Jak wiecie pisząc popełniam mnóstwo błędów, pomyliłem datę śmierci papieża Juliusza II i zamiast 1513 napisałem 1514, wczoraj podałem, że pismo, gdzie przedrukowano fragmenty tekstów Mai Narbutt jest anglojęzyczne, a ono jest w cholerę francuskojęzyczne. Do tego ten Hemingway co go parę dni temu opisywałem, podałem, że współpracował z CIA, a przecież w czasie kiedy współpracował nie było CIA. Słusznie więc wytknął mi moje przyrodzone wady kolega buchalter, słusznie domagał się, bym poprawił błędy, bo to jest normalnie skandal pisać tak niechlujnie. Są przecież ludzie, którzy zawodowo zajmują się wyławianiem takich kompromitacji i pilnują, żeby jednemu czy drugiemu autorowi nie urosło za bardzo ego i żeby swoją aktywnością nie speszył on czasem wydawców pisarzy anglojęzycznych oraz pisarzy rosyjskich, którzy jak wiadomo są skończoną doskonałością i błędów nie popełniają nigdy.
Podobnie jest w filmach, tam też są ekipy zajmujące się szukaniem różnych fo pasów, a to zegarek na ręce rycerza, a to ciężarówka w tle jedzie, a to samolot nad głową Aleksandra Wielkiego. No i inne takie. Ja kiedyś oglądałem taki film klasy C o piracie Czarnobrodym. To był Anglik rzecz jasna, który zwalczał Francuzów na Atlantyku. No i wyobraźcie sobie, że bandery na tych francuskich statkach były trójkolorowe, a rzecz się przecież rozgrywała na długo przed rewolucją, Czarnobrody zginął w roku 1718, odrąbano mu głowę w czasie ataku na jego statek. Nie pamiętam, by ktokolwiek, kiedykolwiek w Polsce zwracał uwagę na błędy tego rodzaju w produkcjach zagranicznych. I nie chodzi tu o Czarnobrodego, ale o inne rzeczy. Myślę więc, że siła aspiracji naszych krytyków jest tak przemożna, że przed dziełami zagranicznych mistrzów mogą się tylko kiwać i powtarzać jakąś mantrę. No i demaskują przy tym swoją misję. Jest nią utrzymywanie odpowiedniego poziomu zawstydzenia wśród młodych aspirujących twórców, którym mogłoby przyjść do głowy, że są lepsi niż Hemingway.
I co myślicie, że on nie był tym agentem CIA? Oczywiście, że nie był, bo agencji wtedy nie było. No ale były inne organizacje i on się do nich bardzo chciał zapisać. Była na przykład taka organizacja jak KGB, do której Ernest chwilowo wstąpił. Sam się do nich zgłosił w roku 1941, chciał trochę poszpiegować dla wolnego świata, tak myślę, bo co niby miało nim kierować? Bogato się ożenił, jeździł po świecie, polował, pił drogie alkohole. Cóż jeszcze mogłoby go spotkać? Chciał przeżyć kolejną przygodę i zgłosił się do rezydentów KGB. Rok 1941 był to dziwny rok, że pojadę klasykiem, od Mendoga się wywodzący….cóż to wydarzyło się w tym roku…aha, rozstrzelano jakichś oficerów gdzieś na Białorusi…no tak, ale przecież pan Ernest nie musiał o tym wiedzieć. On, po swojej przygodzie w Hiszpanii, po zapoznaniu się z Karolem Świerczewskim, wiedział gdzie jest dobro, a gdzie zło. U podstaw zaś rozpoznania przez niego tych kwestii leżało przekonanie, że każdy myślący człowiek jest ateistą. No i Ernest był ateistą, bo był myślący. Myślał, myślał, myślał i wymyślił, że będzie pracował dla Moskwy. Skąd ja to wiem? Otóż wydano w USA taką oto książkę „The Rise and Fall of the KGB in America”. Tam właśnie opisana jest przygoda Ernesta z rezydentami naszej ulubionej organizacji. Niejaki Aleksander Wasiliew opisuje tam Hemingwaya jako szpiega dyletanta, powiedzmy wprost – jako aspirującego gamonia, któremu się zdawało, że umiejętność strzelania do kaczek i bicia słabszych kolegów to są predyspozycje czyniące zeń materiał na agenta. Do Rosjan zwracał się pan Ernest wielokrotnie, pierwszy raz przed wyjazdem do Chin, otrzymał wtedy pseudonim Argo i miał dostarczać informacji politycznych. Autorzy książki twierdzą, że nie sprawdzał się w tej roli. No, ale nie rezygnował, poszedł jeszcze do ruskich szpiegów kilka razy, żeby się od nowa zapisać do KGB, najpierw w odwiedził ich w Hawanie, a potem w Londynie. W końcu jednak powiedzieli mu paszoł won, a on zrozumiał, że nie jest to zaproszenie na piwo. Tak to opisują dzisiaj.
Po ujawnieniu tych rewelacji, autorzy książki zajmują się już tylko tym, by przedstawić Ernesta jako poczciwego durnia, czyli rozmiękczyć wymowę faktów. Oto w latach czterdziestych ikona amerykańskiej literatury chce szpiegować dla Rosjan, odkrywane są groby katyńskie, potem następuje zimna wojna, a Ernest dalej tam łazi… Jakie miał motywacje? Tylko nie mówicie mi, że chciał rozwalić KGB od środka, jak Leszek Moczulski PZPR.
Przepraszam, czy ja napisałem KGB? A niech to znowu ten błąd, zaraz przyjdzie tu ktoś i będzie mi czynił, jakże słuszne wyrzuty. Przecież w latach czterdziestych nie było jeszcze KGB, ta organizacja nazywała się inaczej, chyba NKWD, prawda…? Czy to nie była ta sama organizacja, na którą spada odpowiedzialność za rozstrzelanie oficerów w Katyniu, czy to nie byli ci goście, których nienawidzi każdy prawdziwy polski patriota, taki co prócz patriotyzmu, chce jeszcze epatować swoim twardym charakterem. O matko, właśnie tak jest, to wszystko prawda….Ernest chciał się zapisać do NKWD, jak przeżyją to jego wielbiciele….! Nieważne, ważne, że ja się pomyliłem. Co za pech. Na swoje usprawiedliwienie mam tylko to, że przepisałem te informacje z Guardiana, który uparcie używa nazwy KGB, bo redaktorom w głowie nie pomieści się, że ktoś mógłby na takie kosmetyczne bzdury zwrócić uwagę. To się może zdarzyć tylko w Polsce, w kraju, gdzie za pomocą tanich treści konstruuje się grupy wzajemnego wsparcia uprawiające różne pogańskie kulty. Jak ci mali kosmici, co ich faceci w czerni zamknęli w szafce na poczcie i kazali modlić się do karty rabatowej z pizzerii. Tym właśnie mili czytelnicy są wielbiciele Ernesta Hemingwaya i wielbiciele Edwarda Stachury, tym są wszyscy ludzie pokładający nadzieję w odległych i nigdy nie poznanych kreacjach, w siwiejących brodaczach, co latali po polu z dubeltówką, albo w młodzieńcach z gitarą, co mają na tyłku nie dostępne dla innych, luksusowe dżinsy. Oto link do artykułu na temat Hemingwaya
http://www.theguardian.com/books/2009/jul/09/hemingway-failed-kgb-spy
Teraz coś o Stachurze. Okazuje się, że w sieci jest mnóstwo nagrań, na jego temat. W tym również takie:
Ja nie mogłem obejrzeć tego do końca, bo jednym z gawędziarzy jest w tym filmie Wojciech Siemion. Pan Wojciech to nie jest bohater z mojej bajki, a twierdzę wręcz, że nie jest on bohaterem z żadnej bajki. To jest postać z książek Hemingwaya, w dodatku tych słabszych. Tutaj zaś jawi się jako wielki miłośnik i znawca poezji i prozy Edwarda Stachury oraz jego życia. I myślę sobie, jaka to szkoda, że Jarosław Iwaszkiewicz nie doczekał chwili kiedy będą wrzucane filmy na YT, on dopiero mógłby opowiedzieć nam ciekawe rzeczy na temat poezji Steda.
31 stycznia mam spotkanie z czytelnikami w moim rodzinnym mieście, w Dęblinie, w domu kultury, który teraz jest w budynku dawnej przystani nad Wisłą, tuż przy moście drogowym. Początek o godzinie 16.00. 19 lutego zaś o 17.30 (chyba) odbędzie się spotkanie w Gdańsku, w bibliotece, tak jak w zeszłym roku, w tym całym centrum handlowym, jakże się ono nazywa….Manhattan chyba…Zapraszam wszystkich serdecznie.
Zapraszam na stronę www.coryllus.pl Mamy tam cały festiwal promocji. „Dzieci peerelu”, „Nigdy nie oszczędzaj na jasnowidzu” oraz „Dom z mchu i paproci” sprzedajemy po 10 złotych plus koszta przesyłki. „Najlepsze kawałki” oraz 2 i 3 numer Szkoły nawigatorów sprzedajemy po 15 złotych plus koszta przesyłki. Zapraszam także do sklepu FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy w Warszawie.
Errata do Coryllusa: epizod na Białorusi był rok wcześniej 😉
A niech to szlag!
To lepiej czy gorzej dla sprawy Ernesta?
Link do filmu o Stachurze wrzuciłem parę dni temu.
Myślałem o tych dżinsach niedostępnych dla wszystkich i doszedłem jednak do ściany zawiści. Gołodupcy PRL-owscy w błękitnych oryginalnych dżinsach widzieli luksus. I słusznie. Ale ktoś, kto miał dostęp do zachodu, czyli do twardej waluty, mógł epatować tym luksusem dysponując dosłownie kieszonkowymi zachodnimi pieniędzmi. Pamiętam z dzieciństwa ubranego w piękny, luksusowy dżins kumpla, którego siostra była na zachodzie. Wszyscy z ekstazą obserwowali fazy jego ścierania po kolejnych praniach. A Stachura na zachodzie sie urodził, mieszkał, gadał po francusku, który był jego pierwszym praktycznym językiem i miał tam rodzinę.
Więc stawiam zwykłą zawiść na pierwszym miejscu jako przyczynę wspominania o błękitnych dżinsach Stachury.
A że facet kreował się na stylowego barda? Niewielu jest naturalnych, szczerych, prostolinijnych i nie nastawionych na poklask twórców.
Paszport też dostał ze względu na rodzinę?
Stachura to taki sam projekt jak Nowakowski, tylko się szybciej zużył.
T.A. Kisielewski w książce „Zatajony Katyń” opisuje sprawy, które mówią że dekapitacja Polski w rejonach Białorusi rozciągnęła się w czasie, że część rezerwistów z 1939 roku , byłych żołnierzy wojny polsko – bolszewickiej, jeszcze w 1941 roku było ewakuowanych do Murmańska, w lipcu 1941 wysyłano kolumny zołnierzy w kilkusetkilometrowy marsz na północ, potem o nich słuch zaginął (s.102) itd. ,
J.Stalin mówił, że szli do Mandżurii 😉
Panie Gabrielu, proszę pisać dalej i dużo; jest wesoło…
W latach 70-tych paszporty dostawało się bez problemu. Trzeba było je chyba zdawać po powrocie, ale do niektórych krajów zachodnich wyjeżdżało się bez wizy, wiem z opowiadań jak licealiści i studenci bez problemu jeżdzili do Szwecji czy Finlandii do roboty. Trzeba było tylko chcieć.
Przebitka na dolarach była niesamowita. Starszy znajomy był w końcówce lat 70-tych w Szwecji i zarobił przez wakacje 3000 dolarów. Dało mu to możliwość poprawy bytu rodziny na wiele lat. Dolar miał przebicie, ale w kraju było dużo pracy i niezłe zarobki. Pamiętam wspomnienia wykładowców o tym, jak za Gierka zarabiali na projektach, a pensja uczelniana była nędznym dodatkiem. Dlatego wcale nie było masowego parcia na wyjazdy, a ludzie woleli pracować w dużych zakładach, niż męczyć sie w „prywatnej inicjatywie” lub na saksach.
Ale wracając do paszprotu – tak właśnie było, że Gierek bardzo zliberalizował dostęp do wyjazdów na zachód i nie stwarzało to żadnego problemu dla zwykłych ludzi. Potrzebne były chyba zaproszenia na wizę, ale też chyba nie do paszportu. Później w czasach pierwszej Solidarności było nadal dobrze z paszportami, ale był już kryzys, wyraźne tąpnięcie i wtedy wyjechało ca milion ludzi. I tych ludzi brakuje w gospodarce i kawiarniach. Jeden pusty stolik z fajnymi ludźmi w kawiarni to tamta emigracja. Dwa lub trzy następne puste stoliki – to emigracja okrągłostołowa.
Jimmy, Ty to chyba w jakiejs innej Polsce funkcjonowales, prototypie tej co teraz stachuriady organizuje. Dostac pieczatke w paszport „wazny na wszystkie kraje swiata” bez jakis szemranych ukladow, to praktycznie bylo niemozliwe. Ludzi nawet na pogrzeby rodziny nie puszczali, a ty smolisz duby o liberalizacji gierkowskiej, ktora i tak wedlug ciebie byla po nic bo ludzie woleli „pracowac w duzych zakladach niz meczyc sie w prywatnej inicjatywie”, i pewnie z tego dobrobytu w gierkowskiej POlsce zdecydowali sie zalozyc jakies wolne zwiazki zawodowe, zeby ten dobrobyt przewrocic.
Taaaa… ludziom z tego dobrobytu to sie miesza w glowach.
Żeby Ci nie było za łatwo Coryllusie to jedynie nadmienię, że do 1934 to coś się nazywało OGPU (objedinionnoje gławnoje politiczieskoje uprawlienje) i zostało włączone do NKWD czyli Komisariatu (ministerstwa) Spraw Wewnętrznych (wnutriennych dieł) po śmierci Mienżynskiego.
Te organy tak mają, że starają się zmylić tropy za wszelką cenę (OGPU za Czeka, NKWD za OGPU, KGB za NKWD itd). Zamordują 3 – 4 miliony ludzi i zmiana nazwy.
Jeansy były stale dostępne w PEWEXie – włoskie Rifle – jeszcze „za Gomułki”.
Sorry – ludzie z mojego liceum w końcówce Gierka masowo wyjeżdzali całymi pakami do roboty. Paszporty były, problemem było, czy na zachodzie jest robota.
Osobiście zetknąłem sie z blokadą wyjazdów w okresie po stanie wojennym i wtedy było inaczej.
Nie wiem jak było na początku Gierka.
Natomiast rok 1978 jest graniczny dla epoki Gierka – ówczesne statystyki konsumpcji nie wiem czy do dzisiaj zostały dogonione. Po 1978 nastąpiło tąpnięcie.
Te statystyki z 1978 to ważna rzecz – do obiektywnej oceny rzeczywistości. Jak ktoś zna jakieś rzetelne analizy to chętnie wysłucham.
super, że będzie kolejne spotkanie na yt.
Był i epizod na Białorusi w 1941 roku. Napisał o tyn Tadeusz Kisielewski.
Dorzucę to, co mi pamięć podsuwa na gorąco:
W roku 1972 lub następnym, wraz z otrzymaniem paszportu, można było po kursie wyraźnie niższym niż czarnogiełdowy, wykupić w NBP 130 dol. na koszta wyjazdu. Miało to związek z pewnymi warunkami politycznymi postawionymi przy zaciąganiu przez kraj pożyczek na Zachodzie. Po ok 1,5 roku obniżono tę sumę do 100 dol. a niedługo potem całkowicie zlikwidowano możliwość zakupu.
Równocześnie umożliwiono zakładanie osobistych kont dewizowych na sumy poparte zaświadczeniem celnym uzyskiwanym przy wwożeniu pieniędzy do kraju. Posiadacze mogli korzystać z takich pieniędzy przy kolejnych wyjazdach, dokąd nie zablokowała tego ekipa Jaruzelskiego.
Przypadkowo ,,wdepnąłem” w ciekawy rejon po części naszej historii. Ogólnie określany jako ,,Syberia południa”, ale wiele mówiący o stosunku ludów Kaukazu do nas Polaków poprzez pryzmat naszych przodków. Np. tak pozytywnym stosunku Gruzinów do Polaków.
Temat niesłychanie ciekawy i szeroki, a podzielą się tylko jednym z wieku wątków (też i niewolnictwa);
Polacy wobec podboju Kaukazu, część I:
http://blog.polona.pl/2014/12/polacy-wobec-podboju-kaukazu-czesc-i/
Rifle były włoskie ????
Dodać należy, że pracownicy tej firmy niezmiennie nazywają siebie samych czekistami. Jest więc w firmie fundament tradycji, coś niezmiennego, stałego, nieczułego na zmianę dekoracji i prominentów, takoż decydentów..
no jeśli ktoś Courrier International bierze, za pismo anglojęzyczne, to jego autorytet w sprawach funkcjonowania świata spada poniżej mojego przynajmniej, bo ja wiem, że to po francusku.
No to koniec ze mną…
ale wiele z Pana wniosków jest jednak odkrywczych i ciekawych, więc trzeba poprawić te błędy, żeby nie naruszać tych ważnych wniosków, znakomitej większości rzeczy nie da się u Corryllusa podważyć.
Apropo artykułu z 11.01.2015. ,,Budżet na agresję = Agresja da budżet”
Francuscy farmaceuci odnotowali rekordowy popyt na leki uspokajające.
Po serii ,,ataków terrorystycznych”, które miały miejsce we Francji, obywatele tego kraju masowo wykupują leki uspokajające. The Times, który opublikował artykuł na ten temat, oparł się na badaniach, przeprowadzonych przez firmę Celtipharm.
W badaniu wzięło udział 4,8 tys. francuskich farmaceutów. Według badania, popyt na leki przeciwdepresyjne i leki uspokajające wzrósł o 18,2 proc. Ponadto, wśród obywateli istnieje zwiększona potrzeba wizyt u specjalistów w zakresie podreperowanie zdrowia psychicznego.
Times zauważa, że Francuzi starają się unikania zatłoczonych miejsc. W szczególności, wielu z nich nie chodzi do sklepów, gdzie teraz są sezonowe obniżki, ze względu na obawy przed nowymi atakami terrorystycznymi.
I tak się bilansuje wzrost PKB, jak obroty w sklepach wielkopowierzchniowych spadają, to wzrastają w aptekach.
A tak bardziej na serio, to był drugi z celów ukrytych, jaki już tu jest odkrywany, co do zamachów, tych rzekomych. Pierwszym jest odkryta droga otwarta, do całkowitej inwigilacji SPOŁECZEŃSTW I ZAMORDYZM, bez oporu społecznego, a drugą jest trzymanie rozpasanych MAS w permanentnym i wszechobecnym STRACHU. O innych wcześniej pisałem i mam przeczucie, że zaraz pojawią się informację na ich potwierdzenie. Bo w tym, nie chodzi, o złapanie KRÓLICZKA, tylko ciągłe go gonienie, skoro został już wypuszczony i swoje robi.
Okazuje się, że już dzień po zamachu na lewicowe pismo Charlie Hebdo, liderzy UE postanowili, że konieczne jest rozszerzenie uprawnień europejskich służb specjalnych, na kształt tego, co w USA normuje tak zwany „Patriot Act”. Zapowiedziano, że powstanie europejski system zbierania i dzielenia się danymi pasażerów linii lotniczych.
Francja rozpoczęła aresztowania ludzi, wypowiadających się na portalach społecznościowych. Jest to konsekwencje ataków terrorystycznych w Paryżu. Policja aresztowała 54 obywateli francuskich za rzekome „gloryfikowanie terroryzmu i usprawiedliwianie terrorystów”, donosi independent.co.uk.
Te działania francuskich organów ścigania są częścią szerszej kampanii walki z podżeganiem do nienawiści, ekstremizmu i antysemityzmu przy przyjęciu przez państwo bardziej rygorystycznych środków w celu zwalczania terroryzmu.
Jeszcze wiecej dewiz mozna bylo „pozyskac” z tajnego funduszu jakiejs bolszewickiej sluzby, a paszport na czerwonych poduszkach, jak w „Misiu”.
Ja w kazdym razie pamietam juz pozniej, za Jaruzela, ze trzeba bylo stac tydtien w kolejce i jej pilnowac, zeby zlozyc wnioskek o paszport. Ludzie stali dniami i nocami i pilnowali zeszytu, do ktorego trzeba bylo sie w pisywac. A paszport dostawoalo sie na komendzie milicji. Chyba jednak w innych panstwach zylismy.
Chyba Twoje fobie cie lekko przerosly.
Jednak widać, że pani Maja Toyaha, a zapewnie i Coryllusa, czytuje. Widać to chociażby z tego głupawego wywyższania się (,,a więc nic się nie zmieni Toyah będzie nas czytał, my jego nie” czy jakoś tak). Tylko dlaczego pani Maja nie chce się do tego przyznać? Czyżby bloger Skwieciński, przepraszam, redaktor Skwieciński jej tego zabronił? Bo blogosfera w końcu skończyła się.
Tak, rozczarowany wyczytałem na metce – made in Italy.
Panie Valser , przebudzenie będzie bolesne .
Też mnie kiedyś zaskoczyło, że włoskie, ale włoskie szycie jest bardzo dobre. W latach 90-tych kupowałem Rifle, sprowadzała je firma, która teraz sprzedaje Diesla, miały super kroje. Teraz pewnie kojarzyłyby mi się ze spaghetti westernami.
W tej chwili na rynku w Polsce doszło do ograniczenia oferty, wszędzie te same sieciówki. Wypadł Jordache, Easy, Rifle itd, przynajmniej ich nie widać.
A szycie we Włoszech uważam za nobilitację.
Natomiast wczoraj odkryłem firemkę PakoLorento, na wszytskich wyrobach podają „Made in Poland” i mają parę fajnych rzeczy dobrze uszytych. Mam nadzieję, że nie oszukują.
KGB w 1941? Coryllus, nie postarzaj starych towarzyszy, dobrze?
Autor: „Czy to nie była ta sama organizacja, na którą spada odpowiedzialność za rozstrzelanie oficerów w Katyniu, czy to nie byli ci goście, których nienawidzi każdy prawdziwy polski patriota, taki co prócz patriotyzmu, chce jeszcze epatować swoim twardym charakterem.”
Organizacja ta sama, no, zmiana marki, branding, jak to na Zachodzie pewni durnie nazywają, ale ludzie już nie ci sami. Pełna kontynuacja – tak, ale personaż inny. Na przykład ci, co strzelali w Katyniu już niedługo potem dostali kule w łeb, a ci, którzy ich wykańczali, też niedługo potem, wysłani na frontowe misje bojowe, z których żadną miarą nie mogli wrócić żywi, a jeśli już wrócili, to też niedługo pożyli, bo dopadł ich a to infart, albo papali w durdom lub w inny podobny sposób rozstali się z tym światem.
Niech zgadnę, jest Pan ,,krótkowidzem”?
Markę Paco Lorento znam. Ubiera kadrę Polski w karate tradycyjnym. Jest ich oficjalnym dostawcą.
Każdy z nas (w 1970 r.) wiedział, że nobilitują dzwony Levis’a bo za to dyrektor wzywał rodziców do szkoły. Pamiętam, że regulaminowa szerokość spodni na dole to było 21 cm.
CzeKiszczak wiecznie żyw…
Polecam: „Doktryna szoku” /Naomi Klein/. Operacje typu „false flag” i budowanie przemysłu opartego na zastraszaniu społeczeństw mają długą historię. Geometrycznie rosną tylko techniczne możliwości inwigilacji i kontroli totalnej. No i odsetek siły roboczej, którą postęp techniczny uwolnił od prawdziwej pracy (produkcja żywności, ubrań, domów), więc można tych ludzi zatrudnić w roli kapo. W samych tylko USA, „Patriot Act” stworzył ok 2 mln nowych „miejsc pracy”.
A jakby dłużej policzyć, to będą tego kolejne miliony. Kapo to nie tylko ci etatowcy trzyliterowych agencji, którzy śledzą naszą pocztę, aktywność w necie, czy wyłamują drzwi o 6 rano. To także wykładowcy akademiccy (zwłaszcza tzw. humaniści), artyści, całe media z Żakowskimi i Lizami na czele, karierowicze z korpo – wszyscy oni idą razem z nami w tym samym korowodzie… do krematorium. Przeszli tylko na usługi oprawców za dodatkową porcję zupy i nadzieję, że jak będą nas – całą resztę – gorliwie poganiać, to do pieca trafią na końcu.
Ten co strzelał w Katyniu to został generałem i pomnik mu wystawili 😉
Który? Nazwisko?
Wpisujesz w Google: kat z katynia generał
Otrzymujesz: Wasilij Michajłowicz Błochin!
Ostatnia lekcja gratis 😉
Paru bandytów mordujących polskich oficerów awansowało. Mordy były raczej testem na przydatność, lojalność, wytrzymałość i ogólną bandycką sprawność. Jak w mafii.
Miało być pod wpisem Henry’ego, ale wskoczyło niżej, wot tiechnika blogowa.
Co mi tu pieprzy głupoty?
Przecież napisałem infart. Co stoi w polskojezycznej wikipedii? To:
zmarł 3 lutego 1955 roku na zawał serca.
Pierwsza i ostatnia lekcja darmo, Gienryj.
Ja tam bym się nie rozczarował.Poluję na Riffle od dawna .Za komuny nie było mnie stać na nie .Pamiętam że Słowacy kupowali je w swoich ,,Tuzexach,,i mówili na nie ,,Rifloki,,.Ktokolwiek wie gdzie można kupić Rifloki (tylko z dużym obwodem w pasie)niech da znać !
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.