Dzisiaj będzie trochę reklamy. Oto Narodowe Centrum Kultury wydało dwie książki w nowej całkiem serii. Nosi ona tytuł „Wojny kulturowe przeciwko Polsce”. Jedną pozycję z serii już zaprezentowałem, była to książka Grzegorza Kucharczyka „Długi Kulturkampf”. Teraz pora na drugą książkę, autorstwa Jacka Kordela. Nosi ona tytuł „Królestwo anarchii. W poszukiwaniu nowożytnych wyobrażeń o Rzeczpospolitej i jej mieszkańcach”. Zanim zacznę tę publikację chwalić, muszę napisać coś o szacie edytorskiej. Kurna raz, jak się ma do dyspozycji takie środki i ludzi do tego, nie można wydawać książek ważnych w tak nędznej formule. To jest po prostu hańba. Okładki w zasadzie nie ma. Jest to bowiem biała tekturka z napisami, jak za komuny niemal, kiedy wypuszczano dzieła Mickiewicza w milionowych nakładach, oprawne w miękki papier, klejone i rozpadające się przy pierwszej próbie czytania. Tu jest trochę inaczej, bo klej jest dobry i książka się nie rozpada, ale jej wygląd, podobnie jak wygląd całej serii zostawia wiele do życzenia. Dlaczego ja się w ogóle zabieram za promocję tych publikacji? Uważam, że jest sens w prezentowaniu treści pod takim tytułem jak „Wojny kulturowe przeciwko Polsce”, bo te wojny nadal się toczą. Jest sens, bo w tak sprofilowanym segmencie łatwiej będzie nam odczytywać pewne tropy. Sprawa jest postawiona jasno i nikt nie musi się trudzić zgadywaniem o co tak naprawdę chodzi. Istotą prezentowanych książek jest analiza propagandy antypolskiej w epoce nowożytnej i nowoczesnej. W książce Jacka Kordela jest to szczególnie ciekawe, albowiem opisuje on ten moment, kiedy państwo polsko-litewskie przestaje być w oczach zachodnich propagandystów przedmurzem chroniącym wrażliwe i kulturalne Niemcy przed zalewem turecko-moskiewskiego barbarzyństwa, a staje się zawalidrogą stojącym na przeszkodzie połączeniu się we współpracy dwu nowoczesnych i oświeconych narodów – Niemców i Moskali.
Autor zaczyna od omówienia poglądów Leibnitza na Polskę i Moskwę, a także od omówienia ewolucji jakie te poglądy przeszły w związku z osłabieniem Rzeczpospolitej i wzmocnieniem Moskwy. To ostatnie wiązało się rzecz jasna z koronacją cara Piotra i jego nową, proeuropejską polityką. Nikt oczywiście, do tego musimy dojrzewać jeszcze długie lata, nie wskaże wprost, że owa ewolucja ma związek z kredytami zaciągniętymi w zachodnich bankach i zobowiązaniami jakie wobec tych banków podjął car. To są rzeczy niemożliwe do ujawnienia, albowiem politykę ocenia się do dziś poprzez inne niż finansowy i gospodarczy pryzmaty. Jeśli zaś już ktoś się za to zabiera nie potrafi pisać inaczej o inwestycjach carskich, jak tylko z entuzjazmem. Postęp bowiem i tak zwany rozwój gospodarczy są jakościami nie podlegającymi krytyce. No, a jeśli ktoś wobec nich zgłasza jakieś moralne wątpliwości, naraża się tylko na szyderstwo.
Sporo miejsca w pracy Jacka Kordela zajmują opisy polemik i ocen pozostawionych przez historyków. I tak, moskiewscy kandydaci nauk historycznych, nie zgadzają się z surowym opisem Moskwy pozostawionym przez młodego Leibnitza. Uważają, że jest on wynikiem uwikłań w politykę polską i w zasadzie klasyfikuje się jako tekst propagandowy. Oczywiście zmieniają zdanie w chwili, kiedy Leibnitz, już dużo starszy, czynny na dworze hannowerskim, pragnie zostać przewodnikiem cara Piotra po Europie i śle list za listem do znajdujących się w Moskwie Europejczyków, których prosi o wstawiennictwo u młodego władcy. Cudowna przemiana Leibnitza w przyjaciela Rosji nie jest oczywiście ani trochę zastanawiająca. Można by rzec, że jest typowa, dla ludzi nazywających się filozofami, a będących w istocie propagandystami mocarstw szukających dużych obszarów dla inwestycji gospodarczych i politycznych.
Autor „Królestwa anarchii” poświęca cały rozdział na omówienie poglądów Monteskiusza na Polskę. Owe poglądy są o tyle istotne, że dotykają spraw gospodarczych. Monteskiusz jednak nie wychodzi ani o cal poza starą heretycką formułę antytrynitarzy, wskazując, że całe zło tkwi w rozpasanych wydatkach magnatów i szlachty, która nie potrafi właściwie zająć się ziemią. A gdyby tak ową ziemie rozdać chłopom, wtedy wszystko w Polsce potoczyłoby się innym torem i kraj by rozkwitał. Jakoś nie mogę znaleźć fragmentu, w którym Monteskiusz podobne propozycje kierowałby do władców Francji, domagając się od nich, by zmusili arystokrację do rozdania ziemi chłopom. Stawia jednak Monteskiusz jeszcze jeden postulat, który można by traktować serio, gdyby nie fakt, że sytuacja i polityka polska, była obszarem pełnym subtelności. Oto domaga się wielki filozof, by wymiana Polski uniezależniła się od gdańskiego pośrednika. To jest ciekawa kwestia. W jaki sposób? Chyba tylko w taki, że trzeba wywozić towary przez Morze Czarne, nad brzegami którego czekają już, w najlepszej zgodzie z Turkiem, pośrednicy z Paryża. No, ale Polska nie ma portu nad Morzem Czarnym. Nie ma, bo przez postawę magnatów wydaje pieniądze na zbytki, zamiast prowadzić poważną politykę. I jeszcze zablokowała uniezależnienie się Ukrainy, z którą – zapewne – czarnomorskie interesy dałoby się prowadzić bez przeszkód.
W żadnym z zamieszczonych w pracy Kordela opisów, a dotyczą one także Moskwy, nie tylko Polski, nie ma słowa o czynnych przed epoką oświecenia na wschodzie kompaniach handlowych. One nie istnieją w świadomości wielkich filozofów, albowiem istnieć nie mogą. Jedną szalenie istotną kwestię rozpoznajemy dzięki książce Kordela – w dystrybucji negatywnej propagandy, najważniejsza jest hierarchia wśród propagandystów. To jest czynnik paraliżujący ewentualnych polemistów i skazujący ich na porażkę już na samym początku. Jeśli bowiem ktoś taki jak Diderot pisze o Leibnitzu z pokorą, kładąc się u jego stóp, jak wierny pies, to cóż tu więcej dodawać? Nikt w całym świecie nie jest godny, by polemizować z geniuszem, a już na pewno nią są tego godni publicyści z kraju, który podlega właśnie propagandowej obróbce. Co innego taka Moskwa, w której car Piotr, ustawiając odpowiednio priorytety, zatkał usta wszystkim potencjalnym polemistom, a swoich akademików nazwał „kandydatami nauk”, bo nie dorośli oni w jego mniemaniu do pięt swoich zachodnich kolegów. Ten manewr zapewniał carowi przychylność wszystkich wielkich filozofów, jak Europa długa i szeroka. Oddawał on im w pacht swoje władztwo, gdzie mogli robić co chcieli, pod warunkiem oczywiście, że nie pisali prawdy. W Rzeczpospolitej, która bardzo pragnęła nawrócić się na oświecenie, sytuacja była inna. Hierarchia propagandystów znajdowała tu wdzięcznych, pragnących się im przypodobać naśladowców. To nie mogło się nikomu podobać, a najmniej samym filozofom. Któż to bowiem jest – naśladowca? To małpa po prostu, która nie rozumie jakie są potrzeby i ambicje tego, którego małpuje. Oczywiście nie wierzymy w to, że Polska i Litwa, były gospodarczymi truchłami, nie wierzymy w zacofanie Rzeczpospolitej, ale uwierzyć musimy w jedno – w Polsce nikt właściwie nie rozpoznał mechanizmów działania nowoczesnej propagandy. I o tym właśnie jest książka Jacka Kordela.
Ponieważ dostaję mały rabat, tak jak w przypadku książki Grzegorza Kucharczyka sprzedaję ją trochę drożej niż wydawca.
Kandydat nauk to rosyjski odpowiednik doktora.
W Polsce doktor też dopiero kandyduje do samodzielności naukowej☺
Choć „kandydat nauk” dla współczesnego czytelnika brzmi mało prestiżowo, a obecnie doktorzy noszą głowę wysoko.
Przymomniał mi się żart opowiadany przez wykładowcę ze studiów:
Leibnitz (1646 – 1716) i jego propagowanie oświeceniowych stosunków w Europie i stąd jego postępowe teorie mogły wpływać na papieży, którzy obdarzali zaufaniem i rekomendowali na tron Polski elekcyjnych Sasów i stąd mogło się wziąć spojrzenie na Polskę (jako na obiekt nie ważny bo nie postępowy), który w nowinkach filozoficznych postrzegany jest jedynie jako zawalidroga na trasie łączącej „współpracę dwóch nowoczesnych oświeconych narodów Rosji i Prus”
Siłę postępowej myśli filozoficznej odczuwają i testują plecy naszych dziadków, rodziców i plecy nasze. I filozofowie nie powiedzieli jeszcze tzw ostatniego słowa …
Jacek Kordel nie pisze o stronie ekonomicznej, bo opisuje filozofa, który jest wieloletnim asystentem księcia hanowerskiego, pozostającym na książęcym utrzymaniu, nie wykluczam że Leibnitz targowisko widział z okien karety a może i to nie … Kordel opisuje filozofa który jednego jabłka na targu nie kupił, no to nie ma tematu rynku. Leibnitzowi uciekło z pola widzenia, że rynek jest najważniejszym ogniwem życia społecznego … w każdym okresie historycznym, w Oświeceniu też.
Nasz Leibnitz
Leibnitz pozostawił po sobie bardzo obfitą korenspondencję. Pisywał np. do O.Jezuity Adamandusa Kochańskiego, wypytywał, jak to wszechstronny uczony i filozof, o ludy zamieszkujące między Moskwą a Chinami i bardzo interesowały go również , jak to wielkiego uczonego i filozofa, kopalnie ołowiu i srebra w Polsce. Pytał wprost w jakim stanie się znajdują, bo o kopalniach soli był już obznajomiony.
Jednym słowem choć Słowianin to jakże ambitny i jakże ciekawy świata i jak ładnie oddzielał ciekawość geologiczną i etniczną (pasterską) od dociekań filozoficznych. taki mądry że właściwie Niemiec.
Słowianinem został, jak zabiegał o posadę u cara Piotra I. Zainteresowania miał po pradziadku, ponoć urzędniku górniczym w Saksonii. Umarł w niełasce, Francuzi go jedynie uczcili.
Rosja Piotra Wielkiego była państwem policyjnym: „Musi to na Rusi, a w Polsce jak kto chce”. Zakładam, że wnioski każda monada Leibnitza wyciągnie samodzielnie.
Statut Łaskiego (1505) i Moskwa Piotra Wielkiego 1700 (Joannes Georgius Korb 1672-1741)
każdy z tutejszych blogerów, będąc chodzącą i myślącą doskonałością, już na pierwszy rzut oka widzi, że nie ma to jak pamiątkowa fotka z Polskim królem.
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.