Wszyscy wiemy jak wyglądają negocjacje przy podziale łupów pokazywane w filmach o piratach. To jest zawsze jeden z najlepszych momentów w takim filmie. Jeden drugiego próbuje oszukać, wszyscy mają noże w rękach, zaczyna się zwykle spokojnie, potem uczestnicy spotkania przechodzą do gróźb, zdarza się, że chwytają za kordelasy albo siebie nawzajem za tak zwany „wsiarz”. Jest przy tym kupa śmiechu, bo na koniec zawsze jakoś dochodzi do porozumienia i wszyscy rozchodzą się do swoich kajut zadowoleni. Warunek zadowolenia jest jeden i nie chodzi wcale o dobrą atmosferę przy stole, chodzi o to, że przedmiotem negocjacji są zwykle rzeczy wartościowe bezwzględnie: pieniądze, kobiety, mapa skarbu, albo dobra broń. Nie ma żadnych wątpliwości, że kłótnia wybuchająca przy podziale łupów jest autentyczna i świadczy o powadze oraz autentycznym zaangażowaniu negocjujących. My, oglądając taki film, śmiejemy się z tych scen, ale źle robimy, bo sceny te wmontowane są w produkcję rozrywkową celowo. Po to, by przekonać nas, że takie zachowania są niestosowne w dzisiejszym świecie. Otóż jest dokładnie na odwrót. Niestety powrotu do starych dobrych czasów, kiedy to rozdzielano dublony na pokładach zdobytych galeonów nie będzie.
Rozmawiałem wczoraj z kolegą, który ma trochę styczności z korporacjami i zamieszkującą je ludnością. Usłyszałem odeń rzeczy dziwne i dość ciekawe, ale zanim do nich przejdę, chciałbym tylko jeszcze przypomnieć, jak interesy załatwiało się w latach osiemdziesiątych. Jak na przykład przebiegała transakcja połączona z biciem świniaka. Była to rzecz krótka i załatwiana po męsku. Mój ojciec zajmował się biciem świń i za to bicie kupował mięso trochę taniej od gospodarzy. Wstawał o 4 z rana jechał pociągiem linii łukowskiej, gdzieś hen na wschód, trzy czy cztery stacje. Tam zabijał prosiaka, wypijał pół litra z gospodarzem i o ósmej rano był już w domu razem z połówką świni. Wszystko musiało być przeprowadzone sprawnie i bez zbędnych ceregieli, bo trzeba było zdążyć na pociąg. Negocjacje trwały pół sekundy, a jeśli idzie o wartość prosiaka w latach osiemdziesiątych, to był on cenniejszy niż jakaś tam głupia mapa skarbów.
Od tamtego czasu obyczaje zepsuły się mocno i to co jest na stole ma mniejsze znaczenie niż to co się dzieje wokół niego. Ja sobie zapamiętałem, z czasów mojej bytności w redakcjach i wydawnictwach, że najważniejszą rzeczą był profesjonalizm. Nikt do końca nie wiedział o co chodzi z tym profesjonalizmem, ale podejrzewam, że o to, by trzymać się standardów narzuconych przez kogoś na określonym obszarze, na przykład w jakimś biurowcu. Myślę, że ja się do tego w ogóle nie nadawałem właśnie przez fakt, że nie rozumiałem profesjonalizmu i związanych z nim ograniczeń, a skupiałem się zawsze na tym co jest na stole – pół prosiaka, mapa skarbów, złote dublony. Nie można było tego robić, bo był to czas kiedy wartość przedmiotu negocjacji leciała w dół, a fakt ten był starannie ukrywany przez lansowanie różnych postaw zwanych profesjonalizmem. To znaczy, że jak ktoś chciał nam ukraść nasze dublony, nie można go było złapać za wsiarz, ale trzeba było powiedzieć coś, co na milę zalatywało tym całym profesjonalizmem. To samo było, pamiętam przy wypełnianiu ankiet, przed przyjęciem do pracy. Było tam na przykład pytanie o ulubione książki. I ja idiota wpisywałem swoje rzeczywiście ulubione książki, zamiast tak jak koleżanki wpisać tam tytuł książki„Płeć mózgu”.
Kolega, z którym rozmawiałem wczoraj powiedział mi rzecz straszną. Oto w dzisiejszych czasach jest jeszcze gorzej. Profesjonalizm jest już nieważny, a liczy się tylko chemia spotkania. Zaczęliśmy o tym dyskutować i doszliśmy do wniosków nad wyraz ciekawych. Jeśli liczy się chemia spotkania, to znaczy, że wszystkie piersiaste negocjantki, potrafiące wyeksponować swoje walory, mają bezwzględną przewagę nad całą resztą. Pod warunkiem, że negocjacje toczą się przy stole i nie widać krzywych nóg. Jeśli bowiem toczą się na przestrzeni otwartej przewagę mają negocjantki długonogie, które z całą pewnością nie omieszkają wykorzystać swoich walorów. To tyle na początek, ale to są spostrzeżenia powierzchowne, które mogą zaciekawić czytelnika młodzieżowego. My, stare zgredy, musimy sięgnąć głębiej. Jeśli liczy się chemia spotkania, to znaczy, że przedmiot negocjacji jest już tak nieprawdopodobnie bezwartościowy, że nie ma w ogóle o czym gadać. Liczą się inne rzeczy, na pierwszy rzut idą walory osobiste negocjantek, ale poza tym jest coś jeszcze. Myślę, że chodzi o transfer gotówki pod stołem, gotówki, która musi być przenoszona z miejsca na miejsce, bo taka jest jej natura, potrzeba dla tego jedynie jakichś dobrych, albo choćby tylko widowiskowych pretekstów. Jeśli jest tak jak myślę, to znaczy, że w takich negocjacjach przynajmniej jedna osoba musi być w ten rytuał wtajemniczona naprawdę i ona musi go prowadzić, tak, by w końcu uzyskać pieniądze za coś absolutnie nieważnego i nie mającego znaczenia. Na przykład za promocję nowej serii dżemów owocowych na miejskich bilbordach w Warszawie. Oczywiście są branże i miejsca, gdzie sprawy załatwia się o wiele dyskretniej i nikt nie organizuje czegoś tak absurdalnego jak spotkania przy stole. No chyba tylko po to, by zobaczyć z jakimi durniami i czym ograniczonymi przyjdzie mu współpracować przez najbliższe miesiące. Jeśli to sprawdzi nie będzie zwoływał kolejnych zebrań, ale zacznie montować jakieś zapory, które utrzymają jego nowych kontrahentów z daleka od piętra na którym urzęduje. Konstatacje takie jawnie prowadzą nas do wniosku, że cała tak zwana kultura biznesu służy temu by zamaskować rzeczywistą wartość przedmiotu negocjacji, ukryć ją, a na jej miejscu zorganizować jakiś teatr kabuki. To jest jednak niemożliwe, bo wszyscy rozumieją sens tego oszustwa. Co więc jest u samego spodu? Myślę, że fakt iż prawdziwi kapitanowie okrętów pirackich nie mogą się ujawnić. Mapa, dublony, broń, wszystko nadal leży na tym samym stole, ale oni siedzą w innej kajucie i palą opium. Negocjacje zaś prowadzą trzeci oficer, bosman i cook. Dzieje się tak, ponieważ ich życie jest dziś o wiele cenniejsze niż w czasach Francisa Drake, cenniejsze niż mapa i dublony, i to o nie właśnie toczą się negocjacje. My zaś nie poznamy nigdy ani jego rzeczywistej wartości, ani ich nazwisk. Pozostanie nam jedynie wiara w to, że najważniejsza jest chemia spotkania.
Zapraszam na stronę www.basnjakniedzwiedz.pl
Tak właśnie jest.
https://coryllus.pl/o-nowych-sposobach-promocji/#comment-142925
Cytuję Valsera:
@Valser:
Rezygnuję z procentu, na organizatora jak najbardziej, zgłaszam się. Zadzwoń, to Tobie przekażę to, czego tu wyrzucić nie mogę, bo by nam świsnęli pomysł. Od razu ocenisz, czy się podoba. Wersja realna sięga głębiej, niż opis tutaj zamieszczony.
Panie Coryllus,
Chca wom bardzo podziekować za to żeście jeszcze dotąd nie wyp…..li tego cudoka- besserwissera a-tema. Jo tu przichodza in s jego kuli. Tokiego pojeba jo jeszcze nie widzioł. Nie wyciepujcie go bo lubia sie pośmiać.
Adam, Bytom-Szombierki, ul. Włodarskiego 10
Pisalem to juz kiedys, ale znow pasuje. Widzialem jak sie z General Electric wywala inzynierow, czyli merytoryczna wartosc korporacji. Okazalo sie, ze to walka „klas”. Przedtem wazni byli ci, co potrafili zrobic radar lub telewizor, czyli inzynierowie. Karbowi, czyli management, byli mniej wazni. Nastapil bunt sprytnych, ale bez talentu i w Harward Sloan School of Business wymyslili, ze meritum (wiedza) to „zasob” (resource), i ze zarzadzanie zasobami jest wazniejsze niz same zasoby. I karbowi, nie majacy pojecia o meritum, rzadza korporacjami przy pomocy „chemii”.
Sam rozumiesz, że muszę cię wyrzucić.
Jak się dobrze zastanowić, to zawsze rządzili za pomocą chemii. Tu arszenik, tam jakieś grzyby, ówdzie cyjanowodór…
Nie wazny jest produkt wazne jest opakowanie.To praprzyczyna 🙂
Piękna konstatacja ! :)))
„Chemia spotkania” tysz pikna.
I fizyka rozstania
Sprzedaż sprzedaż ponad wszystko i wsio jest na sprzedaż też zarządzanie wszelkimi zasobami świat zdobywają zarządzający
Technicy chemicy górą
Technicy i spece nie są górą, ich się już nie zatrudnia, tylko tanio wynajmuje.
Chemia spotkania – fizyka rozstania – historia związku.
Moja koleżanka geolożka uważa, ze mapa skarbów jest bardzo ważna, że to nie o dublony idzie w tych obserwowanych wokół „negocjacjach” pirackich. Im idzie właśnie o mapę .
>oni siedzą w innej kajucie i palą opium…
Tak właśnie wyglądało piractwo berberyjskie. Choć Kongres i prezydenci amerykańscy po serii zniewag i porażek w końcu zdecydowali się zbudować flotę wojenną pod hasłem „Miliony na obronę, ani centa na haracz”, to jednak przez wiele wcześniejszych lat płacili Algierii za zakładników i budowali dla Algierii jako haracz szkunery i fregaty wojenne. Jedna z takich fregat, Crescent z 36 działami, została dostarczona w roku 1798. Na pokładzie wiozła też 26 baryłek srebrnych dolarów i wiele wartościowych prezentów. Łącznie Amerykanie zapłacili haracz w gotówce i sprzęcie wart 992 tysiące dolarów.
> Nikt do końca nie wiedział o co chodzi z tym profesjonalizmem
Teraz wszystko jest profesjonalne. Nawet szczoteczka do zębów. To taki fetysz. Każdy chce być profesjonalistą, nie mia miejsca dla amatorów. Przy czym, co zabawne, profesjonalizm utożsamiany jest oryginalnością, choć co do zasady sprowadza się przecież do akceptowalnej w danym momencie sztampy. Wyśrubowanej jakościowo, ale jednak cały czas sztampy.
Ze strony MW:
” …Każdemu panu i narodowi więcej na morskim państwie zależy, niźli na ziemskim. Kto ma państwo morskie, a nie używa go albo je sobie da wydzierać, wszytkie pożytki od siebie oddala, a wszytkie szkody na się przywodzi, z wolnego niewolnikiem się stawa, z bogatego ubogim, z swego cudzem”.
We Francji:
1631 – królewska stocznia
W Koronie:
1625 – Komisja Okrętów Królewskich.
PS/OT – czy obchodząca swój jubileusz Soliarność Walcząca nie była sponsorowana przez Bundesniemcy? Tak pytam, bo już wcześniej na tym blogu dumano nad rolą środowiska wrocławskiego.
A przez kogo miała być sponsorowana? Przez cesarską Japonię?
a i tak się to kończy profesjonalnym kretynizmem
a kto dziś profesjonalnie kury maca?
:))) W sam punkt!
W starym dolarze. Ten dolar, teraz, to nawet dla piratów nie byłby na waciki.
Wróćmy przeto do starego, dobrego znaczenia „profesjonalistek”… Ponieważ jednak szaleje gender i „płeć mózgu”, więc bez kozery możemy mówić: i „profesjonalistów”.
Macant, jak wiemy. /Towar macany należy do macanta./
Duchowość budowana na materii uniemożliwia właściwą ocenę wartości tejże materii.
A ja przeżywam wybory w Krakowie w 1897 roku, te organy propagujące walkę z kapitalizmem i szlachetczyzną i finansujący to wszystko sponsorzy: Popper, Gross, Rappaport, Englisch, Landy, Landau, Fruhling, Seinfeld Meiseels, Szmelkes, Miednik, Klemensiewicz i … Moraczewski .. i to niestety koniec książki.
A teraz do przeczytania „Lobbying dla Ukrainy w Europie międzywojennej”
współczesne korporacje są jak byłe pegeery lub kołchozy
roznica to tylko inny papier dostepny w ich toaletach
Niebawem będzie nowa książka. Muszę się zebrać i ją napisać
Najbardziej oryginalnym profesjonalista w Polsce jest profesor Roman Kuzniar. Po spotkaniu Dymitryja Miedwiediewa z (bylym juz na szczescie) prezydentem Komorowskim, gdy dziennikarze zadawali pytania, profesor Kuzniar odpowiedzial krotko: „Byla pelna chemia.”
Ja, naiwny i dobroduszny czlowiek, pomyslalem sobie przez chwile ze moze bawili sie zestawem Malego Chemika. Takie zestawy byly kiedys w sprzedazy w Polsce.
Ciezko rozgryzc profesora Kuzniara i jego jezyk. No ale to przeciez profesjonalista pierwszej wody. Gdzie tam mnie, prostemu czlowiekowi zrozumiec jego ezopowy jezyk.
Z pierwszych studiów jestem chemikiem, więc te gadanie o „chemii” strasznie mnie wk..ia.
ta fizyka rozstania to zwyczajowy kop w dupę, najczęściej, oraz zabór wszelkiego mienia na łagodzenie wspomnień i doznań
tymi gadaniami epatują ci, którzy chemii się nie uczyli;- im obojętne czy to będzie chemia, czy stateczność w małym, ot ćwierćinteligenci w natarciu
ale doświadczenie wykazuje, że amatorzy bywają dużo bardziej skuteczni;- jako amator wygrałem dwie kasacje i wiele apelacji [cudzych i własnych] i na profesjonalistów w prawie patrzę jak na profesjonalnych kretynów o mentalności zwykłych złodzieii; ot, gramy w trzy karty a ty frajerze uwierz, że to musi kosztować tyle ile chcemy
W lipcu wysyłam do Limanowej książkowe prezenty z Kliniki języka. Adresaci powinni zrobić trochę reklamy. Ciekawa jestem czy od sąsiedztwa tych moich adresatów, będzie odzew zakupowy.
Mam nadzieje ze to Kuzniar cie wk..ia, nie ja.
Tak, Kuzniar.
To się zaczęło od „chemii mózgu”, a potem poleciało bezmyślnie.
Tam w Spale…
… to wezwanie pana Macierewicza o przywrocenie „chonoru” panstwu polskiemu przez „majdaniarza” i klamce Sakiewicza… „nadpremier” junior Morawiecki… pan Kaczynski „tylko” list przeslal… no i PAD…
… a dzisiaj te cale „klubowicze gapol’a”… ale bez tych 2 dziun sejmowych Lichockiej i Czerwinskiej na Wawelu !!!… tam to dopiero musiala byc „HEMIA” !!!… strach pomyslec !!!
Takie całkiem bezmyślne to nie jest, w końcu chodzi o feromony.
funktor 'honor’ ma zastępować racjonalność i pragmatyzm; jak nie mamy kasy i przyszłości to zostaje 'honor’ a jako zapłata medale z tandetnego żelastwa, Macierewicz i Państwo? ja wysiadam na stacji 'rozum’
i o aktywacje podniet wszelkiej maści
chemia – to idzie o rodzaje wiązań środowiskowych, niczym wiązań chemicznych;- ot, benznopireny..
Tak…
… klub krzywego kola… komitet obrony robotnikow… i klub gapol’a !!!
Coś o macaniu kur
https://youtu.be/1R4gShJ7wyY?t=0m15s do 49 s, a potem można posłuchać tego co miał do zaśpiewania.
A do wyborow we Francji dzisiaj poszlo okolo 39% Frankow… szacuja, ze okolo 10% mniej niz 2 tygodnie temu !!!
… tez jest „hemia” !!!
Nie, feromony to produkt fikcyjny. Rzeczywiście aminy endogenne (dopamina, serotonina, adrenalina) decydują o samopoczuciu, aktywności,, zdolności do wysiłku, euforii, zapale twórczym. Jednak ludzie to nie kury, którym wystarcza podać odpowiedni lek by przestały bronić pisklęta.
kluby i komitety oraz rady to jest jak socjalistyczna mantra bo to socjaliści p…
Chemia spotkania i fizyka rozstania. Dopamina, serotonina, adrenalina.
https://youtu.be/wpk7lWc0XD0 4:25 Ogniem i mieczem.
>ich się już nie zatrudnia, tylko tanio wynajmuje…
Też tak kiedyś pisałem, ale świat się zmienia. Ten rynek nie istnieje. Poszukiwani są specjaliści od przykręcania śrubki lewoskrętnej.
No przeca wim! 🙂 Dobrze, jak z życiem ujedzie taki jeden z drugim w tej fizyce rozstania.
Chemia spotkania, czy inaczej, jak zwał, tak zwał, ale jest coś takiego, że spotkasz się z kimś, spojrzysz, i wiesz, że z tego może być coś dobrego, a w innym przypadku, raczej do widzenia. I drugi raz nie można zrobić pierwszego wrażenia. I nie chodzi mi wcale o romanse, a o zwykłe sprawy i interesy.
Feromony istnieją w swiecie zwierzęcym, u ludzi też, choć w ograniczonym zakresie. Dlatego np.pociągają nas zwykle ludzie o innym zestawie HLA. Wyczuwamy też, czy kobieta jest płodna, a mężczyzna ma dużo testosteronu. Stąd mówić „zwąchali sie” odkrywa jakąś prawdę o związku. Ale to niw chemia, tylko neurofizjologia.
kiedyś się mówiło – bratnia dusza, teraz – chemia. Wolę to pierwsze określenie.
Ja też.
Nie sprawdzałam w tektstowie o czym jest ta piosenka. Rozumiem tylko jedno słowo – Nichewo. I to by było na tyle, na koniec dnia. Młodziutka Irena Jarocka, Paryż, lata siedemdziesiąte.
https://youtu.be/H5hSgp0-vwk
I jeszcze na drugą nóżkę. Szczodrocha33 ucieszył się z Anny Jantar w latach siedemdziesiątych.
Irena Jarocka, lata siedemdziesiąte, Warszawa z lotu ptaka i na obrazkach, oraz piosenka: „Śpiewam pod gołym niebem”
https://youtu.be/6Atqq4jwcVs 4:06
Dziekuje… dziekuje… i jeszcze raz dziekuje !!!
„Oczywiście są branże i miejsca, gdzie sprawy załatwia się o wiele dyskretniej i nikt nie organizuje czegoś tak absurdalnego jak spotkania przy stole. No chyba tylko po to, by zobaczyć z jakimi durniami i czym ograniczonymi przyjdzie mu współpracować przez najbliższe miesiące. Jeśli to sprawdzi nie będzie zwoływał kolejnych zebrań, ale zacznie montować jakieś zapory, które utrzymają jego nowych kontrahentów z daleka od piętra na którym urzęduje.”
Bylam dzis w kropce i musialam pregadac kawal wieczoru ze znajomym, ktory cierpi katusze, bo nie moze liczyc na wsparcie swojego bezposredniego przelozonego. Pracuje w korpo, na ktorej stole do negocjacji jest wylozony sprzet do ulatwiania zycia ludziom w wieku poprodukcyjnym, a panowie w kajucie z opium konwesuja o eutanazji i ilosci dublonow do wyplukania z przyszlych nieboszczykow.
Tak mi jeszcze przyszło do głowy, że wprawdzie III oficer, bosman i kuk są po marketingu i zarządzaniu, ale piraci czekający za drzwiami na swoją dolę są prawdziwi.
to jak z trenowaniem do werbunków;- 5 sekund na decyzję – a skutki na lata
aż nadto prawdziwi i niuansów nie znają ani nie rozumieją
tak 'wyprodukowaliśmy’ wywiad z JGowinem;- wg tej maniery;- 5 sekund na decyzje i udało się, no ale w akcji dramaturgii nie brakowało, oj nie brakowało
Swojej eutanazji nie biorą rzecz jasna pod uwagę?
Dzisiaj tak samo trwają negocjacje przy niekolczykowanych zwierzakach.
Nie chcę wyważać otwartych drzwi ale szukając wczoraj informacji o Poroninie, taką informację przeczytałem o dziadku posła Niesiołowskiego:
Źródło:
https://pl.wikipedia.org/wiki/Stefan_Niesio%C5%82owski
A po swoją dolę pofatygowali się osobiście. Sprytne chłopaki.
po tym Grossie Starszym, finansującym gazetę w klerykalnym Krakowie, piractwo jedwabieńskie Grossa Młodszego nakazało mi ponowne przesłuchanie wykładów (You Tube) M. Chodakiewicza i Żebrowskiego na temat twórczości socjologa Grossa.
No i jakoś tak nasuwa się jedno skojarzenie że i tamta wojenna jedwabieńska akcja zorganizowane przez „nazistów niemieckich”, jak i dzisiejsza awantura zbudowana na wyrwanym z kontekstu zwyczajnym zdaniu wypowiedzianym przez p. premier – wszystko jest paliwem mającym nas zdewastować . Zawsze przeciwko nam. Ten jeden kierunek jest zawsze stały – constans.
A ja czytam we wspomnieniach Zdzisława Morawskiego o Małejwsi, że w 1905 roku była plaga band napadających na bogatsze dwory. Tak, że w pałacu na parterze zamontowano karaty w oknach. A Maławieś jest niedaleko Warszawy.
Ciekawe, przed książką Socjalizm i śmierć ani bym nie skojarzył strajku szkolnego, pogromów sutenerów z tymi bandami.
Strasznie chcialabym to wiedziec.
Terry Pratchett, zanim zaczal robic promocje wlasnej eutanazji, opisal w jednej czesci Swiata Dysku jak niejaki Cohen Barbarzynca rozmawia ze swoim koniem przed pilnowanym przez trola mostem o zlocie, co go nie maja, aby oplacic przejscie. Kon pyta: „Dlaczego ze wszystkich zrabowanych skarbow nic sobie nie odlozyles na stare lata?” , na co Cohen odpowiada: „A skad moglem wiedziec, ze sie zestarzeje?”
W tej kwestii Coryllusowe „góra stoi” jest adekwatne, rzec można, ostatecznie.
Na wieki wiekow nawet.
Wbrew pozorom wypowiedź CB ma dużo sensu. Skąd miał wiedzieć, że tak długo będzie żył.
Dokladnie. Jest to jeden w bogatym spektrum aspektow tego calego szmilbliku. Calosc spektrum mi umyka niestety 🙂
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.