Z niejakim zdziwieniem dowiedziałem się, że w branży humanistycznej istnieje taka specjalizacja jak recenzent prac habilitacyjnych. Pewnie nie tylko takich, ale ja akurat słyszałem o habilitacyjnych. Recenzje muszą być napisane, a ich autorzy opłaceni i to jest najważniejsze. Mamy instytucje naukowe, które przeznaczają duże budżety na te właśnie cele i całe rzesze wyspecjalizowanych recenzentów, którzy oceniają prace naukowe. Co się z tymi pracami potem dzieje? Nic, to oczywiste, stanowią wkład w rozwój nauki, ale nikt nie wie do końca co to znaczy, w sytuacji kiedy media zdewastowały i unieważniły akademię. Ktoś może powiedzieć, że to nieprawda. Jaka tam nieprawda, jeśli profesorowie idą do studia, po to, by tam opowiadać jakieś truizmy to znaczy, że to jest najszczersza prawda. Gdyby akademia wygrała z mediami, każda inauguracja roku akademickiego, każda ważniejsza, budząca poruszenie praca naukowa, byłaby omawiana w telewizji. A tak przecież się nie dzieje. Oczywiście, wiele osób pewnie się zdziwi, że ja zgłaszam taki postulat, ale zastanówcie się dlaczego niby mam go nie zgłaszać? Przecież politolodzy, socjolodzy i inni naukowcopodoni lecą do mediów jak ćma do światła. Dlaczego nie dzieje się odwrotnie? Otóż dlatego, że uniwersytet państwowy to fikcja, która musi się bez przerwy uwiarygadniać. Do tego zaś służy telewizja, jak wiadomo każdy kto był w telewizji, musi być mądry, inaczej przecież by go tam nie pokazali. Kłopot jest w tym, że pracowników naukowych przybywa, a do telewizji zaprasza się tylko wybranych. Co robi reszta? Próbuje dosztukowywać misję do swoich działań. Część się deprawuje od razu, część oszukuje się i liczy na to, że w przyszłości coś się zmieni, ale przecież wiadomo, że nic się nie zmieni, więc życie uniwersyteckich humanistów zamienia się po prostu prozaiczne węszenie za forsą. No, ale skoro tak, po cóż dźwigać na karku garb misji, który w poszukiwaniu zarobku przeszkadza? To ważne, ponieważ bez owego garbu, wszyscy ci ludzie staną się nieważni. Dlatego też pielęgnowanie złudzenia misyjności jest tak istotne.
Zauważcie teraz jak straszliwe emocje muszą grać w tych ludziach, którzy konkurują ze sobą, nienawidzą swoich szefów, którzy blokują im drogi kariery, a do tego jeszcze mają na karku tych durniów studentów. To jest prawdziwy horror. Nie można z tego matriksu tak po prostu wyjść, nie można powiedzieć sprawdzam, bo człowiek zostanie bez roboty na ulicy i czeka go klęska życiowa. Nie ma bowiem mowy, by samemu z siebie znaleźć pracę na innej uczelni. Każda bowiem akademia jest oblepiona krewnymi i znajomymi królika, którzy wysysają z niej budżety jak kleszcze krew z kota. I za nic na świecie nie ustąpią ani kawałka miejsca obcemu. No więc ryzyko jest potworne, moim zdaniem większe niż w przypadku księży porzucających kapłaństwo. Oni bowiem zawsze mogą się przydać w policji. Z pracownikami naukowymi jest dokładnie na odwrót. Coraz więcej młodych, wcześnie emerytowanych funkcjonariuszy zaczyna karierę na uczelniach. W drugą stronę ten mechanizm nie działa, żaden młody asystent nie znajdzie zatrudnienia w policji, chyba, że na stanowisku stójkowego, na takie ryzyko mało kto się zaś waży. Ja przynajmniej nie znam nikogo takiego. Pozostaje więc udawanie i nadzieja, że po latach wyrzeczeń i upokorzeń, po latach jałowego dreptania w miejscu uda się w końcu jednemu z drugim dochrapać do stanowiska autora recenzji habilitacyjnych. I wtedy dopiero zacznie się prawdziwe życie. Wtedy dopiero człowiek pokaże na co go stać. Będzie można pisać recenzje prac o średnicy luf muszkietowych w XVI wieku i inne, równie fajne. Dopiero się wtedy człowiekowi podniesie samoocena.
Dlaczego ja tak strasznie szydzę spytacie? Otóż dlatego, że dowiedziałem się wczoraj czegoś niesamowitego. Otóż okazało się, że komiks „Wrzesień pułkownika Maczka”, który miałem sprzedawać już w tym miesiącu, komiks narysowany w styczniu i poprawiany przez pół roku będzie miał recenzenta naukowego. Kapujecie? Ja z trudem. Recenzent naukowy komiksu – to tak, jakby królowa Elżbieta przed przyznaniem szlachectwa Jagger’owi poprosiła gromadę ekspertów z Oxfordu, żeby oni wydali opinię na temat poprawności angielszczyzny w jego piosenkach. Bo przecież jeśli okazałoby się, że ona – ta angielszczyzna – jest niepoprawna byłby wstyd na cały świat.
Wasza wysokość – wtrąca się John Dee – ale Mick sprzedaje miliony płyt na całym świecie, na chwałę imperium, pal diabli jego angielskich, niech sobie gada i śpiewa jak chce.
Gówno prawda John – odpowiada na to jej majestat – musimy stworzyć komisję i profesorowie z Oksfordu muszą się wypowiedzieć, czy Mick gada jak trzeba czy nie. Nie możemy hańbić szlachectwa
Wasza wysokość – John na to – ono jest od dawna zhańbione, wie dobrze wasza wysokość, że 90 procent domów arystokratycznych w Anglii to wzbogacone na jumie kmioty, albo po prostu Żydzi, w najlepszym wypadku.
Nie chrzań – rzecze królowa – jest jeszcze akademia, ona zasłoni to wszystko
Ale pani – John łapie się za głowę – ja sam tę akademię reformowałem, dobrze wiem kto tam pracuje, pamiętam z jakich nędznych dziur wyciągałem tych oszustów.
Tak jest moja wola John, skończ już lepiej….
John kłania się, zamiata czarnym płaszczem podłogę i wychodzi. Na jego twarzy maluje się cierpienie.
Tak by to wyglądało w Anglii, gdyby ktoś zawracał sobie głowę tymi sprawami, ale na szczęście dla Anglii nikt sobie nie zawraca. Mick Jagger może spokojnie wpisywać słowo „sir” przed swoim nazwiskiem, a królowa, która nienawidzi ani jego ani jego szatańskiej muzyki, będzie podrygiwać uśmiechnięta w jej rytm.
W Polsce jednak, celem podniesienia standardów, jak rozumiem i wdrapania się na najwyższe piętra rozważań intelektualnych, recenzować się będzie komiksy pod kątem ich naukowości i zgodności z prawdą historyczną. A jaki budżet przeznaczono na te recenzje, że spytam, bo ja słyszałem, że rzecz honorowana jest w widełkach od 3 do 5 tysięcy. Ładny kawałek grosza. Już wcześniej myślałem o tym, co by tu zrobić, żeby wystawić jakąś konkurencyjną dla akademii ofertę. I wymyśliłem. W najnowszym numerze „Szkoły nawigatorów” oraz na stronie www.coryllus.pl, zaraz po ogłoszeniu wyników konkursu komiksowego ogłosimy nowy konkurs. Nie będzie to konkurs na recenzję, ale na esej historyczny pod tytułem „Kto zabił Bartolomeo Berecci”. Za wskazanie mordercy 3 tysiące złotych nagrody. Rozwiązanie konkursu w zimie. Nagród drugich i trzecich nie przewidujemy. Jeśli maja ci biedni ludzie marnować czas na pisanie recenzji komiksu, którego i tak nikt poza mną sprzedawał nie będzie, to skróćmy dystans, pomińmy pośrednika i niech coś napiszą dla mnie. Taki mam pomysł. Nie wiem czy dobry? Jak myślicie? Zaczynamy w końcu czerwca – kto zabił Bartolomeo Berecci.
Mam jeszcze smutną wiadomość, od jutra kończy działalność częstochowska księgarnia „Latarnik”. Szkoda, wydawało się, że w dużym mieście takie miejsce ma rację bytu. Rzeczywistość okazała się inna. Zapraszam na stronę www.coryllus.pl
wszystkie prace na tzw stopnie muszą mieć recenzenta , obligatoryjnie
inne prace naukowe są recenzowane na prośbę autorów żeby zwiększyć wagę pracy , przez nazwisko recenzenta .
Siedem kręgów wiedzy.
Na seminariach uniwersyteckich w pierwszy rzędzie siedzą profesorowie belwederscy w drugim profesorowie uczelniani w trzecim docenci w czwartym adiunkci i wykładowcy w piątym asystenci w szóstym doktoranci w siódmym studenci. PO wygłoszonym referacie zadają pytania prelegentowi PO kolei siedzenia.
I to tyle w temacie dziobania 😉
Co na to królowa Elżbieta?
nie mamy króla
jawnego i swojego
Ponieważ chciałbym zaproponować teks dla „Szkoły Nawigatorów” prosiłbym o adres mailowy Wydawcy.
Pozdrawiam
A jak ocenic taką sytuację, że recenzję pracy doktorskiej, otrzymujesz od wujka profesora, zanim jeszcze pracę napiszesz. Wujek zna problematykę, podpowiada właściwy kierunek pracy badawczej i wtedy łatwo się pisze i bada. Cały czas jest ta gwarancja, że pracuje się wśród kolegów wujka, oni też mają dawne zobowiąznia wobec …. itd. Pokoleniowe umocowanie gwarantuje dobrą recenzję .
W sytuacji recenzowania komiksu, zapewne chodzi o to, żeby nie znalazly się tam treści niezgodne z naszą polityką historyczną, której nie ma no i o źródło finansowania dla recenzenta z WAT, UW, PAN.
czyli komiks musi być po linii i na bazie ? 🙂
chodzi o tę muszkę na kolbie , bo wydawca IPN nie chce durnych zarzutów … i tak mają ciężko i muszą ze wszystkim uwazac …….
polityka przetrwania ……………….. a może przy okazji ktoś owszem , parę stówek złapie……
takie są realia
Temat ten jest pięknie wyeksploatowany przez Terry Pratchetta w jego cyklu „Świat Dysku” w e wszystkich wtrętach o Niewidocznym Uniwersytecie.
W jaki sposób, na jakiej podstawie prawnej, komiks w Polsce MUSI mieć recenzenta naukowego? I czy dziennikarskie rozwiniecie tego pytania nie jest dobrym sposobem na promocję?
Albo np proces?
Próba recenzowania komiksu to tylko świadectwo. Świadectwo w jakim totalitarnym kraju żyjemy. Tu na wszystko trzeba uzyskać zgodę urzędnika. Ciekawe, że dla samego gen. Maczka to państwo (i jego urzędnicy) nigdy nie zdobyli się np na przyznanie państwowej emerytury. Swoją drogą oczekuję naukowych recenzji kolejnych wydań Spidermana. Batmana czy Supermena!
Czy to znaczy, że ktoś usiłuje uszczypnąć jakiś budżet na wydanie tego komiksu i recenzja jest po to, by ktoś to klepnął? Czy po prostu autor chce zaliczyć tym komiksem magisterkę na ASP?
Nie słyszałem o ZAWODOWYCH recenzentach. Natomiast jasne jest, że każda praca naukowa związana z uzyskaniem stopnia naukowego musi zostać zrecenzowana przez odpowiedniego rzędu autorytety w dziedzinie. W moim cechu jest tak, że promotor dzwoni do swego kolegi profesora z analogicznego wydziału czy zakładu na uczelni we Wrocławiu, Krakowie czy innym Bydgoszczu i prosi o zrecenzowanie pracy swojego doktoranta czy habilitanta. Kursuje to na zasadzie „ja cię podrapię po plecach, jak ty mnie podrapiesz po plecach” i zwykle nikomu nie dzieje się krzywda, chyba że Prawdzie. Łatwo bowiem sobie uzmysłowić, że 90% recenzowanych prac nie jest warte funta kłaków i że recenzja robi w ich wypadku za alibi. Najlepszym dowodem na to jest znana z licznych opowieści procedura z umieszczaniem w tekście na stronie 173 albo 221 wyrwanego z kontekstu słowa „dupa”, którego nie zauważa żaden z 7 czy 8 czytelników — ani promotor ani żaden z recenzentów, ani nikt z komisji wydziałowej itd.
Natomiast informacja o tym, że mogła powstać specjalizacja „recenzent prac naukowych” wydaje mi się jakimś przekłamaniem, nieporozumieniem albo z goła szyderczym żartem, oznaczałoby to bowiem ostateczne zarzucenie treści pracy na rzecz jej formy, co byłoby faktycznym i symbolicznym uznaniem upadku idei Uniwersytetu jako źródła wiedzy.
A co by w końcu nie mówić, przynajmniej w zakresie nauk przyrodniczych uniwersytety produkują jednak wiedzę, może akurat w Polsce w niewielkim zakresie, ale zawsze. Wydziały humanistyczne to oczywiście inna sprawa, tu panoszy się dżęder, przyczynkarstwo i hurtowa realizacja zleceń propagandowych władzy. Oczywiście, „przyrodnicy” też miewają słabsze chwile, kiedy np. przyjmują podejrzane zlecenia od koncernów farmaceutycznych, pamiętamy też cyrk z zimną fuzją etc.
To nie przekłamanie tylko podpucha, żart. Coryllusa nie znasz 😉
przeleciałam się po salon24 i taki mi się stary obyczaj murzyński przypomniał :
w pewnym plemieniu problem starców rozwiązywano raz do roku , następujaco :
w określony dzień zaganiano ich na drzewo , którym następnie potrząsano …… kto spadł lądował w kotle … i była uczta z okazji święta ….
kto nie spadł , ten miał cały rok do następnego święta przed sobą … itd , itd ……. 🙂
Też był zwyczaj z szybszym pozbywaniem sie starszych (Tetmajer „na skalnym podhalu” ) przywiązywało się starca do deski i wystawiało do lasu, w nocy ryś robił swoje.
Ale a propos czego, ten dowcip o zaganianiu na drzewo. czy na salonie jest coś o eutanazji np etatowych recenzentów.?
stare pokolenie musi odejść ….. ze starymi nawykami … przelatuję ostatnio salon troszkę uważniej niz dawniej … przez te upały , pies nie chciał w pola i miałam czas …
nie o recenzentach …. bardziej w sensie , że Mojżesz ciągał tych swoich Żydów przez 40 lat po malutkim Synaju ……..aż wymarli … nawet Mojżesz nie wszedł do Ziemi Obiecanej …
a analizować salonu tutaj szkoda …… tak mi sie stary kawał przypomniał ….. sorry:)
może powinnam dodać , że skojarzenie powstało w związku ze starymi profesorami krakowskimi -:(
Kilka tygodni temu komuś się wympskło porównanie Jaruzela do Mojżesza. Ale tak ku rozweseleniu serc pamiętacie ten dowip w ogłoszeniach Życia Warszawy że „Adalbert Lezuraj zakupi charty afgańskie”, od tamtego pamiętnego ogłoszenia wprowadzono w gazetach zwyczaj spisywania numeru D.O. osoby zamawiającej ogłoszenie – też swoisty wymóg/ recenzja treści ogłoszenia.
Recenzowac komiks pod katem zgodnosci z prawda historyczna to rzeczywiscie idiotyzm, chyba chodzi o zapewnienie nowych etatow.
myślę , że ponieważ chyba /?/ wydawcą jest Biuro Edukacji IPN …… stąd wymóg ….. tylko , że takie rzeczy można uzgodnić po prostu
ja mam z nimi dobre doświadczenia , ale co województwo to ludzie …. wszystko zależy od konkretnej osoby
A tu komentarz rysunkowy 😉
http://pandawhale.com/post/2876/when-top-level-guys-look-down-they-see-only-shit-when-bottom-level-guys-look-up-they-see-only-assholes
Coryllus – przed chwilą odkryłam coś zabawnego …
Jest taki staroangielski utwór ,, Beowulf ” . Słowo oznacza pożeracza miodu , czyli niedźwiedzia .
W utworze jego bohater Beowulf min walczy ze smokiem i go pokonuje .
treść można sobie wyguglać , ale to wydarzenie : niedźwiedź pokonujący smoka 🙂
Beowulf nie tylko zabił Grendela, ale też jego matkę. Kiedy się powie A…
Bartlommeo Berrecci stan posiadania: 6 kamienic krakowskich, 2 kramy sukienne, place i cegielnie za miastem oraz 2 żony możliwe że posażne. Zamordował go Włoch przed Pałacem pod baranami. Motyw zabójstwa: rozbój chyba nie (miejsce przed pałacem chyba nie stanowi terenu sprzyjajacego rozbojowi), zazdrość może być takim motywem, może (w czyjejś opinii) za długo żył i przeszkadzał w karierze kolejnych utalentowanych pokoleń… ?
tyle to i ja znalazłem.
Zazdrość? Oczywiście, to zawsze możliwe.
Zwerbowany dla Polski na Węgrzech, w okolicy i czasie co najmniej wtedy ciekawych dla praktyka sztuki – który w dodatku miał nie żyłkę, ale raczej po owocach patrząc aortę do interesów.
Aniu , Ty naprawdę dobra jesteś w te klocki …… podziwiam 🙂
Jestem żoną adwokata, z pochodzenia krakowianina, ale po babce góralce, co w Krakowie zdaje się jest wadą. Córka też jest absolwentem prawa i oni oboje zawsze w takich wypadkach zadają pytanie: czyja korzyść?
Ale co byśmy nie wymyślali w materiach śledczych, to Coryllus każdy inwestigejszyn przeprowadzi najlepiej. vide sprawa św A. Boboli, sprawy Tęczyńskich, żaków krakowskich, mennic i drukarni polskich itd czekamy na kolejne śledztwa.
Dobrze, wchodzę do konkursu chociaż żaden ze mnie historyk. Po 5 godzinach grzebania mam takie materiały, że oko mi zbielało. No i jest ponadczasowo i tak jak w sumie powinno być.
Kariera utalentowanych pokoleń, a może jednak coś innego? W każdym razie bał się śmierci, wiedział, po jakim stąpał gruncie, skoro niedługo przed nią sporządził testament. 😉
No i zważywszy na siły które rozpętał, sporządzenie testamentu było raczej rozsądnym posunięciem.
Ania … Marcin …..liczyłam , że rzucony przez coryllusa temat właśnie Wy podejmiecie !!!!!!!
bo tu jesteście ….. czytacie …….. i macie środki i możliwości których np ja nie mam …….
cieszę się ogromnie !!! 🙂
Dopiero zacznę poszukiwania, ale kierując się rozważaniami Coryllusa (np. „Dwa floreny za zbroję” t.II Baśni…), i sugestiami Marcina, że nasz bohater stąpał po grząskim gruncie (a stąpał po gruncie krakowskikm), to może narobił sobie wrogów wśród trzymających władzę w mieście. Jeśli zadarł z władzą miasta, czyli mafią rajców …., to „niechcący” lub „przez pomyłkę” mógł być zabity i w biały dzień, i blisko pałacu, byleby blisko była grupa halabardników co jednocześnie może zdarzenie zasłonić i zaświadczyc co trzeba.
No to takie moje wredne spekulacje oczerniające „wadzę”.
🙂 !!!!
coryllusavellana@wp.pl
Czy aby na pewno blisko pałacu? Blisko czego jeszcze? 😉 Tak się droczę. Bo moje źródła, dużo starsze niż wiki pokazują inne miejsce. I czemu rajcom mogło zależeć na takiej właśnie legendzie?
Jakiś „włoch” fajnie odwraca uwagę lokalsów.
Mógłbym Ci podać źródła, ale nie chcę nikomu psuć zabawy. No i mnie to wciągnęło baaardzo. może tym mi łatwiej że nie jestem powiązany z Krakowem.
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.