cze 082020
 

Najważniejsza partia polityczna, ta która stanowiła większość dwóch kolejnych parlamentów, nazywała się „Polskie Stronnictwo Ludowe Piast”. Nazwę brała od legendarnego króla, który miał być chłopem, kimś w rodzaju primus inter pares federacji wiosek i chałup, który miał ustanowić pierwotną Polskę.

Emanuel Małyński. „Nowa Polska”

Historycy w Polsce dzielą się na dwie grupy. Tych, którzy wierzą w Piasta Kołodzieja oraz Lecha, Czecha i Rusa i tych, którzy wierzą w humanizm. Rozgraniczenie to dotyczy również tych, którzy zajmują się historią najnowszą lub dziedzinami dla badań historycznych pomocniczymi. Ktoś może polemizować i stwierdzić, że przeprowadziłem ten podział zbyt grubo i ordynarnie. Aha, spróbujcie może z nimi najpierw porozmawiać. Ta moja myśl, podjęta przypadkowo całkiem, prowadzi do wniosków następujących – skoro przez cały czas zaborów, dzieje kraju tłumaczone były przez akademików opłacanych z budżetu państw zaborczych, skoro zostały one sformatowane, a potem, za tak zwanej wolnej Polski, nie porzucono ich, ale rozwijano, w sposób tyleż uporczywy, co idiotyczny, to chyba możemy powiedzieć, że historycy są po prostu rosyjskimi, pruskimi i austriackimi urzędnikami, którym chwilowo cofnięto uposażenia, albo których finansuje się dziś z budżetu państwa, którego zgubę przypieczętowali? Oczywiście wielu z nich przeszło twórczą metamorfozę i z urzędników carskich zamieniło się w urzędników leninowskich, ale to niczego nie zmienia. Wszyscy oni nadal pozostali reżimowymi urzędnikami. Piast Kołodziej zaś, wobec kłamstw, które produkowali później i produkują nadal, wydaje się być postacią z kreskówki, dobrym przyjacielem marynarza Popeye, który razem z nim uczy dzieci, jak jeść szpinak.

Powróćmy do naszych ulubionych wątków i demaskacji, które – w mojej ocenie unieważniają całkowicie pewne specjalizacje. Oto, jak nam to wyłożył betacool, na obrazie, o którym na egzaminie z historii sztuki nowoczesnej, polskiej, trzeba było mówić – błazen królewski Stańczyk po otrzymaniu wieści o upadku Smoleńska – prawdziwy jest tylko Stańczyk, ale jest on kimś innym niż próbuje się nam wmówić. Epizod, który przedstawił Matejko dotyczy czasów późniejszych, na liście, gdzie rzekomo ma być informacja, o tym Smoleńsku, napisane jest po łacinie Samogitia 1533, a do tego jeszcze nie zgadzają się inne szczegóły. Najlepsze jest to, że po publikacjach w SN zmienił się opis obrazu dostępny w wiki. Zacytuję tu najważniejsze jego fragmenty.

Stańczyk, właściwie Stańczyk na dworze królowej Bony po utracie Smoleńska (Stańczyk w czasie balu na dworze królowej Bony, kiedy wieść przychodzi o utracie Smoleńska)[1] – obraz Jana Matejki 1862. Obraz od 1924 znajduje się w zbiorach Muzeum Narodowego w Warszawie

To fragment pierwszy, a teraz pora na drugi

Na obrazie, na stole leży list z okrągłą lakową pieczęcią. Można na nim dostrzec napis „Samogitia, A.D. MDXXXIII” (tzn. Żmudź, 1533).

No i trzeci

Tytuł nadany przez artystę odwołuje się do upadku Smoleńska z 30 lipca 1514, gdy z powodu braku odsieczy wojewoda smoleński Jurij Sołłohub skapitulował przed wojskami Wielkiego Księstwa Moskiewskiego dowodzonymi przez wielkiego księcia moskiewskiego Wasyla III podczas wojny litewsko-moskiewskiej 1512-1522.

Jak widzimy, metoda „na chama” została tu zastosowana w pełnym wymiarze i ze wszystkimi szykanami. – Nie mamy pańskiego płaszcza i co nam pan zrobi – ani jednego słowa wyjaśnienia, dlaczego obraz ten tłumaczy się jako inspirowany wydarzeniami z lat 1512 – 1522, a na liście jest napis Samogitia 1533. Nikt nie kwapi się z wysuwaniem hipotez i nikt nie zamierza niczego tłumaczyć. To jest kompromitacja i dyskwalifikacja w najbardziej oczywistym wymiarze. I co ciekawe, hagadę o Stańczyku i jego wieszczbach, wyprodukowali urzędnicy austriaccy, a w utrwaliła ją komuna i to co po niej pozostało. I mowy nie ma żeby ktoś próbował to zmienić. Dlaczego? Bo nie było rozkazu gubernatora, szefa policji i miejscowej dyrekcji H-K Stelle.

Rozpisywałem się tu ostatnio na temat króla Gustawa III. Proszę Państwa, Szwedzi mieli konstytucję już w roku 1719. Została ona poprawiona rok później, a w roku 1772, zmieniona poważnie i wprowadzona w życie, jako pałacowy zamach stanu, wzmacniający pozycję króla wobec parlamentu. W polskich podręcznikach zaś, jak byk stoi informacja, że konstytucja 3 maja była pierwszą europejską ustawą zasadniczą. Pomijam świadomie i celowo konstytucję nihil novi. Dlaczego tak się dzieje? Otóż dlatego, że hagady o konstytucji pilnują urzędnicy pruscy, których poprzednicy – mając w pamięci doświadczenia Szwedów i ich konsekwencje – wprowadzili Polaków w pułapkę, właśnie za pomocą tej konstytucji i dali Rosjanom dobry powód do wkroczenia w granice Polski. Było to od początku do końca zaplanowane i przeprowadzone bardzo konsekwentnie, a efektem tej akcji była likwidacja państwa. Podręczniki historii nie są jednak po to, by pisać w nich prawdę i wychowywać młodzież po pierwsze do samodzielnego myślenia, po drugie do sukcesu, ale po to, by z tej młodzieży uczynić bandę powolnych baranów, które co jakiś czas zrywają się do szalonego biegu w nieznane. Na swoją własną zgubę rzecz jasna. Po co więc cały ten garnitur urzędników jest utrzymywany i po co są te wszystkie kłamstwa? Otóż one istnieją po to, by umożliwić dziedziczenie prawa do opowiadania bredni. To jest z pozoru tylko śmieszne, ale w rzeczywistości jest bardzo poważne. Jeśli ktoś, za pomocą jakiejś hagady, likwiduje wielkie państwo, w dodatku cudzymi rękami, to jest on zainteresowany tym, by jego propagandowe preparaty trwały i były ciągle żywe. Stąd właśnie potrzeba kształcenia nowych wciąż zastępów historyków, spośród których wybiera się najbardziej zdeprawowanych, do kierowania tym całym interesem. Reszta zaś idzie uczyć kłamstw w szkołach, albo pracuje w IPN. Jak widzimy, na przykładzie Stańczyka opisanego w wiki, nawet postawienie tych ludzi wobec gołych faktów, niczego nie zmienia. Oni po prostu udadzą, że niczego nie widzą. Ich tradycja, tradycja dziedziczenia dostępu do sieci kolportującej łgarstwa, jest zbyt silna, by mieli się tym przejmować. Nawet jeśli trafi się tam ktoś uczciwy, powie w najlepszym razie coś takiego – wie pan, ale ja się tym nie zajmuję, bo mam inną specjalizację. Oczywiście, inną specjalizację…, że też nie istnieją specjalizacje w zakresie kierowania samochodami różnych marek. Trzeba by było wtedy, przesiadając się z renówki do passata, robić sobie nowe prawo jazdy. No, ale może i do tego dojdziemy.

Pamiętam dzień, kiedy postanowiłem wydać dzieło Ignacego Schipera „Dzieje handlu żydowskiego na ziemiach polskich”. To jest poważna, gruba, demaskatorska książka, porządkująca wiele spraw, w umysłach ludzi zainteresowanych historią. Ani jeden wątek występujący w tej książce nie został uznany za istotny na tyle, by znaleźć się w podręcznikach szkolnych i akademickich. To znaczy co? Historia Żydów jest nieważna? Czy historia handlu jest nieważna? A może obydwie te dziedziny nie są historykom do niczego potrzebne, bo ich rola polega na tym jedynie by kolportować gawędy o Piaście Kołodzieju i dzielnych humanistach, co pokonali złą, kościelną hydrę? I jeszcze jedno jest niezwykłe – można bredzić na co dzień o wielkim wpływie żydów na polską historie i kulturę i jednocześnie szerokim łukiem, z wielkim lekceważeniem do tego, omijać dzieło Schipera. Tak, jakby to była bomba z opóźnionym zapłonem, albo z takim, który zadziała tylko wtedy kiedy dotknie go ktoś z doktoratem, wręczonym przez rektora UW albo UJ.

Wróćmy do Piasta Kołodzieja, bo on jest wbrew pozorom, postacią ważną, ciekawą i istotną. Wymyśloną w dodatku w opozycji do innej postaci, całkiem zapomnianej, choć jak najbardziej historycznej i wymienianej w źródłach. Piast jest fikcją, tak samo, jak fikcją są Lech, Czech i Rus. No, ale po coś ta fikcja została stworzona? Ktoś powie, że po to, by wzmocnić tak wyszydzaną przez Małyńskiego, kastę fałszywych kmieci, robiących reformę rolną na zlecenie bankierów. To też, ale nie tylko. Mamy przecież w historii dobrze opisany, dobrze udokumentowany archeologicznie, choć ubogi w źródła pisane moment, demaskujący całkowicie powstawanie i likwidację organizmów państwowych w średniowieczu, na terenie Europy Środkowej. Mówię o Wielkich Morawach oczywiście, którym początek dał, nie żaden mityczny chłop, co w wolne soboty parał się kołodziejstwem, na terenach, gdzie nie było dróg, a tylko nieprzebyte lasy, ale kupiec. Ponoć pochodzenia frankijskiego, choć nie jest to wcale pewne. Kupiec imieniem Samo, założył sobie państwo nad Dunajem, z którego w niedługim czasie wylęgła się Rzesza Wielkomorawska. Niezwykłe prawda? Oczywiście, że niezwykłe, bo mamy tu – dobrze opisany i udokumentowany archeologicznie – modus operandi. Kupiec, nie chłop, stoi u początku państwa, na terenie którego znajdują się najbogatsze złoża i spławne rzeki. Kupiec, a nie chłop, zamieniony zostaje następnie na kastę wojowników, których wcieleniem w legendzie i historii zostaje Świętopełk. Jest on na tyle ważny i na tyle istotny do dziś, że nikt nawet nie próbuje wyjaśnić w kategoriach popularyzacji i literackiej fikcji, jak to mogło być z tą klęską Morawian w walce z Węgrami i z tym zniknięciem Świętopełka z obozu, nocą. W sposób całkowicie niezauważalny do tego. To jest istotne moim zdaniem, bo oznacza, że był on postacią na tyle istotną, że nie można, pod jakąś sankcją, nawet sugerować iż został zamordowany, a być może jego ciało sprofanowano. Świętopełk, po prostu rozpłynął się we mgle. Jego państwo zaś podzielone zostało na trzy części – północną zagospodarowali Polanie, południowo zachodnią Czesi, którzy przejęli całą mityczną i pisaną tradycję Moraw i przyznają się do niej do dziś, a południowo wschodnią część państwa Świętopełka zagarnęli Węgrzy, którzy jednak mieli swoje hagady i swoje mity.

Być może niesłusznie przywiązuję się do tego, ale uważam, że na przykładzie Rzeszy Wielkomorawskiej dokładnie widać jak powstawały państwa w Europie Środkowej i jak upadały, zanim w sprawę wmieszał się Kościół, który był jedynym czynnikiem utrwalającym struktury władzy na ziemi. Co to znaczy dokładnie? No chyba to, że organizacja kościelna próbowała wydostać się poza interesy grup nacisku, decydujące o tym, czy jakieś przedsiębiorstwo ma istnieć czy też nie.

Powtórzmy więc – Samo – kupiec, a nie Piast – chłop – stoi u początków organizacji państwowych w naszej części Europy. No, ale historycy nie zwracają na niego uwagi, bo jest im do niczego niepotrzebny, jest legendą, choć wcale nią nie jest.

Na dziś to tyle.

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/dzieje-handlu-zydowskiego-na-ziemiach-polskich/

  27 komentarzy do “Historycy – ostatni garnitur urzędników państw zaborczych czynnych w Polsce”

  1. U mnie jeden kupiec z warzywniakiem startował na radnego i wpisał w ulotkę wyborczą przedsiębiorca ☺

  2. jednoosobowy ale przedsiębiorca, no chyba prawidłowo,

    dość ambitny jak na zieleniak.

  3. No, a co miał wpisać? Aptekarz?

  4. Piast to w II RP jakby rozgrywający. Wszystko przechodziło przez witosowców. I endecy też jakoś bez nich się nie mogli obyć. Tylko jeden ksiądz Lutosławski, oskarżony o podżeganie do zamachu na Narutowicza, ten którego w swoich wspomnieniach chwalił Woyniłłowicz, jechał na ludowców jako na „rząd koniokradów” (za Tomasz Szymański „Ksiądz Kazimierz Lutosławski. Biografia kapłana, wychowawcy i polityka”).

    A Piast to chyba zwykła demokratyczna socjalistyczna partia. Nie dziwota, że PSL obecnie jest tak miałki skoro ma takie tradycje.

  5. A Ruś Kijowską nie założył też kupiec? Na you tubie jest film o Ukrainie, gdzie na początku właśnie musi się, Wikingowie, którzy byli nie tylko wojownikami ale i kupcami dali początek dynastii Rurykowiczów.

  6. Przyznam się, że przeczytałem artykuł bez cytatu Małyńskiego. Teraz jak go przeczytałem to się uśmiałem 🙂

  7. Pan ma jakiś kompleks chłopski- czyżby pochodzenie .

  8. jeden domy buduje, drugi szyje ubrania, no a jeszcze inny zajmuje się uprawą ziemi i hodowlą – a Coryllus książki wydaje, o co chodzi z tym kompleksem ?

  9. Uwagi spod Kercelaka

    Miałem dziś trochę czasu na parkingu pod Urzędem Komunikacji Elektronicznej (niedaleko Ronda Kercelaka), by pobieżnie przejrzeć temat Stańczyka, Bony i Smoleńska na moim tablecie. Dyskusja internetowa na ten temat zaczęła się chyba w roku 2014 i dotyczyła także inercji wikipedii, dla której napis na obrazie nie był źródłem, dopóki jakiś autorytet nie potwierdzi tego, co widać. Jeszcze w roku 2010 Fronda w artykule „Proroctwo Matejki o Smoleńsku” pisze, że na stole leży list z datą 1514. Ale we wrześniu 2014 bloger Liptus z portalu historycy.org donosi o zauważonej przez siebie prawidłowej dacie 1533. Potem sprawa nabiera rumieńców, ale wyjaśnienia publicystów i komentatorów są w większości bełkotliwe. Dlatego załączam zdjęcie „spod Kercelaka”, by pokazać, jak wygląda świat, gdy nie zdajemy sobie sprawy, że jesteśmy w gabinecie luster, żeby nie powiedzieć „gabinecie śmiechu”. Dziś każdy z Czytelników może z łatwością przeszukać internet z hasłami: 1533, Bona, Samogitia, Smoleńsk i Radziwiłłowie. Może wyciągnąć własne wnioski pod warunkiem, że nie da się historykom sztuki nabrać na tytuł. A przecież oni powinni wiedzieć doskonale, ze tytuły różnych dzieł mogą mieć wiele odmian sprzedażnych/wystawowych.

  10. no ten plac Kercelego to wyszlachetniał.

  11. W 1701 roku pojawia się król Prus, czyli szef urzędników pruskich, to od niego  Szwedzi otrzymują konstytucję w 1719 roku (podrasowaną 50 lat później czyli w 1772) ??

    Natomiast Zbyszewski pisze, że ambasador rosyjski miał większy posłuch w Polsce niż Belzebub w piekle i opisuje pokorne i skwapliwe wykonywanie tego czego ambasador chciał.

    No i 3 maja 1791 jest „polska” Konstytucja –

    Zastanawiam się nad tą intelektualną opieką urzędników pruskich nad tym polskim konstytucyjnym dziełem.

    Gdzieś jest w domu książeczka prof. Zielińskiej o udziale stronnictwa pruskiego w sejmie czteroletnim… Może znajdę. Jeśli dobrze pamiętam to chyba Lelewel był w tym stronnictwie.

  12. nie powinien się czepiać tylko powinien przemyśleć zasługi tych wszystkich ludowców, postać Teofila Bartoszewskiego tez.

  13. W roku 1533 upłynął termin przedłużonego o rok zawieszenia broni między Moskwą a Polską i Litwą. Umiera wielki książę Wasyl III, a rządy w Moskwie obejmuje regentka w imieniu małoletniego Iwana IV. To świetny czas, by wynegocjować lub odbić Smoleńsk. Co w tym czasie robi Bona? Kupuje bogate starostwa na Litwie (m.in. od Jerzego Radziwiłła) i na Podlasiu. Od lipca 1533 spędza trzy lata na Litwie z dwumiesięczną przerwą w roku 1535. W roku 1533 z Krakowa wraca też na Litwę Radziwiłł Czarny. Gdzie więc odbył się bal z udziałem królowej? Bo przecież nie w Krakowie.

  14. W moim mniemaniu Deklaracja Praw jest 1szą konstytucją w Europie, co czyni naszą 3cią.

    Zresztą nasza to straszny gniot, widać to jeżeli przeczyta się równocześnie polską i amerykańską. I nie tylko gniot, ale i grafomania, bo papier wszystko może przyjąć, bez znaczenia, czy uda się to potem wdrożyć.

  15. No cóż, trudno odtworzyć mikrohistorię małego mordobicia pod budką z piwem w pięć minut po zdarzeniu, a co dopiero Wielką Historię po wiekach.

    Ale jawne zaniechanie nowych źródeł i dowodów przez historyków powinno być karalne 🙂

    Przynajmniej utratą prestiżu.

    Ponieważ nie jest, trzeba zawsze wypatrywać kto porusza łapkami tych pacynek.

    Może w głębi sceny zobaczymy cienie międzynarodowych nr 2, a z budki suflera usłyszymy wyraźne szepty…,

  16. Ładnie to wykazałeś, co do miejsca balowania, to rzeczywiście nie Wawel.

    Z historii pamiętam (słowa nauczyciela), że dla Bony było najważniejsze zdobyć dla syna tytuł Wielkiego Księcia Litwy, bo ten tytuł gwarantował elekcję jej syna na króla Polski. Stąd może na Litwie te jej inwestycje w starostwa (powinnam sprawdzić daty), a nie zajmowanie się odbiciem Smoleńska.

  17. w Twoim linku niejaki Zieliński tak opisuje:

    Matejko obarczył szlachtę żmudzką o zniweczenie planu odbicia Smoleńska. Kampania 1534 była tak chaotyczna, że szlachta żmudzka odmówiła posłuszeństwa hetmanowi Radziwiłłowi – stąd ta data i miejsce na liście leżącym przed Stańczykiem i Smoleńsk w tytule obrazu.

    a Matejko malował „ku pokrzepieniu serc”….

  18. 1719 – 1791 (znajdź różnicę)

  19. Sklepikarzowi nie zazdroszczę dochodów a Tobie inteligencji ☺

  20. tak rozwijając temat, sklepikarza, straganiarza, to obserwując to na moim osiedlu, widać, że jest to dziedzina gospodarcza wymagająca siły fizycznej. Wstają o świcie (hurtownia) otwierają stragan ok.  8.00 rozkładają skrzynki z towarem, zwijają stragan ok 20,00. Harówka całej rodziny, na zmianę przez więcej jak 12 godzin. Teraz obserwuje wymianę pokoleniową,  skrzynki noszą synowie , zięciowie, starsi pomagają w czasie kiedy jest najwięcej klientów. Ciężka fizyczna robota, zapewne dochodowa.

    No i mają swój kupiecki spryt (negocjacje cenowe , elastyczność cen).

    Stragan niby niewielki interes , ale ja bym sobie z takim biznesem nie poradziła.

  21. Nie musisz mi zazdrościć, chociaż przydałoby Ci się odrobinkę podnieść  jakość sucharów 🙂

    A co do zarobków straganów warzywnych – nie lekceważyłbym. Czasami nie zdajemy sobie sprawy jakie dochody kryją się za  zadokowanym Polonezem Truckiem z zieleniną. Tym bardziej, że ten biznes łatwo zsieciować. Stawiam tezę, na podstawie dyskretnie obserwowanego jednego przypadku, że jest to biznes pokrewny z farmaceutycznym, też przez to, że  jest to handel witaminami 🙂

  22. Nie panujesz nad językiem: Nie piszemy:

    z budki suflera usłyszymy wyraźne szepty…- tylko:

    sufler Budka wyraźnie szepcze Trzaskowskiemu ☺

  23. Od kupca handlującego zieleniną do kupca handlującego zielonymi daleka droga ☺

  24. Bo to jest rodzina Poszepczyńskich 🙂

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.