Mój kolega, który ma niesamowitą rękę do wymyślania tytułów podsunął mi wczoraj coś takiego jak widzicie. Co to jest kraina wiecznych łosi? Postaram się wyjaśnić najlepiej jak umiem. Oto wczoraj przez sieć przeleciała wiadomość, że gdzieś w Turcji odkryto zwłoki jakiegoś rosyjskiego oficera i po oględzinach okazało się, że to jest pradziadek Inki Siedzikówny. I tak to zostało podane – pradziadek Inki został odnaleziony! Napisałem żartem, że pradziadek Inki to Manco Capac, syn słońca, sam Inka zaś to Tupac Amaru, a może odwrotnie, nie ważne. Mój kolega zaś natychmiast przebił tę blotkę i odpisał, że ten akurat to Tupac Amuru, bo odziany jest w rosyjski mundur. I tak żeśmy się bawili tutaj wieczorem. Dlaczego ja znowu szydzę z tak poważnej sprawy, jak odnalezienie zwłok tego pradziadka. Czynię to albowiem informacja ta przenosi nas do krainy wiecznych łosi, do nigdy-nigdy, gdzie przeszłość, przyszłość i teraźniejszość zlewają się ze sobą, a Inka galopuje wraz ze Stachem Supłatowiczem po prerii w poszukiwaniu nowych stad bizonów. No i łosi rzecz jasna. Inka Siedzikówna była biedną dziewczyną zamordowaną przez złych ludzi. Oddaliśmy jej hołd i moim zdaniem wystarczy. Wygrzebywanie z ziemi pradziadków, którzy nijak nie łączą się z jej tragedią i czynienie z tego wydarzenia służy tylko nakręcaniu koniunktury na patriotyczne tekstylia i niczemu więcej. No i jest biletem do krainy wiecznych łosi, o czym było wcześniej.
Informacja podana przez gdański oddział IPN to nie jedyny bilet w tamtą stronę. Mamy tę całą aferę z Opolem i ona ma podobny wymiar. Przypomniano wczoraj stary wywiad artystki Szczot, która w latach osiemdziesiątych pojechała do Zielonej Góry. Artystka Szczot mówi w tym wywiadzie wprost, że jedzie do Zielonej Góry, żeby załatwić sobie trasę koncertową po ZSRR. Pan dziennikarz zaś mówi do niej, że skoro stawia sprawę tak otwarcie, musi wiedzieć, że na festiwalu w Jarocinie zostałaby wygwizdana. Ona zaś rzecze na to, że Jarocin jej nie interesuje, bo to nędza i wiocha. I teraz zobaczcie jak budowane jest napięcie w tym wywiadzie i jaką alternatywę miała ta cała Szczot – albo Zielona Góra organizowana przez towarzyszy z betonu, albo Jarocin organizowany przez dzieci towarzyszy z betonu, takich jak Chełstowski i Owsiak. I nic więcej. Pokazywane to zaś jest jak wybór między biedą a jakością i między niewolą a wolnością.
Dziś jest podobnie. Oto zmarł wybitny Artysta – Zbigniew Wodecki. Na twitterze Magda Ogórek napisała coś w stylu – odszedł cicho i spokojnie, a inni w tym czasie z hałasem uprawiają politykę. W sensie, że Magda jest nasza i odnosi się dyskretnie oraz krytycznie do postawy artystki Szczot i innych. Nie wiem co się działo na twitterze, ponoć wylała się fala hejtu na Magdę, ale widziałem co napisał portal WP. To mianowicie, że Magda zachowała się obrzydliwie komentując w ten sposób śmierć Wodeckiego. Pan dziennikarz, o przepraszam, mediaworker, użył nawet sformułowania „słuszna krytyka internautów”. Wreszcie internauci mają swoje pięć minut i mogą uprawiać słuszną krytykę, która tym różni się od niesłusznej, że tamta dotyczy artystki Rodowicz i tego szajbusa Jakubika. Słuszna krytyka internautów jest prawie tak samo mocna, jak słuszna linia naszej partii, o której pisano w gazetach w czasach kiedy artystka Szczot wybierała się do Zielonej Góry. My zaś czytając to wszystko, sami nie wiedząc kiedy, podeszliśmy do kasy na dziwnej małej stacyjce i kręcąc głową z niedowierzaniem powiedzieliśmy do kasjerki w okienku – normalny do krainy wiecznych łosi poproszę. Przed nami bowiem zarysowała się alternatywa taka – albo Magda, albo artystka Szczot. I nic więcej.
To wbrew wszystkim pozorom nie jest wcale śmieszne, jest groźne, albowiem prowadzi do rzeczy dla nas tutaj szalenie niebezpiecznej. Do uzależnienia publiczności , nie tylko estradowej, ale każdej właściwie, od comiesięcznych wypraw do krainy wiecznych łosi, gdzie już na pierwszej stacji można spotkać Waltera Chełstowskiego, który w towarzystwie niedźwiedzia Wojtka struga sobie relaksacyjnie patyki pod wielkim zbiornikiem na deszczówkę.
Chodzi o to, by każda decyzja publiczności, decyzja dotycząca wyboru wykonawcy, książki, filmu, każda podkreślam, była kontrolowana. Stąd pomysł, by powołać w związku z tym Opolem jakąś specjalną komisję weryfikacyjną, która będzie za budżetowe pieniądze orzekać, kto jest, a kto nie jest dobrym artystą. Patrzę na to przejęty grozą. Oto za nami kilka fantastycznych projektów wydawniczych, a przed nami kilka kolejnych, jeszcze lepszych i to w dodatku w najbliższym czasie. Ja zaś rozmawiając wczoraj i przedwczoraj z kilkoma kolegami doszedłem do wniosku, że to nie my wychowujemy publiczność niestety, a do tego jakość naszych produktów rozmija się w sposób drastyczny z jakością wyrobów proponowanych ludziom przez tak zwanych wielkich. I to zaniżanie przez nich jakości jest celowe. To znaczy tworzy się taką konwencję, która ma udać niechlujstwo, po to, by nie peszyć najmniej obytych z jakością osobników. Dam przykład. Festiwal filmowy w Krakowie reklamowany jest w taki sposób
https://ocdn.eu/images/pulscms/M2U7MDA_/937e648e3846ade94238f67b901d6741.jpeg
Tym mniej zorientowanym podpowiadam raz jeszcze – to jest konwencja, której celem jest zamach na pieniądze nastolatków. Jedyny pomysł bowiem jaki mają koncerny na promocję tak zwanej kultury, to rozklepanie jej na małe, prawie przezroczyste placki, łatwo strawne dla każdego. To się oczywiście wiąże z degradacją publiczności. Z utwierdzeniem jej w przekonaniu, że tak jest dobrze i te ryje narysowane długopisem są w zasadzie nie takie złe. I teraz wyobraźcie sobie jak będą wyglądać naśladowcy takiej konwencji, szczerze przekonaniu, że właśnie tak trzeba i do tego jeszcze dźwigający, jak to w Polsce, znany wszystkim garb prowincjonalności, który przyciska ich do ziemi. Boję się myśleć.
Teraz ważne pytanie: czy w ogóle może istnieć jakikolwiek rynek treści poza USA? Mam na myśli rynek niezależny, który produkuje treści własne. Ktoś powie, że tak, może, wykopaliśmy przecież pradziadka Tupaca Amuru, damy go teraz na koszulki i to będzie nasz wkład w rynek rodzimych treści. A co z eksportem tych treści, że tak zażartuję? Otóż mam wrażenie, że rynek treści, zwany także czasem rynkiem kultury, nie może się obyć bez ingerencji państwa. Tylko w jakiejś relacji z oficjalną propagandą państwową mogą się rozwijać inne, mniejsze rynki takie jak nasz. Tymczasem państwo oddaje wszystko walkowerem. I mówi wprost – mamy w nosie publiczność i zróżnicowanie oferty. Liczy się kasa, która ma trafić do Roberta Glińskiego. Wobec tak postawionej kwestii w zasadzie nie wiadomo co robić. Państwo bowiem, które oddaje walkowerem mecz propagandowy jest po prostu na zejściu, obojętnie jak dobrze by nie wyglądało. Ja sobie zdaję sprawę, że różni macherzy od kultury, zaraz mnie wyszydzą, bo ja nigdy nawet na oczy nie widziałem takich pieniędzy jakie oni pobierają w miesiąc za sprzedaż biletów do krainy wiecznych łosi. No, ale to nie może tak być proszę Państwa, że my się jako grupa musimy określać wobec zgrai oszustów i naciągaczy, którzy podsuwają nam fałszywe alternatywy. Sprawy zaszły za daleko. Nie zamknę swojego interesu, nie powiem Bereźnickiemu – rysuj teraz długopisem artystkę Szczot i nie poproszę blogerów ze Szkoły Nawigatorów, żeby opisywali swoje wrażenia z koncertu Zenka Martyniuka.
Patrzę na wyniki sprzedaży nowej Baśni, są niezłe. Ja oczywiście jestem już porządnie zdeprawowany tymi wynikami i marzą mi się lepsze, ale te, które mamy są naprawdę niezłe. Martwię się jednak o publiczność naszego nowego portalu i martwię się o publiczność naszych przyszłych produktów, których jakość znacznie przewyższa to, co prezentuje gazownia. Obawiam się, czy nie zabije nas klęska urodzaju, czy nie okaże się, że sprzedajemy dojrzałe ananasy ludziom, którym ktoś wmówił, że największy rarytas to rabarbar, taki lekko zielony, żeniony z gazety rozłożonej na ziemi, w dodatku na sztuki – 2 zyle od ogonka.
Mamy oczywiście kilka sposobów na to, by zwiększyć target i przyciągnąć do naszych przedsięwzięć większą publiczność, która już z nami zostanie. Wliczam w to targi Rozetta w Bytomiu, a także gazetę o książkach, którą niebawem wydamy. Obawiam się jednak, że to może okazać się za mało. Przed nami bowiem naprawdę dużo przygód.
Zorganizowałem przedwczoraj coś w rodzaju telekonferencji. Przyszło mi bowiem do głowy, że najlepszym sposobem zdobycia nowej publiczności byłby abordaż. Chodzi mi o to, że nadszedł czas kiedy powinniśmy zachować się jak kompania handlowa, w której udziały ma Korona. To znaczy powinniśmy poszukać jakiegoś miejsca gdzie rozkwita życie publicystyczne i je podbić. Mamy wszelkie narzędzia do tego potrzebne. Chodzi o to, by za pomocą blogów zainstalowanych gdzieś tam, hen, hen, przyciągnąć publiczność do Szkoły Nawigatorów. W czasie mojej telekonferencji z kolegami okazało się jednak, że nie ma kogo abordować. Wszędzie jest taka nędza, że nie ma najmniejszego sensu podejmować akcji kolonizacyjnej. Po co? Mamy porywać Pigmejów i zatrudniać ich przy obrywaniu jabłek z wysokich drzew? Nie dosięgną, mowy nie ma. Nawet jak staną jeden na drugim. W czasie ostatniego jarmarku pojawił się pomysł, by część przynajmniej tekstów ze Szkoły Nawigatorów tłumaczyć na angielski i umieszczać je na anglojęzycznych portalach. No, ale to wiąże się z jakimś nowym budżetem, którego na razie nie mamy.
Może niepotrzebnie się martwię, bo w końcu mamy sukces. Mam jednak zwyczaj dmuchania na zimne. Wiem też jak łatwo odwraca się koniunktura. No, ale bądźmy optymistami, przed nami targi w Bytomiu, wydanie gazety o książkach i nowe publikacje z fantastycznymi okładkami i ilustracjami. Nie kupujemy biletu do krainy wiecznych łosi. Nie teraz i nie w najbliższej przyszłości.
Na portalu Szkoła Nawigatorów umieszczę dziś ważny tekst. Mój kolega zorganizował, chyba pierwsze w Polsce, sympozjum kampanologiczne. Efektem tego spotkania było Memorandum, którego tekst znajdziecie dziś na moim blogu w Szkole Nawigatorów. W naszym sklepie zaś wkrótce pojawi się książka o ratowaniu dzwonów na Kresach, w czasie I wojny światowej i w czasie rewolucji bolszewickiej.
Teraz ogłoszenia. Mamy już nowy sklep https://basnjakniedzwiedz.pl/ wszystkie nowe książki będą wrzucane tylko tam, ale sklep na coryllus.pl będzie jeszcze przez jakiś czas czynny, żeby wszyscy mieli czas się przyzwyczaić.
Nasze książki dostępne będą w Słupsku, w sklepie Hydro-Gaz przy ul. Słowackiego 46, wejście od ul. Jaracza
Zapraszam do księgarni Przy Agorze, do księgarni Tarabuk w Warszawie, do sklepu FOTO MAG, do antykwariatu Tradovium w Krakowie i do sklepu Gufuś w Bielsku Białej.
Przypominam, że mamy już nowy numer Szkoły nawigatorów, przypominam także o naszym indeksie zawierającym biogramy osób występujących w moich książkach
22 minutowe podsumowanie postępu Postępu, a Postęp postępuje nieustępliwie:
https://www.youtube.com/watch?v=vGkRojqity0
Emerytur nie będzie, to był tylko taki podatek wojenny, a uświadomią to Białym w stylu wandejskim tzw. „uchodźcy”.
Czy możemy choć czasem nie nawracać do tematu emerytur i postępu? Taka prośba. I proszę nie wrzucać tu nagrań z rzeczami oczywistymi…to nie jest tekst o uchodźcach.
Ja niedługo będę pisał o mnożących się gołych damskich biustach „uwypuklających głębię” twórczości Luisa Bunuela.
Ale taka dawka pop cornu też chyba niczego nie zmieni…
Nie sądzę. Rozglądajmy się jednak za jakimiś nowymi ziemiami do kolonizacji, tak na wszelki wypadek.
Trochę rozważań filozoficznych rano: jak prawidłowo odmienia się rodzaj żeński Artystki Szczot: Szczotówna, Szczocianka czy Szczotka?
Szczecinka?
Widzialam wczoraj ten alarmujacy tytul i artykul o „strasznym wpisie Magdy Ogorek”. Autorka jest jakas biedna Basia Zelazko. Co ci ludzie maja we lbach?
Nienawistny wpis Magdaleny Ogorek wygladal tak: „Podczas, gdy kolejni muzycy toczyli polityczne boje, on, po cichu, odszedł sobie niepostrzeżenie do nieba. R.I.P.”
http://gwiazdy.wp.pl/czy-to-juz-dno-magdalena-ogorek-w-skandaliczny-sposob-skomentowala-smierc-wodeckiego-6125418059200129a
Tak mi się przypomniało, że dawno dawno temu Matka Kurka wywalił mnie z kolonii bez prawa powrotu, chyba za próbę handlu paciorkami zbyt wysokiej jakości.
Powrót byłby możliwy jedynie w przebraniu lemura liżącego królewskie stopy…
Ale wiem o co chodzi i od dawna biorę pod rozwagę parę miejsc. Niestety na początku musimy wypchać kieszenie paciorkami typu: ” Cycki uwypuklające głębię twórczości”.
Trochę tak jak profesor Rewski nas uczył…
Z tym brakiem celu do abordażu to nie jest do końca prawda. Nędza też jest celem, ale wymaga tytanicznego nieprzerwanego ataku. Nikt przecież nie powiedział, że będzie łatwo. Ja jestem pełna podziwu dla Pańskiej pracy i propaguję wśród znajomych Pana dzieło. Mogę tylko tyle, a może aż tyle.
Absolutnie nie. Kompania nie zajmuje się kokietowaniem tubylców. Zapomnij o tym
Ten abordaż to tak w cudzysłowie, chciałem, żeby się kolegom spodobało
Tym co mnie śmieszy, serio, jest to, że odzież „patriotyczna” realizowana jest w formatach amerykańskich. To są przecież Tshirty, sweatshirty, jeansy, blouses i inne wynalazki kultury burgera i hot doga. Są tylko pomalowane w lokalne mazanki atrakcyjne dla tubylców. Pikanterii dodaje fakt, że, zgodnie z aktualnym powiedzonkiem, nie ważne gdzie kupujesz pamiątkę i tak zawsze jest pamiątką z Chin!
I trochę poważniej – państwo teoretyczne, groźne dla wspólnoty, jej jedności, stwarza jednak szansę na wykrojenie czegoś swojego (to też bywa bardzo groźne), czegoś poza zasięgiem kontroli urzędniczej. Państwo poważne takich szans nie stwarza. Moje wszystkie nadzieje związane z PiS to ich/Kaczyńskiego poparcie dla odbudowy warstwy obywateli. Tak min postrzegam ustawę o aptekach. Jednak skala umysłowego niewolnictwa w Polszcze poraża. I to ma bezpośrednie przełożenie na popyt na rynku treści. Twoje treści, drogi Coryllusie, są skierowane do obywatela, w żadnym razie nie do chłopstwa pańszczyźnianego i pozostałych.
Twój tekst o pingwinach z Madagaskaru powinien być wystrzelony na wszystkie korporacyjne portale.
Każdy z nas o jakąś korporację w życiu się otarł no nie? Nic tylko ładować i strzelać.
No właśnie. Portale korporacyjne…
Po prostu Kayah… I szyćko jasne, Panocku!
Ja bym tego nie nazwał kokietowaniem.
To raczej zagadnienie typu jak sprzedać lusterko osobnikowi, który jest brzydki jak tysiąc nieszczęść.
Pokazujesz mu, że lusterkiem można puszczać zajączki. Za chwilę SAM dojdzie do tego, do czego to naprawdę lustro służy. Ten moment jest najważniejszy – ta praca do wykonania samemu. Potem SAM i zupełnie świadomie podejmie decyzję, czy korzysta z lustra, czy je rozbija.
A portale akademickie, okołoakademickie, np. historyczne, względnie politechniczne, jako cel abordażu? Albo grupy rekonstrukcyjne? Rynek freestylowy? Pudelkowy? Wszędzie Pigmeje?
Portale akademickie są martwe. Ryby pływają tam do góry brzuchami. O reszcie nic nie wiem.
Prawnicy, lekarze, farmaceuci, księgowi, architekci, inżynierowie, nauczyciele – rzeczywiście same pigmejstwo…
Moim skromnym zdaniem nie powinien się Pan obawiać o brak takiego lądu. Rzecz jest nowa wiec potrzebuje czasu. W moim przekonaniu portal „Szkoła Nawigatorów” jest takim lądem właśnie. Na ten czas jest małą wysepką wulkaniczna wyłaniającą się z oceanu bzdur ale będzie wzrastać jeśli treści ją tworzące będą niczym szkło wulkaniczne. Twarde a po przełupaniu ostre ale przecież z czasem tworzące glebę więcej nisz żyzną. Trzeba czekać a z czasem wielu rozbitków których statki rozbiły się o Rafę Głupoty tu właśnie osiądzie i się zadomowi.
Chłopaki, jeden kolega napisał na SN tekst o zbieraniu węgla z plaży, który to proceder kwitnie w najlepsze od 1000 lat. Ja zaś co roku na targach tłumaczę jakiemuś mądremu profesorowi od historii jak to z tym węglem było. On zaś swoje – najpierw był węgiel drzewny, a potem dopiero uczeni radzieccy wynaleźli węgiel kamienny. To jest nie do zwalczenia. A Wy piszecie o portalach dla architektów i lekarzy?
Oby tak się stało
pigmejów zawsze można zatrudniać przy jabłonkach niskopiennych albo pielenia
Z przykrością stwierdzam, że SzN, to jest „kapiszon”, a nie „armata” (w omawianym kontekście)… I nie mam tutaj na myśli realizacji, a jedynie sam pomysł. Jak ktoś jest „mały” i „biedny”, to nie może powtarzać metod „dużych” i „bogatych”. Tego nie może zrozumieć PiS i dlatego jest np. w wątku „policyjnym” na deskach… (gdyż to PO jest tym „duzym” i „bogatym”). Wracając do tematu, Coryllus znalazł to nowe „pole walki”, na którym wszyscy są równi, i to niezależnie od pozycji „rynkowej”. Niech nasze tuzy napiszą coś równie ważnego na temat JP lub socjalizmu, coś co byłoby odkrywcze, a nie „zakrywcze”… Zatem „abordowanie”, to pójście na zatracenie, gdyż adwersarz na „dzień dobry” ma miliony, aby „załatwić” ten nowy „projekt”. Pan Musk powiedział, że będzie to robił INACZEJ i nagle „kroplówka” do tych różnych wielkich koncernów przestała płynąć. I już można czytać, że Musk jest bee, a jego pomysły są „chore”… Na szczęście amerykańskie mechanizmy są ciągle takie same i zaprowadziły dzikusów z koltami na sam szczyt. Dzisiaj zaczynają przegrywać z Chinami tylko dlatego, że ci drudzy nie szli „american way of life”, tylko szli swoim historycznym szlakiem. I tak doszli do Polski, czego Polacy nie widza, a „inni” są przerażeni. Na szczęście dla Polski Chińczycy zrobią ten szlak – i nie ważne czy my go chcemy lub czy USA się to podoba. Tak więc liczy się pomysł na życie, a nie kalkowanie „sprawdzonych” modeli…
Mi też się podoba. Tak przy okazji. Prośba ode mnie i męża. Prosimy o zamieszczanie przy tekstach gospodarczych przelicznika pieniędzy. Najprościej na złoto. Po „wołach” trwały dyskusje, ile to wszystko kosztowało. Jeśli jednak taka informacja gdzieś się pojawiła, a mi umknęłą, to z góry przepraszam.
Próbowałam sprzedawać to lusterko…dostałam w łeb
.
Aha, myśli Pani, że to takie proste. Andrzej A, dyplomowany inżynier wozi się z tymi tabelkami przeliczeniowymi już ze dwa lata
Puściłam jego tekst dalej…cóż..
.
Jeśli dobrze rozumiem, to ktoś utrudnia środowisku artystów ich dotychczasową duchową i wzniosłą egzystencję poprzez przełączanie, zapychanie i wycinanie różnych kanałów z pieniędzmi i teraz to środowisko reaguje jak osoba, której nagle odcięto dopływ alkoholu – padaczka, majaczenie, nieskoordynowane ruchy, amnezja.
Dla mnie ten portal SN, to oddech…
…póki mogę czytać…skarb..
.
Środowisko Akademickie = Kraina węgielnych łosi
Witam.
Moim zdaniem dość istotna notka. Ograniczenie możliwości powiększenia sprzedaży (targetu) z powodu jakości treści prezentowanych przez wydawnictwo jest problemem naturalnym i realnym. To tak jak z matematyką. Można jej uczyć w szkole za pomocą książek i zeszytów z zadaniami, ale można też wydawać książki popularnonaukowe o matematyce. Wszystkie takie książki bardzo dobrze i szybko się sprzedają. Czemu? Bo matematyka jest piękna tylko nie ma komu jej pięknie uczyć. Znalezienie sposobu na dotarcie w wysokimi treściami pod strzechę jest zadaniem niezwykle ambitnym. Na tym polega wartość dzisiejszej notki. Kibicuję temu zadaniu z całego serca.
Pozdrawiam
Brzydki był i od razu się przejrzał?
A szczot to w języku rosyjskim nie jest aby „rachunek” ?
Mi brakuje autostrad do przemieszczania się między blowiskiem, a blogami. To powinno być na jedno kliknięcie. Łatwiej i szybciej podglądać, gdzie się coś ciekawego dzieje.
Do tego wyzwiska i wpędzanie w poczucie winy.
Miał przeczucie co go czeka. Nie wytrzymał
.
Jestem pewna, że to musi być straszne, ale może podawać zawartość złota albo srebra w monecie? Bez dokumentów to ciężkie zadanie, ale dałoby jakieś wyobrażenie.
tak to znaczy rachunek
To jest ten decydujący moment. Ten pierwszy: zajrzeć nie zaglądać… i ten drugi moment: uwolnienie i cud, albo… złość i nienawiść.
Siła nabywcza złota ciągle się zmieniała.
Tak
.
Macherzy od „kultury” z radosną pogardą przerabiają mózgownice odbiorców na mielonkę. Gęby z portretu pamięciowego reklamujące festiwal filmowy to przecież nie są niezależni „artyści”. Toć to mają być przestępcy ścigani przez kaczystowski reżim.
Bo bez gwałtownych zmian nie ma gwałtownego bogacenia się i jednoczesnego gwałtownego ubożenia.
Mnie bank kusi, od pół roku, żebym się pozbył kredytu we frankach. jak zaczynali, był po 4,20 teraz jest po 3,85 i nadal kuszą.
Więc spodziewam się, że za chwilę będę płacił jeszcze mniej.
Wiem o tym, ale myślałam, że taka tabela jakimś cudem istnieje. 🙂 jakoś będzie trzeba sobie radzić 🙂
A no rzeczywiście, jeszcze rysowani niewprawną ręką Misiewicza.
Co do tych Fenicjan, to kilka lat temu (10 ?) byłam na Malcie i tak przyglądając się mieszkańcom doszłam do wniosku, że oni są bardzo podobni z urody do członków dworu fenickiego, który to dwór w grupie kilkudziesięciu osób, został nam przedstawiony przez reżysera Oliwiera Stone`a „Aleksander Wielki”. Reżyser podobno przygotowywał się do tego filmu długie lata, więc może dbał o literalne odtworzenie szczegółów, które Fenicjanie zostawili na kamiennych rzeźbach itd. No ale wracają do moich maltańskich impresji: twarze, włosy, no jakieś takie mi się wydały fenickie (jak pokazano w filmie), bardzo często mają charakterystyczne tęczówki, ładne w zielonym kolorze (nietypowe). No a ten ich język chyba arabski pisany alfabetem łacińskim.
Przepraszam jeszcze nie miałam czasu zalogować się na stronie SN, a tam dzisiaj jest cudny tekst o Fenicjanach. A napisać muszę, bo się uduszę.
A ten rabarbar po 2 zł od łodygi to drogo, chyba że z liściem, który zasłoni od słońca, no to wtedy cena nie wydaje się być taka wygórowana.
Ręką Bartka kieruje krwawy Ojciec Tadeusz z centrali toruńskiej. Ze swej TWIERDZY-IMPERIUM tego dokonuje!
Ciekawy skład plakatu holand, szczur i ta pani od tramwaju?
Są takie tabele, widywałem na historycy.org. Podstawa to dużo danych o płacach i cenach z porównywanych krajów czy okresów historycznych, ale uniwersalnego przelicznika chyba nie da się stworzyć, bo wymagałby istnienia takiego dobra które zawsze i wszędzie jest warte tyle samo. Może ktoś jednak na to kiedyś wpadnie.
Imperium dzialalo wlasnie za pamoca kilkunastu Walshinghamow i Jamesow Bondow a naszym przypadku metoda ta jest znana pod nazwa „word of mouth”. Polecam Pana wszystkim znajomym i rodzinie. Niech kazdy zrobi drobna czesc w swoim zakresie. Przeciez cara nie podmienimy. Chociaz …
Ten portal jest niezły jeśli chodzi o zestawienia.
Tyle, że on jest jakby martwy. .
Mało głosów, Przynajmniej tam gdzie patrzę
.
SzN jest „Od Sasa do Lasa” i na pewno jest to „oddech” od Łonetów i Pudelków, ale brak fundamentów i tego, co Anglicy nazywają „kamieniami milowymi”, i co na nasze przekłada się jako „główne wytyczne”. Jak są „wytyczne”, to cele łatwiej odnajdywać… I tak wytyczna dla Anglii, że ma panować na morzach (by bronić wybrzeży) wypączkowało w Imperium (o którym na początku nikt nie marzył, gdyż tylko pragnął nie umrzeć z głodu!).
Ale to jest tylko blogowisko, a nie ministerstwo propagandy imperialnej. Musi być od sasa do lasa
Oddech dla nas. .udaliśmy się tu, usiłując dojść do głosu.
.
Dla mnie to już spóźnione w tym sensie ze nie założę bloga. .czyli taki niepełny oddech.
Dla Gospodarza. .zobaczymy. .trzeba pracować. .
.
Ale jednak oddech.
Za to ukłony i dzięki dla założyciela
.
A może trzeba zacząć od koszyka dziennego wyżywienia dorosłego człowieka. To zawsze jest prawie stała wartość. Ze ćwierć chleba, ćwierć małego kuraka, ze dwa jajka, jedna rybka, pół litra mleka, później trochę ziemniaków (chyba kosztem pieczywa) i spoglądać ile to wszystko było warte złota, srebra i innych towarów. Łatwo wyliczyć wtedy ewentualne nadwyżki zostające w kieszeni.
Ale to takie luźne dywagacje. Ja humanistą jestem, a nie statystykiem.
To jest stylizowane na portrety pamięciowe przestępców. Może nawet dali to jakiemuś policyjnemu rysownikowi do wykonania.
To jest niezly trop, tylko problemem jest stabilnosc ceny takiego koszyka w czasie. Jak patrze na rozne porownania, lepsze chyba sa nieruchomosci – tez oczywiscie zdarzaja sie oblakancze skoki cen, ale jednak rzadziej niz w przypadku cen zywnosci.
Rozumiem, że brakuje Ci jasno wyartykułowanej przez Coryllusa racji stanu prowadzonej prowadzonej przez niego „polityki”.
Cytujac klasyka 'first we take manhattan, then we take berlin’ 🙂
Jasny szlag! My nie prowadzimy polityki tylko sprzedaż.
A co do różnych grup korporacyjnych. To chyba powinno się pojawiać trochę ciekawych tekstów z bardzo specyficznych branż i dziedzin. Ja bym tam coś ciekawego o hokeju poczytał (Vasler?). A u Toyaha jest ktoś, kto ma taaaaką wiedzę o rugby, że tylko ciekawie się dzielić.
No i podejrzewam, że tu jest jeszcze cała masa pasjonatów. Czy może jestem zbyt podejrzliwy?
Jasne, że cena koszyka jest niestabilna. Stała jest tylko ilość produktów potrzebna do wyżywienia. Cała reszta przeliczników oczywiście wtedy wariuje nie dość, że w czasie ale i na różnych obszarach.
Ależ!
Linia Coryllusa jest jasno wytyczona.
.
Do znajomych, aby nie używać słowa ,,nasi, , gdy mówię o tym tu miejscu, używam określenia
..corryllianie…
.
I wtedy rozumieją. .
Śmieją się, że w jakiejś sprawie zaprezentowała stanowisko oficjalne, tutejsze.
.
Ktoś mi prxyciął, ze prezentuję linię partii. .
Nie szkodzi :))
.
Coryllianie – dobre!
Podobno, nie pamiętam skąd to, ilość złota, którą można kupić za np. miesiąc/rok pracy jest z grubsza stała na danym obszarze od wieków. Stała oznacza wahania nie większe niż 30-50% i pomijając jakieś ostre wahania koniunkturalne.Nie sprawdzałem. Jednocześnie znaczyłoby to, że istnieją obszary o taniej i drogiej pracy. Kto tak zadysponował i utrzymuje możemy się domyślać? Może nawet są obszary, które ewoluują w jedną lub drugą stronę. Zmiany ponoć są jednak powolne.
Valser nie ma czasu na nic
kurs na prawdę
.
Mecz hokeja i dobra whisky to koszt dwu snugodzin. Dla pasjonata hokeja tekst o hokeju to trzy i pół snugodziny. Jeden tekścik tygodniowo wychodzi…
Ale hokej jest nudny, jak większość sportów.
Jasne Coryllusie. Może Natusiewiczowi, i nie tylko , trzeba jaśniej wytyczać tę linię o której pisze Maryla Sztajer?
Coś czuję, że zaraz wpadnie tu Vasler z kilem hokejowym i to nie po to, żeby tłuc w krążek….
Daj mu spokój
Dajcie spokój Panu Markowi, on ma swoje pomysły i o nich pisze, nie musimy się zgadzać z nimi
Jest. A córka Różniczka.
Dzisiaj po prostu cała notka wymiata. I już pomijam te „2 zyle od ogonka rabarbaru’. Ale nic nie przebije Waltera Chełstowskiego, „…który w towarzystwie niedźwiedzia Wojtka struga sobie relaksacyjnie patyki pod wielkim zbiornikiem na deszczówkę..”:)))
Dopiero dzisiaj uświadamiam sobie potworne braki w edukacji muzycznej. „Artystka Szczot” zupełnie nie kojarzyła mi się z niejaką Kayah, dość przejrzałą wykonawczynią muzyki lżejszej. Co do występów na Festiwalu Piosenki Radzieckiej w Zielonej Górze, to tam selekcjonowane były i SĄ do dzisiaj – największe „osobowości estrady ” a nie żadne „kandydatki do trasy koncertowej w ZSRR”. Oto niepełna lista wg youtoube’a – najnowsi: 2010- Anna Dereszowska aktrisa, 2011- Krzysztof Respondek Ślązak, 2013 – Michał Szpak, podobno nasz kandydat na Eurowizji, 2012 – Magda Steczkowska, 2011-Stachursky a wcześniej było ciekawiej: 1978 – Anna Jantar, 1973- Michał Bajor (wykonał hit radziecki „Siemionowna”),1975 -Jacek Borkowski, rok nieznany – wczesny Mietek Szcześniak (Czieriomucha), 1982 – diva jazzu Lora Szafran z Krosna , 1971 – Izabella Trojanowska „Modry Len”, 1988 – Katarzyna Szczot.
Łza się w oku kręci.
https://www.youtube.com/watch?v=fD_cMHLfVdk&t=55s
https://www.youtube.com/watch?v=81MBW_eArsY
Pełno takich ziem opuszczonych i zachwaszczonych gotowych do kolonizacji. Choćby rynek literatury dziecięcej. Panuje powszechne przekonanie, że jak ktoś jest za cienki na rynku dla dorosłych to się może pożywić na rynku literatury dla dzieci. I produkuje kolejny chlam i już tam nie ma nic poza chłamem. Wiem bo w trosce o edukację moich dzieci tracę wiele czasu na buszowanie na tym rynku w poszukiwaniu czegoś wartościowego. I co i nic. Więcej wartościowych rzeczy znajduję na osiedlowym śmietniku podczas wyrzucania kosza. Ostatnio znalazłem przedwojenną książeczkę do nabożeństwa, oraz prawdziwe Baśnie Andersena sprzed ponad stu lat, pisane taką zabawną archaiczną polszczyzną. Piszę prawdziwe bo kiedy porównałem ich treść z Baśniami Andersena wydawanymi współcześnie to uświadomiłem sobie że autor z pewnością by ich nie poznał.
Bajor wyglada jak wczesna Ewa Blaszczyk:)
Daję mu spokój, ale chodzi o ludzi z pasjami, którzy mają tyle ciekawych rzeczy do powiedzenia. Jak już skończę z tym Hugonem K. to będą wspominki starych leśników, nafciarzy, numizmatyków, lekarzy, dziennikarzy, prawników…
Starych!!!!!!
Tyle dziedzin i pasji i tyle skarbów tylko ze starych książek?
A co z dziś? Co z tym, co tu i teraz?
Świetny materiał na wpis na blogowisko…
Z radością pokomentuję. Mam na półce (dorosłej) książeczkę dla dzieci o kupie (tak tak o tej kupie).
Zatem musi pojawić się jakaś nadbudowa… jeśli mamy wygrać wojnę o umysły. Blogowisko SzN funkcjonuje w świecie i na zasadach „wrogich”. A jak napisałem uprzednio: tego wroga nie da się „przewalczyć”, gdyż jest potężniejszy i liczebnie, i przede wszystkim materialnie. Można go ominąć „boczną arabeską”, niczym Musk ominął wielkie korporacje. Oczywiście, że za Muskiem stoją wielkie pieniądze, ale chyba nieco mniejsze niż za korporacjami. U niego liczy się pomysł na jego życie, co i Pan udowadnia nieustannie. Niestety, wszedł Pan na jednokierunkową ścieżkę prowadzacą ku sukcesowi. I jeśli nie będzie „progresu” (cóż za okropne słowo!), to będzie jedynie piękna katastrofa. Jak Pan zauważył wydawanie gazety jest bardzo proste. Sukces rynkowy zapewnia jednak PRZEKAZ. I nie jest do końca ważne jak wielu ludzi towarzyszy nam w „podróży”. Przypominam, że Łokietek zaczynał od jednego zamku, by na początku właściwej drogi odnaleźć się w grocie Jury. Miał CEL, nie znał metody. Potem inni poczęli się z tym celem identyfikować, by wreszcie (idąc Pańskim tropem) pojawiły się przy nim „pieniądze” wynikające z INTERESU. I tak to w 100 lat z bankruta Królestwo stało się Imperium Jagiellońskim. Pan jest mniej więcej w momencie „bitwie pod Płowcami”. I znalazł się Pan w sytuacji Kazimierza, który musiał uciekać z pola bitwy, by ratować dynastię. Co prawda nie na wiele to się zdało, ale Kazimierz ten CEL uratował. Łokietkową „pałeczkę” podjęli inni… żeniąc syfilityczkę z Człowiekiem Znikąd. I tak też jest z Pana „pałeczką” (nie żeby z „syfilis”, ale „bez-nadziejność” sytuacji). To co najważniejsze w historii Królestwa to umiejętność kojarzenia sukcesu indywidualnego z interesem publicznym. Najdobitniejszym przykładem tej symbiozy jest postać gołodupca (tak zaczynał) Jana Sariusza Zamoyskiego, który skończył jako właściciel najpotężniejszej (przez wieki) polskiej twierdzy (ileż to razy stała ona na drodze agresorom!).
Dokladnych danych pod reka nie mam, ale pamietam wyliczenia publikowane w okresie banki na rynku nieruchomosci w USA (~ 2007-8): na poczatku stulecia ladny dom pod Nowym Jorkiem kosztowal bodajze rownowartosc dwoch sztabek zlota, a podczas banki – 2.1, wiec jako sposob przechowania wartosci zloto sie oczywiscie sprawdza. Przy porownaniach miedzynarodowych dochodza jeszcze dwa czynniki:
1. kursy walut, ktore od czasu faktycznej likwidacji Bretton Woods (Nixon w ’71) sa duzo bardziej zmienne – jesli dany kraj nie produkuje zlota, musi ono byc importowane, co czyni cene podatna na wahania
2. manipulacje na rynkach obrotu zlotem: w obrocie jest 'fizyczne’ zloto (tzn gdzies, u mnie w domu albo w skrytce w banku na moje nazwisko) lezy sztabka lub kolekcja monet – i zloto 'papierowe’, czyli certyfikaty, instrumenty pochodne i tak dalej. Proporcja jest jak 1:150 (ostatnim razem jak sprawdzalem), co oznacza podobny problem jak w przypadku rezerw czesciowych w bankach – jezeli ludzie zaczna domagac sie w tym samym czasie realizacji dostawy (w przypadku banku: wyplaty depozytu w gotowce), bedzie krach na ogromna skale. Taka gra w trzy kubki na skale globalna.
No to co? Można przyjąć je za stały punkt odniesienia wszystkich pomiarów wyjaśniając na marginesie względem czego zmieniała się siła nabywcza złota i dlaczego
Ja wiem, ze mnostwo ludzi ceni – ale nigdy nie lubilem Andersena, bo mnie strasznie meczyla ta wszechobecna beznadzieja. Wszyscy tylko sa nieszczesliwi, samotni i umieraja na mrozie opuszczeni.
Drugim takim rynkiem do wzięcia jest rynek filmów animowanych. Sądzę że ruch pt: „Szkoła Nawigatorów” jest wystarczająco dojrzały by zacząć produkować filmy w rodzaju „Pingwinów z Madagaskaru” i na tej produkcji godziwie zarabiać oczywiście.
To z Andersenem mamy to samo. Dla mnie to taki Bergman dla dzieci.
Akurat nie to jest najważniejsze w tym co powiedziałem. Chodzi mi o to że współczesny Andersen to nie jest żaden Andersen! Ani pod względem jakości literackiej i obrazowania, ani pod wzgl. fabuły, ani aksjologii. Można Andersena lubić, lub nie lubić ale najpierw trzeba go poznać.
Nie wiem, nie znam się na produkcji filmów.
A co do ruchu „Szkoła Nawigatorów” to mi się takie stare powiedzenie przypomniało:
„Niewidzialna ręka to także TY”.
Ja chcę o tym poczytać!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Szkoła Nawigatorów to fregata piracka w starym stylu, płyniemy za horyzont, pijemy grog i strzelamy do wszystkiego co się rusza 😉
OT Wpis MO od czapy, anyway.
„Podczas, gdy kolejni muzycy toczyli polityczne boje, on, po cichu, wydał nowa, genialna płytę.”
To miałoby sens.
Naprawdę, Panie Marku, ujął mnie Pan tą pałeczką i tym syfilisem….dziękuję.
http://www.youtube.com/watch?v=s2GGjlo49ms
Jakaś nadaktywność mnie dziś tu dopadła. Basta.
Idę realizować pasję w ogrodzie. Może kiedyś o tym napiszę.
Ciekawostka na temat Chiny-Polska
https://twitter.com/Faaarloon/status/866394455355600899
Musi i nie musi. Ważne żeby działały dobre algorytmy systemowe, a nie arbitralne rozstrzygnięcia admina zależne od humoru i koniunktury.
:)))
.
Z tym „syfilisem”, to przecież trzeba było mieć niezłe „odloty”, aby lokować pomyślność Królestwa na tym dworze… Ale ryzyko się opłaciło. W przeciwnym razie mielibyśmy wojnę Piastów z Piastami, miedzy bardziej zdegenerowanymi a wysługujący się sąsiadom. I mnie o tę wojnę między „Piastami” idzie. Ten „syfilis” to jedynie przenośnia upadku, ale jak dowodzę, nie jest „on” nie do przezwyciężenia… a nawet można w tym „syfie” (jak mawiało się za czasów mojej młodości) coś sensownego stworzyć. Przed nami i uczta u Wierzynka, i zostawienie „murowaną”, choć zastało się „drewnianą”. .. Odradzam jedynie wątek z Esterką w „raliach”… Ale jak twierdzi prof. Ewa Kurek to „wizja” stworzona na potrzeby „misji” pełnionej przez „górali”… że niby to taki dusze szczypatielnoje… taki ujmujące, ot, takie polskie…
Nie wiem czy zauważyliście, ale zniknął kolega Dynaq i ojca Wincentego długo jakoś nie ma. To samo Trzy Krainy….
Przecież żartowałem…:-)
Oni po prostu „odrabiają lekcje z historii” i czynią to w iście ekspresowym tempie. Pytanie brzmi: jak im się udało zbudować imperium we wschodniej Europie bez jednego wystrzału?
Wiem, wiem…
Stawiam tezę: trudno się przebić przez ten zalew, a nawet powódź myśli…
O hokeju i single malt-ach 😀
Pieniądze podmienimy. Nie, poważnie. Małe cele to coś dla wykształciuchów.
Dziś car to pchła, zresztą już za czasów Kompanii Moskiewskiej był przeżytkiem. Dźwignią jest pieniądz. Ostatnia sentencja całkiem przyjemnie brzmi po łacinie, dlaczego więc trzeba ją ciągle tłumaczyć?
Popatrzmy: dodatek Wiary do rzymskiego systemu pieniężnego zakończył panowanie Rzymu: Bizancjum przeżyło dosypanie Wiary do rzymskiego banku tylko przypadkiem — dzięki technologii wojennej. Co więc dzisiaj zapewni sukces? Proste: odwrotny kierunek. Ustanowienie systemu bankowego na Wierze, tzn. uczynnienie banku funkcjonalną przybudówką Latinitas – naszego porządku cywilizacyjnego.
Kto jeszcze nie widzi, że pieniądz dłużny został nam oktrojowany przez Cywilizację Śmierci? Przecież to widać, że to obce ciało, rak. Ten pieniądz dłużny, podobnie jak w Bizancjum, trwa oparty tylko na technologiach wojennych, nowych neutronówkach, nowym greckim ogniu pokazanym nam ostatnio w 2001 roku w centrum Port Authority of New York. Tylko od nas będzie zależeć, jak długo chory sojusz banku i bomby się utrzyma. Do życia i gospodarowania potrzebny nie jest, wszystkie te dzisiejsze banki i technologia wojenna to są biostatyny, trucizny dla organizmów żywych. Ministrów wyniszczających w obecnej chwili siłę żywą narodu drogą zapożyczania bankowego i wyczerpywania zbrojeniami likwidować, nie fetować, trzeba. Za samą ich chętkę przystąpienia do wyniszczania Polski. Czy tam Ameryki Północnej.
Społeczne biostatycznie działające instytucje nam trzeba wymienić na podtrzymujące życie. Pieniądz dłużny należy do szkodliwych instytucji. Droga jest oczywista: podmienić na sprzyjający życiu pieniądz.
Też pojęcia nie miałam, kto taki ten Szczot;) Nic, tylko się człowiek doucza.
Miło by było nie oglądać więcej tej żenującej geriatrycznej ekipy:
Rodowicz 1945 (71 lat), Szczot (Kayah) 1967 (49 lat),Kasia Kowalska1973 (43 lata),Steczkowska 1972 (44 lata), Nosowska 1971 (45 lat)
A poza tym sadze, ze nalezy zniszczyc bank centralny. To jest kluczowy element tego systemu – bez tego pozostale elementy (pieniadz dluzny, Wall Street etc) szlag trafi ekspresowo.
W pełni się z Panem zgadzam, tylko nasz bank centralny nie jest tak naprawdę nasz i w tym kłopot. Ruszyć to duże ryzyko.
„Zapisz na mój szczot.” Nigdy tego nie rozumiałam. Dzięki.
Chloru, jak tu wpadnie Valser, to ręka, noga, mózg na ścianie, sądzę 🙂
Wiem. ale edukowac ludzi nt zlodziejskiej natury tego systemu mozemy probowac.
Moje zapóźnienie kulturalne woła o pomstę do Niebios! Za Chiny nie wiedziałam, że artystka Szczot to Kayahhhhhhhhhhhhhhhh. Ehhhhhhhhhhhhhh…
Wolę te dwa zyle od ogonka 😉 Na gazecie i świeżym powietrzu. A wokoło bagno /artystyczne/ bulgoce.
Aleś, Pani, kwerendę zrobiła :)))
Ale ładne!
@ Maryli Sztajer
Taki jeden z papug.plnazywa nas dziećmi z leszczynowej górki.
Tyż piknie.
Dużo to lepsze niż osikowy dół…
To by sie Pan zdziwil, jak wygladal koszyk dziennego wyzywienia na angielskiej wsi w hrabstwie Durham lub Tyny i Wear. Zamierzam cos w tej gestii opublikowac niebawem na SN.
Jest taki. GPS Model 7020G. Całe $80, wszelkie funkcje, kamery, itp, itd. Na aliexpress.com jest pod dokładnym adresem
https://m.de.aliexpress.com/item/32766700387.html
Zaś klienci, dający piąteczkę, obfotografowali go tu:
https://ae01.alicdn.com/kf/UTB8YwvpXXfJXKJkSamHq6zLyVXa1.jpg_.webp
Pudełko pokazuje granice Polski sprzed dokładnie 1000 lat. Następny etap: polsko-chińska granica przyjaźni na Uralu.
W wiośnie lat swoich :)) Może ci wykonawcy też sobie załatwili w Magdalence dożywotni monopol na wszystkie „festiwale piosenki”. Tylko musieli „pocałować stopę sułtana” w tej Zielonej Górze i …kariera artystyczna bez ograniczeń. A jak ktoś miał przodka w resorcie, to nawet nie musiał występować w Zielonej Górze. Jak ta pani H..Umer.
Zupełnie mnie powaliła Anna Jantar, talent samorodny (obecnie gwiazdą jest córka) a do tego ten cały Michał Szpak, słabo świecąca gwiazda Eurowizji. Jak to mówią: w socjalizmie nie było cudów a III RP to tylko – kontynuacja. Co w tzw. piosence popularnej widać gołym okiem.
Poniżej link do starej jakości prawie przedwojennej: śp. Ludmiła Jakubczak 1960. Podobno orkiestra wymiata.
https://www.youtube.com/watch?v=Qco8LZQFjrQ
https://www.youtube.com/watch?v=e16baGK71do