gru 222020
 

Idą święta i jak co roku będziemy sobie składać życzenia. Siedzimy tu już, a przynajmniej znaczna część z nas, ponad jedenaście lat i wiele osób jest do tego miejsca bardzo przywiązanych. Siedzimy i nie myślimy i sprawach przykrych i bolesnych, bo też i nie po to jest ten portal. Ja zaś systemowo unikam takich tematów, albowiem wiem ilu jest wariatów na świecie, którzy chcą się lansować za pomocą rzeczywistego lub urojonego cierpienia. Dziś jednak postanowiłem ten trend trochę zmienić. Uważam, że jest to potrzebne, albowiem jesteśmy coraz starsi i jak tu już tak wszyscy siedzimy, nie warto udawać, że się nie znamy, albo, że cierpienie, które przyszło nam przeżywać nikogo nie obchodzi, bo jest tylko nasze.

Pomyślałem, że może warto napisać coś, może nie za bardzo niezwykłego, może nie za bardzo szalonego, może trochę nawet banalnego, ale ze specjalną dedykacją, tak właśnie przed świętami.

Kilkoro z nas, o czym wiem na pewno, ciężko choruje. Niektórzy znoszą to lepiej inni gorzej, niektórzy radzą sobie z tym świetnie, a przynajmniej tak to wygląda z wierzchu, inni przeżywają chorobę inaczej. Ja nie będę się tu starał opisywać tych stanów, bo nic o nich nie wiem, na razie jestem zdrowy. Napiszę tylko coś od siebie.

Ostatnio rozmawiałem z jednym kolegą, który jest tu od samego początku i będzie miał operację tuż po świętach. Jedną już miał, a teraz druga. Nie jest lekko, ale on podchodzi do tego wszystkiego optymistycznie. Powiedział mi coś, co mnie samego trochę zdziwiło, choć przecież wpasowało się to w nasze tutejsze gawędy. – Wiesz – mówi – tak naprawdę, zostają nam tylko święci.

Ja zaś mogę dorzucić do tego jeszcze jedno, myślę, że równie głębokie spostrzeżenie. Nie należy przywiązywać się przesadnie do własnych intuicji, bo łatwo może się okazać, że są one tylko życzeniami, a nawet nawykami, które wykształciliśmy w sobie po to, by oswajać lęki. Jak te lęki są małe i dotyczą odpytywania na matematyce, albo klasówek, to wszystko jest w porządku. Możemy sobie czarować po swojemu i wróżyć, co będzie jak się stanie tak, a nie inaczej. Kiedy lęki potężnieją, zostaje nam już tylko odwaga i samotność. Nic więcej. Żadne przeczucia, wróżby i układy gwiazd na nic się nie zdadzą. Pozostaną też oczywiście święci. Chodzi bowiem o to, że prawda, która nas ocali i wyzwoli, nie pochodzi z nas i trudno jej szukać w sobie, oczekując, że nagle w głowie pojawi się jakiś impuls, myśl, przeczucie, wyjaśniające wszystko. Prawda jest poza nami i przyjdzie do nas z zewnątrz. W postaci człowieka albo anioła, albo innej jakiejś jeszcze, której wcale się nie spodziewamy. Trzeba na nią po prostu czekać. I nie myśleć za dużo, bo jeszcze się niepotrzebnie w coś uwikłamy.

Przypominają mi się różne historie, takie wiecie, które zna każdy, bo każdy, kto był kiedyś w szpitalu i poważnie chorował musiał się z nimi zetknąć. Znajoma zachorowała nagle i bardzo poważnie, położyli ją do szpitala i zapowiadało się naprawdę bardzo źle. Usunięcie narządów i inne dodatkowe komplikacje. Pani ta jest, była i jest bardzo religijna, spędzała więc większość szpitalnego czasu w kaplicy. Mogła chodzić, nie była obłożnie chora. Chodziła na mszę, albo siedziała sama w tej kaplicy i modliła się albo śpiewała. Normalnie i na głos, co wielu ludzi dziwiło, a wielu wprawiało w konsternację. Tuż przed operacją dostawała wiadomość, że zmienili jej lekarza, który miał kierować zespołem operacyjnym. Potem, w niedzielę wieczorem, poszła na nabożeństwo i było czytanie o Łazarzu. Bardzo w jej sytuacji trafione. No i później przyszedł do niej ten nowy kierownik zespołu, który miał ja operować, usiadł na łóżku i się przedstawił. – Nazywam się Wojciech Łazarz – powiedział. Nie wiem, czy naprawdę miał na imię Wojciech, ale na pewno nazywał się Łazarz. Wszystko oczywiście skończyło się dobrze. Historia, jak historia, wiele jest takich i one są bezwzględnie autentyczne. To jest właśnie najważniejsze. Ludzie, co dziwne, nie oczekują znaków z zewnątrz. Szukają jakieś odpowiedzi w sobie i to jest chyba aktem zwątpienia. Tymczasem zdarzają się takie rzeczy. Problem polega na tym, żeby nie mówić o nich za często, bo ktoś może uznać, że ich powtarzanie jest jak powtarzanie zaklęć, które zagwarantują nam bezpieczeństwo. Nie jest i nigdy nie będzie, dlatego staram się nie pisać o takich sprawach. Zdarza mi się to pierwszy raz, ale nie mogę obiecać, wobec bezspornego faktu, jakim jest upływ czasu, że kiedyś tego nie powtórzę.

Trzeba po prostu czekać aż coś lub ktoś do nas przyjdzie. A przyjdzie na pewno, może się tylko zdarzyć, że zaprzątnięci myśleniem, albo przeżywaniem, po prostu tego nie zauważymy.

– Łatwo ci mówić – powie ktoś – myśleniem, albo przeżywaniem, spróbuj nie myśleć i nie przeżywać….No pewnie, muszę się z tym zgodzić, ale wiem, jak to jest z tym przeżywaniem. Moja świętej pamięci matka, zawsze wszystko głęboko przeżywała i nigdy chyba do końca nie wierzyła, że może ją spotkać taka śmierć, jaka rzeczywiście do niej przyszła. Z wielkim współczuciem mówiła o pewnej sąsiadce, która miała ciężką operację, nie mogła się ruszać i posadzili ją na wózek. Najbardziej litowała się i współczuła babci mojego kolegi, która w wieku ponad osiemdziesięciu lat została przejechana przez pijanego kierowcę. Połamane biodra, operacja, zero rokowań, żadnych szans, w perspektywie tylko łóżko i cierpienie. Barbara, moja mama, nie żyje już od dwunastu lat, i do końca nie miała pojęcia na co umiera. Sąsiadka na wózku, ze stomią, nadal ma się dobrze, a babcia kolegi, przekroczyła dziś dziewięćdziesiątkę i już co prawda nie za bardzo ją widać na ulicy, ale po domu się jeszcze krząta. Gadaliśmy właśnie niedawno o tym fenomenie. Z ufnością i zawierzeniem jest chyba dokładnie odwrotnie niż z pieniędzmi i jajkami, tych ostatnich lepiej nie nosić w jednym koszyku. Pieniądze też lepiej trzymać w różnych miejscach, ale wiarę zawsze trzeba pokładać tylko w Bogu, nie w sobie i nie w przeczuciach. Pokusa jest trudna do zwalczenia, złożona i pewnie jakoś tam atrakcyjna, ale nie można jej ulegać. Trzeba to wszystko od siebie odsunąć. I czekać. Może jeszcze coś sobie zanucić pod nosem, jak ktoś nie jest pewien czy umie ładnie śpiewać na głos.

  12 komentarzy do “Koleżankom i kolegom chorym na raka”

  1. już kiedyś Pan to opisał…

  2. Dzień dobry. Nic dodać, nic ująć. Choć – może jednak. Ja też znam te sprawy lepiej niż chciałem i wiem jak mały jest człowiek ze wszystkimi swoimi pomysłami wobec Woli Bożej. Choć nie mogę się oprzeć też takiej refleksji, że i my mamy swoją część roboty do zrobienia i zostawianie wszystkiego Stwórcy jest trochę nie fair. Myślę, że warto się modlić także i o to, by Pan pozwolił nam dostrzec na czas to, co sami możemy zrobić w swojej sprawie. Na koniec i tak wszyscy staniemy przed Nim. Mnie jednak przekorna moja natura pcha do tego, by nie dać się systemowi najpierw obrać ze wszystkich pieniędzy a potem uśmiercić. Tak to działa i każdy kto się o ten system otarł o tym wie. Wiem, że w walce o swoje zdrowie jestem sam. Nie licząc bliskich oczywiście. Nie pokładam żadnej nadziei w tzw. służbie zdrowia. Za dużo o niej wiem. Nie mam zamiaru zostać panną głupią. Bóg tego nie oczekuje.

  3. Kwestia prawdy, Prawdy, przychodzącej z zewnątrz jest bardzo ważna. Trzeba pamiętać, że jest to jedyna prawda. Kwestia systemu opieki zdrowotnej jest w tym przypadku zupełnie bez znaczenia. Nasze decyzje idą za nami i przed nami, a Boże Narodzenie i tak ma miejsce w pewnym określonym, nie przez nas, czasie. Trzeba to przyjąć, jeśli chce się zrozumieć ten fragment Raju, którym jesteśmy.

  4. Boże Narodzenie 2020 Salute e Serenità

  5. wczoraj w RM był  telefon od mężczyzny który opowiadał o swoich chorobach i o tym że je leczył modlitwą, a uzasadnienie dał takie, że diagnoza jest wystawiana przez człowieka,  a przecież o wszystkim decyduje Opatrzność, no więc on od razu uderza do Opatrzności.

  6. Za naszego życia, a zwłaszcza przed odejściem z tego świata, nasze modlitwy powinny prosić o zdrowie i dobry los najbliższych. Stąd ta karta świąteczna, którą dziś zamieściłem. Autorem obrazu z nadzieją świąteczną jest Ludwik Stasiak (1858-1924). Obraz jest w domenie publicznej, więc każdy może skopiować i wykorzystać. Dla Czytelników bloga z bliskimi za granicą dołączam wersję kilkujęzyczną.

  7. nie dać się obrać ze wszystkich pieniędzy, gdyby Rakowski żył i był premierem, to by nas obrał z kasy kilka razy, kto pamięta rok 1989 inflacja była taka że wszyscy chcą o niej zapomnieć…

  8. Idąc za przykładem papieża Franciszka, którego rok temu poniosła werwa filozoficzno- lingwistyczna przy zmienianiu modlitwy Ojcze Nasz, wyjaśniam, że tradycyjne ludyczne „wesołe święta” to nie najlepsze życzenia dla ludzi w traumie. Nawet „radosne” nie brzmi empatycznie. „Zdrowia i szczęścia” wydaje się uniwersalnie prawie poprawne, a w języku papieskim „Salute e Serenità” bywa stosowane w życzeniach. Dlaczego Serenità a nie Felicità? Bo Felicità to emocja, a Serenità to stan.

  9. https://www.youtube.com/watch?v=vF_h6B_Vu18    Błogosławieństwa Bożego.

    Wiary, Nadziei, Miłości.

  10. Odwaga i samotność

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.