Co jakiś czas w przestrzeni publicznej, w dyskusji, albo w jakiejś strategii pojawia się koncepcja „naszego łajdaka”. Ostatnim, superskutecznym „naszym łajdakiem” miał być Jacek Kurski. Ludzie przywiązują się do tego formatu, bo im się zdaje, że sami mogliby być „naszymi łajdakami”, gdyby tylko ta żona nie była taka sroga i gdyby sąsiad nie miał na podwórku tego wielkiego psa. Przywiązanie to, całkowicie idiotyczne, zdradza przede wszystkim deficyty, no a przez to słabość. Nadal jednak jest popularne. Moim zdaniem jest to jeden z propagandowych formatów komunistycznych, przepisany z kapownika agitatora, w dodatku całkiem bez zrozumienia. Myślę tak, bo pamiętam jak dawno, dawno temu Krzysztof Mroziewicz, którego do niedawna można było jeszcze ujrzeć tu i ówdzie, prowadził po dobranocce program dla uświadomionej politycznie młodzieży. I w tym programie – a to sobie zapamiętałem akurat dobrze – „rozkminiał” kiedyś sytuację w Nikaragui. No i cytował wypowiedzi anegdotyczne jakichś dwóch amerykańskich polityków. Jeden z nich miał powiedzieć – Somoza to łajdak. Na co drugi – tak, ale to nasz łajdak. Ludzie odurzeni takimi kadzidłami są całkowicie bezradni, bo tracą sprawczość, jak to celnie ujął wczoraj Wacek i uważają, że najważniejszą rzeczą na świecie jest bycie łajdakiem. Ich starania w tym zakresie budzą, rzecz jasna, śmiech i politowanie, a to z kolei powoduje, że wycofują się oni z życia publicznego, także rozumianego jako formy najprostsze i zaczynają zajmować się czymś neutralnym, ale absorbującym czas. Może to być, na przykład, skubanie gęsi.
Mroziewicz w tym programie zadał kiedyś jeszcze pytanie, które kołacze się w mojej głowie do dziś. Opowiadał coś o wojnie Hondurasu z Salwadorem i rzekł – po co Salwadorowi, najmniejszemu państwu na kontynencie, największa armia? No ciekawe po co? Może po to, żeby się bronić przed większymi i agresywnymi sąsiadami opłaconymi przez Moskwę? Takiej odpowiedzi jednak w tamtych czasach nie mógł udzielić nikt. Była ona nie do pomyślenia, bo w przestrzeni publicznej nie było formatów, które mogłyby ją wywołać. Wszyscy, a na pewno ja, byliśmy pod wrażeniem przenikliwości Mroziewicza.
Dla każdego jest jasne do czego prowadzi lansowanie koncepcji „naszego łajdaka”. Do tego, że Nikaragua zostaje przejęta przez komunistów. A także do tego, że ludzie przyjmujący tę koncepcję jako swoją tracą moralną rację i degradują się do poziomu ulicznej bandyterki. Łatwo ich napiętnować, łatwo wskazać jako wroga i jeszcze łatwiej zniszczyć. Kiedy bowiem mamy do czynienia z łajdakami, cywilizowane metody muszą trochę odespać, a głos powinien mieć towarzysz Mauser. I my dziś w dyskusjach na temat metod polemiki politycznej i walki wyborczej wracamy, z błyskiem w oku, do koncepcji „naszego łajdaka”. A ma nim być taka pierdoła, jak Jacek Kurski. To jest doprawdy niebywałe.
Jeśli ktoś się łudzi, że ustawka ta, to znaczy rozpoznanie deficytów najważniejszych działaczy PiS i odpowiedź na nie w postaci kolportażu gotowego formatu, omówionego wyżej, jest przypadkiem, niech porzuci te myśli. Są dwa sposoby zapędzania pisowskiej watahy do narożnika, ten cały łajdak i „prorok mniejszy”. Bo większy jest tylko jeden i wiadomo o kogo chodzi. Politycy PiS łykają to jak małpa kit i nawet nie mrugną. Wrogów zaś szukają we własnych szeregach, ufają bowiem, że będąc tymi łajdakami wysforują się na czoło watahy i zostaną liderami na zawsze. Wyraz „obłąkanie” nie oddaje całego bogactwa tych postaw. I należy im się lepszy autor niż ja, skromny bloger.
Jak sobie radzą tamci? O ośmiu gwiazdkach już pisałem. Prócz tego kreują oni ewidentnych durniów, ze wzmożonym ego, na liderów, także na liderów opinii. Prawdziwi zaś liderzy, skromnie stoją w cieniu, a cała propaganda pracuje na Tuska. I nie ma tu doprawdy sensu dodawać zbędnych słów o niemieckiej agenturze, bo ona – gdyby jej nie było – zmontowała by się sama. Wczoraj przyszła do mnie taka oto informacja: Tomasz Piątek otrzymał wyróżnienie od fundacji Polcul, za niezwykle dogłębne i odważne dziennikarstwo śledcze. A może na odwrót? Za odważne i niezwykle dogłębne? Nieistotne. Fundacja składająca się ze Środy, Bieleckiego, Fedorowicza i jakichś pomniejszych bytów, na papierze firmowym, który z lewej strony zdobi nieudolnie narysowana kolumna Zygmunta, ale bez Zygmunta, wręczyła uwiarygodnienie Piątkowi, z którego cały Internet szydzi. A jest to tylko jedna z kreacji KO, która wskazuje jak znakomici ludzie przeciwstawiają się potworom z PiS, szczególnie Macierewiczowi. I szyderstwa Internetu nie mają tu żadnego znaczenia, bo do walki z Piątkiem szykuje się już cała drużyna „naszych łajdaków”.
Już to kiedyś wskazałem i napisałem, że to nie jest przypadek. W saloniku In medio, na samym jego środku, prezentowane były książki ułożone w piramidę. Były to książki Piątka o Macierewiczu i książki Ziemkiewicza. Nie ważne o czym, pewnie o samym Ziemkiewiczu, bo o czym i o kim on może pisać? Jest to demaskacja intencji i planów wrogiej nam propagandy. I nie ma doprawdy znaczenia ile razy obaj autorzy będą temu zaprzeczać. Obaj bowiem kreują pewne postawy, a te mają właściwości paraliżujące, zupełnie jak „nasz łajdak”.
W kreacji postaw inspirujących wyborców, publiczność, elektorat, suwerena, jak zwał, tak zwał, PIS zajmuje ostatnie miejsce wśród partii politycznych. Nawet nie dlatego, że nie potrafi wykreować liderów z prawdziwego zdarzenia, ale ma na podorędziu zawsze jakichś mentalnych inwalidów w typie Migalskiego, czy Bartoszewicza, którzy emitują komunikaty w oczywisty sposób nie pochodzące od nich samych. PiS nie jest w stanie wykoleić i przejąć Konfederacji, albo choćby zbudować dla niej konkurencji. Wszystko z obawy, że powstanie konkurencyjna hierarchia i ludzie miast patrzeć na Kurskiego i go wielbić, zajmą się innymi jakimiś „łajdakami”.
KO za to, może, udając zatroskaną obecnością faszystów w sejmie, Matkę Polskę, wejść z Konfą w koalicję i nikogo to nie zdziwi.
Wszystko to mnie z kolei dziwi, albowiem pamiętam dość dobrze film „O dwóch takich co ukradli księżyc”. To jest materia ułożona z głębokich analiz filozoficznych i psychologicznych, która wskazuje postawy właściwe. Za te właściwe postawy i ich promocję autor książki pod tym samym tytułem – Kornel Makuszyński – zapłacił słono. Wyszydzano go, pozbawiono środków do życia, a w końcu zagłodzono. Kiedy umarł zaś, komuniści spokojnie przejęli jego know how i nakręcili film dla dzieci, w którym jasno widzimy, że chleb jest ważniejszy niż złoto, a uporczywa praca przynosi większe efekty niż zorganizowane złodziejstwo. Mając pełną świadomość tych zależności Jarosław Kaczyński wystawia w wyborach Kurskiego i kłóci się z niektórymi działaczami o jakiegoś Kmitę, choć wie przecież, że na dźwięk jego nazwiska, mieszkańcy Małopolski robią miny takie, jakby się napili kwasu z akumulatora. Ludzie w jego otoczeniu są bowiem przekonani, że kto, jak kto, ale oni potrafią grać w takie gry, że żaden Bugsy Malone im nie podskoczy. Po czym nie są w stanie poradzić sobie z Piątkiem, a gdzie tu jeszcze mówić o pośle Braunie. My na to wszystko patrzymy, lata lecą, a kredyt zaufania jaki daliśmy PiS maleje. Nikt tam się jednak tym nie przejmuje, bo ludzie ci wierzą przede wszystkim w siebie. Im mniejsze mają sukcesy, im bardziej kurczą się ich możliwości, tym więcej w nich tej wiary.
No nic, nie ma się co nimi zadręczać. Jadę rozładować nawigatora, który dziś przyjeżdża.
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-40-poswiecony-pociagom-pancernym/
Pamiętajcie, że na spotkanie katakumbowe w Kielcach trzeba się zapisać pod adresem coryllusavellana@wp.pl. Odbędzie się ono w Willi Hueta, 28 czerwca o 18.00. Będą tam różne niespodzianki.
Do oceny skuteczności czyli wyceny potrzebna jest zawsze ilościowa analiza porównawcza czyli „Benchmarking” 😉
Dzień dobry. Ja muszę jednak powiedzieć, że trochę rozumiem tą często spotykaną tęsknotę za byciem łajdakiem i nie mam tu na myśli równie częstych traumatycznych przeżyć z dzieciństwa z tymiż łajdakami związanych, ani też syndromu sztokholmskiego, o którym każdy żonaty mężczyzna wiele może powiedzieć (żart…). Chodzi mi o to, że dziś łajdakiem jest tylko ten, który ma na to pozwolenie. Tak samo z wykroczeniami drogowymi. Masa ludzi lekceważy czerwone światła, a ja bulę za każdy kilometr na godzinę ponad limit. Przy dzisiejszej technologii nie ma możliwości bycia przestępcą niewykrytym. Są tylko nie ścigani. A bierze się to ze strategicznego sojuszu NKWD i lokalnych środowisk kryminalnych, którzy to partnerzy urządzili nam tu niegdyś świat, w którym żyjemy do dziś. A działacze PIS są tak rekrutowani żeby albo tego nie rozumieli albo się z tym godzili. Pan w swoim czasie chciał się włączyć do ich działalności, ale Pana nie dopuścili. Dlaczego? Nie spełnia Pan kryteriów, wot i wsio.
PiS to socjaliści, którzy uważają się za konserwatystów. Wałęsa też był za, a nawet przeciw. Tamten system takich ludzi uformował. Takie dwójmyślenie sprawdzało się w przeszłej epoce ale dzisiaj to anachronizm.
PiS trochę jak Kościół, stale w kryzysie… bośmy wszyscy grzeszni? Nie ma raju na Ziemi?
Widać JK dobrze przyswoił sobie przesłanie filmu. I jego brat też. Żaden z nich nie jest (i nie był) leniem. A reszta ekipy? Powinna oglądać regularnie film lub czytać książkę.
Ps. W Zakopanem, w muzeum Makuszyńskiego są ciekawe eksponaty. Jest też oficjalne pismo, wyrzucające go z mieszkania (o ile pamiętam w Al. Róż).
Tak, był niewygodny.
Zasada Kissingera miała urealniać cele polityczne – z góry godzimy się na ustępstwa i potem do sprawy nie wracamy. Np. tracimy trochę terytorium, nie rozliczamy zbrodniarzy itd. i osiągamy kompromis.
W zasadzie jest to oczywistość, ale w polityce USA podniesiona do kwadratu. Beznamiętne popieranie chwilowo „naszych sukinsynów”, albo sprzedawanie sojuszników i ciągłe zmiany ról.
Jesteśmy też tego ofiarą, nie wierzę, że to agentura w Polsce sama siebie uszanowała, mieli poparcie i zostali uszanowani przez prawdziwych kreatorów przemian. I mamy to co mamy – plejadę UB-ecko-Sawiecką gwiazd, nienaruszalnych i nieustannie lansowanych.
A gawiedź w…………a popcorn i klaszcze. I ucisza niepokornych komentatorów wokół.
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.