maj 102024
 

Ponieważ cały Internet ze szczególnym wskazaniem na prawicę zajmuje się promocją Tuska podbijając i przenosząc dalej jego wypowiedzi, my tutaj nie możemy tego czynić. Ja rozumiem, że kogoś może to niesłychanie ekscytować, ale jest to zła droga. Komunikacja taka bowiem w tempie kosmicznym oddala się od realiów, które za dekadę już nie będą mogły być w żaden sposób rozpoznane. Dlaczego tak? Ponieważ ustawienie dyskusji w fałszywych rejestrach daje złudzenie mocy wszystkim, którzy ją podejmują. I nikt nie rozumie, że basuje w skali, która brzmi źle, a do tego jest wskazana przez osoby, nie pragnące bynajmniej tego, żeby uczestnicy cokolwiek zrozumieli. I tak jest w Polszcze naszej ze wszystkim. Pewne, najczęściej bardzo prymitywne opisy i redakcje zdarzeń i osób, stawiane są za wzór i wręcz narzucane jako nie wizja nawet, ale szczera prawda. Tyle tytułem wstępu. Ponieważ napisałem właśnie książkę o porwaniu Jana Kazimierza, nie będziemy dziś rozmawiać o Tusku, ale o Janie Kazimierzu właśnie, a jak ktoś ma inne zdanie, niech lepiej od razu opuści lokal.

W każdej biografii króla znajduje się informacja, że niewiele o nim wiadomo. Mam wobec tego taką propozycję – może ludzie, którzy mają po temu odpowiednie kwalifikacje przejrzeliby inne zasoby dokumentów niż te, które przeglądali do tej pory, w których tak samo jak dawniej, nic nowego nie ma? Bo przecież nikt tam niczego nie dołożył. Jak to zwykle bywa w przypadku takich postaci jak Jan Kazimierz, oglądamy go przez pryzmat publikacji XIX i XX wiecznych, czyli skrajnie królowi nieprzychylnych, wskazujących na to,  że przez niego spadły na Rzeczpospolitą same nieszczęścia. Pozwolę sobie wyrazić inne zdanie w tej kwestii. Nieszczęścia na Rzeczpospolitą spadły, albowiem źle rozpoznano przeciwników i sojusznika. To po pierwsze, po drugie zaś dlatego, że dwa razy zlikwidowano zbudowaną za pieniądze Rzeczpospolitej flotę inwazyjną, która miała walczyć ze Szwedami na Bałtyku. Takich drobiazgów w biografii Jana Kazimierza się nie umieszcza, albowiem żył on na dworze, a nie w portach, nie mają więc one znaczenia. Za do wielkie znaczenie ma fakt, że król urodził się 22 marca pod znakiem barana. Po takiej konstatacji można już do upojenia, pardon, pieprzyć, że Polacy nie byli narodem morskim.

Zacznijmy  jednak od początku – dlaczego w ogóle wybrano Zygmunta Wazę na króla Polski? Bo był Jagiellonem po kądzieli i miał kontynuować politykę swojego ojca – zbliżenia z Rzymem oraz odwrócenia skutków rewolucji protestanckiej w Szwecji. Miał też zagwarantować, że korony polska i szwedzka znajdą się na głowach przedstawicieli tej samej dynastii. Jak nazywamy taką formułę? Otóż jest to doktryna państwa, którą należy mieć zawsze w sercu i umyśle, kiedy człowiek nazywa siebie samego politykiem i swoje otoczenie polityką. Doktryna ta zaplanowana przez umysły świadome okoliczności, została całkowicie wyszydzona przez historyków późniejszych, którzy nie tylko nie potrafili ustać na pokładzie żadnego statku, ale nawet nie urodzili się pod znakiem barana. Nazwano ją „polityką dynastyczną Wazów”, co było i jest nadal określeniem pejoratywnym i wskazuje, jak bardzo ta polityka była oddalona od realiów. To znaczy od czego? Od wykreowanych przez posłów na sejm założeń i programów, których podstawę stanowiła kondycja ekonomiczna szlachty. Stąd wzięły się opisy późniejsze, mówiące, że szlachta to byli sami pacyfiści. Ta sama szlachta, w opisach sytuacji o sto lat późniejszych, już nie jest nazywana pacyfistami, ale zatabaczonymi wrogami reform, firmującymi upadek państwa. Co to oznacza? No, że szlachta broniła się, instynktownie, przez politycznymi prowokacjami. Było już jednak za późno.

Jak wobec takich ocen możemy nazwać następujące po sobie pokolenia historyków imające się różnych definicji i opisów? Nie powiem, bo moja żona urodzona 22 marca pod znakiem barana, bardzo się denerwuje w takich momentach, kiedy ja tu na kogoś wyklinam i nie chcę jej wkurzać niepotrzebnie.

W podręcznikach mamy taki schemat – polityka dynastyczna Wazów vs pacyfizm szlachty, która nie chce wojny. Bo kto by chciał, prawda? Kiedy to „nie nasza wojna”. Czy ktokolwiek kiedykolwiek zajmował się strukturą systemu łapówkarskiego w polskim sejmie pierwszej połowy XVII wieku? Nie wiem, ale może tak? Byłoby dobrze. Kiedy bowiem czytamy sobie w hiszpańskich artykułach, jak Olivares i jego ludzie oceniali przydatność dla polityki Madrytu Adama Kazanowskiego i Jerzego Ossolińskiego, rozumiemy sami, bez pomocy tak zwanych ekspertów, że wręczane tym ludziom sumy, musiałby być puszczane w dół drabiny społecznej, w różnych wysokościach. Kiedy zaś orientujemy się, że nie na wiele się te miliony zdały, rozumiemy, także bez niczyjej pomocy, że Francuzi musieli dać więcej. A skąd wzięli te pieniądze, wszak prowadzili wojnę na dwa fronty? Z rabunków, których dokonywali na Atlantyku, atakując hiszpańskiej galeony ze srebrem i złotem. Hiszpania bowiem nie dysponowała wówczas żadną flotą. Istniała tylko eskadra Dunkierki broniąca miast i wybrzeża Flandrii oraz kilka okrętów patrolujących Karaiby. Cały, wielki ocean wydany był na pastwę Anglików, Francuzów, Holendrów i Portugalczyków. Hiszpańska piechota nie mogła przedostać się z północnej Italii do Flandrii inaczej jak lądem, bo nie było okrętów osłonowych. Wszyscy to wiedzą, ale każdy uważa, że wniosków z tego nie można wyciągnąć żadnych. Polacy zaś wystawili za Zygmunta III jedną eskadrę, a potem za Władysława IV drugą, częściową pochodzącą z zakupów od Gdańska. Hiszpanie nie mieli nawet takiej możliwości. Mając te fakty przed oczami dalej słuchamy bredni o tym, że „Polacy nie byli narodem morskim”.

Wszystko zależy od budżetu i jego celowego wykorzystania. Zależy od tego również flota, nie mówiąc już głosowaniach w sejmie. Czy ktoś zadał sobie może trud i zbadał, jak wyglądała struktura dystrybucji hiszpańskiej i francuskiej gotówki w sejmach I połowy XVII wieku? Nie wiem, ale może ktoś jednak ten temat ruszył. Byłoby dobrze. Z grubsza wyglądało to tak – Hiszpanie, świadomi, że nie zbudują własnej floty, która mogłaby pokonać wszystkich wrogów na oceanie, obrali strategię taką – dołożymy Polakom pieniędzy na budowę floty, oni zrobią inwazję na Szwedów i najważniejszy czynnik decydujący o wyniku bitew w Rzeszy zostanie unieważniony. Przekupimy też magnatów, dla pewności obydwu przywódców stronnictw – Ossolińskiego i Kazanowskiego, który jest przyjacielem króla.

Co na to Francuzi? Zapewne przekupili posłów. I tu właśnie doszliśmy do istoty tego, co nazywamy „pacyfizmem szlachty”. Dla pewności jednak jeszcze postanowili sprowokować Władysława IV do akcji dyplomatycznej i porwać jego brata. Dowodów na przekupstwo izby i hetmana Koniecpolskiego przez Francuzów nie mamy, ale wiemy przecież, że ze wszystkich sił, za każdym razem kiedy powstawała polska eskadra inwazyjna, starali się ją zniszczyć. I za każdym razem się to udawało. Oni też zapewne rozpuszczali informacje, że „Polacy nie są narodem morskim”.

Takie były realia panowania i życia obydwu pozostałych przy życiu synów Zygmunta III. Ekscytowanie się więc w opisach tym, że król Jan Kazimierz był nerwowy, że miewał zmienne nastroje, że klął w żywy kamień i dostawał furii słuchając propozycji szlachty i obserwując wyczyny panów braci w izbie poselskiej, jest trochę dziwaczne. Oto państwo, którego polityka została zaplanowana dawno temu, wbrew pomysłom cesarskim, które zakładały podział Rzeczpospolitej, degeneruje się na oczach wszystkich za francuskie pieniądze. W imię wolności i realiów politycznych ponoć. W rzeczywistości zaś po to, by Francuzi i Szwedzi mogli zyskać na czasie. Najpierw zlikwidować „hiszpańską drogę” prowadzącą z Mediolanu przez Palatynat do Flandrii, drogę, którą przerzucano tertios na wojnę, a po tym wstępie nabrać rozmachu i skierować całą uwagę ze splądrowanej już Rzeszy na Polskę i Litwę. Gdzie żywioł protestancki oczekiwał swojej szansy. Katolicka zaś szlachta chciała żyć w pokoju. I Szwedzi tej szlachcie pokój dali, pozwalając jej handlować z Gdańskiem. Potem odczekali 20 lat, porobili inwentaryzację w zamkach i pałacach, przekupili kolejne pokolenie zdrajców i ruszyli na wojnę. Kiedy się zjawili w Polsce i na Litwie, naród szlachecki urobiony przez francuską propagandę, grzecznie podniósł ręce do góry, albowiem chciał żyć w pokoju. A przeszkadzała mu w tym polityka dynastyczna Wazów, egoistyczna i krótkowzroczna. I taką wizją żyjemy do dzisiaj. Jan Kazimierz zaś to dla nas „początek nieszczęść królestwa”. Początkiem nieszczęść królestwa był pokój w Sztumskiej Wsi. Wszyscy, którzy go podpisali powinni zawisnąć. Tak się jednak nie stało.

Władysław IV nazywany jest w opracowaniach optymistą. A jak miał nie być optymistą? Wygrał dwie wojny, z Turkiem i Moskwą, lekką ręką wystawił flotę i zwerbował kozaków, zaciągnął nowych najemników, zbudował dwie twierdze nad wybrzeżu, mające być zapleczem inwazji. Wszystko szło dobrze…no, ale okazało się, że „Polacy nie są narodem morskim”. Szlachta zaś to pacyfiści. Jego brat zaś nazwany został furiatem, a często też wskazuje się, że był nieodpowiedzialny. Przypomnę, że człowiek ten, będąc w niewoli nie oddał broni, choć próbowano mu ją odebrać. Ryzykował życiem, bo całe to porwanie zmierzało prostą drogą do tego, by go zamordować, a następnie jeszcze obarczyć odpowiedzialnością za własną śmierć. Infantylizm i brak zrozumienia tragizmu sytuacji obydwu braci uderza w opisach historyków. Nie tylko takiego durnia jak prof. Tomkiewicz (żona mnie zabije, sami rozumiecie – baran, 22 marca), ale też prof. Ryszarda Skowrona. To jest więcej niż zasmucające. Najbardziej jednak zasmucająca jest fraza, która powraca w każdym w zasadzie opisie postaci Jana Kazimierza – niewiele wiadomo o tym, kim był polski królewicz.

Na dziś to tyle. Prócz mojej książki o porwaniu Jana Kazimierza mamy jeszcze nową książkę Wacka Grzybowskiego.

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/porwanie-krolewicza-jana-kazimierza-gabriel-maciejewski/

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/papiez-cesarstwo-i-jurysprudencja-kreatywna/

  25 komentarzy do “Kim był Jan Kazimierz Waza? I czy Polacy są narodem morskim?”

  1. Wlasnie zdalem sobie sprawe, ze jestesmy oceniani przez inne nacje na podstawie tego, jaki jest narz rzad, jak zachowuja sie oficjele i celebryci z Polski, jak wygladaja nasze ulice i chodniki w miastach, czy potrafimy cos zrobic dla wspolnego dobra. Nie ma znaczenia, co mamy w domu i jacy jestesmy „wewnatrz” i wobec swojej rodziny i znajomych.

    Tylko Niemcy oceniaja inne narodowosci na podstawie cech charakteru i przydatnosci ich przedstawicieli (dla Niemiec), bo wiadomo, ze kazdy rzad oprocz niemieckiego jako gorsza forma organizacji jest do skasowania.

    Jezeli my siebie oceniamy, jacy jestesmy jako narod, jakie mamy cechy narodowe i co inni o nas mysla, to przyjmujemy optyke niemiecka. Ja patrze na to, kim chcemy byc i co chcemy robic w zyciu i biore przyklad z Wlochow i Anglikow, ktorzy maja to w d***.

  2. Dzień dobry. Otóż właśnie. „Dzieje korupcji w Polsce” – na taką książkę czekam prawdziwie, gotów jestem nawet wziąć udział w składce. Powinna ona powstać wbrew wszystkiemu, zwłaszcza tym różnym „historykom” odwracającym uwagę maluczkich od ważnych spraw przy pomocy przygód w egzotycznych burdelach i innych podobnych. Tymczasem – dobrze, że jest ta „jurysprudencja” (nie znałem tego słowa…). Ten okres fascynuje mnie prawdziwie. Dzięki 🙂

  3. …co mysla o nas Niemcy.

    Chce pojechac do Hiszpanii w wakacje i obejrzalem na YT filmik nakrecony przez pare niemieckich emerytow. Mieli oni kilka uwag podczas pobytu w parku narodowym, a mianowicie:

    – za duzo bylo ludzi (innych narodowosci) – kilka obcych osob na calej trasie,

    – teren w gorach w miasteczku byl nierowny, nie mogli sie rozstawic,

    – po asfalcie niewygodnie sie spaceruje,

    – potok byl za glosny,

    – szlaki za dlugie,

    – w lesie za duzo drzew,

    – zbiornik retencyjny byl bez wody,

    – po poludniu niebo bylo lekko zachmurzone,

    – wyjechala na droge kolejka dziecieca, akurat jak wracali,

    – podczas pieszej wycieczki caly czas tesknili do swoich pojazdow pozostawionych na parkingu,

    – ogolnie syf, ale jedna zaleta: bylo tanio.

    Wiem, ze w Alpach Bawarskich jest wszystko perfekt, ale ja tez wole jechac tam, gdzie jest tanio.

    https://youtu.be/FOhCbKc1WrA?si=-z0H1LZzCiYARMGU

  4. Ps. Jednak podziwiam Niemcow, ze sa oszczedni, uczciwi i staraja sie nie obciazac systemu opieki zdrowotnej. W Polsce osoby po szescdziesiatce w wolnym czasie najchetniej przesiaduja po szpitalach i sanatoriach, jak sie zorientowalem z rozmow ze znajomymi ze starszych rocznikow.

  5. „Morskie” to sa takie narody, gdzie, zeby odwiedzic sasiadow, to trzeba plynac katamaranem 2000 km, 1000 mil morskich lub co najmniej takie panstwa, jak Chorwacja lub Wenecja. Nie zartujmy sobie. Polacy sa narodem stepowym, jak Wegrzy i z morzem niewiele mamy wspolnego. Nawet Kaszubi sa krwi mieszanej. Inna sprawa, czy rozumiemy, czym jest morze.

    Polecam ksiazke na ten temat – „PWN wspiera profesjonalistow”:

    Morze i cywilizacja. Morskie dzieje świata – Lincoln Paine (eBook) – Księgarnia PWN

    My reagujemy na morze, jak Pawlak na „Batorym” i nie ma w tym niczego oburzajacego.

  6. Bzdury, pan wypisujesz, a dlaczego? Ano dlatego, że wystarczy porównać polski i niemiecki system zdrowotny i emerytalny. Wychodzimy w tym porównaniu jak chudopachołki, lub jeszcze gorzej. Nie będę już pisał na temat zarobków, o tym wszyscy wiedzą. Ale na przykład, porównując system emerytalny, Polacy muszą pracować do zaorania lub śmierci, Niemcy chociaż mają podwyższony wiek emerytalny, mogą skorzystać np. z wcześniejszej emerytury (tzw. stażowej), Polacy nawet takiej alternatywy nie mają. Dodając jeszcze opiekę zdrowotną (paromiesięczne oczekiwanie do lekarzy specjalistów) wyłania się obraz i porównanie pracy w Niemczech i Polsce. Prawdę mówiąc osoby po sześćdziesiątce nie mają czasu na wypoczynek, bo muszą dorabiać do emerytur i leków, polski pracownik jest wykorzystywany na maksa, co skutkuje późniejszymi problemami zdrowotnymi. W Polsce mamy tylko „zawody uprzywilejowane”, pracownicy, których to zawodów mogą odchodzić na wcześniejsze emerytury (25-30 lat pracy) zwykły robol musi zasuwać 50 lat do emerytury, może dlatego pańscy znajomi mówią, że przesiadują sobie w sanatoriach lub prywatnych klinikach, może należy pan do innej kasty i nie wie jakie są realia życia i pracy w Polsce.

  7. Ograbili pół świata i grabią dalej… dziwnie pan pojmuje tę pracowitość.

  8. To wy też sobie „ograbcie” – co za problem?

    O, tak:

    https://youtu.be/u6QnrmEbMmw?si=zY_lTC6hsd7Zd8e7

  9. dzień dobry.

    Po przeczytaniu ostatniego tomu 6 dzieje Polski pytanie moje jest takie: czy król Kazimierz z małżonką przez politykę dynastyczną ostatecznie nie doprowadził do wojny domowej? Swojgo zdania nie mam pytam pana Gabryjela o opinie

    pzdr stefan

  10. Za Gierka czyli pod koniec lat 70-tych ub. wieku, PLO (Polskie Linie Oceaniczne), posiadał olbrzymią sieć żeglugową ze 176 statkami. Wtedy bliski konkurent, duński Maersk Line posiadał zaledwie kilka, a może najwyżej kilkanaście statków. Obecnie prowadzący na całym świecie usługi żeglugi liniowej Maersk posiada ponad 550 statków o pojemności 2,2 miliona TEU. Obecnie jest to największy operator żeglugowy na świecie. PLO mają obecnie zaledwie kilka, a może kilkanaście statków 😉

  11. Głupiego CPK nie można wybudować, wydawałoby się najnormalniejsza rzecz na świecie… ( głupiego w znaczeniu, port przeładunkowy jakich wiele na świecie). Polecieli i zagłosowali na ekipę o której było wiadome, że wszystko sp… i jeszcze chodzą zadowoleni z siebie. No cóż, po co głupiemu pieniądze?

  12. Niech Pan przestanie podtykać pod nos tych zarozumialców. Gdyby faktycznie mieli olej w głowie, trochę inaczej by postępowali i tyle. Jak przejdą im te ” reformy” w EU, znowu dostaną kota i się zacznie…

  13. Coryllus świetnie pokazuje ” stałe fragmenty gry”. Czasy się zmieniły, ludzie się zmienili, a interesy te same. Pałka pacyfizmu, ” Polacy nie są narodem morskim”, choć ogromną połać wybrzeża Bałtyku mają, jeszcze powinno się dodać, że od ryb wolą robaki…

  14. Aduniu, jeszcze lepiej z tym zadowoleniem, komentarz był na Salonie 24, takiego szczęśliwca, że on może płacić  za prąd i 60%, ale cieszy się że odsunął PiS od władzy a ja myślę,  że odsunął np.  wnuka od inwestycji w której jego wnuk zarabiałby kasę

    niech mi ten szczęśliwiec powie jak bez inwestycji tworzyć miejsca pracy dla naszych maturzystów , z diet  parlamentarzystów  UE nie powstały inwestycje

  15. tak,

    w latach 30 – tych dostali kota na punkcie budownictwa wielkościowego, jak przyszedł czas spłaty kredytów zrobili Drang nach Osten

  16. od ryb wolą robaki , ale tak mówią przedstawiciele sz-kielecczyzny w osobach członków partii wiosna

  17. I ten leitmotiv : szlachta nie lubiła Wazów, bała się ich zapędów absolutystycznych itp. Dzisiaj to samo. ” Nie lubię Kaczyńskiego, bo robi straszne miny”. Rozpirzają państwo w drobny mak, ale co tam, nasi górą. A w tle jurgielt.

  18. Polska jest za to mocarstwem humanitarnym.

  19. A wcześniej stała tolerancją…

  20. O to to…

  21. Z tego, co wiem, to jest na odwrót, bo okradają Niemców w Barcelonie, więc nie ma Pani racji.

  22. teraz podskoczyły ceny sanatoriów – dla zadowolonych ze zmian sama radość

  23. idiota w czystej postaci.

  24. Powiem tak – takie formuły – doprowadził, nie doprowadził, wojna domowa, nie-domowa – wynikają z głębokiego niezrozumienia sytuacji. To jest rzecz na trzygodzinną co najmniej pogawędkę. Nie mam czasu

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.