gru 122013
 

Siedzieliśmy wczoraj z Grzegorzem Braunem w willi Poniatówka w mieście Błonie i gadaliśmy o stanie wojennym. Ja się na tym znam słabo, a to przez fakt pomieszkiwania w tym czasie w Dęblinie, mieście pełnym wojska. Kiedy wprowadzono ten stan wojenny, dla mnie, dziecka, wizualnie nie zmieniło się nic. Było tak samo jak wcześniej, tyle że na bocznym torze przy dworcu postawiono wagon z oznaczeniami czerwonego krzyża. I tyle. Grzegorz Braun zaś miał na temat stanu wojennego do powiedzenia znacznie więcej, a do tego pokazał film pod tytułem „Krótka seria”, film nie był nagrywany przez obecnego na sali kamerzystę, tak więc wszyscy ci, którym leży na sercu ochrona praw autorskich telewizji polskiej mogą odetchnąć spokojnie. Na prywatnych pokazach można ten film wyświetlać, a więc wszystko jest w porządku. Napiszę teraz króciutko o czym jest ten film. Otóż opowiada on o zabiciu przez milicję trzech ludzi, co miało miejsce w Lubinie, w sierpniu roku 1982. Szczególnym zaś bohaterem tego filmu jest jeden z tych zabitych nazwiskiem Adamowicz. To jest ten człowiek, którego koledzy niosą, trzymając za ręce i nogi na najsłynniejszym zdjęciu jakie znamy z tamtych czasów, które dla wielu niezorientowanych osób przedstawia po prostu Janka Wiśniewskiego, który padł. Nie jest to prawda.
Film Brauna, oszczędny i lapidarny, składający się z wypowiedzi ludzi, którzy nieśli tego zabitego, z wypowiedzi jego żony, sympatycznej pani, dziś już niestety nieżyjącej oraz z wypowiedzi fotografa, który zrobił to zdjęcie, robi wrażenie wstrząsające. I ja od razu zapytałem czy można pokazywać ten film na prywatnych pokazach w szkołach. Tak żeby młodzież widziała o co w tamtych czasach chodziło naprawdę. Tyle razy przecież ludzie zadają mi i innym autorom pytanie: jak trafić do młodzieży. No to ja wczoraj znalazłem najprostszy sposób. Trzeba im pokazywać ten film, trwający zaledwie dwadzieścia minut, i gotowe. Okazało się jednak, że nikt chyba nawet nie będzie próbował. Przyczyny są różne i ja ich tu teraz nie będę wyłuszczał, nie będę także pisał niczego nostalgicznego o czasach minionych, ani też nie będę się niepotrzebnie wzruszał. Moim własnym zdaniem udało mi się wczoraj w Błoniu powiedzieć coś ważnego, co może zostało zauważone, a może nie. Dlatego postanowiłem to dziś tu powtórzyć. Jak wiecie mam umysł praktyczny, nastawiony na rozwiązywanie konkretnych problemów. To się nie zawsze udaje, ale jak się człowiek mocno stara to udaje się częściej niż się nie udaje. I wczoraj w związku z tym filmem przyszła mi do głowy myśl nienowa, ale nieco poprzez ową projekcję zmodyfikowana. Jak wiecie sukces gwarantują rynki, którymi zarządzamy my sami. Dlatego właśnie sieciowe organizacje takie jak Amway i inne dają ludziom złudzenie samodzielności. Oni wiedzą, że to jest klucz do wszystkiego: pozwolić ludziom stworzyć własny rynek, a następnie zawłaszczyć go prostym chwytem, poprzez zbudowanie wewnętrznej, firmowej hierarchii. Tak działają wszystkie firmy na obszarze sprzedaży bezpośredniej – dają ludziom złudzenie wolności, samodzielności, w rzeczywistości dyscyplinując ich i nakłaniając do kupowania wyłącznie wskazanych przez siebie produktów. To jest specyficzny rodzaj niewoli, od którego – jeśli już ktoś w to wejdzie – nie ma ucieczki. Mechanizm jest stary i działa bez pudła, problem polega na tym, że ludzie nie wierzą w to iż mogliby stworzyć własny rynek, a potem kilka rynków i połączyć je jakimiś kanałami. Większości ludzi wydaje się, że bez pomocy i bez produktów dostarczanych z centrali to się nie uda. Otóż uda się i ja jestem na to dowodem. Może się oczywiście zdarzyć, że ktoś zechce zabrać mój rynek i obrabować mnie z praw autorskich, nie takie rzeczy się przecież zdarzały, ale kiedy mamy już swój własny rynek, jest o co powalczyć moi mili. Wierzcie mi, że jest. I człowiek w takim wypadku będzie walczył jak wściekły, bo to jest kurcze jego i tyle. I nie mówimy tu o nieruchomościach, które łatwo zadłużyć i przejąć, ale o czymś nieskończenie ważniejszym – o prawie autorskim. Żeby zawłaszczyć zaś prawo autorskie trzeba przeprowadzić taki numer jaki został zastosowany wobec Pawła Jasienicy. Nic innego, nawet szantaż, nie wchodzi w grę. Trafiajmy więc do młodzieży, jeśli ktoś ma ochotę, ale miejmy tę świadomość, że bez stworzenia własnego rynku to się nie uda. Rynek zaś musi być tworzony wokół filmów i książek, które stanowić muszą, wobec braku budżetów, wobec braku narzędzi promocyjnych, kapitał ryzyka. To one powinny nakręcić koniunkturę i spowodować, że ludzie się zainteresują naszymi produktami. Ponieważ wiem, że wielu ludzi czytając to wzruszy ramionami, a wzruszy nimi ponieważ nie czują się na siłach by tworzyć cokolwiek, albo uważają, że nie nadają się do niczego, tekst ten adresuję do ludzi młodych. Po raz pierwszy chyba w życiu. To jest moment, od którego należy zacząć. Nie iść na służbę do korporacji, ale tworzyć własny rynek i o niego walczyć. Żeby zaś walczyć o coś takiego jak rynek trzeba mieć świadomość, że walka owa to szereg czynności, które towarzyszą człowiekowi od zawsze, a nie jakiś wymysł czasów najnowszych. Szlachta polska walczyła o utrzymanie kontroli na rynku zbożowy i rynku stali i walkę tę przegrała z kretesem. W mojej ocenie dlatego między innymi, że zawłaszczanie rynku i rozbijanie jedności grupy, która go kontroluje zaczyna się od podmiany znaków. Kiedy likwiduje się taki symbol jak Matka Boża, odbierając jej znamiona boskości, to jest to ważny znak, że coś się będzie zmieniać na rynkach żywnościowych, ja tu teraz piszę o czasach reformacji, jeśli ktoś się nie zorientował. To samo jednak mamy i dziś. Zaczyna się od podmiany znaków, a kończy na wywłaszczeniach, albo na wojnie. Trzeba to zauważyć na czas po potem będzie za późno i nie wolno dać się wkręcić w jakieś głupawe obietnice.
Wracajmy jednak do Błonia i wczorajszego spotkania. Film Brauna nie będzie pokazywany w szkołach. Można jednak wyprodukować inne filmy, także trwające 20 minut i z nimi zrobić tournée. Będę o tym myślał. Prócz stanu wojennego gadaliśmy wczoraj także o szkole. Grzegorz Braun upierał się, że próby reformy szkoły takiej jaką mamy są skazane na klęskę i trzeba budować szkoły swoje oparte o Kościół. Ja się z tym zgadzam, ale nie widzę tu żadnych interesujących mnie, czyli praktycznych wskazówek. Szkolnictwo katolickie istnieje, szkoły prowadzą na przykład ojcowie jezuici i do szkół tych chodzą najczęściej dzieci jakichś wolnomyślicieli i menedżerów z wielkich korporacji oraz różnych międzynarodowych organizacji. Nie o to chodzi. Chodzi o zmianę szkoły tu i teraz dla naszych dzieci. To się da zrobić, jestem o tym przekonany. I kiedy tak gadaliśmy uświadomiłem sobie, że ja mam przecież szkołę – „Szkołę nawigatorów”. To dobry początek. Później zaś doznałem olśnienia, bo Grzegorz Braun, na fali dyskusji rzucił hasło – uniwersytet trzeciego wieku, nie zauważając swoim zwyczajem jak wielki potencjał się w tym kryje. Ja to jednak zauważyłem, a na sali, jak się okazało siedział pan, który jest jedną z osób prowadzącą taki uniwersytet w Błoniu. Jeśli ktoś uważa, że organizowanie takiego uniwersytetu to podwód na dwie godziny śmiechu, proszę bardzo. Można się śmiać. Moim zdaniem to jest coś fantastycznego, to jest coś co można zorganizować po swojemu, bez udziału ciał doradczych, które będą wtrącać się we wszystko i sprawdzać na jakiej wysokości wiszą gniazdka z prądem. Jest to w dodatku coś, co można dokręcić do naszego rynku, kiedy już go sobie stworzymy. Jeśli kogoś interesują szczegóły, musi poczekać, bo najpierw muszę zrealizować swoje wcześniejsze plany. Sprawy załatwia się po kolei.
Na koniec powiem Wam jeszcze, że za robotę trzeba brać się już teraz. Grzegorz Braun powiedział bowiem, że sympatyczny fotograf, który zrobił najsłynniejsze zdjęcie stanu wojennego nie zgodził się już nigdy więcej na pokazywanie tej fotografii w jego filmach. Ma ów pan coś do stracenia. Obawiam się jednak, że nie jest to rynek, ale po prostu miejsce w hierarchii, w dodatku wcale nie najbardziej eksponowane. I to jest mili moi znak, że Janek Wiśniewski padł. I sam już się nie podniesie.
No i sami widzicie, krótka wycieczka do Błonia, a ile wrażeń i pomysłów. W sobotę jadę do Katowic. O 17.00 u franciszkanów, przy Związkowej 20 mamy tam spotkanie – toyah i ja. Poza tym zapraszam wszystkich na stronę www.coryllus.pl. Do sklepu FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy, do księgarni Tarabuk przy Browarnej 6 w Warszawie i do księgarni Latarnik w Częstochowie przy Łódzkiej 8.

  7 komentarzy do “Janek Wiśniewski padł?”

  1. © Do filmów i książek trzeba dołączyć oprogramowanie_komputerowe 😉

  2. Kiedy kilka lat temu poszedłem, zastępując brata, z moim bratankiem, i chrześniakiem zarazem, na rozmowę wstępną do liceum jezuickiego w Gdyni zostałem przez ojca Dyrektora potraktowany tyradą o ich otwartości, nowoczesności itp, itd. Byłem przerażony tym co usłyszałem i w końcu zapytałem czy mój bratanek ma szansę dostać u nich formację katolicką czy też mam z nim jechać do salezjanów do Rumii. Nie poznaję jezuitów, a jestem ich wychowankiem. Ewidentnie, po rozprawie z nimi, którą opisuje Pan w BJN przy ich restytucji odpowiednie ośrodki zadbały aby w zakonie jezuitów Turowski Turowskim poganiał. To dzisiaj banda czerwonych hunwejbinów. To samo zrobiono z mózgiem i ręką sprawiedliwości Kościoła – Dominikanami. Szkoła oparta o Kościół to naprawdę jedyna alternatywa ale ze szkołami zakonnymi to bym się zastanawiał. Chociaż salezjanie są naprawdę OK.

  3. myślę , że komentowanie pod blogiem coryllusa jakieś konkretne siły jednoczy ….
    Jak kiedyś , panie Gabrielu , pisałam tutaj , żeby odczytać na nowo słowa Walentynowicz o policzeniu się….. to właśnie coś takiego m.in. miałam na myśli .

    NASZ HENRY …… usiłowałam wczoraj pod blogiem czyimś na NB uśmiechnąć się z aprobatą dla pańskiego komantarza…. ale jakoś źle wpisałam czy kliknęłam i wyszedł samodzielny wpis z tematem Coryllus i z uśmiechami w treści …. No więc to wyrównuję …. 🙂 🙂 🙂

  4. gra komputerowa, to aktualnie najskuteczniejsza metoda, strategia oparta na realnej historii a nie propagandzie,
    to ogrom pracy – wiem, bo się zajmowalem pracą nad oprogramowaniem darmowym – hm… poagituję znajomych programistów i grafików, może bedzie za jakiśczas się czym pochwalić, jak będzie rdzeń,
    to poproszę Waszmości o porady merytoryczne.

  5. ’zaginionyląd’,
    aby się liczyć wypada wiedzieć kto ma sie liczyć ?
    Może trochę sie przedstawisz ?
    Wyczuwam artystyczną duszę..

  6. taki uniwersytet trzeciego wieku w skali całego kraju a nawet szerszej, już świetnie funkcjonuje. I nie ma człowieka w Polsce, który by o nim nie słyszał. To oczywiście dzieło redemptorysty : o. Rydzyka. Biedni, schorowani emeryci i renciści, którzy mieli dogorywać w swoich M3 stali się realną siłą, która budzi respekt tych, którzy ich do lamusa wysłać chcieli.

  7. KASANDRA….. 🙂 fizyk , czytacz wszystkiego , rodzinnie Polka , wierząca w Boże Miłosierdzie …. i dużo innych cech ….. emerytka …… A Pani ???? 🙂

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.