kw. 022020
 

 

Doszły mnie słuchy, że III tom socjalizmu uważany jest przez tych, co go już przeczytali, za najlepszy i najbardziej zrozumiały. To może oznaczać tylko jedno – dwa pozostałe nie są tak zrozumiałe i tak czytelne, jak ten.

Ja to oczywiście przyjmuję do wiadomości, ale muszę coś na ten temat powiedzieć. Najpierw deklaracja – nigdy nie stanę w rzędzie tych autorów, którzy uprawiają łatwą do przełknięcia publicystykę. Nie ma mowy. Nie mogę tego zrobić, albowiem wyklucza taką postawę sama choćby lektura prasy z czasów, o których pisałem w trzech tomach socjalizmu, a także wspomnienia członków PPS i innych partii socjalistycznych, których fragmenty przeczytałem. Próby zanalizowania i opisania zjawiska zwanego socjalizmem polskim muszą być fragmentaryczne, albowiem każda synteza jaką próbuje się podsumować to zjawisko, jest z założenia zakłamana. I to jest proste do wyjaśnienia – socjalizm przyniósł nam niepodległość, a wobec tego faktu, wszystkie inne muszą zamilknąć. Wreszcie odnieśliśmy sukces i nie można tego negować. Ten sposób rozumienia sukcesu, ma swoje konsekwencje. Polegają one głównie na tym, że potomkowie socjalistów, nawet tych wykończonych w katowniach UB i zesłanych na Syberię przez swoich kolegów, którzy przeszli na stalinizm i maoizm, mogą dogadywać się wyłącznie z potomkami tychże stalinistów i maoistów. Wszyscy bowiem tworzą jedną wielką rodzinę wtajemniczonych. Jeśli ktoś nie wierzy i myśli, że sprawy te unoszą się gdzieś wysoko nad naszymi głowami i są w zasadzie publicystyczną fikcją, niech sobie jeszcze raz obejrzy wszystkie wystąpienia prawicowych publicystów u Moniki Jaruzelskiej. Tylko osoba skończenie naiwna będzie sądzić, że to są takie konszachty taktyczne, służące podniesieniu słupków popularności. Nie, jest całkiem inaczej. Ostatnio Ziemkiewicz, kolega z klasy licealnej pani Moniki zachwalał wystąpienie Jacka Bartosiaka w jej programie. Jak widzimy dość wyraźnie rozgranicza się aktorów od widzów. I nie ma mowy, by dziedziczący aktorskie tradycje publicysta zgodził się na to, by na scenę wszedł ktoś z widowni. No chyba tylko po to, żeby go przeciąć na pół piłą w takim specjalnym pudełku.

Socjalizm i śmierć jest serią, która powstała po to, by ujawnić i opisać tę dziwną tradycję, której wielu z nas oddaje hołd, miast oddawać go świętym Kościoła Powszechnego i organizacjom rzeczywiście troszczącym się do dobro narodu, to znaczy takim, które tego narodu nie wysyłają tysiącami na śmierć, w imię oszukańczych idei.

Opiszę teraz dwa dziwne spotkania. Rozmawiałem kiedyś z pewnym panem ostro sfiksowanym na punkcie rotmistrza Pileckiego. Zapytałem go o to, o co zwykle pytam – po co Pilecki tu przyjechał do Polski po wojnie? Kto go w to wrobił? Miły, starszy pan, powiedział mi, że ofiary są konieczne i nie ma co żałować jednego czy drugiego życia. Jasne, tym mniej można żałować im dalsze jest nasze pokrewieństwo z jednym czy drugim nieboszczykiem, poległym za sprawę.

Rozmawiałem też kiedyś z pewną panią historyk, która, po otrzymaniu ode mnie w prezencie II tomu socjalizmu, popatrzyła mi głęboko w oczy i zapytała czy pojawia się w tym tomie nazwisko Rudomino. Ono się, rzecz jasna pojawia, ale jest to chyba jedyna książka w całym świecie, jeśli nie liczyć wspomnień Krzywickiego, w której można je znaleźć. Był to bowiem agent ochrany, który aranżował sławny strajk szkolny, imprezę wysławianą dziś pod niebiosa, która pozbawiła kilka roczników młodych ludzi w Polsce normalnych możliwości startu w dorosłe życie i uczyniła z nich mięso armatnie przyszłej wojny i klientów – przymusowych – organizacji socjalistycznych. Pani ta doskonale wiedziała o co chodzi i zdawała sobie sprawę z tego, jak silnie zakłamana jest ta historia. Żeby doczekać się klarownego opisu wypadków rozgrywających się pomiędzy rokiem 1882 a rokiem 1922, potrzeba, żeby zostały spełnione różne warunki. Po pierwsze trzeba dopuścić do głosu nie-socjalistów, a za takich uważam – Hipolita Milewskiego, Edwarda Woyniłłowicza, Emanuela Małyńskiego i Mariana Tokarzewskiego. Po drugie trzeba zorganizować ogólnokrajową dyskusję na te tematy, wliczając w to zamach na prezydenta Narutowicza. Po trzecie musi powstać seria krytycznych publikacji dotyczących socjalizmu. Nic takiego się oczywiście nie stanie. A przez to ja, nie mogę przyjąć argumentu – III tom jest najlepszy, a dwa pozostałe słabsze. Wszystkie tomy są jednakowo dobre, tyle, że ten trzeci, poświęcony zamachowi na Narutowicza opisuje wypadki i postaci znane. Dwa pierwsze zaś wyciąganą na światło dzienne sprawy i ludzi, których wiele osób nie kojarzy, albowiem nie mają one żadnego oficjalnego charyzmatu, który różnym bohaterom nadali profesorowie z uniwersytetu. Wszyscy jak jeden będący potomkami socjalistów. Nikt nie będzie dziś analizował kariery Wincentego Jastrzębskiego, przez pryzmat jego wspomnień, bo wielu ludzi nie mogłoby po czymś takim pozbierać szczęki z podłogi.

Spór jaki toczymy w Polsce to spór o jakość socjalizmu. Można to, rzecz trywializując, nazwać sporem o to jakość spożywanych śmieci, które pozyskujemy na miejskim wysypisku, płacąc za to potem i krwią. Najgorsi w mojej ocenie są socjaliści prawicowi, albowiem oni przenoszą na grunt polityki, bardzo trywialnej i podstępnej jednocześnie, nawyki religijne i mają idiotyczny zwyczaj oddawania czci bałwanom. Najważniejszym socjalistycznym bałwanem, nie jest bynajmniej Józef Piłsudski czy Roman Dmowski, ale Eligiusz Niewiadomski, który urósł w niektórych kręgach do rangi świętego, co zabił złego masona szkodzącego Polsce. To jest idiotyzm. Więcej – to jest kamień milowy idiotycznej wersji historii, której hołduje duża część Polaków. Kolejnym bałwanem jest generał Zagórski. Cześć dla Zagórskiego i Niewiadomskiego wynika wprost z pokusy zarobienia 20 złotych na powtarzanych już do porzygania demaskacjach Piłsudskiego. Najważniejsza, w mojej ocenie demaskacja Piłsudskiego znajduje się w II tomie wspomnień Edwarda Woyniłłowicza. Zacytowałem ten fragment w III tomie socjalizmu. Piłsudski i Wojniłłowicz siedzą i rozmawiają o postawie ziemian w czasie wojny z bolszewikami. Piłsudski jest na nie i cały płonie niechęcią do wielkiej własności, które zdegenerowała Polskę. Na co Woyniłłowicz, mówi mu, że przecież on – Woyniłłowicz – pan z panów, bojar, jeden z ostatnich na Litwie, miał ledwie 500 dziesięcin ziemi ornej, a Piłsudski odstawiający przy każdej publicznej okazji drobnego hreczkosieja, miał tych dziesięcin aż 9000. Nie słyszałem, żeby ktokolwiek poza mną poszedł tym tropem i zastanowił się nad tym, jak to się stało, że to olbrzymie gospodarstwo zostało zaprzepaszczone. A także, na jakim kredycie ono funkcjonowało. To jest dla demaskatorów Piłsudskiego nieciekawe. Oni będą w nieskończoność opowiadać o tym, jak to miał dwie żony i jak kazał zabić gen. Zagórskiego. Uważam, że Piłsudski nie kazał zabić gen. Zagórskiego, a w przekonaniu tym utwierdza mnie to, że Zagórski był człowiekiem dobrze ustosunkowanym za granicą. Zabicie go nie było łatwe i niosło ze sobą ryzyko. Zagórski, ponoć ze łzami w oczach, patrzył, jak Frankopol niszczy szanse Polski na zbudowanie silnego lotnictwa, ale nic biedaczek z tym nie mógł zrobić. Miał też brata, który dwa razy, bez konsekwencji opuścił szeregi armii. Najpierw austriackiej, a potem polskiej, zrobił to, żeby zająć się różnymi poważnymi interesami. Potem zaś, upozorował własną śmierć, o czym można przeczytać w gazetach z epoki. Młodszy Zagórski zrobił w mojej ocenie to samo, a intensywna kampania prasowa, opisująca jego bestialskie zamordowanie, tylko mnie w tej ocenie utwierdza. Nie będzie żadnej nowej oceny wypadków z lat 1882 – 1922, albowiem chodzi wyłącznie o to, by podtrzymywać w Polsce spór o fałszywe wartości i posługiwać się w tym sporze fałszywymi figurami, całkiem fałszywych bohaterów. U podstaw tego leży chęć wykorzystania centralnie nakręcanych koniunktur publicystycznych. Im silniej promuje się Piłsudskiego, tym mocniej podkreśla się z drugiej strony jego niepiękne postawy. To jest mechanizm w istocie ukrywający sens wypadków i ich konsekwencje. Jakie one były? Najważniejszą konsekwencją odzyskania niepodległości przez socjalistów była degeneracja armii. Tak to trzeba nazwać – degeneracja armii. Prawdziwe wojsko bowiem przede wszystkim nie chce umierać. Dopiero na drugim miejscu jest chęć zwycięstwa, ale ta pojawia się w prawdziwym wojsku, po głębokiej analizie strategicznej. Jeśli nie ma szansy na zwycięstwo wojsko będzie pierwszą organizacją, która zaproponuje coś innego niż szarżę na bagnety przeciwko przeważającym siłom wroga. Jeśli tradycja wojskowa w jakimś kraju wywodzi się wprost z organizacji terrorystycznej, a nie z takiej, która odnosiła sukcesy w polu, to będzie ona promować postawy terrorystyczne. Te zaś są z istoty niepiękne. Najważniejszym zaś mechanizmem terroryzmu, działającym także i dzisiaj jest wrabianie niewinnych w poważne kłopoty, kończące się śmiercią. No i przemożna chęć chronienia i ratowania własnego życia. Organizacje terrorystyczne składają się z kręgów wtajemniczeń. Przy czym jasne jest, że krąg najbardziej wtajemniczonych nie ponosi żadnego ryzyka. To co wydarzyło się w Polsce w XX leciu, czyli utrata kluczowych lat po I wojnie przeznaczonych na odbudowę przemysłu lotniczego i wdrożenie nowych technologii, a także dominacja wśród wyższych oficerów członków legionów, było bezpośrednią przyczyną katastrofy roku 1939. Był to granat, z którego minister Beck wyciągnął zawleczkę wiosną tego sławnego roku. Ludzie, którzy z terrorystów awansowali na generałów nie potrafili zrozumieć, że wojna to nie strzelanie zza węgła i pisanie odezw rozlepianych na murach. Nie potrafili też zrozumieć, że skazanie na śmierć kilku roczników młodzieży, to nie żadne bohaterstwo, ale kryminał. Kiedy pisałem te trzy tomy, obejrzałem sobie w pewnym momencie film „Kamienie na szaniec”. Niestety w polityce jest tak, że konsekwencje postępowania ojców ponoszą synowie w wnuki. Ryzyko jakie podejmowała PPS, walcząc o niepodległą Polskę, układy w jakie Piłsudski i jego ludzie wchodzili z Niemcami, położyły się cieniem na życiu przyszłych pokoleń. To ryzyko było minimalne w porównaniu z tym, które było udziałem Janka Bytnara i Tadeusza Zawadzkiego. Ono było żadne. Piłsudski zaś był człowiekiem zdegenerowanym politycznie, nie żadnym wizjonerem. Niemcy, którzy uznawali go za swojego, uważali jego ludzi normalnie za zdrajców i kiedy przyszli tu w roku 1939 dokonali organizacyjnej wendetty, na Bogu ducha winnych dzieciach, które rozlepiały na murach plakaty z napisem – Jak by powiedział marszałek Piłsudski – możecie nas w dupę pocałować. Byli za to mordowani w piwnicach Pawiaka i wywożeni do Oświęcimia. I niech to sobie dobrze zakarbuje każdy polski polityk, zanim zacznie rozważać kwestie związane z metodą działań i systemem sojuszy.

Socjalizm w Polsce był zaimportowany i trafił tu na bardzo podatny grunt. Ten grunt także został przygotowany przez serię prowokacji politycznych kończących się powstaniami. Interpretacje historii XIX i XX wieku lansowane dzisiaj noszą tę samą skazę, którą nosił propagandowy entuzjazm z lat międzywojennych. I to można stwierdzić łatwo patrząc na ludzi, którzy są ich dystrybutorami. Oni sami chcieliby być bohaterami, ale nie ponosić przy tym żadnego ryzyka. To samo można stwierdzić patrząc na ich ideowych przeciwników, czyli na tak zwaną lewicę. To są wszystko postaci strugane z jednego kartofla. Ich charakterystyczną cechą zaś jest brak wyobraźni. Nie tylko politycznej, ale także takiej zwyczajnej, ludzkiej. Co ich od siebie odróżnia? Lewica zwykle powołuje się na zdrowy rozsądek, przez który rozumie polityczną prostytucję, prawica zaś uważa, że trzeba się targować, za ile będziemy ten proceder uprawiać. I to jest z kolei nazywane realizmem politycznym.

Poprzez fakt podstawowy, czyli zanegowanie istoty tego sporu, jego skuteczności, rzekomych korzyści płynących dla narodu z wybrania tej czy innej opcji, seria Socjalizm i śmierć może się wydawać trudna w odbiorze. Wcale taka nie jest. Nie można po prostu demaskować kanciarzy, przyłączając się do nich i używając tego samego co oni języka. Trzeba mieć swój sposób komunikacji. On naprawdę nie jest trudny.

Na dziś to tyle. Dziękuję.

  24 komentarze do “Jak czytać „Socjalizm i śmierć””

  1. I obecna władza chlubi się z socjalizmu tzw niepodległościowego. Rok temu PPS pochwalił Morawiecki, premier Olszewski powoływał się w książce wywiadzie-rzece z nim na to że PPS jest mu najbliższy jako tradycja polityczna, podobnie Kaczyńscy nie bez powodu zwani w latach 90 ironicznie żoliborskimi konserwatystami. Jarosława przekonał Macierewicz że droga do władzy wiedzie przez prawicę bo Polacy są bogoojczyzniani. Z wierzchu prawica w duszy socjalizm ppsowoski. Lewicę odstawiła komuna, centrum gieremkowcy, a prawicę z Korwinem i zchnowcami, ludźmi typu Kamiński i Niesiołowski, AWS, potem Giertych, dało się łatwiej odgrywać i wprowadzić do niej nową jakość. bo poziom miała niski. Choć braciom marzyło się w 90 latach być w 1 szeregu UW, lecz oni mieli swoich.

  2. Ta historia współczesna jest tak skomplikowana ,jak mechanika kwantowa, że w szkole jej nie uczą ☺

  3. Ja jestem zachwycony „socjalizmem i śmiercią” właśnie bo porusza tematy, o których nie wiedziałem, a które są bardzo ciekawe. O których dawno powinien wiedzieć , jako człowiek od zawsze interesujący się historią. Nie rozumiem tych którzy czytają o tematach które już znają. Mam poważne wątpliwości czy oni chcą się czegoś dowiedzieć?

    No chyba że 3 naprawdę jest lepsza. Skoro dwie poprzednie co kilka stron powodowały opad szczęki, to strach się bać co może zrobić trójka 😉

  4. Jestem w trakcie lektury autobiografii prezydenta Mościckiego, a przed III tomem baśni. Na każdym kroku wymienia autor  socjalistów przeszczepiających na polski grunt właśnie ten temat socjalizm + niepodległość (sam też taki był). Najbardziej zdziwiła mnie obecność W. Grabskiego.  Z drugiej strony po tym jak E. Małyński nazwał W. Grabskiego „Polskim Kiereńskim” to wszystko się mi poukładało.

  5. Żeby przydać realizmu –  dzięsięcina to ok. 1ha, (duża dziesięcina wg wiki to ok. 1,45 ha), czyli Woyniłłowicz miał  ok.500  ha, czyli 5 km2, czyli 2km x 2,5km,

    Piłsudccy – 9000 dziesięcin – ok. 90km2, czyli ok. 9,5x 9.5km. Prawie 20x więcej.

     

    Gdyby całą dzisiejszą Polskę (313tys km2) pokryć takimi powierzchniami, byłoby:

    – Woyniłłowiczów – 62 tysiące rodzin,

    – Piłsudskich – 3 500 rodzin.

     

    Dla II PRP (390tys km2) – 77 tyś rodzin W, 4 400 rodzin P,

    Dla I RP (817tyś km2) –  163 tyś rodzin W, 9 000 rodzin P.

  6. A pan myślał, że Grabski to prawica? Proszę jeszcze przeczytać wspomnienia Jana Skotnickiego. Są na allegro

  7. Skończy się ten czas ogólnopolskiej kwarantanny, kupię sobie tom III i ocenię, i wiem że się nie zawiodę, bo już dwa pierwsze tomy wbijały w ziemię.

    Zaraz zajrzę do tych dwóch tomów i sprawdzę jedną rodzinkę.

  8. Autorzy i czytelnicy szukają kurhanów ze złotem Scytów. A było tak:

    Wenecki handlarz, dyplomata i podróżnik Giosafat Barbaro (1413-1494) podróżował jako kupiec do Tanais (wł. Tana) nad Morzem Azowskim. A był to już od czasów greckich obok Kafy wielki ośrodek handlowy na przecięciu wielu szlaków, który w 13. wieku odzyskał po różnych barbarzyńcach świetność dzięki Wenecji, która jednak sprzedała go Genui. W roku 1392 był podbity przez Timura, a potem przez Turków. No więc tenże Barbaro zgromadził w 1437 roku sześciu Wenecjan i Żydów i wynajął 120 ludzi do odkopywania kurhanu. Wrócił tam także w 1438. Bardzo starannie notował, co było w kolejnych odsłanianych warstwach. Dziwiła duża liczba rybich szkieletów, bo niestety nie był to kurhan grobowy lecz wysypisko śmieci kuchennych. Przynajmniej tyle przekazał potomnym, a że nie był to człowiek pośledni, o czym przekonuje jego życiorys, to nie wierzyłbym mu ani za grosz i gdybym był Coryllusem lub choćby Danem Brownem, zarobiłbym na jego skarbach i przygodach worek złota.

  9. No a ten Grabski to chyba dziadek pani Kidawy, kandydatki. Albo brat dziadka. A pradziadek pani Kidawy, kandydatki, to nawet z kolegami zakładali ten słynnych PPS w Paryżu gdzieś w drugiej połowie XIX wieku. Sami gołodupcy tam byli, ale w pewnym oddaleniu widać byli przedstawicieli kilu poważnych banków.

  10. chyba Kidawa to wnuczka czy prawnuczka (trzeba by w jej metrykę zajrzeć) prezydenta Wojciechowskiego,  którego Marszałek nazywał „gromnicą” i dopowiadał mu „ja ciebie zapaliłem i ja zgaszę”

  11. przerzucam I i II tom „Socjalizm i śmierć” i dziwię się tytułowi dzisiejszej notki, bo to się po prostu samo czyta, zajrzałam do książek, szukam i co chwila się zaczytuję w treści, a  miałam tylko  sprawdzić jedną rodzinkę (której ingerencja narobiła Dobrej Zmianie kłopotu).

    Bo są ciągłośśśśśśści, kolejnych (zaufanych ?) pokoleń

  12. Mi także lekko czytało się Socjalizm i śmierć, aż samemu chciało się poszperać w internecie,  doczytać coś więcej.

  13. namierzyłam rodzinkę – 4 pokolenia na socjalistycznym posterunku

  14. Wymowne to zestawienie  !!!

  15. Czy to ta książka: Jan Skotnicki, Przy sztalugach i przy biurku. Wspomnienia, Warszawa 1957? Przeczytam.

  16. Poprosze Cie…

    … o dokladniejsze namiary… o  NAZWISKA,  bo to najlepiej  przekonuje i trafia do wyobrazni…

    … z gory dziekuje  !!!

  17. I Pan i Pani Nebraska macie rację, Kidawa to prawnuczka i Grabskiego i Wojciechowskiego. Czyli wszystko pozostaje w rodzinie.

  18. Mnie tez…

    … a to wszystko  zwyczajna  LEWIZNA  !!!

    To pewnie tak jak we Francji – LEWUS   Sarko  to  „prawica  konserwatywna”,  a  Marine  LP  to  NAWET  „radykalna prawica”…

    … normalnie  SMIECHU  WARTE…  i  SPLUNIECIA  !!!

  19. dobre zdanie z II tomu:

    styl  pisania o sprawie  „… w polskiej publicystyce powszechny (styl pisania), socjalizm zawsze jest głęboki, a ideologia narodowa płytka i powierzchowna. Tak to zostało zaplanowane dawno temu i trwa do dziś.”

    A co do rodzinki t.II

  20. i to jest też opisane w:

    Władysław Grabski „Myśli o Rzeczypospolitej Autonomia Reforma Edukacja Obywatelska. Wybór myśli politycznych i społecznych”
    Wyboru dokonali Maria i Marian Drozdowscy. Wydawnictwo Literackie Kraków 1988

    Z powyższego wynika: Grabski był mądry i zawsze chciał dobrze … i był o tym przekonany, jeśli miał wątpliwości to natychmiast rewidował swoje działania.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.