Nie wiem, kto w tygodniku „Polityka” wpadł na pomysł, by porządkować rynek prasy za pomocą narzędzia pod tytułem „Niezbędnik inteligenta”, ale musiał być nie niezły bałwan. Kogo bowiem można w ten sposób uwieść? Aspirujących ciołków jedynie i tyle. Rzecz jednak była i jest chyba nadal pomyślana w ten sposób, by znalazły się tam wszystkie obsesje i szajby tradycji zwanej oświeceniową. Plus późniejsze jakieś dodatki, które wyczesują emocje oszukanych absolwentów wyższych uczelni, co to studiowali na kierunkach humanistycznych. Wiecie co mam na myśli, numery typu „kto zabił Jezusa” itp. Dziś w dodatki takie zaopatrzone są wszystkie tygodniki opinii jak kraj długi i szeroki, tak ichnie jak i „nasze”. Tyle, że nazywają się inaczej. Są to te wszystkie dodatki historyczne. Niezbędnik inteligenta był jednak kuriozum szczególnego rodzaju. Głównie ze względu na to, że kasta która uważa się w Polsce za inteligencję jest bardziej hermetyczna niż rodowa arystokracja Austro- Węgier, a jej izolacja nie wynika wcale z tego, że posiadła jakieś wstrząsające tajemnice, ale wprost z tego, że obsiadła budżety ministerialne i zna do tego jakichś ważnych biznesmenów. Przez tą swoją strukturalną biedę ludzie nazywający się inteligencją widzą dla siebie jedną tylko misję: edukowanie tych, których uważają za głupszych i słabszych. Jest to przedsięwzięcie, którego formuła nie zmienia się w dodatku od wojny, a istotą jego jest pokazywanie ludziom, że wspólnota kościelna to zło wcielone, a piękny jest jedynie indywidualizm. Czasem inteligenci polscy obywają się nawet bez tego ostatniego, wystarczy im tylko wygadywanie na Kościół. Ja tu nie chcę powiedzieć, że oni są wprost wprzęgnięci w politykę banków, które zanim wręczą człowiekowi śmiercionośny kredyt, izolują go od innych i wmawiają mu, że jest samotnym zdobywcą, który powinien dostać parę groszy na ekstra wydatki, ale sami popatrzcie czy to tak nie wygląda.
Wracajmy jednak do inteligencji, ja już o tym pisałem ze trzy razy, ale jeszcze powtórzę, w świętej pamięci Austro-Węgrzech nie było zawodu obdarzanego większą pogardą niż nauczyciel akademicki, który ubrdał sobie, żeby robić karierę na uniwersytecie. Wojciech Kossak w swoich wspomnieniach przytacza rozmowę jaką z jednym z profesorów wiedeńskiej Kunstschule miał cesarz Franciszek Józef I. Wyglądało to jak spotkanie kury z dżdżownicą.
W Polsce jest inaczej, bo nie ma cesarza i nikt siedzącej na państwowych budżetach bandy do przytomności nie przywoła. Nie może być o tym nawet mowy. Mogą więc oni urządzać sobie te swoje festiwale, wydawać nikomu niepotrzebne książki w nakładach 200 egzemplarzy, które potem lądują w nierozpakowanych paczkach na samym dnie magazynów i ogólnie nasładzać się samym tylko istnieniem.
Przyjdzie tu zaraz jakiś bałwan, żeby mi powiedzieć, że ja tym ludziom zazdroszczę, bo sam bym chciał siedzieć na jakimś budżecie. Ja wiem, że bałwanom trudno w to uwierzyć, ale myśli i marzenia moje biegną ku innym zupełnie obszarom. Naprawdę. Bo i cóż można zrobić na tych państwowych budżetach? Wydać jakąś kolejną kłamliwą, asekurancką książkę, której nikt nie przeczyta, albowiem środowiska, o których piszę, nie biorą pod uwagę czynnika na rynku wydawniczym najważniejszego – dystrybucji. Nie biorą zaś z tego powodu, że budżet, którym dysponują jest zbyt mały, by dzielić się z nim kimkolwiek. Po co dystrybucja, jeśli sprawę popularyzacji treści załatwia niezbędnik inteligenta, książki nie muszą iść w obieg, wystarczy, że się je wyda, pokaże na targach i schowa w piwnicy. Fakt zaś publikacji odnotuje w CV.
Czy widać jakiś koniec tej patologii? Tak, widać. Ktoś poza naszymi plecami zdecyduje, że ludzie, których tu opisujemy są niepotrzebni, a pieniądze które biorą można przeznaczyć na tournée Nataszy Urbańskiej po Rosji i Chinach. I już, pozamiatane.
Czy jest z tej sytuacji jakieś wyjście? Oczywiście, że jest, ale ja go nie zdradzę, bo niby dlaczego mam pomagać durniom. Nie usłyszę za to nawet słowa „dziękuję”. Tak więc realnie wyjścia nie ma. Oni muszą przepaść, bo przecież wobec deprawacji kolejnych pokoleń przez media ich rola będzie z każdym kolejnym rocznikiem studentów maleć, aż w końcu ktoś zaproponuje humanistom z uniwersytetów prowadzenie zajęć z etyki biznesu lub kursów tarota. Niektórzy już takie kursy prowadzą, jak na przykład dyrektor muzeum etnograficznego w Warszawie. Trend jest taki, że granica pomiędzy grupą hochsztaplerów medialnych, a hochsztaplerów uniwersyteckich będzie się powoli zacierać, aż wreszcie zobaczymy w kolejnej odsłonie WOŚP Nergala, profesor Staniszkis i wróża Tomasza, jak wesoło machają w naszym kierunku rękami. To jest pułapka, w którą złapane zostaną nasze dzieci. Dlaczego tak się dzieje? To proste, dzieje się tak, bo misja struktur państwowych, a także przeznaczonych na nią państwowych budżetów została zanegowana. Budżety nie służą już niczemu poza tym, by utrzymywać tę zdeprawowaną kastę. Budżety zaś ministerstwa kultury są wprost wymierzone w nas. Po to byśmy stanowili dobre i wygodne tło, bandę ciemniaków i gamoni, którym sprzedaje się niezbędnik inteligenta. I żadnego znaczenia nie ma fakt, że wśród czytelników tego bloga są absolwenci i pracownicy politechnik i instytutów gdzie prowadzi się jakieś badania z zakresu nauk ścisłych. To jeszcze gorzej, bo w Polsce ludzi takich od bardzo dawna obezwładnia się jednym prostym chwytem, jedną formułą, brzmi ona – inteligencja techniczna. No i jest pozamiatane.
Wśród polskiej inteligencji najważniejszą rzeczą są rozpoznawcze hasła, które integrują grupę. Na drugim miejscu po budżetach rzecz jasna. To jest rzecz, z której nieustannie szydzi Grzegorz Braun, wymieniając po kolei wszystkie fetysze polskiej inteligencji. Ja nie chcę tu niczego po nim powtarzać, zaprezentuję tylko pewien styl, z którym mieliśmy tu do czynienia wczoraj. Mamy oto ten blog faceta podpisującego się orwocolor, który jest kolejnym wcieleniem blogera pantryjoty. I tam się wszystkie te opisane przeze mnie fazy ujawniają w pełni. Mieliśmy przedwczoraj szyderstwo z Matki Bożej, a następnego dnia demonstracje tej krępującej słabości, bez czego oni wszyscy nie potrafią się obejść. Uczepił się bloger orwocolor mojej opinii na temat książki Jurgielewiczowej „Ten obcy”. Od razu ujawnił, że znał osobiście autorkę i dyskutował z nią o literaturze, a potem otrzymał od Ireny Jurgielewiczowej książkę z dedykacją: na pamiątkę rozmów o literaturze. I zgadnijcie jaka to była książka? Tak właśnie, macie rację to było „Pod wulkanem” Malcolma Lowry, bo i cóż innego mogła wręczyć Irena Jugrielewiczowa młodemu miłośnikowi literatury? Przecież nie swoje słabe i napompowane nędzną dydaktyką produkcje. Mogła mu wręczyć tylko coś takiego jak „Pod wulkanem”. Zapomniał nam tylko powiedzieć orwocolor, jak się tam pod tą dedykacją Irena Jurgielewicz podpisała. Czy napisała: Fiodor Dostojewski, czy może Witold Gombrowicz. To koniecznie trzeba dodać, bo ten tego fetysz jest kulawy i biednieńki.
Od wczoraj wisi w salonie jawna prowokacja Toyaha, który chce skłonić administrację do zabrania głosu w sprawie prowokacji odbywających się na blogu orwocolor. I nic, cisza, administracja i właściciele salonu milczą. Bardzo dobrze, to daje nam wiele cennych informacji, z których z pewnością skorzystamy w swoim czasie.
Już niebawem na naszej stronie www.coryllus.pl pojawi się regulamin konkursu na komiks według „Baśni jak niedźwiedź”. Ja już zdradzę co nieco, bo nie ma co czekać, zdradzę zanim jeszcze pojawią się bannery, ogłoszenia, plakaty i trailer. A kiedy się to wszystko pojawi będę Was prosił o rozpropagowanie tego konkursu gdzie się tylko da.
No więc jest tak, mamy trzy kategorie: bitwy, kresy, święci. Do każdej kategorii przyporządkowane jest jedno opowiadanie i można sobie wybrać co się chce rysować. Czy bitwę pod Żyrzynem według opowiadania „Żyrzyn 1863”, czy historię księcia Romana Sanguszki według opowiadania „Baśń kresowa”, czy może historię św. Ignacego de Loyola według opowiadania „Trzydniowa spowiedź kochanka królowej”. Nagrody są niekiepskie, w każdej kategorii po trzy. Za pierwszą 5 tysięcy minus podatek, który w takich razach koniecznie trzeba odprowadzić, za drugą 3 tysiące minus tenże podatek, a za trzecią 2 tysiące minus wspomniany podatek. Myślę, że warto się pokusić, tym bardziej, że z autorami najlepszych prac chciałbym potem podpisać umowy na stworzenie całych albumów, według mojego scenariusza. Aha, jeszcze jedno: na konkurs nie rysujemy całej historii, ale jedynie od 4 do 6 plansz formatu A 4 w pionie. Szczegóły pojawią się niedługo na stroniewww.coryllus.pl w specjalnej zakładce „Konkurs”. Prace będzie można nadsyłać do 20 maja, a ogłoszenie wyników nastąpi 20 czerwca. Póki co czekajcie cierpliwie.
Mam też inne ogłoszenie. Jeden z naszych przyszłych autorów, Robert Gawkowski, którego tekst będzie można przeczytać w najnowszym numerze „Szkoły nawigatorów” zaprasza wszystkich czytelników tego bloga na spotkanie autorskie i promocje książki FUTBOL dawnej Warszawy. Spotkanie organizuje Towarzystwo Miłośników Historii
oraz Wydawnictwa Uniwersytetu Warszawskiego
Prezentacja książki odbędzie się we wtorek, 4 lutego 2014 r.
o godzinie 17.00 w siedzibie Instytutu Historii Polskiej Akademii Nauk
(Rynek Starego Miasta 29/31) w Sali Kościuszkowskiej.
W trakcie prezentacji przewidywany pokaz fragmentów filmów
archiwalnych sprzed 75 lat.
Mnie tam niestety nie będzie, bo akurat mam swój wieczór autorski w Gdańsku, w Manhattanie. Ten sam dzień i ta sama godzina.
Na stronie www.coryllus.pl mamy nowe obrazy Agnieszki Słodkowskiej, ze słynnej już serii „japończyków” mamy też cztery portrety bohaterów naszego komiksu o bitwie pod Mohaczem. Można tam także kupić poradnik „100 smakołyków dla alergików” autorstwa Patrycji Wnorowskiej, żony naszego kolegi Juliusza. No i oczywiście inne książki i kwartalniki. Jeśli zaś ktoś nie lubi kupować przez internet może wybrać się do sklepu FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy, do księgarni Tarabuk przy Browarnej 6 w Warszawie, albo do księgarni wojskowej w Łodzi przy Tuwima 33, lub do księgarni „Latarnik” w Częstochowie przy Łódzkiej 8. Nasze książki można także kupić w księgarni „Przy Agorze” mieszczącej się przy ulicy o tej samej nazwie pod numerem 11a.
Budżety zaś ministerstwa kultury, ministerstwa edukacji, ministerstwa nauki i ministerstwa „obrony narodowej” są wymierzone w nas! Bez odzyskania ministerstw budżetów narodowych nie pozyskamy 😉
o zbędności inteligenta , tak rozumianego , jak to w sumie zdefiniował coryllus , mogłabym napisać sama tekst znacznie dłuższy niż powyższy ……
jak zwykle mam skojarzenia …. akurat mi się ,, kompleks Portnoya ,, przypomniał
a teraz jako inteligencja miast 🙂 będę pracować , czyli sprzątać… przynajmniej w domu , jak nie mogę w kraju ….
Henry na prezydenta !!!!!!!!
ew . Henry na Wawel … jak woli 🙂
Przedni pomysł 😉
Po kolei 😉
Zapomniałeś o MSZecie.
bo : cyt . za Gomułką : inteigencja pracująca miast i WSI
bo Havel na Wawel …. dla młodzieży … 🙂
No wie Pan, Galicja nie była priorytetm dla Wiednia, akademicki rozwój Galicji zapewne też nie i stąd się brało to lekceważenie.Miałam jakies dawne informacje o rodzinie utrzymujacej się z prac akademickich w Petersburgu , wtedy modny był wydział kolei żelaznej, no i jak wieść niosła nie narzekano na dochody akademickie. Byc może priorytetem był rozwój kolejnictwa i to ciagnęło za soba poziom wynagrodzen n auczelni. A jeszcze w nawiązaniu do spraw dawnych, prof A. Jezierski (UW) w swojej książce o historii gospodarczej wspomina o poziomie przeciętnych rocznych dochodów na 1 mieszkańca w poszczególnych zaborach, pamietem że w zaborze rosyjskim było to 72 dolary na 1 mieszk, w Galicji chyba ok 90 dolarów, a w zaborze pruskim ze 3 razy więcej . No wie Pan jaki budżet taki szacun.
No bo jak się kupi „Niezbędnik inteligenta ” to już się jest inteligentem,o to chodzi.Każdy chętnie kupi…no,prawie każdy.
taaak ….nie wyobrażam sobie sytuacji aby inteligent kupił taki poradnik ….
byłam po południu min w księgarni , tak , pogapić się raczej ….. i widzę z takiej seriii chyba ZNAKu … ale nie na pewno …. były upadłe damy II RP … i teraz coś o arystokracji . Zajrzałam na cenę … dwa razy droższe …. niż inne wydawnictwa z tej serii …..
Myślę , że wydawca uważa że , to taki niezbędnik arystokraty ???? kto aspiruje do statusu inteligenta … kupi ten pierwszy niezbędnik , kto wybiera się robić karierę arystokratyczną…kupi tę drugą książkę …
Teraz mi się przypomniało … pisałam kiedyś że zdarzyło mi się parę lat przepracować w bibliotece dla dzieci młodzieży z kącikiem dla dorosłych …. Przyszła kiedyś młoda ,,dama ,, z pytaniem o książkę…. hmmmmm …. manier dla dyplomaty ??? tak jakoś …. bo jej brat się wybiera robić taką karierę……
Wtedy nie miałam … ale może już są ??????
Protokół dyplomatyczny?
Miałem w ręku gazetkę korporacyjną z artykułami specjalisty z tej dziedziny.
Taki bardziej zaawans savoir vivre?
Ile tomów by trzeba by pomieścić upadłe „damy” PRL+IIIRp …
ja nie wiem … Znak wydał jeden o międzywojniu …. ale ja w tym matrasie dzisiaj oglądałam wszystko , jak leci …. powieści i powieścidła i biografie różne … wymiękłam dopiero przy poezji …. a to wszystko było o upadłych damach i kawalerach …….
przed poezją się jednak cofnęłam i przypomniał mi się , że mam w sklepie obok kupić całkiem co innego
Zgłaszam całokształt poczynań Kallimacha jako niezbędnik, wystarczy za wszystkie podróby, skończyłam czytać i jestem pod wrażeniem. Schemat jest prosty, intektualista musi być gotowy obalić papieża, jeśli ten odetnie go od pensji, musi znaleźć sponsora, który zapłaci za niekończące się bachanalia, jak się porządnie napije musi pochwalić kelnerki i gospodarza. Nic prostszego. Pałęta się po świecie walcząc do upadłego z ciemnotą scholastyczną, aż umiera. Jeśli ma szczęście to nie na syfilis. Potem ogłaszany jest podporą wielkiej księgi intelektualistów.
1. zajrzałam na górę … ten cesarz tak źle potraktował profesora z WIEDEńSKIEJ KUnstschule …… więc raczej coś mieli między sobą…. Ja tego z opowieści Kossaka nie pamiętam ….
2. Kraków jako dawna stolica był owszem marginalizowany … a Lwów wskazano na stolicę Galicji….. Ale stąd zasiadali w wiedeńskim parlamencie … no to cała historia …. Za dużo by tu pisać…
3. w petersburgu kształcili dla celów rozwoju przemysłu …. i myślę że to było popłatne … Np … bardzo ważny dla polskiego górnictwa Czeczott…. kształcił się tam .. potem budował nowoczesne górnictwo w Zagłębiu Dąbrowskim … tam były kopalnie ,, ale myśl techniczna musi być unowocześniana i on przywiózł z Petersburga nowości .. Został zresztą profesorem utworzonej właśnie AGH ..
4 ….. przepraszam że tak w punktach …. ale jestem dziś strasznie zmęczona …… chyba jako fizykowi tak mi łatwiej
No a co do problemu z inteligencją… był niezbyt lubiany przez naszego Gospodarza chyba Prof Waśko ostatnio w Krakowskim kliubie GP i mówił sumarycznie o inteligencji … to jest dostępne w sieci … i myślę , że to trochę porządkuje temat ?????
🙂 … 🙂
No pacz Pan jakie to proste, trzeba mieć złość za pozbawienie pensji, troche się popałętać…, podeprawować, że niby walczy sie z tą ciemnotą… i tyle tylko że chyba grużlica jako przyczyna zgonu takiego deprawatora jest bardziej arystokratyczna, bo ta choroba co Pani wymieniła zdaje się że jest zarezerwowana dla „dżentelmenów”, …… …… (Rubaszny dowcip)
Takie uzupełnienie do tego „niezbędnika”, gdyby trzeba było w nim o rozstrzygnąć o przyczynie zejścia …
nie , nie , ja pytałam czy chodzi o protokoł dyplomatyczny …. bo to bym skierowała … Ja miałam obowiązek serio traktować czytelników ( co dziś niekoniecznie się zdarza )……….. ta dama moim zdaniem uważała że w dyplomacji obowiązuje INNE dobre wychowanie niż normalnie ………… ale ………. właściwie to ona miała rację 🙂
Tak na marginesie dochodów akademickich przed laty.
Poziom dochodów w Wilnie w czasach Mickiewicza. Najwięcej zarabiał Nowosilcow miał od 1819 r. przyznaną przez cara „ekonomię słonimską” z której miał rocznie dochodu 125.000 rubli, do tego brał łapówki np za obietnice wyrobienia przywileju żeglugi na Wołdze wziął 300.000 rubli, za spacyfikowanie Uniwersytetu w 1826 r dostał nagrodę w wysokości 90.000 rubli.
profesor USB w Wilnie (który wykładał jeden przedmiot) otrzymywał – 1.500 rubli rocznie
Mickiewicz otrzymywał 300 rubli rocznie (stypendium, miał zostać nauczycielem)
Sprzątająca po domach miała rocznego dochodu 90 rubli.
Taka rozpiętość dochodów – profesor a Nowosilcow 1 : 10
Bank ocenia zdolność kredytową delikwenta i daje mu kredyt lub nie. Banki robią jeszcze inne numery. Pewien paryżanin marzył o swoim domku w Bretanii, który chciał mieć na stare lata. W tym celu składał w banku swoje oszczędności. Kiedy nadszedł ów moment to udał się do banku i chciał wyciągnąć wszystkie pieniądze z konta i tu natrafił na opór urzędników banku, którzy zaczęli zachwalać mu wzięcie na ten cel nisko oprocentowanego kredytu. Pomimo rozmów z wysokimi urzędnikami tego banku w dalszym ciągu proponowano mu jedynie kredyt. Facet się zdenerwował i bodajże zasądził bank, który i tak w końcu musiał wypłacić całą sumę. Masz pieniądze w banku, a tak jakby ich tam nie było.
Do Tadmana – o tym mówi film „Wilk z Walol Street” – raz wciągniętych na giełdę pieniędzy akcjonariusza nigdy mu nie oddać, zadaniem analityka jest ciągłe uwodzenie akcjonariusza kolejnymi zakupami akcji, budzenie u gracza poczucia chciwości, ciągłe uwodzenie inwestowaniem …. , ale od każdej transakcji brać prowizję – takie motto.
Ile takich graczy leczy się w Tworkach pod Warszawą ???.
Ta wiedza o dochodach Noiwosilcowa i Mickiewicza pochodzi z książki J.M. Rymkiewicz „Żmut” s.154 – 155, na kolejnych stronach jest podany dochód cieśli, jeśli cieśla miał codziennie zlecenie to zarabiał na poziomie rocznych dochodów sprzatajacej. Takie budżety.
„Niezbednik inteligenta” to pole na ktorym zawziecie harcuje osobnik taki jak Jacek Zakowski. Ja go sobie zawsze wyobrazam siedzacego w poplamionym smarami I trocinami fartuchu przy stole, trzymajacego niezbednik (czyli lyzke polaczona z widelcem) I pochylonego nad talerzem podczas przerwy sniadaniowej w stolarni. To jedyny niezbednik z jakim mu do twarzy.
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.