Dziś zamiast tekstu fragment olbrzymiej biografii Jerzego Ossolińskiego, autorstwa Ludwika Kubali, która właśnie zjechała do magazynu. No i link do książki
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/jerzy-ossolinski-biografia-ludwik-kubala/
Lata 1641–1648.
Poselstwo Ossolińskiego do Gdańska i do Fryderyka Wilhelma, księcia pruskiego, elektora brandenburskiego. — Sejm w roku 1643. — Ossoliński mianowany kanclerzem wielkim koronnym. — Dziękuje za pieczęć. — Śmierć królowej Cecylii. — Układy z Francją. — Małżeństwo króla z Marią Ludwiką.
Działalność polityczna Ossolińskiego od czasu przyjścia na świat królewicza była nader słaba. Oprócz zwyczajnych czynności, które należały do urzędu podkanclerskiego, można w tym czasie wspomnieć o dwu tylko ważniejszych jej przejawach: poselstwie do gdańszczan i do elektora brandenburskiego.
Jak wspomniano, Rzplta wzięła na siebie sprawę ceł, bo chciała, aby dochody z nich płynęły do skarbu publicznego, a nie do prywatnej szkatuły króla. W takim stanie rzeczy monarcha nie miał już tak wielkiego interesu forsować tej sprawy i wolał się trzymać zulagi, która trafiała do jego kieszeni. Stąd też i komisja, którą sejm w roku 1638 wyprawił do traktatów z gdańszczanami w sprawie ceł morskich, nie dokonała niczego. „Król JM nie ostro nacierał – pisze jeden z komisarzy – co wiedzieć z jakich respektów, łacno się domyśleć, i zgoła nadzieja słabła, abyśmy co sprawili, bo łakomstwo wszystkich, jak mówi prorok, stanęło na głowie”[1].
Natomiast sprawę zulagi forsował król z całą siłą; miasto straszył, chciał sądzić, groził, ale wszystko na próżno.
W roku 1639, jadąc na Litwę, zjechał się w Grodnie z księciem pruskim i wymógł na nim, że zacznie wybierać cło morskie w Piławie i Memlu, z którego część trafi do króla. Z kolei gdańszczanom postawiono okręt królewski, żądając opłaty od cła, a deputacji, którą ci wysłali do Wilna, ofiarując królowi okup, kanclerz otwarcie oświadczył, że władca zamiast cła chce mieć udział w dochodach z zulagi portowej, którą gdańszczanie wybierali dla siebie.
Na sejmie w roku 1639 znów podniósł król sprawę ceł, ale tylko po to, aby gdańszczan zastraszyć i nakłonić do podzielenia się z nim zulagą. Ponieważ gdańszczanie powołali się na przywilej inkorporacyjny, przeciwstawiono im na sejmiku pruskim szlachtę, która orzekła, że skoro się stan rycerski na cła zgadza i do przywileju nie odwołuje, miasta muszą postąpić podobnie. To oświadczenie stało się powodem rozłamu między miastami a szlachtą pruską. Sejmik został zerwany, a gdańszczanie wysłali na sejm 1640 r. do króla deputację, ofiarując mu cztery beczki złota (400.000 tysięcy talarów), byle im dał spokój z cłem i zulagą. Król nie chciał nic słyszeć o okupie, żądał zulagi i deklaracji w tej sprawie w przeciągu dwóch miesięcy. Ale samo wyznaczenie terminu dwumiesięcznego dowodziło, że nie chciał zrywać układów, lecz wyciągnąć od miasta większą sumę. Tymczasem gdańszczanie po tej odpowiedzi nie czynili już żadnych kroków na dworze, a wiedząc, w jak wielkiej potrzebie finansowej znajduje się król, czekali spokojnie, aż ten się sam do nich odezwie.
Ossoliński, zważając na interesy królewskie, przestał popierać sprawę ceł i z głównego promotora tej sprawy stal się teraz jej przeciwnikiem, co go przy łasce królewskiej zachowało, tak, że mimo faktu, iż stał się w listopadzie powodem zerwania sejmu, 4 grudnia otrzymał starostwo lubomskie, które przynosiło 40.000 zł? rocznej intraty[2].
W miesiąc później (9 stycznia 1641 r.) wystał go król wraz z wojewodą sieradzkim Denhofem do Torunia na sejmik generalny pruski dla przeprowadzenia zgody między szlachtą a miastami, w rzeczywistości zaś, aby na nowo z Gdańskiem nawiązać stosunki.
Kiedy gdańszczanie mimo pogróżek szlachty, w Toruniu stanowczo oświadczyli, że zulagi nie odstąpią, zaczęto ich namawiać, aby obu komisarzy królewskich zaprosili do swego miasta. Odpowiedzieli, że nie mają na to pełnomocnictwa. Wtedy stany wysłały od siebie deputację do komisarzy, prosząc ich w imieniu gdańszczan, aby tam jednak pojechali. Ossoliński odpowiedział, że wyśle do króla z zapytaniem, czy na to pozwoli, dodając, że władca gotów jest wszystko uczynić, co może być z korzyścią dla tego miasta.
Naturalnie pozwolenie od króla nadeszło, tak że obaj senatorowie zjawili się w Gdańsku 28 stycznia, przy odgłosie trąb i strzałów armatnich. Zwoławszy delegowanych miejskich, oświadczyli im, co następuje:
– Gdyby miasto Gdańsk – mówił Ossoliński – poszło było za przykładem kurfirsta i zgodziło się na zaprowadzenie cła, król byłby się nie tylko podzielił z miastem dochodami, ale i zulagę byłby zostawił nienaruszoną. Ale ponieważ miasto dotychczasowym uporem króla obraziło, przeto musi dla ułagodzenia JKM zapłacić pięć beczek złota, prosić króla duńskiego, aby okrętów wojennych nie posyłał, oddalić sekretarza miejskiego Chemnitza, który jeździł do Danii i Holandii w poselstwie i przyrzec, że bez pozwolenia króla i kanclerza nie będzie wysyłać żadnych posłów do zagranicznych dworów, ani przyjmować rezydentów obcych mocarstw.
Mieszczanie słuchali z zadziwieniem senatorów, którzy się kazali zapraszać, aby im coś podobnego powiedzieć. Z wielką uniżonością po raz czwarty ofiarowali jednak królowi 400.000 guldenów? jako okup za zulagę.
Komisarze odrzucili tę propozycję, toteż miasto podnosiło sumę, aż wreszcie ofiarowało 600.000 guldenów, które obiecało wypłacić w ciągu siedmiu lat, pod warunkiem, że zulaga na wieczne czasy przy Gdańsku zostanie, a Rzplta osobną konstytucją zaręczy, że nigdzie, ani na lądzie, ani na morzu, żadnego cła nie będzie wprowadzać. Komisarze podpisali ten układ, który nie miał mieć żadnego znaczenia, jeśli go nie potwierdzi król i Rzplta. Miasto ofiarowało im po 1000 dukatów w prezencie i obiecało wypłacić każdemu po 10.000 talarów, jeśli zaręczą, że wyrobią na sejmie żądaną konstytucję. „Ossoliński – pisze kanclerz Radziwiłł – nie przyjął tej ostatniej propozycji, ale dziwno rzecz, że on, autor tej sprawy, teraz chciał z pominięciem wszystkich, ugodę przeprowadzić, i co dawniej najzawzięciej na gdańszczan powstawał, teraz dziwnem zrządzeniem Opatrzności, zmienił zdanie i jakby kartę odwrócił, za miastem się oświadczył”.
Należy przypuścić, że obaj komisarze działali po myśli króla, który chętnie byłby przyjął owe 600.000 guldenów – ale warunek gdańszczan, aby ta sprawa przeszła przez sejm, był nie do przyjęcia.
Dlatego Ossoliński wysłał w miesiąc później do Gdańska podkomorzego derpskiego, namawiając miasto do wysłania posłów na sejm, aby wraz z nimi omówić sposób zaprowadzenia cła morskiego tylko na dwa lata, bez szkody dla miasta, handlu i postronnych monarchów. „Jeśli się miasto pokaże zgodnem, to usłyszy od króla łaskawą deklarację w sprawie zulagi i wszystko, cokolwiekby rozwojowi handlu miejskiego stało na zawadzie, zostanie usunięte, a oprócz tego pozwoli król na nowo podjąć traktaty w sprawie, którą niedawno miasto z komisarzami królewskimi umówiło, i ustąpi JKMość miastu we wszystkiem, co tylko szkody państwa i osób prywatnych za sobą nie pociągnie”.
Miasto Gdańsk, które już przed tym listem wysłało na sejm swoich posłów, nie chciało się w nic nowego angażować, nie uważało nawet za stosowne wysłać im jakiejkolwiek instrukcji, sądząc, że obowiązkiem komisarzy królewskich będzie popierać ugodę, którą ci z nim zawarli[3].
W takim stanie rzeczy musieli Ossoliński i Denhof dnia 29 maja składać publicznie sprawozdanie ze swoich czynności, nie mogąc traktatów swoich ani zataić, ani żadnymi nowymi ustępstwami ze strony miasta poprzeć.
„Niełaskawie przyjęli ich prace posłowie i nie dziękowali im za nie, co było rzadkością. Tylko od króla i od senatu dziękowano”[4].
Tymczasem król układy te w całości odrzucił[5] i zwoławszy radę senatorów, kazał gdańszczanom powiedzieć, że sprawa ceł należy do Rzpltej i będzie omawiana na przyszłym sejmie, co się zaś tyczy artykułów odnoszących się do samego króla, odesłał ich prywatnie do warunków, jakie Ossoliński postawił miastu przez podkomorzego derpskiego.
Tym sposobem król oczyścił się w oczach sejmu, ale w następnym roku, zaraz po skończonym sejmie, znowu nawiązał z Gdańskiem prywatnie układy i to przez tych samych komisarzy. Żądał, aby miasto w zamian za zulagę zapewniło mu roczny dochód albo się okupiło jaką większą sumą niż 600.000 guldenów. Gdyby się zgodziło, Ossoliński i Denhof mieli polecenie obiecać, że król ugodę potwierdzi i szlachtę też do tego nakłoni[6].
Komisarze nic nie sprawili, miasto stało stanowczo przy swoim prawie i tak sprawa zulagi, jak i później ceł z wielką ujmą powagi królewskiej rozwiała się jak dym. Skończyło się na tym, że konstytucja sejmowa roku 1643 postanowiła o wprowadzeniu tymczasowego cła granicznego między Prusami a Koroną na przewóz towarów zagranicznych[7], ponieważ dochody z kwarty nie wystarczały na utrzymanie wojska.
Szczęśliwiej wypadło Ossolińskiemu poselstwo do księcia pruskiego, kurfirsta Fryderyka Wilhelma w roku 1642.
W tymże roku dowiedział się bowiem król, że młody ten książę zamyśla starać się o rękę królowej szwedzkiej Krystyny, i że w tym celu wysłał poselstwo do Sztokholmu. Urosły stąd na dworze polskim wielkie podejrzenia i obawy. Król widział w tym niebezpieczeństwo dla swego domu, gdyby jego potężny wasal zasiadł na tronie, do którego on rościł sobie pretensje. W takim wypadku straciłaby i Rzeczpospolita – nadzieję odzyskania Inflant, a w razie wojny ze Szwecją mogła i Prusy utracić, bo już i ojciec księcia nie bardzo był wierny Rzpltej, dwie siostry wydał za głównych nieprzyjaciół Polski (jedną za Bethlena Gabora, drugą za Gustawa Adolfa), co pociągnęło za sobą wiele wojen (po wzięciu Piławy nieprzyjacielowi otworzyła się droga w głąb królestwa). Żywiąc takie obawy, król zwołał radę senatu, na której postanowiono ogłosić lenno pruskie za przepadłe i w razie, gdyby to małżeństwo przyszło do skutku, rozpocząć wojnę. Książę pruski bowiem zobowiązał się rewersem i przysięgą, że nigdy nic przeciw Rzpltej nie przedsięweźmie, żeniąc się zaś z nieprzyjaciółką państwa, złamałby tę przysięgę. Wysłano więc listy do cesarza, którego ta sprawa tak samo jak i Ripltą obchodziła, jako że prowadził wtedy trudną wojnę ze Szwecją, do Prus zaś postanowiono wyprawić posła, który by księciu oświadczył zdanie króla i Rzeczypospolitej w tej sprawie. Niewielkie nadzieje wiązano z tym poselstwem, gdyż nie wierzono, że się Fryderyk Wilhelm zechce zastosować do woli królewskiej. „Jeśli się ożeni z Krystyną – mówił Kazanowski – będzie wiarołomny, jeśli się nie ożeni, będzie głupi”.
Wybór padł na Ossolińskiego, któremu książę, składając hołd w Warszawie, najwięcej okazywał względów i oświadczył swoją przyjaźń (żegnając bowiem podkanclerzego, zdjął pamiątkowy pierścień, wartości 3000 talarów, i jemu włożył na palec).
Fryderyk Wilhelm był wówczas bardzo młody (liczył 22 lata). Rządy objął w nader trudnych warunkach, stąd też z pierwszych jego kroków trudno było przewidzieć, że będzie to jeden z największych książąt, jakich wydał XVII wiek . Mimo swej młodości znał się jednak na ludziach i Ossolińskiego bardzo polubił, chociaż twierdził, że lepiej by się sprawdził jako kardynał niż minister.
Ów „kardynał” odprawił zaś wjazd do Królewca z licznym i zbrojnym, jakby do bitwy przygotowanym, orszakiem, i otrzymawszy publiczną audiencję, oświadczył, że przybywa jako komisarz królewski na inspekcję twierdzy piławskiej. Książę odpowiedział, że sam oprowadzi po niej posła królewskiego.
Tego dnia na prywatnej audiencji przedstawiał Ossoliński w imieniu królewskim, co następuje:
– Doszło z rozmaitych stron do uszów JKMości, że książę zamyśla ubiegać się o rękę królowej Krystyny, i że w tym celu wysłał poselstwo do Szwecji. Związek ten sprzeciwia się przysiędze lenniczej i pociągnąłby za sobą groźne zawikłania, a nawet krwawą wojnę. Wiadome są księciu prawa króla JM do korony szwedzkiej, których praw król JM nie zrzeka się i nigdy się nie zrzecze; dlatego też ma nadzieję, że książę, jako lennik JKM, nigdy tego małżeństwa baz pozwolenia króla i Rzpltej nie zawrze. Wprawdzie król JM nie wie dotychczas o zabiegach księcia nic pewnego, uważa jednak za swoją powinność zawczasu czuwać i ostrzegać, bo kiedy dawniej śp. ojcu księcia przypominała Rzplta jego obowiązki z powodu małżeńskich układów z królem szwedzkim i księciem siedmiogrodzkim[8], wówczas stary książę tłumaczył się, że się już cofnąć nie może, bo związki zostały zawarte. Z tej przyczyny król zawczasu księcia napomina, a oprócz tego żąda dostatecznej asekuracji, że się coś podobnego nie stanie.
Z wdzięcznym i wesołym obliczem wysłuchał książę obu punktów legacji i odpowiedział, że mu dotychczas nawet na myśl nie przyszło żenić się, a tym mniej z królową szwedzką. Poselstwo do Szwecji wysłał w celu załatwienia nieporozumień między królową wdową a koroną szwedzką – sam zaś nigdy nic bez powiadomienia króla i korony polskiej nie przedsięweźmie. O złożonej przysiędze homagialnej pamięta, a świętość jej będzie najpewniejszą asekuracją, nad którą większej nie może dać.
Wysłuchawszy spokojnie tych kłamliwych słów rzekł Ossoliński, że żąda w sprawie małżeństwa szwedzkiego wyraźnej i stanowczej odpowiedzi: ożeni się książę z królową szwedzką czy nie?
Na to książę z wesołą twarzą powiedział, że się namyśli i odpowie później.
Usłyszawszy taką replikę przywołał Ossoliński czterech generalnych radców Księstwa pruskiego i oznajmił im, że ma rozkaz od króla napomnieć ich, iż mają obowiązek pilnie baczyć, co się będzie dziać w sprawie małżeństwa księcia z królową szwedzką i natychmiast o wszystkim powiadamiać króla. „Gdyby zaś to małżeństwo przyszło do skutku, natenczas lenno i związek między Królestwem a Domem brandenburskim istnieć przestaje”.
Dwa razy powtórzył te słowa – surowym głosem i z takim też wyrazem twarzy – i tak nimi przeraził radców, że ci na klęczkach prosili księcia, aby zaniechał tego związku. Elektor nie pokazał po sobie niezadowolenia z tego powodu, wesoło przyjmował posła, sam zawiózł go do Piławy. Ossoliński ujrzał tam nadspodziewanie potężnie obwarowaną fortecę, pełną armat i przyborów wojennych, zgromadzonych przez młodego księcia, w której panował wzorowy porządek i duch gotowości do odparcia nieprzyjaciela.
Po skończonej inspekcji, w czasie której poseł udzielił więcej wiadomości o sprawach wojskowych, niż książę się spodziewał, nastąpiła huczna biesiada. Chciano poważnego senatora upoić, ale okazało się, że minister Rzpltej, przyzwyczajony do biesiad, miał tęgą głowę – pił i patrzył spokojnie, jak się to młody książę i jego ministrowie upijają.
[1] Obuchowicz, Diariusz, str. 6.
[2] Memoriale, 4 grudnia 1640 r.?.
[3] Lengnich VI, 167, 172.
[4] Memoriale, 29 maja 1640 r.
[5] Lengnich VI, 187.
[6] Tamże.
[7] Konst. 1643 Inducta.
[8] Kurfirst Jerzy Wilhelm wydał jedną siostrę, Marie Eleonorę za Gustawa Adolfa w 1620 r., drugą, Katarzynę za księcia siedmiogrodzkiego Bethlena Gabora w 1626 r.
Kubalę czyta się jak Sienkiewicza. Czy ta zulaga to ma coś wspólnego z ZuluGulą?
Ale czuję, że musi mieć coś wspólnego ze współczesnym Elblągiem 😉
Zulage, Zuschlag.
Skoro gen. Andrzejczak twierdzi, że zielony ład miał sprowokować Rosjan do działań odwetowych, to tym bardziej przekop Mierzei, COK i polski atom był podyktowany celami politycznymi, jak również dwie kadencje PiS.
Jednocześnie w tym czasie nie udało się postawić kibla na Śnieżce, rozpocząć przebudowy obserwatorium meteorologicznego, nie mówiąc o innych inwestycjach, bo inne były priorytety.
Wniosek jest taki, że państwo zajmuje się wyłącznie polityką, a o to, co do garnka włożyć, muszą zatroszczyć się obywatele we własnym zakresie.
Kibel na Śnieżce miał rozumiem postawić Kaczyński ?To obserwatorium meteorologiczne też ?
Król z jakichś powodów nie chciał dogadać się z Gdańskiem. Tym powodem mogli być Francuzi. Doprowadzili oni do powstania Wolnego Miasta Gdańska w 1807 r. oraz całkowitej dewastacji miasta w kolejnych latach. Brałem udział w oblężeniu Gdańska przez wojska Napoleona jako widz rekonstrukcji historycznej na jakimś forcie na zachód od Głównego Miasta ćwierć wieku temu.
Tam jest jakaś dziwna sytuacja, bo niczego nie da się zrobić. Trasa S3 kończy się w szczerym polu. Postawienie kibla na Śnieżce było ponad siły Kaczyńskiego i sądzę, że nawet przekopanie Mierzei było łatwiejszym zadaniem.
Szkoda, że reżim nie zbudował więcej suchych zbiorników przeciwpowodziowych za te pieniądze. Zanim ktoś się obruszy na słowo „reżim”, to wspomnę, że zbiornik pod Raciborzem budował Budimex razem z Ferrovialem. Tak się składa, że widziałem i znam zbiorniki wodne budowane w czasach generała Franco, które lepiej lub gorzej służą Hiszpanom do dzisiaj. Otóż ze względu na ingerencję w krajobraz i środowisko naturalne budowa takich obiektów jest możliwa tylko w warunkach władzy o charakterze dyktatorskim. Podobno polscy zieloni doprowadzili do wstrzymania europejskich funduszy na budowę kolejnych zbiorników, które mogły nas uratować przed powodzią.
https://images.app.goo.gl/uUdRp5jauGe7AgAG9
Obserwatorium to symbol nieudolności polskich architektów i inżynierów. Galeria wokół górnego spodka oberwała się pod ciężarem 2m warstwy szadzi, czyli lodu. Podkonstrukcja tej galerii wygląda tak, jakby ją spawał Zdzisiek z Władkiem i nie mogła jej utrzymać. Usterki załatano byle jak i wpisano obiekt na listę zabytków. Szach mat. Tylko premier rządu może to odkręcić. Niemcy zbudowali pierwsze obserwatorium na Śnieżce wprawdzie z dykty, ale i ono przetrwało dłużej, niż słynne spodki.
W ramach wieżomanii burmistrz Stronia Śląskiego zbudował szklaną wieżę na Śnieżniku za ponad 13 milionów złotych dwa lata temu, zamiast wyremontować zbiornik wodny, który runął wczoraj.
Przez analogię do wielu współczesnych postaci, które pełnią jednoznacznie destrukcyjną rolę można powiedzieć, że Jerzy Ossoliński był aktywiszczem tamtych czasów.
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.