Wczoraj z racji, że było święto, nie pracowałem, ale do Internetu zerkałem co jakiś czas. No i trzepnęła mnie w łeb informacja, że Misiek Koterski, który jest dziś najważniejszym katolikiem w mediach, jeśli nie liczyć kardynała Rysia, był u Stanowskiego. Nie myślcie sobie, że włączyłem choć na minutę ten program, albo chociaż głos. Nic z tych rzeczy. Przeczytałem tylko, iż ktoś tam uważa, że należy zrobić film o Robercie Kubicy, a główną rolę powinien zagrać właśnie Koterski. Reżyserem zaś pewnie byłby jego ojciec, a sfinansowało by to ministerstwo, czyli my wszyscy, bo naszym najświętszym obowiązkiem jest leczenie traum rodziny Koterskich i pomaganie Miśkowi, by bezpiecznie dojechał do kolejnego życiowego przystanku.
Młody pan Koterski, bo ileż można nazywać go Miśkiem, stał się gwiazdą, albowiem nie było dla niego alternatywy. Gdyby nie został tą gwiazdą, wbrew wszystkiemu, pewnie by umarł z powodu narkotyków albo alkoholu. No, ale co nas to obchodzi – zapyta ktoś? Nic nie rozumiecie biedni ludzie. Młody pan Koterski, wraz z innymi gwiazdami sceny i filmu polskiego, tymi odrzuconymi przez mainstream, stanie się kulturalnym zapleczem PiS w nadchodzących wyborach. Może nie tak otwarcie, ale mruganie okiem do publiczności będzie na pewno i kwaśne uwagi na temat Tuska także. Wszystko to spowoduje, że ludzie, do których PiS nie ma dostępu, czyli ludzie kultury i z kulturą obcujący na co dzień, zwrócą uwagę na program tej partii i może nawet wezmą go pod uwagę w czasie podejmowania decyzji o tym, na kogo zagłosować.
Prócz Miśka Koterskiego, nasz, albo trochę nasz, jest także Muniek Staszczyk, a jakiś pan, który dawniej prezentował obok Siercokiego muzykę w Teleekspressie zapewniał wczoraj wszystkich, że Muniek jest w swoich wyborach i aspiracjach szczery. I nie może już znieść tego, jak źle go traktują rozgłośnie radiowe. Ja celowo nie słucham radia w samochodzie z obawy, żeby nie trafić na którąś z piosenek Muńka, ale widać źle robię, bo jego tam wcale w tych rozgłośniach nie ma. Będzie dopiero, jak „nasi” wygrają wybory prezydenckie.
Ktoś może pomyśleć, że ja wszystko to kreuję i wcale nie dochodzi w mediach do takich rzeczy, bo dorośli ludzie tam zatrudnieni i współpracujący z politykami, rozumieją, że kreowanie niczego może się zakończyć co najwyżej jakimś kantem, że tak to poetycznie, nawiązując do filozofii niemieckiej, ujmę. Niestety jest inaczej obecna w mediach nicość, oddzielająca nas, jak pisał Martin Heidegger od da sein brana jest za realną rzeczywistość, która może mieć jeszcze jakiś wpływ na masowe decyzje przy urnach. Niesamowite.
No i ten film o Robercie Kubicy, który ma powstać…Zastanawiałem się dlaczego o nim akurat, ale nic nie przyszło mi do głowy, poza tym może że ktoś uznał, że młodszy pan Koterski jest do Kubicy podobny. Wcześniej był podobny do Gierka, a dziś jest podobny do Kubicy. Obawiam się, że jeśli sprawy potoczą się w złym kierunku, zrobi się w pewnym momencie podobny do Antoniego Macierewicza, kiedy tego już na świecie nie będzie, albo wręcz do Jarosława Kaczyńskiego. No i dopiero po takim filmie wszyscy zrozumiecie, co to znaczy żyć pełnią życia i oddychać pełną piersią. Pompowanej przez media nicości nie będzie można w żaden sposób zatrzymać.
Po co nam w ogóle film o Robercie Kubicy? Bo człowiek ten odnosił kiedyś jakieś sukcesy. Potem się wygruził na torze w tym swoim bolidzie i dziś wiedzie życie emeryta. Pamięć o sukcesach jednak pozostała, a inny człowiek sukcesu – młody pan Koterski, postanowił pamięć o nim włączy co swojego artystycznego ouvre, jak to się mawiało dawnymi laty na historii sztuki. A być może nie on postanowił, ale za niego postanowiono. Nie uprzedzajmy jednak faktów. Śledźmy ruchy wokół tego pomysłu i patrzmy jaki budżet zostanie na to przedsięwzięcie wykreowany i kto będzie nim dysponował.
Dodam jeszcze tylko, że film o Robercie Kubicy na pewno rozgrzeje serca wszystkich patriotów, szczególnie jak pokażą, że Kubica zwycięża na torze kierowców niemieckich. W tle zaś słychać Mazurek Dąbrowskiego.
Serial czy też film o Robercie Kubicy jest też ważny z tego powodu, że ludzie głosujący na PiS, a nie mający wiele wspólnego z kulturą wysoką, tak, jak ją rozumie Anna Popek i Krzysztof Stanowski, będą mogli odnaleźć w nim znane sobie postaci i wątki. Nie pogubią się w gąszczu znaczeń i nie będą przeżywać niepotrzebnych dylematów, z których nie wiadomo co potem może wyniknąć, jakaś krytyka czystego rozumu, albo jeszcze coś gorszego.
Jak ja teraz wszystkie te swoje histerie połączę z Melem Gibsonem? Bardzo prosto, z wdziękiem prestidigitatora. Oto Mel Gibson przymierza się do wyprodukowania serialu o obronie Malty przed inwazją turecką w roku 1565. I co myślicie, że Mel, kiedy planował to przedsięwzięcie przejmował się, co z niego zrozumieją nie mający stale kontaktu z kulturą wysoką widzowie? Albo zastanawiał się skąd, z jakiego ministerstwa czy fundacji wziąć na to pieniądze? Czy może jakich to pociotków wpływowych i rozpoznawalnych w polityce osób zatrudnić do zagrania głównych ról? Zapewne nie. Problemem Mela Gibsona jest wyłącznie to, jak zrobić film, który powali wszystkich na twarz, bo nawet nie na kolana, jak zaznaczyć w nim misję Kościoła i organizacji chrześcijańskich, a także jak wyciągnąć z tego maksymalnie duże zyski. To są zasadnicze problemy, które rozkładają się na szereg mniejszych. Ufam jednak, że Mel sobie z tym wszystkim poradzi i będziemy mogli oglądać niesamowite widowisko, o wypadkach, które dziś nie zajmują nikogo. I mało kto o nich pamięta. Mel zaś robi o tym film z prostego powodu. Jak każdy film, jest to obraz propagandowy i pokazywał on będzie moment kiedy inwazja turecka finansowana przez żydowskie banki została zatrzymana w połowie Morza Śródziemnego i nigdy już tej linii nie przekroczyła.
Czy Polacy mogliby nakręcić film korespondujący z obrazem Mela Gibsona, w którym zobaczylibyśmy, co działo się w tym samym czasie na naszym terenie? Oczywiście, że nie, bo Polska sprzedawała wówczas Turcji stal, a Zygmunt August prowadził korespondencję z Józefem Nasi, głównym kierownikiem ekspansji tureckiej na Morzu Śródziemnym. To po pierwsze. Po drugie wyprodukowanie takiego filmu nie byłoby możliwe, albowiem nikt w Polsce, dosłownie nikt, nie rozumie po co miałby on powstać.
Takie rzeczy pojmuje jedynie Mel Gibson, który dysponuje własnymi pieniędzmi i wydaje je zgodnie ze swoimi własnymi planami.
Pora na postawienie kwestii najważniejszej – czy promując fałsz i nicość możemy odnieść jakiś sukces? Czy grając wobec widza, czytelnika, odbiorcy ogólnie, grę od początku do końca ustawioną, możemy liczyć na sukces? Spytajcie Mela Gibsona, on Wam powie.
Przypomnę tylko, że kiedyś „nasi” dużo gadali o tym, by zapłacić Melowi za nakręcenie filmu o Odsieczy Wiedeńskiej. Takie rzeczy nie są w ogóle możliwe, bo nie ma po „naszej” stronie nikogo, kto w ogóle mógł z Melem na ten temat porozmawiać. Używając języka przez drugą stronę zrozumiałego. I nie chodzi mi tu, jak się wszyscy pewnie domyślają, o języka angielski. Chodzi o język, w którym nie ma śladu pogardy dla widza. Tego języka żaden z naszych dziennikarzy, nawet tych najbardziej patriotycznych, najbardziej świętych i najbardziej wysublimowanych intelektualnie nie posiadł w stopniu na tyle poprawnym, by rozmawiać z Melem Gibsonem. To samo jest z „naszymi” politykami. A gdyby jakimś cudem doszło do negocjacji w kwestii kręcenia filmu o odsieczy Wiednia, zatrzymałyby się one na problemach – czy Sakiewicz mógłby, ewentualnie zagrać Jana Sobieskiego? A młodszy pan Koterski Marysieńkę, bo w sumie czemu nie? Skoro zagrał Gierka i ma grać Kubicę? Stanowski zostałby wielkim wezyrem, a Mazurek jego koniem. Po takich negocjacjach, popularność Mela Gibsona w środowisku amerykańskich filmowców skoczyłaby jak kangur, bez względu na jego papistowskie przekonania. Nawet Żydzi by go kochali, tyle świetnych anegdot miałby do opowiedzenia.
Życzę wszystkim miłej soboty zadusznej. Dziś już chyba popracuję. Pamiętajcie o naszych nowościach
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/julian-ursyn-niemcewicz-pamietniki-z-lat-1830-1831/
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/z-dziejow-wspolzawodnictwa-anglii-i-niemiec-rosji-i-polski/
Bardzo dobry pomysł Mela Gibsona. Zdecydowanie za mało wiemy o Malcie.
Jest Pan jak Mel Gibson 😉
🙂
Oj Sławek Sławek! Przecież tu nie chodzi o Maltę!!!! O całe Mediterranum! Ze stolicą Piotrową włącznie!
Muniek & Misiek. Tak, tak.
Czy ten duet nie udźwignął by fabuły o życiu i losach młodych? Na przykład młodych kardynała Wyszyńskiego i przyszłego papieża Karola Wojtyły?
Obym nie wypisał tego w złą godzinę.
ze wzgledow zdrowotnych nie ogladam filmow polskich. mimo to pokusze sie o ocene jakosci gry aktorow polskich. jest beznadziejna i nie do uratowania. teraz a nawet w przewidywalnej przyszlosci. oceniam to na podstawie niemozliwych do wyklikowania reklam na guglu. graja tam polscy aktorzy wedlug rezyserii polskich macherow od kina. robia glupie miny przewracaja oczymi a wizazystki probuja pokazac twarz celebryty jako twarz ziejaca madroscia, co jest niemozliwe do osiagniecia. bardzo dawno temu uczono aktorow wymowy, oddechu i innych technik wokalnych a moze nawet spiewu. poziom jaki prezentuja teraz ( moze sa wyjatki ale potwierdzaja jedynie regule ) wyklucza ich z roli rozmowcy nie tylko z gibsonem a juz napewno nie w jakimkolwiek jezyku. nawet polskim. belkotliwosc, wady wymowy, akcent i tp. to pierwszy prog nie do przeskoczenia. a nastepny to wiedza. wiec dajmy sobie spokoj z naszym szolbiznesem. zamiast pompowac pieniadze w nic powinnismy wynajac profesjonaliste i zaplacic mu naturalnie wiecej jak w usa. o ile kogokolwiek z ministerstwa kultury interesowaloby promowanie historii polski. zapomnialem jeszcze ze trzeba by taki film sprzedac. gdzies poza krajem. nawet gibson kupic oskara dla filmu o polsce czy polskiej historii nie dalby rady. za zadne pieniadze. wiec cieszmy sie perspektywa ogladaniem obrony malty,
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.