Wczoraj przez przypadek włączyłem sobie drugi raz w życiu program prowadzony przez Wiktora Świetlika, zatytułowany „Nie taka prosta historia”. Zarówno program, jak i prowadzący należą do kategorii zjawisk specyficznych. Skupię się jednak na programie, bo opis prowadzącego wymaga jakichś wyższych umiejętności literackich, których ja nie posiadałem i nigdy nie posiądę. Zacznę jednak od tego, że nie nigdy nie obejrzałem tego programu do końca, zawsze po dłuższej chwili go wyłączałem, albowiem oglądanie tego było po prostu nie do zniesienia. Idea jest taka – Świetlik zaprasza do studia jakichś ekspertów i oni udają znawców tematu, a na ścianie puszczany jest jakiś niby historyczny film. Do tego jest gość specjalny, czyli jakiś polski reżyser, a jakby tego było mało siedzi tam jeszcze dwóch muzyków. W przerwach od gadania jeden śpiewa, a drugi gra. Brakuje tylko tureckiego zespołu folklorystycznego, który dodałby temu przedstawieniu kolorytu. Wczoraj zatrzymałem się dłużej nad tym absurdem, albowiem omawiali serial zatytułowany „Erynie”. Nie miałem pojęcia o czym on jest i że coś takiego w ogóle istnieje. Okazało się, że nie dość, iż istnieje to jeszcze za obejrzenie go na VOD trzeba zapłacić kartą, czego oczywiście nie zrobiłem, albowiem nie lubię płacenia kartą przez Internet. Z tego jednak co mówił Świetlik, a także z opisu serialu można się dowiedzieć w zasadzie wszystkiego. Nie tego jednak dlaczego produkcja ta, jeszcze gorsza niż omawiane w tym samym programie „Królestwo niebieskie” uznana została za film historyczny.
Z pewnym zdziwieniem zauważyłem, że serial „Erynie” nakręcony został na podstawie prozy Marka Krajewskiego. To jest naprawdę niezwykłe. Krajewski przez całe życie jechał na niemieckiej koniunkturze opisując dęte przygody komisarza Mocka z Wrocławia, u schyłku II wojny światowej, a potem, kiedy tamto już nie żarło przerzucił się na Lwów i zmienił komisarza na Polaka. No i telewizja państwowa urzeczona tą woltą zrobiła mu z tego serial – uwaga – dwunastoodcinkowy! Nie namówicie mnie tym razem na oglądanie tego szajsu. Tym bardziej, że dziś po „Wiadomościach” pokazywać będą znów burdelmamę Szlimakowską i jej przyjaciółkę rewolucjonistkę, w dodatku za darmo.
Mamy więc typową, wyciągniętą nie powiem skąd fabułę Krajewskiego, który normalnie opisywał burdele z pracującymi tam nieletnimi dziewczynkami, co szalenie się podobało ludziom uważającym siebie za czytelników. I wskazywało na głębokie obyczajowe i psychologiczne rozeznanie autora w świecie ludzkich dramatów i komedii. To jest oczywiście szyderstwo, bo Krajewski składał i składa nadal swoje powieści z memów, które zbiera na różnych śmietnikach. Sam też jest z takich memów poskładany, wystarczy nań spojrzeć. Ludzie jednak odwykli już od autentyczności, albowiem sami udają na co dzień kogoś, kim w ogóle nie są. W serialu „Erynie” bohaterem jest niepokorny komisarz Popielski, który jest epileptykiem. No i przez tą epilepsje on ma wizje, które prowadzą go wprost do morderców. Trzeba być Krajewskim, żeby to wymyślić. Pokazali w programie Świetlika fragment odcinka, w którym komisarz rozmawia z jakimś przesłuchiwanym i dotkliwie pobitym człowiekiem. Okazuje się on być hrabią, który straszy komisarza swoimi kontaktami w Warszawie. Jest więc w serialu jakaś opozycja – dobrzy, choć niedoceniani policjanci z ośrodków lokalnych i źli przedstawiciele elity, którzy szukają umocowań w politycznym bagnie stolicy. Celem sceny, był zdaje się upokorzenie arystokracji jako takiej, a także była ona pretekstem do umieszczenia w tekście i serialu opisu praktyk rytualnych pod celą, którym zostanie poddany hrabia, kiedy tylko go tam osadzą. To jest bardzo typowe dla Krajewskiego, albowiem on właśnie z takich treści buduje tkankę swoich utworów. One też stanowią o jego pozycji literackiej. Fakt ten może również wskazywać – to bardzo niewesoła konstatacja – że duże grupy czytelników da się przyciągnąć tylko za pomocą powtarzanych stale opisów różnych okropieństw. I nikt nie będzie chciał zamienić tego na coś innego, co poruszy inne jakiś struny w jego duszy i umyśle, bo już się to tego brudu tak przyzwyczaił, że nawet nie pomyśli o czymś innym. Oczywiście ten cały zestaw potrzebny jest Krajewskiemu do tego, by przekonać widza i czytelnika, ze dobro jednak istnieje i ujawnia się w najmniej spodziewanych momentach. Powiedzmy wprost – w samym Krajewskim się ujawnia, który w każdej powieści portretuje sam siebie. Żeby to jednak dostrzec, trzeba przejść przez piekło. I na opisywaniu tego piekła dla ubogich skupia się we wszystkich swoich utworach Marek Krajewski.
Żeby już wszyscy dokładnie wiedzieli o co chodzi, każdy odcinek tych „Erynii” nawiązuje tytułem do kultury antycznej, albo pierwszych wieków chrześcijaństwa. Po to, żeby aspirujący tłum mógł jakoś przetrawić ten cały śmietnik, jaki musi połknąć w czasie oglądania. Tytuły poszczególnych odcinków są jak raphacholin po tłustym jedzeniu, jakoś to wszystko przepchną, a widz nie zauważy, że jest robiony w trąbę i wzdyma mu żołądek.
Pytanie najistotniejsze w tym wszystkim brzmi – dlaczego Świetlik, który prowadzi program „Nie taka prosta historia” umieszcza tam obraz, który jest całkowitą fikcją? Nakręcony w dodatku na podstawie prozy człowieka, który wyżywa się wyłącznie w demaskowaniu obsesji seksualnych? Tego odgadnąć nie potrafię, ale być może Świetlikowi chodzi o popularność, którą zamierza zdobyć lansując się na serialach, filmach, muzyce i ekspertach zapraszanych do studia. Tej wersji bym się trzymał, albowiem ilość nagromadzonych w tym programie bodźców, które mają przekonać widza, że jest świetnie, czyni z Wiktora Świetlika wierzchołek jakiejś piramidy absurdu. Przypomnę w tym momencie inne programy o filmach, którymi byliśmy katowani w czasach dawniejszych, a które wielu ludzi lubiło oglądać. Pan Janicki prowadził program „W starym kinie” sam jeden. Miał charakterystyczne okulary i grasejował, a filmy, które puszczał nie trzymały żadnych współczesnych standardów. A jednak ludzie w niedzielę rano siadali przed telewizorami i go oglądali. Kałużyński z Raczkiem też mieli sporą widownię i prowadzili program „Perły z lamusa” we dwóch. Dziś mamy Świetlika, dwójkę ekspertów, fragmenty filmów lub seriali, dwóch muzyków i dodatkowych gości. Wszyscy coś gadają, przekrzykują się, a Świetlik zaklina się, że chodzi o to, by wydobyć z filmów i seriali prawdę historyczną. Tam nie ma żadnej prawdy i wie to każdy, kto przeczytał w życiu jedną choć uczciwą książkę. W tych pokazywanych przez Świetlika obrazach są same kłamstwa, przeinaczenia, propaganda, i próby uwiedzenie, nic ponad to. Po co więc ten program jest emitowany? Po to, żeby docenić zasługi Świetlika. Innego powodu nie widzę. A jakie Świetlik ma zasługi? Nie wiem, popytajcie gdzieś może po telewizyjnych korytarzach, jeśli macie do nich dostęp.
Ja tylko dodam jeszcze, że produkcja fikcji pod tezę, której konsekwencje są zwykle opłakane, odbywa się w Polsce kosztem faktów. Te bowiem sfilmowane być nie mogą, albowiem jeśli poruszy się jeden kamień w tej nie dotykanej nigdy piramidzie zaniechań, wszystko się w cholerę zawali i już żaden film czy serial nie zainteresuje widza, albowiem gołym okiem widać będzie, że to są dziecinne oszustwa. Żeby więc podnieść ich rangę i powagę taki Krajewski opisuje drastyczne sceny z lupanarów i więzień, bo to gwarantuje, że uwaga widza będzie skupiona na tych fragmentach, które nie zagrażają żadnym, dobrze i celowo ukrytym sekretom.
Poza tym prawda nie może konkurować z obsesjami, te bowiem mają charakter wtajemniczeń. Ich natura zaś jest taka, że im kto jest słabszy na umyśle, tym łatwiej ulega obsesjom i czuje się przez nie wyróżniony, a także głęboko wtajemniczony. I w tym przekonaniu żyje, a utwierdzają go w nim literaci tacy jak Krajewski i filmowcy tacy jak Lankosz, który skręcił te całe „Erynie”. Już na sam koniec, tak z przekory zapytam – czy wyobrażacie sobie, że ktoś w Polsce nakręciłby serial o Hipolicie Milewskim i jego życiu, a także stosunkach z bratem? Co ja w ogóle mówię i czego się domagam? Chyba oszalałem. Niech ktoś nakręci w Polsce serial o Raczyńskich – Edwardzie i Atanazym. Każdy kto zwiedza Rogalin musi przecież wysłuchać gawędy o tych dwóch panach. I czuje się nią zbudowany. Cóż to więc jest za problem przenieść na ekran tę fantastyczną historię? No właśnie, cóż to jest za problem?
Jeszcze prośba mojego kolegi
Polski Związek Niewidomych Okręg Lubelski Koło w Rykach zwraca się z prośbą o wsparcie finansowe na rzecz Koła.
Polski Związek Niewidomych w Rykach zrzesza osoby niepełnosprawne z dysfunkcją narządu wzroku, które z racji swojego inwalidztwa często żyją w izolacji. Organizujemy szkolenia, wycieczki, spotkania, które integrują osoby niewidome i słabowidzące w celu ich społecznej integracji, wyrównywania szans w dostępie do informacji, edukacji, zatrudnienia i szeroko pojętej aktywności społecznej a także w celu ochrony ich praw obywatelskich.
Efektem spotkań są min. oddziaływania psychologiczne, przeciwdziałania wykluczeniu społecznemu, akceptacja niepełnosprawności, które mają ogromne znaczenie w przypadku osób niewidomych.
Dzięki przyjaznej dłoni ludzi dobrej woli możliwa jest realizacja naszych celów i zamierzeń. W imieniu naszego stowarzyszenia oraz jego członków wyrażamy głęboką wdzięczność za ofiarowaną pomoc i życzliwość.
Jeśli nie masz innej możliwości – można nam pomóc w działaniu przeznaczając 1,5 % podatku na PZN w naszym powiecie.
Krajowy Rejestr Sądowy – nr KRS: 0000007330
z dopiskiem na cel: Koło w Rykach
Jeśli chcesz pomóc indywidualnie poniżej podajemy link do Polskiego Związku Niewidomych Okręg Lubelski i numeru konta:
https://pzn.lublin.pl/podziekowanie-specjalne/
także z dopiskiem na cel: Koło w Rykach
off topic
ciekawe z których Świetlików …
na studiach był kolega o takim samym nazwisku, twierdził on że u nich na wsi pod Piasecznem wszyscy mieszkańcy noszą to nazwisko … nie pamiętam może to chodziło o Żabieniec …
Pan Janicki żyje i udziela się. Niedawno był na wspomnieniowej imprezie w Pile:
https://www.powiat.pila.pl/aktualnosci/5382,stanislaw-janicki-skradl-serca-publicznosci
Przecież wiadomo kto tym steruje i jaki jest cel. Jak już opanowali kulturę, to wzięli się za sport, bo w pewnym sensie sport to też jest kultura.
Podczas spotkania wyemitowano film dokumentalny pt. „Za winy niepopopełnione. Eugeniusz Bodo.”
Władze rosyjskie zrehabilitowały Eugeniusza Bodo w 1991 r. 3RP odkręciła PRL-owskie kłamstwa na temat jego zgonu?
Pewnie z tych
Można?
Gdyby ktoś powiedział, że Olisadebe nie jest prawdziwym Polakiem, to miałby proces, a w drugą stronę – wiadomo, jak to działa…
Polak nie może przyznać się do polskości.
Budowaliśmy blok na Ursynowie, gdzie Olisadebe miał mieszkanie. Był raz na budowie.
Jak pan Braun zostanie ministrem kultury, to pośle IM wszystkim zamaszystego kopa.
a zbudowaliście blok na Ursynowie ?
Jak cholera!
Po skosie jest ten sklepik Foto-Mag.
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.