Jak wszyscy dobrze wiedzą na kartach pism filozofów greckich, Platona szczególnie, kwestii uwodzenia nieletnich poświęcono sporo miejsca. Nikt jednak nie policzył dokładnie ile, albowiem wszyscy udają, że tego nie widzą. Wszak to Platon. Nie można doń podchodzić z jakimiś barbarzyńskimi intencjami, trzeba się odpowiednio nastawić, nastroić wewnętrznie, żeby zrozumieć dokładnie założenia jego filozofii. Taka metoda jest udziałem prawie wszystkich, a na pewno jest udziałem wszystkich tłumaczy Platona. Jest to właściwie maniera, bez której w ogóle nie można sobie wyobrazić czytania dzieł tego autora. Platon ma charakter relikwii i w zasadzie nikt nie czyta go ze zrozumieniem, albowiem wszyscy przykładają do tej treści skonstruowaną nie wiadomo kiedy i gdzie miarę, to znaczy podkreślają czysto spekulatywny charakter tych rozważań. I to mimo, że jest tam aż gęsto od treści całkiem nie spekulatywnych. No, ale nie to jest najważniejsze. Jak to wczoraj zostało ustalone najstarszy i najbardziej obszerny zbiór tekstów Platona datowany jest na IX wiek po Chrystusie. Czyli od śmierci Platona minęło około 1300 lat, a przez ten czas był on kopiowanych przez niezliczoną ilość skrybów, działających na czyjeś zlecenie i samodzielnie. Współczesnym zaś interpretatorom wydaje się, że wszyscy ci ludzie działali w poczuciu takiej samej misji, jak oni – czyli udawali starożytnych Greków z epoki klasycznej – nie patrzyli lecz spoglądali, nie chodzili lecz kroczyli, nie zastanawiali się, ale popadali w zamyślenie. Wszystko zaś po to, by dociec prawdy samym tylko umysłem. Żaden inny tekst nie jest chyba traktowany w sposób tak infantylny i głupkowaty, no i bezkrytyczny rzecz jasna. Tylko Platon, albowiem on jest jedną z koron filozoficznych wtajemniczeń. Jednymi z kolejnych są Kant i Hegel. Jak mogliśmy sprawdzić wczoraj tłumaczenie, jakie pozostawił po sobie stary mason Witwicki polegało na przemienieniu Platona w antyklerykała i usunięciu z omawianego tu fragmentu bardzo istotnego zdania mówiącego o tym, że istniały organizacje, które potrafiły – że się tak wyrażę – przerobić ideologicznie, a to znaczy, że także politycznie całe miasta. To są sprawy, o których się Witwickiemu nie śniło, on bowiem zabrał się za Platona, jak przypuszczam, z dwóch powodów – żeby się przypodobać komunistom i żeby poderwać jakieś koleżanki intelektualistki. Nie sądzę, żeby towarzyszyły temu jeszcze jakieś dodatkowe ekscytacje.
No, ale zadajmy wreszcie to pytanie – czy Platon to Platon? Nie wiemy i nie dowiemy się nigdy. Mamy tekst z IX wieku, z czasów kiedy Arabowie próbowali ingerować w życie świata chrześcijańskiego bardzo ostro. Nie znamy okoliczności pozyskania tego tekstu, nie wiemy gdzie się znajduje, ani nie wiemy czy tłumacze Platona w ogóle widzieli go na oczy. Prawdopodobnie nie, albowiem wymóg korzystania ze źródeł, stawiany jest zwykle innym, tym mniej wtajemniczonym, żeby nie posunęli się czasem gdzieś za daleko, tylko ugrzęźli na początku i zaplątali się w sznurówki własnej dociekliwości. Użyjmy więc logiki i zastanówmy się, czy to, co uznawane jest za tekst Platona jest nim w istocie? Trzeba przyznać, że dociec tego nie umiemy. Możemy to bowiem jedynie porównać z późniejszymi tekstami. My tutaj nie wiemy, z którego roku pochodzi kolejna wersja i z czyim nazwiskiem jest związana. To są okoliczności aż proszące się o jakieś solidne śledztwo. Takich rzeczy jednak nikt nie przeprowadzi, albowiem dzieje ksiąg Platona nie interesują – jak zgaduję – badaczy. Ich ciekawi jedynie to, co Platon napisał oraz jak tę treść można przerobić na użyteczne dla siebie memy, udające tłumaczenie, a także stanowiące wstęp do jakichś rytualnych, filologicznych dyskusji. Nie wiemy kiedy i gdzie interpretatorzy tego co uważane jest za Platona organizowali uczty na wzór platoński i zapraszali nań nieletnich w celach seksualnych. Możemy jednak przypuszczać, że tak było, albowiem człowiek rzadko kiedy jest w stanie wyzwolić się od pokusy.
Zakładamy jednak, że mamy do czynienia z prawdziwym Platonem i ma to potwierdzenie w jakichś późniejszych, niezależnych opracowaniach, przyczynkach i wspominkach o charakterze analiz. Widzimy jednak, że możliwe są liczne nadużycia interpretacyjne tego tekstu, z których najważniejszym w naszym języku jest nadużycie Witwickiego. Nikt tego tak oczywiście nie nazywa, a stary satanista Nowicki, teść posłanki Nowickiej i dziadek tego nadającego z kibla komunisty, co się teraz zwąchuje z moskiewską prawicą, określił to słowami bardzo uwodzicielskimi. Powiedział, że to jest jakaś interpretacja doskonała pod względem psychologicznego realizmu. Niech więc może jacyś filozofowie praktycy wyjaśnią nam tutaj za pomocą metody spekulatywnej, cóż to jest ten psychologiczny realizm?
Pisałem tu niedawno o takim fragmencie dzieła prof. Giovanniego Reale, w którym autor pisze wprost, że to należy oczyścić filozofię z różnych naleciałości, żeby odnaleźć jej klasyczną formę. Cóż to dokładnie znaczy? No chyba tyle, że należy dokonać takich manipulacji, żeby wreszcie uzasadnić to, co było przedmiotem fascynacji różnych XIX wiecznych oszustów podających się za filozofów, filologów, znawców antyku itp., itd.
Innego wyjaśnienia tej formuły nie widzę. Badania filologiczne bez badań historycznych mają tyle samo sensu, co ocenianie Szekspira poprzez jego sztuki, a Gomułki poprzez jego referaty. Czyli w ogóle nie mają sensu. Stoją tu u mnie na półce – a propos Szekspira – niemożliwie pretensjonalne dzieła Stanisława Helsztyńskiego. Jedno nosi tytuł Człowiek ze Stradfordu, a drugie Moje szekspiriana. One stanowią wręcz idealny przykład oczyszczenia Szekspira z wszelkich naleciałości, bo zostało w nich tylko to, co było autorowi potrzebne do robienia akademickiej kariery w komunistycznym państwie. Nie wiem czy pamiętacie, ale na konferencji w Wąsowie, dowiedzieliśmy się od prof. Tyrjanowskiego, że Szekspir był zawołanym sokolnikiem, pozostawił po sobie uznawany za wybitny traktat na ten temat. To jednak badaczy humanistów nie interesuje, albowiem coś takiego jak sokolnictwo nie pasuje do ich wyobrażenia o autorze wielkich dramatów. To są jakieś niegodne artysty i filozofa paprochy, którymi nie wolno się kalać. Tak mniej więcej wygląda mechanizm tej manipulacji, której jesteśmy poddawani stale w trakcie studiów uniwersyteckich i później. Oszuści i agenci bez jasnej przeszłości, albo wręcz z przeszłością zszarganą stroją sobie skronie w laury i manipulują istotną dla całego systemu treścią tak, by usunąć z niej wszystko, co ma choćby pozór prawdy. Zostawiają zaś tylko spekulację, w sensie dosłownym. Ten proceder trwa bez przerwy i jest doskonalony, albowiem ludzie są bezradni wobec metody. Ta zaś polega na ich pozornym wyróżnieniu i wtajemniczeniu. W jaki sposób? Nie wiem. Na ucztach składkowych u Platona, polegało – pardon – na dymaniu małolatów. Co tam się robi teraz, nie mam pojęcia. Najciekawsze jest to, że w format ten wprasowano dziś także naukę Kościoła, a księża i ludzie świeccy, którzy szukają prawdy w postawa i pismach jakichś oszustów, są wobec niego bezradni. Oto przykłady:
https://www.youtube.com/watch?v=X0OhH6PbfkQ&t=1667s
https://poland-a.prod.fsspx.org/pl/news-events/calendar/xiv-konferencja-edukacji-klasycznej-79095
Czarnoksiężnik Lisicki z udziałem duchownych oraz oszalałych wyznawców rozprawia się z błędami w nauce Benedykta XVI. I miesza do tego jeszcze – wprost w charakterze gwaranta i uwodzicielskiego charyzmatu – św. Tomasza z Akwinu. Tłuszcza zaś wyje ze szczęścia. Misteria eleuzyjskie po prostu.
Na dziś to tyle.
Dzień dobry. „Tak żem czuł” – jak mówią moje dzieci, to znaczy moja wieloletnia lektura różnych tekstów jakie wpadły mi w ręce w zasadzie doprowadziła mnie już wcześniej do podobnych wniosków. Pańska zasługa, Panie Gabrielu, to synteza, pozwalająca wyłuszczyć to w krótkich słowach. Niestety, już nie koleżankom intelektualistkom, cóż, wiek nie ten a i gatunek ten wymarł już chyba. Szczególnie dojmujący zaś jest fakt, że inkryminowana banda robi to wszystko za nasze pieniądze, zdzierając uprzednio haracz fiskalny, by potem na różnych orgiach dzielić się ukradzionymi nam pieniędzmi. Boże, ty widzisz…
Tak, chodzi o ukrycie redystrybucji pieniądza
– no właśnie, idąc dalej tym tropem można podsumować to tak, że ci niczego nie przypuszczający starożytni Grecy, którzy dla swoich, często niepięknych celów produkowali te swoje teksty, pewnie bez większej nadziei, że ktoś je będzie brał poważnie, stali się rekwizytem w rękach gangsterów późniejszych, stanowiącym zasłonę dymną, za którą odbywa się do dziś rabunek. Ot, nadbudowa i baza…
Wszyscy ci ludzie byli zaangażowani politycznie, dziś zaś cała para idzie w to, byśmy uwierzyli, że nie byli
– no bo oni mają być świętymi naszych czasów, a polityka jest be. Tak już jest, mamy tak myśleć i nie próbować niczego zmieniać, tylko się modlić do Platona. A czasem urządzić sobie na pociechę jakąś orgię dla ubogich…
Problem w tym , że także nauka Kościoła zbudowana jest na Platonie. Bez odwołania do niego nie było by Ojcow Kościoła. Augustyn w swoim retorycznym uniesieniu nazwały go wręcz „bogiem”, bo o ile bardziej prowadzi on do poznania prawdziwego, jedynego Boga, niż fałszywi bogowie. Przytaczam wypowiedź z pamięci, bo nie mam książki w domu, ale dość wiernie.
Oczywiście dodał że fałszywi bogowie odwodzą od poznania Boga.
– jeśli tak istotnie było, to nic dziwnego, że potem Luter wyrósł właśnie w zakonie Augustianów. „Po owocach ich poznacie…”
Koniecznie z udziałem nieletnich, żeby kompromaty zebrać
Niech pan wróci do pojęcia ziaren prawdy
Jak podał Brian A. Catlos, w początkach IX wieku, w Andaluzji, emir Al – Hakama, „kierując się intelektualną pasją” stworzył ogromną bibliotekę. Gromadził w niej dzieła starożytnej Grecji, Rzymu, Persji, Indii, zamieścił też to co pozostało po Wizygotach i oczywiście to, co powstało na arabskim Wschodzie. Uczeni, tłumacząc pogańskie twory, starannie je korygowali, bo bali się ortodoksów islamskich. Ciekawa rzecz, strasznie tam nie lubiano łaciny.
Upraszcza pan. Na Augustynie wyrósł cały Kościół łacińskie. A grecki na Ojcach kapadockich. Też platonikach
Zapomniałam dodać, że wszyscy tam pielgrzymowali po wiedzę, nawet przyszły papież Sylwester II.
Augustyn był pod wpływem Platona. Oczywiście chodziło o precyzję i elegancję wypowiedzi, której brak było w języku plebejskim. Dlatego przekład Hieronima , Biblii na łacinę był tak ważny dla elity, szukającej Boga. Inna rzecz, że Augustyn nie znał greki. Znał wyłącznie przekłady.
Ciekawe co dokładnie czytał Augustyn i jak się to ma to tego co my uważamy za Platona
Niech pan poza wszystkim porozmawia z jakimiś duchownymi
Ciekawe jak korygowali
Wspominał o tym w Wyznaniach i wydaje się, że nigdy nie przeczytał żadnej książki Platona – to znaczy żadnego dialogu ani listu (swoją drogą, większość badaczy uznaje listy za nieautentyczne, poza 7, w którym sporo mówi o swoim politycznym zaangażowaniu w Syrakuzach. Inni twierdzą, że 7 też jest nie autentyczny. Ale wiadomo, jak to jest z tymi badaczami…) Augustyn czytał przede wszystkim Cycerona oraz tzw. neoplatoników – Porfiriusza i Plotyna. U tych autorów, mówiąc najogólniej, są komentarze, omówienia i interpretacje tematów z dialogów Platona. Niektóre z tych traktatów były pożyteczne dla Augustyna, ale to nie oznacza, że przyjmował je bezkrytycznie. W ogóle jego nastawienie do tradycji starożytnej nie było aż tak pozytywne, jak się czasami uważa.
Mówienie, że Augustyn jest „platonikiem” i przez to cały Kościół jest zbudowany na platonizmie to raczej przesada. Teologia potrzebuje filozofii jako narzędzia i Augustyn w ten sposób wykorzystał niektóre elementy platonizmu. Ale to nie oznacza, że uważał, że trzeba koniecznie znać Platona żeby być chrześcijaninem. W pewnym sensie chodziło o to, że chrześcijaństwo jest najlepszą filozofią, lepszą od platonizmu. Nazwanie Platona „boskim” mogło być tylko grą słów, bo poprzedni autorzy tak go nazywali. Na pewno Augustyn gdzieś (chyba w Państwie Bożym) napisał, że platonicy są najgorsi, bo chociaż ich filozofia pozwala im na przyjęcie chrześcijaństwa (w przeciwieństwie do sceptyków albo stoików-materialistów), to i tak tego nie robią. Przez pychę, bo w ich oczach chrześcijaństwo jest dla prostaków.
Nie podano, ale środowisko było bardzo ekumeniczne, pewnie każdy coś od siebie przemycił. Z tego co tam napisano można się zorientować, że to była wielka wywiadownia. Jeździli po całym świecie i zawsze coś tam skubnęli. A to jedwab, a to figi… Ciekawa jestem tylko czy pieprz sami kupowali czy mieli pośredników?
Za tego papieża przyśpieszyła budowa struktur kościelnych w Polsce. I nic dziwnego, po tym co tam zobaczył.
Dziękuję
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.