Miałem się już tym nie zajmować, bo życie stygnie i takie tam…sami wiecie. No, ale skoro tyle głosów w sieci zabrzęczało nagle w związku z tą biedną dziewczyną, trzeba rzec coś jeszcze. A któż się odezwał? No Varga Krzysztof na przykład, gazowniany mizogin, Justyna Sobolewska moja dawna koleżanka, galopujący major, człowiek o nierozpoznanych póki co dysfunkcjach, który podjął się wśród istot zamieszkujących naszą planetę misji takiej, że broni czystości doktryny Marksa. Jak ktoś doktrynę brudzi i na przykład nie dość szczerze lituje się nad biednymi, wtedy galopujący mu dosrywa. Nie szczypie, nie szydzi, ale właśnie dosrywa. Potem zaś zmyka do swojej norki, żeby tam cygańskim zwyczajem ugotować kamień w garnku – na szczęście.
No i wczoraj wszyscy ci ludzie postanowili zabrać głos w sprawie pieniędzy co się słusznie należą pisarce Malanowskiej. Aha, jeszcze jakaś Piekarska głos zabrała, ale nie Małgorzata, którą znam, tylko jakaś inna, z innej galaktyki. No i ona akurat jakoś tak rachitycznie zaczęła młodą pisarkę bronić. No to ja teraz powiem raz jeszcze co myślę. Obojętnie czy książka Malanowskiej o tej Klarze jest dobra czy zła, obojętnie czy ludzie chcą ją czytać czy nie, pieniądze za jej napisanie, prawdziwe pieniądze należą się Malanowskiej jak chłopu ziemia. Dlaczego? Już mówię. Nie jest prawdą to co pisze Varga, że twórczość to jest jakaś misja, którą ludzie podejmują, bo coś im w duszy gra. Nie jest wcale tak jak mówi Justyna, że „jak ją coś dopadnie to siada do prawdziwego pisania” (czy jakoś podobnie to brzmiało). Pisanie to biznes i każdy kto się za pisanie zabiera czyni to z widokami na sukces. Nie z marzeniami, nie z nutką nostalgii w sercu, bo ten stan właściwy jest chyba tylko jakimś ciężkim zboczeńcom, ale właśnie z widokami na sukces. Jeśli ktoś w dodatku ma przed sobą ścieżkę kariery zarysowaną wyraźnie, mocno i w dodatku wartości co to je na owej ścieżce porozstawiali są w opozycji do różnych katolicyzmów, tradycji i ojczyzn, to jego widoki na sukces są tak wyraźne jak nie wiem co. Ma bowiem ów człowiek zadanie i wie, że jak spełni oczekiwania i zastosuje wszystkie obowiązujące zasady, musi wygrać. Jeśli w dodatku dookoła pełno jest ludzi, którzy utwierdzają go w słuszności podejmowanych działań, jeśli uczestniczy on we wszystkich sabatach czarownic, które mają go uwiarygodnić w oczach tych co sukcesy gwarantują, to w jego sercu nie ma lęku i stan ten jest po prostu naturalny. Jeśli w dodatku książka owego ktosia, jest nominowana do najważniejszych krajowych nagród to pryskają ostatnie wątpliwości i pozostaje już tylko czekanie na ten strumień gotówki, który zwali się za chwilę człowiekowi na głowę. No i Kaja czekała, czekała, czekała, a tu przyszło 6800 w niskich nominałach. Jak w filmie z tym śmiesznym Murzynem, co to zapomniałem jego nazwiska.
Skoro tak się stało dla wszystkich poważnych ludzi jasne jest, że cała ta hierarchia, że te nagrody, te splendory, te zamyślenia i oczekiwania, ten wielki niepokój w sercu mają tę samą wartości co widoki królestw świata tego pokazywane przez takiego jednego Chrystusowi Panu naszemu na pustyni w czasie postu. Dla każdego jest już jasne, że to są rzeczy nieważne, skonstruowane po to, by łowić w pułapkę różne Kaje i inne motylki, by je potem trzymać w słoiku, a jak osłabną i nie machają skrzydełkami pobudzić nieco pukaniem w podziurawione wieczko. I tym właśnie zajmuje się taki Varga i Justyna Sobolewska – pukaniem w dziurawe wieczko. Po co jest to wszystko? To całe kłamstwo, te hierarchie, te dyscypliny sportów fikcyjnych i te nędzne 6800? Po to, by utrzymać w dobrej kondycji świat prawdziwy, który skryty jest za kurtyną, na której namalowane jest to w co wierzy pisarka Malanowska. Cóż to za świat? Czy tam są jakieś straszne albo dziwne rzeczy? Diabła tam…tam po prostu siedzi Varga z Sobolewską, z Orlińskim i całą resztą tej bandy. To oni są beneficjentami tego systemu, to oni mają zagwarantowane słowo „pisarz” przy nazwisku, nawet jak ni cholery nie piszą, to oni mają stałą robotę na trzech etatach, wszędzie fuchy i jeszcze do tego honoraria za książki, nie tak nędzne jak Malanowska rzecz jasna. Skąd ja to wiem? Stąd, że studiowałem w tym samym czasie co oni i dla wszystkich było jasne od samego początku, że taki Varga, nawet jak nie będzie przychodził na żadne zajęcia w Instytucie Filologii Polskiej to i tak jego przyszłość jest jasna. To samo było z Justyną i wieloma innymi. Oczywiście, studenci poddani są środowiskowemu terrorowi i nikt wówczas głośno takich rzeczy nie mówił, z obawy, żeby go nie nazwano frustratem, co to nie ma ambicji, jest słaby i zazdrości lepszym od siebie. No ale dziś już żadnego środowiskowego terroru nie ma. Można więc powiedzieć wprost – za tym wszystkim stoją układy rodzinne. Justyna jest córką Tadeusza Sobolewskiego z gazowni i „Polityki”, a Varga też ma jakąś stosownie sprofilowaną rodzinę. I tak jest ze wszystkim. Nagroda Nike i inne pierdoły zostały wymyślone po to, by chronić interesy kilkunastu rodzin, które mają oczywiście przepisaną misję polityczną z istoty nam wrogą, ale na pierwszym miejscu stoją tam jednak te środowiskowe biznesy, które oni czasem nazywają rządem dusz. To się robi coraz bardziej komiczne, bo póki co wytyczne są takie, że oni mają zakaz zauważania nas. Autorzy sieciowi nie istnieją, no chyba, że są tak głupi jak Nicpoń i zaczną opowiadać o strzelaniu do premiera. Wtedy się ich zauważa i piętnuje. My zaś tego nie robimy, moja krytyka jest merytoryczna i oparta na spostrzeżeniach z natury, poza tym nie chcę nikomu zrobić nic złego. Tak więc pozostaje milczenie. Póki co, bo sytuacja zmieni się na pewno, rynek bowiem, którzy nasi milusińscy obstawiają jest rynkiem treści, czyli rynkiem najbardziej dynamicznym jaki tylko może istnieć. To nie są diamenty, ani ropa, ani nawet kafle szkliwione. To jest treść. A co za tym idzie upilnowanie tego jest z istoty niemożliwe. Oczywiście, można mieć takie złudzenia, można zaklinać rzeczywistość i mówić, że autorzy z sieci się nie liczą, bo nie. Tyle tylko, że prędzej czy później przyjść musi do szykan nieporównywalnych z towarzyskim ostracyzmem znanym ze studiów. Musi przyjść do spraw poważnych, do prowokacji, do sądów i wymuszeń, których będziemy ofiarami. Chodzi bowiem o sprawy traktowane serio czyli o pieniądze i wpływy, których nikt im nie zagwarantował, oni tak myślą, ale to nie jest prawda. Mają bowiem ci ludzie wmontowane w głowy pewne silne złudzenie, im się zdaje, że są częścią jakiejś międzynarodówki wybrańców, która w razie co, gdyby im się coś z rąk zaczęło wymykać ujmie się za nimi i sprawę załatwi odgórnie. Nie załatwi, bo to nie działa w ten sposób, mafie ujmują się wyłącznie za tymi, którzy nie wykazują oznak zidiocenia. A o tym w przypadku wymienionych osób mówić można już coraz rzadziej.
My tutaj w sieci kilka już razy mieliśmy takie manewry z elitarności. Były portale, które kreowały rzeczywistość taką jaką mamy dostępną na rynku książki, czyli zachęcały dobrych autorów do pisania, po to, by ich potem wystawić do wiatru i na ich miejsce włożyć albo polityków, którzy coś tam im mieli załatwić, albo swoich kumpli-głupków. To się za każdym razem kończyło klęską, bez względu na to ile pieniędzy zaangażowano w projekt. Nie pieniądze są tutaj ważne, ale to o czym stale pisze Toyah czyli pasja i autentyzm. Trudno zaś podejrzewać takiego Vargę, człowieka z ulepionego z jogurtu i pokruszonych liści, o jakiś autentyzm. O Justynie nawet nie ma co gadać. Projekt, o którym tu mówimy jest oczywiście przeskalowany, to nie jest jakiś tam Nowy Ekran, czy coś, to jest zabawa w skali kraju, a niektórzy myślą, że nawet w skali Europy i to strażnikom kulis, za której zajrzała Malanowska daje niejaką nadzieję. Złudną mili państwo, bo nie zamkniecie internetu. I w końcu będziecie musieli sięgnąć po prawdziwe szykany, które pozbawią was resztek przytomności i odrą z prawdy, i nic już wtedy nie sprzedacie, zostanie wam tylko budżetowa juma. A i ta się kiedyś skończy. Tak się bowiem składa, że na rynku treści wiele zależy od czytelnika. Tego zaś, wbrew różnym teoriom, wychować się nie da. Można mu kłaść do głowy słomę i psie kupy, ale kiedy znienacka pokazać takiemu coś fajnego, nie mówię, że od razu diament, ale niechby to była tylko bułka z masłem, on się od razu zorientuje co jest grane. I wy ten mechanizm poznacie wkrótce. Malanowskiej jeszcze się upiecze, tak sądzę, ale następny, który wyskoczy z czymś takim oberwie porządnie. I nie wyślą na niego tego jakiegoś Żulczyka czy innego śmiecia, ale po prostu policję, tajniaków, komornika, albo wręcz TVN24 jak na Nicponia. Musimy się oswajać z tą myślą, bo przecież nie zostaniemy w tym rezerwacie, który nam wyznaczono, tym bardziej, że oni nie potrafią go upilnować. Ich problemy są bowiem natury następującej: w rękach mają coś znacznie gorszego niż psia kupa i próbują wmawiać ludziom, że to pierniczki. Żeby ta sztuka się udała trzeba mieć solidne chórki za sobą, czyli cały rządek pisarzy mniejszego kalibru ułożonych warstwami, którzy wydają z siebie głos kiedy ich żgnąć w tyłek gorącym pogrzebaczem. To się udawało dopóki Malanowska nie zabrała głosu i teraz będzie już znacznie trudniej. Potrzebna będzie pokazówka, żeby tę całą pisarską trzodę utrzymać w jakim takim porządku. Ciekawe na kogo padnie? System ten był finansowany z budżetu i coś tam generował na rynku, ale do wykarmienia była taka ilość potomków znanych opozycjonistów i ich wrogów, że się budżety pokurczyły, a każdy chce przecież jeść. No więc co? Przecież nie można przyznać się do klęski, kłamstwa i własnego nieudacznictwa, maskowanego koneksjami. Trzeba grać dalej. No i grają, Varga gra mizogina, a Sobolewska pisarkę z fazą. Grają, ale idzie im coraz gorzej. Bo zaraz okaże się, że nie tylko Malanowska zorientowała się iż coś jest z tym Tolkiem Bananem nie tak, nie tylko Malanowska kuma, że to taki wymysł, a ten facet co organizuje zajęcia w podgrupach nazywa się Szymek Krusz i jest zwyczajnie nasłany przez opiekę społeczną. Po co go ta opieka nasłała? W filmie sprawa była jasna, po to, by stworzyć dom dzieciom z patologii. No, ale my wiemy, że to jest fikcja, bo pamiętamy tamte czasy. Różne Szymki przychodziły do ludzi nie po to by im domy stwarzać, ale po to by ich werbować do zadań nic z domem nie mających wspólnego. Przychodziły te Szymki po to, by namawiać ludzi do tak zwanego zaangażowania po stronie prawdy, dobra i piękna, które to wartości okazywały się później czymś innym zgoła. A to końską giczą, a to łajnem, choć wcześniej wyglądały jak złota papierośnica i skrzypce jaworowe. Czy proponowano wtedy jakieś wynagrodzenie? Mniej więcej takie samo jak dostała Malanowska – 6800 za 16 miesięcy, przy intensywnym zaangażowaniu w niszczenie marzeń bliźniego swego i przy silnym popychaniu go w stronę piekła. Tylko w takich wypadkach można było dostać te 6800. A Malanowskiej się zdawało, że nie, że to wszystko naprawdę. A Varga jak ten cały Szymek Krusz co go opieka społeczna przysłała znów coś o misji pieprzy…I nic, zauważcie, więcej mu nie zostało. Niedługo wiatr go porwie i rozsypie po cmentarzu, a jogurt, którym był pociągnięty zliże z chodnika jakiś pies. Może nawet będzie to pies Żakowskiego. I to jedyna nagroda jaka czeka tego pana, on bowiem też nie zna całej prawdy i też idzie w złą stronę.
Zwycięstwo musi być nasze i ja to wyartykułuję wprost. Powiem co trzeba zrobić, żeby wygrać naprawdę. Ponieważ im nie zostało już nic poza profilowaniem treści coraz bardziej płaskich, trafiających do czegoś co oni uważają za masowego odbiorcę, my musimy robić na odwrót. Trzeba kreować rynki lokalne, na które osoby takie jak Beata Stasińska nie będą miały wstępu z zasady. Nawet jak bardzo będą się chciały kolegować i nawet jak przyniosą dużo pieniędzy. Żeby taki stan rzeczy osiągnąć muszą na tych rynkach obowiązywać inne także niż biznesowe zasady. I jeśli ktoś mi teraz wyskoczy z hasłem, że to jest nieuczciwe, albo że ja tu niszczę konkurencję, w dodatku zdrową, nie idzie ze swoją książką do Stasińskiej i spróbuje ją przekonać, że jest pisarzem. Na wszystkich rynkach rządzą zasady nie mające nic wspólnego z biznesem, po prostu na wszystkich, to jest prawda podstawowa, której ludzie tacy jak galopujący major czy bliscy jego sercu wielbiciele liberalizmu gospodarczego nie rozumieją. Żeby owe zasady „niebiznesowe”, czyli po prostu ustalenia co jest, a co nie jest koszerne, utrzymać, potrzebne są organizacje posiadające hierarchie i stopnie wtajemniczeń, a także strefa, w której durniów karmi się złudzeniami i opowiada im a to o sukcesie literackim, a to o nagrodach. Nas to wszystko nie powinno interesować. Oni, już to zostało zapowiedziane, muszą iść w stronę coraz silniejszych regulacji rynkowych, czyli muszą kreować coraz więcej pośredników, którzy gwarantować będą stały dopływ gotówki do układu. My zaś musimy się pośredników pozbywać, no i musimy mieć znaki, które ułatwią nam identyfikację. Znak krzyża, obawiam się, nie wystarczy. Trzeba będzie rozbudować jakoś tę heraldykę. Ponieważ nie można zamknąć rynku, nie można zamknąć targów, nasze musi być na wierzchu. Oni zaś coraz bardziej uzależnieni będą od jumy. W końcu zaś przyjdzie do rabunku prostego, którym zainteresuje się prokurator. Oczywiście, nie będzie łatwo, tym bardziej, że wszystko trzeba będzie zrobić samemu, a pokus jest dużo. No, ale moim zdaniem zacząć należy od przedostania się na rynki obce z jak najbardziej kontrowersyjnymi treściami. I do tego właśnie wkrótce się zabierzemy.
Napisał ktoś wczoraj, nie wiem czy nie Justyna, o tym ile zarabiają ludzie, którzy osiągnęli sukces na rynku książki. Wygrywa oczywiście Cejrowski, który za książkę dostaje 2 melony. No i tego Cejrowskiego, a potem jeszcze Grocholę i Kalicińską postawili za wzór tej Malanowskiej. Ja szczerze współczuję Pani Kaji, bo wiem jak może się czuć autor z ambicjami, któremu – zaprzyjaźnieni przecież i duchowo bliscy ludzie – stawiają za wzór Cejrowskiego, Grocholę i Kalicińską. Dyslektyka co nie potrafi zdania po polsku napisać i dwie starzejące się wariatki-grafomanki. Ja to doskonale rozumiem, ale powiem Pani, że na te dwa miliony, ani Pani, ani tym bardziej ja nie mamy co liczyć. Żeby zarabiać dwa miliony na książce trzeba być po prostu człowiekiem ciężko zaburzonym, myślę, że sama dysleksja nie wystarczy. Gamoni w tej konkurencji przebijają jedynie twardzi sataniści tacy jak Joan Rowling. Jak pani pójdzie w tę stronę, a wcześniej znajdzie dobrego duchowego przewodnika, szansa jest przed Panią. Odradzam Nergala, bo zamiast do piekła trafi Pani do skupu butelek, albo gdzieś na jakieś zapomnianego torowisko. To się tak właśnie kręci i lepiej nie będzie.
W czwartek będzie nowa książka Toyaha, za tydzień nowy numer „Szkoły nawigatorów”, na stronie www.coryllus.pl jest już nowy numer miesięcznika 'Tatry”. Od 3 do 6 kwietnia trwają targi Wydawców Katolickich, na których spodziewam się być, choć jeszcze nie dostałem faktury, w połowie kwietnia będą targi książki w Białymstoku, gdzie też będę. Będę tam miał także pogadankę o św. Andrzeju Boboli. Same, mówię Wam sensacje, w niej będą. 31 marca zaś, czyli niebawem w Hotelu Tumskim we Wrocławiu, na wyspie Słodowej, będziemy mieli kolejne spotkanie we dwóch: Grzegorz Braun i ja. Zapraszamy.
Kupiłem kiedyś Widnokrąg Myśliwskiego, zwabiony nagrodą Nike.
Nigdy więcej, obiecałem sobie. Nigdy więcej. A naczytałem się tej propagandy w życiu, że hej.
Naprawdę, wierzyłem, że „literatura wysoka” to tylko dla „lepszych niż ja”. O to Im chyba chodzi. Żeby spychać w dół młodych ludzi niepewnych swojej wartości.
Stawiają parawan, biorą kukiełkę, która ma udawać pisarza, wsadzają jej w dupę kijaszek i animują przez potrząsanie i podrygiwanie. Publika bije brawo, a czasami i cmoka. Tych co próbują zajrzeć za parawan wali się po łbie.
Najnowsze przedstawienie to – Varga bierze kijek w dupsko, a Malanowska po dupsku.
Nie długo zacznie zbierać po głowie….
Mam taki odruch wyrobiony przez lat kilkadziesiąt , żeby wchodzić do księgarni , zobaczyć co jest , dotknąć nowo wydrukowanych książek .
Powoli ten odruch się redukuje ; owszem , wchodzę do jakiejś księgarni prawie co tydzień , bo mam ich kilka na swoich trasach ….. i od pewnego czasu kręcę się bezradnie między stolikami ….. niczego prawie już nie chcę nawet wziąc do ręki .
Jeśli poszłam po coś bardzo konkretnego , to właściwie od razu pytam sprzedawcę czy mają . Oni chętnie biegną , przynoszą . Nie muszę niczego dotykać .
Nie działa już magia okładek , nie kupuję sprzedawanych pod nimi treści … nie wierzę okładkom …. nawet zanim włożę okulary , zanim przeczytam nazwisko , tytuł ….
Ale jeszcze tam wchodzę co parę dni …… Choć wiem , że nic nie kupię , niczego nawet nie podczytam na miejscu ….
Wiele bardzo czytałam we wczesnej młodości , jakoś stosownie do swojego wieku i sytuacji rozumiejąc przekaz . Np Czarodziejską Górę .
Wiele wiele innych . A teraz dopiero dowiaduję się i sama i tu u coryllusa , co się kryje pod powierzchnią .
O tyle mi łatwiej , że nigdy nie przejmowałam się na j. polskim pytaniem nauczycielki ,, co autor miał na myśli ” …. Lekturę miałam przeważnie przeczytaną daleko wcześniej .. i na lekcji już mnie nie interesowała … zwyczajnie . Dzięki temu nie muszę prawie walczyć z wtłaczanym obowiązującym wtedy rozumieniem ….
Nie warto być zbyt pilnym uczniem 🙂
Tak się składa, że aktualnie przebywam za granicą – jak przyjeżdżam do kraju, to wszystko co chcę mieć do czytania, już czeka na mnie w domu. Zakupy przez internet (choćby u Coryllusa), dają mi pełną swobodę wyboru i skierowania moich pieniędzy przeznaczonych na zakupy dokładnie tam gdzie chce a nie tam gdzie chcieliby ci, którzy zza kulis sterują rynkiem wydawniczym. Szczerze mówiąc nie pamiętam już, kiedy kupiłem ostatnią książkę w tradycyjnej księgarni??? I niech już tak zostanie…
W RadioKraków też panią Kaję dziś wyśmiali i OKROPNI panowie połączyli temat pani Kaji z prezerwatywami – ALE historia gazowni bada tą jakże brodatą tradycję. I oczywiście w tej historii jest polak, żyd z Konina Julius From, który opatentował w niemcowie produkcję lateksowych prezerwatyw. Ciekawe czy to tak bezwiednie, bo się gazety tak złożyły, lub poukładały ?
Jak się całości nie chce oglądać to czasy 4:03 pani Kaja, 6:06 brodata, w sensie 12000 letnia, historia prezerwatywy z gazowni.
Można pisać dla radości pisania i publikowania, bez kasy, nawet wtedy jest takie czyste niebo i wolność, i widzi się te wszystkie zależności w publikacjach komercyjnych, że za tekstem kryje się sieć powiązań, sieć przymusu pisania o czymś, dla kogoś, za jakieś pieniądze. Walka o profesjonalizm? Walka o godność? Walka o byt? Pewnie wszystko po trochu… Po prostu SPRZEDAŻ.
Ale niestety SPRZEDAŻ jest istotna i w pewnym momencie jej brak spycha do niszy, na trzeci plan, w klubowe klimaty. Dlatego niestety trzeba się z nią zmierzyć. I sobie poradzić.
Jak przy tym zachować wolność, nie sprzedać duszy diabłu i jeszcze fajnie pożyć?
Jeden z wybitnych polskich muzyków zmaga się z walką o byt, notowany świetnie także na świecie, żyje z grania po klubach i gdziekolwiek, jego dawny kumpel z zespołu pyta z dalekiej emigracji – Da się wyżyć z muzyki w Polsce? I słyszy odpowiedź buszującego, w wieku emerytalnym, ale z wielką energią, kumpla: Jak masz kwiaciarnię, to można wyżyć z muzyki…
Ale to jest kierunek rezerwowy, poza tym pozostaje zmierzyć się z ustawionym w dużym stopniu rynkiem i wygrać, czego serdecznie życzę autorowi bloga.
tak się czepiacie …. nie wiem , czy ona umie pisac … skąd mam wiedziec ….jak nie biorę prawie nowych książek do ręki …
nie jest łatwo pisac , to jest dar i magia … jedno , że trzeba pisac prawdziwie , drugie żeby czytelnikowi to przekazać…..
kopiąc w starych listach swoich znalazłam adresowany do mnie list z ,, Odry „” , że wiersze które posłałam im z prośbą o ocenę , nie zostaną wydrukowane …
ja tych wierszy chyba nie mam juz … ale pamiętam …
i choć zgadzam się z ich decyzją … to nie zgadzam się z uzasadnieniem ….
ja pisałam prawdę , tylko istotnie nieudolnie …
odpisano mi , że trzeba pisać prawdę , a że tego nie robię to nie nadaję się do druku ….
no i tak , mimo wszystko szczęsliwie się się złożyło , ze zajęłam się czym innym ……
co jednak napisawszy , biorę się do pracy , bo wietrzysko mi przeszkadza w skupiniu sie i jakoś narobiło się zaległości …
ACHA …. coryllus …. fajnie , że jest kwartalnik zaraz …… 🙂 !!!!!!!!!
kiedy jakieś spotkanie w Cracovi ?????
Kolejny przykład,że się pisze dla chwały i na dynamikę w życiorysie a nie dla kasy: Konkurs dla najlepszej pracy bodawczej z zakresu spółdzielczości (Spółdzielczy Kwartalnik Naukowy 1/2008), przykład historyczny, żeby nikogo serce nie bolało, bo kasa dawno wydana:
– 1000 zł netto dla najlepszej pracy magisterskiej p. Katarzyna Królikowska „Zasada związania praw do lokalu z członkostwem w spóldzielni mieszkaniowej w prawie polskim de lege lata i de lege ferenda”
Osób nagrodzonych było więcej, ale podałam przykład tematyki b. praktycznej, ważnej, aktualnej (ciągle) i o dużym zasięgu (liczba członków spółdzielczości mieszkaniowej).
Właściwie cała proza obecna ociera się o marginalia, w tym marginalia seksu, a w sprawach istotnych nie zabiera głosu, bo to wymaga od autora wykrystalizowanego światopoglądu, jego spójności i traktowania czytelnika jak partnera, a nie przygłupa, którego należy obrać z forsy.
Przeczytałem z 40 stron pierwszego Potera, aby wiedzieć, czy dziecko mi się nie zmanieruje. Po tych stronach podyskutowałem z dzieckiem o widzeniu przez autora świata dorosłych, a w szczególności mugolów, o przykładaniu innej miarki przy ocenianiu świata magów, szczególnie jeśli idzie o ośmieszanie i upokarzanie przez nich przedstawicieli mugolów. Znaleźliśmy zrozumienie swoich argumentów bo był już po lekturze Tolkiena. Jest dobry w angielskim i powiedział mi później, że z książki pisanej nędznym angielskim polski tłumacz zrobił rzecz, która powinna leżeć co najmniej półkę wyżej.
Kumoterstwo I nepotyzm sa w Polsce nieprawdopodobne. I tak jest slyszalem w kazdej branzy, nie tylko na rynku ksiazki. Sluzba zdrowia, sadownictwo edukacja.
Moze z Cejrowskim jest tak jak z tym PGR-em albo jakims zakladem pracy opisanym w „Polactwie” Ziemkiewicza. No jak tam towarzyszu dyrektorze? Dobrze towarzyszu, w ubieglym roku wypracowalismy zysk 1,4 miliona zlotych, mielismy tez dotacje. A ile wynosila dotacja? 15 milionow!
Ja mysle ze Cejrowski, Terlikowski, I inni to to sa takie odpowiedniki Kuby Wojewodzkiego tylko z plakietka „konserwatywny”.
Raz zobaczylem nawet Ziemkiewicza w programie Wojewodzkiego razem z Weronika Marczuk, dyskutowali o mozliwosciach kupna pomaranczy na Ukrainie w latach 80-ych bodajze. Pomyslalem sobie, czego to sie czlowiek nie czepia zeby podpompowac sobie popularnosc. Zdaje sie ze ten show Wojewodzkiego to oglada jakies 3-4 miliony ludzi.
Panie Gabrielu, chcialbym zadac panu pytanie. Czy utrzymuje sie pan ze swojej tworczosci?
do Mirka, takich frontalnych pytań się nie zadaje czlowiekowi walczącemu z „ułożonym rynkiem wydawniczym”. proszę raczej zadać pytanie czy przyjedzie z wykładem i się wypromuje, bo Pan gwarantuje dobry zbyt. Czy będzie dobry zbyt? oto jest pytanie. ( czy dobry, bo jakiś zbyt jest zawsze)
Ja nie mam cierpliwości do oglądania tego …
ja naprawdę już prawie nie czytam powieści … biorę od zaprzyjaźnionej biblioteki żeby panie miały statystykę … niedawno choć przeglądałam , żeby oddając powiedzieć dwa słowa ….. już nie przeglądam prawie …
Nie widze nic zdroznego w tym pytaniu.
Wyłącznie. Nic innego nie robię. Nie mam etatu przecież. Prowadzimy z żoną wydawnictwo.
Panie Mirku, Coryllus widzi nieprawidłowości w otoczeniu, zaczyna punktować otoczenie i je uważnie opisuje, szuka odpowiedzi na pytanie z czego żyją miernoty parajace się pisaniem?. On jest przedsiębiorczy i chce być za swoją przedsiębiorczość nagrodzony (zysk). A tymczasem widzi że on się stara a inni (miernoty)pasożytują na wydumanych budżetach: tu klika, tam siuchta, ówdzie dotacja, stypendium, zasilanie etatystyczne itd.
A dla pracowitych, przedsiębiorczych i zdolnych roczne oczekiwanie na płatność od wydawnictwa. (Coryllus to opisał w takim felietonie gdzie tytuł mniej więcej w przybliżeniu brzmiał: „kto lubi Igora Janke ?”
No jednym słowem myślę, że coryllus się mocno zmaga z burzliwym otoczeniem rynkowym.
Dziekuje panu za odpowiedz, o to wlasnie mi chodzilo! Takich jak pan jak najwiecej, male, rodzinne wydawnictwa. Mysle ze pomimo tego totalnego kumoterstwa w Polsce I tych wszystkich sitw powoli wykielkuje powoli zdrowy rynek, bez system dotacji, etatow I instytutow literackich Stasinskiej czyli Centralnej Kuzni Mlodych CKM (byl kiedys taki dowcip w znakomitej audycji „60 minut na godzine”).
Ja mowiac szczerze podziwiam pana bo w warunkach polskich to orka na ugorze, ja nie znalazlem w sobie sily zeby to robic i wyemigrowalem dawno temu.
Przy czym rynkowym przydałoby się chyba „rynkowym” określać.
Do Krzysztofa, no tak jest to otoczenie burzliwe dla przedsiębiorczych i stabilne dla miernot podwieszonych do budżetowej kroplówki, a więc nie jest to prawdziwy rynek, gdzie wszyscy mają szanse, tylko taki w cudzysłowiu „rynek”. Racja.
W Polsce jest taki wielopietrowy i wielopoziomowy klientelizm, sitwy duze dziela sie na mniejsze koterie. Ktos kiedys przytomnie zauwazyl ze zawsze jak powstaje nowa partia polityczna i udaje jej sie dojsc do wladzy to niezaleznie od swoich zaklec przedwyborczych i deklaracji powoli lub nawet calkiem szybko wpasowuje sie w ten feudalny system I plynie z „glownym nurtem”.
Tusk obiecal rynek, likwidacje biurokracji I w pare lat przybylo 150 tys nowych urzednikow a z ich pociotkami to bedzie z 0.5 miliona. Chyba Coryllus ma racje, na politykow nie ma co liczyc ze cokolwiek dla nas zrobia. Jesli Kaczynski zacznie rzadzic to on po prostu zastapi urzednikow Tuska swoimi. Ciekaw jestem czy podczas kampanii przedwyborczej ktos zada kaczynskiemu to pytanie: „Czy ograniczy pan biurokracje (zwolni tysiace urzednikow), uprosci przepisy, zlikwiduje NFZ?
O rynku wiele mówi wyłączna koncesja dla Wyborowej, chyba w pierwszym roku „transformacji”, ta koncesja rozpędziła ich praktycznie do dzisiaj, trudno było przegrać takie nadanie. Później przez lata Korwin żalił się, że jego wniosek o gazetę był w tym czasie zablokowany, co rzucało światło na całokształt spraw.
Swoją drogą – cała masa starych tytułów prasowych potonęła, mimo, że miały wypracowaną widownię.
ten tekst coryllusa od opublikowania przed godziną dziesiątą , przekroczył już 10 tysięcy odsłon …..
proszę popatrzeć bo warto wejść na salon24 …
a dopiero teraz zobaczyłam fotkę na fejsie ,,,, jak zaprotestowała ta pisarka …… cały dzień harowałam i byłam trochę nie w temacie ….
no i troja dała odpowiedź coryllusowi .. jeśli ktoś ją zna 🙂
„System ten był finansowany z budżetu i coś tam generował na rynku, ale do wykarmienia była taka ilość potomków znanych opozycjonistów i ich wrogów, że się budżety pokurczyły, a każdy chce przecież jeść. No więc co? Przecież nie można przyznać się do klęski, kłamstwa i własnego nieudacznictwa, maskowanego koneksjami. Trzeba grać dalej.”
To samo dotyczy administracji,
Jaka troja?
helena.t.
wieczorem dała tekst około 17 godz. lub trochę po . 🙂 .)
Widziałem. To biedna wariatka.
Kurde, już któryś raz widzę w tekstach Autora to sformułowanie.
I nie rozumiem – czemu biedna? czemu wariatka?
jest taki typ kobiet …. coryllus pracował wśród nich i rozumie o co chodzi .. jak funkcjonują 🙂
przecież cały czas na blogu , gdy nie pisze o Irlandii itp to pisze o tych mechanizmach … to nie są przypadkowe teksty …. to nie jest osobno , tylko całość
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.