mar 242018
 

O tym, żebym czytał teraz jakieś dłuższe teksty i coś Wam tu na ich podstawie relacjonował, nie ma mowy, może jutro, albo pojutrze. Próbuję więc coś oglądać. Poszedłem za ciosem i zabrałem się za Kubricka. Po raz kolejny okazało się, że film jest sztuką niemożliwą do ocalenia. To musi zginąć śmiercią naturalną, albowiem ilość czynników decydujących o tym jaki będzie ostateczny kształt dzieła jest zbyt wielka. I nawet jak jednemu czy drugiemu reżyserowi okrzykniętemu geniuszem coś się uda, to następnym razem na pewno coś schrzani. I tak właśnie było z Kubrickiem. Zacznę jednak od czegoś innego. Nie pamiętam gdzie Marek Hłasko opisywał swoją współpracę z dwoma żydowskimi producentami filmów. Nie ważne. Chodziło o to, że ci faceci przez większość czasu siedzieli zamknięci w kiblu i omawiali kwestie finansowe, kłócąc się komu i ile zapłacić, a kogo oszukać i wykopać z planu bez płacenia. Hłasko napisał wtedy, że on nie ma pojęcia, jak to się dzieje, że filmy w ogóle powstają i że daje się je jakoś oglądać. Ja – przyznam otwarcie – też tego nie wiem. Dawno, dawno temu oglądałem jeden film Kubricka – Odyseję kosmiczną. Podobało mi się, ale bardzo się bałem, bo byłem jeszcze dzieckiem. Teraz obejrzałem Barry’ego i byłem zachwycony. No i oczywiście sięgnąłem po „Lśnienie”. Jasny szlag! Co za nędza, co za pretensjonalne gówno. To się nie mieści po prostu w głowie. A jak do tego jeszcze przeczytałem, że on siedział zamknięty w swoim pokoju i czytał horrory, żeby się czymś zainspirować, że miał przed sobą stos książek, które odrzucał po kolei, aż został mu w rękach ten cały Stephen King, to pomyślałem, że to musiał być mega kłamca, ten Kubrick. Pomyślałem, że to musiał być ktoś, kto przebijał tych dwóch, zamykających się w kiblu Żydów, o których pisał Hłasko. Hipotetycznie, bo przecież nikt nam tego nie powie wprost, pan Stanley zaczynał jako reżyser tworzący dla wojska. Przypatrzcie się jego najwcześniejszym produkcjom. Jeśli komuś się zdaje, że amerykański przemysł filmowy działa bez kontroli służb, ten jest w błędzie. Podejrzewam, że połowa producentów pracuje dla agencji rządowych i to oni decydują co będzie kręcone, a co się odłoży na półkę. Filmy Kubricka były kręcone, ale bez przesady, producenci mieli do niego różne anse i potrafili odmówić mu pieniędzy. On grzecznie wtedy się z nimi zgadzał i z buntowniczego reżysera, co ciska książkami w ścianę nie zostawało nic. Nie wiem jak to jest ze Stephenem Kingiem, ale podejrzewam, że podobnie. Kariera tego grafomana nie mogła eksplodować ot tak sobie, a wskazuje na to wyraźnie scenariusz filmu „Lśnienie”. Oto niespełniony pisarz, z głębokim uzależnieniem, zamyka się wraz z rodziną w wielkim hotelu w górach, by przez pięć miesięcy tworzyć swoje dzieło, na które wraz z wiosną rzucą się wydawcy. Tak się składa, że ja też pisze książki i, jak to już wielokrotnie pisałem, moja wiedza o warsztacie, metodzie oraz dyscyplinie pracy, jest pełna i ostateczna. Nie ma od niej odwołań. Bo ja za wszystko płacę z własnych aktywów. To co pokazują w filmie „Lśnienie” to jest po prostu jedno wielkie bull shit. Pan King chciał się za pomocą tej książki wytłumaczyć się przed całym światem ze swojej grafomanii, z urządzenia piekła rodzinie, oraz z alkoholizmu, w który musiał popaść, bo koledzy z wojska kazali mu pisać, a on nie umiał. Nie potrafił osiągnąć sukcesu. Próbował biedaczek wszystkiego – wódy, ciężkich prochów, odosobnienia, medytacji i innych śmieci, które miały mu zapewnić to o czym marzą wszyscy grafomani, którzy chcą uzyskać łatwość tworzenia – swobodną żeglugę po oceanie inspiracji. To jest istotna treść książki i filmu. Reszta, czyli drętwe dialogi i monologi składające się z wykrzykników – It is soł bjutifull – to tylko dodatek, całkowicie niepotrzebny. Lepiej by było, żeby Kubrick nakręcił film o pisarzu, który chla bo nie może wykonać polecenia wydawcy, inspirowanego przez CIA, niż tę ramotę o duchach. Każdy to oglądał więc nie ma sensu streszczać fabuły. Warto jednak zauważyć, jak te amerykańskie śmieci są traktowane w Polsce – jak relikwie. Inspiracja według polskich reżyserów to po prostu kopiowanie pomysłów innych reżyserów. W dodatku przy zależności takiej – im głupszy pomysł, im bardziej żenujący, tym częściej go kopiują. Jeśli dotrwaliście do końca na filmie „Lśnienie”, a potem obejrzeliście sobie wyciągnięty ze starego gumowca film polski zatytułowany „Demon”, którego reżyser się powiesił i przez to nie można teraz o tym mówić, zauważyliście, że one się tak samo kończą. Nicholson okazuje się być dawnym gościem tego hotelu, który powraca w nie swoim ciele, albo może duszą, która mieszka w hotelu i zasiedla nowe ciało, tegoż właśnie pisarza, co się tam z rodziną sprowadził. Nie ma to znaczenia, bo to jest pomysł w istocie idiotyczny. Tak samo kończy się film Demon. Wszyscy chleją, potem dom się wali, a na koniec pokazują zdjęcie, na którym widać pana młodego, jak bierze ślub z Żydówką tyle, że sto lat wcześniej. Taka inspiracja. To jest oczywiście nędza a nie inspiracja, to jest chamówa po prostu, ale tacy są filmowcy i tyleż oni biedactwa rozumieją z tej swojej sztuki.

Wczoraj próbowałem obejrzeć kolejny film Kubricka czyli „Full metal jacket”. Nie próbujcie nawet do tego zasiadać. Odradzam. To jest jeszcze gorsze niż to całe „Lśnienie”. Przez pół filmu pokazują straszliwego sierżanta, który dręczy grubasa. Ten zaś wariuje, ale czyni to w sposób tak skrajnie niewiarygodny, że trzeba się zastanawiać czyim krewnym był ten aktor, że w ogóle go do tego zaangażowali. Dałem sobie z tym spokój i chyba już nic więcej Kubricka oglądał nie będę. Barry Lyndon jest na tle innych jego filmów ewenementem, jakością, której powtórzyć się nigdy już nie udało. Prawdopodobnie dlatego, że klimat tekstu był nie do zafałszowania, nie do zniszczenia i nie do schrzanienia, poprzez idiotyczne jakieś wstawki. Kubrick trzymał się tekstu i dobrze to zrobiło filmowi. Postacie są prawdopodobne, wierne klimatowi epoki, a zdjęcia piękne. Tyle tylko, że wszystko to wzięło się nie ze swobody twórczej reżysera – o czym (przypomnę) – marzą tfurcy przed duże TFU – ale z narzuconych mu ograniczeń. Oczywiście, były pewnie także inspiracje, ale trudno uważać za zasługę reżysera, że kręcił plenery tam, gdzie rozgrywa się akcja powieści, bo wszystkie obiekty architektoniczne, podobnie jak krajobraz w zasadzie się nie zmieniły.

Nie wierzę w to, i nigdy nie uwierzę, że te, osławione, ogromne możliwości jakie miał w czasie kręcenia swoich filmów Kubrick działały samoczynnie, bez udziału agentów rządowych, dyplomatów amerykańskich i przez przekupstwa. Oto pan Stanley miał kręcić film o Napoleonie, zdjęcia zaplanowano w Rumunii. Na tę okoliczność miejscowy satrapa powołał do wojska dodatkowych poborowych, w liczbie 8 tysięcy, żeby było komu grać rosyjską i francuską armię pod Borodino. Przed panem Stanleyem klękali dyplomaci i szefowie rządów, wszyscy mu wszystko ułatwiali, żeby tylko mógł kręcić swoje genialne filmy. A taki na przykład Cassavetes, o którym pisał Toyah. Biedny alkoholik bez przyszłości, który, żeby nakręcić swoje filmy, musiał wymyślić całą metodę,w istocie wymuszoną przez mikroskopijne budżety, musiał szukać setek usprawiedliwień dla swojej sztuki, aż w końcu zapił się na śmierć. Może dlatego, żeby nie był potomkiem Żydów z Polski jak Stanley, ale jakichś biednych, greckich rybaków. Sam nie wiem.

A oto najnowsze nagranie „u Michała” w księgarni Foto-Mag, tym razem:

O wydawniczych nowościach i kolejnych tomach baśni „Socjalizm i Śmierć”:

https://www.youtube.com/watch?v=D_pzN2U-hsA

 

poprzednie nagrania:

O kwartalniku Szkoła Nawigatorów o protestantyzmie:
https://www.youtube.com/watch?v=mPtOH0VMOq0

O filmie Grzegorza Brauna „Luter i rewolucja protestancka”:

https://www.youtube.com/watch?v=69RcKACAUZI

O książce Hanny Koschenbahr-Łyskowskiej „Zielone rękawiczki”:

https://www.youtube.com/watch?v=PBIz5asguCA

O Bibliotece Historii Gospodarczej Polski:

https://www.youtube.com/watch?v=8xpy8i8nV6U

Teraz uwaga – za chwilę zabraknie książek Śmiertelne niebezpieczeństwa rewolucji rosyjskiej i Handel wołami w Polsce. Jeśli ktoś zamówił te książki dawniej i jeszcze zwleka z wpłatą, niech potem nie zgłasza się z pretensjami, że nie ma dla niego książek.

I jeszcze jedno – 5 kwietnia mam wykład we Wrocławiu, przy Ołbińskiej 1, u karmelitów. 6 kwietnia w tym samym miejscu odbędzie się wieczór autorski. Na wykład osoby z miasta wchodzą za okazaniem biletu, który kupuje się u ojca Antoniego Rachmajdy

  51 komentarzy do “Kim był Stanley Kubrick”

  1. Brytyjski bloger Tom Secker, który zajął się między innymi operacją false flag dokonaną 7 lipca 2005 roku w Londynie, zbadał powiązania amerykańskiego przemysłu filmowego z tamtejszym ministerstwem wojny. Okazało się, że panowie zieloni od stu lat uczestniczą w produkcji nie tylko filmów fabularnych o tematyce wojskowej, ale i w produkcji horrorów, kryminałów, komedii, filmów tak zwanych dla dzieci, seriali fabularnych. Sama zbrodnia 7 lipca została kilkakrotnie zapowiedziana w serialu szpiegowskim „Spooks”. Na stronie pana Seckera można znaleźć między innymi listę filmów wyprodukowanych przez amerykańskich ubeków. A to niewielka część ich dorobku. Czyli totalna kontrola jak za towarzysza Lenina.

  2. I kult przemocy który zawsze coś usprawiedliwia albo jest usprawiedliwiany… Inaczej nie można by było pokazać tych wszystkich szlachetnych świrów siedzących na kupie trupów, zajadających flaki na tle amełykańskiej flagi… Jak to klasyk powiedział „Indianie raz, murzyni dwa… Bizony trzy. I co? I nic! Ameryka kwitnie profesor”

  3. Cytat z Kubricka:  „Never, ever go near power. Don’t become friends with anyone who has real power. It’s dangerous.”

  4. Ale czy to ma być dewiza dzisiejszego katolika? Według mnie lepiej bliżej ludzi wpływowych niż pod rączkę do kościółka z socjalistycznym rządowym ćpunem.

  5. Jest, jak wychodzi mi z poszukiwań (dzięki za inspirację) książka Toma Sneckera „w temacie”:

    National Security Cinema: The Shocking New Evidence of Government Control in Hollywood

    Z drugiej strony – byłoby dziwne, gdyby szeroko rozumiana władza puściła kino samopas, czy też nie chciała korzystać (dodajmy: skutecznie) z tego środka propagandy, jako narzędzia ekspansji i podboju. Biorąc pod uwagę budżety filmowe i gaże aktorów – to wydają się one z zestawieniem z budżetami militarnymi – typowymi „peanuts” – orzeszkami, nieistotnym marginesem – jak powiedziałby cynik – są to „dobrze wydane pieniądze”. Oczywiście słowo „dobrze” nie oznacza tego, co my tutaj rozumiemy pod pojęciem dobra.

    Współczesne kino amerykańskie stara się uzasadnić wysyłanie żołnierzy na różne wojny – by przekonać swoich obywateli i tzw. opinię międzynarodową do słuszności. Co do zasady – człowiek chce mieć przekonanie o słuszności swojego działania. Okazuje się, że tradycyjna narracja o patriotyzmie, gwiaździstym sztandarze, szerzeniu demokracji i „liberalnych wartości” – działa słabo – można powiedzieć, że się zgrała.

    Nie jest to problem czysto amerykański – ale problem narracji imperialnej, jako takiej.

    Ostatnio Pantera pisała o tym jak to wygląda w RPA – gdzie zwalczono apartheid, zwyciężyła demokracja, a sam kraj wstąpił do Wspólnoty, której kraje, jako rzecze encyklopedia:

    Łączy je język, historia, kultura, wspólne wartości takie jak demokracja, prawa człowieka i rządy prawa. Wartości te zawarte są w Karcie Wspólnoty narodów i promowane są przez Igrzyska Wspólnoty.

    W praktyce – RPA bardziej przypomina przedsionek piekła.

    Stworzono – jak oceniam – nową narracje – która jest wyeksponowana np. w filmie „Helikopter w ogniu” (http://www.filmweb.pl/Helikopter). W tym filmie interwencja militarna nie ma żadnego głębszego sensu, nie kończy się zaprowadzeniem demokracji, nie osiąga żadnego celu – ani taktycznego, ani strategicznego.

    Sukcesem jest przywiezienie trupów i rannych oraz powrót żywych do strefy bezpiecznej. Na pytanie „po co ” – odpowiada się – ty tego nie zrozumiesz, bo tam nie byłeś. Robisz to dla kolegów – z którymi łączy cię przyjaźń (pomimo, że znasz ich tylko z jednostki wojskowej – więc jaka to przyjaźń), spędzone razem dni – i – cokolwiek to znaczy „braterstwo broni”. Robisz to dla kolegów z wojska. Bo do nich strzelają.

    Z innych tuzów kina, co to ich wojsko najęło do propagandowej roboty – Alfred Hitchcock.

    Będzie film dokumentalny Alfreda Hitchcocka o Holokauście

    Ciemności skryją Ziemię

    Premiera 70 lat po nakręceniu.

    Z tym filmem łączy się pewna obiektywowa legenda – nie tak spektakularna, jak w przypadku ultrajasnego Zeissa Kubricka – ale jakaś jest. Otóż ponoć przy kręceniu tego filmu, po wyzwoleniu obozu Bergen-Belsen uznano, że nie można ich kręcić obiektywem, który pokazuje tylko wycinek tego, co widać – czyli trzeba używać obiektywów i perspektywy szerokokątnej. Uważano tak (podobno) dlatego, iż ewentualne zbliżenia, czy kadry wycinkowe w przyszłości mogłyby zostać uznane na mistyfikację i inscenizację – więc trzeba je pokazać w takiej skali i perspektywie, by nie można było tego negować. Uznano, że to, co wydarzyło się w obozach koncentracyjnych w przyszłości będzie negowane, jako niewiarygodne.

    Przy okazji – historia obiektywu Zeiss 50 mm/f 0.7 też ma ciekawe korzenie, jest on zmodyfikowaną wersją:  Funded by the German Nazis in 1941 to guide weapons at night, 70mm f/1 produced.  Czyli za stworzeniem konstrukcji też stało wojsko.

    http://ogiroux.blogspot.com/2008/06/worlds-fastest-lens-zeiss-50mm-f07.html

    Używając lokalnej frazeologii – cale to Hollywood, to jedno wielkie WSI. To nie deprecjonuje całego dorobku – czy artyzmu konkretnych filmów – niemniej jest, jak jest.

  6. Kubrick nie promował dewiz katolickich…a tak szczerze nie miej nadziei że będziesz chadzał pod rękę z wpływowymi ludźmi…a raczej z podrzędnymi wykonawcami z ligi okręgowej…:)

  7. Rola kina wynika z przyjmowanego w Ameryce rzeczywistego podziału władzy na ekonomiczną, polityczno gospodarczą i soft power czyli kontrolę nad narracją i kształtowaniem postaw. W XX wieku kino było jedną z głównych broni w tym obszarze.

  8. Link do listy wątków manipulacji mediami zaczynając od Franka Wisnera i operacji Mockingbird

    https://www.globalresearch.ca/the-cia-and-the-media-50-facts-the-world-needs-to-know/5471956

  9. Nie ma podziału są tylko koterie z kasą i fachowcy od realizacji…

  10. Z Lśnieniem to jest historia taka, że po premierze King był wściekły na Kubricka, za bardzo mocne odejście od książkowego pierwowzoru. Do tego stopnia, że nakręcił własne Lśnienie, z równie świetnie grającym świrów jak Jack Nickolson, Timem Rothem.
    I zupełnie się z tobą nie zgodzę co do mierności dzieł wszystkich trzech. W tym przypadku film Kubricka jest równie dobry jak książka. Dobry dlatego, że jest od niej inny. Kubrick wybrał wziął osnowę, opowiedział historię, ale wybrał narzędzia odpowiednie dla sztuki filmowej porzucając sugerowaną kalkę z powieści. King jest maszyną do pisania. Bardzo dobrym rzemieślnikiem, ale nie jest natchnionym artystą. Jego książki są wycyzelowanym dziełem sztuki użytkowej. Jak zupa pomidorowa. Wszyscy lubią pomidorową. Kubrick jest szurnięty, więc jego filmy są szurnięte. Pełne ekspresjonizmu filmowego przedwojennej szkoły niemieckiej. A ekspresjonizm filmowy powinien być przez Ciebie lubiany, bo to nic innego jak ruchome klatki komiksowe.
    Ciąg obrazów z niewielką ruchomością. Kino ekspresjonistyczne ogląda się dla formy i dla nastroju, a nastroju Lśnieniu odmówić nie można. Poza tym jest to defacto pierwszy film składający się z memów. Co drugą scenę można zamknąć w osobnej ramce.
    Osobiście bardzo lubię kino ekspresjonistyczne, niezależnie od treści jaką za sobą niesie, a Lśnienie jest w zakresie filmów oddziałujących na widza, w moim prywatnym rankingu, bardzo wysoko. Rodzinną anegdotą jest to, że oglądaliśmy ten film tylko raz (na moją pamięć wystarczy). Raz, dlatego że przy każdej scenie, która oddziaływała na emocje mojej połowicy, w sąsiednim pokoju budził się z płaczem nasz czteromiesięczny syn. (co jest oczywistym dowodem na więź emocjonalną wykraczającą poza życie płodowe).

    Nawet nie zachęcam Cię do obejrzenia ostatniego filmu Kubicka, który jest już zupełnie powalony, choćby przez zatrudnienie aktorów pozornie niepasujących do głównych ról.
    Film ma ogromne zapożyczenia z innych dzieł, tak ogromne że mógłby stanowić podstawę teleturnieju wiedzy o X muzie.

  11. Napisałem jak to postrzegają na Harvardzie ludzie którzy z praktyką władzy się zetknęli a Ty mi proponujesz refleksję na poziomie kasa i układy.  Władza soft nie da się zredukować do kasy i koterii. To jest rząd dusz wymaga czasu i inżynierów społecznych. Czasu więcej niż ma koteria. To są długie wielopokoleniowe procesy.

  12. Podejrzewany o inspiracje okultystyczne zespół Imagine Dragons (którego wokalista niemal wprost zwierza się w wywiadach z bycia dręczonym przez demony) nagrał swego czasu piosenkę pt. ”On The Top Of The World”, którego teledysk niemal w całości nawiązuje do ”Lśnienia” Kubricka (choć miejscami także do ”Odysei Kosmicznej”) – a również do coraz bardziej popularnej wśród tropcieli spisków teorii, jakoby to Kubrick miał nakręcić dla NASA lądowanie na Księżycu. Co podobno miało być zasugerowane już dawno w piosence ”Californication” Red Hot Chili Peppers – ”space may be the final frontier but it’s made in a hollywood basement”. Tak nawiasem, ktoś tu pod niedawną notką o filmie ”Barry Lyndon” napisał, że obraz był kręcony rzadkim obiektywem Zeissa, którego całą limitowaną serię wykupiła podobno NASA – do filmowania lądowania na Księżycu właśnie.

    W teledysku do piosenki Imagine Dragons Kubrick jest przedstawiony jako twórca wyraźnie zażenowany swoim udziałem w tym całym lądowaniu na Księżycu, nieomal zmuszany do tej pracy i na siłę ”wypychany na afisz” przez prezydenta Nixona. Co w sumie współgra z sugestią GM o uzależnieniu Kubricka od służb.

    Ta cała tzw. muzyka rozrywkowa i przemysł fonograficzny też pewnie chodzą na pasku służb.

  13. Dzięki, nie znałam, obejrzałam. Życiorys Sidneya Bernsteina bardzo ciekawy, być może modelowy. Film leżał 70 lat, mimo, że Bernstein miał sieć kin. Imperium było ważniejsze niż prawda, bardzo aktualny film w kontekście fali uchodźców.

  14. w ten zespół ktoś pakuje kupę kasy. Piosenki są produktem, a w teledyskach występują znane gwiazdy.

  15. Aktorzy zaś przeszli długą drogę „dowartościowania” (często przy tej okazji przywołuję tu czasy Romy, gdzie aktor to nizina społeczna) i dziś są jak „młodzi bogowie”… A kto kontroluje bogów ten kontroluje świat.

  16. A czy ja powiedziałem, że chcę z ludźmi wpływowymi pod rączkę? Nie powiedziałem tak.

    Chodzi o możliwość obserwacji ich działań, aby coś w tej kwestii wymyślić. Bóg zanim zburzył Wieżę Babel musiał mieć swoich ludzi wśród jej „budowniczych”. Ale do tego celu trzeba być w miarę blisko, a nie mądrować się z pozycji zbiedniałej prowincji (sam pochodzę z prowincji i nie mam w związku z tym kompleksów). Mówię w sensie, że przypuszczenia i założenia są bardziej jasne, klarowne i trafne jeśli jest się blisko źródła problemu a nie z odległości, z pozycji pustelnika.

    Więc wolę obserwować rzeczywiście wpływowych niż zasuwać pod rączkę do kościółka z „wpływowymi” socjalistami bo (jak Ty to określiłeś) to właśnie oni są podwykonawcami z ligi okręgowej. Oni z resztą przejawiają niską inteligencję mrówki, którą zarażają inne mrówki. Lepiej analizować ludzi odpowiedzialnych za gospodarkę i finanse a Gospodarz udowodnił swoją wyższość intelektualną właśnie zabierając się za tą tematykę a nie jakieś bajanie w trybie roszczeniowym.

  17. Władza soft..:))) to może poczytaj Edwarda Berney lub W. Lippmana a w nowoczesnej edycji MKUltra i Princeton Analytica….to wszystko fachowcy pracujący za kasę…mają gdzieś twoją duszę…:)

  18. Wolisz obserwować powiadasz?  Mam nadzieję że obserwujesz właścicieli Narodowego Banku Polskiego…Jak będziesz znał ich nazwiska to daj mi znać..Ja też ich z chęcią poobserwuję…

  19. Miałem na myśli Cambridge Analytica

  20. Strasznie się napinasz, odpuść trochę. Joseph Ney upiera się że istnieje władza soft. Napisał o tym książkę, z obszernymi odniesieniami do roli Hollywood. Ja tę książkę przetłumaczyłem. Kim jest Nye który twierdzi że istnieje soft power, znajdziesz w Wiki, ja występuję pod swoim imieniem i nazwiskiem a Ty wiesz wszystko lepiej na każdy temat i uśmiechasz się z pogardą dla maluczkich. Władza soft :)) ale jaja. Gdzieś to ja mam twoich fachowców, wolę swoją duszę bo to sprawa poważna, na wieczność.

  21. Chyba ogólnie w tę branżę, nie tylko w ten zespół. I pewnie od dawna.

  22. Uważam podobnie. Jest jeszcze jeden przynamniej interesujący obraz Kubricka: Mechaniczna pomarańcza 😉 Niezła psychodelia, ciekawy do analizy i z dobrą muzyką.

  23. NBP to jest ekspozytura konsorcjum banków działających globalnie. Podejrzewam pod to bezpośrednio podpięty jest ZUS. Żeby tylko zobaczyć gdzie idą składki emerytalne a skąd z przeciwnego kierunku pieniążki na emerytury i renty. Skoro ta instytucja od lat jest bankrutem to finansowanie musi być lepiej zorganizowane.

    Obserwując samych namiestników można stwierdzić, że system finansowy w skali międzynarodowej w wielu kwestiach zintegrował, uprościł się o czym świadczą postawy samych tych namiestników, całkowita kastracja racji stanu i balansowanie jak na linie. Wydaje się wszystko bardzo zależy od jakiejś wirtualnej „reputacji” tudzież bardziej prawdopodobne od ratingu.

  24. tak, ale ten szczególnie. Widać produkcję przeboju, czyli udział wielu specjalistów

  25. W mechanicznej udział Kubricka był niewielki. Całą robotę zrobił McDowell
    to była tylko kontynuacja „If”, a później dalej pociągnął wątek w „Szczęśliwy Człowiek” czy „Szpital Brytania”

  26. Rating jest płatny…tak zwana reputacja również…za strukturami są zawsze właściciele…do zawiadywania PR wynajmuje się agentów…

  27. Geoffrey Cocks w rozdziale „Stanley Kubrick, the Holocaust and The Shining” książki „Depth of Field, Stanley Kubrick, Film and the Uses of History” przywołuje złowieszczą muzykę Pendereckiego „Przebudzenie Jakuba” i strumień krwi wylewający się zza drzwi windy na ściany i podłogę porywając meble i kierując się na kamerę, aż ekran kina staje się czarny. Ten ocean krwi to krew wieków, krew milionów, a w szczególności krew wojny i ludobójstwa we własnym kraju Kubricka.

    Encyklopedia żydowskiej amerykańskiej kultury popularnej stwierdza, że Kubrick zawsze chciał zrobić film o Holokauście ale miał głębokie osobiste i artystyczne zastrzeżenia. Jego odniesienia do Holokaustu są pośrednie, poprzez rekwizyty, muzykę, kolor i dźwięk. The Shining zawiera głęboki podkład wizualnych i słuchowych podtekstów odnoszących się do Holokaustu.

    Ja nie oglądam i nie czytam horrorów. W piwnicy domu, skąd nosiłem na piętro węgiel, na klatkach, w przyległych ogródkach działkowych skąd rwałem jabłka – tam wszędzie wyobraźnia podsuwała mi obrazy trupów – ludzi, którzy tak niedawno wypełniali te miejsca. Mógłby to opisać Hłasko, skoro tak bliski był mu Zieleniak po przeciwnej stronie Grójeckiej, ale też chyba miał osobiste i artystyczne zastrzeżenia.

    Wróciłem tydzień temu do mego „umarłego domu”, by zrobić zdjęcia. Nie ma już śladów po kulach ani ogródków działkowych. Do piwnic nie wchodziłem, bo trupy nadal żyją.

  28. Filmu „Barry Lyndon” nie ogladalem wiec sie wypowiadal nie bede. Natomiast jesli idzie o film „Lsnienie” to tak sobie mysle ze Kubrick czegos mocnego sie napalil (a moze i nalykal) zanim przystapil do realizowania tego dziela.

  29. Pamietam kiedy tuż przed zmianami w Obamacare puścili „Elysium”.
    Az sie łezka w oku zakreciła, ze teraz wszyscy zostana wyleczeni. 🙂

  30. Kino już teraz niej jest na topie. Młodych będzie się uczyć przez gry fabularne. Będą się cieszyć i płacić za sztukę kilka razy więcej niż za książkę czy wyjście do kina.

  31. Witam.

    Z Markiem Hłasko, któremu w PRL-u wydano tylko jedną książkę, wiąże się inna ciekawa historia filmowa. Pod koniec lat pięćdziesiątych w czasie tzw. „odwilży” postalinowskiej powstał film w koprodukcji polsko-zachodnioniemieckiej „Ósmy dzień tygodnia” w reżyserii Mosze Lifszyca. Już sam życiorys Mosze nadaje się na scenariusz filmowy:

    https://pl.m.wikipedia.org/wiki/Aleksander_Ford

    Mosze opóścił Polskę w 1968 roku jak wielu, którym umożliwiono wyjazd w owym czasie. Jego film miał premierę za granicą, a w Polsce dopiero w 1983 roku. Na temat powstania filmu „Ósmy dzień tygodnia” nakręcono dokument (premiera w 2012 roku), w którym powiązaną tę sensacyjną koprodukcję z tajna misją dyplomatyczna Klausa Otto Skibowskiego.

    http://culture.pl/pl/wydarzenie/premiera-dokumentu-o-dziejach-filmu-osmy-dzien-tygodnia

    A więc jak widać i u nas ciekawych historii na scenariusze nie brakowało i… nadal nie brakuje.

    Pozdrawiam

  32. Oczywiście opuścił przez „u” być powinno ale klawiatura figle płata.

  33. Nie bez powodu wspomniałem Hłaskę w kontekście Zieleniaka, bo tam właśnie w 1957/58 kręcono fragmenty „Ósmego dnia tygodnia”, a ja byłem zafascynowany nocnymi zdjęciami przy reflektorach. Ten uchwycony na zdjęciu fragment mojego budynku naprzeciw Zieleniaka wygląda dziś inaczej, bo później dobudowano rozszerzenia skrzydeł. Nie wiem na ile wspomnienie Rzezi Ochoty trafiło do treści filmu, ale z pobieżnego przeglądu treści filmu odniosłem wrażenie, że mówi raczej o uroku bycia prostytutką. W dźwiękowym archiwum powstania warszawskiego jest kilka nagranych świadków gwałtów, ale liczba gwałtów szła tam w setki (zabito ponad tysiąc z 60 tysięcy osób, które się przewinęły przez ten teren). Rozumiem, że Hłasko kursował na Zieleniak jako kierowca, a także jako klient ostatniej otwartej nad ranem knajpy, ale pamięć o tamtejszych mordach była wówczas tak silna, że nie wyobrażam sobie, żeby krzyk tego miejsca go nie prześladował.

  34. Holyłód wynika bezpośrednio z amerykańskich WSI, w związku z czym w zasadzie nie da się rozróżnić między tak zwanymi filmami fabularnymi a opowieściami o wielkich zbrodniach rzeczywiście dokonanych jak 11 września czy 7 lipca, bo i zbrodnie, i dookolna narracja wychodzą spod tej samej ręki. Terroryści prawicowi, terroryści lewicowi, terroryści islamscy i filmowcy z takim wdziękiem spotykają się w jednym miejscu.

    Tom Secker zrobił interesujące dokumenty związane ze zbrodnią 7 lipca:

    https://www.youtube.com/watch?v=hfyxZzWnc6Q

    https://www.youtube.com/watch?v=-2EdWgs7laY

    Z powyższego wynika, że architekci polityczni i ubeccy wysokiej rangi projektują, filmowcy zapowiadają, ubecy średniego najpewniej szczebla wykonują, a terroryści, w tym przypadku islamscy, służą architektom politycznym i ubeckim jako pacynki. Wszędzie unosi się dym piekielny. Pardon, zwyciężyła demokracja.

  35. Albo sztuka naśladuje życie albo życie naśladuje sztukę. Oscar Wilde?

  36. „Nicholson okazuje się być dawnym gościem tego hotelu, który powraca w nie swoim ciele, albo może duszą, która mieszka w hotelu i zasiedla nowe ciało, tegoż właśnie pisarza, co się tam z rodziną sprowadził”

    Ja pierdykam… Nie zrozumiałeś pointy filmu a to oznacza, że w ogóle go nie zrozumiałeś.

  37. Oczywiście, bo ja w ogóle mało rozumiem, dzięki, że wpadłeś, żeby mi pomóc i wytłumaczyć pewne rzeczy. Może opisz w dwóch słowach czego nie zrozumiałem, a co ty rozumiesz doskonale

  38. Bardzo proszę. Uściślam więc, że Twoja interpretacja finału filmowego „Lśnienia” jest błędna, a zatem także Twoja analogia do polskiej produkcji również jest nietrafiona. Wniosek jest taki, że wnioski w całości są błędne. Faktyczna autorka scenariusza filmu, Diane Johnson (a nie Kubrick; nawet jeśli jest on wymieniany w tej części czołówki filmu), nie pozostawiała pod tym względem złudzeń. Przynajmniej trzykrotnie o tym wprost napisała. Oczywiście można dobudowywać sobie teorie jakoby była ona częścią szerszego spisku hollywoodzkich prominentów, którzy z różnych względów uparli się aby w tym akurat przypadku kamuflować właściwy sens końcówki filmu. Tyle że w tym przypadku nie ma takiej potrzeby bo to nic istotnego nie zmienia. Nicholson nie był „dawnym gościem hotelu”; stał się nim w momencie gdy dał się uwieść własnemu szaleństwu. Dopiero wówczas „wylądował” na fotografii. I tu nie ma znaczenia zachwianie prawa przyczynowości czy struktury czasu według zasad fizyki newtonowskiej; taka jest jedna z zasadniczych cech gatunkowych fantastyki (a przypominam iż horror – którym przecież jest „Lśnienie” – to obok science fiction i fantasy trzeci główny nurt fantastyki), że w zależności od potrzeb fabularnych przekracza ona te bariery (notabene z powodzeniem ujął to zjawisko Jean Van Hamme w być może znanym części Czytelników komiksie „Władca gór” z serii „Thorgal”). Dlatego Jack Torrance (postać odgrywana przez Nicholsona) nie padł ofiarą jakieś wydumanej metemsomatozy tylko ofiarą szaleństwa (w dużej mierze na własne życzenie), które tkwiło w nim już wcześniej zanim w ogóle zgodził się na angaż stróża „Panoramy”. Taka była właśnie zasadnicza różnica między powieścią, a filmem, że źródło zła tkwiło nie tyle w murach hotelu wzniesionego w miejscu indiańskiego cmentarzyska (jak to wprost stwierdzał w tekście) King ale w psychice Torrance’a. Duchy z którymi miał on do czynienia okazały się jedynie katalizatorem tego zjawiska, a nie jego decydującym czynnikiem. Bez tzw. wiedzy i zgody ojca głównego protagonisty (bo to obdarzony paranormalnymi zdolnościami Danny jest centralną osobowością tego utworu a nie postać odgrywana przez Nicholsona) nie byłoby to możliwe i w tym tkwiło sedno wymowy filmu a nie forsowanej przez Ciebie interpretacji. Tym samym Twoja analogia z „Demonem” została oparta nie nieprawidłowym rozpoznaniu utworu.

  39. Uwaga na marginesie. Ostatnimi czasy zwykło się zdecydowanie zbyt często nadużywać terminu „grafoman”. Tym samym przestał on cokolwiek już znaczyć, a miast tego stał się wątpliwym „orężem” użytkowanym częstokroć przez ćwierćinteligentów, którzy nie zadali sobie nawet trudu by zapoznać się z dokonaniami autorów, których tak ochoczo „obdarowywują” tym mianem. Nie wiem jak wiele tekstów Kinga miałeś sposobność rozpoznać. Rozumiem, że sporo skoro pozwalasz sobie na tak kategoryczną ocenę, to musiało być ich co najmniej kilka. Ja z kolei przyswoiłem sobie ok. dziesięciu jego większych tekstów i na tej podstawie stwierdzam, że także w tym kontekście Twoja opinia nie oddaje faktycznego stanu rzeczy. King nie był i nie jest może przysłowiowym mistrzem świata; nie można mu jednak odmówić warsztatowej biegłości, pomysłowości i erudycji. Rozumiem, że zależy Ci na sensacji bo tego typu patos semantyczny a la nieboszczek Waldorff zwiększa sprzedaż czy coś w tym stylu (a sprzedaż rzecz najświętsza – wiadomo…). Nie zmienia to faktu, że dla osób, które choćby częściowo rozpoznały twórczość Kinga prędko przestajesz być wiarygodny. Co by o nim nie mówić gość jest w swoim fachu profesjonalistą i daje odbiorcom swoich fabuł to czego od niego oczekują. Tyle a być może aż tyle.

  40. I ostatnia uwaga, tym razem w kontekście Kubricka. Zadałeś sobie kiedyś pytanie dlaczego gość, który wbrew temu o czym piszesz, nie miewał problemów z weną i inspiracją, zrealizował tak mało produkcji w porównaniu z współczesnymi mu filmowcami? Stało się tak dlatego, że po bolesnych doświadczeniach z indywiduami pokroju Kirka Douglasa był on producentem (bądź co najmniej współproducentem na prawach ostatniego słowa co do artystycznego wymiaru realizowanego przedsięwzięcia) wszystkich swoich kolejnych filmów. Gromadzenie kasy zajmowało mu co prawda masę czasu ale dzięki temu nie musiał się on bujać z wspominanymi gośćmi w kiblu. Za wszystko płacił sam z tego co w niemałym trudzie udało mu się zgromadzić z różnych źródeł (niekoniecznie iluminackich). Dlatego także wobec tego twórcy jesteś po prostu niesprawiedliwy w ocenie. No ale jak rozumiem: „Jest sensacja (nawet jeśli wyssana z palca w redakcji „Trele Morele”), jest sprzedaż”.

  41. Pentagon rządzi amerykańskim kinem, ustala kryteria przydzielania budżetów na większość produkcji, zapewnia im logistykę i pomoc ze strony armii. Kiedyś, jeszcze w S24, przy okazji dyskusji nad filmem „O jeden most za daleko”, trochę zbadałem temat. W sumie w Ameryce pisze się o tym otwarcie – konkretnie – ile na dany film wyłożyło wojsko (jego wyspecjalizowane agendy) i co sobie za kasę zażyczyło – co w filmie musiało być ukazane tak a nie inaczej.

  42. Ale to nie są żadne odkrycia. Gdy powstawał pierwszy film cyklu „Rambo” rzecznicy stowarzyszeń weteranów  z Wietnamu wprost zapowiadali: „Teraz to wam dopiero dowalimy wy zwiędłe dzieci-kwiaty” i nikt nie miał złudzeń kto i co zasugerował producentom filmu. Tym bardziej, że pierwowzór literacki (a zwłaszcza końcówka) ma jednak odmienną wymowę niż film. No i OK. Chodzi tylko o to, żeby z niektórych twórców, którzy otarli się o ten mechanizm nie robić na siłę „wariatów” i „grafomanów”.

  43. To co nie jest zabronione jest dozwolone; w zgodzie ze zbiorem norm prawnych – prawa gospodarczego. Nie znam się na tym – mówi do Wilczka „spawacz”, napiszcie tak jak uważacie …żeby było dobrze. Tak narodził się w Polsce bum gospodarczy. Na początku handel uliczny przypominał noclegownię, rozkładane łóżka na których leżały …kasety pirackie. Rok 1990, też rozpocząłem przygodę z licencyjnym kasetami, i z pirackimi. Najpierw gry komputerowe i giełda w 1986, potem na bazie kaset VHS (videonarkomania), zająłem się prowadzeniem wypożyczalni. Po roku, 1600 tytułów robiło wrażenie nawet na mnie (w narodzie była – taka bieda po czasach PRL, że ludzie marzyli nie o prawie do czystej wody, a o własnym odtwarzaczu). Materiały reklamowe, promocje, licencje, 4 razy w miesiącu – wyprawa po nowości do ITI; inni dystrybutorzy? Co jeden, to w innym mieście. Film „Pełny magazynek” Kubricka, miałem w dwóch kopiach, „Lśnienie” – jedna. Oczywiście że byłem kinomanem. Dawniej w kinie oglądało się cały repertuar. W klubie garnizonowym, to ja dopuszczałem – co „szweje” mogą oglądać, a co nie mogą (taka wredna komisja). Konkludując, film Kubricka „Full Metal Jacket” był produkcją na zamówienie, i miał pomóc w ociepleniu stosunku do rekrutacji. Kiedyś genialny, dziś nudny …dlatego: filmy powinno się oglądać w ich czasach, w momencie premiery. „Lśnienie” Kubricka to, była klasyka gatunku …może jeszcze jest, ale z każdym upływającym rokiem, może być z tym coraz gorzej. Dzisiaj miejsce „Lśnienia” zajął film: „To nie jest kraj dla starych ludzi” – thriller braci Coen. „Dziś” o tym filmie wszyscy mówią, a scenarzyści chcą …choćby mu dorównać.

  44. Swojego czasu czytałem sporo Kinga a Kubrickowe Lśnienie widziałem kilka razy. Nie zauważyłem jednak przez to żeby to napisał coryllus przestał być dla mnie wiarygodny. Może to przez to że zrozumiałem o co mu chodzi, a może przez to że nie zrozumiałem o co chodzi w twórczości której Pan tak broni.

    Chciałbym w związku z tym żeby odcyfrował Pan dla mnie i dla innych czytelników to rozpoznanie i jeśli można to w prosty sposób napisał czego mianowicie oczekują (a może raczej czego powinni oczekiwać) odbiorcy ich fabuł, bo muszę przyznać że zabrzmiał Pan w sposób niezwykle barwny jak owe trelemorele, ale w przeciwieństwie do coryllus a nie napisał Pan nic konkretnego.

  45. Moim zdaniem funkcja takich filmów jest inna. „Arcydzieła” kina i cała ta oskarowa szopka pełnią taką samą rolę jak pokazy mody od Gucci’ego. Takie imprezy i otoczka „geniuszu” mają kierować masą aspirujących frajerów którzy myślą, że to wszystko na serio.
    W filmie „Full metal jacket” mamy po jednym trendzie do naśladowania. W pierwszej części widzimy, że dyscyplina i zmuszanie do nauki panowania nad sobą to znęcanie się nad biednymi poborowymi przez przygłupiego „katola”. Następnie mamy pokazany cały bezsens tego przedsięwzięcia i jego nieskuteczność.  „Chłopcy” dużą część czasu na bezczynności, którą przerywają sobie wypadami na dziwki i zabijaniem niewinnych.
    „Barry Lyndon” to pokaz jak cwaniactwo popłaca i nie ma się co produkować. Wystarczy kilka sprytnych trików i już jesteś na szczycie.
    W „Mechanicznej pomarańczy” mamy pokaz jacy są tak naprawdę zwykli ludzie. Według Kubrika to tacy sami zwyrodnialcy jak główny bohater tylko się boją. Gdy trafiają na bezbronną ofiarę pastwią się i pokazują swoje ukryte zezwierzęcenie.
    O identycznym mechanizmie na rynku książki była już mowa, więc nie rozumiem czego tu się doszukiwać jak wszystko jest podane na tacy. Przecież to jest brutalne bicie po głowie aspirujących frajerów i to bez żadnej gracji bo Kubrik był beztalenciem. Zyskał uznanie tylko z powodu wyznaczanie nowych trenów w głównym ścieku kinematografii.

  46. Miast forsować moją ocenę Kinga proponuję Panu mały eksperyment: proszę wskazać trzy w Pana przekonaniu najbardziej charakterystyczne właściwości dokonań twórcy „Mrocznej Wieży”. Po tym gdy to Pan uczyni pozwolę sobie rozwinąć temat. Z góry bardzo dziękuję.

  47. No cóż… Muszę przyznać że podejrzewałem iż nie będzie Pan umiał uzasadnić swojego zdania, za to wrzuci kolejne zadanie do wykonania innym, po czym przyjdzie na gotowe, co istnieje niestety tylko w Pana głowie, i co mylnie uznał Pan za prawdę obiektywną.

    Ja bardzo dziękuję ale forsować Pana własnej teorii nie zamierzam.

  48. To jest nie tyle inna funkcja co jedna z wielu 🙂

  49. O, świry od K*wina też tu zaglądają…

  50. Nizina społeczna? A Neron, który pragnął być aktorem? Sulla, który kręcił się wśród aktorów i złotej młodzieży, zanim mu zakochana kurtyzana nie zapisała majątku i nie zmarła, po czym mógł rozpocząć spóźnioną karierę polityczną? I wiele innych podobnych przykładów? Sytuacja aktorów w Rzymie była faktycznie nieco ambiwalentna, ale o wiele mniej, niż np. gladiatorów, którzy także uchodzili za demony seksu i potrafili pałętać się w wyższych sferach.

    Już raczej w średniowieczu aktor był na dole drabiny społecznej.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.