Powiedzieć, że zalała mnie wczoraj nagła krew, to jest eufemizm. Mamy taką oto historię. Po nagraniu z Zielonej Góry zgłaszają się do mnie cztery tłumaczki języka francuskiego, ja na szybko konstruuję genialny plan wydania ciekawych książek z francuskiego wolnego zasobu, plan który ustawi nas w innych zupełnie rejestrach na lata całe, i proszę wszystkie panie, o próbki tłumaczeń. Jedna z nich informuje mnie o tym, że coś jest z tą francuską wolną domeną nie tak. Osobnik nazwiskiem Judas pracujący w BFN skierował ją do strony, gdzie znajdował się taryfikator opłat za korzystanie z tej rzekomo wolnej domeny, a także dał jej link do jeszcze bardziej niż on kompetentnej osoby. Pani tłumaczka, nie podejrzewając niczego napisała list do tej osoby, a ja, kiedy dotarła do mnie informacja, że za niektóre publikacje trzeba płacić od strony i wychodzi to w sumie 1000 euro za 20 stron, nie mogłem już spać. Wszyscy pamiętamy, że zapłaciłem Gallimardowi 1000 euro za 5 letnią dzierżawę Ludwika Świętego Le Goffa, a tu za teksty naprawdę stare, trzeba płacić 10 razy więcej. Kompetentna osoba nie odezwała się, a ja pomyślałem, że nawet jeśli moje najczarniejsze podejrzenia się sprawdzą, to są przecież inne biblioteki, gdzie znajdują się książki, które chce wydać, od dawna już pozostawione w wolnej domenie i jakoś zasnąłem. Wcześniej napisałem jednak do Rafała, żeby sprawdził wszystko, jak to nam rzeczywiście jest na tych stronach BFN.
Oto dwa listy, które od niego dostałem dziś z rana
List pierwszy:
Już mniej więcej wiem o co chodzi. Jest tak jak mówisz. Nastąpiła „prywatyzacja” domeny publicznej potwierdzona przez francuskie ministerstwo kultury, czyli de facto jej zamknięcie. To się nazywa „copyfraud”. Alarmujące artykuły pojawiają się z pięć lat temu. Instytucje udostępniające dzieła (np. Bibliothèque nationale de France udostępniająca dzieła przez Gallikę) podpisały umowy z jakimiś szemranymi stowarzyszeniami, które, w zamian za digitalizację zbiorów, nabywają praw do licencji na ich wykorzystanie (podobno na lat kilkanaście?). Wytworzono przy okazji absurdalną konstrukcję prawną mówiącą, że skan dzieła jest sam w sobie dziełem (uznano, że skanowanie jest aktem twórczym!). Zatem nie treść, a plik z treścią jest objęty licencją. Tego rodzaju uprawnienie, nabyte prawem kaduka, jest ponoć notorycznie łamane (treści pobrane z BNF są publikowane), a bandyckie „stowarzyszenia” udają, że nic się nie dzieje i nie idą do sądu, obawiając się, że interpretacja zostanie podważona i cała sprawa się rypnie. Raczej trudno byłoby komukolwiek udowodnić, że korzystał z tego, a nie innego pliku. Może coś w tej sprawie we Francji się ruszyło i jednak wyślą ich w kosmos. Poczekajmy zatem na informacje od pani …., jest najbliżej i najbardziej na bieżąco. Ciekawe, czy aby nie o to chodzi w Krakowie? „Skanerzy” pojawią się u nas?
R.
List drugi :
Poprawka. To nie jest stowarzyszenie, ale firma ProQuest LLC z siedzibą w Michigan. Zaczynała już w 1938 r. od mikrofilmowania zbiorów… British Library. Od zeszłego roku szefuje jej niejaki Matti Shem Tov. A Kraków, no cóż, już tam są. I nie tylko tam, oferują płatny dostęp do swoich baz z publikacjami naukowymi dla uniwersytetów. Siedziba „dyrektora ds. rozwoju sprzedaży” na Europę Północną i Wschodnią mieści się w Cambridge.
Ale nie tylko ProQuest, podobne umowy BNF zawarła np. z firmą Apple na wyłączną sprzedaż e-booków w formacie e-pub. E-booki z domeny publicznej są sprzedawane za żywą gotówkę przez instytucję publiczną (BNF) innym instytucjom (bibliotekom) publicznym.
Modelowe rozwiązanie stosowane przez firmę ProQuest jest takie – digitalizują lokalne zbiory, które są dostępne nieodpłatnie na terenie danego kraju, ale jednocześnie sprzedają do nich dostęp za granicą (głównie uniwersytetom). Cały szum we Francji opierał się głównie na tym, że BNF nie wynegocjowała krajowego wolnego dostępu. ProQuest podpisała umowy partnerskie na digitalizację np. z: duńską biblioteką królewską, narodową biblioteką we Florencji, holenderską biblioteką narodową…
Jakie to jest k…wa dołujące, jaka głupia jest ta kasta akademików… Zupełnie jak sędziowie.
Jeśli do tego dołożymy pomysły ministra Gowina, mamy gotowy plan opiewający na zabetonowanie dostępu do źródeł. Cały świat akademicki cieszy się z tego jak jadąca do argentyńskiego burdelu Kaśka z Limanowej, której naopowiadali, że jedzie do kawalera z pieniędzmi. Szczególną radość z takiego stanu rzeczy wyraża Uniwersytet Jagielloński. Ja jeszcze raz przypomnę, że złożyłem trzem wybitnym uczonym z tej placówki propozycje wydania ich książek, ale odezwał się tylko jeden i odmówił mi, twierdząc, że wydawanie jego książki za pieniądze jest niepotrzebne. Oświadczam więc, że jak tylko interesujące mnie pozycje znajdą się w domenie publicznej wydam je natychmiast, przywalę taką cenę, że aż zadzwoni, ale oni nie dostaną z tego ani złotówki. A ja oczywiście wszystko sprzedam. Jak będzie trzeba zapłacę temu Żydowi z Michigan, niech ma, w końcu się chłop nastarał, żeby taki piękny przekręt opracować. Ci panowie jednak nie dostaną nic.
Zwróćcie teraz uwagę na banner reklamowy, który pojawia się w drugim linku, umieszczonym przez Rafała. Tam jest napisane – zgłoś referat i powalcz o 350 zł na zakup literatury naukowej. 350 zł na zakup literatury naukowej?! Zgłoś referat?! To ja mam taki pomysł. Każdy doktorant UJ, jeśli wskoczy na stół i zaśpiewa ładnie piosenkę zaczynającą się od słów – w Ołomuńcu na fisz placu, jakem raz na warcie stał….- dostanie ode mnie 350 zł na zakup literatury naukowej. Może być? I nie musi pisać żadnego referatu. Forsa do ręki od razu. Tylko ja muszę to widzieć, ten występ.
Proszę Państwa, to co tu widzimy to jest wstęp do cenzury, o jakieś się nie śniło towarzyszowi Stalinowi. To jest wstęp do wtórnego analfabetyzmu, którego rozsadnikami będą wyższe uczelnie. Jeśli do tego jeszcze dołożymy ministra Gowina i jego listę koszernych czasopism, gdzie z całą pewnością trzeba będzie płacić za umieszczenie swojej publikacji, to mamy w zasadzie całość projektu, czyli obraz psychicznej i intelektualnej kondycji tak zwanego świata naukowego.
Oto ludzie, którzy poświęcają najlepsze lata swojego życia na siedzenie w archiwach, zarabiający na tym jakieś grosze dostają propozycję robienia kariery mierzonej w punktach. W punktach czyli w niczym, bo nic takiego jak punkt nie istnieje. Za te nieistniejące punkty ludzie ci będą musieli płacić prawdziwymi pieniędzmi, które dostaną za pracę dydaktyczną, tę zaś prowadzić będą na materiale, który zechce im udostępnić firma tego Żyda z Michigan, czyli na materiale lokalnym, bo ten będzie darmowy. Podkreślam – wymieniają oni coś co istnieje czyli gotówkę, na coś czego nie ma czyli na punkty i pozwalają się zamknąć dobrowolnie w lokalnym getcie. Bo nie stać ich przecież na korzystanie z zasobów BFN. Mnie też nie stać, ale za to stać mnie na zakupienie praw do Le Goffa, od jego spadkobierców, którym pewnie zależy na tym, by jego książki były dostępne w innych językach. Już dziś mogę napisać, że cena tego Le Goffa będzie taka, że żaden doktorant UJ tego nie kupi. No chyba, że się zrzuci na spółkę z drugim. I żadna biblioteka tego nie dostanie, niech mnie pozywają do sądu i sadzają do więzienia. Ja swoich praw, kupionych za ciężkie pieniądze, nie oddam za darmo nikomu. Oddawanie praw do historii jakiemuś Żydowi z Michigan, żeby sobie nimi trochę pokątnie pohandlował i nazywanie tego jeszcze wolną domeną, to jest mega skandal, który przykrywa wszystkie nagrania z restauracji u Sowy. Tego jednak nikt nie rozumie, bo nikt nie rozumie konsekwencji takiego posunięcia. I nie piszcie mi tu, jak Grzeralts ostatnio, że od socjalizmu nie ma odwrotu, bo socjalizm to nie jest taki trochę dolegliwy ustrój, w którym musimy żyć, ale droga wprost do piekła. Ci durnie z akademii mogą o tym nie wiedzieć, ale my tutaj – mając do czynienia z biznesem, z pieniędzmi, z informacją i obrotem nią, dobrze zdajemy sobie z tego sprawę.
A ponieważ znajdujemy się na obszarze języka i kultury francuskiej, posłużę się teraz najsłynniejszym francuskim cytatem, jaki znam
– A gówno!
I tak to wydamy. Żyd z Michigan nie założył póki co światowego monopolu na wolną domenę, są jeszcze inne biblioteki, inne bliki i inne organizacje udostępniające treści. Fuck off Żydu z Michigan…
Jest mi trochę smutno, że mój wczorajszy tekst nie wywołał należytej dyskusji, być może ten też nie wywoła, ale chcę Wam powiedzieć wyraźnie, że to co opisałem tu wyżej jest sto razy ważniejsze niż wszystkie doraźne posunięcia rządu dobrej zmiany, niż wygląd telewizji publicznej i inne duperele. Bo chodzi o nałożenie blokady na informację dotychczas jawną. Pod pretekstem, że i tak nikt tam nie zagląda. A skoro tak, to chodzi o władzę nad przeszłością…o tej zaś pisał ulubiony autor Toyaha, którego nazwisko na pewno pamiętacie.
Zapraszam na portal www.prawygornyrog.pl
„Generalnie wszyscy chcą się rozerwać i zabawić za niewielkie pieniądze. I żeby było jeszcze coś o Żydach, albo o przeniewierstwach księży posoborowych. Rozumiem i akceptuję, ostrzegam też jednak, że nasze drogi mogą się pewnego dnia, całkiem niespodziewanie rozejść. Nie mam bowiem zamiaru, bo dziesięciu latach harówki dzień w dzień organizować jakichś podwórzowych igrzysk dla szurystów.” – dziś było coś o Żydach, to jutro dla odmiany będzie o przeniewierstwach księży posoborowych?
Jeśli zamierzał Pan wydać tą stareńką biografię Józefa Nassi wydaną po francusku, to na czym polega Pana problem w zamówieniu ksera z jakiegoś jej egzemplarza bibliotecznego? Powołuje ją w spisie literatury Andrzej Dziubiński w „Na szlakach orientu”. Zakładam zatem, że jest ona dostępna w polskich bibliotekach. Choć co to za problem zamówić ksero we francuskiej bibliotece, czy kupić ją na francuskim allegro? Jakby co, to Pani Paris na pewno pomoże 🙂
Nie może się pan powstrzymać przed demonstrowaniem swoich ograniczeń? Może czas na jakieś lekarstwa…
Kedar nie zasypia na warcie.
Już jest wyrzucony, trzeba być konsekwentnym
Akademicy opętani socjalizmem idą na takie resztki. Tak samo jak Estreicher i płukanie okładek w misce u antykwariusza. Dokładnie to samo.
Ci, którzy dali pozwolenie na digitalizację książek w domenie publicznej i teraz na jej zamykanie są podobni tym, którzy rzucali na stos książki niepoprawne politycznie w III Rzeszy.
No właśnie. I jeszcze ich to bawi, bo czują się wyróżnieni
Muy bien. Pozdrawiam i pozwolę sobie na małą dygresję z rana. W Madrycie może miło zaskoczyć niespotykana ilość czytelni i bibliotek przytulnie urządzonych, nastrojowych, dyskretnie oświetlonych z indywidualnymi wygodnymi miejscami do czytania a jak ktoś się znuży, to śmiało moźna przyciąć komara i nikogo to nie oburza. Widziałem też takie miejsca gdzie można było przyprowadzić czworonogi. Ludzie czytali z kotem na kolanach, czy z pieskiem. W takich miejscach można się napić pysznej kawy i przekąsić jakieś dulce czyli słodkości. Jaki poziom czytelnictwa -można pomyśleć. Hiszpania to wolny kraj i swobodny i taki tolerancyjny… no pozazdrościć.
Jak zwykle diabeł tkwi w szczegółach.
Na półkach same nowości. Takie ichnie tokarczukowe i grochole. Tematyka tylko w lewą stronę. Nie ma nic z lat 60-70 i poprzednich. Można odnieść wrażenie że Hiszpania już jest w fazie następnej po betonowaniu bibliotek. Trwa faza utrwalania treści jedynie słusznych.
I dobrze Panie Gabrielu…
… takich kedarow jest na peczki !!!
A temat wczorajszy czy dzisiejszy – oczywiscie, ze fenomenalny… prawie kazdy Pana wpis jest proroczy i na wage zlota… i to, ze nie wywolal takiej dyskusji jak sie Pan spodziewal swiadczy tylko o tym, ze sa one PRAWDZIWE i REALNE DO BOLU !!!…
… i jeszcze swiadcza one o tym jak ta cala waadza i jej najmici… chocby taki LOBUZ jak Gowin – maja nas narod, grupy ludzi, a w koncu tez pojedyncze osoby w niesamowitej pogardzie !!!… i tego narod polski MUSI MIEC SWIADOMOSC, ze czy w Polsce czy to w brukselce to ONI NAMI WSZYSTKIMI GARDZA, oszukuja i klamia jak bure suki !!!
Mysle, ze Pana przeslanie z dzisiejszego tekstu jest bardzo czytelne dla milionow polskich akademikow, studentow czy zwyklych ludzi takich jak ja.
Coz… powtorze za Panem: Fuck tego zyda z Michigan !!!… i robmy swoje na miare swoich mozliwosci… oni strzelaja, a Pan Bog kule nosi !!!
Karol Estreicher – Nie od razu Kraków zbudowano „Miedziana miednica” …samodzierżawie przeszłości.
Wpływ starożytności na kulturę europejską, wyniki badań florenckich – Aby Warburg.
Prywatna Biblioteka Historii Kultury Warburga, w roku 1933 przeniesiona z Hamburga do Londynu i przekształcona w Instytut Warburga.
Pewnie tako dyrektywe…
… z Lunji dostali… i co luny bidne mogo zrobic ??? No co ??? Tylko dyrektywe poslusznie wykonac !!! Co za banda i cholota !!!
Drogi Coryllusie, to cały czas jest ten sam proces – dawniej przejęcie rynku antykwarycznego, w całości, teraz tego samego rynku w wersji elektronicznej. Widzimy naocznie jak konsekwentna jest, w osi czasu, etruska polityka historyczna. Bo żeby ją skutecznie uprawiać trzeba mieć wyłączność na źródła. A i rubelek przy tym wpadnie.
W Warszawie…
… vis-a-vis Hali Mirowskiej, w kafeji tez urzadzili taki „kacik dla czytajacych”, jakies moze 2 miesiace temu… z takim samym syfem tokarczukowo-bondowym. Widzialam, ze siedzialo tam paru mlodych debili w wystylizowanych pozycjach siedzaco-czytajacych, ze az smiac mi sie chcialo na widok tych pSZyszlyH EtelektualYstUF !!!
I kto by sie spodziewal, ze m.in. dzialalnosc Gospodarza wywola taaaka panike wsrod akademikUF !!!
I wszystko jasne – interesz sze kręczy:
„Mr. Shem Tov holds a BA in economics and computer science and an MBA, both from Bar-Ilan University, in Israel.”
źródło:https://www.proquest.com/about/leadership/Matti-Shem-Tov.html
Ta cyfryzację przepychają przede wszystkim pod pretekstem
częstych kradzieży zasobów bibliotecznych…
Okazuje się, że nasi współpracują w tym z francuzami
http://ksiegarnia.bn.org.pl/pdf/Sprawozdanie%20BN_2017%20online.pdf
Żyd z Michigan może to zle odebrać.
Przerażony Coryllusie jestem brakiem postulatu zniesienia praw autorskich.
Myślę że panika dopiero nastąpi. Ale to będzie panika na widok ręki odnalezionej w nocniku.
Pozdrawiam.
No tak…
… Matti… gora cukru i reszta… z koHajONcym polske Danielsem to dopiero jest po-tEN-ga !!!… no, kleNkajcie narody !!!
Panika i pozar juz jest…
… w tych sluzalczych akademickich lbach… tylko, ze cala ta zaprzedana akademicka banda UDAJE i robi dobro mine do zlej gry… w nadziei, ze im sie luda, ze ony to ocalejo…
… ale takiego wala jak Polska cala… nie maja zadnych szans na przetrwanie !!!
>obraz psychicznej i intelektualnej kondycji tak zwanego świata naukowego…zabetonowanie dostępu do źródeł…
Umieszczam za zgodą autorki jedno z najbardziej udanych zdjęć, jakie ostatnio widziałem.
Dostęp do źródła
„chcę Wam powiedzieć wyraźnie, że to co opisałem tu wyżej jest sto razy ważniejsze niż wszystkie doraźne posunięcia rządu dobrej zmiany, niż wygląd telewizji publicznej i inne duperele. Bo chodzi o nałożenie blokady na informację dotychczas jawną”. – przyznaję Panu 100% racji.
No jakże tak? Przecież tylko jeden egzemplarz na stos rzucali, a nie wszystkie istniejącace wydania …
Wolny dostęp
@ Coryllus
Wstrząsające.
Merde! Merde! Merde!
W tym „Ołomuńcu” jest śliczna fraza dla doktorantów z UJ jak najbardziej: „Teraz q. mam złote medale, ale q. nie mam nóg.” Co polecamy ich – doktorantów – uwadze. Tylko te złote medale na punkty trza zamienić.
„Teraz mam punktów w bród,
ale, q. nie mam nóg”
Swiat przyspiesza, to co miało być czarną wizją pisarzy SF, zaczyna się spełniac na naszych oczach i to circa 60 lat wcześniej. False start!
jak to sie łączy …
”Rabini bedą rozwijać szkolnictwo w Polsce” – nie tylko z Michigan
https://www.youtube.com/watch?v=9Eoue2l3ujg
Simon Perez prawił ludziom z UJ, że nie potrzeba uczyć historii. Zebrani słuchali z rozdziawionymi gębami i żaden nie powiedział mu, że w takim razie Holocaust to tylko zwykła hagada.
W kontekście notki i powyższego komentarza należy przyjąć, że nie na darmo Perez mówił to do następców Estreichera. A ów biznesmen z Michigan to realizacja celów państwa Izrael.
Przypomina mi się jeszcze wypalanie Polakom na grzbiecie na całe życie PESELi i informatyzację przeprowadzała jakaś firma od Pereza.
Ja to znam w wersji bez przekleństw – Teraz Herr Gott złote mom medale, ale Herr Gott ni mom nóg…
Teraz też dygitalizuje się jeden egzemplarz!
Co musialo.sie.stac ze zgodzili.sie w akademiach na taki uklad? Dziel i rzadz zawsze aktualne. Podzielic wiedze o historii na.krajowe kawalki i postawiac mury za oplata. Jak brytole w Indiach z ta sola, clami i plotem 4m.
W opisanym przez autora kontekscie przestaje mnie dziwić to że, jak chciałem sobie przeczytać „Libretto finansisty” Jaroszewicza wydane w Polsce w latach ’60 to najłatwiej było pożyczyć je z biblioteki Uniwersytetu w Cambridge.
A na digitalizacji ktoś zrobił lepszy interes niż się spodziewałem.
Jak mówił ś.p. profesor Bogusław Wolniewicz, w toczącej się walce na śmierć i życie Uniwersytet padł, broni się jeszcze Kościół i Rodzina.
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.