maj 242014
 

Miałem się dziś odnieść do tekstu Toyaha, ale dam sobie spokój do poniedziałku, bo za bardzo jestem zmęczony. Opowiem lepiej co tam było na targach. Siedzę obok tego miejsca gdzie się odbywają promocje znanych i uznanych autorów. Mam po prawej stronie, za oszklonymi drzwiami wielki telebim, na którym widać dokładnie tych autorów i ich promotorów z wydawnictw. Widać jakie miny robią, jak się uśmiechają, a czasem widać ich buty, jak kamerzysta się zagapi. Wczoraj była bardzo dobra promocja. Jakaś pani siedziała na czerwonej kanapie, w towarzystwie innej pani i opowiadała coś o dużej książce, na której wielkimi literami było napisane FAJANS. Obie panie uśmiechały się i były wyraźnie zadowolone. Książka ta nie traktowała bynajmniej o naczyniach fajansowych i fabrykach, gdzie się je produkuje, ale o zapomnianym nieco XIX wiecznym fotografiku nazwiskiem Maksymilian Fajans. Rodzina Fajansów pochodziła z Sieradza i była dość mocno ustosunkowana w Warszawie, brat pana Maksymiliana, na przykład, pan Maurycy dzierżawił od cara żeglugę parową na Wiśle. Nazywało się to po rosyjsku Prachodztwo Mawrikia Fajansa. Z tymi przedsiębiorstwami żeglugowymi coś musi być na rzeczy, bo jak pamiętamy pan Czacki, którego tu sobie omawialiśmy ostatnio także był przedsiębiorcą żeglugowym przez pewien czas, tyle że w Odessie. Rodzina Fajansów to oczywiście rodzina żydowska i o tym, jak się zdaje opowiadała autorka, ale stwierdzić tego z całą pewnością nie mogę, bo nie wszystko słyszałem.
Ze zdziwieniem zauważyłem nagle, że do dwóch pań dosiadła się trzecia, która bardzo mocno przypominała mi zapomnianą tak samo jak Maksymilian Fajans, dziennikarkę telewizyjną Halszkę Wasilewską. Pani ta znana była z tego, że prowadziła program autorski ciemną nocą, który nosił niezwykle malowniczy tytuł „Wódko pozwól żyć”. Trochę mi się to nie zgrywało, ten Fajans i wódka, co nie pozwala żyć, ale nie takie się rzeczy na Bożym świecie dzieją, więc przyjąłem do wiadomości ten fakt, że Halszka Wasilewska z programu „Wódko pozwól żyć” reklamuje Fajansa. Opowiedziałem nawet o tym kilku osobom, które mnie odwiedziły i pośmialiśmy się wspólnie. W domu jednak coś mnie tknęło i zastosowałem znaną niektórym metodę badawczą polegającą na wciśnięciu w guglu opcji „grafika” i wpisaniu nazwiska. Okazało się, że pani od Fajansa to nie Halszka Wasilewska. Wódka mnie zmyliła. Halszka wygląda dziś kwitnąco, jak jakiś mały Budda, albo coś. Może nawet lepiej. Przy tym Fajansie był więc kto inny, ktoś kto tylko przypominał znaną dziennikarkę w tak zwanych ogólnych zarysach.
Do stałych atrakcji targów należą różne wystawy. Niedaleko naszego stoiska, za barkiem przy wejściu na płytę jest na przykład wystawa komiksu. I tam możemy sobie obejrzeć prace młodych artystów. Jedna z nich opowiada o tym, jak to w czasie II wojny światowej niemieccy żołnierze, wraz z młodzieżą polską z dzielnicy Praga urządzili śmigus dyngus. Jak się wesoło polewali wodą, ile było śmiechu i dobrej zabawy, dopóki nie przyszedł pan oficer i nie zakazał wojakom tych figli. Wszystko tam jest pięknie rozrysowane i jak zajrzycie dziś na targi to będziecie mogli sobie to sami zobaczyć. Tekst komiksu napisany jest taką niby praską gwarą, co powoduje u mnie na przykład odruch wymiotny, ale może są ludzie, którzy to lubią. Autorów jest dwóch i mają oni dziwne, z rosyjska brzmiące nazwiska, których nie zapamiętałem.
Zapraszam wszystkich serdecznie, dziś może być jeszcze ciekawiej niż wczoraj. Halszka Wasilewska pewnie nie przyjdzie, ale może jacyś hitlerowcy z wiadrami wody się pojawią, tak w ramach promocji tego komiksu.
No i zaglądajcie rzecz jasna na stronę www.coryllus.pl

  7 komentarzy do “Hitlerowski śmigus dyngus i promocja książek”

  1. Nastało Silencium POgrzebowe 😉

  2. Jadę na targi mam do wydania 100 zł. Z bliska zobaczę tą okładkę z puszką farby o poj. kilograma i pewnie będę musiała wejść pod stół i odszczekać moje głupie skojarzenia z puszką piwa. Na swoje usprawiedliwienie powiem, że nie piję piwa i nie maluję farbą olejną i nie ogladam reklam w tv bo jej nie mam.

  3. upał …………

  4. Upał straszny ale na Stadionie przewiewnie choć ciasno. Kupiłam Coryllusa tyle co się zmieściło w stuzłotówce i na I piętrze dwa albumy: jeden opisujący ziemię kaliską „Kalisz na starych pocztówkach” i „Ludzi którzy zbudowali Łódź” – te albumy to dla mnie taka mała pamiątka o ziemi z której pochodzi moja rodzina „rodzina po mieczu”.
    Wybór ogromny, duzo wydawnictw dla dzieci i dużo autorów podpisujacych i dużo wydawnictw uczelnianych itd

  5. 🙂

    jak okładka ?

  6. Kiedy się książkę trzyma w ręku to okładka oczywiście jest czytelna i skojarzeniowo wiążąca się z pracami malarskimi – coś przez kogoś, w jakimś celu – jest zamalowywane .
    Dla znających teksty Coryllusa o Irlandii, skojarzenei idzie w tym kierunku, że czynność zamalowywania dotyczy historii i jej rzeczywistych interesów, powiązań, zdarzeń, i skutków .
    Mnie się jeszcze ta puszka farby skojarzyła z puszką Pandory…… ale to tak na marginesie.

  7. Uwielbiam Kalisz, otwierałem tam kiedyś jedna firmę. Czasem zaglądam przejazdem.
    No i tam w Kurii jest ksiądz Klimek!

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.