sie 162022
 

Wszystko jest poezja, jak napisał klasyk i mnie nie wypada przeciwko temu protestować. Nasze codziennie mozoły służą temu, by na podstawie słabych i odległych odgłosów, komunikatów średnio prawdziwych i wielkich wątpliwości zbudować narrację przekonującą i uwodzicielską. W tym sensie właśnie wszystko jest poezja. Niektórzy jednak mają wzorniki. Tak, jak niegdyś architekci kupowali sobie wzorniki z detalami budynków, tak dziś publicyści otrzymują od kogoś wzorniki z pointami tekstów. Nie można bowiem uwierzyć w to, iż sami je wymyślają, albowiem wszystko jest poezja, a to wyklucza emitowanie samodzielne wniosków, które od poezji leżą bardzo daleko.

Mieliśmy tu wczoraj małą kłótnie, albowiem jeden z komentatorów wysnuł niesłychanie daleko idące wnioski na podstawie odległej dość przeszłości. To znaczy panowania ekscelencji Obamy. Wnioski te całkiem nie pasujące do okoliczności współczesnych wzbudziły pewien entuzjazm. Czym on się charakteryzuje? Przywiązaniem do pewnych, dawno już nieważnych zasad, rządzących naszym życiem. Można by to nazwać oczekiwaniem na wielką zdradę, albo koniecznością liczenia się z Rosją. Bez tych dwóch założeń życie niektórych traci w ogóle sens i nie potrafią się oni odnaleźć wśród ludzi. Jakie to szczęście – myślę sobie – że nie chciałem zostać ani politykiem, ani nawet politykierem, a jedynie autorem książek. Nie muszę się teraz przejmować milczeniem świata, obojętnością wszystkich wobec moich ekscytacji, nie muszę się też przejmować tym, że wybierani przeze mnie ludzie, nie mają zamiaru mnie słuchać i czytać. Mogę bowiem ze spokojem zaakceptować fakt, że okoliczności zmieniają się w kierunkach, których istnienia często nie przewidywaliśmy, a potem zająć się tymi tematami, które dla prawdziwego autora są stokroć ważniejsze niż Rosja.

Bo i cóż można przewidywać na podstawie telewizyjnych wystąpień tego czy innego polityka? Można oczywiście porównywać zastygłe i sfosylizowane fragmenty przeszłości z budzącą nas co dzień rzeczywistością, ale wszyscy wiemy jak ułomna jest ta metoda. Nawet jeśli udzielimy jej wszystkich dostępnym nam gwarancji serca i umysłu i położymy się jak ten nieszczęsny Diduszko, przed walcem wypadków, które miażdżą codziennie wszystkie analizy i przewidywania. Nic to nie da, albowiem wypadki toczą się w kierunku, którego wielu nie przewidziało, a wielu nie życzy sobie wcale. Większość bowiem ludzi, z którym rozmawiam i których słucham, chciałoby, by to, co mają w głowach lub chcą mieć w głowach, stało się obowiązującym programem politycznym. Wielu nie wierzy w to co się dzieje i oczekuje „wielkiej zdrady”, wojny proxy, którą im do głów zaimplementował Bartosiak, albo czegoś jeszcze gorszego, czyli powstrzymania działań rządu w imię tego co zwykle nazywa się w Polsce realizmem. To zaś jest w istocie ekshibicjonizm ludzi dotkniętych mikropenią. Przepraszam Panie za te koszmarne porównania, ale jak wstaję rano i czytam redaktora Lisickiego, który pisze, że przedłużająca się wojna jest zagrożeniem dla Polski, to nic innego nie przychodzi mi do głowy. Jak tenże redaktor powołuje się w swoich wywodach na Orbana, jest jeszcze gorzej, bo widzę, że on ma koszmarne kłopoty z oceną tego co jest małe i tego co jest wielkie. I myli jedno z drugim. Przedłużająca się wojna i osłabianie się w tej wojnie Rosji jest najkorzystniejszym dla Polski scenariuszem. Kłopoty Niemiec i niemożność wpływania przez te Niemcy na politykę innych krajów Europy jest jeszcze bardziej korzystnym scenariuszem. Zatrzymanie wojny, osłabienie Ukrainy, uczynienie jej – za pomocą dyplomacji – przegranym, a także sugestie, że tego właśnie chcą USA, bo zależy im na utrzymaniu Rosji, to działania przeciwko Polsce i polskiej racji stanu. Rosja nie zatrzyma Chin i nie będzie dla nich żadną przeciwwagą, to jest poetyczny scenariusz, który się nie sprawdził po dziesięciokroć, ale ciągle ma zwolenników. Dlaczego? Bo ludzie nie potrafią porzucić nieuporządkowanych przywiązań, jak czasem mówią księża na mszy. Nieuporządkowanych, to znaczy takich, które są pełne pychy i wiary we własną nieomylność. Nie potrafią też zbudować komunikacji pomiędzy sobą, a czytelnikami na innych niż nieważne od dawna i unieważniane co dzień, założeniach. To im oczywiście nie przeszkadza w gromadzeniu nowych zwolenników, albowiem większość z nas wychowana w komunie lub postkomunie i myśląca kategoriami obydwu systemów domaga się jedynie potwierdzania dręczących ich natręctw, które – żeby poczuć się lepiej – nazywa intuicjami.

Każdy kto dziś powołuje się na „wielką zdradę” czyli porozumienie USA-Rosja, realizm polityczny, zmierzający do uratowania części chociaż twarzy Putina, jest działającym z premedytacją lub mimowolnym agentem. Jedynym porozumieniem jakie próbuje się dziś uratować jest porozumienie Niemcy-Rosja. I ono jest groźne rzeczywiście. Bo jeśli przetrwa, ani jedni, ani drudzy nie dadzą nam następnym razem szans. Opowiadanie, że Niemcy wykonują dziś polecenia Amerykanów to jest wniosek horrendalny. Podobnie jest z Francuzami. Niemcy, gdyby im się udało opanować Europę Środkową postawiliby USA przed faktami dokonanymi, ale i to nie jest pewne. Wszystko bowiem zmierza, ku rozwiązaniom, o którym nikomu się jeszcze nie śniło. I żaden prorok nie ma dziś lekko. Stąd rośnie ich bezczelność, która w przypadku takiego Zychowicza przekroczyła już wszelkie stany alarmowe. Widzimy też, że prorocy nasi z gwiezdnych lat, nie znikają wcale, ale w miarę, jak rzeczywistość przestaje przystawać do ich wizji, aktywizują się jeszcze bardziej, włączają turbodoładowanie i próbują za nią nadążyć. To się średnio udaje, albowiem w medialno-politycznej zupie trzeba co jakiś czas potwierdzać swoją lojalność. Ta bowiem – czego nasi tutaj komentatorzy nie biorą pod uwagę – ciągle jest wystawiana na próbę i nie jest wartością stałą. I tak, nawet jeśli Zychowicz próbuje odwrócić kota ogonem i wyjść jakoś z kompromitacji, w które się sam władował, musi to zrobić u Moniki Jaruzelskiej, gdzie wygłasza tekst następujący – nie poszedłbym do TVP1 bo przyzwoitość mi na to nie pozwala. I to jest doprawdy niezwykłe. Niebawem będziemy bowiem oglądać pana Zychowicza, jak śpiewa „Hej kto Polak na bagnety” przebrany w mundur oficera Bundeswehry, a wszystko po to, by przekonać nas o swoim głębokim patriotyzmie, a jednocześnie utwierdzić swoich sponsorów w przekonaniu, że nie wyrzucili pieniędzy w błoto. Z Lisickim jest to samo. Od rana dziś głosi potrzebę realizmu. Są tacy, którzy piszą, że państwo nasze jest słabe i tego już naprawdę nie potrafię zrozumieć, bo nawet Niemcy piszą, że jest najsilniejsze w historii. To może na koniec jeszcze jedno zdanie – od czego zależy siła państwa? Od szybkości podejmowania decyzji przez polityków. To jest czynnik najważniejszy, ważniejszy niż wszystkie potencjały świata. I to właśnie dziś nasi politycy opanowali bardzo dobrze. A mają jeszcze tę przewagę nad innymi, że nie muszą składać lojalnościowych raportów. Wystarczy, że robią swoje.

Przypominam o konferencji w Uniejowie, choć rozumiem, że ilość chętnych po tego rodzaju deklaracjach może nie wzrosnąć znacząco. No, ale cóż, albo się w pliszki gra, albo bloga prowadzi.

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/udzial-w-7-konferencji-lul/

  8 komentarzy do “Ekshibicjoniści dotknięci mikropenią”

  1. Dzień dobry. Trochę ryzykuję komentarz nietrafiony, ale cóż perspektywa spędzenia przedłużonego weekendu na powietrzu i bez środków komunikacji elektronicznej zawsze wygrywa u mnie z opcją śledzenia mediów. Pana zaś wypowiedzi tylko upewniają mnie, że dobrze robię. Tematy jednak są ważne i obserwowanie Niemców i Rosjan oraz analizowanie ich działań oraz przewidywanie możliwych scenariuszy w przyszłości – to dla Polaka konieczność witalna. To, że i jedni i drudzy są dziś przegrańcami może nas trochę pocieszać, ale nie uspokajajmy się tak do końca, bo frustracje jednych i drugich mogą doprowadzić do kolejnej katastrofy, przy której i my oberwiemy. Wprawdzie o innym kraju, ale mówi się, że pewne interesy są wieczne. Dlatego bardzo warto studiować historię naszych sąsiadów, znajdzie się tam bowiem wiele podpowiedzi do naszej ulubionej gry – przewidywania przyszłości. Ja – póki co – widzę tą przyszłość całkiem jasno, jesteśmy bowiem komuś najwyraźniej do czegoś potrzebni, może to być spory projekt, który zmieni rozdanie w naszych stronach, a skowyt jaki przy tym da się słyszeć upewnia mnie, że tak będzie. Mogliby też zamieść nareszcie tych tak zwanych publicystów, etatowych wygadywaczy głupot, ale z jakichś powodów oni też muszą być. Nie wiem po co, ale chyba po to tylko, żebyśmy sobie za dużo nie pomyśleli i dalej godzili się z codziennym łykaniem tego gówna… Tak, dla równowagi.

  2. Nie możemy bo oni trzymają się na kontaktach towarzyskich, i łatwo zmienią skórę, kiedy im ktoś zapłaci, byle pozostać w głównym nurcie

  3. – no tak, ale dla mnie cały ten „główny nurt” jest tu ustawiany przez kogoś z zewnątrz. Może Niemcy i Rosjanie maczają w tym palce, ale na mój nos ( 😉  – to nie wyczerpuje tematu. Na pewno nie jest to jakaś akcja samorzutna, bo odbiorca w masie by tego nie utrzymał, a i po pieniążki wiele innych, sprawniejszych łapek by się wyciągnęło. Zatem „przedstawienie musi trwać” – bo taka jest decyzja. Gdzieś bardzo wysoko. I daleko stąd.

  4. Główny nurt jest różnorodny, kłopot polega na tym, że jedni i drudzy propagandyści są ze sobą zakolegowani i dobrze się rozpoznają

  5. Najważniejsze, że Warzecha zostanie premierem… już nawet tak przemawia.

  6. Chciałem nieśmiało dodać, że Pana analiza sytuacji wojenno-politycznej nie odbiega znacznie od tego co mówi Pan Bartosiak. Jego stałe pytanie- „odpowiedzmy sobie kim jesteśmy i kim chcemy zostać?” – jest ważne i potrzebne właśnie dzisiaj. I nie chodzi tu o przywiązywanie noża kuchennego do kija od szczotki i na moskali, ale o umiejętne rozegranie tej awantury na naszą korzyść. Myślę, że politycy na poważnie biorą możliwość uczestniczenia naszego wojska w walkach, stąd te zakupy w sklepie z bronią. Oby do tego nie doszło, ale proszę bądźmy gotowi.

  7. Czy z tymi Niemcami to nie jest tak, że oni wskazując na nas i mówiąc – patrzcie jacy oni silni – ślą sygnał, że trzeba coś z tymi Polakami zrobić, dopóki nie będzie za późno?

  8. Warzecha w roli profety, zawsze rząd za późno … wszystko … robi, on dziennikarz zrobiłby by wszystko lepiej … tylko on i jego profetyzm

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.