kw. 282014
 

Taki tytuł nosi jeden z rozdziałów w pracy Jerzego Serczyka zatytułowanej „Albretyna, Uniwersytet w Królewcu”. I to jest powiem Wam jeden z najbardziej inspirujących i dobrych tytułów jakie zdarzyło mi się przeczytać w życiu. W treści rozdziału nie ma pozornie żadnych rewelacji. Ot zwyczajne sprawy, wydział medyczny Albretyny z polecenie wielkiego elektora kontrolował produkcję leków, a także ich ceny. Co to mogło oznaczać w praktyce? Socjalizm rzecz oczywista, a także bezpieczeństwo dla elektora i jego najbliższych. Kiedy bowiem mamy pod kontrolą sprawę tak ważną jak produkcja medykamentów o wiele trudniej zaaplikować władcy truciznę, a nawet jeśli się to powiedzie o wiele łatwiej znaleźć winnego. Jest nim ten, który sprawował pieczę nad aptekami. To jest trochę niebezpieczne dla medyków z Albretyny, ale przecież daje też jakieś korzyści. Są oni korporacją, która ma władzę rzeczywistą i co najważniejsze ustala ceny medykamentów i jeszcze do tego może w każdej chwili utrącić konkurencję. Wystarczy, że napiszą medycy z Królewca stosowny raport do władcy i już. Jak pamiętamy, w pierwszym tomie Baśni jak niedźwiedź opisałem zapomnianą już historię laborantów z Karpacza. Laboranci byli korporacją medyków-zielarzy, którzy przygotowywali swoje specyfiki z naturalnych składników rosnących na karkonoskich łąkach. Póki Śląsk był w Austrii nic złego im nie groziło. Kiedy znalazł się w Prusach, praktyki monopolistyczne dotyczące obrotu lekami od razu dały im się we znaki. Cech laborantów został zlikwidowany w pierwszej połowie XIX wieku z inspiracji berlińskich lekarzy, którzy mając narzędzia administracyjne w rękach pozbyli się konkurencji.
Wróćmy do Albretyny. Jeśli ktoś dostaje do ręki takie narzędzie jak możliwość ustalania cen i narzucania tych cen na produkty konkurencji no to hulaj dusza piekła nie ma. Jest elektor, a potem król w Prusiech, ale on ciągle potrzebuje pieniędzy, więc jeśli wszystko idzie dobrze i ilość zgonów w wyniku omyłek lekarskich nie przekracza ówczesnych norm, nie wtrąca się ów pan w sprawy swoich medyków. Ci zaś mogą poszaleć. Wszyscy wiemy jakie pole do korupcji otwiera się w takich wypadkach, ale ani o korupcji, ani o wypadkach w książce Serczyka nie przeczytamy. Dowiemy się z niej jedynie, że nie wszystkie produkty medyczne udawało się objąć pełną kontrolą. Na przykład driakiew, lek na wszystko, wytarzany był na dziko i sprowadzany zza granicy i nijak nie dawało się tego zatrzymać. A to z powodu zbyt dużej ilości składników potrzebnych do jego wyprodukowania, z których tylko kilka występowało w Prusiech.
Piszę to wszystko nie dlatego, żeby analizować kwestie działalności przemysłu farmaceutycznego dzisiaj, choć gołym okiem widać, że dziś żaden król ani elektor nie ma nad nim kontroli. Lekarze przegrali, aptekarze są górą i oni narzucają ceny oraz decydują o składzie leków. A wiecie dlaczego? Otóż dlatego, że tak zwany oświecony absolutyzm i polityczne twory za jego pomocą zarządzane były tylko krótkim dziejowym epizodem. I odeszły bezpowrotnie w przeszłość. Nam, żyjącym w bezpośredniej bliskości tego epizodu, nam którym absolutyzm dopiekł do żywego, wydaje się, że cesarstwa i scentralizowane królestwa to coś najgorszego. Było to jednak chwilowe i nie utrzymało się długo. Likwidacja absolutyzmów dokonała się zaś w imię wolności i w imię dobra ludu, czyli w istocie w imię organizacji tajnych, takich, które chcą za naszymi plecami, według sobie tylko znanych receptur przygotowywać środki na porost włosów i proste plecy. Ja tu nie bronię króla Prus, nie daj Boże, ale zwróćcie uwagę na to, jak krótko to trwało i jak szybko dojrzewa rewolucja. Zwróćcie uwagę na narzędzia, którymi się posługuje, na to jaka jest oszczędna jeśli chodzi o wypłacanie żołdu swoim ludziom i jakie są jej istotne konsekwencje.
Mam tu pod ręką także inne książki, nie tylko tę o Albertynie. Mam tu antologię o stosunkach polsko- moskiewskich w XVII wieku i tam są dopiero ciekawe sprawy, bo kilka artykułów poświęconych jest wojsku najemnemu w Szwecji, Moskwie i Polsce. Już chyba nie muszę nikogo przekonywać, że wojsko to składało się w przeważającej masie ze Szkotów, Irlandczyków i Anglików. Na kolejnym miejscu byli Francuzi i potem dopiero Niemcy. Autorzy próbują nas przekonać, że najemnicy moskiewscy, pochodzący z Wysp Brytyjskich byli wcielani do armii cara siłą. Nie podają jednak kto i w jaki sposób utrzymywał te roty w dyscyplinie na polu bitwy. Nie podają ile wynosił żołd takiej niewolnej brytyjskiej roty, ograniczając się do stwierdzenia, że choć niewolni to jednak służyli za pieniądze.
Autorzy z niejakim zdziwieniem konstatują, że zza pleców króla Jakuba wychylają się zdenerwowane i zapiekłe twarze urzędników różnych kompanii, ale nie podpierają tego spostrzeżenia żadnymi wnioskami. Musimy więc zrobić to za nich sami. W dawnych czasach, przed sprawą tak ważną dla historii Europy jak wystąpienie Lutra, polityka władców była ograniczana przez politykę miast. Ta ostatnia zaś maskowana była poprzez tak zwane bunty baronów, choć słuszniej byłoby nazwać je buntami baranów. Baronowie nie mogli się buntować sami z siebie, albowiem byli przeważnie zadłużeni, jak nie w mieście to u Żyda. Wszelkie więc bunty wywoływali wtedy kiedy ktoś im próbował zabrać jakieś pieniądze, należne im z tytułu szlachectwa lub rabunku, albo wtedy kiedy ktoś im ten bunt skredytował. Dobrze to widać na przykładzie Anglii czasów Edwarda I. Istotnym celem władców było więc podporządkowanie sobie miast, ale pomiędzy dworem a miastami stały właśnie te barany, to jest chciałem rzec – ci baronowie. W Polsce było inaczej niż w Anglii, bo władca szedł po prostu na pasku miejskich bankierów, a szlachta bezskutecznie próbowała zerwać go z tej uwięzi, przed czym on się bronił rękami i nogami, które to czynności zostały w XIX wieku nazwane przez historyków „walką o wzmocnienie władzy królewskiej”.
Był jeszcze Kościół, który kontrolował na spółkę z baronami produkcję żywności. Był więc przez to naturalnym wrogiem miast, gdzie żywność była sprzedawana. Miasta poprzez różne działania próbowały przejmować majątki ziemskie. Z baronami szło łatwo, bo oni wiecznie potrzebowali pieniędzy, z Kościołem było trudniej, bo istniały wspólnoty zakonne, które znacznie obniżały koszta produkcji, zysk zaś wypracowany w wielkoobszarowych gospodarstwach przeznaczały na budowę świątyń. Nie wprowadzały go do obrotu przez co był on niemożliwy do przejęcia i przepraszam za kolokwializm – do skitrania w jakiejś piwnicy pod ratuszem.
Wszyscy wymienieni z wyjątkiem Kościoła byli zainteresowani zmianą tej sytuacji. Ta zaś była niemożliwa do uzyskania bez herezji. Nie wiem kto i gdzie wpadł pierwszy na pomysł, by wpuścić władców w tę pułapkę, ale musiał być to ktoś, kto kombinował w perspektywie dłuższej niż dwa dziesięciolecia. Wprowadzenie herezji, o czym już wielokrotnie pisałem oznaczało rabunek Kościoła i napędzanie zrabowanymi pieniędzmi wojny. I tym były zainteresowane zarówno miasta jak i niektórzy władcy. Wszystkim bowiem się zdawało, że jak Kościół zniknie i wszystkie jego aktywa zostaną przejęte to świat wypięknieje od razu, przynajmniej w niektórych miejscach. No, ale Kościół nie zniknął, przeciwnie zaczął się bronić. Miasta i banki znalazły się w defensywie, ale tylko chwilowo, bo na miejscu średniowiecznych patrycjatów, które czerpały swoją potęgę z rynku i targu pojawił się twór nowy, który żywił się aktywami z giełdy – kompania handlowa. Możemy to pojęcie nawet uściślić – brytyjska kompania handlowa. Polityka brytyjska – najważniejsza polityka w Europie – to polityka kompanii. Dlatego właśnie wyjaśnianie czegokolwiek poprzez posunięcia i pomysły królów z dynastii szkockiej nie ma sensu i nie daje nam odpowiedzi na żadne z istotnych pytań dotyczących czasów nowożytnych. Powtórzmy – polityka brytyjska to polityka kompanii. Te zaś mogą się nawet zwalczać. Jedna może werbować najemników dla Polski, a druga dla Szwecji, w tym wszystkim są jeszcze urzędnicy królewscy, którzy mają własne sprawy do załatwienia i wysługują się tak do końca nie wiadomo komu. Jedno tylko w tym wszystkim jest stałe – strumień zrabowanych i pozyskanych dóbr kierowany jest w jedno miejsce – do Londynu. Czy Wam to coś przypomina? Mnie przypomina wielogłowego smoka z jednym żołądkiem. Przeciwko tej hydrze kontynentalna Europa broni się kumulując władzę w jednym ręku i wprowadzając różne obostrzenia na granicach mające na celu ochronę rynków. Jednocześnie władcy z kontynentu próbują się jakoś dogadać z dworem w Londynie, co ma oczywiście sens, ale tylko w pewnych granicach, które dla nikogo nie są wyraźne. W stuleciu XVIII udaje się jakoś ustabilizować sytuację, ale kompanie ani na moment nie przestają szukać miejsca, w którym mogłyby rozpocząć rabunek. Takich miejsc jest kilka, ale najważniejsze to Francja i Polska. W tej pierwszej władza oświeconego absolutyzmu usycha, a w tej drugiej władza jest fikcyjna. Nie ma więc tam nawet potrzeby organizowania rewolucji. Trzeba się tylko porozumieć z ludźmi, którzy trzymają w rękach stery i pokawałkować ten dziwny twór pod byle jakim pretekstem. No, ale wcześniej konieczne jest jeszcze zdefasonowanie struktury Kościoła na tym terenie, co nie jest wcale trudne, bo większość biskupów należy do organizacji tajnych, które są w istocie narzędziem banków służącym do paraliżowania i ogłupiania elit. Co nie zmieniło się do dnia dzisiejszego, o czym przekonać się może każdy kto poświęci pięć tylko minut na rozmowę z tak zwanymi masonami.
Kompanie są jak smok i muszą cały czas coś pożerać. Kiedy nie ma majątków Kościoła, pożerają aktywa państw, potem pożerają się nawzajem, a kiedy ludziom, w ten czy inny sposób udaje się trochę odkuć, wszystko zaczyna się od początku.
Świat współczesny znacznie wypiękniał od czasów ostatniej rewolucji i wszystkie gwałtowne zmiany mające na cel podważenie stosunków własności i transfer gotówki oraz dóbr z jednego miejsca w drugie maja dziś dużo delikatniejszy charakter. Co nie znaczy, że obywają się bez krwi i trupów. Kompanie ani na moment nie przestają mówić o wolności i prawach ludu do samostanowienia, a władcy absolutni jak dawniej próbują utrzymać kontrolę nad produkcją driakwi. Nie wiem tylko co z Kościołem. Budzi się, czy śpi nadal? Nie mnie to oceniać, ale może wy spróbujecie.

Na koniec kilka spraw organizacyjnych. Tak się składa, że nakład książki autorstwa rodziców Grzegorza Brauna „Dobrzy księża” jest już wyczerpany. Ostatnie 40 egzemplarzy właśnie zostało wysłane kurierem na mój adres. Wydawnictwo może oczywiście zrobić dodruk, ale wyłącznie dla mnie. Ja zaś nie wiem czy chcę sprzedawać tę książkę kiedy pomiędzy mną a autorami stoi pośrednik. Pewnie nie chcę, ale nie mam też póki co możliwości, by zawrzeć z autorami jakąś umowę. Zbyt wiele kosztownych imprez przede mną. Będę musiał z tym poczekać. Nie wiem jak długo. Tak więc jeśli ktoś jest zainteresowany książką „Dobrzy księża” musi podejmować decyzję już. Kończy się także nakład pierwszego numeru „Szkoły nawigatorów”. Dodruków nie będzie.
Wszystkich zapraszam na stronę www.coryllus.pl oraz do księgarni Tarabuk, Przy Agorze w Warszawie, do sklepu FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy w Warszawie i do księgarni 'Latarnik” przy ul. Łódzkiej 8 w Częstochowie.

  16 komentarzy do “Kontrola uniwersytetu nad aptekami”

  1. Do dzisjejszych Uniwersytetów Medycznych nikt nie ma takiego zaufania. Kościół jest pożerany z zewnątrz i podgryzany od środka przez różne Pieronki i Lemańskie. To realizacja planu 50 letniego 😉

  2. „twór nowy, który żywił się aktywami z giełdy – kompania handlowa” – nie byl bynajmniej niczym nowym.
    Takie 'venture’ to byly i za 'Rzymu’ a nawet duzo wczesniej za starozytnego Egiptu w czasach Babilonskich. Najlepszym przykladem takiego tworu „polaczonej sredniowiecznej Wenecji/Hiszpani i Angli” to byla starozytna Kreta ktora zyla z handlu morskiego na ktory miala rzec mozna wylaczny 'monopol’ dzieki dzialaniom jawnym (flota o przewadze o jakiej anglicy za najlepszych czasow mogli sobie pomarzyc) i niejawnym (domy handlowe) i dzieki temu byla obrzydliwie bogata. Brytyjczycy nie wymyslili niczego nowego – oni poprostu po raz kolejny „wynalezli kolo” albo poprostu lepiej czerpali wzorce z historii.

  3. Mam kłopoty z wchodzeniem na salon24 . Nie wiem co się tam dzieje . I tak czytam u nich jeszcze Osiejuka i to mogę robić na Jego stronie . Tyle , że na Toyah.pl nie umiem się zalogować , żeby komentować .
    Dziś ważne sa oba teksty . Krzysztofa i Gabriela .

    O kościele była rozmowa wczoraj na salonie . Napisałam trochę .. inni napisali .. ale to jakiś ogrom pytań i problemów .
    Napisałam tu wczoraj , że mam fajną parafię i fajnego , nastawionego do nas przyjaźnie proboszcza .
    Mogła bym długą listę pochwał na jego temat napisać . Nie wiem jak bym się czuła bez tego miejsca i bez moich Łagiewnik . To są przestrzenie dla ducha .

    Co z resztą . Braun mocno podkreśla wagę parafii jako tej komórki kościoła , do której każdy ma dostęp. Co z hierarchami ? Ja ze 2 miesiące temu porozmawiałam sobie od serca z takim zaprzyjaźnionym emerytowanym generałem zakonu . Może u nich będzie dobrze . Dawniej bez litości wyśmiałam pewnych idiotów u nich … ale sami czuli , że to słuszne .

    Ale te zakony jezuickie , dominikanie , franciszkanie u nas akurat … to jest wylęgarnia buntowników . Gwiazdorów telewizyjnych . A cała reszta , mniej medialna … co się tam dzieje ? To są zamknięte wspólnoty .
    No więc jeszcze pytanie o hierarchów . Też otwarte .Mam bardzo często poczucie , że albo nie rozumieją co się dzieje , są zwyczajnie spóźnieni , co dzisiaj , w czasach pośpiechu nie jest dziwne , bo oni się nauczyli że Kościół ma czas . Ale nie wiem czy taktyka na przeczekanie jest dobra .
    Z banalnie prostego powodu . To czy ten czas jest nam dany wie tylko Bóg .

    Ale jakoś też mam poczucie , nie nowe , bo historycznie zakorzenione , że część hierarchów jest i była po złej stronie .
    Same pytania .
    Pytałam , wczoraj na salonie , czy już się trzeba bać. Potem sama sobie odpowiedziałam , że w końcu od 2000 lat żyjemy w czasach ostatecznych .

    To papieskie nie lękajmy się ….. Trzeba robić to co uważamy za słuszne . Kto jest sojusznikiem pewnie okaże się z czasem .

  4. A jak wpisać „kontrola uniwersytetów nad mózgami” to co się okaże….
    Pamiętajmy papieskie „nie lękajmy się” (senza paura). Nie siedzieć z założonymi rękami, działać w parafii, majówki, festyny, wakacje z gromadą parafialną, …..

  5. Tak . Kreta jest przykładem wyśmienitym . Panowanie nad całym morzem . Zresztą mam gdzieś taka książkę o Morzu Sródziemnym w średniowieczu jeszcze , taki postrzymski obszar gospodarczy .

    To szło przez wieki .

    Ale Kreta , Labirynt , Minotaur wtedy jeszcze .. nie smok …. dokładnie …

    Jeszcze chyba równolegle /?/ Tyr i Sydon ????? To jest ciągle ten sam patent .

    A współcześni / no … 19-towieczni / archeolodzy angielscy na bliskim wschodzie to tylko takie drobne dopełnienie , skojarzenie jakiegoś trybika tego mechanizmu .. ich misje polityczne szpiegowskie , gospodarcze ……

    Ale dla naszych współczesnych potrzeb te coryllusowe rozważania na temat Anglii są w sam raz .

  6. Apteczne regulacje przypominają mi późniejszą inicjatywę IG Farben. Kartel zrzeszający 80% niemieckiego(?) przemysłu chemicznego(AGFA, Bayer, BASF,Hoechst), dostarczający na front II Wojny 60% zaopatrzenia(paliwa, materiały wybuchowe itd), oczekujący po wygranej wojnie kontroli urzędowo-patentowej na podbitym obszarze Europy.
    Proces IG Farben po wojnie był wydzielonym procesem norymberskim, skazani szefowie IG Farben, po niewielkich, szybko dodatkowo skróconych wyrokach, wrócili do swoich miejsc pracy w zarządach macierzystych firm.
    Trzeba dodać, że KL Auschwitz był hotelem robotniczym dla największego wówczas zakładu chemicznego na świecie(3 km x 8 km) w Oświęcimiu. SS-mani pracujący w obozie realizowali zlecenia na rzecz IG Farben, za swoje badania, np. testy leków na więźniach, dostawali dodatki finansowe, urlopy itd..
    O KL Auschwitz nie powinno się nigdy mówić bez wspomnienia IG Farben i jej elementów składowych.

    Nie jestem pewny, ale obecnie dawny zakład IG Farben, późniejsze Zakłady Chemiczne Oświęcim, później Dwory SA, są chyba obecnie, pod nazwą Synthos, własnością znanego gościa o swojskim nazwisku Sołowow, który parę tygodni temu uruchomił w Rosji swoje kolejne zakłady, zdaje się, że filię Cersanitu.

    Wracając do IG Farben – dawne składowe tego kartelu zagłady mają swoje siedziby w Warszawie, wzdłuż nomen omen Alei Jerozolimskich(teraz mi się skojarzyła ta nazwa z popularnym specyfikiem tej firmy z lat wojny). Przejeżdżając patrzę na ich reklamy i mam „mięszane” uczucia, jak mówił robotnik Marian, ofiara Zieleniaka i obozu pruszkowskiego po Powstaniu Warszawskim.
    Swoją drogą obóz pruszkowski, znajdujący się na terenie powojennych Zakładów Naprawy Taboru Kolejowego został wykupiony, przez prawdopodobnie kapitał zagraniczny, i zamieniony w centrum logistyczne. Podobno na murach pozostawiono ślady po kulach z rozstrzeliwań mieszkańców Warszawy.

    Wracając do IG Farben – stawiam tezę, że poza skojarzeniem z Cyklonem, 98% Polaków i w ogóle ludzi na świecie, nic o tej „kompanii” i jej celach historycznych nie wie. Również tego, że ponoć Kohl był pracownikiem BASFA, a Angela jego wychowanką ….
    A daleko nie trzeba szukać, dość dokładnych informacji dostarcza wikipedia.

  7. Do Kossobora:
    Powiedziałam do Pana Serczyka na „Wstępie do badan historycznych”: Historia to nauka? Historia nie jest nauką, odpowiedział. Jego brat napisał „Historię Ukrainy”, ktoś mi powiedział, że to same kłamstwa… (?)

    Może nie zrozumiałam idei artykułu; sądzę, że nierozwiązany problem leków tkwi, jak wszystko prawie, w wykształceniu, dociekliwości, etyce lekarzy itd.

    ps. ktoś posługuje się moim pseudonimem na salonie

  8. Polecam Explozeum w Bydgoszczy.
    Jest tam o Noblu, produkcji wojennej i IG Farben tez.

  9. Wyglada na to, że Niemcy mają duże szanse na to żeby być genetycznie zaprogramowanymi do zajmownaia się chemią.
    Jest duża awnatura o szczepionki ( mozna się dowiedzieć via internet), że są one wg rodziców przyczyną kłoptów rozwojowych dzieci, no to ciekawe kto sie specjalizuje w produkcji tego świństwa czy tez koncerny zza Odry?

  10. Etyka lekarzy? Ponoć lekarze w przewadze to wyjątkowo mało etyczna grupa zawodowa, bardzo inteligentna, ale „chłodna” emocjonalnie.

  11. Niemcy ponoć dominowali w chemii przed II wojną światową. Po drugiej wojnie ich dominacja ponoć upadła, chemia rozwinęła się na całym świecie.

  12. Ostatnio mieliśmy do czynienia z radiologiem. Diagnoza wsparta TK wybitnie dołująca – przypadek nieoperacyjny. Tylko leczenie paliatywne przez napromieniowanie.
    Lekarz nie wydusił z siebie zbyt wielu słów, a tylko podtykał pod nos choremu kolejne kartki do podpisania z informacjami, w tym o możliwych skutkach ubocznych leczenia, których akceptacja dopiero dopuszcza chorego do dalszego postępowania medycznego, ze tak się wyrażę.
    Wszystko to przy prezentowaniu zdecydowanego chłodu emocjonalnego.

  13. Podgryzanie z zewnątrz wymusza zwarcie szeregów i opór, a konie trojańskie rozsadzają od środka i pracują nad obniżeniem wszelakich standardów. Doprowadza to do tego, że zmarły tragicznie nasz drogi Bronisław, nie będący katolikiem, żegnany jest prawem kaduka z koncelebrą trzech biskupów. J. Lityński w świątyni strofuje wiernych podczas mszy pogrzebowej prof. Józefa Szaniawskiego, a przyniósł tylko Krzyż Kawalerski nadany pośmiertnie przez p.Rezydenta.
    O tempora, o mores!.

  14. Wirus chemii zdominował komórke żywiciela, zreplikował się i doprowadził do eksplozji która doprowadziła do rozprzestrzenienia na wiele komórek powiązanych.
    Ciekawe, jak tam przemysł chemiczny w Argentynie.

  15. Wyczytałem niedawno, że roczne obroty handlu lekami są większe niż pekabe 100 najbiedniejszych państw świata.
    Oczywiście „wartość” leku to fikcja oparta o „prawo patentowe” uniemożliwiające konkurencję (na przykład potencjalnie bardzo tanim zamiennikom z Indii.
    „Na dziecko nie dasz, łotrze?” zdają się mówić koncerny, jednocześnie tworząc listy leków refundowanych i prawo blokujace możliwość wchodzenia chemicznej konkurencji na ich teren.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.