Dziś, dla odmiany, fragmenty wspomnień Edwarda Czapskiego. Pozwolę sobie bowiem odebrać kolejny dzień wolny od pracy. W odróżnieniu od Niemcewicza, Edward Czaspki został wysłany na Syberię. Okoliczności tego zdarzenia są, z każdego punktu widzenia, wstrząsające. I w zasadzie dziś nie do wyobrażenia.
Obóz Sierakowskiego
Tymczasem powstanie szerzyło się. Sierakowski po dość szczęśliwej bitwie rozłożył obóz w Dobejkach i przysłał do mnie kartkę, w której było napisane, że każe mi pod karą śmierci stawić się natychmiast w dobejskim lesie. Przyjechałem w takim razie do obozu, było tam zbrojnych ludzi kilkaset. W głównej kwaterze zastałem Sierakowskiego z szefem sztabu Laskowskim i adiutantem Kossakowskim Jarosławem.
Sierakowski schylony siedział nad mapą, bardzo mnie uprzejmie przyjął i zapowiedział, że na osobności ma ze mną do pomówienia zaraz po odbyciu rady wojennej. Na posiedzenie wezwano potem kilku oficerów, a kiedy ci wyszli z kwatery głównej, wezwano mnie do Sierakowskiego. Czytał mi list swój do Miliutyna proszący o dymisję, następnie przypominał mi naszą dawną znajomość w Petersburgu przed 20 laty. Wspominał o tym poważnie i pochlebnie dla mnie.
„Dam Ci panie Edwardzie teraz dowód największej ufności w twój rozum – wyjawię ci plan mój, idę do Kurlandii, wszyscy są temu przeciwni, bo nie rozumieją znaczenia historycznego takiego kroku wojennego. Przecież Kurlandia do Polski należała. Cóż o tym powiesz?”
„Jestem przeciwny takim hazardom – odparłem. Usposobienie ludu lepsze jest tutaj jak gdziekolwiek, z tego więc korzystać by należało”.
Długo o tym mówiliśmy. Sierakowski nie wierzył w interwencję, ale nadzieję na nią podtrzymywał najstaranniej. Wątpliwa walka pierwsza, którą stoczył w lasach poniewieskich, dodawała mu otuchy, chociaż jedna trzecia tylko wojska jego była w palną broń zaopatrzona. Po obiedzie odbywał rewię oraz marsze i czytał nowe nominacje oraz awanse, potem do zgromadzonych powstańców przemówił z wielkim zapałem. Okrzyki wojska świadczyły, że wodza kochali i wierzyli mu…
Wieczorem wróciłem do domu z bardzo bolesnym uczuciem. Plan wojny, usposobienie poetyczne, pretensje historyczne i upodobania retoryczne wodza wydały mi się mniej niebezpieczne. Nade wszystko porażały mnie skromne rozmiary tej demonstracji wojennej – niedostatek ludzi i broni.
W dniach tych otrzymałem list od żony zaklinający mnie, abym wracał do Wilna. Razem wtedy z obywatelem jednym wyjechałem do Wilna, razem prezentowaliśmy się u gen. gubernatora Nazimowa, wśród ciżby generałów, między którymi było kilku, którzy z bitwy pod Siemiatyczami i z pogromu Langiewicza wrócili. Usposobienie publiczności wojskowej było przerażające, trzeba było przewidywać, że ta wojna nie skończy się na pobojowiskach. Na nas patrzyli ci panowie z gniewem i zadziwieniem, zaś Nazimow zdawał się zażenowany naszą obecnością.
Mój sąsiad mieszkał u mnie w Wilnie – późno w noc wrócił do wyznaczonego dla siebie pokoju a nazajutrz z samego rana proponował mi, abym wstąpił do rządu tajemnego. Odmówiłem, mówiąc, że w tak zdesperowanym położeniu rzeczy nic nie poradzę, że nigdy ci którzy na czele ruchu stali nie mieli ufności do mnie, ani mnie się radzili, że teraz powinni sami kończyć co sami poczynali, że jeżeli bym stał razem z nimi na czele rządu nie doprowadziłbym rzeczy do wybuchu, że w tym ostatnim kroku rządu, w propozycji tej, widzę słabość wielką, ale uprzedzam, że chociaż do niego należeć nie chcę, wszystkie jego rozkazy do końca wypełniać będę…
Natychmiast proszono mnie abym jechał do Rygi i zakupił tam kilka egzemplarzy karty głównego sztabu Petersburskiego i takowe Sierakowskiemu przesłał.
W Rydze wielki był ruch; już wiedziano tam o rozgromie i aresztowaniu Sierakowskiego, wojska liczne na placach przez dzień cały odbywały musztrę. Niepotrzebne tedy były już karty…
Wróciłem do Wilna. Fizjonomia miasta po tych wypadkach była nie do opisania, fraszka morowe powietrze. Szeptano spotykając się na ulicy, w domach zza uszaków trwożnie na ulicę wyglądano, w przejeżdżających, eskortowanych przez żandarmów, rozpoznawano swoich znajomych…
Adres wiernopoddańczy
Żona Antoniego Jeleńskiego wręczyła mi na ulicy 30 tysięcy rsr. do schowania, powiedziałem jej, że wręczę tę sumę żonie, bo sam wątpię, abym mógł pozostać długo na straży tego depozytu. Pamiętam jak Cyprian Cywiński uciekał ode mnie ze znajomymi, którzy mnie unikali.
Późną nocą przysłał po mnie Tyzenhaus prosząc, abym koniecznie go nawiedził. Zastałem go w wielkiej niespokojności, mówił, że Murawjow każe adresa podpisywać, że mnie wkrótce mają uwięzić za to, żem kluczwójta kazał powiesić, prosił mnie, abym mu szczegółowo ten wypadek opowiedział. Kiedy mu wszystko opisałem: „No to będzie źle bardzo. – A tak – rzekę – ale ja adresu nie podpiszę”.
Nazajutrz było kilku obywateli i marszałków u gubernialnego marszałka Domeyki; między nimi faworyt Murawjowa p. Snitko. Domeyko mówił, że trzeba adres podpisać, a ja odparłem, że nie masz żadnej przyczyny do tego: że srogości rządu tak są wielkie, że tylko bierny opór pozostawił nam doprowadzonym do ostateczności.
P. Snitko, faworyt Murawjowa zapowiedział, że jeżeli szlachta nie podpisze adresów, to niezwłocznie wszystkich obywateli bez wyjątku wyślą na Sybir. Ja mu na to powiadam, że chociażby rząd miał takie zamiary, to nie ma mocy aby je uskutecznić. Na to on mi prawi, że Napoleon w 1851 r. 200.000 Francuzów wysłał do Cayenne. Ja temu zaprzeczyłem z impetem. Tu marszałek Domeyko odprowadził mnie na stronę i ostrzegł, że p. Snitko w wielkich jest łaskach u Murawjowa.
Na ulicy spotkałem nazajutrz p. Henryka Bielińskiego z powiatu trockiego i on bywał u Murawjowa, którego od 30 lat znał jeszcze w Grodnie; ostrzegał mnie, że jeżeli nie będę nakłaniał ludzi do podpisania adresu, to Wiżuny mi zabiorą, a śledztwo o Kluczwójcie tak poprowadzą, że bez katorgi i Syberii się nie obejdzie – jeden na to sposób: wziąć na siebie zbieranie podpisów. Odpowiedziałem p. Bielińskiemu, że raczej wszystko stracę niżbym miał cześć oddać.
Moja żona była jeszcze bardzo osłabiona. Radziłem jej, aby wyjeżdżała zagranicę, kiedy jeszcze czas był po temu, ale nie mogłem nakłonić. Coraz nowe aresztowania kazały mi obawiać się najgorszych dla mnie skutków ze stosunków jakie miałem z ludźmi, których uważano za naczelników rządu. Kilku z nich już uwięziono. Kiedy wracałem do domu zastawałem zawsze moją Antosię u drzwi, czekającą na mnie z niewymowną trwogą.
Aresztowanie
Była to niedziela 1863 r. 9 czerwca. Po wielkiej mszy w katedrze, kiedy mijałem kamienicę biskupa na ulicy Zamkowej, spostrzegłem u bramy dwóch policjantów, wejrzeliśmy w głąb bramy – cisza była. Od przechodzących przez ulicę dowiedzieliśmy się, że księdza biskupa Krasińskiego wywożą natychmiast.
Po obiedzie kuzynki moje, księżniczki Radziwiłłówny i baron Hartingh byli u nas – piliśmy herbatę.
Kiedy p. Tenczyńska podawała mi szklankę, ja, stawiając ją na stole, przewróciłem i herbatę rozlałem. Zwracając się do gości głośno wyrzekłem: malum omen.
W tej chwili wchodzi służący i mówi, że dwóch policjantów stoi w bramie naszego domu. Chciałem sam zejść na dół, aby się o tym przekonać, ale nagle wchodzi oficer żandarmów, a za nim czasny prystaw (komisarz policji) i oznajmiają mi, że mają polecenie wyższej władzy moje mieszkanie zrewidować. Poszukiwania trwały więcej jak godzinę, nie oszczędzono chorej i przerażonej gospodyni: ze szczególną dokładnością bieliznę jej przetrząsając. Po tej ceremonii żandarm obwieścił, że jestem aresztowany.
Zawieziono mnie na dróżkach miejskich do fortecy, tu żandarm zdał mnie generałowi Wiatkinowi, komendantowi fortecy. Ten mnie zdał jakiemuś oficerowi, z nim wyszedłem z salonu Wiatkina na podwórze cytadeli i przeszedłszy paręset kroków między wałami ujrzałem przed sobą kazamaty więzienne. Korytarzem trafiliśmy do jakichś drzwi na prawo, otworzono, wpuszczono mnie i drzwi za mną zamknięto na klucz i zasuwkę.
Była już godzina 9-ta; pamiętny w życiu moim pierwszy wieczór niewoli – pamiętny ostatni dzień wolności.
Dwóch miałem towarzyszów, zastałem ich przy herbacie; zaprosili mnie do niej p. Małecki i… (brak nazwiska).
Po pierwszych zwyczajnych zapytaniach, wszyscy zamyśliliśmy się nad przyszłością, wszyscy w milczeniu na własne wątpliwości sobie sami odpowiadaliśmy, a odpowiedzi złe być musiały, bo do rozmowy niechętnie się braliśmy.
Byłem dla moich gospodarzy, ludzi zacnych, przedmiotem szczególnych względów. Przyzwyczajeni więcej jak nowy ich kolega, do moralnej trucizny więziennej ze współczuciem śledzili na nowym subiekcie skutków wrażeń tej trucizny, której pierwsze gorycze już sami przemogli. W milczeniu po gorącej modlitwie rzuciłem się na łoże, ale sen nie przychodził zasłonić swoim upragnionym cieniem przepaść groźnej przyszłości jaka teraz stała przed oczami.
Wołania straży, częste stąpania po korytarzu kamiennym, brzęk zawiasów i kluczy, chrzęst bagnetu wewnętrznej warty, to był najstosowniejszy wtór do cichych westchnień, głębokich bólów moich palących się myśli. Łzy rzęsiste spadły mi na rozpaloną twarz kiedym w tej przerażającej wędrówce myśli żegnając się ze wszystkim co po Ojczyźnie najdroższe sercu człowieka, stanął naprzeciw mojej opuszczonej i zrozpaczonej Antosi; widziałem ją jak z załamanymi rękami stała przede mną… Widzenie było tak wyraźne, tak zupełne, że w głos przemówiłem do niej: „Przebacz! cierpisz za to, że Twój mąż ulec nie chciał przemocy, że się nie spodlił”.
Własnym głosem przebudzony ujrzałem się w więzieniu i znowu piłem truciznę, która odganiała ode mnie sen.
Nagle słyszę chrzęst karabinu, wyraźny jakby nad łóżkiem – skrzypnęły zasuwy i klucz we drzwiach. Wchodzi z latarnią trzech wąsatych drabów, jeden z nich zamaskowany położył się prawie na łóżku, tak blisko mi się przypatrywał. Przez otwory maski widziałem dwoje błyszczących oczu – wpatrywałem się uważnie w oczy zdrajcy, a kiedy skończyła się ta ceremonia, spojrzałem po jego towarzyszach, jeden z nich wyraźnie był przebrany, bo na cywilnym odzieniu miał palto wojskowe, ten z niecierpliwością i chciwością jakąś zdawał się czekać skutku odbywającej się próby. Zwróciłem się aby tej hienie w oczy spojrzeć – nie wytrzymał mojego wzroku, trącił szpiega i wszyscy trzej wybiegli z pośpiechem.
Moi koledzy wytłumaczyli mi, że takie nocne wizyty praktykują się tu zwyczajnie; szpiedzy z obozów powstańczych służą komisji śledczej za świadków, oni zeznają, że więźnia tego lub owego widzieli w obozie, że go znają.
Nazajutrz przeprowadzono mnie do osobnego więzienia, tu byłem sam jeden przez dni kilka, innej nie miałem książki jedno Missale Romanum. Z niezmierną chciwością czytałem głośno modlitwy rytuału katolickiego. Na skrzydłach modlitwy duch opuszczał ziemię a z nią i więzienie. Skarga do Boga nie poniża natury człowieka; modlitwa na usposobieniu choćby najbardziej zrozpaczonym nie obejdzie się bez wyraźnego skutku, byle dotrwać w niej aż do tej chwili, kiedy człek upada przed samym Stwórcą, poruszony skruchą za przeszłość swoją, której szczerze żałuje i gotów z poddaniem się znosić nawiedzenia kary w obecnym nieszczęściu.
Później przeprowadzono mnie do hauptwachy fortecznej. Tu zastałem Jarosława Kossakowskiego, mojego pupila, który mnie serdecznie uściskał. Kilka tygodni z nim razem przesiedziałem. Matka i siostry przychodziły do Jarosława, bo nad nim śledztwo już było zakończone, do mnie nikogo nie dopuszczano, ale wołano mnie do komisji bardzo często tak, że szesnaście razy na zapytania ich odpowiadać musiałem. Z początku chodziłem do prezesa indagacyjnej komisji gen. Wiesiołowskiego, bohatera sewastopolskiego, później odrębna komisja z dwóch członków a czasami z trzech złożona, przychodziła do mnie. W ich natarczywości widziałem wyraźnie, że chcą mnie zgubić, a co gorsza wyprowadzić z granic cierpliwości.
Że zawsze źle mówiłem i pisałem po rosyjsku więc któryś z godnych sług Murawjowa zapytuje mnie kiedyś wśród śledztwa, dla czego tak źle mówię i tak niejasno piszę po rosyjsku. Wielce niestosowne to pytanie zakończył morałem, że rosyjski poddany takiego stanowiska powinien koniecznie umieć doskonale panujący język. Na to mu odpowiedziałem: „wielmożny pan widzisz z siwiejących włosów moich, że nauczyciele moi wszyscy już prawie piasek gryzą i nie rozumiem jakim prawem ktokolwiek, choćby członek komisji śledczej, może sobie pozwolić na tego rodzaju niewczesne pouczenia”. […]
Często miewałem bóle głowy. Któregoś dnia miasto grzmiało od huku armat i parady, której Murawjow prezydował. Te triumfy najgorzej wpłynęły na moje usposobienie; odpowiadałem na piśmie i ustnie jednostajnie lakonicznie.
Dwaj panowie sędziowie niedobrze to poniekąd przyjęli. Pan major żandarmów zbliżył się do stolika, przy którym pisałem i uroczyście oznajmił, że życie moje jest w rękach Jego Ekscelencji gen. Murawjowa, żebym więc odpowiedzi moich, które gen. Murawjow sam czytać będzie nie lekceważył sobie.
Odpowiedziałem, że życie moje jest w ręku jedynego PANA, któremu wierzę i któremu służę, a nawet nie w rękach cesarza. Bóg mi dał życie, Bóg mi je odbierze, bez Jego dopuszczenia nic p. Murawjow nie poradzi. […]
Po długich korowodach wręcz mi zadano mężobójstwo: sędziowie powiedzieli mi, że to ja kazałem powiesić kluczwójta Lebiediewa. […]
Jarosława Kossakowskiego wywieźli na Sybir, zostałem sam jeden.
Po 8-miu tygodniach pobytu w fortecy wyprawiono mnie z żandarmem do Kowna. Było to w połowie sierpnia. Deszcz wielki padał kiedy przejeżdżałem przez miasto. Na dworcu kolei żelaznej zastałem dziatki z p. Tenczyńską. Żona tak była chorą, że nie mogła przyjechać…
To było największą boleścią w tym spotkaniu – pamiętam – uściskałem miłe dziatki zapłakane – sam odwróciwszy się do ściany – też zapłakałem.
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/pamietniki-sybiraka-edward-czapski/
Jak co dzień też promuję nową książkę
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/wojna-domowa-w-polsce/
Pierwszym dyktatorem powstania był Mierosławski, mimo klaki jaką otrzymywał w całej Europie, pyszałek i nieudacznik…
Zaskakujące było dla mnie to , że Hipolit Korwin Milewski w swoim pamiętniku , wyraża się o Czapskim pogardliwie jako o człowieku „ skompromitowanym”
taka zmiana co do treści pamiętnika , że onegdaj obawiano się agentury obcej ….
Wielu ludzi uważało, że Hipolit Milewski też był człowiekiem skompromitowanym
czy Milewski uważany był za skompromitowanego bo wszedł do Dumy … no nie wiem
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.