lip 222018
 

Przez moment oglądałem w telewizji program, w którym występowali panowie Karłowicz i Gawin. To było naprawdę coś niezwykłego, tak niezwykłego, że po pół minuty wyłączyłem telewizor, bo niezwykłość wprost wystawiała rękę z ekranu i prała mnie nią po gębie. Ludzie ci, wyposażeni przez wszystkie możliwe siły w moce i charyzmaty, dokonywali publicznie, na oczach widzów całkowitego tych charyzmatów i mocy unieważnienia. Gadali o filozofii Augusta Comte’a w taki sposób, żeby nikt ze słuchających już nigdy w życiu nie zainteresował się ani Comtem, ani jego pismami. Dlaczego tak postępowali? Prawdopodobnie dlatego, że są całkowicie zdeprawowani i przekonani, iż wystarczy aby pokazali się w telewizji, żeby podpisano ich odpowiednio i już reszta zrobi się sama, a publiczność będzie śpiewać z zachwytu i poczuje się – jak mawiał dawniej prymas – ubogacona. Skupmy się teraz na najbardziej praktycznym aspekcie takich wystąpień. Co robi Karłowicz z Gowinem organizując te pogadanki w telewizji? Oni unieważniają i degradują środowisko akademickie. Czynią to za pomocą prostego mechanizmu. Gadają do kamery, nie ma interkacji z publicznością i obydwaj utwierdzają się w przekonaniu, że to ich wystąpienie, jest absolutnym mistrzostwem świata. Nikt poza ściśle wyselekcjonowanymi osobami z pewnego kręgu do dyskusji dopuszczony nie jest, więc oni wszyscy zajmują się tylko jednym – upewnianiem się nawzajem, że mają rację. Co w takim razie z innymi doktorami, profesorami i aspirującymi magistrami różnych specjalności? Niech idą w diabły, niech wylądują na śmietniku, albowiem rynek treści naukowych i popularyzacji tychże, zajęła ekipa z Instytutu Wolności, który powinien nosić raczej nazwę Instytutu Rozwolnienia. To jest bardzo niebezpieczna sytuacja, bynajmniej nie dla tych, którym Gowin z Karłowiczem odmawiają szansy, lansujac uporczywie i maniakalnie siebie samych. To jest niebezpieczne dla nich. Oczywiście są różne zawory, które ich chronią, a których my albo nie widzimy, ale uważamy, że one z pozycją Karłowicza i Gowina nie mają związku. A mają. Przestrzeń publiczna zwana tu przez nas rynkiem treści, wypełnia się coraz bardziej freakami, a to daje z kolei Gowinowi i Karłowiczowi pewność, że są nie do ruszenia. Targi książki powoli stają się imprezą rozrywkową, gdzie wydawnictwa uporczywie lansują szaleńców, grafomanów, albo oszustów, bo wierzą, że jedyną szansą dla nich jest ogranie czytelnika w trzy karty. Wydawnictwo Rebis, będzie zaś teraz lansować prozę więźniów. Co ma wszelkie cechy tak zwanej ostatniej deski ratunku. Przestrzeń treści prawicowo- patriotycznych została wręcz zaplanowana jako panoptikum, w którym żyją i poruszają się różne dziwadła, wpuszczające niewinnym młodzieńcom gaz paraliżujący do mózgu. Rynek rozpada się na nisze, które – jedna po drugiej – zagospodarowywane są przez ludzi mediów lub ludzi rozpoczynających karierę w mediach. A, tam w mediach, napiszmy wprost – w telewizji. Nikt, kogo wcześniej nie pokazano w telewizji nie może być uznany za gwiazdę na rynku książki. Co w takim razie z tymi rzeszami pracujących na niskich budżetach badaczy, z tymi wszystkimi doktorantami, humanistami, magistrami żyjącymi nadzieją na habilitację za piętnaście lat, że ponowię pytanie? A nic, niech zdychają, jak to ujął pięknie w swojej przemowie do Maryni, czy jak tam się ona nazywała, Karol Borowiecki. Niech zdychają, albo wyjeżdżają na zmywak, czy gdzie tam chcą.

Oczywiście, część z nich dostanie szansę, ktoś im zaproponuje wstąpienie do takiej czy innej hierarchicznej struktury, gdzie będą mogli awansować, a potem przejść na emeryturę w młodym jeszcze wieku. Jeśli się zasłużą, któreś z wielkich wydawnictw żyjących z dotacji zaproponuje im, żeby napisali książkę, o jakichś ważnych sprawach, utrzymaną dokładnie w tonie tych niemożliwych do wysłuchania pogadanek Karłowicza z Gawinem. Ta książka się nie sprzeda, bo nie ma się sprzedać. Ma być widomym znakiem wybraństwa i dać takiemu osobnikowi pewność, że jego nobilitacja i awanse na drodze służbowej nie są fikcją. No, ale jak nie są kiedy są! Są, albowiem autor nie może przemawiać do ściany czy do innego autora, tak było za komuny i wszyscy to pamiętamy. Jeśli ktoś wymyślił, że system ten zadziała również dziś, bo przestrzeń publiczna zostanie podzielona na sektory – w jednym Gawin z Karłowiczem, w drugim Nela mała podróżniczka z Martyną Wojciechowską, w trzecim Magda Ogórek, a w czwartym Patlewicz z panem Niktem – ten chyba oszalał. Takie numery nie przejdą i ja się postaram to udowodnić. Może nie za szybko, bo pracy do wykonania jest mnóstwo, a rozmówcy, z którymi próbuję nawiązać kontakt nie rozumieją dlaczego i w jakiej sprawie ja się do nich zwracam, ale jak to mówią – kropla drąży skałę. Nie jest łatwo rozmawiać z ludźmi żyjącymi i pracującymi na uniwersytecie, bo oni są jak koń w kieracie. Koniowi takiemu nie wytłumaczymy, że może wyjść z jarzma i pobiegać po łące. Kiedy on to słyszy z miejsca ograrnia go paraliż całego ciała i zastanwia się co powie jego woźnica, czyli ten jak mu tam – promotor pracy habilitacyjnej. No, ale będziemy się starać. Na razie mamy pierwszy, niewielki sukces – Wydawnictwo Poznańskie ma wznowić książkę Grzegorza Kucharczyka pod tytułem „Hohenzollernowie”. Ja zaś szykuję się do przygotowania nowych tematów pogadanek z profesorem, których osią będzie ta właśnie książka. To nie koniec. Na początku sierpnia jedziemy do Rzeszowa, żeby tam nagrać materiał o zamachu na Jana Chudzika, a także kolejną część pogadanki o najazdach tatarskich na ziemię przemyską, o czym z kolei opowie nam Andrzej Gliwa. No, ale to póki co jedyne sukcesy, jakie odnotowaliśmy. Próby nawiązania kontaktu ze światem naukowym Krakowa, gdzie także przecież powstają ważne i warte promowania książki stanęły w martym punkcie. Być może coś ruszy się po wakacjach, ale wielkich nadziei sobie nie robię. Myślę jednak, że misja, którą wymyśliłem i którą Wam tu teraz przedstawiłem jest warta gry i warta zachodu. Jej zaś najważniejszym walorem jest to, że nie promujemy siebie. Celem tych pogadanek i wydawnictw nie jest wypromowanie mojej osoby, ale stworzenie rynku treści ważnych, na którym obecne będą także charyzmaty, a ich siła zależeć będzie wyłącznie od czytelnika, a to znaczy, że pośrednio także od autora. Rynek zaś składał się będzie z autorów szerzej nieznanych, choć nie tylko. Aha, byłbym zapomniał – po wakacjach wydamy książkę Marka Budzisza o Rosji. Ktoś tu ostatnio pytał o książkę Szymona Stalagmita. Będzie gotowa niebawem, proszę się nie niepokoić.

Zapraszam na stronę www.prawygornyrog.pl

  29 komentarzy do “Instytut rozwolnienia – o ludziach nie potrafiących obronić swoich charyzmatów”

  1. tak sobie myślę, że powinieneś zastanowić się nad zainwestowaniem w kurs prymitywnego marketingu. Bo występy celebrytów politycznych niewiele się różnią od wulgarnych zanęt do klubu go-go przez panienki z różowymi parasolkami, których jedynym argumentem jest „no przecież wszyscy tak robią”. A inwestycja pozwoli zrozumieć, że łatwiej jest wychować 30-50% konsumentów, którzy będą żarli gówno i  oblizywali się, bo tak im celebryci nakazują, niż produkować lepsze jakościowo towary. Wszystko działa na tej samej zasadzie. Gościa który w ciągu roku przeczytał dwa wypociny Mroza i jedno wypierdzenie Bondy nazywa się oczytanym ponad standard Polakiem

  2. proszę poprawić nazwisko na Gawin. Bo pomyłkowo jest Gowin, a ministra Gowina to jednak chwalą,  w tym także samodzielna w myśleniu i b. błyskotliwa przewodnicząca Komisji Amber Gold. Jestem tak pod urokiem pani przewodniczącej, że jak ona chwali to ja też.

  3. bo charyzmat to stanowczo za silne słowo

  4. Wiele wskazuje na to że tytuły naukowe będą miały coraz mniejsze znaczenie (nawet jeśli habilitacja przetrwa). Sztuką będzie przekazać ważne treści poza oficjalnym obiegiem, szerszemu gron, chociaż internet to chyba coraz bardziej umożliwia…

  5. W pierwszym zdaniu Gawin a w środku tekstu kilkakrotnie Gowin 🙂

  6. Dzisiaj Szczepan Twardoch wystąpił w reklamie Raiffeisen Bank

  7. Tymczasem…

    Adelson, for his part, has advocated launching a nuclear weapon against Iran as a negotiating tactic and threatening to nuke Tehran, a city with a population of 8.8 million, if Iran does not completely abandon its nuclear program.

     

    https://lobelog.com/three-billionaires-paved-way-for-trumps-iran-deal-withdrawal/ 

     

    'I have always thought of Trump as the mobs “man” in the White House.They thought JFK was their guy but he and Bobby turned on them.That may well be why both JFK and Bobby ended up dead.Israel is a mobster state and their influence is turning the US the same way.How much US money has ended up in Israel?The mobsters now rule in Israel and the USA.Maybe they always have, at least since the Prohibition era?’

  8. Napisano książkę niejakiemu Maringe, który zaczynał od kradzieży samochodowych radioodbiorników, a przez kradzież samochodów w kraju i na obczyźnie doszedł do narkobiznesu.
    Najciekawsze w tym, że chwali sie w wywiadzie dla Gazówy, że jego cała rodzina pracowała w kontrwywiadzie AK i tak dziadek ze strony ojca wspólpracował z Witoldem Pileckim, dwaj wujkowie ze strony matki zginęli w Powstaniu Warszawskim, a trzeci (Stanisław Wyganowski) był prezydentem Warszawy, Ciekawe, że za PRLu jego ojciec wyjechał legalnie do Francji. Jest też i nawiązanie do sprawy wychowania przez kobiety; w jego przypadku były to babcia i prababcia.

    Gazówa poprawia jeszcze wywiadem z TFUrcami filmu o japońskim kanibalu-mordercy, który to wywiad jest promocją filmu będącego w zestawie MFF, nomen omen, Nowe Horyzonty. W momencie popełnienia wspomnianego aktu kanibal był studentem Sorbony.

  9. ale się porobiło, toż Nachalnik teraz miałby pole do popisu, po pierwsze jaki obszar działań: ziemie Polskie –  Bałkany, no i jakie dochodowe dziś są te „zarezerwowane dla ryzykantów”  branże. Nie tam banalnie jak za czasów Nachalnikowa  jakieś drobne fanty, jakieś precjoza przy zdobyciu których,  trzeba pod łóżkiem  właściciela przeleżeć pół nocy aż wszyscy domownicy wejdą w etap głębokiego snu, a i tak jest groźba, że może się zbudzić czujnie śpiąca służba czy pies i napadzik tzw. „diabli wzięli” a nerwy przecież to nie postronki. Czy jakaś tam jednak ryzykowna (vide Nachalnik)  ale jakże banalna przy dzisiejszym rozmachu – zwykła kradzież wiejskich koni.

  10. Mnie raczej szło o powiązanie pospolitego bandziora z osobami godnymi szacunku i w domyśle pokazanie, że wszystko nie jest takie świetlane. Tu widzę ukłon w stronę byłego nadredaktora.

    Co do trefności pewnych czynności, jedzenia, czy osób w rytuale więziennym objaśnił mnie nie Nachalnik a Singer w Sztukmistrzu z Lublina i wtedy zrozumiałem skąd te dziwaczne dla mnie zwyczaje przyszły.

    Trochę mnie wynurzenia Nachalnika rozczarowały, ale kilka smaczków do zapamiętania.
    wiki: „Obrzezanie z przyczyn religijnych jest aktem rytualnym, którego podłożem było najprawdopodobniej radykalne postępowanie dla zachowania higieny intymnych części ciała.”
    Nachalnik: „Osmego dnia mego życia widzę w domu ruch i przygotowania do uroczystości. W tym to dniu miał się odbyć rytuał wprowadzenia mnie w szeregi wyznawców zakonu Izraela. Izba błyszczy czystością, świece w mosiężnych i srebrnych lichtarzach…
    […] Jakiś rudy Żyd nachyla się nade mną ze swoim nożem rytualnym, a następnie brudnymi rękoma przystępuje do operacji…”

    Fakt, że te zwierzenia współczesnego bandziora mogły być osnute na kanwie wspomnień Nachalnika. Szanowana rodzina, dominacja kobiet w wychowywaniu chłopaka, tradycja w zachowaniach i poczucie wolności po urwaniu się z domowej uwięzi, kobiety, pieniądze, hazard i więzienie.

    Ta akcja z konkursem pisarskim dla więźniów to chyba pożywka dla współpiszących, którzy chcą pójść śladami Wańkowicza.

  11. zaraz przejrzę „sztukmistrza z Lublina” i zwrócę uwag na genezę obyczajów typowych dla środowiska, ale co do tego powiązania z osobami z elity, to  może on tak tylko mówi a pan Wyganowski nawet tego nie przypuszcza. Może będzie protestował przeciwko pokrewieństwu z p. Maringe. .

  12. Siedzę na ocienionym balkonie i kończę „Jana Amosa Komeńskiego” i tak sobie pomyślałam, że jego aspiracje do stworzenia akademii wszechmądrości, organizacji pansoficznej , komitetu złożonego z erudytów, bez względu na narodowość,  dla postępu nauki, przeniknięty najszlachetniejszym idealizmem, pokojowego posłannictwa… to chyba  z podobnych stron biorą swój filozoficzny anturaż pp Gawin i Karłowicz. Od tylu lat ciągle to samo słownictwo i te same problemy szlachetności, ideału, postępu i wznoszenia się na wysokości mądrości.

    Ja zawsze myślałam że Karłowicz jest inteligentniejszy, no ale kiedy się człowiek nie rozwija to się … cofa. A może on tak z grzeczności nie chciał poziomu Gawina  – przeskoczyć.? Nie oglądałam tego dyskursu czytałam ostatni rozdział z „Komeńskiego” pt „Próba zniszczenia katolickiej Polski”.

  13. Hmm, a co to za przytyk Pana do Patlewicza i Pana Nikt. Zdaje się, że promował Pan nawet książkę tego drugiego. Proponuję temat dla przyszłych magistrów pt. „Czy prawica w Polsce może dzielić się w nieskończoność”.

  14. A co to za uwaga? Będę robił przytyki do kogo zechcę. Promowałem książkę Pana Nikta? Niezły pan jest, naprawdę…

  15. Wybaczy Pan, że to tak zabrzmiało, po prostu zdziwiłem się, mam dysonans. Ta promocja:

    https://coryllus.pl/grzegorz-braun-i-pan-nikt/

    Pan Nikt zyskuję popularność na youtubie, widać rynek na takich komentatorów – coś w typie Gadowskiego. Cenie sobie Pana opinie, więc jestem ciekawy w czym się pan poróżnia od P.N. Gadowski jak i takie kwiatki jak Międlar, Dr Kękuś czy całe środowisko II RP – tych osób pojawia się masa i cały czas trzeba trzymać rękę na pulsie, co do głowy wkładają.

  16. >o filozofii Augusta Comte…

    „Piękny umysł” i granty

  17. Nadchodzi koniec cywilizacji ględzenia o popłuczynach obłąkanych dziewiętnastowiecznych filozofów

    Mój siedmiolatek zauważył we wsi Warszawa, że choć jest fajnie i zielono, to niedługo będzie tu pełno osiedli, więc cały urok zniknie. Na to powiedziałem mu, że w wielkim Londynie, też go to czeka. Opowiedział, że w Londynie są bardzo ścisłe „land permissions”, a ponadto w Polsce ziemia jest tania, a w Londynie droga. Zapytałem, skąd to wie. Odpowiedział, że myśli, iż wszystko co wie, pochodzi z iPada, a potem dodał, że może 1/4 pochodzi ze szkoły (ukończył dwie klasy).

    Już wcześniej zauważyłem, że z iPada dowiaduje się tego co Stalagmit pisze o historii starożytnej. Dziś nieopatrznie usiadł z iPadem w moim pokoju i usłyszałem, jak Niemcy planowali atak na USA (by zmusić do rozejmu), USA atak na bazę brazylijską, Hitler chciał wypchnąć ZSRR do Azji, po wojnie to samo chciał zrobić Churchill, ale oznaczałoby to samobójstwo 2 milionów (chyba mowa była o kontyngencie amerykańskim) albo użycie bomby atomowej, do czego Churchill parł, potem Izrael napadł na Syrię, a ZSRR zaszantażowało USA, że zniszczy Izrael. To wszystko w ciągu dwóch minut.

    W tym roku szkoła zacznie go uczyć łaciny. Chyba w planie jest też greka. Telewizja go nie obchodzi. Książki czyta, by zarobić na lepszy komputer. Rowerek, piłka nożna, trampolina, biegi, wspinaczka interesują go tak samo jak każdego chłopaka.

  18. Amen!

    Ostatnio w rozmowie ze znajomym stwierdziłem, że skupianie się wokół danej organizacji nie ma sensu, jeśli na jej czele nie stoi lub nie pośredniczy do niej jakaś wybitna jednostka, organizator, taki zwornik. Wszystkim wydaje się, że sprawę załatwią zakony lub jakieś organizacje charytatywne. A prawda jest taka, że bez tych wybitnych organizatorów te organizacje będą tylko przeżerać środki i bardzo mało prawdopodobne, że zaświecą tym samym blaskiem jak Niepokalanów za czasów Maksymiliana, jak jezuici za czasów Loyoli, franciszkanie za czasów Św. Franciszka itd.

    Znajomy powiedział, że Rydzyk gdyby był zwykłym księdzem a nie zakonnikiem to to jego radio i telewizję za czasów prymasa Glempa zwinęli by na cztery razy i to jeszcze w przedbiegach.

    Możliwe, że mylę się z dokładną liczbą nakładu, ale Kolbe w Japonii z prowizorycznym sprzętem drukował 70 000 kopii swojego pisma miesięcznie, jego wydawnictwo istnieje po dzień dzisiejszy, wygląda jak profesjonalna drukarnia mogąca drukować setki tysięcy egzemplarzy a wiecie co drukuje jedynie 20 000 kopii miesięcznie. To jest właśnie ten niedowład, o którym mówię.

    2, 3 pokolenia i mówimy „bye, bye” a do tego dochodzi jeszcze kompleks następców wielkich ludzi, którzy z samego tego względu nie potrafią pociągnąć tego dalej. Też mi wymówka. Czy KK też stał się takim spoil systemem jak biurokracja III RP i skazani jesteśmy na słabą obsadę?

    Trzymajmy się wokół Gospodarza i organizacji, którą spaja.

    Ludziom wydaje się, że mówią o duchowości a to są jacyś nowi religioznawcy.

    Ja domniemanemu chrześcijaninowi daję „Naśladowanie Chrystusa” Kempisa a on po jakimś czasie próbuje zainteresować mnie Sumerami i bogami Enki vs. Enlil.

    Ludzie są tak rozregulowani, że każdy dosłownie tworzy jednoosobowy system wierzeń oparty na 2, 3 książkach, które do niego przemówiły albo mówiąc lepiej zaadresowały jego ukryte lęki. Inaczej nie potrafię tego nazwać jak właśnie kitowaniem lękiem własnego sumienia, dążenia do prawdziwej wrażliwości – niewinności. Często dopada to ludzi, którzy mają obsesje, że ktoś nieustannie nimi kieruje. Jest takich ludzi całkiem sporo.

    Przemiana KK powinna następować na kilku płaszczyznach hierarchii jednocześnie, ponieważ skupianie się na samych wspólnotach w warunkach zaprzeczających jej istnieniu nie ma sensu samego w sobie, gdyż każdy dobrze wie, że sekciarska wspólnota dba o swoich członków lepiej a do tego nie płacą podatków.

    KK jeśli nie ekspanduje to nie tyle upada co po prostu unieważnia się w momencie. A dochodzi do tego, że rzeczywistość jest zupełnie rozjechana z naukami KK a pornografia dopełnia dzieła zniszczenia, Kościół niewieścieje. Nie żebym miał za złe kobietom, ale zainfekowanie męskiej intymności jest uważam bezpośrednim powodem niskiej frekwencji mężczyzn w Kościele tudzież ich „mułowatości” podczas Mszy Świętej, bo przecież ile można spowiadać się z tego samego. Do tego co to ma być, że podczas mszy facet siedzi a kobieta stoi. To są jakieś gogusie.

  19. ludzie są rozregulowani ….  a wspomniany dzisiaj przez Coryllusa – A.Comte, jeśli dobrze pamiętam z czasów wykładów to nawet opracował nową religię i miał zamiar stanąć na jej czele, miał być głowa tego kościoła, o ile pamiętam to zdaje się wyznawców zabrakło, albo może było ich za mało aby wprowadzić w życie te wyznaniowe nowinki … .

  20. Czy Gowin czy Gawin…

    … to jeden  CZORT…  obydwa  niedouczone  BURAKI  !!!

    I nic tu nie pomoze blyskotliwosc przewodniczacej komisji AG… no, w kazdym badz razie ja sie nia  nie zaurocze.

  21. Nie można się trzymać sztywno gospodarza, bo to go chamuje. Trzeba szukać i promować nowych gospodarzy . Tak by w każdym powiecie był gospodarz , zakres zainteresowań powinni mieć trochę odmienny od siebie.

  22. A mnie się marzy związek polskich gospodarzy 🙂

  23. Tu Sem ora, Cham labora, Jafet rege et protege.

    To od tego Chama „chamowanie”?

  24. Ja nie miałem na myśli sztywnego trzymania się Gospodarza.

    Jeśli chodzi o powiaty, gminy to jest demokratyczna patologia gdzie kliki zażarcie ze sobą walczą i rotacyjnie zmieniają u władzy. Ludzie PiSu na tym niskim poziomie władzy wydają się być bardziej cnotliwymi, ale tym bardziej szarpani są przez dzikie zwierzęta. I mniejsza gmina, mieścina tym bardziej przymyka się oko na chwyty poniżej pasa.

    A dlaczego tak jest? Zapewne dlatego, że każdy dobrze wie gdzie chleb jest posmarowany, problem w tym, że jak hieny walczą o jakieś ochłapy władzy.

    Czy tak było przed wprowadzeniem demokracji?

  25. Pan Nikt to nie jest ten gość co powiedział z manierą 10 stopnia wtajemniczenia że Kaczyński umrze w tym roku na raka trzustki?

  26. czyli kiedy była demokracja socjalistyczna?  no to chyba film pt Dom zły, dość szczegółowo to opisuje , ten sam dół socjalistycznego zarządzania .

  27. To ten sam, panie Marcinie. Też mnie to uraziło, ale poza tą wypowiedzią, zastanawiam się, czym nadepnął na odcisk pana Gabriela.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.