gru 272022
 

Nie wiem w ogóle skąd wziął się ten wyraz, ale zakładam, że istnieje w słowniku i ma jakieś uzasadnienia. Bo w zasadzie dlaczego mówić – edukator, zamiast po prostu nauczyciel? Tekst nie będzie o nauczycielach, ale o pewnej fałszywej idei, która towarzyszy nam stale. Chodzi mi o przekonanie, że nauczanie jest zajęciem szlachetniejszym od rozrywki. I o wszystkie konsekwencje tego przekonania. Zacznijmy właśnie od nich. Podstawowym założeniem edukacji jest, by uczeń przewyższył mistrza. To się nie sprawdza właściwie nigdzie, ale nauczyciele przynajmniej udają, że do tego dążą. Edukatorzy odwrotnie. Ich zadaniem jest pozostawienie edukowanych osób w stanie permanentnego ogłupienia i bezradności, a wszystko po to, by można ich było uczyć bez przerwy. Toyah opisał to kiedyś w książce o listonoszu, na przykładzie szkół języka angielskiego. To jednak nie wyczerpuje tematu. Mamy cały segment edukacji patriotycznej, którzy składa się z różnych gadżetów, pozwalających na porównanie ich z charyzmatami kongijskich kacyków. To znaczy mają one wartość lokalną i tylko lokalną, albowiem ktoś pilnuje, by forma w jakieś są wykonywane i odnawiane zawsze była śmieciowa. Ktoś – sami edukatorzy patriotyczni – pilnuje, by forma ta nigdy zyskała żadnego znaczenia poza bantustanem, w którym została wykonana. Istotną konsekwencją pracy edukatorów jest bowiem ustanowienie tu hierarchii. I nie chce mi się już nawet pisać o tych budżetach na edukację patriotyczną, o których piszę za często, przez co argument ten traci na wadze. Poza tym i tak nie mam wpływu na ich rozdysponowanie, a gdybym miał to co z tego? Przecież niczego by to nie zmieniło. Nie chodzi o budżety, ale o ludzi, którzy się po nie ustawiają i intencję z jaką je wykorzystują. Ta intencja została przeze mnie opisana wyżej – należy utrzymać edukowanych w zgłupieniu, a do tego deprawować coraz to młodszych tymi samymi, silnie zwietrzałymi gawędami. Bez tego – taka jest sugestia edukatorów – państwo nasze się zawali i stanie się łupem zdrajców. Tak nie będzie, bo nie o to chodzi. No, ale żeby to zrozumieć trzeba wyjść poza własne ograniczenia, a edukatorzy składają się wyłącznie z ograniczeń, gdyby było bowiem inaczej, nie byliby edukatorami. Porzućmy więc rozważania o budżetach i zajrzyjmy co tam słychać u mojego nowego znajomego Tukidydesa.

Oto w Wojnie Peloponeskiej spisał on przemowę delegacji korynckiej, wygłoszoną przed zgromadzeniem ludowym w Sparcie. Koryntyjczycy namawiali Lacedemończyków do odważnego wystąpienia przeciwko Atenom. Chcieli, by porzucili oni swoją dotychczasową, zachowawczą politykę wobec dynamicznego bardzo sąsiada i obronili tych, których Ateńczycy są podporządkować. Pozostawiamy na boku kwestię, czy patronat Sparty byłby rzeczywiście tak zbawienny dla Koryntu, jak się to jego delegatom wydawało. Istotne jest dla nas coś innego. Oto w przemowie swojej przedstawiciele Koryntu mówią – Jak w sztuce bowiem, tak i w polityce musi zawsze zwyciężyć nowość.

To jest zdanie, w mojej ocenie powalające i unieważniające większość strategii, jakie obserwujemy. Zarówno w sztuce jak i w polityce. Jest to także przestroga, że każdy kto umie posługiwać się nowością, ten ma wielkie szanse na zwycięstwo. Jeśli prześledzimy przebieg Wojny Peloponeskiej, nie będziemy mogli się nadziwić, jak to się stało, że przeciwnicy Aten, pozbawieni floty i budżetu, pokonali swojego groźnego i zasobnego przeciwnika. Nie wiem czy tak właśnie opisał to Tukidydes, bo czytam Wojnę peloponeską bardzo powoli, ale wychodzi na to, że o zwycięstwie zdecydowała zmiana w doktrynie wojennej Sparty. I to był czynnik przemożny. Nie była nim ani flota, ani pieniądze Ateńczyków, które używane były w sposób standardowy, rozpoznawalny przez wszystkich wokół, a przez to nieskuteczny. Na przestarzałą strategię Aten Tukidydes wskazuje już wcześniej, kiedy opisuje walkę okrętów korynckich z korkiryjskimi, które były wspomagane przez kilka jednostek ateńskich.

Wracajmy jednak do naszych baranów i powtórzmy – jak w sztuce bowiem, tak i w polityce musi zawsze zwyciężyć nowość. Dodam jeszcze, że kiedy opowiedziałem o tym wczoraj reżyserowi Juliuszowi, odpowiedział mi sentencją sformułowaną przez swojego znajomego, która brzmi – najzdrowsza woda pochodzi z najstarszych źródeł.

Nie można więc liczyć na to, że przestarzałe strategie przyniosą nam sukces. One służą temu jedynie, by utrzymać w pionie hierarchie strategów, którzy je promują. I tak nie ma póki co sposobu na to, by przekonać kogokolwiek odpowiedzialnego za dystrybucję treści uznawanych za patriotyczne, że opowiadanie tych samych historii, które zostały – bez efektu – opowiedziane już wcześniej, w dodatku dziesięć razy, nie skończy się żadnym sukcesem. To przekonanie nie jest możliwe, albowiem poprzeczka powieszona jest bardzo nisko. I każda koza może ją przeskoczyć. To znaczy za sukces uważane jest już samo wykonanie przewidywalnego i nudnego produktu. Tym sukcesem jest także odfajkowanie przez stosownego urzędnika pozycji w budżecie. Potem można iść spać.

Pierwszym więc zadaniem w kierunku zmiany strategii byłaby nowa definicja sukcesu. Sformułowanie jej nie jest łatwe, albowiem dziedzina edukacji historycznej jest w Polsce zrównana z edukacją patriotyczną i jej odrostem, który określiłbym jako szyderstwo z komuny. Za sukces zaś należałoby uznać jakiś kolportaż treści produkowanych u nas, gdzieś za granicą. Pisaliśmy o tym sporo, ale musimy do tego powrócić. To jest w zasadzie niemożliwe, albowiem wszędzie działają edukatorzy i ich misja jest taka sama jak w Polsce. No, ale w czasie Wojny Peloponeskiej, wszędzie były okręty ateńskie i ich misja była także znana.

Jeśli jakaś struktura jest niewydolna i karmi się własną niewydolnością, to należy szukać sposobu jej obejścia. To zaś w przypadku naszym oznacza szukanie możliwości dystrybuowania swoich produktów poza Polską. Podjęliśmy taką próbę już dawno temu wydając komiks Święte królestwo w języku angielskim. Ponad połowa nakładu została kupiona przez prywatną osobę mieszkającą w USA. Tak więc był to sukces umiarkowany i lokalny. Czy ten krok był dobry? Na pewno nie przyniósł nam strat. Może też dać do myślenia różnym naśladowcom, którzy chcieliby podjąć takie próby.

Kolejnym elementem na drodze do zmiany definicji sukcesu powinno być oddzielenie edukacji historycznej od edukacji patriotycznej, a także usunięcie całkowicie szyderstw z komuny. Był to bowiem moment groźny i nie należy z tego śmieszkować, zwłaszcza, że spadkobiercy komuny uśmiechają się do nas coraz milej i usiłują zajrzeć nam w oczy bardzo zalotnie. Pierwszy krok na drodze do oddzielenie edukacji historycznej od edukacji patriotycznej zrobił Paweł Zych wydając książkę Dobre czasy, czyli jak zarobić w średniowieczu. Jej największą zaletą jest to, że w przeciwieństwie do naszych memiksów nie jest ona kontrowersyjna. Można ją zaakceptować w całości i bez dyskusji. Powinna być produktem flagowym segmentu państwowej edukacji historycznej. Tak się jednak nie stanie, albowiem edukatorzy, którzy wszyscy jak jeden są frustratami, pisząc i kręcąc te swoje materiały edukacyjne, chcą przede wszystkim podkreślić, że ci wszyscy rycerze, królowie, powstańcy i bohaterscy żołnierze idący do szarży na bagnety, to oni. A jeśli nie oni osobiście, to należy ich właśnie uważać za spadkobierców tych osób. I tu jest właśnie moment najważniejszy. Jeśli ktoś myśli, że przesadzam, niech kiedyś pogada z jednym czy drugim popularyzatorem historii. Niech zobaczy jak on wygląda, jak mówi i ku czemu zmierzają jego myśli, słowa i gesty. Kiedy już się temu przyjrzymy jasne się stanie, że bez poważnych personalnych czystek żadne oddzielenie jakiegoś segmentu treści od innego segmentu treści nie jest możliwe. To zaś z kolei oznacza, że nie ma szans na to, by wprowadzić jakąś nowinkę do naszych strategii. Jakie będą konsekwencje tego faktu napisał już Tukidydes i ja nie będę ich tu streszczał. Przekonałem się jednak, po przeczytaniu tych kilkudziesięciu stron Wojny Peloponeskiej, że ludzie, którzy czytali ją przede mną i omawiali tę treść, czynili to jedynie po to, by upleść sobie z jakichś badyli wieniec, a potem założyć go sobie na swój pusty łeb. Przepraszam jeśli kogoś uraziłem, ale na tym właśnie mechanizmie osadzona jest rodzima strategia promocji treści dla Polski ważnych. Żeby wystawić jakiegoś „myśliciela”, który skupi na sobie uwagę wykonywaniem gestów uznawanych za czarodziejskie. No i będzie, w czasie tego baletu, używał konicznych dla podkreślenia wagi wspomnianych gestów, gadżetów.  Raz będzie to wieniec z badyla udającego laur, a raz konfederacka czapka z krepiny. Na razie nic na to poradzić nie możemy, ale mamy tę satysfakcję, że przynajmniej sprzedajemy dobre produkty, które mieszczą się, poprzez treść i formę w segmencie określonym przez Tukidydesa jako nowość.

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/dobre-czasy-jak-zarobic-w-sredniowieczu-autor-pawel-zych/

  8 komentarzy do “Edukatorzy”

  1. Dzień dobry. To smutne, ale skoro już Tukidydes to wiedział, to znaczy, że rewolucja – a to ona wszak jest tym nowym – jest zjawiskiem starym i mocno zakorzenionym w tym, co się nazywa „kulturą śródziemnomorską” – do której, jak wielu innych – aspirujemy. Ma Pan oczywiście rację z tymi edukatorami, ja dodam tylko, że to taki rodzaj funkcjonariusza niższego szczebla. Szydera zaś jest nie z komuny ale z tych komuchów, którzy chwilowo są w odstawce. Potem karta się odwróci i to oni będą szydzili z dziś szydzących a poza tym wszystko zostanie po staremu. Jedyne co można robić – to tak jak Tukidydes – dbać o wysoką jakość swoich dzieł. Pan to robi i może kiedyś będą Pana czytali jak my dziś – jego. Tego Panu serdecznie życzę dziękując za Pańskie życzenia, jako też siły i cierpliwości 🙂

  2. Zabory i indoktrynacja przed zaborami, Polacy nie potrafią się sami rządzić, hasło edukatora na pasku Katarzyny II nie jakiego Woltera. Po 1989 edukatorzy edukowali nas ,że do Unii i do NATO, ale żaden nie zająknął się co po wstąpieniu i jaką rolę mamy odegrać. Niejaki Władimir 24.02.2022 unieważnił niezły poczet  edukatorów.

  3. „Pan to robi i może kiedyś będą Pana czytali jak my dziś – jego.”

    Nie dodał Pan – że nieliczni.

    Tak sterują umysłami ludzkich populacji ci, co uważaja się za „starszych i mądrzejszych”, aby ta reszta traktowała te dzieła za teorie spiskowe(skierowane przeciw ich statusu „starszych i mądrzejszych”.

  4. Ten Tukidydes to najwyższa jakość

  5. Wyobraziłem sobie ten wieniec z badyli na skroniach Bartosiaka i Sykulskiego.

    Niestety YT nie posiada opcji, jak twitter, blokowania kont, by juz mi się nie pokazywały.

    Także ci panowie ”wyskakują” mi w propozycjach na miniaturkach.

    Na szczęscie coraz rzadziej.

  6. Sparta wojnę wygrała dzięki perskim pieniądzom.  „Nihil novi sub sole”, czy jakoś tak.

  7. Niech mi się pan pozwoli ekscytować tą treścią powoli i na spokojnie

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.