mar 212019
 

Dziś przyjeżdża tu nakład wyczekiwanego 22 numeru Szkoły Nawigatorów, poświęconego w całości relacjom rosyjsko-brytyjskim. To chyba najdroższy numer jaki wydaliśmy, głównie ze względu na tłumaczenia, jakie się tam znajdują. Od dawna miałem plan by taki numer wydać, a to ze względu na teksty rosyjskiej badaczki Inny Lubimenko nigdy nie tłumaczone na język polski. Artykuły te dotyczą wprost relacji pomiędzy Moskwą a kompanią, a także między królem Jakubem a prawosławiem. Napisane zostały w Londynie, jeszcze przed wojną i są rzadkim przykładem akademickiego obłąkania, oraz tej szczególnej metody myślenia, która każe ludziom oglądającym obóz koncentracyjny mówić, że to sanatorium. Inna Lubimenko ma jednak wielką przewagę nad badaczami zajmującymi się relacjami moskiewsko-brytyjskimi w XVI wieku, mieszkającymi w Polsce. Oni bowiem tych relacji po prostu nie widzą. Ona zaś opisuje je ze swadą, znawstwem i szczegółami, umieszczając w swoich artykułach obszerne fragmenty tekstów źródłowych. To wszystko, cały olbrzymi obszar rosyjskiej historii jest poza horyzontem zainteresowań naszych badaczy, którzy – jeśli już muszą – piszą o dymitriadach. A i to w kontekście romansu Maryny z Łże Dymitrem, czyli w sposób operetkowy. Czynią tak albowiem, o czym wspomniałem w przedwczorajszym nagraniu, rozpaczliwie poszukują czytelnika idioty. Inna Iwanowna Lubimenko idzie inną drogą, ona, jak wielu przed nią, usiłuje przekonać czytelnika, że w XVI wieku Moskwa miała niesamowitą szansę, by wstąpić na ścieżkę dynamicznego rozwoju gospodarczego, poprzez wpływy kompanii, a także poprzez ściślejszy związek z Anglią i Szkocją. Inna Iwanowna reprezentuje ten charakterystyczny dla badaczy XX wieku sznyt, w zasadzie ahistoryczny, który każe im wierzyć, że ludzie lubiący pieniądze i organizujący struktury w celu ich pozyskania są w zasadzie dobrzy i z czasem zamienią się w anioły, byle tylko im nie przeszkadzać. Powtórzę – Inna Iwanowna nie jest żadnym wyjątkiem jeśli idzie o metodę, jest jedynie wyjątkiem – i to w pozytywnym tego słowa znaczeniu – jeśli idzie o zaangażowanie w temat. Prawdy nikt nam nie powie, to jasne. Możemy się jej tylko domyślać, ale mamy do tego cały stos potrzebnych i ważnych tekstów, które zmieniają – niczym czarodziejska różdżka – nasze spojrzenie na historię Europy wschodniej. Dlaczego nikt w Polsce nie może napisać wprost jak było? To nie tak. Prawie prawdę napisał dawno temu Wiesław Kot, ale musieliśmy jego tekst usunąć z numeru, aby zostawić miejsce na teksty autorskie, których jest dużo. Numer bowiem jest gruby, mniej więcej taki jak ten protestancki. Prócz tłumaczeń tekstów Inny Iwanowny, mamy tam także tłumaczenia, po raz pierwszy dostępne w języku polskim, fragmentów Hakluyta dotyczących obecności i polityki kompanii nad Morzem Białym. No i rzecz jasna naszych wszystkich ulubionych autorów.

Pozostańmy dziś jednak przy Innie Iwanownie, która żyła długo, przetrwała wszystkie burze dziejowe i zmarła w Leningradzie chyba, ale głowy nie dam, w roku 1959, jako zasłużona badaczka historii Rosji, wielka admiratorka cara Piotra I. Inna, o czym świadczą te nędzne fragmenty jej życiorysu dostępne w sieci, wykształciła w takich samych mniej więcej okolicznościach jak Maria Skłodowska. To znaczy globalna koniunktura, której celem było pozyskanie za psi grosz świeżych umysłów zdolnych do skrajnych poświęceń, dała tak zwaną szansę kobietom. One zaczęły się masowo zapisywać na uniwersytety i tam formatować różne dziedziny nauki w sposób nie dający się do dziś odkręcić. Ktoś powie, że dzięki Marii Skłodowskiej możemy leczyć raka. Ja się nie znam na medycynie, ale tak do końca nie jestem tego pewien. W każdym razie obecność dziewczyn na uniwersytetach na pewno pomogła rodzinie Rotschildów obniżyć koszta pracy badawczej. Tyrające za psi grosz kobiety uzyskiwały w krótkim czasie niezwykłe wyniki, która nagradzane były jakimiś ochłapami nazywanymi nagrodą Nobla. Potem owoce takiej pracy badawczej przechodziły „na własność ludzkości” czyli nie wiadomo kogo. Zapewne tego, kto dostarczył materiały do badań, a także lokal i narzędzia. Nikt mi do tej pory nie wyjaśnił skąd Maria Skłodowska brała duże ilości blendy uranowej. Kupowała ją u wędrownych Cyganów? Ktoś to musiał dostarczać przecież i to z konkretnego źródła, opisanego i znanego. Podobnie było z Inną Iwanowną, tyle, że ona miała robotę czystszą – grzebała w papierach. Skończyła Sorbonę i zajęła się niełatwą historią swojej ojczyzny. Ktoś udostępnił jej brytyjskie archiwa i ona niczym piękny motyl pośród wyschniętych ostów, spacerowała tam i odkrywała coraz to nowe skarby. A to korespondencję króla Jakuba z patriarchą Konstantynopola, a to relacje z wojny Anglików z Polakami na dalekiej północy i inne takie. Ktoś dał jej to do przeczytania, tak samo jak ktoś udostępnił Marii Skłodowskiej laboratorium i blendę uranową. Ona miała tylko mieszać wielką łyżką w kotle i czekać aż coś się pojawi na powierzchni. Inna Iwanowna miała przeczytać teksty źródłowe i naświetlić je tak, by nikt nie miał wątpliwości, że obecność kompanii w Rosji wiąże się li tylko z podniesieniem cywilizacyjnym kraju oraz z troską o życie jego mieszkańców, no i rzecz jasna ze zwiększeniem konkurencyjności gospodarczej wobec sąsiadów, czyli na przykład Polaków, którzy chcieli pogrążyć Moskwę w chaosie, proponując Rosjanom przejście na katolicyzm i inne, podobne niedorzeczności. To Inna Iwanowna z wdziękiem sformatowała tę historię, a inni już tylko po niej powtarzali. To ona utrwaliła obraz relacji moskiewsko-brytyjskich w taki sposób, w jaki jest nam on dziś podawany. To ona, nieświadoma niczego, młoda, zdolna badaczka historii, która chciała nieść kaganek oświaty po ruskie strzechy i dawać wszystkim dobry przykład i nadzieję, że można, że wystarczy tylko bardzo chcieć i można naprawdę zrobić wiele. I wszystko byłoby świetnie, gdyby Krystyna Murat nie napisała tekstu o relacjach bolszewicko-bryjskich po rewolucji. Relacjach, które są wprost odwzorowaniem tamtych, szesnastowiecznych. Nie można temu zaprzeczyć albowiem historia lubi się powtarzać. Motywacje zaś ludzi, którzy ją tworzą są zwykle powtarzalne i łatwe do odgadnięcia. Nie kierują się oni dobrem mas, ani pojedynczych ludzi, nie chcą ich szczęścia i nie zamieszają stawiać wygodnej toalety przy każdym chłopskim gospodarstwie na świętej Rusi. Ich celem jest co innego zgoła. A co takiego, o tym przekonacie się czytając naszego nowego nawigatora. Po południu umieszczę kwartalnik w sklepie. Teraz muszę go rozładować. Będzie też dziś nowa promocja.

Zapraszam na portal www.prawygornyrog.pl

  5 komentarzy do “Kim była Inna Lubimenko?”

  1. zamówiłem byłem

  2. Historia lubi sie powtarzac…

    … ale co wiecej to ona – ta cala historia –  nie dosc, ze zaklamana i sfalszowana to jeszcze zdecydowanie jest  POWTARZANA  przez  nasze  skorumpowane,  zaklamane,  niedouczone, tchorzliwe  i  leniwe  niemozebnie do n-tj potegi  tzw.  wladze i elity  !!!

    Tu juz nie ma zadnych zludzen i watpliwosci…  to  WIDAC  JAK  NA  DLONI  !!!

  3. A wpis…

    … to z tych genialniejszych  !!!   Gratuluje mistrzowskiej formy, Panie Gabrielu… czytanie Pana to miod na serce i skolatane nerwy  !!!

  4. Po zwiedzeniu Muzeum M.Skłodowskiej na ul. Freta, to ma się wrażenie, że ta kobieta urodziła się do ciężkiej pracy, taka jakby Maria – kariatyda. Skąd dostarczano jej blende uranową, na Freta nie wiedzą.  No Maria Skłodowska – kariatyda pracująca/tyrająca dla ludzkości.

  5. Przed zaznajomieniem się z Haklyutem z kwartalnika załączam ciekawostkę o Barberinim czyli jak zamieszać Papieża w sprawy moskiewskie.

    Otóż Raphael najmłodszy syn Carla Barberino miał brata Ivana, który nadzorował edukację synów starszego brata Anthony, z których pierwszy Maphæus został papieżem Urbanem VIII w roku 1623. Raphael, poprzez lorda Montague, któremu wmówił, że ma w Moskwie wierzytelności, uzyskał w roku 1564 list polecający od Elżbiety, z którym przybył do Moskwy, a stamtąd wysłał do brata statek z dobrami i gotówką wartości 10 tys. dukatów. Głównym powodem wyprawy Jenkinsa do Moskwy w roku 1566 było skorygowanie tego błędu Elżbiety. W liście, który przywiózł Jenkins carowi, Elżbieta tłumaczy się, ze polecała podróżnika a nie kupca, a ten Włoch nadużył jej i cara dobroć, co Jenkins osobiście wyjaśni.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.