jeszcze pomaga chemia i GMO… nic poza tym!

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.