gru 032013
 

Jak wiecie nie jest łatwo napisać coś ciekawego o ważnych wydarzeniach historycznych. Autorzy przeważnie podążają utartymi szlakami, od czasu do czasu wrzucając w swoją narrację jakieś sensacje alkowiane, albo czyniąc coś, co przyjęło dziś roboczą nazwę „burzenia stereotypów”. Ta ostatnia czynności jest szczególnie ciekawa, bo ma ona charakter rytuału. Oto co jakiś czas burzy się te same stereotypy, które już kilka razy wcześniej zostały zburzone, a potem pieczołowicie odbudowane. Już podaję przykład. Na targach jeden z kolegów przyniósł dodatek do dziennika „Fakt” zatytułowany „Historia”. Prócz standardowego bełkotu o czarownicach i stosach była tam strona, a może dwie poświęcone walkom polsko-czeskim na Śląsku po I wojnie światowej. Główne zdjęcie, które trzymało te materiały przedstawiało leżących na ziemi, rozstrzelanych żołnierzy polskich. To jest znana sprawa, Czesi, którzy wkroczyli na Śląsk, o ile dobrze pamiętam w roku 1920 rozstrzelali wziętych do niewoli Polaków. No i o tym właśnie napisali w dodatku do dziennika „Fakt”. W najnowszym zaś „Do rzeczy. Historia” główny materiał poświęcony jest życiu Polaków na Zaolziu pod czeską okupacją. Okładkę zaś zdobi wizerunek wojaka Szwejka, który – jak można sądzić po minie – nie ma dobrego humoru. Jest złym Czechem po prostu. No i to są właśnie takie demaskacje i obalanie stereotypów. Mamy więc dwie opcje – tę lansowaną przez gazownię i „naszą”. W opcji pierwszej Czesi są fajni i sympatyczni, a w drugiej są skończonymi świniami. Ja się nie będę wypowiadał na temat który z wariantów jest bliższy prawdy. Chcę tylko zauważyć, że Czechy i Czesi powracają jako temat w polskiej prasie. Nie pierwszy już raz widzimy bowiem obalanie mitu dotyczącego Czechów. Ja osobiście pamiętam numer magazynu „Razem” z roku 1982 albo 1983 poświęcony w całości sprawie Zaolzia, rozstrzelania tych dwudziestu żołnierzy, w którym była także mowa o Spiszu i delegacji mieszkańców tego regionu na konferencję wersalską.
Naprzeciwko tych narracji stoi Stasiuk z Vargą, którzy mówią, że Czesi są fajni, bo mają mniejsze niż my nagrobki. I tak to właśnie gładko przeszliśmy od Czechów i propagandy na ich temat do istotnych elementów narracji propagandowych. Kiedy Stasiuk i Varga gadają o tych cmentarzach, nie wiedzą właściwie o czym mówią, bo zwyczajnie brakuje im inwencji, by dojść do prawdy. Lansowanie się na cmentarzach nie ma w Polsce przyszłości, ale oczywiście można próbować, bo – w mojej ocenie – chodzi o to, by kiedyś tam, kiedyś, jak ludzie całkiem zgłupieją, zmniejszyć te nasze cmentarze, a to co się uda uzyskać, cały ten położony w środku wielkich miast teren, podzielić na działki niczym Wielki Rezerwat Siuksów nad Missouri i sprzedać sieciom handlowym albo bankom. I to jest, jak sądzę właściwy sposób, oceny wydarzeń współczesnych i tych drugich, zwanych historycznymi.
Ponieważ właśnie weszła na rynek Baśń amerykańska, chciałbym w podobny sposób opowiedzieć o różnych wydarzeniach, który są w niej opisane. Opis ten nie znalazł się w samej książce, bo inaczej zaplanowałem jej konstrukcję. Kiedy jednak już skończyłem pracę oczom moim ukazały się dwie spójne narracje dotyczące po pierwsze produkcji sukna, po drugie angielskich kochanek. Najpierw opowiem o produkcji sukna.
Dziewiętnastowieczne konflikty zbrojne, o których wspominam w tej książce, czyli wojna paragwajska, trwająca siedem długich lat, wojna secesyjna i wojna w Meksyku, charakteryzowały się tym, że wszystkie walczące strony ponosiły ogromne straty. O ile w przypadku obrony Paragwaju przed koalicją trudno mówić o celowym wysyłaniu żołnierzy pod kule, przynajmniej po stronie paragwajskiej, o tyle już w przypadku wojny secesyjnej trzeba by się nad tym zastanowić.
Ci, którzy się tymi tematami interesują głębiej pamiętając zapewne taki epizod jak bitwa o krater. To jest coś straszliwego i fantastycznego jednocześnie. Z grubsza chodziło o to, że w czasie obrony Petersburga unioniści wysadzili część umocnień potężnym ładunkiem. W miejscu wybuchu powstał krater, który miał umożliwić im przełamanie obrony konfederatów. Warunkiem było to jedynie to, by natarcia prowadzone były poprzez krawędź krateru, a nie poprzez jego środek głęboki na osiem metrów. I wtedy generałowie Mead i Grant zaczęli się zachowywać w sposób co najmniej dziwaczny, a moim zdaniem wręcz zbrodniczy. Oto żołnierze Unii zostali poprowadzeni do natarcia na wprost przez ten cały krater. Efekt był łatwy do przewidzenia – setki trupów w środku krateru i żadnej możliwości wycofania się czy przełamania linii obrony konfederatów. Ja bardzo przepraszam, ale jeśli głównodowodzący armią Ulisses C. Grant podejmował takie decyzje to albo był pijany, albo był nasłany, albo w ogóle nie był generałem tylko przedstawicielem handlowych zakładów tekstylnych produkujących sukno, delegowanym na front po to, by zwiększyć obroty firmie, która go wynajęła. Jeśli przypomnimy sobie, że Grant jedynie nadzorował tę operację, a odpowiedzialność za to co działo się w polu ponosił generał Mead, jeśli przypomnimy sobie, że po całej tej masakrze ani jednemu ani drugiemu nic się nie stało, a większość zabitych stanowili czarni wyzwoleńcy walczący o zniesienie niewolnictwa, to pozbywamy się ostatnich wątpliwości.
Wróćmy teraz do Paragwaju. Wojna, którą toczył Francisco Solano Lopez z Argentyną, Brazylią i Urugwajem była wojną na wyniszczenie. Trwała siedem lat i pochłonęła życie 7 milionów ludzi. Zginęła prawie cała męska populacja Paragwaju, a po wszystkim ocalałe Paragwajki wykupowały ogłoszenia w gazetach europejskich, apelując do przebywających za granicą mężczyzn by wracali i pomogli w odrodzeniu się narodu.
Jak wyglądali paragwajscy żołnierze walczący w dżungli i nad wielką rzeką? W co byli ubrani? Otóż mieli przeważnie białe płócienne spodnie i czerwone koszule. Do tego granatowa kurtka i wysoka czapka z bączkiem. Tak to wyglądało przynajmniej na początku. W wojnie tej dyktatorowi Paragwaju nie pomagał nikt, ale jego osoba otoczona była ciasno obcymi doradcami wojskowymi. Skąd oni pochodzili? Głównie z Wielkiej Brytanii. Lopez który był furiatem, po jednym czy drugim niepowodzeniu wsadzał jakiegoś Brytyjczyka do więzienia, ale zawsze go stamtąd wypuszczał. Anglicy byli w Paragwaju do końca, a potem grzecznie, nie niepokojeni przez nikogo wyjechali do Buenos Aires. Myślę o tym często, o tych czerwonych koszulach, białych spodniach i o tym, jak wyglądał kontratak 7 tysięcy ubranych w ten sposób mężczyzn, zebranych w łodziach i czółnach, którzy nacierali na brazylijskie parowce stojące na kotwicy, w nurcie Paragwaju. Z pewnością niesamowicie.
Musimy sobie teraz uświadomić pewną rzecz, w dodatku szalenie ważną. Oto w tym samym mniej więcej czasie toczy się na świecie kilka wielkich konfliktów. Kiedy kończy się wojna krymska, wybucha wojna w Meksyku, potem wojna secesyjna, wojna w Paragwaju, trwa wojna we Włoszech, a do tego wybucha Powstanie Styczniowe, a na koniec komuna paryska. Oczywiście można wszystkie te konflikty tłumaczyć tradycyjnie, poprzez grę sił politycznych. Można – tłumacząc te sprawy – ani razu nie użyć słowa biznes, ani razu nie wspomnieć o zakładach produkujących sukno w mieście Grunberg, w Niemczech, które dziś nosi nazwę Zielona Góra. Zakładów dwa razy przejmowanych przez Anglików, o czym przeczytać będzie można w naszym nowym kwartalniku zatytułowanym „Szkoła nawigatorów. Można, ale przymusu nie ma. W opowiadaniu historii bowiem, chodzi o to, by dostrzegać to, co inni omijają lub to o czym nie mówi się z premedytacją. Tak to widzę i temu zamierzam poświęcić kilka najbliższych lat. Po wymienionych przeze mnie wojnach zaś w Europie rozpoczyna się prawdziwy boom tekstylny, otwierają się rynki, ludzie kupują, sprzedają, rodzą się fortuny i wszystko prosperuje i tak aż do pierwszej wojny światowej, w której żołnierze nie nosili już białych spodni i czerwonych koszul, ale mundury w innym kolorze (poza Francuzami i węgierskimi huzarami oczywiście, którzy biegali po polu w czerwonych portkach). Co w myśl przyjętych w tym tekście założeń oznacza tyle, że lobby tekstylne straciło na znaczeniu w ministerstwach wojny wielkich mocarstw. Przedstawicieli handlowych fabryk włókienniczych zastąpili po prostu przedstawiciele hut i stalowni.

Nie wiem jeszcze niestety gdzie odbędzie się nasze wrocławskie spotkanie, ale dowiem się pewnie jutro i dam znać. Od czwartku do niedzieli spotkać mnie będzie można na galerii wrocławskiego dworca głównego, gdzie odbywać się będą targi książki. Po nową Baśń, po książkę Toyaha i koszulki z Rodrigo de Mendoza zapraszam na stronę www.coryllus.pl i w sklepie FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy.
11 grudnia zaś będziemy mieli wieczorek z Grzegorzem Braunem – willa Poniatówka w Błoniu, godzina pewnie 18, ale głowy nie dam. 14 grudnia zaś spotkanie z Toyahem u franciszkanów w Katowicach.

  4 komentarze do “Idiotyczne decyzje generałów a koniunktury na rynku tkanin”

  1. ,, większość zabitych stanowili czarni wyzwoleńcy walczący o zniesienie niewolnictwa,,……..

    nie mam czasu szukać , ale jakieś 2 tygodnie temu pojawił się tu ważny tekst o Ukraincach …. proszę sobie go przeczytać jeśli ktoś zapomniał o czym było ………

  2. Podarunek dla papieża:

    Podczas prywatnej audiencji, na której papież przyjął Benjamina Netanjahu, rozmawiano między innymi o wizycie papieża w Izraelu i negocjacjach izraelsko-palestyńskich. Premier Izraela podarował papieżowi książkę „Początki Inkwizycji. Hiszpania w XV wieku” napisaną przez jego ojca, znanego historyka. W dedykacji Netanjahu podkreślił: „Jego Świątobliwości papieżowi Franciszkowi, wielkiemu strażnikowi naszego wspólnego dziedzictwa”.

    Czytaj więcej na http://fakty.interia.pl/raport-nowy-papiez/galerie/papiez-spotkal-sie-z-premierem-izraela-zdjecie,iId,1253348,iAId,95119?utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox

  3. , większość zabitych stanowili czarni wyzwoleńcy walczący o zniesienie niewolnictwa,,…
    Ten sam zabieg został zastosowany wobec pozostałych z Powstania Warszawskiego.Dostali pepesze i poszli na Wał Pomorski..zamiast ciężkiej artylerii.

  4. Do tej sytuacji z kraterem i tych czarnoskórych żołnierzy walczących o zniesienie niewolnictwa, pasuje jak ulał obrazek opisany przez Józefa Mackiewicza „Zbrodnia w dolinie rzeki Drawy”, gdzie w angielskiej strefie okupacyjnej znalazło się około 9 tys ludzi (żołnierze z rodzinami). Byli to: pułki kozackie, legion kaukaski, pułki zapasowe itp razem z tymi pułkami rodziny, wozy, konie, itp
    Po obietnicach składanych kozaczyźnie, że będą żyć na zachodzie, anglicy podjeli decyzję zwrócenia tych uciekinierów armii radzieckiej, uciekinierzy nie chcieli iść „przez ten krater” (czyli wracać do ZSRR) . Działy się sceny dantejskie, które autor opowiadania podsumował następująco:” Było to wydawanie azjatów w ręce europejskiego marksizmu”,
    W przypadku Polski takim marszem Polaków „przez krater” było pozostawienie nas na pastwę II wojny światowej, wszystkie jej elementy stanowiły dla nas droge przez krater …..
    Można wstawić

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.