cze 032024
 

Ponieważ nie wszystko się wczoraj zmieściło, dziś będzie kontynuacja. Dodam tylko, że teksty z cyklu „Krajobraz z wilgą” mają też, prócz poznawczego, charakter terapeutyczny. Służą temu byśmy nie oszaleli od tej masy idiotyzmów, które ukazują się w mediach, także społecznościowych i na YT. A jak wszyscy wiemy, żeby nie oszaleć trzeba zmniejszyć ciśnienie i obrzęk w mózgoczaszce.

Wczoraj opowiedziałem o tym, co można zobaczyć na północ od mojego rodzinnego miasta, jadąc wałem wiślanym, w stronę Stężycy. Dziś wybierzemy się na południe, ale w istnienie części obietków zdjęciowych będziecie musieli mi uwierzyć na słowo, bo zdjęcia nie wyszły. Albo padało, albo się rozmyły, bo robiłem za szybko. No, ale lecimy. Ponieważ mój dom jest dwie minuty od dworca, a ten jest na samych peryferiach, stamtąd właśnie wystartujemy. Pojedziemy przez ul. Tysiąclecia, a potem na Mierzwiączce, zwanej przez lokalsów Mierziączką, skręcimy w ul. Lipową i dojedziemy do resztek wschodniego fortu twierdzy. Ta zaś składała się z cytadeli, którą można jeszcze oglądać z mostu na Wiśle oraz pierścienia fortów. W cytadeli ciągle stacjonuje wojsko (chyba, bo ja się sprawami wojskowymi nieszczególnie interesuję), forty zaś są zdewastowane. Za mojego życia stał jeszcze fort północny, przy drodze na Stężycę, a potem został zrównany z ziemią i dziś jest tam stacja benzynowa i jakiś motelik. Fort wschodni miał różne przeznaczenia, a dziś po prostu dogorywa. Ktoś go wykupił i sobie ma, ale chyba nie może nic z tym zrobić, bo obiekt jest na liście zabytków. Miejsce to jest jednak istotne dla mieszkańców wodnego świata, albowiem znajduje się tu jedno z najbardziej obfitych w rybę łowisk, czyli kawałek dawnej fosy, zwany przez miejscowych kanałem. Zawsze się tak mówiło – gdzie jedziesz? Na kanał. Tak to wygląda

 

Kiedy miniemy wschodni fort, przy którym jest ostry zakręt, jedziemy sobie w kierunku drogi wylotowej na Lublin i Kock, mijamy Osiedle Jagiellońskie, a potem Żdżary, które miałt kiedyś dość ponurą sławę. W zasadzie każda z części miasta miała kiedyś ponurą sławę, Rycice też, ale nikt już dziś nie pamięta dlaczego. Przy głównej drodze na Lublin, która w mieście zamienia się w ulicę Warszawską, jest ścieżka rowerowa i nią, kierując się w lewo, dojedziemy spokojnie do zjazdu na Bobrowniki. Droga prowadzi przez olsy i jest przez cały czas zacieniona. Po drodze jest tylko jedna wieś – Kleszczówka. Ona też miała złą sławę dawnymi laty.

Gdyby ktoś chciał urządzić w Polsce konkurs na region z najbardziej odjechanymi i budzącymi dziwaczne skojarzenia nazwami miejscowości okolice Dęblina zajęłyby bezapelacyjnie pierwsze miejsce. No i okolice Ryk. Nie ma co im odmawiać. Podaję przykłady: Kleszczówka, Mierzwiączka, Przykwa, Oszczywilk, Ownia. Choć – teraz sobie przypomniałem – że jak się jedzie z Grodziska nad Staw św. Anny, trzeba skręcić w lewo w miejscowści Ciemno-Gnojna, a po drodze jest wieś Nosy-Poniatki. No dobra, ale drugie miejsce to Dęblin wziąłby w cuglach. Bobrowniki to najstarsza parafia w okolicy jeśli nie liczyć Stężycy, stoi tam kościół, którego styl określany jest jako renesans lubelski. Podobne kościoły są w Kazimierzu Dolnym, Radzyniu Podlaskim i Markuszowie. Kiedy tam podjechaliśmy akurat była procesja, a mieszkanki Bobrownik wystąpiły w strojach ludowych. Niestety zdjęcia się rozmyły. No, ale zrobiłem takie, które się nie rozmyły, a na pewno nie w całości:

 

Między Bobrownikami, a Niebrzegowem jest most na rzece Wieprz, która wpada do Wisły pod Dęblinem. Jak jedzie się koleją do Lublina, mijamy most położony nad samym ujściem Wieprza. Rzeka z mostu w Bobrownikach wygląda tak:

 

 

Parę lat temu wszyscy lamentowali, że Wieprz wysycha i niebawem zniknie, ale jak widzimy rzeka ma się dobrze. I cały ten lament był wart tyle samo ile globalne ocieplenie i sławne stepowienie Wielkopolski. Po Wieprzu, jak wszędzie dzisiaj, można pływać kajakiem, rzeka jest leniwa i mało się słyszało i słyszy o topielcach, ale lepiej uważać.

W Niebrzegowie tuż za Bobrownikami jest zakole Wieprza i jak przy nim skręcimy, drogą w las powinniśmy dojechać do rezerwatu Piskory. Czyli do rozległego bagna z wielką populacją ptaków wodnych. Ponoć w okolicznych lasach gnieżdżą się też puchacze. Od razu powiem, że nie dojechałem. Droga na Piskory nie jest odpowiednia dla samochodu Mazda. Najlepiej dostać się tam rowerem, ale radzę wybrać dzień suchy. Próbowaliśmy dojść piechotą, a było tuż po deszczu. Ledwie wyszliśmy z auta, a zleciała się do nas taka masa gzów, że musieliśmy zamknąć się w nim z powrotem, włączyć klimatyzację i wytłuc wszystko co zdążyło wlecieć do środka.

Kiedy ruszymy dalej, w kierunku Gołębia, po lewej stronie otworzy się przed nami wielka, prawie pusta przestrzeń. To Łąki Bonowskie, które sławne są z tego, że na całym ich obszarze nie widać żadnych śladów cywilizacji. To znaczy nie było widać do niedawna, bo teraz hen pod lasem stoją ambonki myśliwskie. No, ale nie ma tam słupów wysokiego napięcia i teren jest, można rzec, dziewiczy. Musicie mi uwierzyć na słowo, bo padał deszcz i nie mogłem wysiąść z samochodu. Potem się rozpogodziło. Na tych łąkach była kiedyś, jeszcze przed wojną, wieś Bonów, ale mieszkańcy dostali od państwa i wojska propozycję by przenieść się wraz z dobytkiem gdzieś pod Kraśnik. Ten teren zaś przeznaczony został na cele wojskowe. Dziś jest przyrodniczą atrakcją.

Przed Gołębiem zauważymy, że przy drodze, w miejscu pozornie nieatrakcyjnym stoją jakieś auta. Jeśli jest późne lato i jesień mogą to być grzybiarze, bo lasy wokół Gołębia zawsze pełne były grzybów. No, ale teraz ich nie ma. O co więc chodzi? Kiedy sami się tam zatrzymamy i przejdziemy kawałek wprost w las odnajdziemy takie oto miejsce:

 

Z taką plażą i płycizną do kąpieli:

 

 

Oczywiście znajdziemy też informację, że teren jest zamknięty, że nie wolno się kąpać, bo grozi to utonięciem. I ja Wam też mówię – nie kąpcie się tam! Muszę jednak opisać fakty, jak przyjechałem, samotna matka z pieskiem leżała sobie na piachu i się opalała, a dwoje niedużych dzieci kąpało się w najlepsze wesoło pokrzykując. Na zakrzaczonym brzegu zaś stał wędkarz ze spiningiem. Jest to wyrobisko po wydobyciu piasku i gliny. Jak sądzę bardzo głębokie. Nieopodal, za pagórkiem jest drugie, ale nie zalane wodą. Tam także nie można wchodzić.

W samym Gołębiu, który także jest odnotowaną w dawnych kronikach, starą miejscowością, najważniejszy jest kościół zbudowany w stylu renesansu niderlandzkiego. To znaczy ceglany z białym ornamentem określanym, jako okuciowy:

 

Obiekt jest odnowiony i robi wielkie wrażenie. Przy parkingu zaś, tuż obok świątyni jest mural upamiętniający sławną bitwę pod Gołębiem, którą stoczył ze Szwedami Stefan Czarniecki.

 

 

Na terenie kościoła zaś jest jeszcze jeden z najładniejszych w kraju domków loretańskich, także po renowacji

 

I na tym mógłbym zakończyć, ale zapomniałem o samym Dęblinie, gdzie jest przecież rezydencja. Dawny pałac Mniszchów i Jabłonowskich położony jest na terenie lotniska. Ja fotografowałem go od strony ul. Spacerowej. Tam teren jest otwarty i można sobie wejść do parku, obejść staw i zobaczyć całe założenie. Pałac jest klasycystyczny był kilkakroć przebudowywany i atrybunowano go raz Domninikowi Merliniemu, a potem Jakubowi Kubickiemu

 

Zdjęcie nie wyszło najlepsze, ale był już wieczór i było tuż po deszczu.

W Dęblinie jest też oczywiście sławne Muzeum Sił Powietrznych. Mieści się w budynku za pomnikiem, a posiada też część zewnętrzną, gdzie można oglądać różne latające obiekty

Na dziś to tyle.

  9 komentarzy do “Krajobraz z wilgą czyli widoki z Polski powiatowej (3). Wodny świat (2)”

  1. Tyle piękna i wszystko za darmo.

  2. Ładne chmurki!

    Są dwie szkoły fotografowania chmurek, znaczy niebiańskich fraktali. Pierwsza to szkoła Gabrysia czyli latać za chmurkami, druga to szkoła Henrysia – czekać aż chmurki przylecą do nas. Podobnie jest z niebiańskimi muzami 😉

  3. Ja to najbardziej lubię po różnych wykrotach i zastodolach łazić…

  4. Włóczyć się ile dusza zapragnie ,beztrosko. Właśnie od września zeszłego zamieniłem Warszawę, na te świat który pan opisał. Oczywiście rowerowo. Od Kazimierza do Stężycy ,mój raj.

  5. Jsli wycieczka dojdzie do skutku, to napiszę króciutko co nam pokazali.

  6. Jeśli

  7. Co mnie najbardziej urzekło w tych zdjęciach to nawet nie same chmurki ale ich odbicia w tafli wody.
    Odbicia Słońca i Księżyca to częsty motyw w fotografii.
    Ale aby fotografować nieświadomie odbicia ulotnych obiektów to trzeba być nie lada artystą.
    Czuję się jak Steinhaus odkrywający Banacha 😉

  8. Trasę Azoty-Piskory-Piaskowania-Gołąb zrobiłem rowerem w piątek, obowiązkowy punkt wycieczki to też piekarnia w Gołębiu otwierana po 18. Zdradzenie istnienia piaskowni powinno być karalne, tubylcy i tak już to miejsce z entuzjazmem zaśmiecają, a co rok obawiam się że władza skutecznie to cudowne zamknie.

  9. Nie wiedziałem, przepraszam…śmieci rzeczywiście jest dużo

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.