gru 152018
Ponieważ jadę dziś do akademii Wnet, nie zostawię Wam tekstu, ale fotoreportaż z Tłokini przygotowany przez Michała, który wykorzystał do tego zdjęcia Irka. Wszyscy będą mogli się zobaczyć i sprawdzić czy wyglądają rzeczywiście świetnie. Bo ja myślę, że tak. Wszyscy wyglądaliście znakomicie i atmosfera była szampańsko-kosmiczna. Jak wrócę po południu to posłuchamy wywiadu z prof. Kucharczykiem.
Nic dodać nic ująć.
Zgodnie z regułami pisania scenariuszy do seriali tasiemcowych, konferencja w Tłokini ani o milimetr nie przybliżyła nas do odpowiedzi na pytanie, czym właściwie jest nacjonalizm i jak należy oceniać to zjawisko. Wiedziony ciekawością podchodzę więc do biblioteki, wyciągam z półki Pismo Święte, otwieram stronę na chybił trafił i czytam: „Będziesz miłował bliźniego swego, jak siebie samego”. Bliźni to znaczy najbliższy – der Nächste, neighbour, il prossimo, a więc mam kochać żonę/męża, dzieci, czcić rodziców, lubić krewnych, szanować sąsiadów, znajomych, żyć w zgodzie z rodakami i nie wszczynać waśni z nie rodakami. Im ktoś bliższy, tym pełniej można go kochać. Nie można kochać sąsiadki/sąsiada w ten sam sposób, jak kocha się żonę lub męża, bo byłoby to niezgodne z przykazaniem miłości, natomiast tak czynią poganie, szczególnie ci korzystający z serwisów randkowych w internecie. Zatem Polaka będę miał rad bardziej, niż Niemca, Niemca bardziej, niż Francuza czy Anglika, a Rosjanina bardziej, niż Japończyka, ponieważ ewentualny afekt idzie w parze z wiedzą na temat obiektu zainteresowania, a także bliskością w sensie fizycznym, geograficznym, kulturowym, religijnym. Chrześcijanin nie ma obowiązku kochać jednakowo, ani w ogóle, wszystkich ludzi, którzy zamieszkują Ziemię, albowiem każdy będzie zdawał rachunek sumienia z jakości relacji z najbliższymi w wymienionej kolejności.
Zawsze przewrotna i sprzeczna z naturą doktryna diabelska powiada: „Będziesz kochał dalszego swego, jak siebie samego”. A więc rozejdź się z żoną/mężem, dzieci wyślij do przedszkola lub na zajęcia dodatkowe, pokłóć się z sąsiadem i krytykuj stale swój kraj oraz otwórz się na egzotykę, nieznane, nowe, na przybyszów z daleka, których widzisz po raz pierwszy i nic o nich nie wiesz.
Polskie władze prowadzą właśnie taką diabelską politykę: mamy w rezultacie spory z sąsiadami i egzotyczne sojusze z zamorskimi potęgami. Obowiązkiem wykształconego katolika, Polaka jest znać w pierwszej kolejności język niemiecki i rosyjski, ewentualnie czeski. Znana podróżniczka, celebrytka z telewizji TVN adoptuje dzieci z dalekich zakątków globu w myśl zasady „kochaj dalszego swego”, lecz ani te dzieci nie będą szczęśliwe poza swoją ojczyzną, ani nie będą szczerze kochane, bo żeby kogoś kochać, to trzeba tę osobę dobrze znać (zob. encyklika Fides et ratio – et amor).
Chrześcijanin nie może zignorować nakazu miłości bliźniego i zamienić tej zasady na przewrotne „kochaj dalszego swego”.
Osobnym tematem jest miłość nie chciana. Nie chcielibyśmy bowiem, żeby kochali nas zbyt mocno i dosłownie nasi rodzice, Niemcy, Rosjanie, Amerykanie, osoby tej samej płci lub innego wyznania, księża, pedagog, kierownik chóru albo niewyżyty trener klubu sportowego lub żeby nas zmuszano do okazywania miłości, gdy nie mamy na to ochoty. Wspomniana bliskość, która implikuje prawidłową miłość, jako prawo do kochania i bycia kochanym, musi być zgodna z ograniczeniami prawa naturalnego stosownie do każdego rodzaju relacji, w tym również do relacji tworzących wspólnotę narodową.
Ksiądz Jacek Międlar załatwiłby temat nacjonalizmu w pół godziny, natomiast nie sądzę, że w najbliższym czasie mógłby być zaproszony na konferencję mimo pożądanej przez organizatorów oszczędności czasu i zwięzłości argumentacji. Dodatkową zaletą księdza prelegenta byłoby to, iż byłby dobrze słyszalny nawet bez mikrofonu. Uważam, że mi też udało się całkiem przyzwoicie naświetlić i przybliżyć kwestię nacjonalizmu, choć nieco inną metodą.
Jest widoczny mały problem demograficzny, chociaż na nabożeństwach w kościołach na Zachodzie wygląda to jeszcze gorzej. Nie możemy wchodzić na arkę Noego nie zabierając dzieci i młodzieży, bo to byłoby trochę bez sensu, mało przyszłościowe. Od jakiegoś czasu, kiedy chodzę po księgarniach i pytam o dobre książki dla młodszych dzieci, a następnie rozwijam temat i mówię, co to znaczy dobra książka dla dziecka, to reakcje księgarzy pokazują zupełny brak zrozumienia tematu i wolę już nie poruszać tego tematu. W moim mieście zlikwidowano w ostatnim czasie jedną księgarnię w centrum i zamieniono ją na takie modne ostatnio pijalnie wódki z zakąskami, bo miasto miało za mały dochód z wynajmu bo i Matras też się likwiduje, więc zostanie tylko jedna księgarnia z taką sobie ofertą i Empik, który z wiadomych powodów jest nie do przyjęcia.
Każdy projekt powinien uwzględniać cały przekrój wiekowy z wiadomych względów. Ogólnie, jeśli chodzi o dzieci, to Europejczycy zajmują się dziećmi w Afryce, a lewacy zajmują się naszymi dziećmi.
Nie jest to temat ściśle związany z działalnością KJ, LUL, PGR, ale taka refleksja przy okazji.
Ależ oczywiście, że konferencja zbliżyła, opisała kwestię nacjonalizmu. Pośród wszechobecnej narracji socjalistycznej można sobie było na wyspie w Tłokini spokojnie zapytać np. skąd to odium nad Ruchem Narodowym i czy on naprawdę nie zasługuje na sprawiedliwe i produktywne traktowanie, tudzież czy np. relacje z Niemcami nie mogłyby przebiegać w jakiejś bardziej racjonalnej amplitudzie w ramach doktryny jakiejkolwiek… Etc.
Można przekształcić ostatnią księgarnię w mieście na przykład na kolejny salon pielęgnacji paznokci (z dotacją polską i unijną), ale za Karoniem należałby zapytać: skąd biorą się na to pieniądze i czy malowanie paznokci tworzy PKB? Czy kobieta z pomalowanymi paznokciami ma chociaż więcej dzieci i czy jakość opieki i wychowania w domu jest wtedy większa? Założyłem fundację „Moja rodzina” i przeznaczam małe i większe kwoty na sensowne i celowe wydatki związane z deklarowanym przedsięwzięciem. Marzy mi się, żeby usiąść w Święta w bujanym fotelu i ignorując otoczenie czytać książki. Dzieci wtedy od razu przyjdą i zainteresują się, co robi ojciec. Dobrze by było, gdyby te książki miały więcej zdjęć i ilustracji, a komiksy dodatkowe wkładki z zadaniami dla najmłodszych, np. arkusz z poleceniem: pokoloruj hugenota, albo dorysuj na mapie mury wokół polskich miast w XVI wieku. W pewnym momencie dziecko samo zacznie czytać to, co ma najbliżej pod ręką.
Zauważam nawet pewną schizofrenię (ukłony w kierunku prof. Święcickiego) polegająca na tym, że ostatnio na blogu mówi się prawie wyłącznie o problemach polskich dzieci (przemoc, pedofilia, indoktrynacja), a w tak zwanym realu temat nie istnieje i jest przemilczany. Nie ma konsekwencji w działaniu, nie ma inicjatyw.
Anna Lewandowska, żona tego piłkarza, z wyglądu potwornie się zestarzała, natomiast zdjęcia z Tłokini wyszły świetnie i myślę, że fotograf wykorzystał bardzo dobre warunki oświetlenia – z wielu stron dużo naturalnego światła i rozjaśniająca biel obrusów, lepiej, niż w atelier.
Jest zdjęcie ojca i córki przy obiedzie. Panie Walterze, czy to Pan był na konferencji w koszuli w brązowym kolorze? To obok siedziała córka? Ładna dziewczynka.
Tak, to my. Ja byłem wtedy trochę zmordowany po dwutygodniowej ciężkiej grypie. Córka od razu, jak weszliśmy skomentowała: nie ma książek dla dzieci!, natomiast była zaciekawiona obrazami (reprodukcjami?), które znajdują się na suficie w tej dużej sali wykładowej.
Obrazy umieszczone na suficie w świetliku są widoczne w 3:20.
Mistrzu czyś ty się czasem nie podpisywał wcześniej, w salonie24 nickiem pantryjota?
Bynajmniej. Nie używałem takiego nicku.
Czy wykład we „Wnecie” się udał?
To sprawa tych, co tam przychodzą uiściwszy wcześniej opłatę
Dobrze, że blog jest bezpłatny. Jako czytelnicy czekamy zatem na działania, przemyślenia, wieści z kraju i ze świata.
Coś się waść pultasz w zeznaniach, albo ten wiekuisty krasnoludek już się na dobre w główce zadomowił. Kilka dni temu taką hagadę nam acan zasunął:
Moja córka (9 lat) wysłuchała w Tłokini spokojnie jednego wykładu, kupiła komiks i zawiozłem ją potem do rodziny w Kaliszu. Powiedziałem jej przed wyjazdem, że być może będzie mogła sprzedawać książki razem z koleżanką, ale się rozczarowałem. (https://coryllus.pl/kolejna-pogadanka-targowa/#comment-178965)
A dzisiaj już na zdjęciu ją można zobaczyć, bo do obiadku została, który był po trzecim wykładzie? Z kolejnych też acan nie uronił ani chwili. Musi teleportacja do Kalisza się odbyła.
To jest pantryjota
A jakie jest to Twoje miasto, gdzie zaczynają dominować: wódka i zakąska, bo w Łodzi na słynnej Piotrkowskiej jest już tak samo?
Eteryczna bruneteczka, raczej unikająca fotografowania – to żona Szefa ?
Fajne zdjęcia, fajni wykładowcy, fajna publika, fajny lokal – widać że fajnie było. „5F”
Aligancko ( słownictwo z prozy Sergiusza P.)
To jest Legnica. Ze względu na powszechny upadek tradycyjnych księgarń odkryłem dawny Veritas, obecnie sklep z dewocjonaliami Caritasu Diecezji Legnickiej tuż przy katedrze. Nie wszystkie książki są dobre ze względu na panoszący się modernizm, ale można znaleźć wartościowe rzeczy albo zamówić. Polecam też mszę łacińską w Legnicy w drugą niedzielę miesiąca o godz. 16.00. Wiadomo, że źle się dzieje w Rzplitej, ale są jeszcze perełki, o których warto wiedzieć. Veritas to jest w ogóle ciekawa sprawa (mam nadzieję, że firma nadal istnieje, na stronie internetowej nie ma daty aktualizacji), bo oprócz znanych sklepów z dewocjonaliami prowadzą sprzedaż produktów przez internet i co najciekawsze: robią fantastyczne rzeczy do wykańczania i remontów mieszkań w dawnym stylu. Podpowiadam, że jeżeli ktoś nie ma kominka, albo chciałby obie „strzelić” w domu boazerię, ale taką szlachecką, nie rzemieślniczą z czasów PRL albo kolumny na ganku, to oni mają to w ofercie.
Skoro mówimy o rozwoju miast, to z dzisiejszej perspektywy, gdy na Zachodzi burzy się kościoły albo zamienia je na dyskoteki i meczety, to pierwsza wielka migracja ludności ze wsi do miast odbyła się nadspodziewanie dobrze. Na każdym osiedlu jest kościół. Le Corbusier nie tak wyobrażał sobie nowoczesne jednostki mieszkalne, ale faktem jest, że w komunistyczne władze, choć niechętnie, zgadzały się na budowę nowych kościołów, co byo ewenementem w EUropei wschodniej i zachodniej. Polski Kościół wiedział co ma robić, władze wiedziały co mają robić i wierni również wiedzieli, co jest dobre i słuszne.
Teraz powiem coś, co zapewne sprowokuje do myślenia i podniesie co niektórym ciśnienie. Uważam, że to papież św. Jan Paweł II, który przyjeżdżał do Polski w latach 1980-tych i 1990-tych powinien był się uczyć postaw wiary od Polaków, a nie nas pouczać z pozycji modernistycznej teologii zachodniej i reguł zachodniej demokracji. Papież faktycznie przyczynił się do tego, że Polska stała się Zachodem w sensie kulturowym, ale przyniosło to opłakane skutki. Po 2005 roku nastąpiło załamanie morale, kryzys wspólnoty Kościoła i niekorzystna masowa emigracja Polaków na Zachód ze wsi, małych miasteczek i wielkomiejskich blokowisk, co w porównaniu z tą pierwszą migracją było katastrofą. Powiedziałbym, że to Wojciech Jaruzelski był bardziej patriotą i stał po lepszej stronie mocy, niż św. Jan Paweł II, bo w swoim czasie, po 1989 roku zostawił Kościół w miarę liczny i zwarty, szanowany, dobrze zorganizowany i prowadzący skutecznie powszechną katechezę, a po 2005 roku, po śmierci Papieża, wystąpiły te wszystkie, liczne objawy kryzysu i owoce Jego pontyfikatu okazały się nietrwałe.
Nieee, no teraz…
… to Pan zap*******les jak chory w kubel !!!
Do zadnego myslenia ten Pana belkot mnie nie sprowokowal… ani nawet nie podniosl mi cisnienia… zwyczajnie – maksymalnie mnie Pan oslabil…
… pardon, ale sam sie Pan zaorales… au revoir,
Och, pardon…
Wyjaśnię ten paradoks, ale już nie dzisiaj. Na pewnym poziomie można zrozumieć i zaakceptować to, co napisałem. Pozdrawiam! 🙂
Obawiam się, że niczego już pan tu nie wyjaśni
Chyba pomylił Pan skutki z przyczynami. Kilka pokoleń (dwa – trzy) urodzonych po II WŚ uratował papież Jan Paweł II dla Kościoła Katolickiego. Dopiero po jego odejściu do Domu Ojca, dzieci urodzone w latach 2000 i następnych kiedy już w TV zaczęli dyżurować ks Czajkowski et consortes to na całego zaczęła się pacyfikacja chrześcijaństwa. Już postępowi wyszli z obyczajowego podziemia, oflagowali się na tęczowo i się zaczęło. Który z rodziców 10 lat temu pomyślałby o „tęczowym piątku” albo o czułych zdjęciach córeczek z podstawówki ze smagłymi Azjatami (na wyjeździe, daleko od rodziców) – minęło 10 lat i masz…
Nie myl Walterze skutków z przyczynami. To nie Jan Paweł II jest winien, tylko komunistyczne postępactwo.
Uff….
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.