Jak już wspomniałem, obejrzałem w drugi dzień świąt kilka programów telewizyjnych, o których mawia się, że skłaniają do refleksji. Jest to zwykle taka nędza, że właściwie nie wiadomo co powiedzieć. Nie inaczej było i tym razem. Trafiłem na jakiś program o sarmatyzmie, prowadzony przez łażącego wokół drewnianego kościoła gruźlika (tak wyglądał) w marynarce narzuconej na podkoszulkę. Całości obrazu dopełniały tłuste włosy i grube okulary. Pan ten z pewnością musi być bardzo zasłużony dla środowisk, albowiem pokazywanie go ludziom mieści się w kategorii kar. On sam zaś mieści się w kategorii osób, które popisują się swoimi niezwykle głębokimi przemyśleniami, nie mającymi oparcia w żadnej istotnej informacji. O czym ten człeczyna gadał? Zanim powiem dodam jeszcze tylko, że jego wypowiedzi przeplatane były aranżacjami na pół aktorskimi a la Komuda. To znaczy gromada jakichś tłuściochów, poprzebierana w stroje szlacheckie udawała, że pije i je ponad stan, a także, że deliberuje o przyszłości ojczyzny. Oczywiście wśród szlachty byli także Żydzi. Co nie mieści się w kategoriach prób dokumentacyjnych, ale mieści się w kategoriach propagandowych, jak najbardziej współczesnych. O to bowiem w tych programach chodzi w istocie, żeby zmienić paradygmat napędzający narracje historyczne dotyczące szlachty i wmontować weń Żydów. Ci zaś mają być postrzegani jako siła sprawcza wszelkich pozytywnych tendencji w społeczeństwie szlacheckim, a także – w dalszej ewolucji tych narracji – zastąpić tę głupią, zapijaczoną szlachtę. To jest program realizowany, mam wrażenie, samoczynnie. To znaczy nie chce mi się wierzyć, że ktoś to opłaca, a wcześniej zaplanował. Myślę, że ten system naiwnych, dziecinnych łgarstw jest dziełem aspirujących twórców telewizyjnych, którym się zdaje, że kokieterią zasłużą na czyjąś uwagę. Ciekawe na czyją? Naprawdę myślicie, że w Izraelu ktoś się temu przygląda i coś na ten temat myśli?
No, ale wracajmy do istotnych treści przekazywanych przez naszego cicerone w podkoszulce i marynarce. Oto mówił on o sarmatyzmie poprzez różne, prawda, dziejowe pryzmaty. Mówił o tym, jak wyglądał ten sarmatyzm w XVIII wieku, jak widział go autor Pamiątek Soplicy, a jak Adam Mickiewicz. Mówił też o późniejszych recepcjach sarmatyzmu i kazał się zastanawiać widzom nad tym, czy ta kultura sarmacka warta jest przypominania, czy nie. Powtarzał jednym słowem te same banały, które były już wcześniej przemielone przez różne maszynki do mięsa, na plus trzeba mu zapisać, że w przeciwieństwie do innych piewców sarmatyzmu nie przebierał się w żadne kostiumy. Przyszedł na plan w tym, w czym zwykle śpi. Nie podpisano go imieniem i nazwiskiem, podobnie jak nikt nie podpisuje imieniem i nazwiskiem gości Adama Struga w programie Owszem Mazowsze. W sumie po co? Wszak wszystko to są osobistości tak dobrze znane, że tylko ktoś silnie nierozgarnięty nie potrafi ich rozpoznać. Nie to co, na przykład, Robert Lewandowski, którego pokazują w różnych kanałach niemal bez przerwy i zawsze widać jego nazwisko – Robert Lewandowski. Tu nazwiska są niepotrzebne. Przecież oni zdają sobie sprawę, że tego chłamu nikt nie ogląda, a jeśli nawet to guzik go obchodzą nazwiska. No właśnie nie. Ja włączam te programy zwykle po czołówce i chciałbym dowiedzieć się kto tam występuje.
Ludzie, którzy się tam pokazują, należą do szerokiego bardzo grona osób, które orzekają o zjawiskach na podstawie swojej gruntowej niewiedzy. Oni nie potrafią nawet wskazać tych momentów w dziejach, które wyjaśniłyby cokolwiek. Nie potrafią lub nie mogą. I przez to właśnie przenoszą swoje opisy na grunt kultury, łącząc je w dowolne sekwencje z opisami sporządzonymi wcześniej przez osoby dokładnie tak samo nie doinformowane jak oni. Cóż bowiem XIX wieczni autorzy mogli wiedzieć o sarmatyzmie? Tyle samo co współcześni. To prawda, były jeszcze dwory i pałace, odbywały się bale, i prowadzono ekstensywną gospodarkę na wielkich obszarach. No, ale nie było państwa, a co za tym idzie nie było rzeczy najistotniejszej. Nie było też dostępu do archiwów tego państwa i innych archiwów. To zaś załatwiało sprawę definitywnie. Narracja podtrzymująca sarmacki mit stawała się coraz bardziej infantylna i zaczynała żyć tak zwanym swoim życiem, a narracja historyczna kostniała wokół dogmatów zbudowanych na nikłych bardzo przesłankach. Podobnie dzieje się dzisiaj, ale wektor spraw jest odwrócony. Bartosiak ogłasza wojnę i demaskuje złe przygotowania państwa do niej. Czyni to w niewiele czasu po ogłoszeniu, że armia będzie reformowana i zwiększana. I wszyscy lecą z bekiem do niego, w nadziei, że powie im co robić. Nikt przy tym nie interesuje się rzeczywistymi zależnościami politycznymi, a jedynie tymi wynikającymi z prostych oględzin mapy. Bo tak najłatwiej. Poza tym gwarantuje, że człowiek znajdzie się e centrum uwagi. Bartosiak cytuje jakichś autorów, po których publiczność nigdy nie sięgnie i wszyscy uważają, że to ich ubogaca. Jest dokładnie na odwrót i należałoby, żeby zachować coś po sobie i zostawić inny niż węglowy ślad na planecie, zająć się wszystkim tylko nie wojną.
Jeśli chodzi o przeszłość jest, jak powiadam, odwrotnie, nikt nie stara się zbadać i wyjaśnić kwestii dotyczących istotnych momentów w historii państwa, szczególnie tej fazy kiedy znalazło się ono w kryzysie. Każdy za to z dziecinną naiwności owija się w jakieś pamiątki i gładzi stare zegary stojące na marmurowych kominkach, pewnie od zawsze. Nie będę dziś dochodził, dlaczego tak jest. Myślę, że ta metoda, służy budowie pewnego środowiska, które chronić będzie jakiś zestaw kłamstw i przeinaczeń uważając go za prawdę objawioną, a jeśli nie za nią, to za coś tak wzruszająco cennego, że nie sposób się tego pozbyć, ani też poddać krytyce. Bartosiaka z Zychowiczem zweryfikuje rozwój wypadków. Z sarmatyzmem jest trochę gorzej, albowiem nie ma mowy, by ktoś zaczął o tym mówić w innych niż opisane tu i uświęcone rejestry. To jest po prostu niemożliwe, albowiem piramida autorytetów się zawali. No więc może ja spróbuję, bo i tak jest mi wszystko jedno. Proszę Państwa, w całej kulturze sarmackiej najistotniejsze jest to iż była to kultura polityczna. Była ona też, w czasach swego największego rozkwitu i sukcesów, całkiem nieświadoma siebie. Tak sądzę. To uświadomienie własnej odrębności i wyjątkowości przychodziło powoli wraz z traceniem mocy przez państwo i jego instytucje. Po upadku zaś państwa wyrodziło się całkiem i zamieniło w szereg powiatowych Sarmacji lub zestaw gadżetów, którymi zabawiali się zwariowani wujciowie. Czasem próbowano nadać temu zjawisku jakiś głębszy sens, ale było ono w zasadzie nieistotne. Poczytajcie sobie pamiętniki szlachty z XIX wieku. Dziś podnosi się je pod to, by różni niedowarzeni eksperci mogli sobie poprawić notowania i samoocenę. Czy to znaczy, że sarmatyzm jest nieważny? Oczywiście, że nie, ale nie można o nim mówić jak o zjawisku kulturowym wyłącznie. To jest zjawisko polityczne i propagandowe. Trzeba by się zastanowić na początek, a myśmy to czynili tu ze sto razy, kto i dlaczego ubrał szlachtę w ten cały sarmatyzm. Trzeba by wyjaśnić następnie, dlaczego w konstytucji z 1606 roku zapisano, że szlachta nie może parać się handlem pod groźbą utraty klejnotu. Trzeba by później wyjaśnić, co wcale nie jest trudne, ale nie staje jako przedmiot dyskusji nigdy, kto dał carowi Aleksemu pieniądze na wojnę z Janem Kazimierzem. No, a była to wojna zaczepna i miała ona swoje cele. O tych celach nie wspomina żaden badacz sarmatyzmu. Trzeba by wyjaśnić skąd wziął się budżet na Chmielnickiego, a to są już wręcz Himalaje dociekań, jeśli brać możliwości naszych kulturoznawców. Poza tym, jakże niebezpieczne i nie dające żadnych widoków na poprawienie notowań towarzyskich. No i na koniec trzeba by wyjaśnić, kto dał pieniądze Szwedowi na Potop. To akurat jest najłatwiejsze. Bez wyjaśnienia tych kwestii, dokładnego ich zanalizowania, nie można prowadzić sensownych dyskusji o sarmatyzmie. No, ale można prowadzić dyskusje bezsensowne. I tradycję takich dyskusji mamy w naszej kulturze ugruntowaną, tyle że nie ma ona nic wspólnego z sarmatyzmem. W zasadzie wszyscy dookoła wiodą spory w istocie idiotyczne, które służą temu jedynie, by uczestnicy mogli ze swadą wypowiedzieć, jakąś – znaną od lat i ciągle powtarzaną – frazę, albo by mieli okazję popisać się przeczytaniem jakiejś książki wydanej przez Harvard w zeszłym roku. Nic więcej się nie liczy. Dla przykładu, Zychowicz powiedział ostatnio, że Unia Hadziacka była wielką, straconą szansą Rzeczpospolitej. I on zdania nie zmieni, dopóki jakieś szacowne gremium nie wskaże wcześniej czym była ta unia. Nie chodzi bowiem o prawdę, ani o dyskusje, chodzi o zabetonowanie na lata pewnej gawędy, której depozytariuszami będą właściwi ludzie. Podobne rzeczy dzieją się też w sporcie. Tylko, że tam są one o wiele bardziej widoczne. Wszyscy wiedzą, kto jest najlepszym piłkarzem na świecie. I co? Myślicie, że jak wczoraj wręczali jakąś nową nagrodę piłkarską – nawet nie staram się zapamiętać ich nazw – to ją dostał? Oczywiście, że nie. Niech się cieszy, że mu pozwalają grać i strzelać gole. Nagrodę dostał jakiś szczyl, który dopiero zaczyna karierę. Na zachętę. Cechą bowiem immanentną takich takich ustawek jest negowanie spraw i umiejętności istotnych, a także budowanie hierarchii wokół roszczeń, propagandy i agresywnej głupoty. Czego przykładów wokół jest aż nadto wiele. Aha, byłbym zapomniał, Bartosiak każe czytać swoim wielbicielom Przedwiośnie i Popioły….Miłego dnia.
Dzień dobry. Ja myślę, że ten cały „sarmatyzm” – jako termin – rozpowszechnił się w epoce szkalowania szlachty, to znaczy dość dawno oczywiście, pewnie jakieś sto lat przed konstytucją 3 maja. Trzeba było wbić ludziom do głowy kto jest dobry a kto zły i budżet na to musiał się znaleźć a i jacyś dyspozycyjni wykonawcy też się znaleźli. To się akurat nie zmieniło – sądząc po tym programie telewizyjnym. Przy okazji można było unieważnić temat związków istotnych Polaków i Sarmatów – tych historycznych – który do dziś leży na tej samej półce, co Wielka Lechia. I nikomu nie przeszkadza fakt, że to nauka ścisła i pewnych rzeczy nie można zanegować nawet z dużym budżetem. No ale wiadomo, że prawda i fakty mają znaczenie drugorzędne. No i jeszcze jedno skojarzenie; jak ja widzę te zegary na kominkach stojące „od zawsze” tudzież „portrety przodków, to mi się kojarzy „pradawna” dynastia Tudorów, co to nie wiadomo skąd się wzięła, ale dziś jest synonimem starej angielskiej arystokracji. A to też wyłącznie przez różne fanty wyrwanie z jeszcze nie wystygłych rąk dawnych właścicieli…
Albo ze ścian
no to jak literatura to … ogary poszły w las
a tekst świetny, , w wielu historycznych zagadnieniach nie zdajemy sobie sprawy ze źródeł finansowania i wynikających z tego skutków, tzn wyroków na skazujących jedne państwa na rozwój inne na dewastację
kupiłam sobie pod choinkę Złe czasy Karpińskiego, tam są takie rzeczy opisane przecież z pierwszej ręki, z których wynika że od zarania odzyskania niepodległości byliśmy przewidziani do likwidacji .
ale przypuszczenie że odmowa kredytu to może być plan likwidacji Polski nie mieściło się w głowie ówczesnym naszym politykom, no bo niby dlaczego … a jednak
Złe czasy są wstrząsające
tak …wstrząsające…
kapitalna jest definicja państwa radzieckiego
nawet bolszewicki socjalizm imponuje ludziom /jak dotychczas/ tylko siłą niszczenia, wszelką wolność zabił, radość życia unicestwił, możnych wymordował, nędzę zwiększył, żandarmów stokrotnie pomnożył, oręż despotów -strach- doprowadził do najwyższego rozwoju… str 58
pamiętam wspomnienia babci jak ciężkie finansowo było kształcenie dzieci, a ze wspomnień Karpińskiego wyraźnie wynika, średnie ziemiaństwo utrzymywało budżet podatkami ale samo nie miało żadnych szans na rozwój – rząd zdawał sobie z tego sprawę ale znikąd nie było pomocy finansowej a w sejmie prawica i lewica – tylko frazesy .
to chyba prowadzacy to sławetne dzieło sztuki telewizyjnej…………
https://pl.wikipedia.org/wiki/Krzysztof_Koehler
Tak, to ten…
„Rueckkehr der Polen von einem Raubzüge” czyli złe zamiary w galerii sztuki
PS. Tego obrazu Józefa Brandta nie odnalazłem, więc zamieszczam kilka innych z pewną charakterystyką sarmacką.
Bo my mamy być tylko od niweczenia. A oni od budowania, wyjdę na antysemitę, ale Żyda trzeba uszlachetnić, a szlachcica użydowić. Nie pomoże nawet pokazywanie jawnej kolaboracji z zaborcami, po prostu polski szlachcic to zwyrodnienie….
Zdaję sobie sprawę, że tekst artykułu o polskich rozbójnikach Józefa Brandta może nie być czytelny na małych ekranach, więc dodałem wyraźną wersję. Przy okazji dodam komentarz do dwóch obrazów, gdy najwyraźniej bogaty „sarmata” idzie swym zaprzęgiem na „czołówkę” z chłopem lub ubogim szlachcicem. Dziś takich „sarmatów” są polskie drogi pełne. W Wigilię mijałem trzy wypadki z kilkunastoma samochodami. W czasie tej samej trasy widziałem pobocza przy cmentarzach, gdzie dziesiątki samochodów parkowały, by odwiedzić krewnych, którzy odeszli z tego świata.
Negowanie kultury nie jest dobre. Są narody i cywilizacje, które przetrwały dzięki kulturze. Także dzięki niej. Nie jest też dobre nabijanie się z mojego kolegi, którego opis jest aż nadto czytelny. Nigdy nie był kimś rzutkim, co widać Autor i Właściciel wyłącznie ceni, ale zawsze był osobą wartościową. Pełniącą określoną rolę w ekosystemie. Jajko znienawidzony historyk sztuki rzecz jasna, a dla ścisłości przyznam, że też kompletnie nie rozumiem tego środowiska, podejrzewam jednak, że nie jest ono całkowicie jednorodne. Szukanie bowiem formuł i odpowiedzi zero-jedynkowych nie zbliża na ogół do prawdy, jestem o tym przekonany. Owszem, konkretna wiedza tak. Ale czy jest jakakolwiek wiedza dozwolona na tym blogu, jeśli nie jest przez jego Autora i Właściciela zatwierdzona, dopuszczona, a najlepiej samodzielnie odkryta i ujawniona. Konkurencja wszakże nie śpi.
Obejrzałam dwa programy o Sarmatach. Poziom żenujący, nie wiem dla kogo są one przeznaczone, chyba dla osób, które nie chodziły nigdy do szkoły. Zrobione po taniości, stereotypowe i banalne.
Nie wiem, nie widziałem. Natomiast ze zdziwieniem pewnym i jednak zadowoleniem przeczytałem ostatnio, że nie naśmiewa się na tym blogu z Pawła Rakowskiego, który poprzez swoje „ciamkanie”, noszenie czapki wzbudza liczne kontrowersje i uszczypliwości. Zaczepki ludzi, którzy może później dopiero dostrzegają, że zna się na Libanie i przyległościach dzięki towarzyskim lub rodzinnym związkom,a nie z klucza typu gazownia. zadziwił mnie ostatnio wiedzą o życzliwości żydowsko-irańskiej sięgającej i wojny sześciodniowej i Achemenidów, odbudowy Świątyni itd. No cóż. Wojna , która się wydarzy być może cofnie te pozytywne związki. A Sarmacja? Partowie, Arsacydzi zarówno perscy jak ormiańscy, którzy przelali irańską legendę także na drugą stronę morza, czyli w deltę Wołgi i dalej. Bo dirhemy z 10 w. nie wzięły się z niczego. Czy perscy i ormiańscy gusan, słowiańscy guslar opowiadali te same historie, narracje przydatne dla konkretnych celów i oparte na podobnych wzorcach, mitach? Naturalnie. Sarmacja, czyli step, „strefa zgniotu” od Persji przez Ukrainę po nasze granice. Dziś są te same wyzwania, będą podobne przetasowania. Ale jest i pewna ciągłość. Chyba , że odrzuci się mistrza Wincentego, jako rzecznika barbarzyńskich rzekomo Partów, a też naszej sprawy. Wtedy ląd i ludzie przestają istnieć. I pozostają dzikie Ateny, Stambuły, Wenecje, Londyny. Ich marynarze i handlarze niewolników.
Ten kult kultury sarmackiej kojarzy mi się z obroną wartości judeochrześcijańskich. Już nic nie działa ale można jeszcze kilka osób skrzyknąć ubierając się odpowiednio i krzycząc wytarte hasła.
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.