sty 112023
 

Kilka dni temu profesor Krasnodębski umieścił na twitterze link do tekstu, który atrybuowany jest Goethemu. Postanowiłem zamieścić tutaj ten tekst, bo jest tego wart. Widzimy bowiem dokładnie, kto i w jakim celu wynalazł sitcom, a także kto wynalazł formułę kabaretów, jaką znamy dzisiaj.

Tekst przypisuje się jedynie Goethemu, ale jego autorstwo nie jest pewne. Odnaleziono ten dokument pod koniec XIX wieku, a tytuł dopisał doń Johann Peter Eckermann. Czy Goethe napisał go rzeczywiście? Nie wiem, Niemcy uważają, że tak, a skoro oni tak uważają, nie możemy zaprzeczać. Po tyk króciutkim wstępie pozostaje mi jeszcze – za Goethem – zawołać – światła! Więcej światła!

 

Johann Wolfgang Goethe. Propozycja wprowadzenia języka niemieckiego w Polsce

 

Nosząc się z zamiarem podbicia jakiegoś kraju, nie odczuwa się skrupułów przed wprowadzeniem wojsk, zajmuje się prowincje, zgodnie ze zwyczajem wojennym niszczy się, co napotka się na drodze, pustoszy przy okazji kilka wiosek, pali miasto, nie oszczędzając przy tym ludzi; skoro jednak kraj został wzięty w posiadanie i należy się teraz na mocy układu pokojowego

nowemu władcy, wydawać by się mogło, że panuje pokój i że wszystko można potraktować jak zwykle, pomimo że wojna wewnętrzna toczy się dalej, tym

bardziej, jeśli podbite państwo różni się językiem i obyczajem od podbijającego.

W pismach i gazetach poruszano kwestię, w jakiż to sposób można by zaszczepić polskiej nacji niemiecką mowę. Nie sposób było przy tym pominąć trudności takiej operacji, jeśli miałaby zostać przeprowadzona przy pomocy tradycyjnych metod pedagogicznych. Śmiemy zatem wysunąć wprawdzie nie kategoryczną, ale być może osobliwie jawiącą się propozycję i zwracamy uwagę na to, że zarówno podczas wojny, jak i w czasie pokoju mają miejsce nadzwyczajne przypadki i dlatego konieczne jest także użycie nadzwyczajnych

środków. A więc do rzeczy!

Należy powołać do życia wędrowne grupy teatralne w takiej liczbie, aby kilka razy w roku mogły grać przez krótki czas w znaczących miejscach, aczkolwiek

zabronione byłoby im grywanie znanego już repertuaru. Zostałby im przekazany przez władze zbiór dialogów lub, jak kto woli, małych sztuk, do grania których

byłyby one zobowiązane; te zostałyby ułożone na kształt rozmówek w gramatykach i zawierałyby w czystej niemieczyźnie wszystko, co zdarza się zazwyczaj w życiu tego narodu. Cała sfera fantazji i uczuć zostałaby pominięta. Przedstawiano by jedynie panujące obyczaje. Można by zobaczyć na scenie całe życie klasy średniej i niższej od świtu do zmierzchu, od kołyski

aż po grób, w najzwyklejszych sytuacjach, a wszystkie te wyrażenia, których używa się najczęściej w życiu codziennym, byłyby ze starannością i pożytkiem

przytaczane. Doświadczyliśmy już na rodzimych deskach teatru,

jakie zainteresowanie potrafią wzbudzić epizody z życia codziennego, gdy przedstawić je na scenie sensownie i z talentem. U Kämpfera czytamy, że cesarz

Japonii bawił się znakomicie, kiedy Holendrzy odgrywali mu swoje codzienne czynności i prezentowali zwykłe formy zachowania, jakie nakazuje etykieta.

Jeśliby z polotem przedstawić niewykształconemu ludowi po trosze jego dobre i złe obyczaje, po trosze bardziej rozwinięty obyczaj narodu panującego w ten

sposób, że akcja już jako pantomima byłaby zrozumiała, a język stanowiłby tylko uzupełnienie, wtedy zyskano by już wiele.

Zbiór takich krótkich dramatów zostałby następnie wydrukowany w formie podręcznika szkolnego i to w taki sposób, żeby nazwy były polskie, dialogi natomiast niemieckie; użytek z tego byłby wielostronny.

Polska część książki spełniałaby funkcję czytanki w języku ojczystym, zarówno dla dzieci miejscowych, jak też niemieckich, zawierałaby tylko to, co użyteczne,

czyli żywe wspomnienie tego, co widziały, albo wywoływałaby pragnienie tego, co chciałyby zobaczyć; część niemiecka służyłaby natomiast właściwemu celowi zaspokojenia najważniejszych potrzeb językowych.

Przy tworzeniu takich dialogów należałoby się wystrzegać w takim samym stopniu zuchwałości i lekkomyślności, jak i pedanterii. Szacunek, jaki dzieci powinny okazywać rodzicom, podwładni przełożonym, wyrażałby się w gestach i słowach; skutki czystości i niechlujstwa, niedbalstwa i staranności, trzeźwości i

pijaństwa przedstawiono by z umiarem i rozmysłem.

Rozważyć należałoby, jak chciałoby się wpłynąć na ubiór i maniery, ponieważ w tak różnorodnie wykształconych państwach zarówno moda, jak również zachowanie rozprzestrzeniają się szybko poprzez teatr.

Tego rodzaju sztuki można by zmieniać i ożywiać w rozmaity sposób. Widziano by na przykład Polaka niższego stanu, który był na służbie i oprócz dobrych

manier zna język niemiecki. Stawiano by go w sytuacjach, w których wyświadczałby sobie i innym ważne przysługi dzięki tejże znajomości języka, byłby to dobry przykład. Słowa które wypowiadałby do siebie lub

do publiczności mogłyby być po polsku, pozostałe kwestie po niemiecku.

W owych krajach znajdą się zapewne błyskotliwi mężowie, którzy mieliby dosyć pomysłów i wykonaliby tę pracę. Gdyby tak oddać te dialogi w ręce młodzieży, jak to się dzieje z każdą gramatyką, wtedy być może uczniowie byliby skłonni do naśladowania tych scenek, co przyniosłoby duży pożytek dla ich zachowania i języka. Czyż jezuici, którzy z pewnością wiedzieli, jak obchodzić się z ludźmi, nie włączyli sztuki scenicznej do planu wychowania, czyż nowsza pedagogika nie korzysta z teatru, czyż my, Niemcy, nie przygotowujemy małych sztuk scenicznych specjalnie dla dzieci, czyż nasza społeczność nie jest zachęcana do zabawy w teatr poprzez odgadywanie przysłów, czyż przysłowia nie dostarczały Francuzom sposobności do wdzięcznych żartów, czyż nie można się ćwiczyć i pokazywać w dużych i małych miastach nie tylko na profesjonalnie przygotowanych scenach, ale także w teatrach prywatnych? Dlaczego by więc nie wykorzystać celowo tak skutecznego narzędzia, które byłoby w stanie, może jako jedyne, zdziałać tak wiele w krótkim czasie? Istotnie, gdy tylko obmyśli się wykonanie, wychodzi na jaw taka czy inna trudność; ale czyż żywotnym interesem obywatela państwa i świata nie jest pokonywanie trudności? Czyż lęk przed nowymi inicjatywami i organizacjami nie oddaje ducha naszych czasów, ale też czy ten, kto podoła niemożliwemu, nie jest wysoko ceniony? Wystarczy

przypomnieć sobie nasze porównania zaczerpnięte z tematyki wojennej. Tam nikt nie pyta o ofiary, jakie trzeba ponieść, lecz o to, co przez wojnę można

osiągnąć.

Jeśliby zakwestionowano wykonalność naszej propozycji, niech pozostanie ona parabolą, która pobudza do dalszych interpretacji i przemyśleń o tym, jak

sztuka mogłaby służyć z oddaniem i polotem wielkim i czcigodnym celom, zyskując przy tym dla siebie nieskończenie wiele, gdyby tylko zaistniała i została doceniona w swej głębi, pełni i kunszcie.

 

I jeszcze słowo na koniec. Propozycja Goethego stała się parabolą, nikt dziś nie myśli o wychowywaniu Polaków w duchu niemieckim i o nauce niemieckiego poprzez teatr. Przedstawienia służą jedynie deprawacji i degradacji Polaków. Okazało się bowiem, że nauka, pokonywanie trudności i inne bzdety tego typu, nie interesują nikogo. Za to szyderstwo, karykatura i kłamstwa ciśnięte dzień w dzień w małych sztukach i dialogach przygotowanych w Niemczech dla Polaków, mają wielkie wzięcie.

Miłego oglądania.

  4 komentarze do “Johann Wolfgang Goethe – wynalazca sitcomu”

  1. Dzień dobry. Nic dodać, nic ująć. Skądinąd Goethe jest znany z tego pomysłu od dawna, co oczywiście decyduje o recepcji jego twórczości w Polsce. Nie ma tego złego… Jeszcze jeden, którego można sobie darować, mimo, że „wielkim poetą był” Nie on jeden zresztą i nie tylko w Niemczech. Tymczasem mimo „wielkich i czcigodnych celów” efekty są dalekie od zamierzonych. Nie znaczy, że żadne, całe bowiem już stulecia wysiłków, żeby zmienić Polaków w coś innego nie zostały bez rezultatów. Ja sobie po cichutku rechoczę wraz z Historią, ta bowiem na przykładzie relacji klasy robotniczej z nie mniej robotniczą władzą pokazuje czym się kończy taka działalność i kto przy okazji obrywa. Szkoda, że przy okazji także masa niewinnych ludzi, ale – gdzie drwa rąbią…

  2. mnie bardziej podchodzi to pod operę mydlaną, puszczaną w danym kraju do zarzygania, pytanie dlaczego w naszej publicznej TVPSA puszcza się te tureckie dramy ?
    proste dialogi w książkach do nauki języków obcych, książka do j. angielskiego ze scenkami gender czy lgbety  i tak dalej , nie widziałem książek do nauki niemieckiego ale kto wie ?

  3. Chyba najlepiej udało się to Niemcom w Czechach.Podobno Czesi do połowy XIX wieku już wszyscy z wyjątkiem mieszkańców w zapadłych wioskach mówili po niemiecku.Energiczna akcja kilku zapaleńców przywróciła język czeski temu narodowi.

  4. Dziwi, że Goethe, ten Polakożerca, jest tak w Polsce honorowany.

    Przepraszam za wulgarność, ale to kolejny przykład cwe…..nia frajerów. Dla mnie zbliżony do kupowania niemieckich samochodów.

    I ciekawostka – do XII wieku język polski i czeski to był jeden język.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.