Powracam dziś po raz kolejny do tematu, który nazwać chciałem jeszcze dziś o świcie herezja a rebours, ale pretensjonalność tego tytułu trochę mnie zniesmaczyła, a poza tym przeczytałem z rana tekst niejakiego Jurasza, który wisi na samej górze pudła i stwierdziłem, że trzeba inaczej. Jeśli sobie opiszemy wielkie ruchy heretyckie jako drogę do Pana Boga na skróty, z pominięciem hierarchii Kościoła, która ewidentnie przeszkadza, a to w poznaniu pisma, a to w swobodnym życiu, a to w czymś innym, przyjdzie nam stwierdzić, że to co mamy dziś, jest marszem w drugą stronę. Dziś nie dość, że pomiędzy nami a Bogiem jest proboszcz i ci co ponad nim, to dystans jest dodatkowo wydłużany przez osobistości, które piszą i mówią o religii nie mając na to stosownych papierów. Chodzi mi o tylekroć opisywanych na tym blogu dziennikarzy katolickich. To są ludzie świeccy, którzy jakby w zastępstwie kapłanów, tłumaczą nam, biednym profanom, jak to jest z tym Panem Bogiem, pismem i hierarchią. Kto ich do tej misji powołał pojęcia nie mam, ale przypuszczam, że nie Pan Bóg, a raczej ten drugi. Po czym ja to poznaję? To proste jak karambol na indyjskiej autostradzie, większość z tych ludzi uwierzyła w swoje powołanie, a ono okazało się skuchą. Mówiąc wprost, prócz autentycznych kapłanów ze święceniami, religię tłumaczą nam, niejako dodatkowo – na zasadzie dopychania śledzi w beczce – jeszcze jacyś faceci, których od kapłaństwa odsunięto. Na przykład Hołownia, Terlikowski i kilku innych, którzy swoją nieudaną przygodę z Kościołem ukrywają głęboko. Tego rodzaju zachowanie uważam, za niestosowne. Sądzę bowiem, że trzeba dać szansę kapłanom. Nie tym z telewizji, ale tym z parafii. Jeśli ktoś idzie do Kościoła i słucha proboszcza, ale coś mu ten proboszcz nie leży i musi się dodatkowo zaprawić Terlikowskim, żeby był efekt, to znaczy, że coś jest nie w porządku. Ja wczoraj byłem na mszy i patrzyłem na tego naszego proboszcza, na ten jego biedny, całkiem pusty jeśli chodzi o wyposażenie kościół i na tę jego samotność. On nie zrezygnował z kapłaństwa, nie odwaliło mu, jak niektórym i wytrwał. No i teraz ma to czego chciał – parafię na jakimś zadupiu, gdzie przez długi czas sporo osób odnosiło się do niego wrogo. I będzie tam siedział, aż nie wykończy tej świątyni, a jak już to zrobi to przesuną go gdzie indziej, do innych ludzi i znów będzie coś budował, znów będzie miał przechlapane, bo ludzie mało płacą, a jak mu się trafi słaby kościelny to już w ogóle klęska. No, ale on nie robi wrażenia człowieka, który by się tym wszystkim przejmował. Pracuje, uczy, odprawia nabożeństwa, wygłasza kazania, ani specjalnie mądre, ani specjalnie błyskotliwe, takie w sam raz. Stara się jednak, żeby ludzie je zapamiętali. No i jakoś je konstruuje, ja to wiem na pewno, bo na tym się akurat trochę znam, na tworzeniu zwartych i przykuwających uwagę wypowiedzi. I myślę, że nasz proboszcz jest mocno niedoceniany. Nie jest dobrym mówcą ale się stara i co najważniejsze unika kokieterii. Na koniec kazania zawsze jest coś luźniejszego, ale granic nie przekracza nigdy, nie gra na emocjach. Jest taki jaki powinien być wiejski proboszcz. Dzieci go bardzo lubią. Oczywiste jest, że nasz proboszcz, jak większość proboszczów nie nadaje się do telewizji. Tam przeprowadzana jest selekcja i ci którzy występują w programach religijnych to jest po prostu pierwszy sort. Muszą być przenikliwi jak Hołownia, albo gorliwi jak Terlikowski, muszą być tak charakterystyczni, że gdyby komuś przyszło do głowy narysować o nich komiks, powinien to zrobić od razu, kilkoma prostymi kreskami. No i teraz pora zadać pytanie: po co? I następne: dlaczego? Jakim prawem niedoszli księża mówią o Bogu w telewizorze? Mnie to szalenie ciekawi, a to z tego względu, że przy każdym kolejnym moim tekście, ktoś zwraca mi uwagę na to, że za mało w nim idei, a jeśli nie idei to metafizyki, albo za mało Pana Boga jak piszę o świętych. No, ale my tutaj jesteśmy ludźmi świeckimi, interesują nas sprawy świeckie, które, chcemy czy nie, kształtują nasze życie i albo się z nimi zmierzymy stając w prawdzie, albo one nas zmielą. Mamy swoich proboszczów, którzy głoszą kazania i martwią się o nasze dusze, ale muszą też kupować blachę na pokrycie dachu kościoła i negocjować warunki. Być może ich funkcja im w tym pomaga pomaga, ale szczerze wątpię. Są więc ci księża tak samo narażeni na różne kłopoty jak każdy z nas. Nie mogą od nich uciec i my także nie możemy. Czy to są kłopoty, będące udziałem medialnych celebrytów od religii? Przypuszczam, że nie. Każdy ma jakieś problemy, ale te akurat telewizyjnych kaznodziei nie dotyczą. No więc po raz kolejny zapytać trzeba kto ich wynajął? Komu służą? Ja się tak dziś tym ekscytuję, bo jak włączam salon, to mam po prawej stronie Terlikowskiego, który coś opowiada, a raczej wygłasza, bo on też chciał być księdzem, ale mu coś nie wyszło. Na targach w Białymstoku doszło do czegoś, z mojego punktu widzenia kuriozalnego. Na białoruskich stoiskach sprzedawano prawosławną literaturę religijną, jednym z zaproszonych gości zagranicznych był Graham Masterton, a w ostatni dzień publiczność białostocką bawił swoim show Szymon Hołownia. Wraz z nim pojawiła się cała czereda jego podlaskich wielbicieli, a także Adam Wajrak z GW. Jest więc człowiek i jest Pan Bóg, a pomiędzy nimi jest Kościół Powszechny. Podczas gdy dawniejsze herezje całą siłą uderzały w Kościół, te nowe mianują się podwykonawcami jego woli, a wszystko po to, by nasze życie było jeszcze bardziej święte. Słowem – nie wystarczy dawać na tacę, trzeba jeszcze kupować książki Hołowni i Terlikowskiego, wtedy dopiero uczestnictwo w Mistycznym Ciele Chrystusa będzie pełne. Szydzę oczywiście, ale jak to inaczej rozumieć? Czy już teraz wszyscy rozumieją dlaczego moje książki są pozbawione pierwiastków innych niż doczesne? Myślę, że tak.
No, a teraz pora wyjaśnić dlaczego ja się czepiłem tego Jurasza z pudła. Nigdy wcześniej go nie czytałem, a dziś coś mnie podkusiło. To jest rzecz naprawdę niesamowita, zalicza się bowiem Jurasz do licznego w naszym kraju grona dyskutantów smakoszy. On to nawet pisze wprost na swoim blogu. O, proszę:
Zwolennik realpolitik, rozumianego nie jako kapitulanctwo, a jako coś pomiędzy romantyzmem nieliczącym się z realiami, a cynizmem ubierającym się w szaty pozytywizmu. W blogu będę pisał głównie, aczkolwiek nie wyłącznie, o polityce zagranicznej. Z przyjemnością powitam ew. komentarze, również te krytyczne, ale będę zobowiązany za merytoryczną dyskusję – choćby i zażartą, byleby w granicach dobrego smaku.
W granicach dobrego smaku musi być ta dyskusja, może być zażarta, mogą być nawet krytyczne komentarze, Jurasz ich nie wyklucza, ale normalnie czeka na te pochlebne, które mu się należą jak Terlikowskiemu czas antenowy. No i co za precyzja w definiowaniu własnej misji: coś pomiędzy romantyzmem a cynizmem…Jeśli nie wiecie jeszcze kim jest Witold Jurasz to Wam tę tajemnicę zdradzę, to jest były dyplomata, który został z dyplomacji wywalony i teraz cierpi, bo miast poświęcać siły ojczyźnie, musi chodzić na osiem godzin do roboty w korporacji. Inaczej rzecz ujmując – zamiast jeździć na nasz koszt na placówki i tam odgrywać Taleyranda, musi sprzedawać żyletki Wilkinson, czy jakieś inne śmieci. Jurasz opowiedział nam dziś o swoich znajomych, którzy rozczarowani Polską i panującymi tu stosunkami wyjeżdżają za granicę, już to do ONZ już to do korporacji w Austrii. Dobry Boże, co za dylematy! A Jurasz zostaje i będzie pchał swój wózek dalej, choć nie to było jego przeznaczeniem. On był przecież dyplomatą, a teraz pisze bloga o polityce zagranicznej, na której się świetnie zna. No i weźcie teraz tego Jurasza i porównajcie go z młodym Ławrowem, albo z jakimś innym młodym urzędnikiem państwowym z Rosji czy Wielkiej Brytanii. Różnicę dostrzeżecie łatwo, ona jest dokładnym przełożeniem różnicy pomiędzy prawdziwym księdzem a Hołownią. Prawdziwy ksiądz jest prawdziwy, a Hołownia to oszust. Prawdziwy dyplomata ma świadomość tego, że można zginąć w niewyjaśnionych okolicznościach a Jurasz chce pisać o polityce zagranicznej i nas tej polityki uczyć. I jeszcze się odgraża, że zacznie pisać teksty o karierowiczach i miernotach w Polsce. To jest niesamowite, jak łatwo ci wszyscy ludzie podnoszą sobie moralną samoocenę, wystarczy, że wyrzucą ich z pracy i już. Oni od razu stają się kimś innym, jakimiś prawie prorokami. To samo jest z tymi wywalonymi z seminariów, oni od razu zyskują tę charakterystyczną szlachetność i miękkość w obejściu. Jakby Lemańskiego obrać z sutanny to stałby się wzorcem takich zachowań. No i ten smak, od razu im się wyostrza, wszystko staje się po prostu kwestią smaku…
W przyszły piątek można mnie będzie spotkać na kiermaszu IPN przy Marszałkowskiej, a o 19.30 tego samego dnia w Cafe Flora w Alejach Ujazdowskich odbędzie się mój wieczór autorski. Zapraszam. No i zapraszam na stronę www.coryllus.pl
Niedługo o Bogu będą nam po prostu gadali Pascal i Okrasa. Na ostro.
Miernoty na miernotach mogą się znać z autopsji 😉
dokładnie taki ma byc probosz ..
mój nie może dostać pozwolenia na budowę parkingu , choć ludzie w pogoni za tysiącem sprawa mieli by łatwiej mogąc podjechac do kościoła autem … wracając zza miasta od razu zdążyć na wieczorną mszę u siebie ..można wszędzie po drodze zajechać , ale jeśli sie chce `żyć życiem swojej parafii ….
Bogu dzięki , że nie wchodzisz w teologię bo od tego są księża …… a ta reszta jest ważna ….
Też tak sądzę…
Z autopsji i z dyplomacji…
Dokładnie. Bogu dzięki. Tym bardziej że to co robisz, robisz doskonale.
No właśnie z szacunku do proboszcza chodzę na sumę, bo on tą MszęŚw. odprawia własnie za nas, za parafian. Przy tej okazji spotkanym sąsiadom ze 30 razy rzeba powiedzieć „dzieńdobry”. I to jest taka właściwie luźna więź, ale jest.
bardzo dobry temat
w mojej miejscowości niedoszli księża są katechetami i specjalizują się w piśmiennictwie okołokościelnym, są wyżej ks. proboszcza, bo rozgniewani mogą naprawdę zatruć życie
są dobrze urządzeni, podlegają pod władzę świecką, a udało im się przechwycić jurysdykcję kościelną w publicystyce
lubią śpiewać na pielgrzymkach i docierać do młodzieży 🙂
Bardzo ciekawy tekst. Hołownia i spółka to są „świeccy księża” pracujący dla „kościoła” który powstał z tamtej strony by przytulać każdego kto pogubiwszy się odszedł od Kościoła Katolickiego. Po to i tylko po to. Hołowni wydaje się, że pełni misję zawracania pogubionych z drogi tymczasem „kościół” dla którego to robi ma inne cele i innego mocodawcę niż KK i prowadzi do miejsca z którego nie ma powrotu. To jest „kościół” który podtrzymuje w pogubionych faktyczny stan trwania w błędzie dając jednocześnie złudną świadomością stania w prawdzie.
Zwykly szary proboszcz nie kokietuje I nie gra na emocjach tylko glosi Slowo Boze I tak powinno byc.
Ludzie tacy jak Holownia I Terlikowski nie mowia o Bogu tylko Bogiem kupcza I za to nimi pogardzam.
Bogu nie potrzebne sa pieniadze ani rozglos, on chce dotrzec do ludzkich dusz I serc a nie do kieszeni I studia telewizyjnego.
Właśnie przeczytałem, że Marysia Sokołowska jak na razie nie udziela wywiadów. Ale w jakim stylu to zrobiła. Dała kosza dla Tomasza Gontarza z TV Republika
Mają i Terlikowscy swoją rolę w społeczności wiernych. Trudno zresztą mi oceniać Terlikowskiego jednoznacznie negatywnie, bo choć medialnych enuncjacji wyłania się taki jego obraz, jak opisuje coryllus, to przecież podczas wykładów dawanych m.in. w szkołach katolickich otwiera młodzieży (i dorosłym) oczy na całą głębię socjotechniki medialnej, grzebiącej nam w głowach z diabelską znajomością słabości kondycji ludzkiej. Tu robi pan Tomasz dobrą robotę, czego świadectwem moje własne dziecię i małżonka ma.
Druga sprawa — kaznodzieje. Istotnie, ci, którym brakuje iskry Bożej, niech głoszą po prostu Słowo, bez uciekania się do erystycznych czy scenicznych sztuczek, bo marnie na tym wyjdą oni i ich wierni. Ale są i tacy, którzy swoją umiejętnością operowania w materii słowa dowodzą, że nie przepadło krasomówcze dziedzictwo Skargi. To często są rekolekcjoniści, dwa razy do roku odświeżający nieco duszną atmosferę coniedzielnych kazań nieco mniej uzdolnionych proboszczów. I dobrze, bo adwentowe i wielkopostne nauki, jeśli głoszone na wysokim poziomie i piękne w formie, lepiej przygotują wiernych na oczekiwane święta i trochę poruszą uśpione i przykurzone duszyczki 😉
Ale co? Bez Terlikowskiego twoje dzieci nie będą widziały, że telewizja kłamie? Weź daj spokój.
Ależ będą, ale on akurat był w szkole u córki (no, ładne kilka lat temu) i przedstawił bardzo dobry wykład o technikach manipulacji medialnych stosowanych wobec dzieci i nie tylko. Wielu z tych spraw nie jesteśmy do końca świadomi i dobrze, jeśli ktoś nam pokaże czarno na białym, nie tylko że, ale również jak nami manipulują w telewizorni. A szczególnie młodym ludziom, którzy łatwo łykają ten medialny klej jak karp kluski. Ja wiem, że to nie pasuje do tezy o złym Terlikowskim i wcale nie mam ochoty go bronić, ale warto wiedzieć, że jak chce, to potrafi.
W „Baśni … historie amerykańskie” opisana jest wspaniala postać ojca La Casas, ta prowadzona przez niego ewangelizacja Hiszpanii i króla aby uzmysłowić im że mieszkańcy kolonii mieszczą się w słowach Chrystusa „idżcie i nauczajcie wszystkie narody ..” Król organizował debaty teologiczne, wnioski z debat stawiały tamę chciwości zdobywców, poprawiano prawo. Kościól stał na straży przestrzegania człowieczeństwa, tubylcy byli ludźmi i nie zasługiwali na okradanie z ziemi..
Po lekturze „Ludy stworzone do barbarzyństwa” można sobie uzmysłowić sobie, jak teraz jestesmy sukcesywnie odczłowieczani, pozbawieni własności, zamieniani w niewolników, pozbawiani ochrony kościoła w tym przypadku często na własne życzenie (działając przeciw Kościołowi) .
A społeczeństwa jak te muchy z bajki, które nie zauważyły sieci pajęczej i samych pająków…..
Jedną tylko baśń zdążyłam przeczytać i jestem pod wrażeniem ponadczasowo stosowanej zasady: przed okradzeniem odczłowieczyć …
Naszą największą słabością jest to, że nie mamy żadnego przełożenia na opinię publiczną w krajach naszych najważniejszych wrogów i sprzymierzeńców. Oni tego strzegą jak oka w głowie (zwłaszcza Niemcy), dbają również pilnie, by sami mieli maksimum przełożenia na opinię publiczną w Polsce (prócz oczywiście przełożenia na nasze elity). To sprawia, że opinia publiczna Niemiec nigdy nie poczuje dyskomfortu, gdy rząd tego państwa zrobi Polakom jakieś kuku i zabezpieczy interesy, które prowadzi ów rząd z naszymi elitami. Znów znaleźliśmy się więc w sytuacji, gdy jedynym środkiem nacisku na Niemcy w naszej sprawie dysponuje ktoś inny niż my sami. Aby więc wyrwać się spod zależności od Niemiec znowu musimy szukać jakiegoś patrona albo czekać na podobny zbieg okoliczności, jak w 1918. Ale nawet, gdyby się to nam udało, straty ekonomiczne jakie poniesiemy narażą nas na agresję z drugiej strony, jak w 1920 i wówczas, w najlepszym razie, zdołamy stworzyć kolejny raz „państwo sezonowe”. Zakładając, że urodzi się jakiś nowy Piłsudski, oczywiście.
No wokół obowiązują doktryny odczłowieczające Polaków (polnisze witrtszaft i kurica nie ptica polsza nie zagranica), a i w środku społeczeństwa dużo złej roboty organizowanej przez ludzi instrumentalnie traktujących Polskę, pasożytujących na naszym kraju.
W elitach zdaje się obowiązuje zasada: odczłowieczyć Polaka i wygonić z własnego kraju. Najlepiej okraść Polaka z ojczyzny i z katolicyzmu.
Zdołamy? Stworzyć? Powstanie Polski w ramach projektu Mitteleuropa było zaplanowane w 1914. Może tylko kształt z wrażym korytarzem wyrwał się nieco spod kontroli. Poza tym wszystko się udało. Nie tylko Lenin z Trockim i nie tylko do Rosji.
Paweł Jasienica /Lech L. Beynar/ zmarł w roku 1970 . A 14 lat po jego żmierci zaczęły być drukowane na łamach życia Literackiego teksty ,, Rozważania o wojnie domowej ” . W postaci książeczki WL wydał je w roku 1985 .
Są to opisy jego podróży po Francji . A w zasadzie po Wandei .
Wojna domowa …. to pacyfikacja Wandei przez Rewolucję Francuską. Jeśli kto nie pamięta tego ludobójstwa to mozna wyguglać.
Mnie w tej lekturze uderzały liczne informacje autora , że w Wandei , ale i w całym kraju rewolucja zniszczyła razem z kościołem całą tkankę społeczną . Całe zabezpieczenie socjalne , jakie parafia oferowała swoim członkom . Szpitale , przytuliska dla ubogich , szkoły … Przez wieki budowany system zabezpieczeń runął . Zyskali mieszczanie .
Nie chcę streszczac książeczki , choć robi ona wielkie wrażenie .
Podałam na początku kilka dat związanych z tekstem .
Drukowany PO śmierci autora . Kiedy już nie mógł ingerować w proces wydawniczy . Copyright opiewa na żonę i córkę chyba .
Czemu na to zwróciłam uwagę . Bo jest kilka wtrętów w tekście , gdzie autor / ? / pisze , że nooo koszty ludzkie wysokie … ale POSTĘP był konieczny …
Technicznie czy redakcyjnie tekst jest gładki . TYlko w świetle tez autora , że zniszczono dobrze funkcjonujące społeczeństwo … Autora mądrego …. Takie wstawki są sztuczne ….
Zastanawiam sie . Autor za zycia tych tekstów nie publikował . One , bez tych wstawek , pokazują że rzekomy postęp jest ludobójstwem i cofaniem sie … niszczeniem bezpieczeństwa ludności .
Po śmierci … tyle lat … po …. tygodnik je drukuje …… czy to wynik negocjacji rodziny … i zabiegów redakcyjnych … pracy nad tekstem ????
Chęci wydrukowania tekstów męża i ojca i zgody na takie ingerencje cenzury ?
Bo jak się czyta bez tych uwag … i potem z nimi …… To albo autor był niespełna rozumu … albo .. cenzor dopisał ….
Ale wykreśliwszy cenzorskie dodatki , widać tekst popierający tezy Coryllusa , Brauna … o ważności parafii w strukturze społecznej przez stulecia .
Mam stare wydanie, muszę sprawdzić. Ale raczej nie pamiętam takich wstawek. Jasienica bez ogródek napisał, że nie sama rewolucja sprowokowała Wandejczyków do buntu, ale właśnie niszczenie religii, która stanowiła osnowę struktury społecznej. Do tego niszczenie to przebiegało w sposób wyjątkowo bestialski. Wszędzie zresztą, gdzie do głosu dochodzi Zły, nie wystarczy, że ludzi się zabija, ale koniecznie trzeba ich przedtem katować.
Tak ,,, nie sama rwolucja …. tylko to że skracając już bardzo , ludzie myśleli , że to oni będą mogli grabic i się wzbogacic .. a bogacił sie kto inny …
I jest w kilku miejscach taka mała uwaga od sensu .. , że nooo ale gdyby mniejszymi kosztami , to jednak postep musi byc … i jest dobry …
Jeśli nie cenzor … tylko sam autor … no to nie wiem … Te daty kolejne od śmierci . Mam to w ręku , przed sobą .
Zajrze tu jutro oczywiście 🙂
No właśnie to katowanie, przy katowaniu niektórzy bluźnią bo przekracza to ich wyobrażenie o człowieczeństwie, nie mieści im się w głowie poziom zadanego bestialstwa, Kiedyś na wykładzie wyjaśniono powód dla którego O. Maksymilian Kolbe poszedł ze skazanymi do celi śmierci. Poszedł dlatego, żeby swoją obecnością, modlitwą, słowem pociechy nie dopuścić do bluźnierstwa. Nieraz bowiem do więźniów w Auszwicu dochodziły z celi śmierci słowa bluźniące Bogu, On chciał się temu przeciwstawić,
W jednym, drobnym, zakonniku było więcej godności i miłości Boga, niż w całej niemieckiej ekipie ubermenschów pilnujących Auszwic i mających na sztandarach i paskach Gott mit uns.
Jeśli chodzi o proroków to muszę się z panem zgodzić. Im częściej czytam blog Matki Kurki tym bardziej się upewniam , że to oddelegowany na na Prorok demaskator, który ma ujawnić co ma być ujawnione i zaciemnić co ma być zaciemnione.
No tak, posiłkując się kantem i niczem buduje się doktrynę rabunkową w której uznaje się sąsiada za nierasowego „podludzia” a więc element przeznaczony do obrabowania.
Schemat ciągle aktualny, realizowany także przy pomocy specjalistów od postępu filozoficznego …
PO stronie rosyjskiej podobnie.
Nazwiska nasuwają się same ..
Zabawne.
Zawsze wydawało mi się, że „w okolicach Kościoła” (jako że jesteśmy wśród katolików) trzeba powiedzieć: „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus” i spodziewać się odpowiedzi: „Na wieki wieków. Amen.”
„Dzień dobry” to raczej jakoś tak ….
„w jakiś innych okolicach”
Nie mam telewizora i dopiero teraz wyprowadzając psa, dowiedziałam się od znajomych wyprowadzających swojego psa, że nabożeństwo żałobne (o którym się teraz głośno) było odprawiane przez ks.ks. Bonieckiego i Lemańskiego.
Nie ubermenschów tylko niższej kadry wykonawczej IGFarben. Nie ulegajmy propagandzie(tu uleganiem jest przyjmowanie powszechnej prawdy.
Po wprowadzeniu wcześniej podatku na biednych w Anglii (taka rewolucja socjalistyczna bezkrwawa i pełzająca) około dekady trwał upadek przyparafialnych instytucji charytatywnych.
Po prostu ludzie nie chcieli płacić dwa razy na to samo.
Ta ostatnia praca Pawła Jasienicy ma swą dramatyczną historię. Ukazała się w 1979 r., w dziesięć lat po powstaniu, w Niezależnej Oficynie Wydawniczej NOWA, poza cenzurą. Egzemplarz, służący do pierwszego, podziemnego wydania „Rozważań…”, Mirosław Chojecki otrzymał od Władysława Bartoszewskiego, jemu zaś wręczył go Jasienica „osobiście z prośbą o dyskretne zabezpieczenie i spowodowanie wydania na Zachodzie, gdy dostanę od niego odpowiedni sygnał”. Niestety, 19 sierpnia 1970 roku Paweł Jasienica zmarł. Bartoszewski przekazał ten egzemplarz do druku w drugim obiegu bez wiedzy żony pisarza, Neny Beynarowej. Na szczęście, znając bowiem jej agenturalne powiązania, mogłaby uniemożliwić publikację. A tak w końcu dekady Gierka „Rozważania…” stały się czytelniczą sensacją, by cztery lata później doczekać się już legalnej edycji.
Dziękuję .
nie dotrę do publikacji Chojeckiego .
Jak sprawdzic czy teksty się pokrywają … w końcu autot mógł jednak uwazac że ten postęp konieczny …. kto to wie ?????
buttergirl na chomikuj ma jakiś pdf Jasienicy o Wandei. Jeśli była pilną studentką, może ma stary. Jeśli nie, można szukać dalej, mrówczo, do skutku.
Ależ można się bardzo mylić nawet będąc Jasienicą.
tak … zaczynałam w dzieciństwie od Jasienicy i mam pewien sentyment … za zaczerpniętą od niego wiedze zdobywałam piątki / wtedy 🙂 / na lekcjach …
ale potem też widziałam , gdzie sie różnię ….
ale ja nie jestem historykiem przecież :)))))
No, ja też nie. Czarnoksiężnik innego rodzaju.
Jak to? Jakie nabożeństwo?
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.