sie 282019
 

Chyba dzisiaj zdenerwuję valsera, ale nie mogę inaczej. Muszę bowiem opisać pewien mechanizm, który, wbrew wszystkiemu, to znaczy sprzeciwowi opinii publicznej, woli polityków, prawu i obyczajom funkcjonuje w najlepsze. Jeśli zaś coś funkcjonuje w najlepsze mimo wymienionych kwestii, to musi mieć jakieś gwarancje. Idźmy jednak po kolei.

Oto dostałem link do takiej książki https://terytoria.com.pl/1697-dyrygujac-falom.html

Pomijając już jej treści, chcę zwrócić uwagę na to iż oprawa jest broszurowa, stron mało, a rabat liczony jest od ceny 55 zł. To jest o trzy złote więcej niż kosztuje każdy tom Socjalizmu i śmierci, w twardej oprawie, z ilustracjami, wklejką zdjęciową i extra treścią. Na rynku książka ta – co już jest praktyką – sprzedawana jest nie po 55 zł, ale po 46 zł. Teraz słów kilka o treści. Możecie sobie trochę o tym przeczytać, ale ja chcę wskazać na pewien system, który funkcjonuje, mimo iż kierunki humanistyczne na uczelniach uporczywie bronią się przez oskarżeniami o szamanizm. Oto autorka chce nam udowodnić, że istnieje tajemniczy związek pomiędzy muzyką Szopena i malarstwem Kandinsky’ego. Nie wiem co powiedzieć. Związki takie nie istnieją, a wskazywanie na nie służy wprost temu, by ukryć różne aspekty i okoliczności w jakich powstawała muzyka Szopena i obrazy Kandinsky’ego. Tak myślę, choć opcja, że pani, która napisała tę książkę jest po prostu idiotką, też wchodzi w grę. Ktoś jednak dał jej na tę książkę pieniądze i ktoś uważa, że metoda przez nią zastosowana daje się bronić. Mamy więc artystów i prekursorów. I to jest zestaw niezwykły, biorąc pod uwagę, że autorka omawia twórczość osób czynnych na przełomie XIX i XX wieku, czyli w czasach żywo nas interesujących. Nie interesują jej jednak okoliczności ich życia, ale relacje z prekursorami, dawno nie żyjącymi, i interakcje pomiędzy malarstwem a muzyką. Ponieważ malarstwo nie jest przekładalne na język muzyki, można w takiej sytuacji wmówić ludziom wszystko. I to się dzieje na naszych oczach. Można by było uznać, że książka tej pani to coś z nurtu eskapistycznego. Ja jednak upierałbym się, że to jest element bojkotu politycznego. Tak właśnie. To polityczny bojkot, który ma unieważnić wszystko, poza zmyśleniem. Dlaczego polityczny? Bo bojkot ma zawsze wymowę polityczną, tak jak ukrywanie różnych faktów. Ja się teraz nie będę zajmował życiem Kandinsky’ego i jego bazgrołami, które są rzekomo inspirowane muzyką. Zajmę się bojkotem. Oto w jednym z przysłanych mi przez Georgiusa dokumentów znalazłem informację, że Piłsudski i jego ludzie stosowali wobec przeciwników politycznych wewnątrz ruchu niepodległościowego, a nawet szerzej – wewnątrz narodu – metodę bojkotu. Jeśli rzecz ująć na gruncie towarzyskim można by ją nazwać fochem, nie-bo-nie, albo „pocałujcie nas de…bez nas i tak nic nie zrobicie”. I to w przypadku Ziuka i kolegów skutkowało zawsze, albowiem życie polskie na przełomie XIX i XX wieku charakteryzowało się wielkim optymizmem i jeszcze większymi nadziejami. Pojedynczy ludzie i większe grupy, wszyscy żyli nadzieją i byli skłonni do kompromisów. Wszyscy, poza Piłsudskim i jego grupą, uważali, że należy się porozumiewać i w ten sposób budować relacje. I do takich porozumień dochodziło, ale tylko po to, by uśpić czujność przeciwnika, który – w myśl założeń polityki PPS, musiał ustąpić. Jeśli tego nie czynił stawał się najgorszym wrogiem. Gorszym niż zaborcy. Jeśli przypomnimy na chwilę wczorajsze cytaty z Gaudena, łatwo zorientujemy się, że największym wrogiem wolnej i oświeconej Polski nie byli zaborcy, bo od nich dawało się czasem wyciągnąć jakieś pieniądze. Tym najgorszym wrogiem była endecja i ludzie jej sprzyjający, albowiem oni chcieli mieć wpływ na kształt przyszłego państwa i o nim współdecydować. No, ale nie po to Piłsudski był szykowany na szefa tego państwa, nie po to dawano mu gwarancje, żeby ktoś miał razem z nim współdecydować. Żeby tego uniknąć stosowano bojkot, a jeśli bojkot nie był skuteczny, to prowokację. Nie będę się rozpisywał o tym szerzej, bo resztę znajdziecie w książce. Chciałbym, żeby pozostały przy nas te dwa określenia – bojkot i prowokacja.

Dziś sytuacja jest analogiczna, to znaczy propagandyści zwani pisarzami i organizacje które realizują swoją misję w demonstracjach ulicznych, wspomagane przez listy protestacyjne jakichś byłych ambasadorów, urządzają bojkot wszystkiego. To znaczy, demonstrują swoje niezadowolenie, a przy tym nieskuteczność. Nie usiłują jednak przy tym poprawić swoje skuteczności, ale strzelają focha i oglądają się za siebie czekając co zrobią ci, którzy wydali im polecenie i koncesje na działalność w Polsce. To jest moim zdaniem niezwykłe, bo taki Piłsudski, choć nie miał poparcia w żadnej właściwie grupie poza austriackim wywiadem, to jednak uchodził przynajmniej za postać malowniczą. Za kogo chcą uchodzić wymienieni wczoraj tu autorzy, trudno doprawdy dociec…

Istotne jest to, że oni nie przestaną, dopóki my się nie ugniemy i zmęczeni już nie zaczniemy mówić ich językiem, albo traktować poważnie argumentów przez nich wysuwanych. Dlatego właśnie trzeba o nich pisać i wskazywać jakie są ich rzeczywiste motywacje. Nie można tak po prostu ich ominąć. Nie można, bo będzie gorzej. Żeby zilustrować dokładnie o co mi chodzi przywołam taki przykład – zorganizowano w Zabrzu marsz równości. Przyszła jedna osoba. Dokładnie tak – jedna osoba. Ogłoszono to w radio z pewnym przekąsem, ale poza tym cisza. Nikt z tego nie szydził i nikt się nie śmiał, a przecież to jest kompromitacja i powód do szyderstw. Dlaczego tak ochoczo drwią wszyscy z posłanki Pawłowicz, a z tego jednego, nieszczęsnego geja wystawionego przez kolegów, nikt się nie śmieje? W radio podali, że na marszu równości pojawiła się też policja do ochrony demonstrantów i dwustu ponoć kibiców, którzy wznosili okrzyki, ale nie atakowali demonstrującego równość bohatera.

Ja oczywiście wiem, dlaczego nikt się z tej kompromitacji nie śmieje. Oni teraz ogłaszają bojkot i piszą odezwy po piwnicach, że nic to, iż w Zabrzu gejów nie ma, nic to, że słuchać tych wydawanych przez nich brzdęków nikt nie chce, zwycięstwo i tak będzie po ich stronie. No ciekawe….

Ktoś może powiedzieć, że ja porównuję tutaj Zandberga i jego ludzi, a także całą lewicę do Piłsudskiego. Poniekąd tak, bo Piłsudski to lewica, ta zaś działa w znany nam już sposób – najpierw uzyskuje gwarancje od sił zewnętrznych, a następnie – stosując bojkot w polityce i eskapizm w propagandzie próbuje wywiązać się z zaciągniętych zobowiązań. Co zwykle w takich wypadkach robi prawica? Zwykle nic, bo albo jest finansowana z tego samego budżetu co lewica, a jej zadaniem jest stworzenie wrażenia iż istnieje realny konflikt polityczny. Jeśli zaś tego nie czyni usiłuje wysuwać propozycje kompromisowe. Różnie dobrze można iść się powiesić od razu. Nie można prowadzić dialogu z lewicą i nie można chodzić z nią na kompromisy. A co robić? Tworzyć. To jest jedyna odpowiedź warta uwagi. Niestety politycy tego co się określa w Polsce słowem prawica, nie rozumieją znaczenia tego wyrazu. Oni chcą się porozumiewać, albo – nie mając żadnych gwarancji, a jedynie marne grosze z tajemniczych budżetów – stosować bojkot.

I nie chce być inaczej.

Na razie nie będę dalej rozwijał tego wątku, bo dziś wyjeżdżam, żeby jakieś wakacje mieć choć przez dwa dni. Wrócę w piątek. Teksty oczywiście będą, ale poza tym będę trochę odpoczywał, a trochę „załatwiał sprawy”.

Zapraszam do księgarni www.basnjakniedzwiedz.pl do sklepu FOTO MAG, do księgarni Przy Agorze i na stronę www.prawygornyrog.pl

 

 

Tak się niestety składa, że dynamika rynku (a nie mówiłem, a nie mówiłem) w związku z okrągłymi rocznicami politycznych sukcesów Polski, jest tak słaba jak nigdy chyba do tej pory. Mamy wielkie plany dotyczące tłumaczeń, które od kilku lat są realizowane z budżetów, generowanych bieżącą sprzedażą. Niestety budżety te nijak nie pokryją dalszych, będących w trakcie realizacji projektów. Jeśli więc ktoś ma taki kaprys, żeby wspomóc mnie w tym dziele i nie będzie to dla niego kłopotem podaję numer konta. Ten sam co zwykle

 

47 1240 6348 1111 0010 5853 0024

i pay pal gabrielmaciejewski@wp.pl

Jestem tą koniecznością trochę skrępowany, ale ponieważ widzę, że wielu mniej ode mnie dynamicznych autorów nie ma cienia zahamowań przed urządzeniem zbiórek na wszystko, od pisania książek, do produkowania filmów włącznie, staram się odrzucić skrupuły. Jak nic się nie zbierze trudno, jakoś sobie poradzę…


  14 komentarzy do “Eskapizm i bojkot”

  1. w książce „marchand Hitlera”, opisana rodzina Gurlittów, handluje obrazami , właściwie je skupuje  od coraz biedniejszego społeczeństwa niemieckiego („one dolar”  kosztuje tysiące marek), często w książce  jest wspominany Kandinsky, ale autor „Marchanda…” nigdy nie wspomina o jakiejkolwiek „migracji idei i pojęć” ani o „wizualnej – muzycznej – filozoficznej treści”, – jak to bredzi autorka z w/w linku. Skup obrazów, rzeźb od ubożejącego społeczeństwa dawał dochód nie „muzyczno – filozoficzny” ale realny i eksponaty fizycznie emigrowały za granicę bez oglądania się na „migrację idei i pojęć”  – jak to bredzi autorka

  2. Jechały za granicę, do USA, bo parę lat wcześniej znieśli cło na zagraniczną sztukę

  3. Jechalem tej nocy samochodem w dluzsza trase. Po polnocy puscili audycje o gitarzyscie jazzowym Rune Gustaffsonie. Gustaffson przezyl szok artystyczny i wstrzas emocjonalny w wyniku kontaktu z muzyka niemiecka – Bach, Buxtehude… Dla niego byla to esencja duchowosci, cos bardziej pierwotnego, niz jakas konkretna religia. Jezeli uznamy, ze dzielo sztuki jest tym lepsze, im mniej przypomina tworzywo, z ktorego zostalo wykonane (w przypadku muzyki nie powinnismy slyszec metalicznego brzeku strun, tylko odbierac czyste emocje wywolujace poruszenia duszy), to w przypadku Bacha mamy ten efekt co najmniej podwojony. Otoz, kazdy muzyk wychowany w szkole muzycznej w Polsce mysli w zakresie estetyki po niemiecku i nie moze inaczej. Frazy bachowskie, to nie tyle czyste piekno, co genotyp piekna, ktory wbudowuje sie w nasz zmysl estetyczny jak wirus. Cztery dzwieki po kolei z trylem na trzecim dzwieku przy takcie na 4, to przyklad takiego wirusa, a Glenn Gould jako wykonawca byl chirurgiem genetyki bachowskiej w operacjach dokonywanych na naszych uszach i sluchu. Zaden muzyk i absolwent szkoly muzycznej – ani Moniuszko ksztalcacy sie w Berlinie, ani Wladyslaw Szpilman nie skrytykuje Niemcow jako Niemcow, bo musialby zaprzeczyc samemu sobie. Szpilman mogl narzekac na zimno, glod, strach i upadek obyczajow, ale nie na niemiecka kulture.
    Z Chopinem to jest inna bajka, bo kraje o bogatej kulturze muzycznej – Francja, Wlochy, Hiszpania, Rosja moga sie obywac bez muzyki niemieckiej i tamtejsi kompozytorzy tworza muzyke jakby z innej planety – nie w systemie estetyki niemieckiej i dlatego zestawienie muzyki Chopina z tworczoscia Kandinsky’ego jest dopuszczalne, ale trudno mi ocenic, czy poprawne, bo nie znam na tyle dobrze tematu.
    W swiecie estetyki niemieckiej mgliste krajobrazy morskie albo gorskie to bedzie zawsze Caspar David Friedrich, ostatecznym argumentem w kazdej dyskusji politycznej (nawet bardziej u nas, niz w Niemczech) bedzie Adolf Hitler – ichnia muzyka bedzie miala odniesienia w literaturze i filozofii, a komus akurat skojarzyl sie na tej wlasnie zasadzie Kandinsky z Chopinem.

  4. Niech się pan zastanowi co plecie. Można w ten sposób zestawiać wszystko ze wszystkim i dokonywać dowolnych egzegez.

  5. Otoz to  !!!

    To byl swietnie urzadzony przewal kasy… i dzis prawdopodobnie czeka nas „powtorka z rozrywki”  !!!

    A poza tym to wykolejona kompletnie i  zaprzedana  „nasza prawica”  toby  tylko  „dialogowala” i „zawierala kompromisy”  ze wszystkimi  k****mi  i  zlodziejami  aby tylko utrzymac sie przy korycie  !!!

     

    Nie wiem jak Valser’kowi, ale mnie sie bardzo  podoba Panski dzisiejszy felieton… jest jak zawsze swietny i trafia w samo sedno spraw…  zycze Panu udanego i szczesliwego „odpoczynku”  z rodzina,  chociaz przez te kilka dni.

    Z Panem Bogiem,

  6.  (…)i interakcje pomiędzy malarstwem a muzyką. Ponieważ malarstwo nie jest przekładalne na język muzyki, można w takiej sytuacji wmówić ludziom wszystko.

    No, akurat z tym twierdzeniem to chociaż jeden z XIX-wiecznych klasyków mógłby się niezgodzić.

    Mam oczywiście na myśli Delacroix, który stale porównywał myzykę do malarstwa,  a komponowanie barw w swoich  obrazach do komponowania muzyki (symfonia kolorystyczna, barwy myzyczne i tony malarskie).

  7. Jeśli dźwiękom przyporządkujemy głoski albo litery muzyka zamieni się w szyfr. I pewnie będzie można go odczytać. To samo można zrobić z ornamentem. Porównywanie warsztatu malarskiego do warsztatu muzycznego jest elementem promocji malarzy i pracownianego folkloru, niczym więcej.

  8. Proszę się na Hitrosta nie gniewać,  on przeoczył dołączenie linku z YT „Air” Bacha, dołączenie linku umożliwi wysłuchanie tego  piękna o którym Hitrost pisze (w zagmatwany sposób) – a piękno jakie jest każdy słyszy.

  9. Delacroix nie chodziło o żadne szyfrowanie. On porównywał dźwięki w muzyce do barw, a barwy na obrazie do tonów muzycznych. Poprzez odpowiednie zestawianie kolorów podnoszenie albo obniżenie tonacji (barwnej) obrazu. Swoje wieloletnie rozważania na temat malarstwa i muzyki, Delacroix sprawdzał w praktyce, w swoim malarstwie (zręsztą był praktykiem również jako muzyk – w młodości grał na skrzypcach).

    Delacroix nie porównywał warszatu malarza i muzyka, raczej chciał osiągnąć podobny efekt na swoich obrazach jaki osiaga kompozytor w swoim utworze muzycznym : barwy mają być dla  oka oglądającego tym, czym dźwięki są dla uszu słuchacza.

    Nie ma w tym żadnego „pracownianego folkloru”, Delacroix nie zniżył by się do czegoś takiego, nie potrzebował się w ten sposób promować.

    Ten „pracownianego folkloru” (cokolwiek to znaczy) to raczej domena późniejszych pokoleń tzn. większości pacykarzy XX-wieku.

  10. Ale ja rozumiem co pan chciał powiedzieć. Wiem, że on nie szyfrował. Podałem panu przykład, na którym widać jak muzyka może współpracować z innymi dziedzinami sztuki. A to o czym pan pisze to jest pracowniany folklor, nie chodzi bowiem o to czy malarz umie malować czy tylko udaje, ale o to, jak motywuje publiczność. Warsztat muzyka i malarza różni wszystko. To, że barwy określa się słowem ton, nie ma żadnego znaczenia.

  11. (…) nie chodzi bowiem o to czy malarz umie malować czy tylko udaje, ale o to, jak motywuje publiczność.

    No właśnie Delacroix nie musiał nikogo motywować, a już najmniej publiczność. To były jego prywatne rozważania, które próbował stosować w praktyce w swoim malarstwie.

    Podałem panu przykład, na którym widać jak muzyka może współpracować z innymi dziedzinami sztuki.(…) To, że barwy określa się słowem ton, nie ma żadnego znaczenia.

    Akurat ja podając przykład Delacroix nie chciałem pokazywać żadnej „współpracy” między różnymi dziedzinami sztuki. On nie chciał „współpracować” tylko „przełożyć” dźwięk na barwę, aby namalowany obraz wywoływał podobne odczucie u oglądającego co słuchanie muzyki. Malarzowi nie chodziło tylko o zamianę określeń (barwy muzyczne i tony malarskie), bo właśnie same słowa (dla niego, jako praktyka w obu dziedzinach) nie miały żadnego znaczenia.

  12. „Ktoś może powiedzieć, że ja porównuję tutaj Zandberga i jego ludzi, a także całą lewicę do Piłsudskiego. Poniekąd tak, bo Piłsudski to lewica, ta zaś działa w znany nam już sposób – najpierw uzyskuje gwarancje od sił zewnętrznych, a następnie – stosując bojkot w polityce i eskapizm w propagandzie próbuje wywiązać się z zaciągniętych zobowiązań. Co zwykle w takich wypadkach robi prawica? Zwykle nic, bo albo jest finansowana z tego samego budżetu co lewica, a jej zadaniem jest stworzenie wrażenia iż istnieje realny konflikt polityczny” – intuicyjnie doszedłem do tego lata temu – dzięki za wyłożenie metody w oparciu o fakty nie domysły – dla mnie to wielki dzień – okazało się, ze nie jestem sam na tym świecie i ktoś doszedł do podobnych wniosków. Prowokacja i Bojkot.  Czy w takim razie Okrągły Stół to prowokacja a Transformacja to Bojkot?  🙂

  13. Bojkot – obrazy inspirowane muzyką

    Jedna z fotografii  w drugim rzędzie to częste miejsce moich wagarów czyli bojkotu szkolnego.

  14. w 1930 roku otwarto w NY muzeum sztuki nowoczesnej i trzeba były te muzealne mury zawiesić  jakimiś artefaktami nowoczesnej sztuki no i strumień artefaktów popłynął z Niemiec (społeczeństwo wyprzedawało sie pośrednikom ze wszystkiego co przedstawiało jakąś artystyczną wartość żeby przeżyć, no a pośrednicy finansowani przez Thyssena itp. kierowali ten strumień eksponatów na rynek amerykański.

    A Adolf H. sztuki nowoczesnej nie lubił, więc nic nie stało na przeszkodzie .

    No ale tak w ogóle modernizm Kandinskiego „ożenić” z romantyzmem Chopina, no to jest sztuka ale wykonalna zależy ile płaci sponsor projektu. No ale…

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.