Dzięki Bogu najwyższemu udało nam się wczoraj sprzedać jeden samochód. To jest wielki wyczyn w dzisiejszych czasach, przynajmniej dla kogoś takiego jak ja, kto nigdy wcześniej samochodów nie sprzedawał. Dziś, choć niedziela, będzie trochę o handlu. Zatrzymałem się wczoraj w grodziskim empiku i popatrzyłem na te wszystkie, leżące tam książki. Szczególnie zaś na tytuły. Pomyślałem, że cały rynek treści i publikacji dzieli się na handel propagandą i lojalnością. W księgarniach jest propaganda, a w ośrodkach naukowych klientyzm. Nie może być inaczej, albowiem system dotacji i zapomóg dla autorów projektów akademickich, mam na myśli humanistów rzecz jasna, to stary, znany nam ze schyłkowej Rzeczpospolitej klientyzm. Opłaca się gotowość do pewnych usług i głoszenia określonych treści. System ten nie spełnia jednak swojej funkcji należycie, bo klienci powinni gdzieś zbierać doświadczenie, które następnie uznane będzie za godne zapłaty. Niestety nie ma takich obszarów, albowiem cała humanistyka to klientyzm. Tak więc nasz system bardziej przypomina hodowlę brojlerów niż łowienie dzikich bażantów w sieci. Jeśli idzie o propagandę znajdującą się w księgarniach dzieli się ona wyraźnie na dwa działy – dobro i zło. Mamy po jednej stronie ofertę taką: dobre jedzenie, dobry sen, dobre życie, szczęśliwe, małżeństwo, uczciwe zarobki (i wysokie), szczęście, dobry seks. Po drugiej zaś taką: złe miasto, potwory z głębin, seria niefortunnych zdarzeń, cierń w oku, najgłośniejsze procesy pedofilskie wszech czasów. Po środku jest klientyzm humanistów z akademii, ale jego nie widać w księgarniach, bo i po co. Mam nadzieję, że humaniści, z którymi negocjuję teraz udział w konferencjach nie obrażą się za ten uogólniający zarys. Mam nadzieję, że zrozumieją o co chodzi i że sami, na własnej skórze doświadczyli czym jest klientyzm na uczelni. Ważne i ciekawe książki ciągle powstają, ale my o nich nie słyszymy, albowiem to co dociera do nas z akademii, jest powiązane ściśle z rynkiem treści podzielonym na sektory dobra i zła. Humanistyczna propaganda, jest rzecz jasna zabarwiona polityką i dziś, może ze względu na sukces PiS, słyszymy o niej mniej, ale do niedawna nie było jeszcze medium, w którym nie pokazywałaby się Magdalena Środa czy Jadwiga Staniszkis. A w blokach już czekają młodsi, którzy chcą przejąć obsługiwane przez obydwie panie segmenty rynku. Na razie siedzą cicho, bo na pierwszą linię wysunięto kolubryny takie jak Sekielski i Vega, ale ich czas nadejdzie.
Ktoś może się zdziwić, że ja tak swobodnie łączę obszary takie jak literatura popularna, akademia i media. No, ale cóż robić, kiedy media pełne są ekspertów z tytułami profesorskimi. Niektórzy z nich robią nawet wrażenie, jakby nigdy nie wychodzili ze studia. I to dotyczy także mediów naszych, albowiem one nie mają innego sposobu na konkurowanie z tamtymi, jak ustawianie swoich własnych klientów, gotowych do wszelkich polemik.
Zastanawiające jest skąd się w ogóle wziął ten model rywalizacji. Można powiedzieć, że z dysput wiedzionych kiedyś w kościołach, ale to chyba nie będzie do końca prawda. Żeby uczestniczyć w takiej dyspucie, trzeba było być wybrańcem, który umie czytać i rozumie o czym jest mowa. To po pierwsze, a potem jeszcze trzeba było się dostać do środka świątyni, co z pewnością nie było łatwe. Dystrybucja treści nie miała wówczas charakteru masowego. Miała charakter punktowy. Dziś jest inaczej, a to ze względu na umasowienie czytelnictwa. Ten proces trwa już długo, ale ktoś się w końcu zorientował, że zbyt wielu rozumiejących treść czytelników, to jest jednak sprawa niebezpieczna. No i zaczęto formatować rynek. Efektem jest wyprodukowanie tysięcy półanalfabetów, którzy coś tam rozumieją, w sam raz tyle, by obejrzeć program publicystyczny, a po nim reklamy. Na koniec zaś samych siebie w specjalnym programie zatytułowanym „Przed telewizorem” czy jakoś podobnie. To jest widoczek, który wszyscy mniej więcej znają i potrafią go rozpoznać. Jest jednak jeszcze inna kwestia – kontrola treści. Sformatowany rynek jest jednym z elementów kontroli dystrybuowanych treści, podobnie jak eksperci telewizyjni, którzy grzeją tematy uznane za ważne. Nie da się kontrolować wszystkich treści i dlatego my tutaj siedzimy sobie spokojnie i możemy jakoś tam, bez wpływu na nic i na nikogo właściwie dyskutować o sprawach nas interesujących. Mnie jednak ciekawiło i ciekawi nadal, jak to się stało, że rynek treści, na które składa się dziś publicystyka był w zasadzie pod kontrolą od samego początku, jak tylko treści te pojawiły się na rynku, czyli w obiegu publicznym. Mogę postawić hipotezę taką, każda nowa gałąź nauki, która może znaleźć zastosowanie w propagandzie, jest natychmiast wyjęta spod pręgierza ocen moralnych. I ja teraz po tym przydługim wstępie o samochodach i książkach, chcę dać konkretny przykład takiego mechanizmu. Mamy oto książkę „Nadberezyńcy”, którą wydałem niedawno, w a niej dwa wstępy – mój i nieznanego szerszej publiczności Wacława Radeckiego. To jest postać, którą umieściłem w II tomie Baśni socjalistycznej, ale ponieważ tom ten nie został przez większość czytelników jeszcze przeczytany, nikt o panu Wacławie nie pamięta. Kim był człowiek, który napisał entuzjastyczny, utrzymany w patriotycznym uniesieniu najwyższych lotów, wstęp do książki Czarnyszewicza? Mówi się, że to pionier polskiej psychologii. Był on także pionierem psychologii brazylijskiej, urugwajskiej i argentyńskiej. Był bliskim znajomym Gombrowicza, a także – kiedy przebywał w kraju – kierownikiem projektu, którego celem były psychologiczne badania żołnierzy biorących udział w wojnie z bolszewikami. Dla nas tutaj istotne jest z jakich powodów Wacław Radecki wyjechał z kraju. Ja o tym wielokrotnie mówiłem, ale większość z Państwa już zapomniała. Otóż pan Wacław często eksperymentował z hipnozą, używając tej hipnozy do celów seksualnych. Kiedyś posunął się nawet do tego, że jedną z omamionych przez siebie dziewcząt posłał wprost do burdelu. Kiedy ona się stamtąd wydostała, kiedy jej ta hipnoza przeszła, kiedy wróciła do normalnego życia, znalazła sobie męża. Był to szlachcic z Litwy, obyty z bronią. Żona opowiedziała mu o swoich przygodach z Radeckim, a on nie namyślając się wiele chwycił rewolwer i pojechał do Warszawy załatwić sprawę bez hipnozy, za to ze szczerym zamiarem zaangażowania w nią przedsiębiorców pogrzebowych, a niechby nawet byli żydami. Radecki był wtedy ważną postacią w stolicy, albowiem zorganizował pierwsze w Polsce koło psychologiczne przy Wolnej Wszechnicy Polskiej. Składało się ono z samych dziewczyn, nie wiemy czy wszystkie były przez Radeckiego zahipnotyzowane, ale wszystkie miały na jego punkcie absolutnego szmergla. Jedną z nich, z którą potem uciekł, była córka znanego adwokata Pepłowskiego. Wspomnę jeszcze o nim za chwilę. Do strzelaniny nie doszło, ale szlachcic z Litwy, przekonany, że demaskacja Radeckiego i jego niegodnego procederu, spotka się ze zrozumieniem w stolicy srodze się zawiódł. W sprawę zamieszane zostały autorytety moralne tej klasy co Leon Petrażycki i Ludwik Krzywicki. Petrażycki zdaje się od tej i innych demaskacji w socjalistycznym półświatku zwariował i strzelił sobie w łeb, ale Krzywicki, główny aranżer wprowadzania na rynek nowych treści nie przejmował się niczym i dożył późnej starości. Z największym trudem udało się przeprowadzić operację usuwania Radeckiego z Wolnej Wszechnicy. Uciekł on wreszcie do Ameryki Południowej, wraz z córką Popławskiego. Ten zaś z kolei zaczynał swoją adwokacką karierę w procesie nie byle jakim. Bronił bowiem Ludwika Waryńskiego. Ten Pepłowski miał jeszcze współpracownika, z którym razem bronili Waryńskiego. A ten współpracownik miał szczęście dożyć roku 1922 i stanął jeszcze w obronie (z urzędu) Eligiusza Niewiadomskiego. Tak się zamyka epoka tworzenia podwalin socjalizmu w Polsce – proces Waryńskiego i proces Niewiadomskiego, a w obu ten sam mecenas.
Osierocone przez Krzywickiego, zahipnotyzowane wariatki, dołożyły wszelkich starań, by psychologia w Polsce rozkwitała i rozwijała się najprężniej ze wszystkich nauk o człowieku. Państwo zaś nie czuło się w obowiązku wyjaśnić żołnierzom, dlaczego oddało ich wrażliwe serca w pacht oszustowi i sutenerowi. Państwo zdenerwowało się dopiero wtedy kiedy się okazało, że Radecki, który w trudnych latach powojennych imał się funkcji komisarycznych, miał zarządzać stojącymi na bocznicy w Pruszkowie wagonami z cukrem. Już pewnie domyślacie się co się z tym cukrem stało. Tak właśnie. Zniknął w tajemniczych okolicznościach i nigdy nie zmaterializował się w żadnym innym, niż pruszkowska bocznica, miejscu.
Ten człowiek uchodzi za ojca psychologii polskiej, a nie dość tego, stał jeszcze na emigracji przy Czarnyszewiczu i przy Gombrowiczu. Pisał o nich artykuły i wstępy do ich książek. Pal sześć tego Gombrowicza, ale biedny Czarnyszewicz, który próbował wyśpiewać tę swoją tęsknotę za utraconą ziemią nad Berezyną, jawi się nam niczym jakaś mucha w pułapce. Został przez wszystkich oszukany, wygnany, a na koniec jeszcze postawili przy nim hipnotyzera-malwersanta z tytułem naukowym, który miał strzec produkowanych przez niego treści.
Mam nadzieję, że wszyscy już dokładnie rozumieją mechanizm, który działa na rynku treści w Polsce i mam nadzieję, że wszyscy już rozumieją z jaką nieufnością należy podchodzić do ludzi, którzy tego rynku strzegą, szczególnie tych, z uznanym dorobkiem i tytułami naukowymi.
Jeśli ktoś mi nie wierzy, niech obserwuje wszystkie te obszary emocjonalnie wrażliwych treści, w których tworzy się książki i kręci filmy, po to, by wzruszać Polaków i kierować ich myśli ku sprawom naprawdę wzniosłym. Kto się tam kręci i z czyjego polecenia to czyni?
Na dziś to tyle. Zapraszam na stronę www.prawygornyrog.pl
Gdzie można nauczyć się hipnotyzować dziewczyny? 😛
Nie u mnie
Trzeba się umyć najpierw.
Krzywicki ma pomnik w Płocku, zaraz za Kościołem Św. Zygmunta. Jest to przysadzista, obszerna postać w szerokim płaszczu i płaskiej jak naleśnik czapce na głowie. Śmieszny. 1 maja ktoś kładzie u stóp pomnika czerwonego goździka.
Zaraz zajrzę do II tomu Socjalizmu , bo chyba coś przegapiłam. A od hipnozy to chyba był Emfazy Stefański?
Ten kochany Ludwiczek już się pojawił na tym blogu . Kojarzę właśnie go ze zdjęcia w tej śmiesznej czapeczce . Wtedy sprawa też była głośna i Krzywickiemu dostało się za zasługi . Tylko który to był wpis na blogu ………..hm ?
ehh… jakby tak zahipnotyzować tuzy feminizmu nowego pokolenia i „nawrócić” ale byłby jaja 😀
Hipnotyzer usypia – adwokat ma budzić
ta antropologiczna szkoła prawa karnego to – Lombroso, tak?
>ta antropologiczna szkoła prawa karnego to – Lombroso, tak?
Wszystko na to wskazuje. W artykule o wykładzie Pepłowskiego nie ma nawiązań do szkoły włoskiej i Lombrosego, ale jest wyraźne odniesienie od determinizmu. Cytuję:
„Tutaj dodam jeszcze, że prelegent że szkodą logiki cofał się kilkakrotnie z uprzednio zajętego stanowiska i robił takie zastrzeżenia i uzupełnienia, które nieraz rozbroić musiały już gotującą się do ostrego natarcia krytykę. Najbardziej charakterystycznym objawem takiej taktyki był cały ustęp o „wolności woli”. Zacząwszy od silnego, wyraźnego podkreślenia „wolnej woli” w czynach ludzkich, prelegent, cofając się stopniowo, dał w końcu takie jej określenie, na który od biedy każdy determinista zgodzić się może”.
Dla czytelników nie zaznajomionych z Lombroso dodaję dwa cytaty z polskiej wiki:
„Przestępcy antropologiczni (urodzeni i obłąkani) odróżniają się od reszty ludzkiej populacji anomaliami anatomicznymi, które mają charakter degeneracyjny lub atawistyczny”.
„Dodatkowo, urodzeni przestępcy cechowali się m.in. większą tolerancją bólu, wyostrzonymi zmysłami, brakiem „zmysłu moralnego” (niezdolnością do osądu moralnego, wadami moralnymi, impulsywnością i brakiem kontroli), niezdolnością do myślenia abstrakcyjnego. Przestępców można też było rozpoznać po innych oznakach, np. używaniu slangu przestępczego czy tatuażach”.
A na koniec jeszcze jeden cytat z filmu „Jesteśmy snem”, który właśnie leci w TV na kanale AMC:
„Wpadło ci do głowy, że terapeuci, to największe świry?”
Ja uproszczę i podzielę świat na tych co charakteryzują się siłą od tych co słabością.
Postrzeganie świata w ten sposób według mnie jest łatwiejsze niż skupianie się niejako na rezultatach silnej a permanentnie słabej postawie (dobru, złu). Stąd też śmieszy mnie pan Gryguć z jego ciągłymi epitetami, wyzwiskami w stylu „parszywy zdrajca” itp.
To wcale nie jest problem zdrady, ponieważ zdrada tak na prawdę nie jest rezultatem wyboru a raczej wypadkową ogólnej kondycji i postawy jaką dany człowiek przyjmuje często na długo przed tym swym zdradzieckim posunięciem. Wolna wola wolną wolą ale człowiek niestety jest zdeterminowany właśnie przez swe słabości i osiągnięcia badań statystycznych i kohortowych zdają się to potwierdzać. Oczywiście człowiek może swoim wyborem zaskoczyć i rokujący zdrajca może w ostatniej chwili zapobiec zdradzie, ale nie można prowadzić istotnych, ryzykownych działań, przedsięwzięć otaczając się ludźmi chociażby trzęsącymi się w sytuacjach stresowych. Przykładów jest więcej.
Żyjemy w czasach, kiedy postęp technologiczny doprowadził do tego, że np. zdecydowana większość katastrof lotniczych zredukowana została do czynnika ludzkiego – pilota, gdzie w kolejnym rozdaniu biografia i profil psychologiczny okazuje się bardzo ważny, ponieważ jakiś procent pilotów pomimo umiejętności pilotażu i ogólnej wysokiej dyscyplinie potrafi w sposób demonstracyjny popełnić samobójstwo spektakularnie roztrzaskując samolot z 200 pasażerami na pokładzie włącznie.
Dlatego zdrada Piotra nie równa się zdradzie Judasza.
Dzisiaj było Słowo o wilkach. Według mnie dzisiaj nie ma mowy o wilkach na parafii. Kiedyś kiedy kościół był powszechny i każdy do niego uczęszczał w kościele były owce ale i wilki. Od momentu Reformacji wilki pozakładały własne kościoły, własne odłamy, własne sekty, organizacje charytatywne, loże ale i korporacje.
W Biblii wilk jest synonimem zła, ale wilk ma też swoją funkcję w stosunku do stada owiec, antylop czy bydła. Wyłapuje słaby element poprawiając ogólną kondycję w stadzie owiec. W taki też sposób odpadł Judasz od trzody Pana. Możliwe, że podobnie jak dzisiejsi zdrajcy stanu (Bradley Manning) miał skłonności homoseksualne.
Skoro Bóg jest wszechmocny to cokolwiek nie robiłby szatan i rzekomo jego wilki to i tak wszystko obracane jest w nowe wyzwania i w efekcie w dobro.
Z racji tego, że obecnie Kościół składa się w większości z owiec (oczywiście pojawiają się jacyś recydywiści) ale brak konfrontacji z wilkami na łonie Kościoła powoduje, że sam Kościół uwierzył, że słabość (co ja utożsamiam z jednoczesnym zniewieścieniem) jest stałym elementem i nie stanowi problemu, coś co należy jedynie ukoić. Takie podejście luzackie.
Z kolei brak wilków w okolicy spowodował u części owiec reakcję przeciwną tzn. obsesję na punkcie wyimaginowanego zła (które amplifikowane jest przez social media ale i czytanie personalnych objawień, które brane są przez nich jak istne przepowiednie).
W świecie względnego dobrobytu a na pewno pełnego brzucha i ciepłej wody w kranie szatan wcale nie musi na owce napuszczać rasowych wilków wystarczą kundle i pudle.
To co Hollywood robi swoimi produkcjami w stylu „Cisza” to granie na nosie Katolikom. Co ciekawe większość chrześcijan (owiec) oglądają to wcale nie zauważyła mnogich prowokacji Scorsese.
I co to ma niby znaczyć? Ze, ja się nie myje? Czy, ze Twoj poziom wypowiedzi to dno i nawet na żartach się nie znasz?
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.