wrz 162022
 

Nie potrafię zrozumieć dlaczego ludzie omawiają fatalne filmy z Netlflixa, które są ekranizacjami słabych powieści SF. Netflix robi z tych produkcji niekończący się festiwal walki z rasizmem, a główne role grają sami czarni aktorzy. Produkty te są ewidentnie przeznaczone na rynek wewnętrzny w USA i obliczone na wywołanie efektu wśród czarnej społeczności. Osobna sprawa czy taki efekt rzeczywiście wywołują. Pokazywanie ich w Polsce nie jest elementem żadnej polityki, ale po prostu ładowaniem do jednego worka wszystkiego jak leci. Cel tych praktyk jest jeden – wywołanie złudzenia różnorodności. Każdy kto choć raz był na Netflixie rozumie, że nie ma tam żadnej różnorodności. W każdym filmie jest to samo. Dramaty są fikcyjne i skrojone pod prymitywną bardzo propagandę. Scenariusze pisane są na kolanie, a dokrętki do popularnych seriali robione na chybcika, żeby tylko jakoś wyjść z pułapki zawikłanych nadmiernie losów głównych bohaterów. Ile to jeszcze może trwać? Tego nie wiemy, ale pewne jest, że do momentu, kiedy ten system przestanie przynosić zyski i trzeba będzie nieco zmodyfikować paradygmaty. Dziwne jest w tym wszystkim to, że ludzie podejmują dyskusję o bardzo nędznych produktach i chcą stworzyć jakiś rodzaj znawstwa. Po co? Równie dobrze można grzebać w śmietniku i tworzyć znawstwo puszek po konserwach wieprzowych i wołowych, a następnie spierać się, które są ciekawsze i w których było lepsze mięso.

Pomyślałem, że napiszę dziś laurkę dla nas wszystkich, bo dawno niczego takiego nie pisałem. Czynię to także z tego powodu, że moja zwiększona aktywność promocyjna na różnych platformach spotyka się wyłącznie z gwałtownym sprzeciwem, podejrzeniami o agenturalność albo z niezrozumieniem. To ostatnie wynika wprost z wiary, że można zaistnieć w hierarchii osób oceniających seriale SF z udziałem czarnych aktorów z tlenionymi włosami. Jak wszyscy wiedzą mamy za sobą masę pracy, nie mówię tylko o sobie, ale o innych autorach, komentatorach, czytelnikach, grafikach, redaktorach, korektorach i w ogóle wszystkich, którzy przyczynili się do sukcesu naszego projektu. To naprawdę dużo ludzi. Nasza praca wyraźnie różni się jakością od tego, o czym napisałem na początku. Nawet jeśli zdarzy nam się jakieś potknięcie, jest ono niczym wobec bezradności warsztatowej autorów z Netflixa czy naszych rodzimych karmicieli wrażliwości męskiej i niewieściej, żyjących ze słowa pisanego. Jeśli chodzi o grafików, z którymi współpracujemy, to reprezentują oni poziom mistrzowski w skali globu. Nikt jednak nie daje im żadnych gwarancji i nikt im nie proponuje czegoś stosownego do ich umiejętności. Co prawda Paweł Zych dostał propozycję od Chińczyków, by ilustrował wielką historię Chin, ale odmówił, albowiem byłaby to praca na całe życie, wyłączająca go w zasadzie ze wszystkiego. Zarówno Tomek, Hubert i Paweł, powinni być gwiazdami na każdym festiwalu komiksów. Nie są, albowiem organizatorzy tego rodzaju imprez kierują się motywacjami, których podstaw rozpoznać nie potrafię. Jeśli zaś chodzi o pisarzy i krytyków, to jest jeszcze gorzej – oni by chcieli, żeby dziennikarze mówili dobrze o ich pracy. W sytuacji, kiedy każda minuta czasu antenowego mediów publicznych i prywatnych jest przeznaczona na bardzo prymitywną propagandę, nie ma mowy o takich rzeczach. W zasadzie pozostaje tylko jedna droga – podniesienie znaczenia wspomnianej propagandy i wmawianie ludziom, że jest to temat do dyskusji. I całkowity zakaz mówienia i wskazywania na produkty, które od najprostszych schematów odstają. Wtedy bowiem ludzie inicjujący dyskusję, aspirujący do wpływów, których przecież nie mają, zostaliby zdegradowani. Pozostaje jeszcze kwestia rozumienia przekazu graficznego i słownego, który niosą nasze produkty. Nie ma tam nic, co mogłoby wywołać dyskusję osób nie przygotowanych do niej choć trochę. Nie ma nic o Murzynach, o LGBT, o podstępach UE i o prometeizmie. A skoro nie ma, to sensu dyskusji o tym też nie ma, albowiem sensy te narzuca Netflix. I on je produkuje. To one są głównym towarem sprzedawanym na tej platformie, a nie idiotyczne filmy. Mają one jawny charakter polityczny, choć ci, którzy o nich dyskutują upierają się, że chodzi wyłącznie o walory estetyczne, gdzieś usunięte, i gdyby tylko je przywrócić wszystko byłoby dobrze. Otóż jest to niemożliwe, albowiem cała propaganda zaczyna się od wywrócenia na nice relacji pomiędzy okiem i duszą, a obrazem. I to jest polityczne, a nie estetyczne zjawisko.  Z tego przekrętu biorą się inne, takie jak jawna polityczna hucpa. Żeby się od niej uwolnić nie wystarczy ją wskazać, ani też nie wystarczy ją skrytykować. Trzeba mieć swój pakiet rozwiązań i odpowiedzi. Rzecz jasna, nie politycznych, bo na to nikogo nie stać. Można mieć jednak odpowiedzi narracyjne i estetyczne, które tworzyć będą nowy, uporządkowany jak trzeba kosmos. No, ale – o czym piszę ciągle – ten nowy układ oddala się bardzo od powierzchownych satysfakcji związanych z jałową polemiką. Ta zaś jest najważniejszą ułudą całego publicystycznego życia.

Czy będziemy mieli jeszcze tyle siły, żeby tę naszą robotę ciągnąć dalej? Przyznam, że ostatnie dwa lata mocno mnie zdołowały. Nowe projekty, które zacząłem wprowadzać na rynek, spotkały się z oceną dziwaczną, wskazującą na to, że wielu ludzi nie rozumie, o czym ja tu w ogóle gadam. Niektórzy uzurpują sobie prawdo do wpływania na moje decyzje dotyczące tego co mam pisać. I to jest, przyznam, coś absolutnie straszliwego i irytującego w stopniu najwyższym. Bo przecież tłumaczę, coraz częściej, że formuły używane do tej pory nieco się zużyły. O tym, by ktoś zrozumiał związek dystrybucji z produkcją treści, nie może być nawet mowy. Sprzedaż jest ostatnią troską „mądrych”, którzy próbują mi doradzać. Targi przestały pełnić swoją funkcję, choć i wcześniej bywało z tym różnie. Wystawcy płacący za kawałek podłogi niemałe pieniądze stali się jeszcze do tego tłem dla agresywnej propagandy. Nie chcę w tym uczestniczyć.

Jutro konferencja w Uniejowie. Zapisało się trochę więcej osób niż na tę wiosenną, w Wąsowie, ale to i tak jest dużo poniżej moich oczekiwań i dużo poniżej wyników z roku 2018 i 2019. Uważam, że trzeba w nadchodzącym roku nieco zwolnić. To znaczy zmienić nieco formuły dystrybucyjne, które do tej pory eksploatowaliśmy, a także przebudować ofertę. Pamiętając przy tym, że wydawnictwo to okręt bardzo trudny w manewrowaniu. Nie można odwołać nakładu, który został zlecony do druku. Trzeba go przyjąć do magazynu i sprzedać.

Jak wszyscy, mam nadzieję widzą, niewiele jest okoliczności, które nam sprzyjają, sporo za to propozycji, które skończyłby się katastrofą, gdybym je przyjął lub choćby tylko spojrzał w ich stronę. Coraz trudniej też wyjaśniać ludziom, dlaczego robimy to, co robimy. I coraz trudniej docierać do nowych czytelników. Internet bowiem się kurczy, i zmniejszają się obszary, gdzie ludzie poszukują czegoś innego niż kłopoty tlenionych Murzynów, odgrywających w tasiemcowych serialach, nędzne psychologiczne schematy.

Odblokowano nam zrzutkę, która została zwinięta po śmierci Julii. Tak się złożyło, że kilka osób, nie rozumiejąc, że ta blokada jest czasowa, wycofało pieniądze. Zostało mi naprawdę niewiele do zebrania na drugą ratę czynszu. To co wpłaciliście Władzi jest w moich rękach i czekam tylko na sfinalizowanie tej zrzutki. Jeśli ktoś uważa, że może mi pomóc, tutaj jest link

 

https://zrzutka.pl/g6kscy

 

  6 komentarzy do “Konsumpcja treści”

  1. Nie na bieżący temat, ale mam nadzieję, że będzie interesujące. Akurat znalazłem.

    https://youtu.be/42Y47f3XX-8

    https://youtu.be/mDlhylDyUEw

  2. dzięki, bardzo interesujące, zawsze nam wrzuć  taką interesującą konsumpcję treści, z  zupełnie innym spojrzeniem bo z innego krańca Europy.

  3. pierwszy raz usłyszałam że 47 litewskich  rodów szlacheckich (niejako) opiniowało decyzję Księcia  Witolda o nawiązaniu – aplicare- z królestwem polskim, że nie był Witold  taki zawistny jak to pokazano w „koronie królów” itd

    jeszcze raz dzięki

  4. tylko nie wyjaśniono jak Litwa zhołdowala  sobie tak szeroko rozrzucone księstwa od Białorusi i dalej

  5. W wywiadzie podkreśla, że odbyło się to na zasadzie porozumienia o współpracy, a nie podboju. Zawsze mnie to zastanawiało, jak Litwa opanowała takie terytorium. Pierwsze info było takie, że po inwazji Mongołów tereny były bardzo wyludnione i zniszczone. Myślałem więc, że nastąpił łatwy podbój. Teraz okazuje się, że niewielkie ośrodki władzy chętnie przyłączały się do większej struktury.

  6. czyli poprzez zhołdowanie – księstwa funkcjonują jak poprzednio, ale jest kilkaset km stąd Władyka co czeka na ustalone uprzejmości , czy trybut

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.