lip 102016
 

Czytam tego Stefana i nie opuszcza mnie zdumienie. Główna bohaterka porzuca dla ukochanego pracę w biurze kolei, bo szef nie chce jej dać urlopu. Jesteśmy w carskiej Rosji przypominam, państwie stójkowych, rewirowych, sztywnej, wojskowej hierarchii urzędniczej i poszechnego donosicielstwa. Ona zaś wychodzi z biura i jedzie gdzieś w lubelskie, (ach to lubelskie), gdzie jest szpital, a tam mężczyzna jej życia postrzelony w pojedynku przez wstrętnego hrabicza. U Stefana bowiem wstrętni są jedynie hrabiowie, magnaci, księża i ojcowie rodzin. Cała reszta, a więc dobrotliwi lekarze, bandyci i prostytutki to chodzące anioły. No, ale wracajmy do tej biednej Ewy, którą Stefan portertuje w celu tak kretyńskim, że nie chce mi się w to wprost wierzyć. Nie zgadniecie bowiem po co on tę książkę napisał. Otóż po to, by usprawiedliwić porzucenie rodziny. Wątek ten rozwija Monika w najnowszym nawigatorze. Tylko zasłonięciu tej sprawy służą te trzydziestostronicowe wywody o filozofach, te cytaty greckie i inne dyrdymały. I myślę sobie – jakiego cholernego stracha musiał mieć Stefan, że smarował te „Dzieje grzechu”, prawie 500 stron, żeby się jakoś wytłumaczyć. Inni rzucali swoje żony, lecieli na róg do delikatesów, kupowali szmpana i kawior, spraszali kolegów i świętowali tydzień cały bez jednej łzy i żadnych szmerów w sercu, a Stefan nie. Całą, grubaśną książkę musiał napisać. Myślę, że świadomość iż jego żona miała jakieś konszachty z socjalistami skłaniał go do takich poczynań. On sam także znał dobrze socjalistów i wiedział do czego są zdolni.

No, ale miałem pisać o Ewie. Ona na tym, pardon, lubelskim zadupiu, z miejsca znajduje pracę w szwalni. Zarabia niewiele, ale od razu ma pozycję, albowiem potrafi zaprojektować kreację. Nie przeczytałem za dużo od ostatniego razu, ale zastanawiam się, dlaczego ona w Warszawie nie mogła tych kreacji projektować zamiast przepisywać w biurze kolumny cyfr. No, ale za Stefanem trudno jest trafić. Zanim zostałą modystką, próbowała znaleźć pracę w biurze u adwokata, ale ponieważ miała kontakty z ateistą (czyli Niepołomskim – alter ego Stefana), została tej pracy pozbawiona.

Jedyną gazetą, jaka wychodzi w okolicach gdzie przebywają kochankowie, czyli w Puławach, nie bójmy się konkretów, jest jakaś endecka gadzinówka, rządzona przez skwaszonego dewota. Tam Ewa zamieszcza ogłoszenia, że poszukuje pracy. Niewątpliwy sukces dziewczyny – znaleźć pracę na prowincji bez kwalifikacji właściwie – Stefan opisuje jako krańcową udrękę, albowiem bohaterka zamiast siedzieć przy łóżku kochanka (czyli jego – Stefana) lata gdzieś na zarobek. Okoliczności w jakich przyszło jej pracować też są niewesołe. Brud, smród i ubóstwo, zastanawiam się czytając to, jak Stefan opisałby wobec tego hotel Marriot, jeśli jego dziewczyna chodziłaby tam do pracy na osiem godzin zamiast siedzieć przy nim i obsługiwać go na różne sposoby. Zastanawiam się też co na to wszystko feministki, tropiące tak zaciekle różne przejawy szowinizmu w polskiej przeszłości i literaturze. O ile wiem najgorszym wrogiem feministek jeśli idzie o postaci z książek był i jest Połaniecki, aferał i milioner rozpieszczający swoje dziewczyny ponad wszelką miarę. Stefan zaś jest dla nich wzorem cnót męskich i wrodzonej inteligencji. Który to już przypadek, że oszust i dureń jest wzorem inteligencji? Liczyć mi się nie chce.

No, ale dobrze, dlaczego ja mieszam biedną Ewę Pobratyńską z Krystyną Skarbek i żoną Rydza? Mieszam, bo ciekawi mnie w jaki sposób organizacje przestępcze wykorzystują przyrodzone człowiekowi emocje po to, by go niszczyć. Pisząc – organizacje przestępcze – mam na myśli głównie socjalistów i agentury wszelkiej proweniencji. Czytając bowiem o przygodach Ewy Pobratyńskiej zacząłem się zastanawiać skąd się w carskiej Rosji i Królestwie Polskim brali bandyci. Przy tym systemie o jakim słyszeliśmy, czyli totalnej penetracji środowisk przestępczych, tak kryminalnych jak politycznych przez agentów, przy całkowitym ich, wzajemnym zmieszaniu i bliskości do tak zwanych sfer, niemożliwe jest – w mojej ocenie – by w cesarstwie i królestwie funkcjonowali rabusie działający jedynie z pobudek materialnych lub bandyci-psychopaci. Tych bowiem kozacy, dragoni czy kto tam stacjonował w licznych i zasobnych garnizonach roznieśliby na kopytach i nachajkach. Nikt by ich nawet nie prowadził przed sądy, bo czas panów sędziów i panów prokuratorów był przecież cenny. Bandyci jednak funkcjonują, więcej oni staczają regularne bitwy z policją i wojskiem, nierzadko je wygrywając. Początek XX wieku to tak zwana rewolucja, której przyczyn dociec i wyjaśnić nie potrafili i nie potrafią sami rewolucjoniści, co jasno widać przy lekurze ich pamiętników. Oczywiście, rewolucja lat 1905 – 1907 była ściśle powiązana z wojną japońską oraz działalnośćią licznych nad Wisłą agentur. Na tym tle trzeba zadać pytanie – kim byli sporteretowani tak malowniczo przez Stefana panowie Pochroń i Płaza- Spławski? Bo przecież nie kryminalistami spod ciemnej gwiazdy. Pochroń jest wręcz drugim alter ego Stefana, jest prawie tak samo piękny jak Niepołomski, ale ma brudne pazury i za wielkie ręce. Ja tu nie chcę wchodzić w rozważania natury freudowskiej, ale powiem Wam, że Stefan musiał mieć naprawdę porządnie zryty beret.

Zanim przejdę do różnych rozważań jedna uwaga. W filmie Borowczyka, Płaza i Pochroń to dwaj panowie w średnim wieku, którzy uzależniają od siebie Ewę Pobratyńską, dziecko właściwie i znecają się nad nią w sposób wyrafinowany. Niepołomski zaś grany przez Zelnika to młody bóg. W książce Stefana Niepołomski ma 30 lat, a Płaza i Pochroń po dwadzieścia kilka. Płaza jest do tego jeszcze upadłym szlachcicem. Jeśli weźmiemy pod uwagę poczynania Pochronia i zestawimy go z Niepołomskim, jeśli dodamy do tego przedstawioną w powieści postać dobrotliwego lekarza, możemy w ciemno stawiać diagnozy dotyczące kondycji seksualnej i psychicznej Stefana w czasie kiedy pracował on nad „Dziejami grzechu”.

No, ale zostawmy wątki obyczajowe. Dwaj młodzi ludzie uzbrojeni w browningi i szantażujący bogaczy, kim oni mogą być? Policja ich nie rusza, ludzie się ich boją, oni zaś zadają szyku i podróżują po kraju z harmonią papierowych rubli, bawiąc się wesoło. Stefan czyni z nich symbole zła, ale takie jakieś – według jego własnych kryteriów rzecz jasna – bardziej fascynujące. Odkrywa przed nami swoją drugą naturę po prostu, a do tego jeszcze sygnalizuje różne dręczące go lęki. Dobrze bowiem wie nasz Stefan, że są siły na tym łez padole, które – jeśli przyjdzie im ochota – wyślą takiego Pochronia nawet do Puław, a gdzie tam do Puław, do Buchałowic wyślą, żeby tylko utemperować rozwydrzonych i składających nieodpowiedzialne obietnice literatów. Policja zaś carska, miast ich aresztować i wysłać w głąb imperium, zastanawiać się będzie czym im czasem nie zasalutować.

Co to ma wspólnego z Krystyną Skarbek. Otóż moim zdaniem ona jest opisywana w podobny sposób jak Pochroń i Płaza. To jest brytyjska agentka od czasów przedwojennych. Dintojra czeka na nią w Londynie, nie gdzie indziej i wszyscy dobrze wiedzą, z nią samą włącznie, że nie ma od niej ucieczki. Literaci zaś opisują panią Krysię jako ofarę stalkingu, kobietę piękną, ale zagubioną, która została wykorzystana i porzucona przez system. Opisują ją w sposób taki, by zainteresowań jej losem inne młode i piękne dziewczyny, którym może się w głowie zrodzić plan by rozpocząć karierę superszpiega i tym samym przysłużyć się ojczyźnie. Czy Krystyna Skarbek rzeczywiście przysłużyła się ojczyźnie? Jakiejś tam ojczyźnie z pewnością, czy była nią Polską, tu bym polemizował, ale ponieważ pani Krysia odznaczała się urodą i wdziękiem, pisarze doby obecnej czynią z niej symbol walki i męczeństwa. To są rzecz jasna brednie i należy o tym mówić głośno. Myśmy już kiedyś dyskutowali tu na jej temat, ale nie zaszkodzi przypomnieć kilku kwestii z jej osobą związanych. Tak jak nadmieniłem dla MI6 Krystyna Skarbek pracowała już od czasów przedwojennych, a cała ta, pięć lat trwająca, afera z Hitlerem była tylko nieprzewidzianym wybrykiem w jej zawodowym życiu. Kiedy się skończyła, z przyczyn niejasnych do dziś, panią Krysię zlikwidowano. Zamordował ją – jakże by inaczej – zakochany w niej, nieładny i sfrustrowany Irlandczyk. Jak to jest możliwe, że w otoczniu efektownej kobiety ze sfer wojskowo-agenturalnych pojawił się nieefektowny i sfrustrowany Irlandczyk, którego nikt nie pognał precz i nie poszczuł psami? Okay, ktoś może powiedzieć, że się czepiam, ale porównajcie sobie kiedyś sposób w jaki opisuje się dziś panią Krysię ze sposobem w jaki Stefan opisuje tak zwane realia. To jest ta sama szkoła. W naszym dzisiejszym wątku ujawnia się jeszcze jedna tradycja, nieliteracka wcale. Oto pewien kolega opowiadał mi kiedyś, że władza w Polszcze naszej, zawsze likwidowała niewygodnych ludzi, posługując się tak zwanym „miastem”. Nie było żadnego speckomanda, które skręcałoby karki. Ktoś dzwonił do „miasta” i spraw była załatwiana. Władza w Polscze potrzebowała Pochronia i Płazy mówiac wprost, a ma to swoje źródło w czasach carskich, a konkretnie w czasie sławnej rewolucji roku 1905.

Teraz żona Rydza. Ja o niej i jej niezwykłych przygodach usłyszałem po raz pierwszy wczoraj. Nie interesował mnie Rydz jako postać, nie intersowały mnie także książki Sławomita Kopra, który jest tak zwanym popularyzatorem historii. No, ale wczoraj przeczytałem o tej żonie naczelnego wodza. Jak to jest, niech ktoś ze sfer dyplomatycznych, tak silnie tu reprezentowanych, mi wyjaśni, że na rauty i bankiety nie wpuszcza się niezaślubionch oficjalnie pań, a nasz marszałek, całe dorosłe życie przemieszkiwał z taką właśnie osobą i nikogo to nie raziło? Jak to jest możliwe, że nikt nie zwrócił uwagi na okoliczności w jakich żyła ta pani, choć przecież był to tak łakomy kąsek dla opozycyjnej prasy. Mam wrażenie, że opozycyjna prasa doskonale wiedziała, gdzie znajdują się granice jej wpływu. Być może także dobrze zdawali sobie panowie redaktorzy sprawę z tego kim ta pani jest i woleli nie ruszać jej samej i jej spraw z obawy, żeby ich potem nie znaleziono w foliowym worku bez głowy, a winą za to nie obarczono Bogu ducha winnych rabusiów z dalekich przedmieść.

Jeśli połączymy ze sobą te trzy, a raczej cztery postaci, dwie literackie i dwie autentyczne, jeśli dodamy do tego szczyptę realiów wykreowanych przez Stefana, ukaże się naszym oczom ta mniej piękna, trupem wprost zalatująca i perfumami z burdelu, część polskiej tradycji niepodległościowej. Ta część, której nikt nie opisuje, bo wszystkim się zdaje, że jak będziemy dumni z naszej przeszłości, to w przyszłości czekają nas same sukcesy. Jest dokładnie na odwrót. Jeśli nie wypatroszymy prozy Stefana, jednego z ulubionych autorów Józefa Piłsudskiego, ze wszystkich zagadek, które w niej tkwią, jeśli nadal będziemy opisywać Krystynę Skarbek, jako divę polskiego podziemia, jeśli będziemy milczeć na temat żony Rydza i innych żon tamtego czasu lub traktować te panie lekko, czeka nas katastrofa. Zacznie się ona od deprawacji kolejnego pokolenia. Mój postulat na dziś – literatura, historia i tradycja służą wychowaniu. Postarajmy się nie wychować idiotów i przestępców. To już będzie sukces. Wojny, powstania, rewolucje, lepsze jutra i temu podobne głupoty zostawmy w lamusie…

Dziś zrobię przerwę i nie zamieszczę nagrań z Bytomia, bo tekst jest bardzo długi. No, ale znajdziecie je pod wczorajszą i wcześniejszymi notkami.

Zapraszam na stronę www.coryllus.pl do sklepu FOTO MAG, do księgarni Tarabuk oraz do księgarni Przy Agorze.

  34 komentarze do “Ewa Pobratyńska, Krystyna Skarbek i żona Rydza”

  1. Najpierw rybacy z Lazurowego Wybrzeża odnaleźli stopę. Tydzień później nastolatek pod jednym z mostów koło Nicei natrafił na worek, a w nim: zwłoki kobiety. Właściwie – tylko korpus, bo głowa i kończyny, jak się później okaże, zostały rozrzucone w promieniu kilkudziesięciu kilometrów.

    W międzyczasie sprzątaczka w jednym z mieszkań w Monte Carlo zgłasza zaginięcie swojej pracodawczyni. Śledztwo idzie śladem amerykańskiej bielizny, którą miała na sobie ofiara. Wskaże ona niebawem, że zamordowana to Marta Rydzowa – wdowa po marszałku Edwardzie Rydzu-Śmigłym.

    Jest lato 1951 roku. Poeta Jan Lechoń w prowadzonym za oceanem „Dzienniku” odnotuje: „Nie jest to oczywiście przypadek, że tak zacząwszy, tak zginęła”. Co miał na myśli Lechoń? Marta Rydzowa wiodła życie znaczone dwuznacznościami i skandalami – bardziej obyczajowymi wszakże niż politycznymi.

    Dlaczego więc po latach niektórzy doszukiwali się w tym morderstwie śladu polityczno-wywiadowczej gry?

    http://wiadomosci.onet.pl/prasa/czy-sekrety-marty-zbrodni-byly-warte/nftvx

  2. Mateusz Zimmerman to jakiś wybitny autor. Takie oto zdanie napisał

    Dlaczego zabójstwo wdowy po marszałku Edwardzie Rydzu-Śmigłym niektórzy do dziś uważają za element intrygi?

    A wszak nie był to element intrygi, ot pokawałkowali ją jacyś rabusie…

  3. Żeromski używał jak pies w studni dzięki czemu Coryllus ma używanie 😉

  4. http://www.newsweek.pl/polska/skarby-marszalka-edwarda-smiglego-rydza,99724,1,1.html

    Co się stało z drogocennymi pamiątkami po Edwardzie Śmigłym-Rydzu? Czy wywiozła je do Rumunii żona, a może zakopali w lasach Lubelszczyzny wierni żołnierze? Po latach pojawił się w tej sprawie interesujący trop.

    Ostatnie dni sierpnia 1939 r. były słoneczne i upalne. Mieszkańcy stolicy korzystali ze świetnej pogody. Plaże po praskiej stronie Wisły – u Braci Kozłowskich oraz Poniatówka – były pełne. Plenerowe dancingi przyciągały tłumy, teatrzyk Tip Top przy Mokotowskiej zapraszał na spektakle Chóru Dana z udziałem Hanki Ordonówny, afisze ogłaszały, że za kilka dni na ekrany kina Palladium wejdzie głośny film miłosny „Biała kawalkada” z Joan Crawford w roli głównej. Warszawa tętniła życiem mimo niepokojących artykułów w gazetach o coraz bardziej realnej groźbie wojny z Niemcami.

    W pałacyku u zbiegu ulic Belwederskiej i Klonowej od rana trwała nerwowa krzątanina. Na dziedziniec podjechało kilka wojskowych samochodów, w tym ciężarówki. Żołnierze ładowali do nich dywany, meble i ciężkie drewniane skrzynie. Pod plandeki zapakowano krzesła, komodę, toaletkę i stare, pięknie rzeźbione biurko. Gdyby ktoś spojrzał przez wysokie ogrodzenie, pomyślałby pewnie, że to przeprowadzka. Gdyby jednak skojarzył, że rezydencję zajmuje marszałek Edward Śmigły-Rydz, mógłby zacząć się zastanawiać, dokąd to w tak niepewnym czasie wyjeżdża naczelny wódz.

    Bogusław Wołoszański o podwójnym życiu Himmlera

    Jednak to nie marszałek opuszczał Warszawę. Z pałacyku wyszła Marta Rydz. Podeszła do stojącego na podjeździe ciemnego chevroleta, wsiadła do limuzyny i kolumna pojazdów wolno potoczyła się ulicami, kierując się ku drodze na Lublin. Żona naczelnego wodza opuszczała Warszawę na zawsze. Razem z nią w wojskowym konwoju ze stolicy wyjeżdżali jej rodzice, siostra oraz osobista służba – pokojówki, kucharki, lokaj.

    Co znajdowało się w kilkunastu zamkniętych skrzyniach załadowanych na ciężarówki, nie wiadomo. – Wiadomo za to, że naczelny wódz posiadał wiele cennych przedmiotów. Były to choćby podarunki otrzymywane przy różnych okazjach, na przykład biała broń, w tym szabla koronacyjna króla Augusta II, zwana potocznie szablą Batorego – opowiada prof. Wiesław Jan Wysocki, biograf marszałka i autor książek na jego temat. – Śmigły-Rydz miał również dużą kolekcję obrazów, pasjonował się sztuką, jako że sam był artystą, skończył przecież Akademię Sztuk Pięknych. Przynajmniej część z tych obrazów została wywieziona wówczas z Warszawy – dodaje historyk.

    Dlaczego marszałek zarządził wyjazd? Z pewnością nie miał wątpliwości, czym się skończy coraz bardziej napięta sytuacja między Polską a III Rzeszą. Meldunki wywiadu, które donosiły o ruchach wojsk niemieckich przy granicy, były jednoznaczne. Dlatego postanowił zadbać o bezpieczeństwo żony. O bezpieczeństwo swego majątku również.

    Konwój minął granicę polsko-rumuńską przed wybuchem wojny. Tak uważa Dariusz Baliszewski, historyk i badacz losów marszałka Śmigłego-Rydza. Identycznego zdania jest prof. Wysocki. Według drugiej wersji Marta Rydz mogła wyjechać z Warszawy dopiero w pierwszych dniach wojny, a z kraju w połowie września, tuż przed uderzeniem Armii Czerwonej na Polskę. Kilka dokumentów po-partych relacjami świadków sugeruje, że najpierw zatrzymała się na Lubelszczyźnie, w leśniczówce w Ludwinowie. I że tam ukryto część skarbu marszałka.

    Bezpieczne schronienie

    Majątek, w którym leży leśniczówka, był własnością hrabiego Karola Rogera Raczyńskiego, który dobrze znał Śmigłego-Rydza. Arystokrata zapisał się w historii jako pionier automobilizmu w Polsce. Pasjonował się motoryzacją i sportowymi samochodami. Już w 1903 roku wystartował w rajdzie dookoła Belgii, a od 1928 roku do połowy lat 30. był prezesem Automobilklubu Polskiego. Zwykle przebywał w pałacu w Złotym Potoku na Śląsku, do dóbr w lubelskich Czemiernikach zjeżdżał wtedy, gdy chciał odpocząć. Położona sześć kilometrów na południe od czemiernickiego zamku leśniczówka znajdowała się w gęstych lasach. Marszałek Śmigły-Rydz mógł przypuszczać, że wojna przynajmniej na jakiś czas ominie te okolice i jego żona znajdzie tam bezpieczne schronienie.

    Okoliczni mieszkańcy nazywali leśniczówkę pałacykiem. Był to murowany dworek myśliwski, obok niego stały budynki gospodarcze. W niewielkiej odległości od dworku był tartak. Do zabudowań prowadziła droga w szpalerze wysokich drzew. Wjeżdżało się z niej wprost na rozległy dziedziniec. Dziś stara droga bardziej przypomina leśną przecinkę, ale rosnące po dwóch stronach drzewa wskazują, którędy biegła. Podjazd zamienił się w łączkę, zaś na miejscu zabudowań rosną gęste, wysokie na dwa metry krzewy aronii. Nie ma śladu ani po pałacyku, ani po tartaku.

    W 1939 roku to miejsce tętniło życiem. Jak opowiadają mieszkańcy okolic, którzy jako dzieci zaglądali do dworku albo słyszeli opowieści rodziców, żona marszałka zatrzymała się w leśniczówce. Niektórzy widzieli kolumnę wojskowych pojazdów sunących drogą wśród drzew.

    Adam Sikorski, dziennikarz TVP z Lublina i tropiciel zagadek historii, twierdzi, że nie był to jedyny transport z rzeczami z rezydencji naczelnego wodza. Z rozmów, jakie przeprowadził ze świadkami tamtych zdarzeń, wynikało, że do leśniczówki dotarł przynajmniej jeszcze jeden konwój ciężarówek. W dworku hrabiego Raczyńskiego zostały niektóre sprzęty z mieszkania marszałka, np. jego biurko. Zdaniem Sikorskiego były tam również tajemnicze skrzynie. Potwierdzają to dwie niezależne relacje żołnierzy, którzy twierdzili, że pomagali je ukryć.

    Ukryte pod podłogą

    12 grudnia 1939 r. w punkcie rekrutacyjnym we francuskim obozie wojskowym Coëtquidan kapitan Adam Mackus, dowódca 1. Kompanii Czołgów i oficer kontrwywiadu, przesłuchiwał polskich żołnierzy, którzy przez Rumunię i Węgry przedostali się do Francji, gotowi zasilić powstającą Armię Polską. Formacja została powołana na mocy umowy, jaką z francuskim rządem zawarł generał Władysław Sikorski.

    Tego dnia przed Mackusem stawił się kapral Kazimierz Pomagalski: „Pełniłem służbę jako kierowca samochodu osobowego w dyspozycji kapitana Stachowicza, oficera GISZ [Główny Inspektorat Sił Zbrojnych – przyp. aut.], będącego w stałym kontakcie służbowym z panią marszałkową Rydz-Śmigłową – zapisano w sporządzonym odręcznie protokole.

    – Dnia 4 września 1939 roku przyjechałem wraz z kapitanem Stachowiczem do miejscowości (nazwy nie pamiętam) 14 kilometrów na południe od miejscowości Radzyń (przed Lublinem), gdzie w lesie znajdował się tartak, w którym zamieszkała marszałkowa” – zeznał kapral Pomagalski (w rzeczywistości Marta Rydz zatrzymała się w pałacyku myśliwskim hrabiego Raczyńskiego, tartak stał nieco dalej). „Rano 8 września zaczęto zakopywać w piwnicy 15-16 skrzyń. 9 września od godz. 23 do 3 dnia 10 września ja, wachmistrz żandarmerii GISZ Ślusarczyk i strzelec nieznanego mi nazwiska, w obecności kapitana Stachowicza zakopaliśmy trzy skrzynie w pustej oborze pod zerwaną podłogą. Skrzynie były bardzo duże i bardzo ciężkie. Rano dostaliśmy od kapitana Stachowicza po 20 złotych z zaznaczeniem, że kwota ta pochodzi od pani marszałkowej”.

    Kapitan Mackus skrzętnie zanotował słowa kaprala. Każdego stającego przed nim ochotnika dokładnie wypytywał o ukrytą broń i przedmioty wartościowe. Pomagalski nie znał jednak zawartości zakopanych skrzyń. Tego samego dnia przed komisją stanął jeszcze jeden żołnierz, który złożył podobne zeznanie – kapral Feliks Matkowski, oddelegowany we wrześniu 1939 roku do ochrony żony naczelnego wodza.

    „Melduję, że w czasie kampanii wrześniowej, mając przydział do Naczelnego Dowództwa, byłem przydzielony jako żandarm do pełnienia służby ochronnej przy pani marszałkowej Rydz-Śmigłej. W czasie pobytu w majątku hrabiego Raczyńskiego w Ludwinowie koło Czemiernik zostały zakopane skrzynie, których zawartość nie jest mi znana – zeznał podoficer. – Podczas wykonywania tych czynności obecni byli: pan kapitan Stachowicz z GISZ, wachmistrz Ślusarczyk z Naczelnego Dowództwa, lokaj pani marszałkowej, Kamiński, oraz trzech żandarmów, których nazwisk nie pamiętam. Przy zakopaniu tych skrzyń byłem obecny” – stwierdził kapral Matkowski.

    Z zeznań podoficerów z eskorty żony marszałka wynika, że tajemniczy ładunek zakopano w dwóch miejscach – kilka skrzyń pod podłogą w oborze, a kilkanaście w piwnicy budynku zajmowanego przez Martę Rydz. Jednak według relacji jednego z okolicznych mieszkańców, który w tym czasie był jeszcze dzieckiem, skrzynie najpierw ukryto w lesie. Antoni Komar, z którym rozmawiał Adam Sikorski, twierdził, że jego ojciec przewoził furmanką skrzynie z lasu do leśniczówki. Ponoć jeździł po nie cztery razy, za każdym razem ładując po cztery. Nie potrafił wskazać miejsca, wskazał jednak inny ciekawy trop – zakopany samochód hrabiego Raczyńskiego. Ekipa poszukiwaczy towarzysząca Adamowi Sikorskiemu wydobyła z ziemi zardzewiałe części przedwojennej škody.

    Ślady w ziemi

    Antoni Komar podzielił się jeszcze jednym wspomnieniem. Twierdził, że 9 września późnym wieczorem na polu za jego domem wylądował mały samolot, z którego wysiadł marszałek Śmigły-Rydz. Według jego opowieści naczelny wódz, stacjonujący ze sztabem w oddalonym o nieco ponad 100 kilometrów Brześciu nad Bugiem, miał odwiedzić żonę i spędzić noc w leśniczówce. Wskazywać na to miałby również zapisek z kroniki prowadzonej przez Szkołę Powszechną w Czemiernikach. Pod datą 10 września 1939 roku zapisano w niej: „Rząd miał opuścić Lublin.

    Prezydent państwa i wódz naczelny kwaterowali na leśniczówce? Lublin po wczorajszym ataku – płonie”. – Kronikę skrupulatnie na bieżąco prowadził jeden z ówczesnych nauczycieli – wyjaśnia Ireneusz Kaczorek, dyrektor gimnazjum i członek Czemiernickiego Towarzystwa Regionalnego. – Jest w niej wiele ciekawych zapisków z tego okresu: wzmianki o żołnierzach ciągnących przez Czemierniki, o wrześniowych uchodźcach, o walkach, jakie rozgrywały się w okolicy – wylicza.

    Historycy nie wierzą, by marszałek nocował w Ludwinowie. Pomijając nawet fakt, że wspomniany w kronice prezydent Ignacy Mościcki był w tym czasie w Ołyce na Wołyniu. Dariusz Baliszewski twierdzi, że to tylko miejscowa legenda. – Naczelny wódz, który dowodzi kilkoma frontami, który czeka na meldunki z bitew, który nie rozstawia masztów radiostacji, by nie zdradzić swojego położenia, wsiada w mały samolot i ląduje przy jakiejś leśniczówce? Nie do pomyślenia – mówi. – To ryzyko, którego za nic w świecie żaden rozsądny dowódca by nie podjął – argumentuje. – Może ktoś go z kimś pomylił? W tym czasie wiele osób goliło głowy tak jak marszałek – zastanawia się prof. Wysocki.

    Legendą nie okazały się za to ukryte w majątku hrabiego Raczyńskiego skrzynie. Adam Sikorski przeprowadził badania gruntu w miejscu, w którym stała obora i gdzie według relacji kaprala Pomagalskiego zakopano trzy z nich. Georadar pokazał, że w ziemi pod oborą wykonano trzy regularne wkopy o wymiarach dwa metry na półtora. Zostały opróżnione i zasypane ziemią, jednak urządzenie pokazało, że znajdowały się w nich metalowe przedmioty.

    Trudno powiedzieć, co to mogło być i kto wydobył tajemniczy depozyt, choć jak przyznaje Adam Sikorski, mieszkańcy pytani o sprawcę wskazywali na właściciela stojącego nieopodal tartaku. Mężczyzna ponoć był częstym gościem leśniczówki, potem utrzymywał dobre stosunki z Niemcami, a w czasie wojny gdzieś wyjechał lub zaginął.

    Do zbadania pozostało jeszcze drugie miejsce prawdopodobnego ukrycia skrzyń – piwnica dworku. Adam Sikorski na razie zarzucił poszukiwania, bo, jak przyznaje, sprawdzenie tego tropu nie będzie łatwe. – Problem w tym, że trzeba sięgać o wiele głębiej niż w oborze – wyjaśnia. – Jeśli skrzynie były zakopane w piwnicy, to wkop będzie zaczynał się przynajmniej dwa metry pod obecnym poziomem gruntu. To daje nam w sumie cztery, może nawet pięć metrów w głąb – przelicza.

    Ostatni skarb

    Marszałkowa, wyjeżdżając pośpiesznie z leśniczówki mniej więcej w połowie września, zostawiła również część wywiezionych z Warszawy mebli. Gdy pałacyk opustoszał, rozkradziono z niego wszystko, co miało jakąkolwiek wartość. Ciężkie meble zostały. Jak opowiada Adam Sikorski, ponoć należące do Śmigłego-Rydza biurko służyło potem niemieckiemu urzędnikowi w Radzyniu Podlaskim.

    Marta Rydz wraz z ochraniającymi ją żandarmami i w otoczeniu służby przekroczyła granicę polsko-rumuńską prawdopodobnie w nocy z 14 na 15 września. W kolumnie samochodów jechały także ciężarówki załadowane wyposażeniem z jej warszawskiego domu.

    Niecałe dwa tygodnie później marszałkowa opuściła Rumunię i wyjechała do Francji, zabierając ze sobą najbardziej wartościowe przedmioty: klejnoty, pamiątki, szable marszałka. W Rumunii zostawiła m.in. bibliotekę męża. – Wszystkie książki Śmigłego-Rydza poszły do obozów, w których siedzieli internowani polscy żołnierze – opowiada Dariusz Baliszewski. – Miały nawet jego ex libris, więc można było bez wątpliwości stwierdzić, do kogo należały – wyjaśnia.

    Marszałkowa ostatecznie osiadła w Monte Carlo. Jeszcze wiosną 1941 roku przyjechała na Węgry, nad Balaton, by spotkać się z mężem. To były ich ostatnie wspólne chwile. W październiku Śmigły-Rydz przedostał się do Warszawy. Już nie jako wódz, nie jako żołnierz, ale raczej jako polityk. Według ustaleń Dariusza Baliszewskiego podjął rozmowy z Niemcami o utworzeniu polskiego rządu. Rosja była na kolanach, hitlerowskie dywizje dotarły pod Moskwę, spodziewano się, że lada dzień Józef Stalin skapituluje. Marszałek mógł widzieć w tych negocjacjach jedyną nadzieję na odrodzenie Polski. Jednak jego plan się nie powiódł. Dostał wyrok śmierci od polskiego podziemia, zamieniony na areszt i życie w odosobnieniu.

    – Jego rzekoma śmierć na zawał w grudniu 1941 roku została sfingowana – przekonuje Baliszewski. – W kwaterze 139 na Powązkach pod nazwiskiem Adam Zawisza pochowano nie marszałka, a pewnego pacjenta ze Szpitala Ujazdowskiego. Śmigły-Rydz został internowany. Zamknięto go w nieogrzewanej pakamerze. Wtedy odnowiła mu się gruźlica, na którą cierpiał w młodości – tłumaczy historyk. Według Baliszewskiego choroba szybko przerzuciła się na gardło i była zbyt zaawansowana, by dało się spowolnić jej postępy. Marszałek zmarł 3 sierpnia 1942 r. w szpitalu w Otwocku. Pozostawił po sobie jeszcze jeden skarb – pamiętnik, w którym zapisywał swoje myśli, spostrzeżenia i oceny osób, z którymi się stykał. – W ostatnim stadium choroby bardzo cierpiał, dusił się, nie mógł mówić. Pamiętnik to była jego jedyna forma komunikacji ze światem – dodaje Baliszewski.

    Wyprzedane pamiątki

    Pewnego jesiennego dnia 1943 roku do drzwi mieszkania Marty Rydz zapukał Eugeniusz Ejgin, oficer z kancelarii Śmigłego-Rydza. Zgodnie z ostatnim życzeniem swego dowódcy przywiózł jego przedśmiertne zapiski. Marszałkowa miała już coraz mniej pamiątek po mężu. Wyprzedawała je, zastawiała w lombardach. Jak opisywał we wspomnieniach były polski attaché wojskowy w Rzymie, pułkownik Marian Romeyko: „Przeszło lat wiele, podczas II wojny światowej i po wojnie pozostawałem we Francji, na farmie, w pobliżu Monte Carlo. Mimowolnie byłem więc dobrze poinformowanym świadkiem, jak całe prywatno–państwowe mienie ostatniego marszałka Polski było wyprzedawane – hurtem i w detalu, na lewo i na prawo”.

    I tak w 1950 roku Marta Rydz pozbyła się należącej do męża pięknej karabeli z XVIII wieku. Był to dar od ministra spraw wojskowych generała Tadeusza Kasprzyckiego wręczony 11 listopada 1936 roku podczas defilady z okazji nominacji Śmigłego-Rydza na marszałka Polski. Szablę kupił za 750 tysięcy franków (ówczesną równowartość ok. 1500 dolarów) polski przemysłowiec Stefan Czarnecki, który w 1970 roku przekazał ją do Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie. Jednak większość wywiezionych w 1939 roku rzeczy marszałka przepadła. Zaginął także jego pamiętnik.

    Adam Sikorski ma nadzieję, że jeszcze się uda ocalić część wartościowych przedmiotów po Śmigłym-Rydzu. Wierzy, że w Ludwinowie, pod piwnicą nieistniejącego już pałacyku, spoczywają w ziemi skrzynie, które wciąż czekają na wydobycie. I że wkrótce będzie mógł ogłosić, co kryje zapomniany skarb marszałka.

    PS Baliszewski – o ile dobrze pamiętał – podawał, że chodziło o pamiętniki Rydza, który z angielskiej poręki miał być polskim Quislingiem.

  5. Oni wszyscy jacyś tacy.

    http://ciekawostkihistoryczne.pl/2012/11/10/ignacy-moscicki-zamachowiec-samobojca-i-zyciowy-nieudacznik/

    Zbolali, rozdygotani i lewi do pracy.
    Ochrana niby o nich wie, ale jakoś pozwala drapnąć do demokratycznych krajów, gdzie z lubością oddają się kontemplowaniu rozterek będąc na utrzymaniu swoich kobiet oczywiście.

  6. Skoro „rabusie” pokawałkowali ciało to można przypuszczać różne rzeczy. Jeśli dowodem na to, że było to ciało Rydzowej była rzadka o tym czasie w Europie amerykańska nylonowa bielizna, zakupiona w Los Angeles przez jej przyjaciółkę z USA, to mogło być to równie dobrze ciało jakiejkolwiek innej kobiety.

  7. Z takich frywolnych kobiet (przynajmniej tak siebie przedstawia) to jeszcze Czajka – Stachowicz, ale pamiętników nie napisała z pobytu np. w partyzantce lubelskiej (w którym oddziale?)

  8. A ostatni komentarz pod linkowanym artykułem jest taki:
    Pan Janicki,autor tego paszkwilu ma zdaje sie bardzo antypolskie wrecz bolszewickie poglądy.

  9. Drogi Coryllusie, myślisz, że opis towarzyskich aspektów życia opozycji w PRLu, zwłaszcza pogrobowców z KPP w KOR, różnił by się czymkolwiek od prywatnego życia socjalistów wszelkiej maści na przełomie XIX i XX w.?

  10. Co do elit polskich i zachodnich to dno.

    XX wiek moim zdaniem jest założeniem nart zjazdowych przez Europę i szusowaniem do diabelskiej otchłani. Na naszym oczach cały system doszedł na skraj przepaści i nie widać odwrotu od tego zjazdu do przepaści.

  11. Ciekawy blog. I na wysokim poziomie .Ale oprócz żółci przydało by się trochę polotu.

  12. Przykłady proszę.

  13. Ciekawy komentarz. Tyle, że zamiast polotu, wylało się trochę żółci.

  14. to nie zolc. Po prostu sie facet spierdzial.

  15. Proponuję wszystkim aby sobie przypomnieli śmierć człowieka o ksywie „Pershing”, a zwłaszcza to co się dzieje w sekundy po tym zdarzeniu.
    „Pershing” był w towarzystwie tzw. „panienki” co sugeruje w mediach, że to była zwykła najęta kurwa z burdelu.
    Otóż sytuacja jest taka, że zabójcy odstrzelili „Pershinga”, nie ruszyli rzeczonej „panienki”, lufy jeszcze nie ostygły po strzelaninie, a „panienka” przystąpiła do czynności operacyjnych.
    Pierwszą rzeczą jaką zrobiła było wyjęcie i zniszczenie karty SIM z telefonu świeżego nieboszczyka.
    No więc nie ma takich możliwości, żeby zwykła „panienka” z agencji towarzyskiej była w stanie coś takiego zrobić. Zwykła panienka trzęsie się od strzału adrenaliny przynajmniej przez pół godziny od takiego zdarzenia.
    Ta „panienka” to wyszkolony oficer służb, tylko osoba gruntownie i specjalistycznie przeszkolona jest w stanie coś takiego zrobić.

  16. a jaki sens ma niszczenie kart SIM?

  17. To nie była zwykła panienka z burdelu, lecz jego stała konkubina, co nie znaczy oczywiscie że jedyna. Zapewniam Pana , że jest to taki typ panienek że w takich sytuacjach doskonale sobie poradza , chyba że pan wierzy w zeznania typu, że „ja nie wiedziałam co on robil, nigdy mi nic nie mówił i nic nie widziałam, był dobrym i uczynnym człowiekiem co staruszki przeprowadzał przez jezdnie.”

  18. Bo jak właśnie chyba Masa zauważył byli mafią trzepakową, i myśleli, że jak simkę zniszczą to są nie do namierzenia 😀

  19. A tobie U1 przydałoby się trochę peyotlu, może byś zaczął gadać z sensem

  20. I znowu… nokautujacy wpis!

    …”trupem wprost zalatuje i perfumami z burdelu czesc polskiej tradycji niepodleglosciowej. Ta czesc,
    ktorej nikt nie opisuje bo wszystkim sie zdaje, ze jak bedziemy dumni z naszej przeszlosci, to
    w przyszlosci czekaja nas sukcesy.”

    Trafiony !!! Zatopiony !!!

    Panski postulat na dzis – „Literatura, historia i tradycja sluza wychowaniu” – jest jak zawsze
    doskonaly… to jest rowniez doskonaly postulat dla Dobrej Zmiany… PAD’a, PBS, Pana Kaczynskiego,
    Pani Minister Zalewskiej, Panow Ministrow Macierewicza i Waszczykowskiego !!!

    …”Postarajmy sie nie wychowac idiotow i przestepcow – to bedzie najwiekszy polski sukces”…

    Wlasnie tak… i przestanmy zajmowac sie… wojnami, powstaniami, rewolucjami, lepszymi jutrami…
    itp. bzdurami… bo z naszej „dumnej przeszlosci” coraz mocniej… j.bie trupem i perfumami z burdelu…
    i tego syfu nie da sie juz… dluzej zniesc!

  21. …”Teraz zona Rydza.”… sfery dyplomatyczne… rauty… bankiety,.. prasa opozycyjna…

    Ja juz nie chce az tak daleko siegac pamiecia… ale dzis nic nie uleglo zmianie… powiedzialabym,
    ze jest jeszcze bardziej „na bezczela” i „po chamsku”… wiecej jawnego qrestwa

    Aktualny przyklad MP Francji pajac Hollande Francois… najpierw partnerka Sygolene Royale,
    4 lata temu romans z dziennikarka Valerie Trierveiler… a teraz… to juz 3 lata temu „romantyczny
    i zakochany” Francois „na motorku” pedzil w nocy do kochanki aktorki Julie Gayet… taki zdolny
    do „poswiecen”… i dla Francji… i dla UE… i dla kochanki !!!

    Sarko wcale nie lepszy… ale siadl troche na doopie… po „wystepach” z Cecile zwiazal sie
    z koszerna skandalistka Carla Bruni… co i rusz jakies brudy mu wyciagaja… bo stary „parkinson”
    szykuje sie na „prezydenta”… ale watpie… chociaz u tych degeneratow Frankow wszystko
    mozliwe.

    A prasa co na to??? A nic !!! Udaja, ze… ca va bien!

    A nasze rodzime „podworko”… stary, zapijaczony, pol-magister Kwach, Bolek Waleza,
    Szczynukowycz… Kazimierz „atrakcyjny” Marcinkiewicz, Wipler, Hoffman Adas, Jacus Kurski,
    poslowie z PiS’u Tarczynski i reszta…

    … Co na to media? Przeciez w Polsce nie ma mediow… ze, co… merdia Sssakiewicza…
    etyczna redaktor Hejke… rozwiedziona, romansujaca ze sp. Kurtyka, wreszcie partnerka
    red. Rachonia ze slynacej z moralnosci TVP Kurskiego… a moze redaktor Kania, ex kolezanka
    Dochnalowej – przeciez to farsa… na dodatek cale swoje „qrewskie wzmozenie” przerzucili
    na… patriotyzm… przeciez to zgroza!

    Wszyscy sie doskonale znaja i w tym samym szambie taplaja… i wszyscy doskonale znaja
    granice do ktorej moga sie posunac… coby nie skonczyc jak Rydzowa.

  22. taaa…. widzialem zdjecia Hollane’a w pilotce jak zapierdzielal na tym motorku. To sa kolesie w krotkich spodenkach, pierdoly wyniesone na piedestal. Nie ma szans, zeby Putinowi ktokolwiek zrobil takie zdjecie. Glownie z powodu, ze jemu to panny na srebrnych tacach przynosza.

  23. polotem jest to, że udaje się taka tematykę wbić w życie publiczne, a do tego czyta się to momentami z wypiekami na twarzy,- bo to zupełnie inaczej konstruuje kulisy i przebieg zycia w Polsce i nie tylko,

  24. kulisy tzw. Pruszkowa, Fundacji Pro Civili [FPC], Skoku Wołomin, były i są wykonywane wg ujawnianych przez coryllusa mechanizmów; grupy przestępcze sa tworzone, organizowane i zarządzane oraz dykontowane wykonawczo przez poszczególne ośrodki władzy/wpływów/..; przykład: w 2014r.zapadł wyrok po 13 latach [poszukiwań, działań operacyjnych, ..] wobec szajki wyludzającej VAT – wnioski procesowe? grupa byla organizowana i wyposażane w dane [dokumenty, dane osobowe, ..] przez aparat skarbowy [dwa województwa w dzialaniu] a w tle rozgrywka rezydentow wokól FPC, a kasa juz daleko, metodyki są takie same jak za ochrany/ub/sb/..;- skala powiązań jest dla normalnie ukształtowanego obywatela niewyobrażalna;- zbudowane państwo jest twórczym rozwinięciem najbardziej patologicznych zjawisk z ostatnich 100 lat; – tutaj i dziś juz Wissaarionowicz poczułby sią zawstydzony własną naiwnością

  25. pierdoły na piedestał – to jest to

  26. ów Masa w jednym z wywiadów wyznal [2013], że nigdy nic nie wiedzial np. o FPC, zatem jego publiczna rolą jest realizacją tzw. wdrukowywania w świadomość społeczną określonych tez, jak fakty nie pasuja do rzeczywistości to tym gorzej dla faktow, np. analiza setek zeznań pokazuje, że treści zeznań sa ustalane poza trybem protokolarnym i że zeznajacy tylko i wyłacznie podpisują protokoły, z ktorych udaje im sie zapamietać ok. 60% treści, natomiast prasa jest wyposażana w komplet scenografii [patrz: WSumliński]; sądownictwo/prokuratura/skrbówa/.. w RP działają wg tej samej zasady; np. 2016- wygrana apelacja z zarzutem, że sędzia przywołuje fikcyjne [nie istniejące] orzeczenia jako podstawę wyroku;- to już nawet 'przerasta’ wydźwięk publikacji coryllusa,

  27. ta klasyczna mafia przynajmniej dba o swoje ofiary jako źrodło dochodu – nie likwiduje się podstaw egzystencji; wspólczesna RP likwiduje swoje podstawy egzystencji jako emancję nowych doktryn ideologicznych, wykonanie takie jak historia uczy

  28. 2012 Warszawa NSA na sali sądowej radca prawny Dyrektora izby Skarbowej wyrazil zdziwienie, że jestem osobiście, pytanie: dlaczego tak sądzi? – konsternacja – no wie Pan, jechaliśmy pociągiem i myśleliśmy, że jak Pana tam nie ma to Pana nie będzie w W-wie, [świetnie wiedzial, ze nie jeżdzę pociągami ale nie wiedział, że komórkę zostawiłem w Krakowie, wot agent k… jego mać]

  29. „Trzeba sobie zawsze jakoś radzić, powiedział baca i zawiązał but dżdżownią”.

    Hollande musiał zostać prezydentem bo wytypowanego na to stanowisko DSK spotkały niemiłe przygody.

    14 maja 2011 został zatrzymany w Nowym Jorku na pokładzie samolotu linii Air France i następnie tymczasowo aresztowany w związku z zarzutem napaści seksualnej na pokojówkę[6]. 18 maja 2011 Dominique Strauss-Kahn, nieprzyznający się do popełnienia tego czynu, złożył rezygnację z pełnienia obowiązków dyrektora MFW[1][7]. Wkrótce zezwolono mu na tzw. areszt domowy, który uchylono 1 lipca 2011[8]. Ostatecznie zarzuty wobec byłego już szefa MFW w tej sprawie zostały wycofane wobec uznania przez prokuratorów zeznań pokojówki za niewiarygodne w zakresie zmuszenia do stosunku seksualnego. Dominique Strauss-Kahn został w tym samym czasie pozwany o próbę zgwałcenia w 2003 przez francuską dziennikarkę Tristane Banon[9]. Przedstawione zarzuty uniemożliwiły mu w praktyce start w wyborach prezydenckich w 2012, w których miał zamiar wziąć udział[10].

    No i tak Francuzi za prezydenta mają facia na skuterku, w pilotce.
    Ominął ich natomiast zaszczyt, żeby ich pierwszą damą została, Rotshildowna z domu, Anne Sinclair.

    Swoją drogą jak bardzo to wszystko jest ze sobą powiązane, można było zaobserwować właśnie kiedy DSK został złapany. Wszyscy w medialnej Polszcze się tym zamartwiali. Czerwonousta pani profesor podpowiadala z Warszawy zrobić, żeby go nie wsadzono do aresztu z innymi więźniami. Jakby to byli murzyni, to by go pewnie poadorowali po kolei, jak on tę pokojówke. Ale doprawdy wszyscy, jak dziś widzę ten ten jaskółczy niepokój. Redaktoreczki z TVP INFO, TVN, Polsatu, starzy i młodzi, politycy, socjologowie. Wszyscy wiedzieli kto zacz ten DSK i jaki jest ważny.

    Bardzo dobrze, że wpadł. Z nim było by jeszcze gorzej, bo ten dziad ma łep jak sklep, a Hallande to budyń, śmieszny w swojej głupocie.

  30. Tak… pani Rozalio… wszystko sie zgadza… a na miejsce tego
    starego, koszernego knura i zboka DSK… „wypromowano” pania,
    rownie koszerna Christine Lagarde, ktora moze z rok temu, a moze
    nie udzielila ekskluzywnego wywiadu telewizyjnego, w ktorym
    nt. kryzysu ekonomicznego i gospodarczego europejskiego, swiatowego, wypowiedziala sie… mniej wiecej tak, ze… wlasciwie
    ona jako MFW uwaza, ze… kryzys bedzie permanentny, ze…
    na kryzysie tez mozna zarabiac !!!… no i ze… globalnie to…
    im gorzej tym lepiej !!!

    Wiec juz sama sie okreslila ta chora debilka, zlodziejka
    i kryminalistka… a, „czerwonousta” to lepiej co moze zrobic to…
    morda w kubel… kogo to jeszcze interesuje co ta donosicielka
    i sprzedawczyk ma do powiedzenia.

    Tak, ten francuski „budyn” to rzeczywiscie dno i kompromitacja…
    tu praktycznie tylko takie czerwone, wykolejone budynie…

    … z wyjatkiem Arabow, islamistow, ktorych tutaj juz jest zdecydowana
    wiekszosc… co bylo widoczne… wszem i wobec podczas wczorajszego meczu finalowego, gdzie w druzynie „francuskiej”
    bylo… az 4 bialych graczy na 11 !!! Plus… jeszcze bialy trener
    Dechamps… chyba ostatni albo przedostani… to kwestia czasu!

    Tak DSK… to przy tych dzisiejszych „wielkich” politycznych petakach
    to KTOS.

  31. Jak to jest z tymi telefonami, uświadomiła wszystkich dopiero sprawa, Janusza Kaczmarka, który się meldował Krauzemu na 40 piętrze hotelu „Mariott”. Lato rok 2007.

    Wcześniej to tylko niektórzy wiedzieli „jak to się robi”. Myślę, że to i jeszcze, powiedzenie głośno o dronach, przy sprawie Leppera, które konsekwentnie GW nazywała samolocikami, było bardzo cenne dla opinii publicznej.

    W takiej robocie, najlepszym fachowcom czasem coś się popruje po szwach.

  32. Dzięki za ocenę . Jednak warto popracowac nad stylem . Chciałbym aby teksty pana Gabriela spopularyzowac , aby dotarły do szerokiego grona odbiorców.
    A nie tylko do kilku potakiwaczy.

  33. Niech U1 spi spokojnie i nie martwi sie stylem ani popularyzacja tekstow
    pana Gabriela… one doskonale docieraja juz do tych co trzeba…

    … kilkoma potakiwaczami tez niech sie U1… z laski swojej nie trudni!

    Merci d’av!

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.