cze 022024
 

 

Przez ostatni miesiąc byliśmy zmuszeni siedzieć w domu. Moja żona, zaraz po majówce wylała sobie garnek wrzątku na stopy i dostała trzy tygodnie zwolnienia. Całe szczęście jakoś z tego wyszła. No, ale pierwszego dnia, po powrocie z chorobowego, zmarła teściowa. Na długi weekend udało nam się jednak wyjechać do Dęblina. Pomyślałem więc, że zrobię reportaż, taki jak poprzednio z Grodziska. Pojeździliśmy po okolicy, poszliśmy na długi spacer wałem wiślanym, żeby jakoś odetchnąć po tych wszystkich stresach. Zrobiłem masę zdjęć, ale okazało się, po ich przejrzeniu, że wiele jest rozmazanych. Najwięcej dobrych zdjęć przedstawia wodę. Dlatego nazwałem ten odcinek – wodny świat. Wody bowiem w Dęblinie jest mnóstwo. Można się nawet pokusić o jakąś poetyczną klasyfikację wód. I to właśnie spróbujemy zrobić. Zacznijmy od Wisły.

Tak wygląda widok Wisły z mostu w Dęblinie, jeśli spojrzymy w dół rzeki, ku Stężycy

 

Tak zaś wygląda widok z mostu kiedy patrzymy w górę rzeki ku Puławom. Most który widzimy to tak zwany żelazny most, czyli kolejowy, a tory po nim biegnące prowadzą do Radomia i Kielc. Jest to miejsce z ponurą historią, albowiem w czasach kiedy byłem dzieckiem każdego lata jakiś desperat chodził na żelazny most, by popisywać się skokami do wody, która pod mostem jest dość płytka. Wielu nie wypływało nigdy.

 

Największą atrakcją Dęblina, przynajmniej dla mnie, człowieka, który rozładowuje tam swój stres, jest ścieżka rowerowa prowadząca od mostu drogowego, z którego robiłem te zdjęcia aż hen, do Prażmowa. Nie wiem ile dokładnie liczy sobie dobra, wyłożona kostką ścieżka, ale na pewno kilkanaście kilometrów. Kończy się ona w Prażmowie, ale dalej można też jechać rowerem, po tak zwanej kostce Bauma. Kiedy kończy się kostka, pozostaje nam jeszcze ścieżka, którą dojedziemy do Pawłowic, gdzie w zasadzie kończy się świat. Jak ktoś dojedzie, zrozumie dlaczego. No, ale zacznijmy od początku. Po co w ogóle tam jeździć? Z jednej strony mamy Wisłę, a z drugiej starorzecza. Jedno z nich zaczyna się jakiś kilometr za mostem i ten początek nie jest wcale widowiskowy. Ot, podłużne bajoro ciągnące się gdzieś między drzewami. Potem jednak robi się ono coraz szersze, a w Stężycy jest już całkiem szerokie. Są tam przystanie, plaża, restauracja i domki, w których można nocować. Cały kompleks rekreacyjny, łącznie z kajakami i rowerami wodnymi do wypożyczenia. Zdjęcie nie jest może najlepsze, ale widać most nad starorzeczem, które w miejscowym narzeczu nazywane jest łachą. Podobnie jak wszystkie inne starorzecza, o których zaraz opowiem.

 

Takich pomostów jak ten na zdjęciu jest tam kilka. Ci, którzy byli kiedyś na spotkaniu ze mną, panterą i Szymonem, wiedzą, że jest tam całkiem dobra restauracja – po lewej stronie tego mostku. Łacha stężycka, bo tak się ten kawałek wody nazywa, przerwana jest drogą łączącą Stężycę z wałem wiślanym. W drodze jest przepust, a za nim dalsza część łachy, która w tym roku została pogłębiona, oczyszczona, a z jej dna wydobyto setki ton czyściutkiego piasku, który zalegał tam od tysięcy lat.

No, ale nas interesuje ścieżka rowerowa. Wygląda ona tak:

Ciągnie się naprawdę długo i za Stężycą nie ma właściwie na niej nikogo. Jesteśmy sami, jest cicho, słychać ptaki. Z jednej strony mamy Wisłę, z drugiej las, a za lasem jedno ze starorzeczy, czyli łach. Jest ich sześć, ale najbliżej wału są tylko cztery. Pierwszą łachę – stężycką, już odfajkowaliśmy. Idźmy więc dalej. Aha, jeszcze jedna uwaga – teoretycznie nie można jeździć po wale i pod nim samochodami, ale nikt tego nie przestrzega. Ludzie skracają sobie drogę do Prażmowa albo jeżdżą na ryby nad którąś z łach. Na drodze pod wałem są zatoczki, ronda, można swobodnie się minąć i zawrócić w niektórych miejscach. Co ważne te udogodnienia nie odbierają krajobrazowi walorów. Miejsca te dawniej należały do absolutnie niedostępnych, a przyroda tam była naprawdę dzika. Chadzali po krzakach między łachami a Wisłą jedynie kłusownicy i bardzo zdeterminowani wędkarze, a także różni poszukiwacze rzeczy, o których nam, maluczkim, nawet się nie śniło. Dziś jest tak samo, bo ludziom poszukującym rekreacji nie chcę się zapuszczać aż tak daleko, dlatego jest pusto, dziko, choć wygodnie. Można sfotografować kukułkę , ale ta moja akurat siedziała wysoko i nie wyszła dobrze. No, ale zróbcie zdjęcie kukułki w waszej okolicy. To jest prawie niemożliwe.

Mniej więcej siedem kilometrów od mostu jest absolutnie topowe miejsce jeśli chodzi o ryby. Są to tak zwane Wybuchy. Nie wiem skąd wzięła się nazwa, ale pewnie wojsko coś kiedyś detonowało na tamtejszych łąkach. Sezon na Wybuchach zaczyna się w marcu, a kończy w grudniu. W zasadzie tylko w tygodniu można czasem trafić na taki moment, że nie ma tam wędkarzy. W weekendy siedzą tam dniami i nocami. Mimo to, warto zjechać na Wybuchy, bo widoki są piękne, a stężycka łacha ma tam największą szerokość. Jak się podejdzie trochę w prawo, po błocie trafimy na kolonię czapli białych. Przynajmniej dwa lata temu tam była. Tak wygląda łacha na Wybuchach

 

Te hadły piachu w oddali są wydobyte z dna łachy. Nie można się tam dostać, bo ciągnące się po drugiej stronie łąki są zabezpieczone przez autami i innymi pojazdami. Właścicieli irytowało, że wędkarze je rozjeżdżają.

Jak wygląda krajobraz po obu stronach wału? Od strony Wisły mamy takie oto, nie tkniętę ludzką ręką topolowe zagajniki

 

A od strony starorzeczy krajobraz jest taki bardziej wietnamski, jak z filmów o wojnie w Indochinach. Niestety zdjęcie się rozmazało.

Łacha stężycka kończy się za Wybuchami, a dalej zaczyna się łacha prażmowska. Zdjęcia też nie wyszły, a szkoda. W Prażmowie kończy się wyłożona kostką ścieżka rowerowa. Jest tam stopień wodny i przepust, który łączy wody Wisły z wodami prażmowskiego starorzecza. Dalej można jechać, ale nawierzchnia jest trochę gorsza. Nie znaczy to, że frajdy jest mniej. W Prażmowie jest hotel, co może wielu ludzi zdziwić. Przyjeżdżają tam głównie wędkarze, bo wody obfitej w ryby jest mnóstwo. Zawsze żartuję, że ten Prażmów to takie miejsce dla desperatów. Jak ktoś chce, żeby go żona nie znalazła, niech śmiało się tam instaluje. Dojazd od strony lądu jest niezwykle kłopotliwy.

Za Prażmowem zaczynają się moje ulubione tereny, czyli schowana całkowicie w lesie łacha drachalicka i łacha pawłowicka. Oddziela je jedynie wąski pasek suchego lądu. Ta ostatnia rozlewa się tuż przy wiślanym wale. Często jednak można nad nią spotkać wędkarzy radomskich, którzy są plagą okolicy. Jak ktoś przyjedzie, zobaczy i posłucha, sam zrozumie. Kiedy wejdziemy sobie na wał wiślany w miejscu gdzie zaczyna się łacha pawłowicka, zobaczymy ciekawy widok. O taki:

 

 

To co widać po lewej stronie to główne koryto Wisły, a to co po prawej to właśnie łacha pawłowicka. Nad brzegiem stoi człowiek więc łatwo uchwycić skalę. Przypominam też, że nie jesteśmy na Mazurach, ale a pograniczu Mazowsza i Lubelszczyzny, gdzie nie ma żadnych jezior.

Odpocznijmy na chwilę od wody i zobaczmy stężyckie kościoły. Ten stary – średniowieczny – fundowany przed rokiem 1332

 

I ten XVIII wieczny, zwany klasztorkiem

 

Skąd wiadomo, że stary kościół jest sprzed 1332 roku? Bo mówi nam o tym tablica upamiętniająca fundatora.

 

W starym kościele jest renesansowy portal przypisywany czasem Santi Gucciemu. Datuje się go na początek XVII wieku

 

Tak wygląda detal tego portalu. Jak zauważymy jest to bardzo porządnie wykonane

A tu herby Polski i Litwy

Na tym zakończę dzisiejszy odcinek. Jutro puszczę dalszą część.

  11 komentarzy do “Krajobraz z wilgą czyli widoki z Polski powiatowej (2) Wodny świat”

  1. Bardzo sympatyczny reportazyk. Az mnie zachecil do wycieczki tam rowerami

  2. To jest reportaż na chybcika, jutro będzie dalsza część, a i tak wszystkiego nie pokazałem. Niech się Pan raz tym wałem przejedzie, do samych Pawłowic. A potem wróci po krzakach do Stężycy.

  3. co to za Prażmów, czy to ten co jest koło Warszawy a dokładnie to gmina kawałek za Piasecznem

  4. Niewykluczone, że dojdzie do skutku wycieczka autokarem do Dęblina dla mieszkańców okolicznych wsi. Jest planowana na drugą połowę czerwca. Może poda pan parę typów do „zaliczenia”. Na razie pewne jest zwiedzanie jednostki lotniczej, co dalej – nie wiem jeszcze.

  5. Nie, to jest całkiem inny Prażmów

  6. Trudno do czegoś namawiać, bo dla wycieczkowiczów liczą się sprawy z top listy, czyli lotnisko, muzeum sił powietrznych itp. To duży teren i jest gdzie chodzić. Ja się rozglądam za różnymi nostalgiami. Dęblin jako miasto wygląda słabo, bo jest to typowy sztetl, z którego usunięto sklepy i ich właścicieli. No i jako miasto jest raczej młody – ma 70 lat. No, ale jest Stężyca, która jest stara, ale to teren rekreacyjny, tak jak napisałem. W okolicy jest jeszcze muzeum Kochanowskiego w Czarnolesie – 18 km, Muzeum Sienkiewicza w Woli Okrzejskiej. Tylko jedno jest w kierunku na Kozienice, a drugie na Łuków. W Gołębiu – kierunek Puławy, jest piękny kościół renesansowy i domek loretański. Tak więc raczej te atrakcje są rozstrzelone wokół miasta. No, ale jeśli wycieczka jest jednodniowa, to myślę, że samo lotnisko w Dęblinie wystarczy. Muzeum sił powietrznych jest pierwsza klasa

  7. Kostka Bauma – nazwa wzięła się chyba od firmy Klatt&Bauma, która wprowadzała kostkę Bauma rynek jako jedna z pierwszych. Tak jak nazwa rower od firmy Rover. Teraz kostek jest co niemiara, nawet nie wiem, czy Bauma jest jeszcze na rynku. Fajne produkty robi Bruk-Bet, z 10 lat temu czytałem, że to polska rodzinna firma z kapitałem założycielskim ca 300 milionów złotych 🙂

    Klatt był ojcem Klattów z Róż Europy, kiedyś widziałem Piotra Klatta w Fordzie Sierra z reklamą firmy Klatt&Bauma na masce bagażnika. Taka migawka z dawnych czasów. Stary Klatt był podobno jakimś dyrektorem w czasach komuny, zmarł niedawno.

    Jeden z moich kolegów wariatów rowerowych twierdzi, że ścieżki rowerowe wykładane kostką to barbarzyństwo. Za bardzo czuję się złącza.. Musi być powłoka bezspoinowa, czyli w praktyce asfalt.

  8. Jasne, już widzę miasto, które wylewa asfalt na wał przeciwpowodziowy i ścieżkę pod nim. Mamy szczęście, że to nie jest obszar Natura2000, a przyroda jest taka sama, jeśli nie lepsza

  9. Wariaci rowerowi widzą świat przez rowerowe okulary 🙂 Jednym z elementów takiego spojrzenia są masowe ścieżki rowerowe konkurujące z autostradami lub po prostu biegnące wzdłuż nich – np. Warszawa – Łódź czy strategiczna ścieżka wzdłuż wybrzeża.

    I czasami przypominają, że norweskie Kristiansand zajął patrol rowerowy wysadzony z łodzi podwodnej 🙂

  10. co to za zdarzenie z Kristiansand, patrolem rowerowym i łodzią podwodną

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.