sie 182021
 

Internet jednak jest, ale bardzo słaby. Ja zaś odniosę się dziś do kilku kwestii, a wszystkie dotyczyć będą rynku książki. Oto będąc w empiku, gdzie absolutnie chodzić nie należy, trafiłem na grubą księgę zatytułowaną Wojna bałtycka 1634. Zainteresowałem się nią, bo pomyślałem, że może tam być coś, czego nie wiem. I rzeczywiście było. Nie wiedziałem, że można, w opisie na czwartej stronie okładki, umieścić wyraz trafio. W sensie takim oto: bohater trafio. Przeczytałem to kilka razy, bo najpierw przyszło mi do głowy, że to może jakiś szalony i dobrze opłacony przez urząd marszałkowski województwa pomorskiego Kaszub, chce sprzedawać swoje projekcje, i dlatego napisał trafio, zamiast trafia. No, ale jednak nie. Było to zwykłe niechlujstwo. Pomyślałem więc, że wszyscy ci, którzy zgłaszają jakieś uwagi do literówek w moich książkach, powinni zaopatrzyć się w różne publikacje z Empiku. Będą mogli rozwijać swoje pasje poszukiwawcze w zakresach, o których nie mieli do tej pory pojęcia.

Empik, jak wiecie, to instytucja propagandowa udająca sieć księgarni. Sprzedaje się tam głównie owoce pracy wariatów, którzy myślą, że w tej historii wszystko już zostało opisane, odkryte, a teraz jedynie można dopisywać wątki alternatywne. Im głupsze i bardziej zwodnicze tym lepiej. No cóż…nie mogę tego nikomu zabronić. Krytyka Empiku nie istnieje, bo krytykować to można mnie, albowiem ja domagam się czegoś, co dla autorów obecnych w tym sklepie jest sprawą niemożliwą do zrozumienia. Poza tym rozwijam własną dystrybucję i piszę o rzeczach, które dla twórcy dzieła Wojna bałtycka 1634 i jego dystrybutora są nie tylko niezrozumiałe, ale także szkodliwe. Udowadniają bowiem, że kolaże alternatywnej historii z fantastyką, wobec niezrozumienia, niechlujstwa w traktowaniu wątków i postaci z historii prawdziwej, to poważna aberracja.

Zdumiewa mnie w tym tylko postawa polskich autorów, którzy – wzorując się na swoich zagranicznych kolegach – piszą podobne brednie i domagają się za to uznania.

I to jest wielki dramat polskiej literatury – próba uporczywego naśladownictwa, bez zrozumienia sensu tworzenia książek, które są naśladowane. W XIX wieku autorzy nie mogli zrozumieć, że naśladowanie mitomanii celtyckiej, tyle, że na słowiańską modłę nie ma najmniejszego sensu. Tak jak nikt nie rozumie, że twórczość literacka powinna się zaczynać od stworzenia sieci alternatywnej dystrybucji, a nie od wymyślenia historii, jakże oryginalnej, o przygodach młodego wojownika sprzedanego w niewolę Saracenom.

Moja córka czyta teraz różne fantasmagorie, a ja widzę, że całe spektrum psychiki nastolatków zostało w tych dziełach ujęte. Psychika ta zaś rozmontowana zostaje na najmniejsze śrubki, podlegając potem obróbce i kształtowaniu na nowo. I to jest tłoczone pod ciśnieniem do głów młodych ludzi, przez sieci takie jak Empik. Rodzimi nasi autorzy rozumieją z tego tyle, że jak będą pisać podobnie, to też osiągną sukces. Nie wiem skąd ta myśl, ale przychodzi mi do głowy tylko jedno – na tym trzyma się cała polska tradycja literacka. Od Reja i Kochanowskiego do współczesnych poradników. Trzeba z tym skończyć.

Dziś przypada rocznica śmierci jednego z najbardziej oryginalnych i autentycznych pisarzy tworzących w języku polskim, Floriana Czarnyszewicza. Napisał on potężny tom wspomnień, udrapowanych w fabułę, zatytułowanych Nadberezyńcy. Książka ta powinna być lekturą na studiach. Nie w szkole, bo umysły młodych ludzi są opanowane przez produkty z empiku. Jeśli ktoś myśli, że ich wpływ da się zniwelować zakazami, albo wskazywaniem tak zwanej literatury wartościowej, ten chyba oszalał. To jest działanie przeciwskuteczne. Ja zaś przypominam Czarnyszewicza także dlatego, że człowiek ten nie znalazł dla siebie miejsca w Polsce, w której literaturą rządzili Wańkowicz i Nałkowska. Musiał emigrować. I to także jest znamienne dla polskiego świata literackiego. Ludzie, którzy mają ambicje by rynek moderować i kształtować, a także nim zarządzać, chcieliby być także najważniejszymi jego autorskimi gwiazdami. To jest obłąkanie w postaci czystej.

Florian Czarnyszewicz był człowiekiem uczciwym i prostodusznym, mimo tego, że był oficerem wywiadu. W porównaniu z całą tą małpiarnią, jaką był przedwojenny świat literacko artystyczny Polski wyróżniał się także tym, że opisywane przez niego okoliczności były autentyczne. To jednak za mało by zyskać uznanie za życia. Dziś za autentycznością rozglądają się wszyscy i każdy chciałby napisać coś, w czym byłby prawdziwe emocje. No, ale większość autorów żyje w świecie spreparowanym i nie rozumie co to w ogóle jest – emocje autentyczne. I ta kwestia także wiąże się z Czarnyszewiczem, albowiem na emigracji recenzje do jego książek pisał niejaki Wacław Radecki. O tej postaci już wspominałem. Był to człowiek opisywany jako pionier polskiej psychologii. W rzeczywistości zaś stręczyciel, manipulant i oszust, który wsławił się tym, że uwiedzione przez siebie, a często także hipnotyzowane studentki sprzedawał do burdeli. To jest szczera prawda potwierdzona przez Krzywickiego. Był to ponadto także złodziej, który „zniknął” z bocznicy w Pruszkowie cały wagon cukru. A rzecz miała miejsce u samego zarania niepodległości, kiedy cukier był towarem bardzo poszukiwanym. Pan ten właśnie, na emigracji, stał się kimś w rodzaju promotora Floriana Czarnyszewicza. Jeśli więc ktoś poszukuje autentycznych emocji powinien napisać szczerą powieść o nim. Niestety nikt tego nie uczyni, albowiem psychologia jest jedną z tych dziedzin, które znajdują się poza krytyką. No i co z tego zrozumieją czytelnicy? Jakiś Radecki? Jakiś Czarnyszewicz? Kogo to obchodzi, kiedy tu i teraz trzeba tworzyć porywające kolaże fantastyki i historii alternatywnej. No i pisząc takie rzeczy, jak ja tu proponuję, autor na pewno nie znajdzie się na półkach Empiku.

Widzimy więc jasno, że tematów do opisywania jest sporo, kłopot jednak w tym, że autorzy nie rozumieją co to jest wolność twórcza. Oni, wszyscy razem i każdy z osobna, marzą o tym, by zostać dobrze opłacanymi niewolnikami, bo nawet nie najemnikami. Nie rozumieją, że niewolnik tyra za miskę ryżu. Podobnie jest z kontrowersyjnymi i porywającymi tłumy politykami. Konfederacja wreszcie określiła się wobec stanowiska rządu Izraela i potępiła je. Wczoraj o 11.37 posłowie Mikke i Bosak, przemówili do samych kamer i wyrazili swoją opinię na ten temat. Normalnie szarża…

Ja zaś wpadłem na koncept taki oto – myślę, że rzeźba romańska i wczesnogotycka na zachodzie Europy, wzorowana jest na twórczości warsztatów czynnych w Indiach. To nic, że tam jest seks, a tu postacie świętych w portalach katedr. Nie o to chodzi. To jest bardzo rozwojowy temat, znacznie bardziej niż to co zawiera książka Wojna bałtycka 1634.

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/kredyt-i-wojna-tom-i-2/

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/kredyt-i-wojna-tom-ii/

  16 komentarzy do “Kreacje i imitacje”

  1. Dzień dobry. Ja też kiedyś zwróciłem uwagę na te aureole na tybetańskich malowidłach, bardzo podobne do późniejszych wyobrażeń katolickich Świętych. Co zaś do tworzenia i dystrybucji druków zwartych – myślę, że nie od rzeczy byłoby wprowadzenie do modelu opisu rzeczywistości twardszego rozgraniczenia między rzeczywistymi autorami a naśladowcami czy innymi piszącymi do wynajęcia. Wtedy nie będzie się mieszało i os momentu przypisania człowieka do kategorii – będzie jasne. „Trafio” to może być po śląsku… 😉

  2. W tym zapisie chodzi o to, że kulą trudniej trafić z broni palnej, niż pociskiem w kształcie walca. Tor lotu kuli zależy od tego, w jaki sposób kula odbije się od krawędzi otworu lufy. W przypadku walca, któremu nadano ruch obrotowy tego problemu nie ma.

    W broni miotanej (proce, katapulty) tego problemu też nie ma.

    Chińczycy wynaleźli proch, ale żeby dobrze go używać tego trzeba się znać na balistyce.

    Płaskorzeźby hinduskie też mają znaczenia, których nie rozumiemy.

    Zachowujemy się jak talibowie w stosunku do bogactwa innych kultur często traktując ich wytwory zbyt powierzchownie

     

    https://m.youtube.com/watch?v=txl3buBise4

  3. Gdzieś czytałam, nie pamiętam gdzie, że te hinduskie wytwory powstały dopiero po wyprawie Aleksandra Wielkiego, wcześniej tego nie było.

  4. „nasi autorzy rozumieją z tego tyle, że jak będą pisać podobnie, to też osiągną sukces”  – to się zaczęło w dwudziestoleciu, karykaturalną postać przyjęło za komuny, a katastrofa nastąpiła po 1989. Nasi autorzy uważają, że muszą mieć jakieś uniwersalne przesłanie dla świata, stąd to pisanie dla nikogo. Wystarczy pisać dla nas Polaków i znacznie się poprawi, ale żeby to robić, trzeba się rozejrzeć wokół siebie i nie zmyślać, a zwłaszcza nie patrzeć na świat i ludzi z pogardą. 

  5. – pewnie są jeszcze inne rzeczy. Ale te malowidła ze szkoły hinduskiej wyglądają wypisz wymaluj jak wczesne ikony chrześcijaństwa, zwłaszcza wschodniego. A datowanie wskazuje raczej na kierunek oddziaływania wschód->zachód. Z rzeźbą może być tak samo. Antyczne rzeźby greckie były w oryginale malowane, widziałem kiedyś całkiem niedawno odkryte desenie. Moja córka ma identyczną indyjską spódnicę. Takie charakterystyczne drobne kwiatki…

  6. Mówię o rzeźbach, a Tybet to nie Indie

  7. Od 30 lat tłucze się nam do głowy, że nie polskie a europejskie i światowe jest fajne. Wmawia się nam, że polskie to ciemne i dla ciemniaków. Ci co chwalą Polskę i polskie wyklucza się z dyskusji. Można wszystko napisać byleby było takie światowe. Dotuje się potem tylko te światowe wypociny. Potem nie ma co czytać i co oglądać w TV, bo tylko światowe europejskie i zakłamane, a jak się pojawią polskie to takie siermiężne jest i bez polotu

  8. Wiem, że krytycznie się Pan odnosi do Kochanowskiego. Ale Kochanowski w literaturze to jest jednak ktoś. U niego nie ma małpowania. Wystarczy go porównać z Ronsardem. Najciekawszym okresem w naszej literaturze jest epoka baroku. Tam, gdzie mamy rozumne do niej nawiązanie, powstawały i późniejszych czasach ciekawe teksty.

  9. Jak się za dużo chwali to wychodzi kicz. Coś co Coryllus gani słusznie za brak autentycznych emocji. Zamiast pisać jak jest czy było, ciągle piszą jak być powinno albo jak oni sobie wyobrażają, że powinno. Socrealizm jak za Stalina tylko trochę umajony pseudonowoczesnością.

  10. – oczywiście Tybet to nie Indie, a Indie Południowe to nie Indie Północne, w czasach rzeźby romańskiej i wczesnogotyckiej było to już wystarczająco rozgraniczone. Jako że islam w zasadzie zabrania przedstawiania postaci człowieka – musimy mówić o Południowych, z tą tak popularną obsceną. Ciekawe kto to przeniósł do Europy. Znowu Żydzi?

  11. Żydzi mieli dosyć kamieni u siebie. Sądzisz, że jeszcze chcieliby importować?

     

    https://m.youtube.com/watch?v=m4oswNJE2YQ

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.